wtorek, 5 lipca 2016

Może jednak wróg? cz.2 (Kot z Cheshire)

    Tępy ból uparcie rozsadzał jego ciało. Czuł, jakby pływał w morzu cierpienia i rozpaczy. A jego myśli były tak daleko, że sam ich nie rozumiał. Nie mógł poruszyć żadną częścią ciała i popadł w totalne otępienie.
    Ale miał to gdzieś.
    W sumie to nie chce się nawet budzić.
    Bo po co? By wrócić do tego pieprzonego świata? Do gówniary i jej kota? Powinien być zupełnie gdzie indziej... Ta myśl uderzyła w niego niczym cios zatrutym ostrzem...
Nie udało mu się. Nie udało... Poświecił tyle magii, całego siebie, ale... Bramy do Krainy Czarów wciąż pozostają zamknięte, a on jest... zbyt słaby... żeby je otworzyć...
    Po policzku mimowolnie spłynęła mu pojedyncza łza.
    "Ja chcę tylko... wrócić do domu".
    - Aaa – jęknął przez zęby.
    Z trudem otworzył oczy, a pierwsze co zobaczył to dwoje ludzi gapiących się na niego.
    - Czego...? - wycharczał.
    - E... no bo... niby byłeś nieprzytomny, ale zacząłeś płakać... Pomyślałam, że to jakaś histeria i... - zaczęła dziewczyna.
    - Mimo wszystko nie był to powód, żeby go policzkować – zganił ją jej wysoki, czarnowłosy towarzysz. - Chociaż za wcześniej rzeczywiście mu się należało.
    Kot nie słuchał ich. Z frustracją przetarł mokre od łez oczy. "Pierdole... co ja odwalam?!"
    Spróbował usiąść i natychmiast poczuł w klatce piersiowej ostry ból. Jęknął.
    - Nie wstawaj jeszcze!
    Riuuk posunęła się, żeby go powstrzymać. On jednak zatrzymał ją gestem dłoni i wypuścił powoli powietrze.
    - W porządku... - mruknął jakby bardziej do siebie niż do dziewczyny.
    Zauważył, że nie ma żadnych ran i z trudem, bo z trudem, ale może się poruszać. A sądząc po tym co odwalił już dawno powinien zdechnąć. Spojrzał spode łba na dwójkę siedzącą przy nim.
    - Dzięki – stęknął zrezygnowany. - Choć nie wiem po jaką cholerę mi pomagaliście.
    - Widzisz – zaczął dostojny mężczyzna podtrzymujący ramieniem wciąż wyczerpaną i lekko ranną Riuuk. - zapewne tego nie wiesz, ale nie jestem pierwszym lepszym zmiennokształtnym, nazywam się...
    - Amon. Idzie się zorientować – przerwał mu Kot.
    Zignorował zdziwione spojrzenie rozmówcy. Oddychał ciężko.
    - Amon... - spytała Riuuk. - Czekaj, w ogóle wy się znacie czy jak?
    Dziewczyna była wyraźnie zmieszana. Jej towarzysze spojrzeli najpierw na nią, potem na siebie.
    - To... Długa historia. Opowiem ci ją później - zaczął Amon. - Bo teraz chciałbym się dowiedzieć... Co tam słychać w Krainie Czarów?
    Patrzył na Kota zuchwałymi, ciekawskimi, żółtymi oczami. Spojrzenie to było przenikliwe i miało za zadanie uderzyć w czuły punkt. Jego rozmówca parsknął.
   - Skąd mam wiedzieć? Przecież mnie tam nie ma.
    Ostatnie słowa wycedził przez zęby ze złością i rezygnacją. Wspomnienie próby powrotu do Krainy paraliżowało go i doprowadzało do szewskiej pasji.
    - Ale chciałbyś być, prawda? - mężczyzna uśmiechnął się szyderczo. - Dlaczego wiec jesteś tutaj? Dlaczego opuściłeś Krainę?
    Dreszcz poirytowania przeszedł Kotu po plecach. "Ooo, prosisz się..."
    - Wypieprzyli mnie – wysyczał, a jego oczy zabłysły złością.
    - Naprawdę? Dałeś się? A wydawałeś się być całkiem silny – Amon zaśmiał się, jakby Kot opowiedział dobry żart.
     Ten jednak tylko parzył, a jego oczy zaczynały błyszczeć coraz bardziej złowieszczym błyskiem. Przekręcił głowę i ignorując ból, uśmiechnął się.
    - Od ciebie nie chcę tego słyszeć – powiedział spokojnie.
    Mężczyzna momentalnie przestał się śmiać. Słowa kota rozbrzmiały w ciszy. Oboje mierzyli się teraz spojrzeniami. W końcu Amon westchnął głęboko.
    - Dobra. Za co? I jak, bo domyślam się, że łatwo się nie dałeś.
    - Długa historia – kot podniósł się powoli i z trudem wyprostował. - Trafiła się nam wyjątkowo upierdliwa władczyni, ale zawsze wiedziałem, że ma się pojawić ktoś, kto wyzwoli Krainę. No i się pojawił. Tylko był kompletnym nieogarem. Nie było szans, żeby pokonał królową... - przerwał na wspomnienie Alicji. - więc musiałem mu pomóc. Zrobiłem z niego wojownika, jednego z najsilniejszych w Krainie Czarów. Ale kiedy przyszła pora zgładzenia królowej... Ona... Alicja...
     Głos załamał mu się na chwilę. Nie mówił już do nich lecz do siebie. Kolejne wydarzenie przelatywały mu przed oczami. Jego ręce drżały. "Cholera".
    - Nie mogłem pozwolić, żeby ją zabiła. Ona była zbyt niewinna. Nie chciałem, żeby splamiła swoje ręce czyjąkolwiek krwią. - odwrócił spojrzenie. - Więc użyłem magii, by Królowa zniknęła. Alicji się to nie spodobało. Ale skąd mogłem wiedzieć? Ufałem jej. A ona to wykorzystała. Podstępem uwięziła moją magię i zamknęła mnie w lochach. A potem... - odwrócił się do nich. Przez chwile widzieli w jego oczach prawdziwe, ludzkie uczucie. Rozpacz. - Osoba, której nie chciałem pozwolić kogokolwiek zranić, zabiła mnie. I wygnała z miejsca, które kochałem nad życie.
    Riuuk westchnęła cicho. Amon patrzył na niego. Był poważny i skupiony.
    - I co zamierzasz teraz zrobić?
    - Wrócę tam. I pokażę im wszystkim jaka jest cena oszukiwania Kota z Cheshire - wysyczał przez zęby.
    W tym samym momencie ziemia zadrżała, a jej powierzchnia popękała. Drobinki piachu uniosły się. Riuuk podskoczyła przestraszona.
    - Jego magia już wróciła...?
    Amon nie odpowiedział. Wbijał w kota kamienne, pełne powagi spojrzenie.
    -  A co stało sie z królową? - zapytał po chwili.
    - Hmm? Alicja nie miała oporów przed zabijaniem, bo uczyła się od człowieka, który nigdy ich nie miał. - powiedział takim tonem, jakby to co mówił było oczywiste. Magia całą swoją mocą zabłysła teraz w jego oczach, przywracając im ich morderczy charakter. - Sam zabiłem Królową Kier.

<Riuuk?>