sobota, 20 czerwca 2015

Od Jonah

Kiedy Liam dotarł do centrum labiryntu, Jonah oczywiście już na niego czekał. Nie zamierzając owijać w bawełnę, od razu rzucił konkretne pytanie.
 - Kim ty jesteś, człowieku!? Czuję, że mamy ze sobą coś wspólnego. Coś wiecej, niż tylko nazwisko.
 - Łoł, czemu od razu tak ostro?
 - Mam takie uczucie, że nie wiem czegoś ważnego. A dopóki się tego nie dowiem, nie będę mógł się skupić na współpracy, na której właśnie będzie polegać nasza druga walka w turnieju.
 - N-no... dobrze. W takim razie co musimy zrobić, żeby odkryć ten "straszny sekret"? - Mówiąc 'straszny sekret' zrobił dłońmi gest cudzysłowu.
 - Musimy wiedzieć wszystko, absolutnie wszystko o sobie nawzajem. - Widząc, że Liam ma zamiar protestować, dopowiedział: - Bez obaw, stworzę zasłonę dźwiękoszczelną. Nikomu nie mam zamiaru tego rozpowiadać, ja też nie chciałbym, żeby moje sekrety wyszły na jaw.
Usiedli więc po turecku , naprzeciwko siebie, przy posążku i Jonah stworzył dookoła nich migoczącą ledwo widocznym, stłumionym, pomarańczowym światłem sferę.
 - Ja zacznę. Nazywam się Jamie Jonathan Brynn, urodziłem się 15 lat temu w Briar. Nigdy nie miałem ojca, mama mówiła, że zostawił ją, kiedy dowiedział się, że jest w ciąży... - Mimo, że wszystko skracali najbardziej, jak mogli opowiadanie tego wszystkiego zajęło im sporo czasu. Zostało tylko 10 minut do kolejnych pojedynków.
 - T-to znaczy... że jesteśmy braćmi? - Jonah był niesamowicie zszokowany. Nigdy nie miał pełnej rodziny. Nie miał nawet ojca. Wychowywał się tylko z matką, a teraz dowiaduje się, że ma brata. Po tylu długich latach dowiaduje się, ze jednak nie jest aż tak bardzo samotny na tym okrutnym świecie. Zadrżał, a w jego oczach pojawiły się łzy. Widząc to, Liam przyciągnął go do siebie i przytulił mocno.
 - No już, młody... Nie mazgaj, ja też się cieszę~  Mamy mało czasu na obmyślenie planu działania, a mamy przecież do wygrania turniej!
 - M-masz rację. J-już, już biorę się w garść. - Odsunął się od niego. Cały swój krótki czas poświecili na dopracowywanie do perfekcji, technik współpracy. Prawie spóźnili się na arenę, ale jednak zdążyli w ostatniej chwili. Jonah był teraz znacznie szczęśliwszy, a także nastawiony na zwycięstwo. Nie było szans, żeby teraz przegrał.

środa, 3 czerwca 2015

Od Lily do Araty/Riuuk

-  Dobra, to co... - Urwała, gdy tylko dostrzegła, że jej nie słucha. Zdążyli już zejść z areny i ponownie usiedli na trybunach. Lilian zamierzała z początku dobrze wykorzystać czas, który dano zawodnikom na omówienie szczegółów strategii. Rodzeństwu jednak kiepsko szło. - Luke? Luke! Lucasie Jake'u Mortisie! - Pomachała mu ręką przed oczami. Chłopak zamrugał i powoli, niemal nieprzytomnie na nią spojrzał.
- Wybacz Lily, zamyśliłem się. - Powiedział usprawiedliwiająco. Mimo, że mówił do niej, oczami wciąż wracał na drugą stronę areny. Lily podążyła za jego wzrokiem i aż westchnęła z irytacji. ,,No oczywiście, mogłam się spodziewać!"
- Zauważyłam. - Wywróciła oczami i dała mu kuksańca w bok. - Może gdybyś nie wpatrywał się w te dziewczyny, które przyszły ci pokibicować w skąpym bikini i twoim imieniem wypisanym na płaskich brzuchach, to pomogłoby ci to przestać bujać w chmurach!
- Dobrze wiesz, że prosisz o niemożliwe prawda? - No cóż, musiała mu przyznać rację. Dziewczyny się postarały, a teraz kiedy na powrót jest kawalerem do wzięcia... - To prawie jak postawić przed tobą tort czekoladowy z malinami i powiedzieć, że nie możesz go zjeść!
- Dobra, załapałam. - Powiedziała i pokręciła głową, próbując pozbyć się tej strasznej wizji ze swojego umysłu. - Co więc zamierzasz zrobić?
- Jak to co? Podejść i oczarować ich nieodpartym urokiem Mortisów! - Oboje się roześmieli. Atmosfera się rozluźniła i Lily na moment zapomniała o turnieju. ,,Skoro one popsuły moje plany, to czemu by nie... Przynajmniej się zabawię!"
- Jesteś absolutnie pewien, że dadzą sobie radę? W końcu jesteś tak nieodparcie seksowny... Co jeśli zemdleją? Mogę pobawić się z wami w pielęgniarkę... - Przysunęła się do chłopaka i usiadła mu na kolanach, zarzucając ramiona na szyję. Pochyliła się do niego, zupełnie jakby chciała pocałować brata. Lucas złapał ją za głowę i przyciągnął ją do swojego policzka, od razu domyślając się o co chodzi. Takie akcje zawsze podgrzewały atmosferę. Złożyła na jego policzku długi, soczysty pocałunek. ,,To tylko siostrzany całus w policzek, ale kto wie, jak odebrały to dziewczyny siedzące tak daleko?" - Widziały? - Wyszeptała, gdy tylko się od siebie odsunęli.
- Oj tak... - Mruknął uradowany jak dziecko. - Dobra, a teraz, skoro całuję tak własną siostrę, ile z nich będzie pragnęło poznać, jak całuję swoją dziewczynę?
- Wszystkie! - Roześmiała się i pomachała im przez ramię. Uwielbiała spoglądać na te buźki leżące na glebie. A ich strategia zawsze działała na wszystkich w ten sposób. ,,No i dobrze! Może rzeczywiście powinnam poszukać sobie kogoś? Zaczynam się nudzić będąc samotną sierotką. Najwyższy czas się zabawić." - Dobra, pójdę za twoją radą i znajdę sobie faceta. Dzisiaj mamy after party po koncercie, wpadniesz?
Lucas mrugnął do niej na odchodnym. Dobrze wiedział, dlaczego go zaprosiła, ale wiedziała, że bez względu na to, ile dziewczyn dziś wyrwie, pojawi się i odda przysługę. - Dla ciebie wszystko!
- Zadrapania zniknęły. Myślę, że możesz spokojnie ruszyć na podbój. Daj z siebie wszystko przystojniaku! - ,,Jak nic będę tego żałować, ale po prostu nie umiem mu odmówić. Zresztą zgłodniałam przez to całe wspominanie o torcie!"
- Dzięki Freya! Skarbie jesteś super. Kocham cię, pamiętaj! - Po chwili namysłu dodał... - I tak skopiemy im tyłki, więc idź i wypocznij porządnie przed walką. - Przytulił siostrę, dodając jej otuchy. Dobrze wiedział, że chciała wygrać i dlatego starał się dodać jej otuchy.
- Leć zanim zmienię zdanie! To byłby koniec świata dla dziewczyn, które tylko czekają aż uraczysz je swoim towarzystwem. - Uśmiechnęła się złośliwie. - Pamiętaj, najpierw wchodzi jego ego, a dopiero później Lucas!
- Jasne mała, odszczekuj się dalej, a twoje włosy kiepsko skończą w starciu z moimi nożyczkami! - ,,Jak zwykle musi mieć ostatnie słowo!" Pogładziła swoje piękne, długie włosy  wystawiła mu język. Zacisnęła jednak kciuki. ,,Niech tym razem trafi na kogoś lepszego..."
Lilian usiadła na trybunach i znudzona oparła brodę na ramionach. Ze zdziwieniem podniosła głowę, kiedy nad sobą zobaczyła uśmiechniętą Riuuk. - Hej, trochę nam nie wyszło na śniadaniu, ale mam sprawę i myślę, że ci się spodoba. - Zainteresowana Lily nadstawiła ucha. Riuuk usiadła obok niej i wyszeptała jej cały plan na ucho. Dziewczyna słuchała coraz bardziej zdumiona, ale kiwała głową twierdząco. ,,O taaak, ten plan jak najbardziej mi odpowiada!"

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Od Araty do Lily

"Czyli mam 30 minut na obmyślenie dobrego planu..." Szybko zwinąłem się z areny i wróciłem na drzewo.
- Jakieś propozycje? - Spytałem Sorę.
- Mogę się założyć, że Lily od razu zgra się z bratem. Najłatwiej byłoby ich rozdzielić. Co ty na to?
- Nie głupie. Ile udałoby ci się utrzymać powietrzną barierę między nimi?
- Nie długo, ale w tym czasie powinieneś wygrać. Tylko, że gdy ja będę ją utrzymywać, nie będę w stanie ci pomóc.
- Użyję niemal całej mocy smoczej duszy.
- Przecież to cię strasznie wyczerpuje! - Zawrzeszczała na mnie "Niby tak, ale chcę jak najszybciej odpaść by wyrządzić kawał Lily. Hahaha! Tak, ten plan będzie idealny."
- Spokojnie, dam sobie radę. A teraz wybacz, trzeba doładować energię. - Powiedziałem i poszedłem spać. Nie trwało to długo, bo nim zdążyłem usnąć, usłyszałem głos komentatora.
- Arata Silvermoon proszony na arenę. - "Co, to już?! Ale ta walka mnie wnerwia!"
Pobiegłem na arenę. Pozostali czekali już na mnie. Gdy tylko stanąłem na miejscu, licznik zaczął odliczanie. "Muszę wierzyć, że Sora wytrzyma. 3... 2... 1... I zaczynamy zabawę!" Nim zdążyłem zareagować, arenę przedzieliła ściana powietrza, Lily leżała na ziemi "Najwyraźniej podmuch ją powalił, szybka jest ta Sora..."
- Lily może nie będziemy walczyć?! Nie chce mi się zbytnio! - Dziewczyna bez zastanowienia strzeliła we mnie błyskawicą "Ty wredoto!"
- Teraz mogę się w końcu na tobie wyżyć, więc ani myślę ci odpuścić! "Aż się prosi o lanie, ale przecież próbowałem..."
- Smocza duszo pokaż swą potęgę i uwolnij prawdziwą moc smoczej księżniczki - Obok mnie pojawiła się przepiękna smocza księżniczka. "Jedna z najsilniejszych istot magicznych, złapana dawno temu. Ale jej przyzywanie jest bolesne."


Smocza księżniczka rozpoczęła salwę ognistych pocisków, ich ilość była przeogromna. W pewniej chwili nawet myślałem, że to już koniec, ale gdy dym się przerzedził, było widać Lily: lekko poszarpaną, ale w sumie nic poza tym. "Pierwszy pocisk doleciał na pewno. Reszta chybiła, ale jak?!" Przyjrzałem się dokładniej i zauważyłem, że dziewczyna jest otoczona jakąś barierą. "Żywiołak! A co z kamieniami?"
"- Zostały dwa. - Powiedział jakiś przyjemny, niski głos.
- Jak ja nienawidzę tej telepatii. Zaraz, księżniczka?
- Tak. Dawno nie walczyłam. Kto by pomyślał, że po takiej przerwie zwykły żywiołak obroni moje pociski...?
- Już prędzej ja jestem zbyt słaby byś mogła strzelać z pełną siłą. Masz jakiś pomysł?
- Długo mnie nie utrzymasz, więc co powiesz na jeden cios? Podczas gdy ja zrobię dywersję, ty zaatakujesz.
- Dobra, niech będzie..."
Księżniczka znów zaczęła strzelać, ale tym razem robiła znacznie więcej dymu. Ja w tym czasie prześlizgnąłem się po ziemi pod samą Lily i z zaskoczenia uderzyłem...

Od Milo

"Czyli mam 30 minut by to załatwić..." - Dwa, pięć w pamięci... - Kiedyś nikt nie lubił przebywać z Milo gdy ten coś liczył, ponieważ zawsze robił to na głos, ale teraz to się zmieniło. Jeżeli ten chłopak coś liczył pod nosem, oznaczało to dobry interes. - O ja, to niemożliwe, coś nie tak! - Przeliczył jeszcze raz słupki liczb i pobladł.
- Co się stało? - Spytała Missy. - Zawołać siostrę?
- Nie, nikogo nie wołaj - szybko odpowiedział. - Nic nie mów i słuchaj - uśmiech zniknął z jego twarzy, a jego ton głosu nabrał głębi i powagi. Tylko oczy zaczęły się świecić. - Jeżeli teraz będziesz współpracować to nieźle zarobisz. Po naszej walce, zacząłem przyjmować zakłady. Oczywiście nie za darmo i biorę część z przegranej - spojrzenie dziewczyny miało chyba wyrazić coś w stylu: "Ale to nielegalne w naszej szkole, a poza tym okradasz ludzi." Milo jednak uciszył jeszcze nie otwarte usta piorunującym spojrzeniem. - To nie żary, więc się teraz skup. Walka mrocznych nie ma wyraźnego lidera w zakładach. Nie to co nasza. Ludzie są pod wrażeniem naszej współpracy i stawiają na nas. Stawiają naprawdę duże kwoty.
- Jakie? - Chyba jej obiekcje powoli zaczęły znikać. 
- Takie, że gdy przegramy, dostaniemy dwadzieścia złotych. Do podziału, polubiłem cię, więc pół na pół. - "Dostanie dziesięć i będzie zadowolona, bo nie widziała tego zeszytu. Czasem kłamanie jest dobre." - Tylko musimy przegrać.
- Chcesz poddać walkę na początku?
- Co ty! Ludzie pomyśleliby, że to oszustwo. Trzeba podejść do tego delikatniej - "Poza tym stracę ten image, który już zdobyłem na tych zawodach."
- Więc co chcesz zrobić?
- Walczymy na początku, jak gdyby nigdy nic, czyli niszczymy ich kryształy, ale nie blokujemy ciosów na nasze. Walka będzie trwała tylko chwilę, a później będzie można tłumaczyć, że przyjęliśmy zbyt ryzykowną taktykę. 
- Dobrze. Powiesz mi, kto zakłada się na takie sumy? - Jej uśmiech był oszałamiający. Gdyby nie to, że chodziło tu o jego interes, powiedziałby całą prawdę. 
- Uczniowie, wiesz taka moda. - "Nie powiem, że większość kasy dali nauczyciele, a poza tym wiem jak zdobyć zniżkę na zioła Araty. Jak dobrze, że on się o tym nie dowie!" - Jeszcze jedno, jednak nie bierz miecza.