Biegł co sił przez las. Suche gałęzie
smagały go po twarzy i rękach, ale nie zwracał na to uwagi. Nie
próbował nawet ukryć swojej obecności przed dziewczyną. Posuwał
się do przodu w błyskawicznym tempie, zwinnie pokonując wszystkie
przeszkody, jak powalone drzewa i kopy ziemi. Momentalnie skręcił
w prawo znikając w ogromnej kępie krzewów. Dopiero otoczony z
każdej strony ich gubiącymi liście gałęźmi, zatrzymał się i
przykucnął. Zasłonił usta ręką, gdyż w nocnej ciszy jego
szybki oddech wydawał się grzmieć. Poczuł jak krople zimnego potu
spływają mu po karku i czole. Jego mięśnie po długim biegu były
rozgrzane i czuł jak wszystkie pracują. Uśmiechnął się.
Adrenalina pulsowała mu w żyłach. Uwielbiał ten stan.
Pochylił się do przodu. Położył
dłoń na zimnej ziemi i przywarł do niej, wyprężając ciało w
drapieżnej pozycji, niczym kot. Nasłuchiwał. Tak... słyszał ją.
Była już niedaleko. Jej technika była nienaganna. Smukłe ciało
przesuwało się między gałęziami niemalże bezszelestnie i nad
wyraz szybko. Niewprawne ucho nie wychwyciłoby delikatnych uderzeń
jej stóp z szumu wiatru i szelestu suchych liści. Ale on słyszał
bardzo dokładnie.
Oblizał wargi językiem.
Spojrzał na drewniany kostur, który
wciąż ściskał w posiniałych od zimna palcach. Był o wiele za
duży i nieporęczny do walki w lesie. Chłopak był przyzwyczajony
do innego rodzaju broni, odłożył więc przedmiot na ziemię, cicho
i delikatnie, by nie robić niepotrzebnego hałasu. Sięgnął do
tylnej kieszeni spodni i wyciągnął z niej czarną chustkę.
Przewiązał ją na szyi i naciągnął na twarz.
Pochylił się do przodu opierając
ręce na ziemi. Wypuścił powietrze z płuc i w jednej chwili
wystrzelił do przodu niczym strzała. Wypadł spomiędzy gałęzi na
niewielką, pustą polanę i pokonując ją w zastraszającym tempie,
pognał między drzewa w kierunku, z którego słyszał dziewczynę.
Nie dbał o zachowanie pozorów, że próbuje ukryć swoją pozycję.
To nie były podchody. Zmysły obojga z nich były wyostrzone na
tyle, że żadne nie byłoby w stanie ukryć się przed drugim. Nie
mieli szans zaskoczyć się nawzajem. To będzie pojedynek szybkości
i siły.
Przeskoczył ogromny pień i
przyspieszył. Podniósł głowę. Pod czarną chustką
zagościł drapieżny uśmiech. Spomiędzy pozbawionych liści gałęzi
przebijał się księżyc, a w jego świetle zamajaczyła sylwetka
ubranej w płaszcz dziewczyny. Przeskakiwała zwinnie z jednej gałęzi
na drugą, unikając sterczących konarów. Ona również wyczuła
jego obecność i na ułamek sekundy odwróciła twarz w jego stronę.
Niebieskie oczy zalśniły zuchwale.
Chłopak wyprężył ciało i wbiegł
po pochyłym pniu. Złapał się grubej gałęzi i błyskawicznie
podciągnął się na niej przerzucając nogi na koleją. Pomagając
sobie rękami ruszył w pogoń za dziewczyną. Gałęzie łamały się
z trzaskiem kiedy się przez nie przedzierał. Jego ręce i
nieosłonioną chustką część twarzy pokryły wąskie zadrapania, z których zaczęła sączyć się krew.
Jednak dogonił ją.
Jednym susem znalazł się zaraz za
dziewczyną i, nie dając jej czasu na namysły, zaatakował. Jego
ręka prześliznęła się po policzku Riuuk, która w ostatniej
chwili uchyliła głowę. Wykorzystując niewygodną pozycję, którą
musiał przyjąć, kopnęła go w klatkę piersiową. Chłopak
zachwiał się i tracąc równowagę runął w dół. Riuuk nie miała
jednak czasu na triumf. Poczuła, jak na kostce zaciska się jej
silna dłoń i ściąga ją za sobą. Krzyknęła.
Spadali w dół uderzając w
niezliczone gałęzie i konary drzew. Riuuk złapała się jednego z
nich i zsunęła po jego korze z gracją na ziemię. Gdy tylko jej
stopy dotknęły gruntu, przyjęła bojową pozycję i rozejrzała
się. Z pomiędzy drzew pomknął ku niej cień. Uderzenie spadło na
nią z góry. Krzyżując nad głową ręce zablokowała kopnięcie i
odepchnęła chłopaka. Ten, odbijając się na rękach i
przewracając w powietrzu, bezpiecznie wylądował na ziemi. Schylił
się od razu, by uniknąć błyskawicznego ciosu nogą wymierzonego w
jego głowę. Opierając się na łokciach kopnął w stronę jej
odsłoniętej łydki, starając się pozbawić ją równowagi.
Napotkał jednak tylko powietrze. Wciąż leżąc na ziemi przetoczył
się, unikając gradu ciosów, który spadł z góry na miejsce, w
którym był przed chwilą. Podniósł się z ziemi i uderzył
pięścią w bark dziewczyny, która nie zdążyła się jeszcze
odwrócić. Syknęła i odskoczyła do tyłu. Oboje zmierzyli się
spojrzeniami. Oddychali ciężko, a oczy zalewał im pot.
Chłopak stanął w rozkroku i
wyciągnął przed siebie zaciśnięte pięści. Dziewczyna pochyliła
się do przodu przenosząc ciężar ciała na jedną nogę. Patrzyli
na siebie przez chwilę. I w jednym momencie zaatakowali.
Dwa zaprawione w walce ciała zderzyły
się ze sobą, zasypując się nawzajem gradem ciosów i uderzeń.
Nie wszystkich dało się uniknąć. Pojedynek trwał już dłuższą
chwilę. Oboje czuli, że tracą oddech, poobijane i zmęczone ciała
powoli odmawiają im posłuszeństwa, a koncentracja spada. Riuuk
zablokowała kolejne uderzenie, ale zabrakło jej szybkości, by
odpowiedzieć na nie we właściwym momencie. Killian wykorzystał to
i niezgrabnym kopnięciem podhaczył jej nogi. Dziewczyna upadła na
twarz podpierając się na rękach. Miała się właśnie podnieść,
kiedy stalowy uścisk zacisnął się na jej ręce i odwinął ją za
plecy. Poczuła na sobie ciężar i jęknęła.
Odwróciła głowę i kontem oka
spojrzała na przeciwnika siedzącego na jej plecach. Chłopak mocno
przyciskał jej rękę do łopatek, by nie mogła się ruszać. Jego
ramiona podnosiły się w rytm szybkich, ciężkich oddechów, a
mięśnie drgały ze zmęczenia. Kiedy ściągnął chustkę z twarzy
zobaczyła zuchwały uśmiech obnażający błyszczące w ciemności,
śnieżnobiałe zęby. Z nosa spływała mu strużka krwi.
- Wygrałem – wysapał wycierając
krew z twarzy.
- Super – parsknęła. - Teraz
możesz mnie puścić.
Szarpnęła się w uścisku. Chłopak
wyszczerzył się jeszcze bardziej, a w błękitnych oczach pojawił
się błysk przekory.
- No wiesz, mnie tam się podoba.
Riuuk odburknęła coś niewyraźnie i
zdzieliła go nogą w plecy. Stęknął i podniósł się. Dziewczyna
poderwała się błyskawicznie i zaczęła masować pulsujący bólem
nadgarstek, który jej przed chwilą wykręcił.
Popatrzyła na niego spode łba.
- Gdzie masz kostur, który ci
dałam? - zapytała.
- Masz na myśli ten kij? -
przerwał, by splunąć na ziemie krwią. - Przecież to za cholerę
nie nadawało się do walki w takim terenie. Jeśli chciałaś coś
osiągnąć dając mi go, to chyba tylko mnie spowolnić.
Skrzywił się, czując rozrywający
ból w ręce, kiedy próbował ją wyprostować.
- Przegiąłeś - dziewczyna
odgarnęła z twarzy włosy i zmierzyła go piorunującym
spojrzeniem. - Od samego początku celowałeś w głowę. Nie
wziąłeś tego za bardzo na serio?
- Słucham?! - przerwał masowanie
ręki. - Zrzuciłaś mnie z drzewa!
- Tak – skrzyżowała ręce na
piersi. - Ale to było PO TYM jak ledwie uniknęłam ciosu w głowę.
- Czyli twoim zdaniem powinienem poczekać, aż mnie zrzucisz i dopiero wtedy prać cię po łbie? -
parsknął.
- Jak na kogoś, kto zleciał z
drzewa jesteś aż nazbyt żywy! - żachnęła się. - Może
powinnam była zwalić cię nie raz, a kilka!
- Jakbyś miała okazję! -
zmarszczył nos. - Zachowujesz się jakbyś serio oberwała w łeb!
A może gdybym ci rzeczywiście przywalił, to gadałabyś teraz z
sensem.
Dziewczyna wydęła policzki.
Potem poprawiła płaszcz i przemaszerowała koło chłopaka.
Potem poprawiła płaszcz i przemaszerowała koło chłopaka.
- Idę spać – powiedziała nie
obracając się do niego.
- Ale... Czekaj! Miałaś mi
odpowiedzieć na kilka pytań!
Zatrzymała się. Najchętniej by go
zignorowała. Jednak jej duma i honor na to nie pozwoliły.
- Masz trzy szanse.
- Tylko? - mruknął.
- Jak ci się nie podoba, to to
"tylko" też ci policzę.
Westchnął i podrapał się po
głowie. Wiedział już, skąd pochodzi. Spojrzał na nią.
- Gdzie się nauczyłaś... tego –
zapytał, omiatając jej postać machnięciem reki.
- Pobierałam nauki w świątyni
boga śmierci. Szkoliłam się na zabójczynię.
Gwizdnął z uznaniem.
- A ty?
- Czy to nie ja zadaję tu pytania?
- schował ręce do kieszeni i przyjął nonszalancką postawę.
- Gdzie się tego nauczyłeś? -
powtórzyła pytanie wbijając w niego spojrzenie niebieskich oczu.
Patrzył na nią przez chwilę bez
słowa.
- Na ulicy – odparł w końcu
uśmiechając się zuchwale.
- Czyżby? Takich rzeczy uczą na
ulicy?
Wzruszył ramionami.
- Blizny. Skąd je masz? - zapytał
w końcu.
Dziewczyna wzdrygnęła się i
odruchowo otuliła szczelniej płaszczem
- Kiedy ty... - przerwała widząc
bezczelny uśmiech na jego twarzy.
Zagryzła zęby i wyprostowała się,
próbując nie dać po sobie poznać, że pytanie ją dotknęło.
- Moja rodzina została zaatakowana
- wysyczała z trudem. - Uprowadzili nas i torturowali. Starczy?
Chłopak znowu wzruszył ramionami.
Jakby zadał pytanie nie dlatego, że chciał znać odpowiedź,
tylko po to, by ją zdenerwować.
- A ty? Skąd masz swoje?
- Wiezienia generalnie – mruknął
obojętnie. - Panowie od wyciągania informacji nie są zbyt
łagodni.
- To prawda, że założyli ci
Żelazną Damę?
Parsknięcie. Teraz to ona trafiła w
sedno.
Chłopak odruchowo potarł szramę na
nadgarstku.
- Bolało? - drążyła.
Oblizał wargi i spojrzał na nią.
- Cholernie. Nawet sobie nie
wyobrażasz.
- Dobra. Śpiąca jestem. Trzecie
pytanie.
Uśmiechnął się.
- To jak w końcu z tymi słoikami.
Sama sobie otwierasz?
Rumieniec złości wstąpił jej na
policzki. W mgnieniu oka podniosła z ziemi kamień i cisnęła nim
w chłopaka. Ten złapał go na kilka centymetrów przed twarzą, a
kiedy odrzucił go na bok, dziewczyny już nie było.
Strumienie wody spływały mu po głowie
i karku. Podkręcił jeszcze czerwoną gałkę i pozwolił, by
niemalże wrząca woda spłynęła na obolałe mięśnie. Oparł
czoło na wykafelkowanej ścianie i przymknął oczy. Mokre włosy
lepiły my się do twarzy.
Poruszył niezgrabnie ręką i syknął,
gdy poczuł ból. Przeklął pod nosem. Ta laska przesadziła...
Nie mógł uwierzyć, że przez
najbliższy czas będą współpracować. Wspomnienie rozmowy z
dyrektorem doprowadzało go do białej gorączki.
- Musimy porozmawiać o waszej misji
– powiedział wtedy.
Killian nie miał pojęcia, o co może
mu chodzić. Owszem, Akademia wysyła swoich uczniów w teren z
różnego rodzaju zadaniami. Spoko. Ale co tu robi ta laska?
- Bardzo niepokoi mnie pewna sprawa
– zaczął dyrektor. - Mianowicie wasze umiejętności magiczne.
Owszem, jestem pod ogromnym wrażeniem waszych zdolności bojowych.
Sprawiają one, że nie odstajecie potencjałem od reszty uczniów.
Jednak Akademia jest w pierwszej kolejności placówką magiczną. A
wy i magia, to sprawy które nie specjalnie można postawić razem w
jednym zdaniu. Dlatego... chciałbym was razem wysłać na misję.
Parsknęli niemal jednocześnie.
- Ale skoro macie nauczyć się
korzystać z magii, to zostawcie tu, proszę, wszystkie wasze
bronie.
- Słucham?! - znowu duecik.
- Bez dyskusji. No już, już –
powiedział widząc ich wahanie.
Po chwili bezskutecznego miażdżenia
wzrokiem dyrektora zaczęli odkładać na biurko swoją broń. Riuuk
pieszczotliwie ułożyła na nim swoje noże i shurikeny. Ujęła w
ręce ukochany miecz. Wysunęła go z pochwy i pogładziła ostrze,
po czym delikatnie i z oporem ułożyła na blacie. Killian odpiął
pokrowiec z nożem z ramienia, a potem schylił się i uczynił to
samo z tym na kostce. Popatrzył na dyrektora spode łba i wysunął
wojowniczo szczękę, zaciskając dłoń na pokrowcach. Potem rzucił
nimi w klatkę piersiową tamtego. Odbiły się od niej i upadły na
biurko.
- Najedz się – parsknął.
Dyrektor uśmiechnął się.
- Jeszcze łom – powiedział
wskazując palcem na skórzany pas chłopaka, przy którym,
przymocowany skomplikowaną plątaniną rzemieni i klamr, wisiał
ciężki, złodziejski łom.
Killian wstrzymał oddech.
- C-co... Nie ma opcji!
Dyrektor pospieszył go gestem dłoni.
Na twarzy chłopaka pojawił się
rumieniec złości, a jego oczy błyskały wściekłością, gdy
odpinał klamry. Trzymając łom w obu rękach obrócił nim kilka
razy i opornie położył koło miecza.
- Widzisz jak dobrze ci poszło?
- Zamknij się.
- Świetnie. No to teraz szczegóły.
Rozłożył przed nimi kilka kartek.
Killian nie musiał im się długo przyglądać, żeby wiedzieć o
co chodzi.
- Kamień filozoficzny... -
wyszeptał.
Poczuł jak wypełnia go znajome
uczucie, które zawsze towarzyszyło mu przy napadach. Oczy błysnęły
ekscytacją.
- Dokładnie. Chodzą słuchy, że w
stolicy ktoś jest w posiadaniu mapy, która do niego prowadzi.
Przechwyćcie ją i znajdźcie kamień.
- Czy to legalne? - zapytał,
uśmiechając się złowieszczo.
- Ktokolwiek tą mapę ma teraz, sam
ją ukradł. Powiedziałbym, że jej prawowity właściciel od dawna
nie żyje, ale wiecie, mówimy tu o kamieniu filozoficznym –
zaśmiał się. - W każdym razie legalność tego przedsięwzięcia to mocno dyskusyjna kwestia. Czy to ci przeszkadza?
Spojrzenie.
- Mogę nie odpowiadać? - wysyczał
przez obnażone w drapieżnym uśmiechu zęby.
Killian wyłączył wodę. Poczuł na
ciele chłód. Wytarł się ręcznikiem i włożył na siebie obcisłą
koszulkę bez rękawów i luźne spodnie. Przeczesując ręką
wilgotne włosy położył się na łóżku. Westchnął,
przypominając sobie, co dyrektor powiedział im na odchodnym.
"Wiem co myślicie. Jak mamy
nauczyć się magii, skoro ten stary dziad nie nie wysyła z nami
nikogo, kto mógłby nam mówić, co robić? Otóż, bardzo chętnie
posłałbym z wami kogoś takiego, ale znając wasze charaktery,
wykorzystalibyście go, by odwalił za was brudną robotę. Magia
jest w was, musicie się na nią tylko otworzyć. Gdyby tak nie było,
nie przyjąłbym was do Akademii... A i jeszcze jedno. Wiecie, że
oszukiwanie lub niepowodzenie misji wiąże się z wyrzuceniem ze
szkoły, prawda? Dla Riuuk to byłby koniec konsekwencji. Ale dla
ciebie Killianie... Wiesz co się stanie, jeśli stracisz
wstawiennictwo Akademii?"
Chłopak przełknął ślinę i potarł
szyję, czując niemalże, jak zaciska się na niej sznur.
<To jak z tymi słoikami, Riuuk?>