piątek, 25 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.13 (Riuuk)

Siedzieli przy stole pod oknem w ciepłej i bardzo klimatycznej karczmie. Sądząc po tłumach panujących wokół nich był to jeden z lepszych przybytków tej kategorii w Ibris. Siedziała na przeciwko niego wygodnie opierając się o oparcie stabilnego krzesła i wciągnęła głęboko powietrze przesycone zapachami dobiegającymi z kuchni, tytoniem i piwem korzennym. Przyjemny gwar napełniał uszy i niczym nie trzeba było się przejmować. Nawet ona jako wycofany ze społeczeństwa skrytobójca lubiła takie miejsca pełne beztroskich ludzi nieokreślonej, lecz dorosłej kategorii wiekowej o późnych, nocnych porach. Ogień płonął pod paleniskiem, na którym obracało się coś na kształt świni, a bardzi grali skoczne piosenki. Poprawiła płaszcz wiszący na oparciu i zawinięty, by nikt nie zauważył wyszytych na nim symboli. W tym samym czasie karczemna dziewka - dziewczyna o długich, blond włosach zaplecionych w dwa warkocze przypatrywała się uważnie czarnowłosej najwyraźniej badając panujące pomiędzy nimi stosunki - zapytała:
- Co podać? - Głos niczym muślin przyjemny dla ucha, jednak przedzierający cię przez gwar. 
- Piwo korzenne razy dwa. - Uśmiechnął się do niej, ta zarumieniła się, a Riuuk wbiła w nią uważne spojrzenie. 
- I gulasz dla mnie. - Powiedziała również uśmiechając się bez znaku wrogości, która gromadziła się we wnętrzu bardziej mroczniejszym  niż można było ocenić na pierwszy rzut oka. Dziewka spisała wszystko na kartce i ruszyła w stronę kuchni skąd unosił się zapach powodujący niezręczne skurcze brzucha. 
- Zawsze budzisz takie zainteresowanie? - Spytała ze szczerą ciekawością. 
- A dziwisz się? - Uśmiechnął się do niej tym cudownym rozbrajającym uśmiechem z serii "Przystojny, zły chłopiec" i niemal odebrało jej mowę. Czuła jak czerwień wpełza na policzki. Na szczęście w dalszej rozmowie przeszkodziła im blondynka niosąca dwa wypełnione po brzegi kufle piwa. Killian natychmiast złapał za ucho i upił pokaźny łyk. 
- Noo! I to się nazywa piwo, a nie jakieś sikacze -  Podniósł naczynie nad głowę i spojrzał na nią. - Za wolność! - Krzyknął.
Czarnowłosa wstała razem z nim i uniosła spore naczynie. 
- Za idiotów, który ułatwiają nam pacę! - Popatrzył na nią ze zrozumieniem i zaśmiał się rubasznie uderzając kuflami o siebie.
- Ku chwale grzeszników! - Krzyknęli chórkiem, tym razem ze znacznym impetem uderzając kuflami. Piwo pociekło im na dłonie i brody, gdy pili złoty napój. 
- No nie powiem, jedno z lepszych jakie piłam!
- No bo widzisz moja droga, to miasto nie słynie również ze sztuki piwowarskiej. - Ponownie upił porządny łyk. I popatrzył wokół. - Z resztą... Nie tylko ja budzę zainteresowanie księżniczko. - Mrugnął do niej.
Dopiero teraz zauważyła gapiącego się na nią mężczyznę siedzącego przy barze. Odwrócił wzrok, gdy na niego spojrzała. Dobrze zbudowany, brodaty i barczysty około dwudziestki. 
- Nie mój typ. - Uniosła brwi i popatrzyła na niego. 
- A tamten za paleniskiem z prawej? - Nie odpowiedziała dostrzegając kelnerkę z gulaszem idącą w ich stronę.
Ta z niechęcią mierząc ją wzrokiem położyła miskę przed nos i ponownie uśmiechnęła się do chłopaka.
- Jakbyś czegoś chciał to szukaj mnie na zapleczu. - Uśmiechnęła się zalotnie zbliżając do niego, jednak czując na sobie morderczy wzrok czarnowłosej szybko odeszła do innego stolika. Nie kryła konsternacji.
- No co? Nie moja wina że tak działam na kobiety. - Znowu ten uśmiech. Chyba zaraz padnie! 
- Wszytko czego teraz potrzebuje to jedzenie. - Burknęła z łyżką naprawdę dobrego gulaszu w ustach. Prawie zadławił się ze śmiechu.
- Dobre podejście księżniczko! Jednak jedzenie dobrze ci nie zrobi! - Mrugnął do niej i spojrzał znacząco na kelnerkę, a następnie na pusty kufel.
Za chwilę pojawił się przed nim pełny. Wywróciła oczami rozglądając się dookoła. Nagle jakaś dziewczyna na oko w wieku Killiana wyraźnie podchmielona otarła się o niego pośladkami przechodząc w stronę baru. Nie kryjąc zadowolenia uszczypnął ją w tyłek, by pisnęła. 
- Skoro jesteś taki dobry to doradź mi jakiegoś. - Mruknęła zatapiając się w gulaszu. A raczej resztkach. Oblizała usta i odsunęła miskę. 
- Może tamten - wskazał dyskretnie palcem - pierwszy od lewej przy barze, ten czarny.
- Nie w moim type. - Burknęła. -Może tamten przy schodach w długich włosach? - Popatrzyła na spowitego w czerń chłopaka czytającego ogłoszenia. 
- Zły drań, nie obchodzą go dziewczyny. - Skwitował unosząc brew. - Wybredna jesteś księżniczko. Określ mi bliżej swój typ? - Zagadnął przeczesując włosy.
"Ty nim jesteś" - Chciała powiedzieć, jednak w porę się powstrzymała. Uff... Mało brakowało...
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Nie liczy się dla mnie wygląd... - Zakłopotała się zajmując ręce kuflem i upiła łuk.
- Pierdolisz, każdy zwraca na to uwagę. - Skomentował unosząc brwi. 
- No dobra... A tamten w białej koszuli i ...
- Pedał. - Nie dał dokończyć.
- Skąd wiesz?! - Uniosła brwi w grymasie autentycznego zdziwienia.  
- Nie pytaj. - Mruknął pod nosem. - Tamten szatyn cały czas na ciebie zerka.
Myślała, że wyjdzie z siebie! Dlaczego zamiast zagrać mu na nosie on jej pomaga bez mrugnięcia okiem! Co za idiota! Zaraz zawyje ze złości!
Spojrzała na mężczyznę. Siedział uśmiechając się do karczmarza trzymając kufel w dłoni rozmawiał z facetem obok. Na pierwszy rzut wydawał się miły i uczciwy.
- No nie powiem... wygląda na miłego i w ogóle... - Zająknęła się udając zakłopotaną fascynatkę. - Przystojny też jest... - Wtedy ich wzrok się spotkał.
Mężczyzna miał złote, kocie oczy i kwadratową szczękę z lekkim brązowym zarostem. Wyglądał na lekko starszego od chłopaka przed nią i uśmiechał się do niej. Odwzajemniła uśmiech zerkając kątem oka na Killiana. Ku jej wewnętrznej rozpaczy, gdy mężczyzna podszedł do niej Killy nie mrugnął do nawet okiem. Mało tego, uśmiechnął się do niego i brakowało tylko, żeby wstał i pomachał. Aaaa! Tak bardzo go nienawidziła! Jak ona go cholernie nienawidzi! 
- Przepraszam, czy...
- Nie, ten idiota to nie mój chłopak.
Mężczyzna był trochę niższy od niej. Nie ukrywała, że nadrabiał muskulaturą. Zmierzyła go wzrokiem i stwierdziła, że nie był zły. Wstała pociągając za sobą płaszcz i wyciągnęła rękę.
- Jestem Riuuk, mogę poznać twe imię? - Zdobywając się na najbardziej rozbrajający uśmiech jaki zdołała ukłoniła się teatralnie. 
- Miło mi piękna Riuuk. Mnie zwą Valmet. Bardzo mi miło poznać tak urodziwe stworzenie jakim jesteś. - Zaczerwienił się i podrapał po głowie.
Miły, przystojny do tego jaki słodziutki! Nie zamierzała kryć podekscytowania i dała poprowadzić się przez mężczyznę do wolnego stolika dyskretnie ukrytego w cieniu schodów. Nie przepadała za komplementami tego typu... Ale przymknęła na to oko. Odwróciła się jeszcze do Killiana, a ten pokazał jej uniesiony kciuk, jakby ją dopingując. Przeklęła w myślach.
- Skąd jesteś? - Spytał gdy usiedli, przy piwie.
W takich chwilach widząc czerwone nosy dziewek cieszyła się, że ma naprawdę twardą głowę i  niechęć do alkoholu.
- Nigdy nie widziałem kogoś o tak jasnej skórze jak twoja i równie czarnych włosach do kompletu.
Patrzył w nią jak w obrazek. Przyjacielskie nastawienie sprawiło, że nawet jej się spodobał. Jakaś odmiana od Killiana, który wiecznie jej dogryza... I ma taki słodki uśmiech, i tak... STOP! Nie myśl o nim! Samo przejdzie!
Przyjrzała mu się dokładniej. Miał szeroki nos i duże oczy. Biała koszula rozpięta do połowy odsłaniała muskularny tors, a na szerokie ramiona spływały lekko kręcone, brązowe włosy. 
- Pochodzę z Żelaznego Miasta. Jesteśmy kwita! Ja nigdy nie widziała mężczyzny o takim odcieniu skóry! - Ehh... Chłopcze mało widziałeś na tym świecie.,.
- Ja jestem miejscowym artystą jednak moja matka pochodziła ze stolicy. - Żachnął się zaczynając opowiadać o swojej pracy.
Wykonywał rzeźby do świątyń i nie tylko. Grys. Wiedziała, że to nazwisko obiło jej się kiedyś o uszy. Ale czy miał jakiegoś syna? Nie przypominała sobiue... Mniejsza z tym! Spędzili razem dłuższą chwilę rozmawiając, żartując i popijając piwo. Nie wiedziała ile czasu minęło, ale przestało się to dla niej liczyć. Chłopak był nieco prostolinijny, jednak miły, więc mogła się wreszcie odprężyć. Po ostatnich kłótniach z Amonem i przebywaniu prawie non stop z Killianem, kiedy każda sekunda jest podszyta wybuchami skrajnych emocji, naprawdę potrzebowała zwykłego, spokojnego gadania o głupotach, by móc się wyluzować. Przeprosiła go na chwilkę i wstała od stolika, idąc na stronę. Wyszła z ich odsepaowanego miejsca i znów uderzyły ją dużo głośnejsze niż wcześniej dźwięki zabaw, przekleństw przy kartach i pieśni. Typowa karczmiana atmosfera. Lekkim krokiem, który zdziwił ją samą, udała się w stronę wychodka. Odruchowo poszukała wzrokiem Killiana. Nie zmienił stolika przy którym siedzieli, jednak nie siedział już sam. Było z nim kilku facetów i jakiś grajek. Patrzyła jak jednym haustem wypija sporawy kieliszek wódki. Jej uwagę przykuły dziewczęta w skąpych ciuchach, kłębiące się przy nim i śmiejące z każdego żartu. Opowiadał coś. Pewnie jedną z setek swoich złodziejskich historii. Grajek zagrał na swojej gitarce jakąś skoczną melodię. Wszyscy ryknęli śmiechem, poznając dźwięki wulgarnej piosenki. 
Mężczyzna z gitarą zaczął skakać po ławach wyśpiewując wymyślane na pętce słowa. Zatracony w swej "sztuce" zachwiał się na jednym z niestabilnych, dostawionych do stołu taboretów i runął w dół. Killian odruchowo odsunął się, schodząc mu z toru lotu, trącając przy tym butelkę wódki, której zawartość wylała się na siedzącą obok, mocno podpitą dziewczynę. Pisnęła, stawiając z powrotem zupełnie puste naczynie i nie wiedząc co mogłaby zrobić, zaczęła wachlować dłońmi ubranie. 
- Killian, kurwa! - zaklęła typowo podpitym głosem. - To nowa bluzka! - jej ton wcale nie sugerował oburzenia, tylko zalotną przekorę.
- Bluzka to chyba nad wyraz powiedzine - uśmiechnął się, patrząc wymownie na bądź co bądź skrawek prześwitującego materiału, opinającego duże, jędrne piersi. - Zreszą bardziej mnie boli że wódka się zmarnowała.
Odpowiedział mu rubaszny śmiech jego towarzyszy.
- Jak chcesz to możesz ją ze mnie zlizać! - wręcz krzyknęła, rozkładając zapraszająco ramiona. - Bluzka i tak jest mokra, więc może pomógłbyś mi ją ściągnąć?
Przysunęła się bliżej, w akompaniamencie gwizdów przy stoliku. Riuuk patrzyła jak chłopak unosi brwi, uśmiechając się w jej ukochany sposób, a jego wzrok listruje dziewczynę... w dół. 
- No dalej, musisz się jakoś zrewanżować. Nie zawiedź mnie, bo była cholernie droga...
- Ach tak? - serce podeszło jej do gardła, gdy patrzyła, jak się do niej pochyla. - A wydasz mi resztę?
Ich usta zetknęły się, a chwilę później zatopieni byli w napiętnym, niemalże agresywnym pocaunku. Gwizdy i wulgarne śmiechy przy stoliku wybuchły w jednej sekundzie. Patrzyła, jak obejmuje ją, a ręka pnie się po nagim ciele do góry, do wspomniej bluzki.
- Chyba ci się należy - jęknęła w chwili przerwy. - Ale tak się składa, że nie mam drobnych...
Kiedy jej dłoń powędrowała w kierunku jego krocza myślała, że dosłownie wyjdzie z siebie. Wtedy chłopak jak na zawołanie popatrzył prosto w jej stronę kończąc pocałunek. Nie zdążył nawet nic powiedzieć, czy zmienić miny. Zniknęła za ścianą dysząc ciężko.  Ten idiota! Ten dupek! Jak on może! 
- Cześć piękna... - Jakiś mężczyzna podszedł do niej. Wściekła nie patrząc nawet kto to jest zdzieliła do po głowie tak mocno, że upadł u jej stóp, a reszta zainteresowanych pośpiesznie odwróciła wzrok.
- Spokojnie Riuuk, nie możesz tak... - szepnęła - poddawać się emocjom...

Wróciła kręcąc biodrami i patrząc zalotnie na Valmeta usiadła obok niego. Chłopak - co jej się podobało - ukrył zakłopotanie. Wręcz napuszył się niczym paw przed wybranką i objął ją ramieniem. 
- Mógłbyś kontynuować? - Zapytała udając lekko podchmieloną by chłopak zyskał nieco pewności siebie i przysunęła się do niego jeszcze bliżej uśmiechając zalotnie z tym flirciarskim błyskiem w oku, który mężczyźni odbierali za znak "jest moja".
- Także, ile nie przebrnąłbym pustyni, ile Ibris nie zwiedził nigdzie nie znalazłem równie pięknej kobiety. - Popatrzył na nią.
- Naprawdę? - Spytała i pochyliła się w jego stronę. Wtedy on zagrał tak jak chciała: przyciągnął ją do siebie łapiąc z talię i pocałował mocno. Oddała pocałunek obejmując go za szyję. Pozornie zamknięte oczy wpatrywały się w Killiana, który ku jej zażenowaniu siedział niewzruszony obok przymilającej się panienki. "Dobra mam wyrąbane!" - pomyślała i pozwoliła by posadził ja na swoich kolanach. Pachniał przyjemnie pustynią i drewnem. Jego dłonie nie były tak delikatne i zarówno silne jak jej partnera. Dłonie, zniszczone pracą przy drewnie lekko drapały, gdy złapał ja za ramiona. 
Sięgnęła po kufel piwa i pociągnęła spory łyk, by dodać sobie otuchy oraz odegnać obawę, że zrobiła coś czego nie powinna... Przecież to tylko jeden pocłunek, prawda? Pozwoliła, by ją objął i oparła głowę na jego ramieniu. Próbowała doszukać się w sobie podobnego uczucia, jak wtedy, kiedy przytula ją Killian. Jednak nie mogła go znaleźć. Na czym polegała różnica? Dlaczego to właśnie w jego ramionach czuje się bezpieczna?
Mówił coś do niej łagodnym, spokojnym tonem. Śmiała się, kiedy wyczuwała, że tego oczekuje i odpowiadała zwyczajnie. Normalna relacja, normalna rozmowa...
- Widzę, że tu u was też ostro.
Zesztywniała, podnosząc wzrok. Killian. Skąd się tu wziął?!
Stał opary na brzegu stołu ze skrzyżowanymi rękami, patrząc na nich pobłażliwie. Valmet poprawił się lekko napinając mięśnie, kiedy poczuł jej wahanie na widok przybysza.
- Killian - uśmiechnęła się obłudnie, czując skurcz w żołądku na widok rozczochranych, wytarmoszonych przez te zdziry, włosów. - Co jest?
- Chciałem się upewnić, czy żyjesz. No i jak ci idzie.
Wyszczerzył się po swojemu, a obejmujący ją chłopak zdezorientowany obrzucal ich na przemian nerwowymi spojrzeniami.
- Upewniłeś się. Możesz iść - rzuciła może zbyt ostro.
- E... - Valmet podniósł się lekko speszony i wyciągnął do niego rękę. - Jestem Valmet. Miło mi.
Chłopak wbił cyniczne spojrzenie w wycuągniętą ręke, a jego wzrok powędrował po niej do góry aż na twarz mężczyzny. Ten speszył się lekko.
- Killian Flynn - przedstawiła go w końcu dziewczyna, obawiając się, że śmieszy go lekkie zażenowanie Valmeta i nie daj Boże, zacznie to ciągnąć.
Ten skinął z kolei głową i opuścił rękę, nie doczekując się uścisku.
- Coś jeszcze? - zapytała
- W sumie - przerwał podpijając bez pytania piwo z jej kufla - to już nie, wpadłem głównie po to - odłożył kufel na stół i podrzucił w dłoni swoją zapalniczkę.
Przeklęła na głos, sięgając do kieszeni, w której ją wcześniej ukryła. Zabrała mu ją na dziedzińcu, kiedy myślała, że nie patrzy. Jak się spodziewała, kieszeń była pusta. Kiedy do jasnej cholery to zrobił?!
- Killian...! - jęknęła prawie zrospaczona.
Uniósł pytająco brwi, już zapalając wsuniętegk do ust papierosa.
- Przestań wreszcie z tymi cholernymj fajkami!
Odpowiedziało jej sarkastyczne przewrócenie oczami.
- Idziemy na górę? - Zaproponował nagle jej karczmiany towarzysz.
Zesztywniała, podnosząc na niego wzrok. Napotkała spojrzenie złotych, kocich oczu. Zdurniał?! Miał ją za łatwą dziwkę?! Prędzej mu przywali! Nigdy by się nie zgodziła. Nigdy, dopóki nie poczuła, jak Killian zastyga w bezruchu. Doskonale wiedział, co oznacza "iść na górę". Chwila triumfu i przrkory wyparła wszelkie wątoliwości. Uśmiechnęła się do Valmeta najbardziej zalotnie i wyczekująco po czym skinęła głową. Widziała jak rozpromienia się zadowolony. Pokazał jej gestem dłoni, by szła przodem.
Wysunęła się przed niego, unosząc do góry głowę. Ruszyła w stronę schodów, ale nim uszła kilka kroków, poczuła silny uścisk na nadgarstku. Odwóriła się napotykając lekko zaniepokojnone, jednak do granic karcące spojrzenie szarych oczu...
- Czekaj, czekaj - mrukną, ciągnąc ją w bok. - Ile ty do jesnej cholery wypiłaś, Riuuk?
Oburzyła się. Otworzyła usta, by go opieprzyć.
- Zostaw ją - Valmet stanął za nią, krzyżując ręce. - Chce ze mną iść.
- Sorry, stary - uśmiechnął się niemalże przepraszjąco. - Na bank jest pijana. Ona nie...
- Nie jestem! - krzyknęła, wyrywając rękę.
Jego oczy znowu zmieniły charakter. Bezgraniczne zdziwienie i zdezorientowanie. Właśnie tak... Takiego chce go teraz widzieć.
- Owszem, nie jesteś. Nie jesteś dziwką, Riuuk - nie zorienowała się, kiedy nadgarstek znów został zamknięty w żelazym uścisku. - Oboje wiemy, że nie pieprzyłabyś się z jakimś randomowym gnojem. Nie mam pojęcia, co tam sobie tym razem ubzdurałaś, ale do jasnej cholery...
Dziewczyna chwyciła kufel i z furią wylała mu resztkę piwa prosto w twarz. Skrzywił się, przymykając oczy, a strużki śmierdzącego alkoholem napoju, zaczęły sływać po nosie i podbrudku, lepiąc włosy i gasząc tkwiącego w zacuśnjętych ze złości zębach papierosa.
- Zajmij się sobą - mruknęła obojętnie, odstawiając kufel na stół. - Może teraz twoja koleżanka się odwdzięczy i też pomoże z koszulką.
Udało jej się ukryć zawiść w głosie. Obojętnie przetarł dłonią twarz i zaczesał do tyłu poklejone włosy. Zwątpiła widząc, że najwyraźniej odpuścił. Wyjął z ust mokrego papierosa i przyjżał mu się smętnie.
- Niech ci będzie - podniósł wzrok, uśmiechając się po swojemu. - Miłego.
Nie odpowiedziała, tylko odwróciła się do Valmeda, patrząc na niego wyczekująco. Zdziwiła się kiedy chwycił ją mocno i podniósł niosąc na piętro, śmiejąc się ku zawistnym wzrokom reszty zainteresowanych. 

Weszli do pierwszego z brzegu pokoju - małej, jednak przytulnej klitki z nawet sporym łóżkiem. Riuuk wyciągnęła się, a mężczyzna patrzyła na nią zrozumiale. 
- Nic z tego nie będzie, prawda? - Zaczął o dziwo rozbawiony. - Zrobiłaś to tylko i wyłącznie po to by odgryźć się na tym kolesiu. Z resztą nie wyglądasz mi na pierwszą lepszą.
- Przystojny, a do tego inteligentny. - Wzdychnęła i rzuciła pelerynę na rozklekotany zydel. - Nie żebym...
- Nie no spoko, rozumiem. - Objął ją i pocałował, a ona ze zdziwieniem oddała pocałunek. - Nie żałuję, tak miło mi się z tobą rozmawiało, że perspektywa spokojne spędzonego czasu z tobą na osobności wydaje mi się bardzo odpowiadać. - Zdziwił ją.
Usiadła na łóżku i poklepała dłonią miejsce obok siebie. Skorzystał z zaproszenia.
- Rzadko dane mi jest spotkać kogoś takiego jak ty. - Zaczerwieniła się i przytuliła do niego. 
- Dziwie się twojemu partnerowi. Nie zauważa tego co ma tak blisko siebie. - Zaczął bardziej do siebie niż do niej przytulając ją. - Dlaczego kobiety zawsze lecą na łobuzów. - Wzdychnął przeciągle. 
- Nie wiem, ale... smutno mi. - Mruknęła.
"Łobuz". Śmieszne określenie. Takie niewninne. Killian po prostu łobuzem? Miała ochotę się zaśmiać.
Położyła się zmęczona na łóżku. Ten w odpowiedzi połaskotał ją po brzuchu. Podniosła się natychmiast zdziwiona, że ma takie coś jak "łaskotki".

- Musze się zbierać. - Westchnęła cicho i wstała ze swojego miejsca przy ścianie. Rozmawiali już dobre dwie godziny, a musiała jeszcze wrócić do Zakonu. 
- Mogę liczyć na... - Nie dała mu dokończyć tylko pocałowała mocno i z wdzięcznością.
Zastanawiała się co ją do tego skłoniło. Nigdy nie zdarzały jej się takie sytuacje, chyba, że pod przymusem misji. Gdyby popatrzeć na to z innej strony tak z własnej woli... Całowała się... Cóż ogólnie bardzo rzadko jej sie to zdarzało... Dwa razy w życiu? Z miłością... - Westchnęła przypominając sobie o jedynej miłości, którą jej odebrano.
 Wysłuchał jej i rozśmieszył nie dając użalać się nad sobą. Wychodząc z pomieszczenia czuła się, jakby zdobyła nową mocną znajomość, co u niej było dość rzadkim zjawiskiem. Radosnym krokiem ogarniając włosy i ubranie zeszła na parter. Stawiając stopy na posadzce rozglądając się. Dużo klientów leżało zalanych w trupa na ziemi lub pod barem, a nowi kontynuowali picie. Zobaczyła chłopaka przy dużym stole. Siedział z kolejnym papierosem w ustach. Grał w karty z kilkoma innymi facetami, spoglądającymi zazdroście na pokaźną kupkę wygranej gotówki. Westchnęła pod nosem. Naprawdę, zgodzili się na grę z kimś kto paraduje z sybolem Gildi Złodziei? Przecież to przegrana walka. Zdążyła się już przekonać, że Killian kantuje jak jasne cholera.... Ale może o to tak naprawdę chodzi w tych grach? Widziała, że wdał się z mężczyznami w żywą dyskusje. Z tej odległości zdołała jedynie wychwycić pojedyncze słowa. Rozmawiali chyba o tym, że jakiś tratk jest całkowicie zastawiony przez "psy", o jakiejś ekspedycji... No tak, to co zwylke. Oto skąd pochodzi jego "wiedza" na każdy temat. Dziewczyny wciąż kręciły się przy nim, a jedna zawisła mu na ramieniu. Poczuła ukłucie zazdrści, gdy zauważyła, że tamta wplatała palce w jej ukochane, srebrnozłociste włosy.Przeglądnęła się pośpiesznie w przenośnym lusterku i zwróciła uwagę na tablicę ogłoszeń pod schodami. Z przyzwyczajenia podeszła i zaczęła lustrować ogłoszenia.
- Gdzieś ty się podziewała dziewczyno! - Odwróciła się gwałtownie i uśmiechnęła słysząc znajomy głos. - Szukam cię od jakiegoś czasu!
Widziała, jak chowa do kieszeni pokaźnh plik wygniecionych pieniędzy, które wygrał. Zaróżowione policzki, świadczyły, że troche wypił. A może to wynik tej samej ekscytacji, którą od niego czuła. Jako zabójczyni, jej uwadze nie uszły rozluźnione mięśnie i nietypowy, radoso melalcholijny błysk w oku.
- A co cie to obchodzi? - Żachnęła się i odwróciła z powrotem lustrując ogłoszenia.
- Wiesz, bardzo chętnie bym się dowiedział, jak było - z trudem powstrzymała się, żeby mu nie przyłożyć. - Trochę was zeszło, więc...
- Zamknij się, dobra?! - Burknęła. 
- Gdzie ten koleś? - Mruknął i uśmiechnął się ironicznie. - Zabiłaś go tam czy... - Urwał gdy zobaczył go jak schodzi ze schodów uśmiechnięty i odwraca się ku nim. Popatrzył na niego krytycznie, a chłopak również zmierzył go wzrokiem. Był niższy, lecz nie odstraszało go to. Odepchnął go znacząco i chwycił Riuuk za brodę całując krótko, lecz namiętnie. 
- Będę tęsknił skarbie. - Wyszeptał jej do uch na tyle głośno by stojący obok rywal usłyszał i mrugnął do niej okiem.
Zarumieniła się i posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie. 
- Pamiętaj o mnie. - Zagadnął na pożegnanie zamykając jej w dłoni mały kolczyk.
Wręcz spurpurowiała zdając sobie sprawę co oznacza to w tutejszej kulturze i schowała podarek do kieszeni. Gdy odchodził Killian zmierzył go ponownie wzrokiem.
- Ojej, czy to miłość? - zapytał łapiąc się teatralnie za serce.
- A co zazdrosny? - Uniosła głowę i przypięła kolczyk go ucha.
Lewego ucha. Serce ogarnął jej pełen tryumfu krzyk, kiedy zauważyła jak wręcz niezauważalnie drgnęła mu powieka. Nie zamierzała odpuszczać i uśmiechnęła się zaczepnie czując jego zmieszanie.
- Jakbyście szukali imienia dla dziecka, to Killian jest całkiem spoko - uśmiechnął się, pozwalając by starła mu rękawem resztkę jakiejś szminki z szyi.
Chciała już odpowiedzieć, walcząc z ogromnym żalem do niego, lecz nagle mina jej zrzedła, gdy zauważyła małą postać schodzącą z tych samych schodów. Błyskawicznie spuściła zasłonę włosów łapiąc Killiana za ramiona i sprawiła by musiał oprzeć się o ścianę zakrywając ją częściowo. 
- Ejj co ty...
- Oh! - Jęknęła i przycisnęła jego głowę do swojej szyi. - Przestań! - Mężczyzna obrócił się w ich stronę. Niski, ubrany w luźny strój skrytobójcy, umięśniony, ale jednocześnie gibki - idealny materiał na perfekcyjnego szpiega lustrował pomieszczenie. Widząc jak spogląda na nich podejrzliwie zablokowała chłopakowi nogi i sprawiła, że teraz on znajdował się pod ścianą. Na szczęście był na tyle ogarnięty nawet po sporej dawce alkoholu, że wykonywał swoją niezapowiedzianą rolę. 
- Aleszz panieenkk..o - jego "pijany akcent" był tak wiarygodny, że gdyby nie rozmawiała z nim wcześniej, od razu uwierzyłaby, że się zapił - przesiesz taka ślissznotkaaa nie moszee stać samaaa. Ja się... panjenkooo zaopiekujee... - Powiedział typowym na przychmielonych "zalotnym" tonem i szelmowsko skrzywił usta klepiąc ją w tyłek. Jęknęła i wtuliła sie w jego ramię. Kątem oka zauważyła, że mężczyzna wpatruje się w twarz Killiana i wkracza na etap "skąd ja go kojarzę" - by zapobiec dalszemu rozwojowi akcji zrobiła coś, co zwykle zachowywała na ostateczności takie jak ta. Złapała go dyskretnie za parki i pozwoliła by uniósł ją lekko przytuliła jego głowę do piersi. W podbródek łaskotały ją jego włosy, gdy oparła się na nich, czując na piersiach ciepło jego twarzy. Dłonie poddtrzymywały ją za pośladki, błądząc po biodrach w okolice krocza, by zachować większą wiarygodność. Wreszcie mężczyzna machnął na nich ręką, obrzucając niechętnyn spojrzeniem, po czym opuścił stanowisko i wyszedł z karczmy.
Odczekali jeszcze chwilę, po czym Killian puścił ją nagle. Zdziwiło ją to nieco i tylko wpojony instynkty pozwoliły jej zachować równowagę. Podniosła na niego wzrok i z lekkim rozbawieniem zlustrowała uniesione jakby w geście poddania ręce i spojrzenie z cyklu "już nie dotykam".
- Co ci? - mruknęła, unosząc brwi, choć nie mogła nie przyznać, że nie rozczulił jej ten gest, jakby nie patrzeć, szacunku.
- Nie chciałaś tego - powiedział, opuszczając ręce. - Oboje to wiemy.
- Nie przejmuj się, to tylko... Ja...
- Księżniczko, co cie napadło?
- Boromir. To był ten facet, o którym tyle ci opowiadałam. - Mruknęła i wzdychnęła głęboko. 
- No to nieźle. - sięgnął do kieszeni i przeklął, wyjmując puste pudełko od papierosów.
Uśmiechnęła się. Przynajnmiej jeden plus.
- Dobra, zwijamy - mruknął lekko rozczarowany.
Skinęła głową pod pospieszającym spojrzeniem szarych oczu.

Spiski cienia: pociągająca propozycja. (Ku chwale grzeszników cz.12,5)

Zmęczona i pewna nowych inspiracji wtargnęła do wyznaczonego pokoju, uśmiechnęła się widząc przyszykowane łóżko.
- Jakbym zamierzała spać... Geniusze nie śpią. Nigdy nie śpią... - Mruknęła pod nosem z nieskrywaną aprobatą do samej siebie i odsunęła krzesło od prostego biurka widząc spoczywający na nim list. Biała koperta wręcz kuła w oczy spowita jasnym światłem na tle ciemnego wystroju komnaty. Zaśmiała się kurczowo i chwyciła kopertę z zamachem rozcinając jej brzeg palcem zamienionym w małe ostrze. Przeczytała szybko treść zrzucając z ramion ciemną peleryną powodującą, że wręcz stapiała się z otoczenie. Nie żeby stanowiło to jakąkolwiek nowość...
- Coraz starszy, jednak tak samo przewidywalny Feliksie. - Przeczesała czerwone niczym rozżarzona stal włosy i uśmiechnęła się drapieżnie. - Nigdy się nie nauczysz... Że mnie nie można zaskoczyć...- W tym samym momencie do pokoju wtargnął rozkojarzony, młody chłopak z dwoma poduszkami w ręce. Sylaby niezadowolenia opuszczały różowe usta niczym leniwy potok natychmiastowo cichnąc, gdy oczy dostrzegły wielebnego gościa. Chłopak stanął jak wryty, a rude włosy opadły na czoło zasłaniając częściowo wyraz nieskrywanego zdziwienia. 
- Pani... już? Ja... 
- Dopiero. Lecz nie na długo. - Zaczęła rozwiązywać czarną bluzkę. - Wróć później gnojku. - Syknęła, a przybysz zniknął wyskakując z pokoju jak oparzony, zanim odzienie dotknęło podłogi.

Wybiła dwunasta, a on niczym naiwny młodzieniec uwiedziony przez urodziwą panienkę z dużym biustem czekał samotnie przy stole w koncie wśród bawiących się, głośnych mężów pojących za zdrowie kolegi najwyraźniej świętującego kolejną wiosnę. - Wzdychnął lekko samemu nie pamiętając kiedy ostatnio obchodził kolejne z nieliczonych już urodzin z kimkolwiek oprócz samego siebie przy lampce dobrego trunku za towarzysza mając jedynie słońce sennie chylące się ku zachodowi i starą sowę siedzącą na swej ulubionej gałęzi bonzai huczącą cicho, można by rzec wręcz użalająco. - I liczył na to, że owa dziewka zjawi się w umówionym miejscu, aby mógł spróbować dobrać się do jej wdzięków na piętrze. Ścisnął tęsknie kufel zadziwiająco dobrego miodu i patrzył za okno wyczekując ciemnej postaci tak zmiennej jak jesienna pogoda, lub temperatura zawartości kufla dzierżonego przez zdenerwowanego maga. 
Nagle do karczmy weszła kobieta. Biała koszula o pirackim kroju ukazywała wszystkie krągłości razem z brązowymi spodniami. Krótko mówiąc kobieta - sądząc po wieku - wyglądała jakby zeszła prosto se statku nieprzestrzegającego żadnych praw. I to nie jako byle jaki majtek! Rozejrzała się wokół z drapieżnym grymasem na ustach i iskierkach podniecenia w oczach. Zauważyła go i bez słowa dosiadła się do stolika po drodze biorąc kufel z miodem pitnym od przechodzącej dziewki, która speszona odwróciła wzrok i uciekła na zaplecze. Pociągnęła łyk godny sporego męża i wyciągnęła nogi przyodziane w ciężkie buty i brązowe spodnie z czerwonymi wstawkami i metalowymi klamrami na bokach.'
- Jakiż ty jesteś przewidywalny Felixie! - Bąknęła znudzona odstawiając kufel na stół i odchyliła się na krześle. - Najwidoczniej nie tylko zatrzymałeś proces starzenia ciała, ale również umysł przestał brnąc do przodu. Mam nadzieję, że nie zaczął się proces cofania...
- Dziękuję za komplement. I nie używaj tego imienia! Wiesz, że strasznie go nie lubię! - Uśmiechnął się ironicznie pokazując białe zęby.
- Meh, próbuj dalej mnie zaskoczyć. - Bąknęła. - Powodzenia. - Jej uniesiona dłoń zaczęła wykonywać okrężne ruchy.
- Mam dla ciebie bardzo kuszącą ofertę. - Pochylił się mamrocząc zaklęcie uniemożliwiające podsłuchiwanie. Wiedział, że wiedziała o co mu chodzi, jednak daje mu dokończyć. Była jedną z najbardziej inteligentnych i najbystrzejszych osób jakie znał. Kogo jak kogo, ale jego opinia jako dyrektora Akademii robiła wrażenie i dawała do myślenia. - Chcę abyś w imię Akademii badała kamień filozofów. - Obserwował ją uważnie.
- Phi! To ci nowość! - Machnęła lekceważąco ręką, a on w odpowiedzi wywrócił oczami.
- Czy ciebie nigdy nie można niczym zdziwić? - Mruknął. - Chyba jeszcze nigdy nie zdołałem cie zaskoczyć! - Mruknął upijając łyk trunku. - Kochana, w takich momentach nie dziwię się, dlaczego z takim przekąsem zapraszają cię na konferencje.
- Żeby mnie to jakoś specjalnie obchodziło. - Zlekceważyła go wyjmując z kieszeni połyskującą lekkim wysłużeniem, srebrną papierośnicę zdobioną w przeplatające się ze sobą węże i wyjęła papierosa podpalając go magicznym płomieniem spowijającym palec.
- A co będę z tego miała? - Dmuchnęła mu dymem w twarz nie kryjąc rozbawienia.
- Jako pierwsza oprócz mnie będziesz mogła go zbadać. Ja jestem ekspertem od magii wszelkiej maści, nie artefaktów. Do tego potrzebne środki i narzędzia. Wiem, że na pieniądzach ci nie zależy. Do tego pokój, wyżywienie i prestiż. - Ponownie zaciągnęła się dymem i wypuściła go przez nos.
- Ahh... Morganie zawsze wiesz jak mi dogodzić! - Zmierzyła go wzrokiem. - Daj mi dostęp do wszelkiej wiedzy Akademii i bądź pewny, że przyjadę jak najszybciej będę mogła. - Uśmiechnęła się oblizując wargi.
- Obydwoje wiemy, że potrzebujesz kryjówki na jakiś czas. Więc będziesz incognito.
- Uwielbiam cię za te twoje jakże perfekcyjne rozeznania drogi Felixie! - Ponownie wywrócił oczami i położył jej kolejny papierek przed nosem.
- Ha! I jak zwykle przygotowany na każdą ewentualność! - Przyjęła podane jej pióro i zamaszyście podpisała papier, następnie podnosząc się z krzesła i gasząc papierosa o ścianę już chciała ruszyć w stronę drzwi, gdy usłyszała pytanie. Oczekiwane pytanie.
- Dlaczego zadałaś jej to pytanie. - Zapytał patrząc jej prosto w oczy. Nie mogła skłamać! A czy zamierzała kłamać!
- Żeby było ciekawiej! - Odparła i uśmiechnęła się. To nie był normalny uśmiech... tylko grymas z nutą szaleństwa, ale tejże oto postaci będącej jedną z najpotężniejszych person w Zaff. Cienia o tysiącu twarzach...
Rozpromienił się w duchu. "Pociągająca i szalona... Nic się nie zmieniłaś droga Reef".

czwartek, 24 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.12 (Killian)

Najpierw poczuł, jak upada na niego, a on zaczyna tracić równowagę. Ta sekunda dla zwykłego obserwatora, była wielką wojną o jej utrzymanie, jednak w końcu siła uderzenia zwaliła go z nóg. Jedyna rzecz, jaką zdążył zrobić, nim oboje runęli w dół, to głośne, siarczyste przekleństwo. Nim się zorientował leżał na posadzce pod schodami, z jedną nogą zgiętą, a drugą wciąż wyciągniętą na drewnianych stopniach. Zaklął odruchowo po raz kolejny w odpowiedzi na piekący ból na plecach. Przez siłę, z jaką uderzył o twardą podłogę, nie mógł przez chwilę złapać oddechu. Ręka odruchowo powędrowała do bolącej głowy, która odbiła się od kamenie. Syknął.
Minął moment zanim otworzył oczy. I zamarł. Riuuk wylądowała na nim, siedząc teraz okrakiem na jego brzuchu, pochylona tak nisko, że trącali się nosami. W okół niego rozsypała się aksamitna kotara miękkich czarnych włosów, których pasma oplotły mu ręce i opadały na jego oczy, łaskocząc w policzki. Zasłaniały w ten sposób światło i na bladą twarz, znajdującą się tak blisko, że mógłby policzyć pojedyncze rzęsy, padł przerywany jedynie pasemkami światła, cień. Zdezorientowany, z lekko otwartymi ustami, wpatrywał się w kryształowe, duże oczy, koloru nocy, w których błyszczało teraz lekkie zażenowanie. Patrzyła prosto na niego, nie wiedząc gdzie podziać wzrok, więc błądziła nim po całej twarzy. Czuł na wargach jej szybki, nerwowy oddech. Jej usta były może... centymetr od niego? Ładnie pachniała. Tak świeżo i bardzo dziewczęco. Z jakiegoś powodu zdziwiło go to.
- Ciężka jesteś - powiedział cicho i bez przekonania, naśladując nieudolnie własny, cyniczny ton i wciąż bezwiednie wpatrując się w jej piękne, otoczone gęstymi, czarnymi jak włosy, rzęsami.
Na te słowa poderwała się jak poparzona, zasłaniając zaróżowioną twarz. Poczuł, jak cały ciężar ciała przenosi się teraz na jędrne pośladki, naciskające mocniej na jego podbrzusze.
- P-prze... Prze-praszamm - zająknęła się, wstając nieudolnie i zasłaniając rumieńce taflą opadających  na twarz włosów.
- Spoko - mruknął i podniósł się z cichym stęknięciem
Otrzepał ręce odwracając wzrok. Ona też na niego nie patrzyła. W jednej chwili odwrócili się do siebie, otwierając usta, by coś powiedzieć, jednak gdy ich spojrzenia znowu się potkały, zamilkli i z powrotem spuścili głowy.
- Poczekajmy na dyrektora - mruknęła, tarmosząc w dłoni pasmo włosów.
- Mhm - odparł nieznacznie, opierając się na barierce feralnych schodów.


- No, muszę przyznać, że poszło wam całkiem przyzwoicie! Jak przystało na uczniów mojej szkoły. Chociaż, Killian, nad twoją ogładą podczas występów publicznych można by jeszcze popracować - Wolter zaśmiał się po swojemu.
Odpowiedziało mu ostentacyjne parsknięcie.
Występy skończyły się już, wszyscy udawali się więc do sali jadalnianej, gdzie odbyć miał się bankiet i wbrew pozorom jedna z najważniejszych części Zjazdu. To właśnie teraz wojownicy oraz inni przyjezdni będą mogli spotkać się, porozmawiać o konferencjach, wymienić informacje i przedyskutować sprawy niejednokrotnie największej wagi. Dyrektor szedł przed nimi, prowadząc ich w tylko sobie znanym kierunku i niejako torując drogę, bo dążący go respektem ludzie przesuwali się. Ciągle musieli się zatrzymywać, gdyż koleni znajomi Woltera podchodzili, by wymienić z nim uprzejmości. Także ludzie zainteresowani ich przemówieniem dosłownie naskakiwali na nich, by dostać więcej informacji lub o coś dopytać, jednak to dyrektor na wszystko odpowiadał, mogli więc odetchnąć ulgą.
- Dlatego to właśnie ja mówiłam - rzuciła dziewczyna, odrzucając do tyłu długie włosy.
- Czepiacie się - mruknął, ziewając ze znudzeniem.
- Byłeś w ogóle kiedyś na takim Zjeździe?
- Dobrze wiesz, że złodziei nie zapraszają - przewrócił oczami. - Jesteśmy "chamskimi prostakami bez honoru ściganymi przez prawo". A wy "cnotliwymi, błogosławionymi wysłannikami Bogini Śmierci". Nawet nasza gildia jest nieformalna.
Skrzywiła się. No tak. Lata temu zaczęły formować się Gildię, a przynależność do nich była uważana za zaletę ludzi cnotliwych i honorowych, gotowych wspomagać swoich sprzymierzeńców i w razie potrzeby, razem walczyć o wspólne dobro. Złodzieje widząc jakie ciśnienie mają wszyscy na istotę Gildii, ogłosili założenie własnej. Sami nie traktowali tego poważnie, powstała głównie po to by wyśmiać całą resztę. Nie ma ona żadnej struktury, ani głowy, która zarządzałaby jej sprawami. Nie do końca sprecyzowano też zasady dołączania do niej. Mięli swój symbol, który wypalali na skórzanych bransoletach. Teoretycznie łatwo było się więc podać za członka, ale... Nikt kto sfałszował znak, nie przeżył więcej, niż kilka dni.
- Macie swoje zgromadzenia, nie? Te... Sobory Złodziei? - w jej tonie pojawiła się niezamierzona, ale wręcz wpojona dla tego słowa, nuta przekąsu.
Zaśmiał się, zaczesując włosy do tyłu.
- Mała, to jest kompletnie inna historia, niż ta stypa, którą tu macie - popatrzył na nią z cynizmem i lekką pogardą w szarych oczach. - Sobory to zajebisty melanż.
- Tak? A robicie tam coś poza zapijaniem się na umór? - zapytała zgryźliwie.
- Tajemnica zawodowa. Jak ci powiem, to poderżną mi gardło - przejechał sobie palcem po szyi, krzywiąc się parodyjne.
Westchnęła i była już gotowa coś mu odpowiedzieć, kiedy podszedł do nich mistrz Wężowy Jad w towarzystwie kilku uczniów. Ubrany był w zdobioną wyszywanymi srebrną nicią wężami togę. Poza tym była tak długa, że jego kościste dłonie ginęły w sięgających prawie do ziemi rękawach, czarna jak najciemniejsza noc, a krojem przypominała tę, którą miał na sobie wczoraj. Na piersi spoczywał łańcuch z wytopionym ze srebra emblematem Zakonu Pustynnej Róży. Jego uczniowie byli ubrani w typowe dla szkoły mundurki, podobne nieco do assasinskich strojów bojowych. Na nie mieli zarzucone eleganckie, odświętne peleryny, naśladujące krojem szaty mistrzów. Oni również mięli na szyi łańcuchy z emblematem, jednak wykonane ze średniej trwałości stopów, co świadczyło o dość niskiej randze w porównaniu z ich mentorem. Jednak na płaszczyźnie całej szkoły mięli się już czym szczycić, bo Riuuk wiedziała, że pierwsze naszyjniki jakie dostają uczniowie są wykonane z drewna. Zresztą, sam fakt, że biorą udział w bankiecie, przy samym mistrzu, to ogromne wyróżnienie.
Mistrz skinął im głową, a zaraz za nim jego uczniowie. Riuuk i dyrektor Wolter odpowiedzieli tym samym gestem. Morgan wyciągną rękę i popchnął od tyłu głowę Killiana nieco w dół, po czym rzucił mu spojrzenie z serii "ucz się!".
- Chciałbym podziękować wam są wasze wystąpienie. Było naprawdę pouczające - powiedział oficjalnym tonem, po czym rzucił Killianowi pogardliwe spojrzenie. - Przynajmniej pierwsza część. Dlatego właśnie nie zapraszamy złodziei.
- Dlatego właśnie - chłopak omiótł wzrokiem całe pomieszczenie - i tak żaden by nie przyszedł.
Mistrz odwrócił od niego oczy, i skinąwszy na przechodzącego obok kelnera z tacką z kieliszkami, poprosiłby się poczęstowali. Wolter wyciągnął dłoń po wypełnione krwisto czerwonym płynem naczynie z drogiego, kryształowego szkła. Następnie, gdy również mistrz trzymał w ręce kieliszek, dyrektor skinął na nich, by też wzięli dla siebie.
- Za kolejne sukcesy znamienitych uczniów naszych szkół i nowe talenty - Wężowy Jad wykrzywił usta w swoim brzydkim uśmiechu.
Po podniesieniu niemrawego toastu, przysunęła sobie kieliszek do ust i pociągnęła łyk wykwintnego, cierpkiego wina. Nie przepadała za tym smakiem, więc cedziła napój drobnymi łyczkami, próbując przyzwyczaić się do dziwnego uczucia na języku. Killian wziął cały kieliszek właściwie na raz i przyglądał się pustemu naczyniu wzrokiem z rodzaju "czy to na pewno nie był przypadkiem tylko sok" albo "czy to w ogóle miało jakieś procenty". Uśmiechnęła się pod nosem. Rzeczywiście średnio tu pasował. Czuła na sobie wzrok uczniów Wężowego Jadu. Ich zazdrość była niemalże namacalna. Mimo że dostali pozwolenie, by poruszać się tutaj, to tylko z mistrzem i najlepiej bez słowa. Nie mogli nawet marzyć o tym, by wznieść toast ze swoim mentorem a co dopiero napić z nim alkoholu - to był zaszczyt braci zakonnych, którego dostąpiła również z jakieś powodu dwójka uczniów z cholernej Akademii. Na dodatek stała przed nimi Klinga - legendarna, młoda zabójczyni z konkurencyjnego Zakonu, która osiągnęła poziom ich mistrzów będąc jeszcze dzieckiem. Potem niewdzięcznie porzuciła Zakon i jego nauki, zdradzając przy tym samą Boginię Śmierci. Mimo to, ta wciąż nie odmawiała jej swojego błogosławieństwa, a Riuuk znaczyła krwawy szlak, gdzie tylko się pojawiła, rozsławiając imię Klinga na cały świat. Nie chcieli się do tego przyznać, ale wiedzieli, że nigdy nie osiągną takiego poziomu. Zmęczona ich spojrzeniami, podniosła na nich morderczy wzrok i z satysfakcją patrzyła, jak zmusza ich to do spuszczenia głów. Jeden z nich ukradkiem obserwował Killiana. Pogarda, którą widziała w ciemnych oczach, sprawiała, że chciała mu przyłożyć. Ale gdyby miała kierować się w tym tylko pogardliwymi spojrzeniami, którymi był obdarzany jej partner, musiałaby chyba wyrżnąć pół sali. Imponowało jej, że nic sobie z tego nie robi. Czuła od niego tylko rosnące znudzenie i senność, plus od niedawna rozczarowanie słabym trunkiem. Chłopak patrzył na niego, a wzrok powoli przesuwał się po odsłoniętych tatuażach i zatrzymał się na chwilę na królewskiej pieczęci na wierzchu dłoni, potem znienawidzonym symboli Gidli Złodziei, a na końcu na tatuażu na policzku. On doskonale wiedział co to za znak. Wiedział, że Killian jest jedynym człowiekiem, który nosi go na skórze... i żyje. Na starszyźnie tatuaże z więzień nie robiły już aż tak wielkiego wrażenia. Jednak młodym, jak bardzo nie chcieliby się do tego przyznać, imponowało to. Zwłaszcza jeśli widziało się te miejsca.... Uciec z nich wszystkich? Nie do pojęcia.
Wreszcie mistrz opróżnił kieliszek i oddalił się, obiecując, że wróci, gdy przywita wszystkich gości. Gdy tylko odszedł, Riuuk wyciągnęła z ust brzeg naczynia i skrzywiła się wyciągając język.
- Ohyda, jak to można pić? - zamlaskała kilka razy, żeby pozbyć się cierpkiego smaku.
- Prawda? Nie do przełknięcia - mruknął chłopak, zabierając jej kieliszek i jednym haustem opróżniając do dna, mimo że nie wypiła nawet połowy.
Oddał jej puste naczynie, oblizując wargi.
- Ty chyba nie wiesz jak się pije wino - Wolter uniósł brew, pociągając miarowy łyk napoju.
- Z butelki? - powiedział tamten ironicznie, a jego brew przyjęła dokładnie ten sam kształt, co dyrektora. - W takich ilościach to przecież nie ma żadnego sensu.
Uniósł kieliszek w dwóch palcach, jakby na potwierdzenie swojej tezy, patrząc na niego krzywo.
- Masz jakieś niezdrowe, alkoholowe skłonności - mruknęła Riuuk, wbijając pełen niedowierzania wzrok w przed chwilą jeszcze pełen kieliszek.
- Ranisz mnie - odparł, uśmiechając się po swojemu. - Ale jak już mówimy o niezdrowych skłonnościach to poszedłbym zapalić.
- Rany, mówiłam ci, że masz przestać - popatrzyła w błyszczące niemalże dziecięcą przekorą szare oczy.
To wrażenie wzmogło się jeszcze
- Ale ja ci mówiłem, że mam gdzieś, co o tym myślisz.
- Dyrektorze! Niech pan mu powie - odwróciła się do Woltera.
Zobaczyła jakby wahanie na jego twarzy.
- Killian - powiedział już normalnym tonem. - Masz przestać palić. To... niezdrowe.
- Nic bardziej odkrywczego nie mógł pan powiedzieć - skwitowała, unosząc brwi.
Ten popatrzył na nią, wzruszając przepraszająco ramionami w stylu " zrobiłem co mogłem".
- Ty nie jesteś moją matką. A ty - wsadził dyrektorowi w rękę swój pusty kieliszek - nie jesteś moim ojcem. Więc zostawcie mnie w spokoju. Plus niezdrowe to jest stanie tu z wami jeszcze chociaż sekundę dużej - dodał, wyszczerzając białe zęby w cwaniackim uśmiechu.
Po tych słowach odwrócił się i skierował gdzieś w tłum. Odruchowo wystrzeliła z miejsca, podążając za nim. Po drodze wcisnęła zdezorientowanemu Wolterowi swój kieliszek. Przyspieszyła, aż zrównała z nim kroku. Spojrzał na nią z góry, unosząc brwi z lekkim zdziwieniem, ale nic nie powiedział. Wzruszył tylko ramionami i oboje zniknęli w tłumie.

Patrzyła, jak wsuwa sobie papierosa do ust i chowa zgniecioną paczkę do tylnej kieszeni. Teraz zaczął grzebać w poszukiwaniu zapalniczki. Minęła chwila, nim wreszcie odpalił papierosa. Patrzyła z nieskrywanym wstrętem jak z wyrazem ulgi na twarzy, wypuszcza w niebo pierwsze kłębki szarego dymu.
- Nigdy tego nie zrozumiem - zakaszlała, gdy w odwecie dmuchnął w jej stronę, patrząc zadowolony, jak opędza się od dymu.
- Przynajmniej się wyrwaliśmy - mruknął niewyraźnie, z powrotem wkładając papieros między białe zęby.
Stali na dziedzińcu, oparci na ścianie. Zbliżał się już wieczór, jednak z nieba wciąż lał się ciężki to wytrzymania żar. Nie tylko oni wyszli na dwór, żeby nieco się przewietrzyć. Cały plac zasypany był rozmawiającymi ludźmi, tak że ledwo znaleźli w miarę odseparowane miejsce. Do tego wciąż musieli znosić podejrzliwie spojrzenia. Riuuk potarła się po brzuchu. Była strasznie głodna. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nic dzisiaj nie jadła. Kiedy w ogóle ten czas zleciał? Te cholerne konferencje trwały sześć albo siedem godzin!
- To prawda. Myślałam, że umrę z nudów - przytaknęła.
- Nie wracamy - to nie brzmiało jak pytanie, tylko jak oczywiste stwierdzenie.
- Zjadłabym coś - odpowiedziała tylko.
Nie chciała się przyznać, ale wizja wyrwania się ze sztywnego bankietu, wydała jej się wręcz bajeczna.
- W rynku jest bardzo kulturalny lokal, co ty na to?
- Karczma, tak? - zapytała domyślnie, unosząc brwi. - Albo burdel.
- Karczma - uśmiechnął się, dopalając papierosa.
- Jak postawisz mi coś mocniejszego od tego wina, to nie pytam o nic więcej.
- Weź, księżniczko, bo zaraz będzie, że cię kuszę do złego.
Zagryzła dolną wargę, przypominając sobie swój sen, a jej spojrzenie machinalnie powędrowało na jego usta. Poczuła przyjemny dreszcz na plechach i niemalże znowu czuła swoje dłonie "A żebyś wiedział, że kusisz".

środa, 23 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.11 (Riuuk)

Popatrzył po nich zdezorientowany.
- Obiecaj mi! - Krzyknął patrząc z żalem prosto w oczy.
- Niestety nie mogę. - Mruknęła. - Nie składam obietnic, które mogę złamać. - Popatrzyła na niego przepraszająco.
Trwali w niewygodnej ciszy napiętej niczym struna lutni. Nawet siedzący na krześle mężczyzna nie zamierzał kontynuować tematu.
Nagle szarpnięciem ręki Morgan uwolnił dłoń spod płaszcza i zerknął na zegarek z nieskrywaną dezaprobatą.
- Czas ruszać moi drodzy! Zostało nam 10 minut. - Wszystkim spadł nieopisany ciężar z serca i ruszyli do drzwi bez zbędnych komentarzy. Riuuk wychodząc jako ostatnia sięgnęła po czarny płaszcz z kapturem. Na jego piersi znajdował się wyszyty emblemat gildii najemników. Uśmiechnęła się na samą myśl historii z nim związanych zarzucając go na plecy i zapinając klamrę w kształcie miesza pod szyją. To były dobre czasy...
Mknęli opustoszałymi korytarzami przed siebie. Po kamiennych labiryntach echem odbijały się stukoty obcasów typowych dla szlachty butów dyrektora i ciężcie tąpnięcia butów chłopaka. Pędzili po wąskich schodach by wreszcie dotrzeć do głównego holu pełnego ludzi. Od uczniaków po potężnych magów i wynalazców. Można było dostrzec wysokich przedstawicieli z innych gildii oprócz kupców. Rozmawiali w małych grupkach i znajdowali starych przyjaciół witając się z nimi i nie kryjąc radości wspominając dawne czasy.
- Morganie! Morganie to ty?! - Rozległo się wołanie w ich stronę od pędzącego ku nim  niskiego starca z długą, siwą brodą i równie długimi włosami wystającymi we wszystkich kierunkach spod gogli znajdujących się na głowie. Mężczyzna odziany był w niebieski płaszcz, co oznaczało przynależność do Gildii Wynalazców. W sumie mężczyzna wyglądał jak typowy, wiecznie rozkojarzony i roztrzepany wynalazca według ogólnie przyjętego kanonu.
- Drogi Edwardzie! - Mężczyźni uściskali się przyjacielsko. - Kupę lat! Ile to już! - Dostrzegła, że na szyi przybysza połyskuje łańcuch, którego zawieszka była skryta pod koszulą, jednak ona wiedziała, że skrywa wisior gildyjny świadczący o randze mężczyzny.
- No, naprawdę sporo! - Podrapał się po głowie jeszcze bardziej mierzwiąc włosy odstawające na wszystkie strony świata. - Domyślam się, że znowu przywiozłeś jakieś ciekawe nowinki techniczne. - Uśmiechnął się ironicznie i poprawił kaptur peleryny.
- Mniejsza z tym. Powiem ci, że i tak nie pobije to tego, z czym ty przybyłeś tym razem. Wprost nie mogę uwierzyć! Wiesz ilu moich poległo przy szukaniu tego artefaktu!
Rozległ się dzwon świadczący o tym, że należy zacząć zajmować miejsca.
- Riuuk, Killian widzicie tego mężczyznę w czerwonej pelerynie? - Pochylił się do nich i wskazał chłopaka stojącego z drugiej strony sali. - On poprowadzi was na miejsca dla uczestników i pamiętajcie o tym co mówiłem! - Kiwnął palcem jakby karcił małe dzieci. - Jakby co będziemy w ciągłym kontakcie telepatycznym.  -Mrugnął do Riuuk, która poczuła się nieswojo. - Ja będę siedział po drugiej stronie, zapewne na przeciwko was. Popatrz na mnie i mrugnij trzy razy, a połączę się z wami.
Nie wiadomo kiedy zniknął w małym tłumie udającym się do stającego po przeciwnej stronie dziewczyny w czerwonym płaszczu. Czyżby miejsca dla vipów? Sądząc po gromadce osób podążających za przewodniczką w czerwonej pelerynie zapewne tak.

Killian też nie zamierzał się kryć, bowiem na nadgarstku tuż pod tatuażem z Nall - więzienia z bardzo ostrym rygorem - znajdowała się skórzana bransoleta z wypalonym znakiem Gildii Złodziei. Odruchowo jej ręka pomknęła do wewnętrznej, ukrytej kieszeni płaszcza na sercu, bowiem tam znajdował się jej naszyjnik. Przełknęła ślinę i podążyła za Edwardem. Wąskim korytarzem przemknęli do pomieszczenia połączonego ze sceną i wąskimi schodami prowadzącymi, jak się okazało na boczne trybuny tuż przy scenie. Według przekazanego im grafiku tak ja mówił dyrektor występowali na samym końcu więc mieli czas na spokojne obserwowanie ciągu wydarzeń.
Usiedli na końcu przedniej ławy, skąd mieli naprawdę dobry widok. Killian oparł się o kolumnę zwracając głowę w stronę sceny z mównicą i ogromnym stołem na środku do prezentowania wynalazków i eksperymentów. Sala była ogromna, a sklepienie nikło pod zasłoną z magicznych światełek, dzięki którym mimo ciemnych szyb, było przyjemnie jasno jak za dnia w Lesie Słonecznych Promieni. Usiadła obok niego i opuściła głowę ciężką od natłoku myśli i pełną różnych formuł, jakich mogłaby użyć. Popatrzyła na ściskany w dłoni artefakt, który miał być ważną częścią przedstawienia. "Kiedy wyrzucisz go w górę wypowiem zaklęcie uaktywniające." - Powiedział jej przed rozstaniem... Oby tylko nie zaspał...
Na początku nudziła się oglądając kompletnie nieinteresujące ją dziedziny nauki, jednak wykład z alchemii wciągnął ja całkowicie w przeciwieństwie do chłopaka, który usnął oparty o kolumnę.
- A więc jak widzicie możemy zastąpić korzeń morgi wyciągiem z konwalii niskopiennej i wyjdzie nam ten sam efekt wzmocniony o... - Nagle jej uwagę zwróciło ciche pochrapywanie, a siedzący obok niej mężczyzna popatrzył na Killiana, po chwili kierując wzrok w jej stronę.
- Mogłabyś...
- Taa... przepraszam pana. - Mruknęła i odpięła od paska wyjątkowo mała fiolkę - jedna z naprawdę wielu spośród pełnego wyposażenie. Do wyboru, do koloru. Z kieszeni spodni wyciągnęła białą szmatkę i przycisnęła do niej buteleczkę przewracając szybko. Błyskawicznie przypięła ją z powrotem, a chustkę przyłożyła do nosa chłopaka. Ten natychmiast się obudził z kaszlem i oniemiały ze zdziwienia.
- Co to za gówno? Chcesz mnie zabić kobieto?! - Szepnął do niej z wrogością i żalem patrząc wyłupiastymi oczami.
- Sole trzeźwiące śpiący książę. - Nie ukrywała rozbawienia. - Żeby nie przyszły tu zaraz po ciebie jakieś krasnoludki. - Zasłoniła twarz dłonią tłumiąc śmiech. - Niedługo wychodzimy, nie chce byś nie kontaktował trwając w słodkiej nieświadomości. - Uniosła brwi i patrzyła jak drapie się po nosie. Wstała i chwyciła go za ramię.

- Weź. Nie przesadzaj. - Burknął nie kryjąc dezaprobaty. Nie mogła go po prostu szturchnąć? No cóż... Przynajmniej katar mu przeszedł... Ciągnęła go za ramię w kierunku schodów. Naprawdę nie mógł pojąć czym się tak przejmuje. Nie mogła mieć tego tak głęboko w dupie jak on? - Wzdychnął głośno i wyrwał się jej. Wyglądała naprawdę... Zabójczo? Uśmiechnął się na samą myśl jak dwuznacznie to zabrzmiało. Nie zdziwiło go, że należała do gildii najemników, bo kto by się domyślił? Taka zabójczyni jak ona? - Sarkazm sprawił, że zrobił dziwaczną minę. Jej peleryna powiewała razem z włosami gdy schodziła ze schodów, a włosy razem z nią przez co cały czas musiał odgarniać je z twarzy.
- Weź te swoje kudły. - Mruknął kichając już któryś raz z rzędu. Odwróciła się gwałtownie na środku pomieszczenia. Była ubrana tak jak lubił, w obcisłe, skórzane spodnie, przylegającą bluzkę wiązaną na plecach, dającą swobodę ruchu i długie, również wiązane buty, lekkie i ciche w odróżnieniu od glanów, które tak kochała. Rozpuszczone włosy tańczyły wokół niej niczym całun razem z peleryną. Tak. Czarny to zdecydowanie jej kolor. Była taka drapieżna nawet bez broni emanowała czymś... Czymś tajemniczym i złowieszczym. Sprawiała wrażenie groźniej nawet jak siedziała w szarych spodniach i różowym swetrze pod kołdrą spowita w gorączce wpatrując się w niego tym zabójczym wzrokiem... Z tego dziwnego toru myślenia wyrwał go prowadzący zapowiadający swym donośnym basem ich wejście. Riuuk popatrzyła na niego znacząco i odwróciła się.
- Zobaczymy teraz jaki jesteś mądry i jak bardzo masz wyrąbane. Jak coś to ja mówię.
- Spokojnie księżniczko. - Popatrzył na nią krzywo. - Nie zamierzam brać większego udziału niż muszę w tym gównie. - Patrzył jak oddala się ku scenie i westchnął niechętnie podążając za nią.

Weszli na scenę, a wrzawa momentalnie ucichła. Riuuk mknęła niczym eteryczny twór, zmora śmierci z naciągniętym kapturem kryjącym twarz i złowieszczym uśmiechem na ustach. Nie było jej słychać nawet na skrzypiących deskach, kiedy wchodziła na podest mównicy. On stanął obok niczym strażnik lub obiekt dodatkowo potęgujący efekt w czarnych spodniach i czarnej koszuli w swych hermesowych butach. Jakoś czuł się pewniej mając je na nogach. Uśmiechnął się pod nosem. Gdy publiczność wstrzymała oddech w napięciu czekając na rozwój akcji. Dziewczyna z kamienna twarzą owita aurą tajemniczości spoglądała na zgromadzonych. Niespiesznie uniosła ręce spowite w czerń i bladymi, niemal trupimi dłońmi zdjęła kaptur odsłaniając niewzruszone oblicze. Blade jakby nigdy nie ujrzało słońca, a czy błyszczały groźnie i lekko szalenie. Prawy kącik ust uniósł się jakby w pogardliwym uśmiechu, a każdy po kim przemknął jej wzrok peszył się. Co jak co, ale musiał przyznać, że dziewczyna umiała robić wrażenie. Nie znał jej wcześniej od tej strony.
- Witam wszystkich zgromadzonych! - Zagrzmiała pewnym siebie głosem wprawnego mówcy. - Jakimże zaszczytem jest móc gościć nam na tej sławnej scenie podczas tak prestiżowego wydarzenia. - Przeciągnęła leniwie ręką po zgromadzonych w fioletowych, srebrnych, czarnych i niebieskich płaszczach, a wśród widowni rozległ się cichy szmer peleryn, kiedy ich ciała przebiegały dreszcze, jednak nikt nie mógł oderwać od niej wzroku.
-  Nazywam się Riuuk Przecierająca Szlaki, jestem uczennicą Akademii i tak jak mój obecny tu partner, Killian Flynn, należę do wydziału Kruka, związanego z czarną magią. Jak już zapewne słyszeliście... - Zaczęła opierając dłonie na mównicy z niewysłowionym wdziękiem. - Mi i mojemu partnerowi udało się zdobyć mityczny artefakt owiewany w legendy i przybrany wieloma historiami. Kamień filozofów od miesiąca znajduje się w Akademii pod pieczą naszego wspaniałego dyrektora. - Spojrzenia co odważniejszych skierowały się na Morgana uśmiechającego się dystyngowanie. - Wyruszyliśmy dwa miesiące temu w tą niebezpieczna podróż z niepewną mapą od dyrektora Morgana Woltera pod jednym warunkiem. Nie mogliśmy używać żadnej magii. Nasz los zależał od tej, jak się później okazało błahej zasady - popatrzyła na niego zabójczo, a jeszcze większy uśmiech zagościł na jej twarzy. - Ruszyliśmy ku stolicy, by odnaleźć wspomnianego starca posiadającego dalszy fragment mapy. Człek ten bardzo miły pod pretekstem projektu szkolnego i naszej pasji do historii udostępnił nam ten stary dokument, który mój znamienity partner skopiował i złamał nałożony szyfr. - Popatrzyła na niego, stał dumny z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy i bawił się nożem. Odwróciła wzrok i spauzowała  widząc pytanie u jednego z widzów. Kiwnęła dłonią udzielając mu głosu.
- Jaki rodzaj szyfru był zastosowany? - Usłyszała piskliwy głos starca powodujący szmery wokół. Riuuk popatrzyła na Killiana, który westchnął i odpowiedział na pytanie.
- Szyfr Króla Złodziei. - Jeszcze większe szmer rozniósł się niczym szarańcza po uprawnym polu.
- Kontynuując. - Mruknęła donośnie. Ponowna cisza zagościła w sali. - Mapa wskazała nam małą mieścinę znaną jako Grull. Killian wyruszył pod osłona nocy i łamiąc szyfry znalazł skrytkę w ruinie poza miasteczkiem. Kiedy myśleliśmy, że jesteśmy u celu niestety okazało się, że znaleźliśmy kolejna mapę. - Znowu pytanie i szmery. Skinęła tylko głową nie kryjąc dezaprobaty.
- Szyfr magiczny z elementami fizycznego uwiązania żądającego poświęcenia. - Mruknął wywracając oczami uprzedzając pytanie.
- Mijając postoje w karczmach i zajazdach z powodu potrzeby odpoczynku i braku pogody - westchnęła i widząc rozkojarzenie widowni z błyskawiczną szybkością wbiła nóż w mównicę powodując natychmiastową ciszę. - Dotarliśmy do małego miasteczka portowego by przedostać się do Lao w nerwowych nastrojach zdając sobie sprawę, że ten łajdak Król Złodziei wodzi nas za nos wysiedliśmy do Xin wyskakując w nocy ze statku i płynąc do brzegu. Chcieliśmy mieć to już za sobą. Tam nareszcie znaleźliśmy tajemne ruiny owite legendą i kolejnym szyfrem dostaliśmy się do magicznej jaskini i kamienia chronionego przez potężnego strażnika. Była to kobieta połączona więzią z kamieniem i zatracając się w nim zamieniał się w coś na kształt kryształowego pół smoka. - Kiedy opisywała ją dokładniej zauważył, że dyrektor patrzy w napięciu z wyraźną aprobatą jakby nie spodziewając się tego po niej. On czasami uzupełniał jej opis walki i kamienia. Zbyła pytania mówiąc, że uprzednie wydarzenia nie były nadzwyczajne, chyba, że ktoś chciałby posłuchać taniej opowieści przygodowej. Uśmiechnął się w duchu czując emanujące od niej zmęczenie na zmianę przeplatające się z dumą i pewnością siebie. Było to dla niego dziwnie przyjemne uczucie, gdy zorientował się jak podobnie reagują na ciągłe pytania. Zacisnął łom mocniej w dłoni widząc jak siedzący nieco z tyłu młodzi assasyni wpatrują się w jego partnerkę zawodową niczym w przepyszny tort z wisienką. Wywrócił podświadomie oczami, a dolna szczęka wysunęła się nieco do przodu. Dostrzegł również jak zielone peleryny miotają się gorączkowo spisując mistrzowsko sprzedawane informacje zezując to na mówiącą, to na kartkę. Nagle światło pytania zapaliło się nad kobietą w takim samym płaszczu jak jej osobisty, a ogniście czerwone włosy wyróżniały się pośród tłumu. Zielone oczy lustrowały ją uważnie. Przełknęła ślinę, a on wyczuł jej nagłe wahanie. Zdziwił się maskując to po mistrzowsku tak samo jak ona.
- Proszę. - Wskazała ją dłonią jakby nigdy nic.
- Miałam nieprzyjemność być w ostatnim czasie na ekspedycji w okolicach Lao i odkryłam iż doszło tam do masowej wręcz eksterminacji, mordu członków Zakonu Bogini Śmierci. Czy wiadomo wam cokolwiek o tej jakże dziwnej sprawie? - Zapytała bez zbędnych ogródek wywołując znaczne poruszenie. Jej głos twardy i szorstki bez problemów przebijał się przez zgiełk.
- Mordzie? - Perfekcyjnie ukryła poruszenie. - Nic mi o tym nie wiadomo. A czemu pytasz droga towarzyszko? - Kobieta zmarszczyła brwi, jednak zaraz uśmiechnęła się zadziornie.
- Bowiem ty jako sławetna Klinga w duecie z równie sławetnym Hermesem opiewanym w pieśni i legendy - przeczesała włosy drapieżnym ruchem. Miał wrażenie, że obydwie o czymś wiedzą. Czuł się skonsternowany, ponieważ naprawdę rzadko zdarzała mu się sytuacja. o której kompletnie nie miał pojęcia. - Nie wiadomo do czego jesteście zdolni. A przyznaj dziewczyno - podniosła głos wykorzystując ciszę. - Jako jedna z nielicznych ukończyłaś tą szkołę, a wszyscy wiemy co to oznacza. - Zauważył jak dyrektor patrzy z wyczekiwaniem szykując się do wkroczenia, jednak Riuuk zaśmiała się. Śmiała się złowieszczo i zupełnie niepodobnie do zwykłego perlistego śmiechu jaki lubił.
- Ja? Wymordować moich dawnych kompanów cierpienia? - Głos zimny jak lód zmroził otoczenie. - W jakim celu i z jakich pobudek, moja droga, miałabym to robić?
- Wszyscy wiemy, że mogli podążać...
- Za kim? Dwójką obłąkanych nastolatków w strojach podróżnych jadących donikąd? - Zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Wszyscy wiemy, że ścigają cię za zdradę. - Podsumowała kobieta.
- Myślisz, że przejmują się takimi jak ja? Wyprowadzę cie z błędu. Oni nie mają na to czasu, chyba, że spotkaliby mnie po drodze. Z resztą czy bez broni miałabym z nimi jakiekolwiek szanse? - Wzruszyła ramionami i popatrzyła ku sklepieniu. - Może jestem Klingą, lecz nie jestem wszechmogąca. - Sala rozbrzmiała, a białowłosy mężczyzna patrzył na nią z aprobatą. Wybrnęła! Udało się. Poczuł jak kamień spadaj jej z serca. Dobrze się dziewczyna przygotowała...
- Czy z Hermesem... łączy was coś więcej niż tylko partnerstwo zawodowe? - Zdziwiło ich  to pytanie.
- Nie! To tylko przymusowe partnerstwo zawodowe narzucone z góry. - Odpowiedziała bez mrugnięcia okiem, jednak on wyczuł... wahanie? Nie, chyba mu się wydawało...
- Dobrze, mniejsza z tym - gdzieś z tyłu podniósł się mężczyzna bez płaszcza, a więc prawdopodobnie jakiś najemnik, wolny strzelec. - Nie sądzę, żeby to był temat tej konferencji.
- Proszę poczekać na swoją kolej - powiedziała Riuuk spokojnym tonem, ale krzywiąc się przy tym nerwowo.
- Mam pytanie - powiedział i kontynuował nie czekając na oddanie mu głosu. - Chcemy więcej szczegółów. Jak wyglądało ściąganie szyfrów? Wielu śmiałków poległo, by zdobyć informacje, których później nie udało im się rozszyfrować. Jednak wam się to udało.
- To... - dziewczyna zająknęła się, rzucając Killianowi nerwowe spojrzenie. - To akurat zasługa mojego partnera, więc...
Widziała, jak twarz mu tężeje, wiedząc co go teraz czeka. Po chwili konsternacji, którą od niego wyczuła, nie pozwalając jej skończyć, machnął ręką zganiając ją z mównicy. Gdy zeszła, ze znudzoną miną, zajął jej miejsce. Oparł ręce na brzegach skośnego blatu i pochylając się lekko do przodu, potoczył po zgromadzonych lekko pogardliwym spojrzeniem.
- Dobra - zaczął, wysuwając szczękę do przodu i marszcząc brwi. - Nasłuchaliście się już uprzejmości i patetycznych gadek, więc pozwólcie, że sobie odpuszczę i będę dokładnie tym prostakiem, za którego mnie macie. Skupić się, bo nie zamierzam się powtarzać, a pytania na koniec, nie chcę i nie będę przerywać, jasne?
Po sali przeszedł szmer oburzenia. Za kogo on się uważał?! Riuuk natomiast zajmując jego miejsce koło mównicy, spojrzała na niego kątem oka. Wiedziała, że teraz stoi tam Hermes. Ten rzeczowy, ostry ton słyszała już wcześniej, kiedy narzucał jej swoje zasady lub tłumaczył, jaki mają plan. To był ton przywódcy, któremu nie można się sprzeciwiać. Ale nie takiego przywódcy, jak mistrzowie w Zakonie, czy wszyscy obecni tu, niewątpliwie wielcy wojownicy, magowie i wynalazcy. To był przywódca złodziei. Ich bóg.
- Sprawa wygląda tak - zaczął, marszcząc po swojemu brwi, żeby zebrać myśli. - Mówimy tu o jednym z największych skarbów Króla Złodziei. Nie można go tak po prostu wziąć. To nie jest beczka złota zakopana przez piratów. Nie da się po prostu podreptać po mapie i wykopać. Jest tylko jeden sposób, żeby zdobyć coś należącego do złodzieja. Trzeba to ukraść.
Na sali zapanowało ciche wzburzenie. Oni, śmietanka z Gildii, uosobienie honoru, dostali właśnie napomnienie... do kradzieży.
- Taka jest prawda - kontynuował, zgodnie z obietnicą ignorując zrywających się do zadania pytań słuchaczy. - Jeśli nie przyjmiecie tego do wiadomości, nigdy nie zdobędziecie nic, co ukrył Król Złodziei. Połowa z was, słuchając tego, co powiedziała Riuuk, pomyślała pewnie, że jesteśmy cholernymi, zdradliwymi żmijami. I macie rację. Oszukiwaliśmy na każdym kroku. A gdybyśmy tego nie robili, to nie byłoby tu teraz ani nas, ani Kamienia w skarbach Akademii. Do czego zmierzam, oczywistym jest, że żeby ukraść cokolwiek, a jak mówiłem, innej drogi w grze z Królem Złodziei nie ma, trzeba zwyczajnie samemu stać się złodziejem. Trzeba MYŚLEĆ jak złodziej - podniósł palec wskazujący do boku głowy.
- Z tym chyba nie miałeś problemu - rozległ się oskarżycielski głos z głębi sali i zawtórowało mu kilka szmerów.
- Większość z was ściąga takie podatki, że też dalibyście spokojnie radę - odparł niedbale i ignorując oburzenie na sali, nieprzerwanie kontynuował swój monolog. - Druga sprawa jest taka, że Król Złodziei to podstępny gnojek. Nie zostawił map ani szyfrów, bo był idiotą i zapomniałby, gdzie schował łup. On chce, żebyśmy je znajdowali. Nie, poprawka, chce, żebyśmy próbowali je znajdować. Chce udowodnić, że jest wciąż najlepszy. Że nawet mając świadomość istnienia całego tego bogactwa, mając gotowe mapy, przetłumaczone szyfry, gówno możemy zrobić. Dla niego to gra. Bawi się z nami wszystkimi. Jak chcecie go podejść to nie wystarczy wam ten kawałek papieru z krzyżykiem. O Królu Złodziei trzeba wiedzieć wszystko, jak staje się z nim to jego własnej gry. Trzeba znaleźć jego szyfry, trzeba czytać bezsensowne bazgroły w jego celach, kryjówkach i komnatach, w których ukrywał łup. Na ścianie przy wejściu do ruin gdzie był Kamień, mogła być zaszyfrowana aluzja do hasła do magicznej skrytki w której będzie jeden z pięćdziesięciu kawałków mapy prowadzącej do mapy, na której jest zaszyfrowane miejsce ukrycia Świętego Graal'a. Ten koleś tak działa. Dopóki tego nie zrozumiecie, nigdy nie dostaniecie w swoje ręce niczego, na czym mu zależało.
- Czy mógłbyś przybliżyć nam Szyfr Króla Złodziei? - ludzie nie czekali już na prawo głosu, po prostu podnosili się i zadawali pytania.
- Słucham? - mimo wcześniejszej obietnicy, pytanie wydało mu się tak absurdalne, że nie mógł nie zareagować.
- Pokazać kilka podstawowych znaków, skoro, jak mówisz to tak istotne.
- Chyba cię pogrzało - parsknął. -  To największa tajemnica złodziei, którą odkrywa się latami - obrócił się z powrotem do widowni. - To jest właśnie to o czym mówiłem. Bez tego szyfru, nigdy nic nie zrobicie. A nikt kto go zna, nie jest takim debilem, żeby go uczyć, nawet za największe pieniądze. Wiecie dlaczego? Po pierwsze, nie mają żadnej wartości w porównaniu ze skarbami, które można dzięki niemu odnaleźć. A po drugie, ten szyfr to nasz wydarty poświęceniem skarb. Musielibyście go, nie zgadniecie, ukraść - przerwał, oblizując wargi. - A więc musielibyście się go nauczyć sami. Jak? Tego nie zamierzam wam mówić. Ale jako, że sam jestem gnojem, jak Król Złodziei, to odpowiedź podałem wam wcześniej. Powodzenia.
Riuuk uśmiechnęła się pod nosem. Była dumna, że z nią się tak nie bawił, tylko szczerze powiedział jej, że szyfru można nauczyć się w celach, w których siedział Król. Na dodatek miała ochotę ryknąć śmiechem, widząc ich zdezorientowanie, kiedy próbowali domyślić się, o co mu chodzi. Akcentował to od samego początku. "Stać się złodziejem". Jeśli to zrobisz, zamkną cię i może nauczysz się szyfru. Proste.
- To teraz, kiedy udowodniłem, jak gówniane są wasze szanse na zdobycie któregokolwiek z Wielkich Skarbów Króla Złodziei, przejdźmy do części technicznej, która wam się nigdy w związku z poprzednim nie przyda - rozprostował ręce, jak zauważyła, dość dużo gestykuluje, gdy mówi. - Jak wspominała Riuuk, mapę miał jeden z profesorów w stolicy. Oczywiście chronił ją na tyle dobrze, że o zwykłej kradzieży nie było mowy. Zwłaszcza, bez mojego sprzętu. Trzeba było kombinować, więc, jak zostało już powiedziane, w dużym skrócie, pod pretekstem szkolnego projektu, udało nam się go przekonać, by pokazał mapę. I tu zaczyna się gra. Widzicie mapę, widzicie szyfr i musicie go ogarnąć. Nie mogliśmy jej zabrać. Wszystko musi zostać w głowie. Co ważne, szyfr nie jest dokładnymi słowami. To metafory, które również, znając zapiski Króla, trzeba przetłumaczyć. Nie mogłem liczyć na to, że będę to zwyczajnie pamiętać. Ale przepisanie tego z powrotem na szyfr Króla, byłoby skrajnym debilizmem. Więc przerobiłem to ma swoje, żebym tylko ja mógł to zrozumieć, ale to chyba oczywiste. Rozdzieliliśmy informacje na dwie kartki, każde wzięło po jednej, żeby ewentualni napastnicy nie zdobyli zbyt łatwo wszystkiego, co mamy. Mapa zaprowadziła nas do Gruul. Tam zgodnie z jej treścią, trafiłem do starej dzwonnicy. Król Złodziei uwielbiał typowe magiczne skrytki w ścianach z kodem. Tu było to samo. Wymacałem kamień... i trzeba znać hasło. Szansa jest tylko jedna, nie trafisz, to cholera wszytko weźmie. Teraz, jak wspominałem, należy wykminić, co może być tym kodem. Król go gdzieś ukrył, to jest pewne. Inaczej nie byłoby zabawy. Jak już to udało się złamać, dalej było z górki, Riuuk o tym mówiła. Kolejny etap był przy samych ruinach. Tam była kumulacja magii wiążącej, poza kodem, konieczne było znamię kwi, żeby strażnik wiedział, kto otworzył bramy i kogo powinien zabić najpierw. A więc robimy to samo co wcześniej. Polegamy na mózgu - zakończył, salutując cynicznie i ignorując wrzawę, zszedł z mównicy, pozwalając by znowu zastąpiła go dziewczyna.


W końcu pojawiło się tak długo oczekujące pytanie. Padające z ust młodo wyglądającego mężczyzny w fioletowej pelerynie.
- Czy moglibyście przedstawić nam za dowód, że kamień jest w rękach Akademii. - Gwar rozniósł się po sali, a Riuuk popatrzyła na dyrektora, który mrugnął porozumiewawczo. Dziewczyna momentalnie podskoczyła do góry wskakując na mównicę i wyrzuciła do góry mały kamyczek niebieskiej barwy, który rozbłysł i zawisł w przestrzeni. Wargi Morgana poruszały się delikatnie w rytm słów zaklęcia. Nagle na kamiennej ścianie pojawił się obraz kamiennej komnaty, a na samym jej środku kamień. Ogniście błyszczący, hipnotyzujący kamień, a oni zniknęli ze sceny zastąpieni przez Morgana i jego opracowania naukowe. Obydwoje odetchnęli głęboko niczym konie po odpięciu od ciężkiego wozu.
- Niezłe przedstawienie. - Podsumował chłopak ze szczerym uznaniem, gdy schodzili po schodach, jednak dziewczyna nie odpowiedziała. Uniósł brwi i szturchnął ją.
- Ej Księżniczko, mówi się! - Podniósł ton, a ona zaskoczona odskoczyła od niego zahaczając o stopień i lecąc na niego. Zdezorientowany i równie zaskoczony potoczył się razem z nią po chodach w dół przeklinając w głos. 

wtorek, 22 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.10 (Killian)

Wciąż o tym myślała. W nocy ledwie zmrużyła oczy i obudziła się wcześnie, zanim promienie gorącego słońca wpadły przez uchylone, obsydianowe okno. 
Boże. Nie mogła uwierzyć w to, co jej mózg wygenerował we śnie. Czuła się tak zawstydzona... Za każdym razem, gdy zamykała powieki, przed oczami stawały jej zbliżające się do niej miękkie usta i nagi tors. Niemalże czuła szorstkie ręce wspinające się z pośladek po skórze jej pleców, pieszczące zadziornie ciało i zbliżające się do zapięcia stanika. Splatające się w namiętnych pocałunkach, igrające ze sobą języki, a potem ciepłe usta zsuwające się po szyi na biust, obdarzając go mokrymi pocałunkami wydawały się jej wciąż tak realne... Zakryła głowę kołdrą, z trudem powstrzymując pisk zażenowania i rozkoszy jednocześnie. Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się coś takiego... Odwróciła się plecami do ściany i patrzyła na stojące w przeciwnym rogu łóżko, gdzie koc unosił się w rytm jego równomiernych oddechów. No i co miała poradzić? Miała wrażenie, że z każdą chwilą... kocha go coraz bardziej. Kocha go całego. Począwszy od jego dumy, pewności siebie, lekkiej gburowatości i cynizmu, przez szczerość, troskliwość, którą tak strasznie starał się ukrywać, na ironicznych uśmiechach i szarych jak burzowe niebo, przysłoniętych wiecznie jasną grzywką oczach. Nie mogła zaprzeczyć, że sen był przyjemny... Nie mogła zaprzeczyć, że chciała tego. Chciała... Tak strasznie go pragnęła.
Ciekawe co on o niej myślał. Wydawało jej się, że... lubi ją. Że ich stosunki były już dużo bardziej zażyłe, niż po prostu "partnerskie". Ale... Pewnie często go wkurza. Im więcej o tym myślała, tym bardziej wątpiła, że że mógłby się.... Mógłby... Przełknęła rozmarzona ślinę. "Zakochać się w niej". No bo w czym? Ciągle albo się irytowała, albo wrzeszczała, ewentualnie mamrotała jakieś półsłówka. A jeśli chodzi o wygląd... Odruchowo zakryła dłońmi małe piersi. Wcześniej nigdy nie przejmowała się ich rozmiarem, ba, uważała za głupotę, zajmowanie sobie głowy takimi rzeczami. Jednak od razu stanęła jej przez oczami recepcjonistka ze stolicy, której olbrzymi biust falował pod obcisłą bluzeczką, przyciśnięty do jego ramienia.  Westchnęła, cała czerwona na twarzy. O czym ona myśli? Przecież i tak nie ma na to żadnego wpływu. No i... lubi siebie. Nie chciała się dla nikogo zmienić. Jeśli nie kocha, ani nie POKOCHA, jej takiej, jaka jest... To chyba pozostanie jej pocierpieć, a potem się z tym pogodzić. 
Patrzyła, jak obraca się na plecy, chrapiąc cicho, a jedna ręka opada bezwładnie za materac, dotykając ziemi. Zastanawiała się, czy miał już kiedyś kogoś. Chociaż powinna się raczej zapytać ILE kobiet już miał. I czy którąś z nich w ogóle naprawdę kochał? Czy może był typowym gnojem, od wyskoków na... "jedną noc"? Co powinna o tym myśleć? Nie wiedziała. Nie wiedziała, co powinna, ale wiedziała, co czuje. Kocha go. Tak strasznie go kocha. On był jej wybawcą. Uwolnił ją, zerwał tą pieprzoną smycz, którą zapiął jej Zakon, i którą trzymał mocno, nawet, gdy go opuściła. Zatracona we własnym bólu, cierpieniu, łzach i strachu, pogrążała się coraz bardziej, stając się wyprutą z uczuć, pustą skorupą. Wciąż doszukiwała się błędów u innych, ignorowała ich, tak naprawdę zazdroszcząc spokoju duszy i sumienia. Zamknięta pod tym kloszem własnej straty, czuła się potępiona przez cały świat, przeżuta, poddała się w końcu woli mistrzów, ignorując ludzi, ich uczucia i pobudki, traktując ich jak bydło do zarżnięcia i ku "świętej woli błogosławionego przez najwyższą z bogiń Zakonu" dała zrobić z siebie cholerną maszynę do zabijania. A Killian... on był inny. Nie użalał się. Tak jak ona kiedyś, zagryzł zęby i parł przed siebie, zmuszając w końcu cały świat, by nazwał go bogiem. W przeciwieństwie do Amona nie pieścił się z nią. Dogryzał i wypominał, ignorował, waląc tym samym w fikcyjny klosz, który sama sobie utworzyła, o rozbijając go na maleńkie, kaleczące kawałeczki. Wcześniej się nie zorientowała, ale wszyscy do tej pory głaskali jedynie jej rękę, zaciskającą się coraz bardziej na brzegu bagna zatracania siebie i biernej obojętności, w które się wpakowała i które coraz bardziej wciągało ją do siebie. Dopiero on złapał tę rękę i szarpnął zdecydowanie, wyciągając ją po tylu latach na powierzchnie.
Westchnęła znowu, przyciskając zimne dłonie do gorącej od rumieńców twarzy. Bała się, że coś wyczuł. A jak jeszcze nie, to że coś wyczuje, bo mogła się założyć, że przez najbliższe dni każde spojrzenie na niego będzie przypominać o niefortunnym śnie, co poskutkuje zapewne ogromną czerwienią na twarzy. Cieszyła się, że wylądowali tutaj akurat teraz, bo zawsze może tłumaczyć się, że jest jej gorąco, albo tak strasznie stresuje się wystąpieniem.
Poleżała jeszcze dłuższą chwilę, po czym wstała, mając świadomość, że potok myśli i tak nie pozwoli jej zasnąć. Niedbale zaściełając łóżko, starała się nie patrzeć na pogrążonego w głębokim śnie i kompletnie nie świadomego jej wewnętrznych bojów, chłopaka. Widok śpiącego Killiana zawsze ją rozczulał... a powiedzmy, że tego miała na razie dosyć. Poczłapała po przyjemnie chłodnej, kamiennej posadzce do leżącego pod ścianą plecaka. Schyliła się wyciągając komplet czarnych, typowo assasinskich ubrań, pod dyktando dzisiejszej konferencji. Co prawda, tylko niewielu wiedziało, że Riuuk Przecierająca Szlaki to Klinka, legendarna, najmłodsza w historii zabójczyni z tą rangą. Ale nie chciała, by wzięli ją za byle gówniarę z Akademii. Zrzuciła luźną koszulkę, w której spała i na bieliznę, którą miała na sobie i nałożyła świeże ubrania. Chwilę potem rozpoczęła standardową formułę ćwiczeń i medytacji. Kończyła już, przypinając swoją broń do uchwytów i klamer przy ubraniu, gdy klamka poruszyła się, a w drzwiach przy akompaniamencie cichego zgrzytu, pojawił się dyrektor.
- Puka się! - zgromiła go bez powitania, zapinając kolejny zatrzask przy nożu.
- Też się cieszę, że dobrze spałaś, Riuuk - uśmiechnął się, marszcząc przy tym brwi.
Miał na sobie uszyty na miarę, jasny garnitur, na który zarzucił kontrastujący z odzieniem i włosami, standardowy dla magów, długi, czarny płaszcz z emblematem szkoły. Spojrzenie przesunęło się z niej na Killiana, który wciąż pochrapywał w swoim łóżku.
- Jeszcze... śpi? - zapytał zdezorientowany, patrząc kontrolnie na pozłacany, kieszonkowy zegarek w obawie, że pomylił godziny.
- To Killian. On tak zawsze - mruknęła, obracając się, żeby sprawdzić, że do każdego ostrza ma łatwy dostęp. - Jeśli nie trzeba go rano budzić, to znaczy, że coś z nim nie tak.
- Serio? - dostrzegła w jego spojrzeniu jakiś nostalgiczny, niemal smutny błysk.
Podszedł do łóżka, gotowy dokonać wspomnianej procedury. Riuuk skrzywiła się.
- Tak bardzo spieszy się panu do grobu? - mruknęła.
- Czemu? - zapytał zdziwiony.
- Zabije pana, jak go pan obudzi.
- Ale...
- Zamknąć się - usłyszeli zaspane burczenie spod kołdry. Killian obrócił się w drugą stroną, zakrywając głowę kocem. - Spać próbuję.
Riuuk podeszła do niego, wzdychając zrezygnowana. Odsunęła dyrektora i skinieniem ręki kazała mu cofnąć się jeszcze trochę. Gdy to zrobił, złapała za brzeg koca, bezlitośnie zrywając go z łóżka w jednej chwili. Chłopak poderwał się odruchowo, wyciągając rękę, jakby próbując złapać koc, zanim ten smętnie opadnie na ziemię. Nie udało mu się to jednak, siedział więc na łóżku piorunując ją nienawistnym spojrzeniem obrażonego dziecka. Ona tym czasem walczyła ze sobą, żeby nie spuścić wzroku na jego odziane tylko w krótkie spodenki ciało.
Dyrektor podszedł z powrotem, klaszcząc dowcipnie w ręce i uśmiechając się z typowym cynizmem.
- Brawo - skinął Riuuk. - Brawurowa akcja, panno Przecierająca Szlaki.
- Morda - żachnął się chłopak, wstając z łóżka.
Minął ich, ignorując ich obecność, ziewnął i podreptał do swojego plecaka.
- Rano zawsze jest drażliwy - szepnęła dyrektorowi konspiracyjnym tonem.
- Nieprawda - parsknął obrażony z drugiego końca pokoju, gdzie zarzucał właśnie luźną, czarną koszulkę.
Machnął na swoich rozmówców ręką, gdy ci w odpowiedzi jednocześnie podnieśli z po wątpieniem brwi.

- A po jaką cholerę w ogóle mamy o tym opowiadać? - zapytał chłopak, krzyżując ręce na piersiach.
Razem z Riuuk siedzieli na jego łóżku, ona po turecku, a on opart na ścianie z założonymi nogami. Dyrektor siedział na krześle naprzeciw, lustrując ich wzrokiem.
- Akademia nie może ukrywać pewnych faktów - powiedział rzeczowym tonem, składając ręce. - A znalezienie legendarnego, magicznego artefaktu to jeden z nich. Powodów jest kilka. Po pierwsze, tego wymagają normy prawne i sojusze, którymi jesteśmy związani. Po drugie, niewątpliwie podniesie to nasz prestiż. Reszta to polityka, więc pozwólcie, że nie będę wdawał się w szczegóły - przerwał na chwilę, odchrząkując cicho. - Oczywiście już dawno poinformowałem o wszystkim naszych zwierzchników i władzę. Szybko się to rozeszło. Dużo ludzi pchało się po informacje, ale albo ich odmawiałem, albo udzielałem sam, na podstawie tego co mi powiedzieliście. Jednak musiałem zgodzić się na choć jedną oficjalną konferencję. I obiecuję, że tylko tą jedną.
Popatrzyli po sobie.
- Dobra - zaczęła Riuuk. - Więc co mamy mówić?
Westchnął, drapiąc się w tył głowy.
- Nie ukrywam, że wszystko co robiliście odbywało się albo na granicy z prawem, albo chociaż moralnością, więc...
- No weź - parsknął chłopak. - Wysłałeś zabójczynię i złodzieja, czego oczekiwałeś? Że staniemy pod drzwiami i grzecznie zapytany, czy pożyczą nam mapę, bo jak nie znajdziemy Kamienia to wypierdolą nas ze szkoły?
- Wiem przecież - mruknął tamten zrezygnowany. - Dlatego... No musicie mówić jak było, ale oczekuję od was... Używania najłagodniejszych eufemizmów od "kradzież" czy "włamanie" jakie znacie, tak?
Skinęli niechętnie głowami, nie biorąc sobie oczywiście polecenia w żadnym stopniu do serca.
- Dodatkowo ani słowa o przeciągniętym postoju w Gruul - popatrzył na nich dobitnie. - I niech was ręka boska broni od wspominania o walce z Zakonem. Bo osobiście was uduszę. Co do strażnika... Opis walki ograniczacie jak się da, w razie co niewiele pamiętacie, nie wiecie co się stało ze Strażnikiem. Ani mru mru o tym, że nie żyje, tak?
- Dlaczego? - zapytał chłopak, podsumowując cały wywód.
- Bo ja tak mówię - odpowiedź wręcz odpiła się złowrogim, władczym i dobitnym echem.
- Aha - dodał jeszcze, uśmiechając się jakby nigdy nic. - O tej waszej więzi też nie wspominamy, ale to chyba wiecie.
Widział jak w jednej sekundzie zdziwienie pojawia się na ich twarzach, po czym wymieniają niedowierzające spojrzenia.
- Tak, zauważyłem - poprawił się na krześle, zakładając nogę na nogę. - Doprawdy urocza sprawa. Poświęcenie, ratowanie życia i takie tam. Testowaliście to już?
- Testowaliśmy? - powtórzyła Riuuk, rzucając mu niepewne spojrzenie.
- No wiecie, telepatia, czytanie w myślach, czy coś w ten deseń.
Zjeżyli się jednocześnie, jakby wizja dzielenia czegoś więcej niż tylko uczuć, doprowadzała ich do szału. Dyrektor uśmiechnął się, pochylając do przodu.
- Killian.
- Czego?
- Skup się - wskazał na dziewczynę - i spróbuj wejść jej do głowy.
- Popieprzyło cię? - parsknęli oboje.
- Killian - powtórzył nieznoszącym sprzeciwu, stanowczym tonem. - Skup się i spróbuj wejść jej do głowy.
Chciała zaprotestować. Nikomu nie pozwoliłaby zobaczyć swoich myśli. Ale wizja AKURAT JEGO, wydawała się jej tak tragiczna, że nie wiedziała co robić.
Widziała jak po chwili wahania, chłopak zaciska powieki, a pomiędzy brwiami tworzy się lekka szparka. Mięśnie twarzy drgały, a szczęka wysuwała się do przodu. Dawno już nie widziała tego obrazka. Nagle poczuła dziwny ucisk w czaszce. Ner był to ból. Po prostu... Jakby ktoś dobijał się do drzwi. Czuła jak metaliczny strumień energii chłopaka błądzi w okół, obijając się o jej głowę. Nie mógł wejść. Bariery Zakon były zbyt silne. Może gdyby skupiła się, by nieco je osłabić to za sprawą łączącej ich więzi udałoby mu się... Ale o tym nie chciała nawet myśleć. W końcu ucisk zelżał, ostatecznie puszczając całkowicie. Chłopak otworzył oczy, mrugając wielokrotnie, jakby stracił ostrość widzenia.
- Nie da rady - powiedziała szybko, nim zdążył się odezwać. - Bariery Zakonu blokują tego typu moce.
- No tak - dyrektor podrapał się po brodzie wyraźnie niepocieszony. - Dobra, teraz ty Killianowi.
- Też ma bariery - powiedziała, dopiero teraz czując piorunujący wzrok chłopaka.
- Naprawdę? - był ewidentnie zdziwiony i wbił w niego swoje jasne oczy. - Czemu ja nic o tym nie wiem?
- Długa historia - mruknął chłopak niechętnie, odwracając wzrok.
- Świetnie. To następnym razem. Riuuk, mimo wszystko spróbuj, proszę.
Popatrzyła na Killiana. Co się dzieje... w jego głowie? Powoli przymknęła oczy i instynktownie skupiła się na uczuciu, jakie dzięki więzi od niego czuła. Popłynęła nim, aż do jego centrum, czując, jak chłopak drga zdziwiony. Wymacała barierę. Taka sama jak jej. Jednak on rzeczywiście zebrał się, osłabiając trochę jej struktury. Nie powinna wchodzić. To obniży jej wiarygodność. Ale... Myśli Killiana... Wykorzystując dodatkowe zdolności kontrolowania energii, znalazła najsłabsze miejsce bariery i wślizgnęła się do środka. Najpierw poczuła jakby zgniotło ją jakieś ciśnienie. Poza tym w sumie nie działo się nic. Wiedziona instynktem, wpuściła nieco swojej energii. Nagle zaatakował ją obraz. Jakaś przypadkowa scena. Stary pokój, kobieta, której twarzy nie widziała przez... Łzy? Tak, ona, czy też raczej Killian, z którego perspektywy widziała to wszystko... Płakał. Kobieta wyciągnęła rękę...
W jednej sekundzie poczuła okropny ból. Ciśnienie zwiększyło się, miażdżąc ją dosłownie, zagniatając...
Z krzykiem otworzyła oczy. Na początku nie widziała nic, potem kilka plam, i dopiero po dłuższej chwili przedmioty nabrały kształtów. Zdezorientowana popatrzyła na swoich towarzyszy.
- Co się...? - wyszeptała.
Dyrektor przenosił wyczekujące spojrzenie to na nią to na Killiana. A on... Jego oczy były w niej utkwione. Przestraszyła się. Jeszcze nigdy tak na nią nie patrzył. Mieszanka zdziwienia... A do tego jakiegoś ogromnego wyrzutu i... Strachu?
- Nigdy więcej - jego głos łamał się, chociaż starał się nad tym panować. - Ja cię do jasnej cholery błagam, Riuuk. Nigdy więcej mi tego nie rób.
Błagalna nuta w głosie była tak wyraźna, że nie udało mu się jej zatuszować.

niedziela, 20 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.9 (Riuuk)

Oddał jej lekko przepychając ją barkiem. Zarumieniła się ponownie uśmiechając. Czuła się jakby za chwilę miała odlecieć na skrzydłach euforii! Popatrzył na nią ironicznie.
- Wszystko gra, księżniczko? - Zmarszczył brwi i popatrzył na nią z... zaciekawieniem? Zarumieniła się jeszcze bardziej i uśmiechnęła.
- Ze mną? - Uśmiechnęła się powalająco. Już dawno nie czuła takiej euforii.
- Nie, ze mną! - Uśmiechnął się ironicznie, a sarkazm zawisł w powietrzu.
- Z tobą chyba tak. - Zaśmiała się i odwróciła.
- Także oto wasz pokój. - Mruknął mistrz Wężowy Jad i otworzył drewniane drzwi do dwuosobowego pokoju, dość sporego porównując standard, do którego przywykli. Popatrzyli po sobie niedowierzającymi spojrzeniami i wpadli do pomieszczenia. Obydwoje odetchnęli z ulgą, gdy dostrzegli dwa proste łóżka pod przeciwnymi ścianami z ciemnego kamienia. Między nimi znajdowała się spora szafa i ogromne, wysokie okno na przeciwległej ścianie.
- Nie mamy więcej wolnych pokoi, ale dyrektor wspominał, że przywykliście już do swojego towarzystwa. - Mruknął ponownie mistrz i skinął na dyrektora, jakby dziwiąc się tej decyzji. - Morganie, twój pokój jest w skrzydle nauczycielskim...
- Dziękuję za troskę, ale z pewnością trafię. Ten co zawsze? - Uśmiechnął się tak samo ironicznie jak stojący niedaleko niego uczeń i zbył dosłownie "wielkiego" mężczyznę kiwnięciem ręki. Ten nie kryjący dezaprobaty odwrócił się i zniknął w głębi korytarza. Riuuk  roześmiała się i usiadła na dalszym łóżku rzucając plecak w kąt.
- To chyba dla was nic nowego. - Roześmiał się dyrektor i popatrzyła na nich znacząco. - Tylko zdajecie sobie sprawę, że tutaj ściany mają uszy, więc wiecie... - Zrobił dwuznaczną minę i poruszył brwiami niczym tani podrywacz. - Żadnych dźwięków!
- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne. - Killian wywrócił oczami i położył bezceremonialnie na łóżko. Riuuk również wywróciła oczami i zdjęła bluzkę pozostawiając w cienkim podkoszulku otarła pot z czoła i rzuciła ubranie na krzesło stojące pod oknem. Z ulgą oparła się o zimnawą skałę. Spartańskie warunki przywoływały nostalgię. Stabilne, lecz twarde łóżko z wysłużonymi sprężynami i jedna poduszką, na której spoczywał cienki koc to i tak nieocenione wygody. W świątyni miała tylko szybko sklecony sennik wysłużony koc na twardej, kamiennej i zimnej jak cholera podłodze. A tutaj do kompletu żadnych pluskw, wesz i robali. Nawet szafa i okno! Jedyne co jej doskwierało to okropny upał, chociaż w środku tak było chłodniej.
- Dobra gołąbeczki jutro o dziewiątej przyjdę po was i omówimy sprawy wykładu. Co możecie mówić, co lepiej pominąć i o czym nie wspominać.
Rozmawiali przez dłuższą chwilę, gdy "Morgan" nagle zerwał się gwałtownie i rzucając niedbałe przeprosiny wręcz wybiegł z pokoju na jakieś spotkanie...
- Morgan... zaraz umrę ze śmiechu! - Czarnowłosa wstała i otworzyła plecak chowając całą broń leżącą na podłodze podczas zdawania dyrektorowi liczby śmiercionośnych narzędzi i wszelakich mikstur. Chłopak poczynił te same kroki.
- Nie wiem jak tobie mała, ale mi to imię kojarzy się z gejowskim pedancikiem latającym po dworze wśród zamożnych świń. - Obydwoje ryknęli śmiechem nie kryjąc radości z tego iż uciążliwa egzystencja opuściła ich pokój.
- Killian? Wierzysz w przeznaczenie? - Spojrzała na niego z nagłą powagą. Ten roześmiał się jeszcze głośniej.
- Co proszę? - Śmiech wypełniał pustkę pomieszczenia. - Chyba sobie kpisz. Nie istnieje coś takiego!
-Aha. - Potrwała chwilę w zadumie, jednak widząc jego radosną mordkę z powrotem zaczęła się śmiać.

Wróciła z łaźni późną nocą nie chcąc spotkać tam nikogo. Niepostrzeżenie przemknęła przez długi korytarz niosąc naręcze ubrań i wślizgnęła się do pokoju w samej bieliźnie, obcisłych spodenkach pod kolana i prześwitującej koszulce. Chłopak stał zamyślony patrząc przez okno. Sprawiał wrażenie nieobecnego. Rzuciła ubrania na krzesło i podeszła zaciekawiona do okna. Stanęła obok niego i usiłowała dojrzeć to, co pogrążyło jego szare, piękne oczy w tejże zadumie. Niechcący szturchnęła go lekko.
- Nie wiem czemu, ale zawsze mi się tutaj podobało. - Wyszeptał i usiadł na swoje łóżko. - Ale nie tak bardzo jak pewna dziewczyna. - Uśmiechnął się niczym sam do siebie tak... nie w jego stylu. Usiadła obok niego zaniepokojona i położyła mu dłoń na czole.
- Chyba coś z tobą nie tak. - Zmarszczyła brwi. Nawet przez więź wyczuwała jeszcze większą nieobecność chłopaka co doprowadzało ją do coraz większego niepokoju.
- Nie, czemu? - Mruknął i dotknął jej włosów. - Po prostu... - Złapał ją za podbródek i przyciągnął jej twarz do siebie. Czuła jak się czerwieni. Nie mogła tego powstrzymać. Nie mogła powstrzymać swojego wzroku, który wpatrywał się w jego usta. Muszą być takie miękkie i cudowne w... O czym ona myśli?! Riuuk opanuj się! - Jesteś taka...  
Jego usta zbliżały się do jej ust. Chciała się wyrwać, jednak wiedziała, że będzie tego żałować... Zresztą on jest taki cudowny!
- Killian co cię...
- Ciii. - Przyłożył palec do ust i uśmiechnął się powalająco.
Jego usta dotknęły jej ust. Były tak miękkie i ciepłe. Złapał ją za talię i przyciągnął do siebie rozszerzając jej usta. Poczuła jakby zaraz miała się rozpłynąć. Tak bardzo go pragnęła! Oddała pocałunek tak namiętnie i tęsknie jak tylko potrafiła. Westchnęła kiedy odkleił się od niej i zdjął koszulkę. Patrzyła oniemiała, jak tors chłopaka będący tak blisko całkowicie obnażony czeka tylko na nią. Popatrzył na nią szelmowsko uśmiechając się pod nosem, gdy emanujące księżycowym blaskiem wdzierającym się przez okno włosy rozsypały się niemal dotykając ramion.
- Jesteś taka piękna. - Szepnął jej prosto do ucha zmysłowym głosem i ponownie namiętnie ją pocałował. Z jej ust wyrwał się przyjemny jęk zaskoczenia, kiedy pod jego ciężarem upadła na łóżko. Kiedy zaczął całować ją po szyi przestała się powstrzymywać i objęła go dotykając rozpalonej, miękkiej skóry. Jego duże dłonie chwyciły ją za uda i uniosły lekko przesuwając spadające z łóżka łydki. Następnie pięły się w górę niknąc pod bluzką. Jęknęła i zatopiła palce w srebrzystych włosach całując go. Następnie odchyliła je do tyłu by mógł zdjąć jej cienką bluzkę...
- Ej księżniczko? Obudź się! Wszytko gra?!? - Obraz zniknął niemrawo zastępowany rzeczywistością. - Oddychaj! - Po chwili zdezorientowana przebudziła się z krzykiem odsuwając jak najdalej mogąc pod ścianę i sprawdzając swoje odzienie. Na szczęście było na miejscu. Westchnęła cicho z ulgą. Chłopak kucał przy jej łóżku w spodenkach i przyglądał się badawczo nie kryjąc zaskoczenia.
- Borze drzewiasty chcesz mnie wystraszyć na śmierć?! - Wyrwało jej się zbyt głośno i ze zbyt wielkim żalem. Killian jeszcze bardziej zdziwiony wstał i przyłożył jej dłoń do czoła.
- Jęczałaś, jakbyś znowu miała jakiś koszmar. Do tego dyszałaś jakbyś się dusiła. Zastanawiałem się, czy nie iść po kogoś! I kto tu się strachu najadł!? - Założył ręce na piersi w pretensjonalnym geście. - Do tego jesteś wręcz bordowa na twarzy. - Nafuczył się i przypatrywał się niczym obiektowi badawczemu w laboratorium. - Fajne podziękowanie. PARTNERZE.
Poczuła się głupio. Naprawdę zażenowana i... zawstydzona.
- Wstydzisz się mni....
- NIE! - Znowu wyrwało jej się zbyt głośno.
- Aha. - Mruknął unosząc brwi. - To dobranoc mała. - Odwrócił się i wrócił do swojej części pokoju.
Zakryła się pod sam nos kołdrą i odwróciła w stronę ściany nie móc spojrzeć mu w oczy i zastanawiając się ile wyczuł? Ta myśl nie opuściła jej już do końca nocy...