wtorek, 22 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.10 (Killian)

Wciąż o tym myślała. W nocy ledwie zmrużyła oczy i obudziła się wcześnie, zanim promienie gorącego słońca wpadły przez uchylone, obsydianowe okno. 
Boże. Nie mogła uwierzyć w to, co jej mózg wygenerował we śnie. Czuła się tak zawstydzona... Za każdym razem, gdy zamykała powieki, przed oczami stawały jej zbliżające się do niej miękkie usta i nagi tors. Niemalże czuła szorstkie ręce wspinające się z pośladek po skórze jej pleców, pieszczące zadziornie ciało i zbliżające się do zapięcia stanika. Splatające się w namiętnych pocałunkach, igrające ze sobą języki, a potem ciepłe usta zsuwające się po szyi na biust, obdarzając go mokrymi pocałunkami wydawały się jej wciąż tak realne... Zakryła głowę kołdrą, z trudem powstrzymując pisk zażenowania i rozkoszy jednocześnie. Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się coś takiego... Odwróciła się plecami do ściany i patrzyła na stojące w przeciwnym rogu łóżko, gdzie koc unosił się w rytm jego równomiernych oddechów. No i co miała poradzić? Miała wrażenie, że z każdą chwilą... kocha go coraz bardziej. Kocha go całego. Począwszy od jego dumy, pewności siebie, lekkiej gburowatości i cynizmu, przez szczerość, troskliwość, którą tak strasznie starał się ukrywać, na ironicznych uśmiechach i szarych jak burzowe niebo, przysłoniętych wiecznie jasną grzywką oczach. Nie mogła zaprzeczyć, że sen był przyjemny... Nie mogła zaprzeczyć, że chciała tego. Chciała... Tak strasznie go pragnęła.
Ciekawe co on o niej myślał. Wydawało jej się, że... lubi ją. Że ich stosunki były już dużo bardziej zażyłe, niż po prostu "partnerskie". Ale... Pewnie często go wkurza. Im więcej o tym myślała, tym bardziej wątpiła, że że mógłby się.... Mógłby... Przełknęła rozmarzona ślinę. "Zakochać się w niej". No bo w czym? Ciągle albo się irytowała, albo wrzeszczała, ewentualnie mamrotała jakieś półsłówka. A jeśli chodzi o wygląd... Odruchowo zakryła dłońmi małe piersi. Wcześniej nigdy nie przejmowała się ich rozmiarem, ba, uważała za głupotę, zajmowanie sobie głowy takimi rzeczami. Jednak od razu stanęła jej przez oczami recepcjonistka ze stolicy, której olbrzymi biust falował pod obcisłą bluzeczką, przyciśnięty do jego ramienia.  Westchnęła, cała czerwona na twarzy. O czym ona myśli? Przecież i tak nie ma na to żadnego wpływu. No i... lubi siebie. Nie chciała się dla nikogo zmienić. Jeśli nie kocha, ani nie POKOCHA, jej takiej, jaka jest... To chyba pozostanie jej pocierpieć, a potem się z tym pogodzić. 
Patrzyła, jak obraca się na plecy, chrapiąc cicho, a jedna ręka opada bezwładnie za materac, dotykając ziemi. Zastanawiała się, czy miał już kiedyś kogoś. Chociaż powinna się raczej zapytać ILE kobiet już miał. I czy którąś z nich w ogóle naprawdę kochał? Czy może był typowym gnojem, od wyskoków na... "jedną noc"? Co powinna o tym myśleć? Nie wiedziała. Nie wiedziała, co powinna, ale wiedziała, co czuje. Kocha go. Tak strasznie go kocha. On był jej wybawcą. Uwolnił ją, zerwał tą pieprzoną smycz, którą zapiął jej Zakon, i którą trzymał mocno, nawet, gdy go opuściła. Zatracona we własnym bólu, cierpieniu, łzach i strachu, pogrążała się coraz bardziej, stając się wyprutą z uczuć, pustą skorupą. Wciąż doszukiwała się błędów u innych, ignorowała ich, tak naprawdę zazdroszcząc spokoju duszy i sumienia. Zamknięta pod tym kloszem własnej straty, czuła się potępiona przez cały świat, przeżuta, poddała się w końcu woli mistrzów, ignorując ludzi, ich uczucia i pobudki, traktując ich jak bydło do zarżnięcia i ku "świętej woli błogosławionego przez najwyższą z bogiń Zakonu" dała zrobić z siebie cholerną maszynę do zabijania. A Killian... on był inny. Nie użalał się. Tak jak ona kiedyś, zagryzł zęby i parł przed siebie, zmuszając w końcu cały świat, by nazwał go bogiem. W przeciwieństwie do Amona nie pieścił się z nią. Dogryzał i wypominał, ignorował, waląc tym samym w fikcyjny klosz, który sama sobie utworzyła, o rozbijając go na maleńkie, kaleczące kawałeczki. Wcześniej się nie zorientowała, ale wszyscy do tej pory głaskali jedynie jej rękę, zaciskającą się coraz bardziej na brzegu bagna zatracania siebie i biernej obojętności, w które się wpakowała i które coraz bardziej wciągało ją do siebie. Dopiero on złapał tę rękę i szarpnął zdecydowanie, wyciągając ją po tylu latach na powierzchnie.
Westchnęła znowu, przyciskając zimne dłonie do gorącej od rumieńców twarzy. Bała się, że coś wyczuł. A jak jeszcze nie, to że coś wyczuje, bo mogła się założyć, że przez najbliższe dni każde spojrzenie na niego będzie przypominać o niefortunnym śnie, co poskutkuje zapewne ogromną czerwienią na twarzy. Cieszyła się, że wylądowali tutaj akurat teraz, bo zawsze może tłumaczyć się, że jest jej gorąco, albo tak strasznie stresuje się wystąpieniem.
Poleżała jeszcze dłuższą chwilę, po czym wstała, mając świadomość, że potok myśli i tak nie pozwoli jej zasnąć. Niedbale zaściełając łóżko, starała się nie patrzeć na pogrążonego w głębokim śnie i kompletnie nie świadomego jej wewnętrznych bojów, chłopaka. Widok śpiącego Killiana zawsze ją rozczulał... a powiedzmy, że tego miała na razie dosyć. Poczłapała po przyjemnie chłodnej, kamiennej posadzce do leżącego pod ścianą plecaka. Schyliła się wyciągając komplet czarnych, typowo assasinskich ubrań, pod dyktando dzisiejszej konferencji. Co prawda, tylko niewielu wiedziało, że Riuuk Przecierająca Szlaki to Klinka, legendarna, najmłodsza w historii zabójczyni z tą rangą. Ale nie chciała, by wzięli ją za byle gówniarę z Akademii. Zrzuciła luźną koszulkę, w której spała i na bieliznę, którą miała na sobie i nałożyła świeże ubrania. Chwilę potem rozpoczęła standardową formułę ćwiczeń i medytacji. Kończyła już, przypinając swoją broń do uchwytów i klamer przy ubraniu, gdy klamka poruszyła się, a w drzwiach przy akompaniamencie cichego zgrzytu, pojawił się dyrektor.
- Puka się! - zgromiła go bez powitania, zapinając kolejny zatrzask przy nożu.
- Też się cieszę, że dobrze spałaś, Riuuk - uśmiechnął się, marszcząc przy tym brwi.
Miał na sobie uszyty na miarę, jasny garnitur, na który zarzucił kontrastujący z odzieniem i włosami, standardowy dla magów, długi, czarny płaszcz z emblematem szkoły. Spojrzenie przesunęło się z niej na Killiana, który wciąż pochrapywał w swoim łóżku.
- Jeszcze... śpi? - zapytał zdezorientowany, patrząc kontrolnie na pozłacany, kieszonkowy zegarek w obawie, że pomylił godziny.
- To Killian. On tak zawsze - mruknęła, obracając się, żeby sprawdzić, że do każdego ostrza ma łatwy dostęp. - Jeśli nie trzeba go rano budzić, to znaczy, że coś z nim nie tak.
- Serio? - dostrzegła w jego spojrzeniu jakiś nostalgiczny, niemal smutny błysk.
Podszedł do łóżka, gotowy dokonać wspomnianej procedury. Riuuk skrzywiła się.
- Tak bardzo spieszy się panu do grobu? - mruknęła.
- Czemu? - zapytał zdziwiony.
- Zabije pana, jak go pan obudzi.
- Ale...
- Zamknąć się - usłyszeli zaspane burczenie spod kołdry. Killian obrócił się w drugą stroną, zakrywając głowę kocem. - Spać próbuję.
Riuuk podeszła do niego, wzdychając zrezygnowana. Odsunęła dyrektora i skinieniem ręki kazała mu cofnąć się jeszcze trochę. Gdy to zrobił, złapała za brzeg koca, bezlitośnie zrywając go z łóżka w jednej chwili. Chłopak poderwał się odruchowo, wyciągając rękę, jakby próbując złapać koc, zanim ten smętnie opadnie na ziemię. Nie udało mu się to jednak, siedział więc na łóżku piorunując ją nienawistnym spojrzeniem obrażonego dziecka. Ona tym czasem walczyła ze sobą, żeby nie spuścić wzroku na jego odziane tylko w krótkie spodenki ciało.
Dyrektor podszedł z powrotem, klaszcząc dowcipnie w ręce i uśmiechając się z typowym cynizmem.
- Brawo - skinął Riuuk. - Brawurowa akcja, panno Przecierająca Szlaki.
- Morda - żachnął się chłopak, wstając z łóżka.
Minął ich, ignorując ich obecność, ziewnął i podreptał do swojego plecaka.
- Rano zawsze jest drażliwy - szepnęła dyrektorowi konspiracyjnym tonem.
- Nieprawda - parsknął obrażony z drugiego końca pokoju, gdzie zarzucał właśnie luźną, czarną koszulkę.
Machnął na swoich rozmówców ręką, gdy ci w odpowiedzi jednocześnie podnieśli z po wątpieniem brwi.

- A po jaką cholerę w ogóle mamy o tym opowiadać? - zapytał chłopak, krzyżując ręce na piersiach.
Razem z Riuuk siedzieli na jego łóżku, ona po turecku, a on opart na ścianie z założonymi nogami. Dyrektor siedział na krześle naprzeciw, lustrując ich wzrokiem.
- Akademia nie może ukrywać pewnych faktów - powiedział rzeczowym tonem, składając ręce. - A znalezienie legendarnego, magicznego artefaktu to jeden z nich. Powodów jest kilka. Po pierwsze, tego wymagają normy prawne i sojusze, którymi jesteśmy związani. Po drugie, niewątpliwie podniesie to nasz prestiż. Reszta to polityka, więc pozwólcie, że nie będę wdawał się w szczegóły - przerwał na chwilę, odchrząkując cicho. - Oczywiście już dawno poinformowałem o wszystkim naszych zwierzchników i władzę. Szybko się to rozeszło. Dużo ludzi pchało się po informacje, ale albo ich odmawiałem, albo udzielałem sam, na podstawie tego co mi powiedzieliście. Jednak musiałem zgodzić się na choć jedną oficjalną konferencję. I obiecuję, że tylko tą jedną.
Popatrzyli po sobie.
- Dobra - zaczęła Riuuk. - Więc co mamy mówić?
Westchnął, drapiąc się w tył głowy.
- Nie ukrywam, że wszystko co robiliście odbywało się albo na granicy z prawem, albo chociaż moralnością, więc...
- No weź - parsknął chłopak. - Wysłałeś zabójczynię i złodzieja, czego oczekiwałeś? Że staniemy pod drzwiami i grzecznie zapytany, czy pożyczą nam mapę, bo jak nie znajdziemy Kamienia to wypierdolą nas ze szkoły?
- Wiem przecież - mruknął tamten zrezygnowany. - Dlatego... No musicie mówić jak było, ale oczekuję od was... Używania najłagodniejszych eufemizmów od "kradzież" czy "włamanie" jakie znacie, tak?
Skinęli niechętnie głowami, nie biorąc sobie oczywiście polecenia w żadnym stopniu do serca.
- Dodatkowo ani słowa o przeciągniętym postoju w Gruul - popatrzył na nich dobitnie. - I niech was ręka boska broni od wspominania o walce z Zakonem. Bo osobiście was uduszę. Co do strażnika... Opis walki ograniczacie jak się da, w razie co niewiele pamiętacie, nie wiecie co się stało ze Strażnikiem. Ani mru mru o tym, że nie żyje, tak?
- Dlaczego? - zapytał chłopak, podsumowując cały wywód.
- Bo ja tak mówię - odpowiedź wręcz odpiła się złowrogim, władczym i dobitnym echem.
- Aha - dodał jeszcze, uśmiechając się jakby nigdy nic. - O tej waszej więzi też nie wspominamy, ale to chyba wiecie.
Widział jak w jednej sekundzie zdziwienie pojawia się na ich twarzach, po czym wymieniają niedowierzające spojrzenia.
- Tak, zauważyłem - poprawił się na krześle, zakładając nogę na nogę. - Doprawdy urocza sprawa. Poświęcenie, ratowanie życia i takie tam. Testowaliście to już?
- Testowaliśmy? - powtórzyła Riuuk, rzucając mu niepewne spojrzenie.
- No wiecie, telepatia, czytanie w myślach, czy coś w ten deseń.
Zjeżyli się jednocześnie, jakby wizja dzielenia czegoś więcej niż tylko uczuć, doprowadzała ich do szału. Dyrektor uśmiechnął się, pochylając do przodu.
- Killian.
- Czego?
- Skup się - wskazał na dziewczynę - i spróbuj wejść jej do głowy.
- Popieprzyło cię? - parsknęli oboje.
- Killian - powtórzył nieznoszącym sprzeciwu, stanowczym tonem. - Skup się i spróbuj wejść jej do głowy.
Chciała zaprotestować. Nikomu nie pozwoliłaby zobaczyć swoich myśli. Ale wizja AKURAT JEGO, wydawała się jej tak tragiczna, że nie wiedziała co robić.
Widziała jak po chwili wahania, chłopak zaciska powieki, a pomiędzy brwiami tworzy się lekka szparka. Mięśnie twarzy drgały, a szczęka wysuwała się do przodu. Dawno już nie widziała tego obrazka. Nagle poczuła dziwny ucisk w czaszce. Ner był to ból. Po prostu... Jakby ktoś dobijał się do drzwi. Czuła jak metaliczny strumień energii chłopaka błądzi w okół, obijając się o jej głowę. Nie mógł wejść. Bariery Zakon były zbyt silne. Może gdyby skupiła się, by nieco je osłabić to za sprawą łączącej ich więzi udałoby mu się... Ale o tym nie chciała nawet myśleć. W końcu ucisk zelżał, ostatecznie puszczając całkowicie. Chłopak otworzył oczy, mrugając wielokrotnie, jakby stracił ostrość widzenia.
- Nie da rady - powiedziała szybko, nim zdążył się odezwać. - Bariery Zakonu blokują tego typu moce.
- No tak - dyrektor podrapał się po brodzie wyraźnie niepocieszony. - Dobra, teraz ty Killianowi.
- Też ma bariery - powiedziała, dopiero teraz czując piorunujący wzrok chłopaka.
- Naprawdę? - był ewidentnie zdziwiony i wbił w niego swoje jasne oczy. - Czemu ja nic o tym nie wiem?
- Długa historia - mruknął chłopak niechętnie, odwracając wzrok.
- Świetnie. To następnym razem. Riuuk, mimo wszystko spróbuj, proszę.
Popatrzyła na Killiana. Co się dzieje... w jego głowie? Powoli przymknęła oczy i instynktownie skupiła się na uczuciu, jakie dzięki więzi od niego czuła. Popłynęła nim, aż do jego centrum, czując, jak chłopak drga zdziwiony. Wymacała barierę. Taka sama jak jej. Jednak on rzeczywiście zebrał się, osłabiając trochę jej struktury. Nie powinna wchodzić. To obniży jej wiarygodność. Ale... Myśli Killiana... Wykorzystując dodatkowe zdolności kontrolowania energii, znalazła najsłabsze miejsce bariery i wślizgnęła się do środka. Najpierw poczuła jakby zgniotło ją jakieś ciśnienie. Poza tym w sumie nie działo się nic. Wiedziona instynktem, wpuściła nieco swojej energii. Nagle zaatakował ją obraz. Jakaś przypadkowa scena. Stary pokój, kobieta, której twarzy nie widziała przez... Łzy? Tak, ona, czy też raczej Killian, z którego perspektywy widziała to wszystko... Płakał. Kobieta wyciągnęła rękę...
W jednej sekundzie poczuła okropny ból. Ciśnienie zwiększyło się, miażdżąc ją dosłownie, zagniatając...
Z krzykiem otworzyła oczy. Na początku nie widziała nic, potem kilka plam, i dopiero po dłuższej chwili przedmioty nabrały kształtów. Zdezorientowana popatrzyła na swoich towarzyszy.
- Co się...? - wyszeptała.
Dyrektor przenosił wyczekujące spojrzenie to na nią to na Killiana. A on... Jego oczy były w niej utkwione. Przestraszyła się. Jeszcze nigdy tak na nią nie patrzył. Mieszanka zdziwienia... A do tego jakiegoś ogromnego wyrzutu i... Strachu?
- Nigdy więcej - jego głos łamał się, chociaż starał się nad tym panować. - Ja cię do jasnej cholery błagam, Riuuk. Nigdy więcej mi tego nie rób.
Błagalna nuta w głosie była tak wyraźna, że nie udało mu się jej zatuszować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz