sobota, 12 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.4 (Killian)

Zimny policzek przyciskał mu się do szyi, powodując nieprzyjemne uczucie chłodu. Ale nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie, cieszył się, że znalazł Riuuk i sam może się nią zająć. Był przez to... spokojniejszy? Podrzucił ją lekko na plecach, żeby poprawić chwyt, a jej długie włosy opadły mu na twarz, łaskocząc w nos i policzki. Szybko odgarnęła je za ucho, mrucząc jakieś przeprosiny.
- A co cię w ogóle wzięło, żeby szlajać się jeszcze po tym lesie? I to bez ciuchów. Nie żeby to drugie mi przeszkadzało... - skrzywił się, gdy zdzieliła go w tył głowy. - Ale myślę, że miałaś ostatnio wystarczająco jazd z chorowaniem. Jesteś niepoważna?
Prasnęła, pociągając zakatarzonym nosem.
- Nie chcę tego słyszeć od ciebie. Sam jeszcze nie wróciłeś - mruknęła niewyraźnie, wtulając twarz w miękkie, opadające mu na kark, kosmyki jasnych włosów.
- Ale ja nie biegam w samych majtkach -  odparł ironicznie, skręcając po skrzypiącej od mrozu ścieżce, w stronę miejsca, gdzie drzewa się rozwidlały.
Po chwili wyszli spomiędzy pachnących igliwiem, oszronionych świerków. Rozpostarły się przed nimi ogrody Akademii, wyjątkowo puste i smutne o tej porze roku, ale nie tracące swojego wdzięku i magicznego charakteru. Za ogrodami rysował się ciemny kształt budynku szkoły i internatu, i tylko w pojedynczych oknach paliło się blade światło. Wciąż padał śnieg. Jego grube, puszyste płatki opadały na zmarzniętą ziemię i zaczynała się tworzyć cienka póki co, puchowa kołderka. Killian podniósł głowę, pozwalając by płatki śniegu opadały mu na twarz i topniały. Pojedyncze zatrzymywały się na długich rzęsach, wpadając do oczu. Riuuk uśmiechnęła się pod nosem.
- Chciałam uciec przed Jeffem - odpowiedziała, na zadane chwilę wcześniej pytanie. - Strasznie mnie wkurzył. Nie powinien był wygadywać takich rzeczy...
Przerwała. Mimo wszytko dziwnie się czuła, mówiąc tak o Amonie. Wciąż kojarzył się jej z mędrcem i mentorem, a nie kolejnym, rozpieszczonym arystokratą z Akademii.
- Nie powinien - przytaknął chłopak, przyspieszając na wyłożonej kostką alejce. Myślała, że doda coś jeszcze, ale milczał, gdy mijali kolejne przyprószone śniegiem majestatyczne posągi i wiekowe drzewa.
Wyczuła w nim lekki blask irytacji, gdy wspomniał o Jeffie. Domyśliła się, że wolałby go już dzisiaj nie spotkać. Ona też. Miała nadzieje, że nigdzie na nich nie czeka. Obawiała się, że kolejne zejście się tej dwójki, mogłoby się skończyć katastrofą...
W końcu dotarli do internatu. Żywym krokiem wspiął się po szerokich, marmurowych schodach na niewielki ganek i szarpnął za klamkę ciężkich drzwi. Kiedy weszli, w przestronnym holu zapaliły się magiczne światła. Chłopak schylił się, stawiając ją na ziemi. Wciąż skostniałe z zimna stopy dotknęły kamiennej posadzki. Wraz z ciężkim westchnieniem w górę poleciał ostatni dymek pary. Tutaj było już bardzo ciepło.
- Dalej poradzisz sobie sama - powiedział odgarniając z oczu mokrą od śniegu grzywkę. - Chętnie odwiedziłbym żeńskie dormitorium, ale wiesz - uśmiechnął się po swojemu - nie mam ochoty sprzątać kibli za kare przez cały miesiąc.
Uśmiechnęła się pod nosem, przeczesując skostniałymi z zimna palcami wilgotne włosy. Cienka koszulka pod kurtką i bawełniane spodenki były tak mokre, że przylepiły się do ciała, podkreślając jego kształty, a przez wilgotną tkaninę widać było bladą skórę. Gapił się na nią tak bezceremonialnie, że poczuła wpełzający na twarz rumieniec i odkaszlnęła speszona.
- Dzięki - wymruczała, owijając się szczelniej kurtką.
Jakby wyczuł powód jej nagłego wstydu i uśmiechnął się dwuznacznie, unosząc przy tym brwi.
- Do jutra - powiedziała szybko, i wbiegła po prowadzących do damskiej części schodach. Wolała nie czekać na jakiś zbereźny komentarz.
Parzył jak znika za zakrętem spiralnych, drewnianych schodów. Spojrzał na zegarek i przeklął cicho. Też powinien już wracać. Rzucił tęsknym wzrokiem na drzwi wejściowe, wsłuchując się w wycie zimnego, nocnego wiatru. Miał nadzieje, że zostanie mu jeszcze trochę czasu. Przyłożył do ust czerwone od chłodu dłonie i chuchnął w nie kilka razy, żeby nieco je ogrzać. Pociągnął nosem. Miał lekki katar. Wsuwając ręce w głębokie kieszenie kurtki, odwrócił się i powolnym krokiem udał się po schodach na ostatnie piętro męskiego dormitorium.

Z cichym westchnieniem popchnął ciężkie, bogato rzeźbione drzwi do auli. Wszedł do ogromnego, zdobionego freskami i płaskorzeźbami, pomieszczenia. Setki wygodnych, obitych aksamitem ław ustawionych było na przeciwko monumentalnej sceny. Większość była już zajęta... Jak w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca, uczniowie zbierali się tutaj na ogólny apel, na którym powiadamiano ich, co będzie się działo w najbliższym czasie. Ziewnął, wsuwając się do ostatniej ławy, tej najbliżej drzwi, po czym przeszedł w niej na sam koniec, koło okna. Siadając, oparł głowę na framudze i wbił spojrzenie za szybę. Skupiał się z całej siły tylko na tym, żeby nie zamykać zaspanych oczu. Przeciągnął się, wyprężając umięśnione ciało. Cholera. Spał dzisiaj może... trzy godziny? Jego mózg ledwo funkcjonował. Jeszcze żeby rzeczywiście, udało mu się na chwilę wyrwać z tego wariatkowa i posiedzieć w samotności. A on spędził noc latając za pewną nieogarniętą idiotką i użerając się z jej wyjątkowo gburowatym przyjacielem. Westchnął zrezygnowany, chowając twarz w dłoniach. Masakra.
Poczuł, że stateczna, niemalże zaspana do tej pory energia Riuuk, ożywia się nagle. Odruchowo skupił się mocniej, analizując jej dokładne położenie. Była... niedaleko. Odwrócił głowę i zobaczył, że rzeczywiście, weszła już do auli i zbliżała się do niego. Też wyglądała na nie wyspaną, mimo to długie włosy były schludnie spięte rzemieniem w kucyk. Miała na sobie białą, przylegającą do ciała koszulę, krawat i marynarkę z emblematem Akademii. Podeszła do niego i usiadła na miejscu obok, poprawiając spódniczkę.
- Wyspałaś się, księżniczko? - zapytał bez powitania.
- W przeciwieństwie do niektórych, nie potrzebuję aż tyle snu - mruknęła w odpowiedzi. - A ty?
- "W przeciwieństwie do niektórych" jestem normalnym człowiekiem, i tak, trzy godziny mi nie wystarczą.
- Mięczak - parsknęła ironiczne, wydymając policzki.
Jego energia była tak niemrawa, że wiedziała, że spał dużo mniej niż zwykle.
- A jak twój dupek?
- Nie "mój" - żachnęła się, krzyżując ręce na piersi. - I nie wiem, nie widziałam go od wczoraj. W sumie to dobrze.
- Jak myślisz - zaczął po chwili, piorunując wzrokiem dwie uczennice, które gapiły się na nich od dłuższegp czasu   - ile ludzi już wie, że jesteśmy partnerami?
- Pewnie... dużo - odparła niejasno. - Amo... Jeff mówił, że jak nas nie było, to zaczęły krążyć dziwne plotki. No wiesz... że "jesteśmy ze sobą" - schyliła się, udając, że poprawia sznurowadło w glanie, po to, by nie widział jej zaróżowionej twarzy. - Chyba to ich tak teraz zaprząta.
Usłyszała z jego strony ciche gwizdnięcie zrozumienia.
Podniosła wzrok, gdy na auli zrobiło się ciemno i tylko scena była oświetlona jasnym, żółtawym światłem. Po chwili wszedł na nią dyrektor, stając na sporej, robiącej wrażenie mównicy. Zaczął od przywitania wszystkich uczniów, omówieniu kilku ogólnych spraw, a potem oddał głos Samorządowi i innym nauczycielom. Poprawiła się na siedzeniu, opierając głowę na oparciu ławy. Spojrzała na chłopaka kątem oka. Jak zwykle kompletnie olał sprawę. Opierając się na ścianie, zamknął oczy i trwał w cichym półśnie. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do białej koszuli, którą musiał tu nosić. W wyobraźni wciąż widziała do w czerniach i szarościach. Nie nosił marynarki. Koszula opinała jego mięśnie, a na odsłoniętych przez podwinięte rękawy, przedramionach mogła zobaczyć dobrze sobie znane tatuaże. Zdziwiła się, że wciąż tam były. Po tym poparzeniu cała skóra powinna być jedną wielką blizną... Magia lecznicza to coś, czego nigdy nie pojmie. Jakby podświadomie rozprostował długie nogi, obute w czarne oficerki. Dziwne. Były bardzo zadbane i porządne, ale była pewna, że nie miał ich ze sobą w podróży... Dlaczego?
Po sali przeszedł cichy rumor. Dyrektor znowu wkroczył na mównice, co oznaczało, że apel niedługo się skończy. Teraz przed nimi tylko kilka uprzejmości, jakieś napomnienie do nauki, i będą wolni.
- Zanim zakończymy dzisiejsze spotkanie - zaczął dyrektor, poprawiając krawat - chciałbym się z wami podzielić pewną wiadomością. Otóż za sprawą dwojga uczniów, nasza Akademia odniosła niedawno ogromny sukces, który przysporzył nam mnóstwo sławy.
Riuuk przeklęła pod nosem. Obróciła się do Killiana, by go szturchnąć, ale ten siedział już skrzywiony, wbijając w mówiącego morderczy wzrok. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Akademia musiałaby szukać nowego dyrektora.
- Killian Flynn i Riuuk Przecierająca Szlaki, oboje z wydziału Kruka - kontynuował tamten - zostali wysłani z rutynową misją, mającą na celu przejęcie domniemanej mapy, prowadzącej do Kamienia Filozoficznego  - po sali rozszedł się szmer. - W ramach treningu, zabroniliśmy im używać jakichkolwiek broni i sprzętu, poza ich własną magią. Jak wiecie nie wracali długo - przerwał teatralnie, a Killian parsknął pogardliwie w ostatnim rzędzie - ale gdy wreszcie pojawili się z powrotem w Akademii, to z artefaktem, którego od dziesiątek lat szukają łowcy skarbów z całego świata! Tak, moi drodzy, Akademia jest teraz w posiadaniu legendarnego Kamienia Filozofów!
Sala zamarła na kilka sekund, a potem zawrzała. Zdumienie i brak wiary, wydawały się wręcz emanować z publiczności.
- Jestem niezmiernie szczęśliwy i dumny, że uczniowie mojej szkoły odnoszą tak olbrzymie sukcesy, przynosząc nam chwałę! Oficjalnie chciałbym pogratulować Killianowi i Riuuk, oraz całemu wydziałowi Kruka - przerwały mu niemrawe brawa białych i owacje czarnych, a wszyscy bez wyjątku wpatrywali się w siedzących na końcu uczniów, marzących tylko o tym, by rozszarpać dyrektora na strzępy - oraz dodać, że teraz będą oni działać jako duet do zadań najwyższej wagi! Gratuluje!
- Zarżnę cholernego gnoja - wymamrotał Killian, patrząc jak tamten posyła im triumfalne spojrzenie.
- Sorki, Flynn, ustaw się w kolejce - czuła, jakby zapadała się pod tymi wszystkimi wścibskimi spojrzeniami. - Ja jestem pierwsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz