niedziela, 6 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.1 (Riuuk)

- Stali partnerzy?! Proszę, powiedz mi, że żartujesz! - Patrzył na nią białymi ślepiami lekko mieniącymi się niebieską barwą nadziei. Nikłej, ale jednak nadziei.
- Nie... - Mruknęła i układała broń na swoich miejscach pielęgnując każde ostrze z równą dokładnością i pieczołowitością niczym matka swe najdroższe dzieci. Otworzyła szafkę nucąc pieśń, której nie znała. Zauważyła, że podłapała tą skoczną melodyjkę tak często nuconą przez Killiana. W sumie nie była taka zła... Nie mogła przestać o nim myśleć. Usiłowała walczyć z ogarniająca ją pewnego rodzaju tęsknotą za specyficznym, wypełniającym pozytywna energią sposobie bycia chłopaka. Był... taki uroczy... szczególnie jak wysuwał szczękę do przodu robiąc zadumaną minę i marszczył zabawnie brwi przez co pomiędzy oczami tworzyła się mała szparka. Jego mięśnie zawsze napinały się pod koszulą, kiedy wiązał niesforne, wręcz emanujące blaskiem włosy. Światło księżyca potęgowało ten efekt nadając im dodatkowo lekko srebrzystego blasku... Co ona gada! Była cała czerwona. Odruchowo chciała odgarnąć włosy za uszy. Zrobiła to wyjątkowo nerwowo zahaczając prawą dłonią o jedną z buteleczek. Była to zatkana korkiem, prostokątna butelka wielkości dłoni o lekko fioletowym zabarwieniu. W środku do połowy lekko bulgotał znajomy, purpurowy płyn. Eliksir z bardzo mocno żrącym kwasem o właściwościach magicznych. Pochyliła się, lecz było juą za późno... Nagle pochylając się - w akcie desperacji -  natrafiła dłonią na inną dłoń. Amon stał obok. Złapał butelkę w dłoń. Obydwoje podnieśli gwałtownie głowy. Ich oczy spotkały się. Czuła jego oddech na swoich ustach. Postawione, śnieżnobiałe włosy odznaczały się wyraźnie na tle jej kruczoczarnych pukli, które rozpuszczone omiotły ich niczym zasłona. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej twarz pokrywa krwisty rumieniec... z powodu Killiana co w tej sytuacji wyglądało... Dwuznacznie? Amon... znaczy Jeff patrzył jej głęboko w oczy z zaciekawieniem i wyraźną fascynacją. Czuła wdzierające się w umysł macki telepatycznego pomostu, które bariera skutecznie trzymała na dystans.
Dostrzegła, że oczy zmieniają się. Stały się tak białe, że patrzyły na nią tylko dwie małe, czarne kropki źrenic. Poczuła się nieswojo. Ile dałaby żeby móc odwrócić wzrok... nie mogła. Coś strasznie hipnotyzującego nie pozwalało jej uciec wzrokiem. Dłoń zmiennokształtnego zacisnęła się mocniej na jej zimnych palcach i buteleczce.
- On nie jest dla ciebie tylko partnerem, prawda? - Nadal nie pozwalał odwrócić jej wzroku.
- O czym ty mówisz?! To niedorzeczne! - Próbowała wyrwać dłoń, lecz poczuła, że ciało odmawiało posłuszeństwa. Spętał ją zaklęciem.
- Jak to o czym? Popatrz na siebie! - Zaczął pełnym żalu tonem. Nigdy nie był tak blisko niej. Nawet w kociej postaci. Czuła się bardzo niezręcznie, a z każdą chwilą irytacja przeradzała się w coraz większy gniew. - Widziałem jak na niego patrzysz. Takim tęsknym wzrokiem. - Nawet nie zamierzał ukrywać poruszenia! Jeszcze czego! - Ze mną nawet się porządnie nie przywitałaś! Cały czas zerkałaś w jego stronę. Za każdym razem, kiedy tylko go dojrzysz, śledzisz go wzrokiem! Kaądy ruch, każdy gest, a na policzkach pojawia się lekki róż. - Wypluł te słowa. Stała w osłupieniu. Nigdy nie spodziewałaby się po nim takiego zachowania! Co tu się wydarzyło podczas jej nieobecności!?
- Puszczaj mnie! - Miało to zabrzmieć mocno i nagannie. Zamiast tego z ciemno różowych ust wyrwał się jęk. To sprawiło, że jej zniesmaczenie i irytacja przekroczyła wszelkie granice. - Poprzewracało ci się w głowie czy....
- Jeszcze powiedział do ciebie "skarbie"! Wszystkie twoje rzeczy jak i całe twoje ciało przesiąknięte było JEGO zapachem!  Myślałem iż nie wytrzymam mdłości! W dodatku między wami zapanowała... więź. Nie wiem jak to wytłumaczyć, lecz z czasem sama się przekonasz! Eteryczna więź partnerów powstała poprzez największe poświecenie całego siebie dla drugiej osoby. Możliwa tylko z tak bardzo rzadkim rodzajem magii jak twoja do zawarcia. To przez to, że uratowałaś mu życie. - Wręcz wy warczał gniewnie te słowa. - I po co ci to było?!

Wiedziała o czym mówi. Od tamtego wydarzenia czuła wyraźnie każde zachwianie energii Killiana. Potrafiła wyczuć kiedy jest zmęczony, kiedy radosny (co rzadko się zdarzało), kiedy podekscytowany... Nie ważne gdzie się znajdował. Najbardziej niepokoił ją fakt, że jego energia z czystej bieli zmieniła barwę na metaliczną. Nie wiedziała co to oznaczało, a nie miała wystarczająco dużo czasu i samozaparcia by to sprawdzić.
- Spaliście ze sobą? Zmuszał cię do czegoś... - Chwilą zajęło jej pojęcie zadanego pytania. - Zabiję go!
- Nie!!! Już całkiem cię pojebało! - Krzyknęła krztusząc się własną śliną. Zakaszlała gwałtownie uwalniając się z uścisku i upadając na plecy. Jeff usiadł z głośnym westchnięciem i otarł oślinioną twarz rękawem.
- Nawet jeśli, to co cie to obchodzi. - Uśmiechnęła się szyderczo delektując wyraźnym, tryumfem. Spiorunował ją spojrzeniem ogniście czerwonych oczu. To była jedyna rzecz, która zawsze go zdradzała. Pod warunkiem, że wie się jak to odczytywać.
Wstała. Poprawiła koszulę, którą kupiła sobie podczas podróży i odstawiła miksturę na miejsce. Nic nie mówiąc powróciła do rozpoczętego zajęcia ciesząc się konsternacją i wręcz gęstniejącym w powietrzu zmieszaniem Amona. Jeffa jak kto woli. Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała przez okno. Słońce chyliło się ku zachodowi.
- Z tym złodziejem i kryminalistą! Już nie wspominając o tym, że wywodzi się z niżu społecznego! Z resztą obydwoje wiemy, że masz narzeczonego!
- Jakiego narzeczonego? Ja nawet go nie znam! - Oburzyła się i uderzyła pięścią w parapet. Otworzyła okiennice z trzaskiem i wystawiła głowę na łaskę zimnego wiatru. Nie chciała pamiętać o tym okropnym, aroganckim i narcystycznym dupku... Jej przyszłym mężu.
-Ehhh... - Westchnęła głęboko i odgarnęła pasmo spomiędzy oczu. Zimno skubało gorące od gniewu policzki. Amon dalej prowadził swój monolog, którego usiłowała nie słuchać skupiając się na odcinającym się coraz wyraźniej na tle ciemniejącego nieba księżycu.
- Mówisz tak jakbym była święta. - Podsumowała jego wywód na temat Killiana i jego przeszłości. - On nie jest zły. Jest lepszy od większości "chłopaków" w tej szkole i...
- Na wszystkie świętości! Ty naprawdę go bronisz! - Złapał się za głowę ogarniając dużymi dłońmi stojące włosy. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo podobny był do Kaila - jej jedynego, ukochanego z Zakonu, który zginął na samobójczej misji. Ubiór - czarny sweter, bojówki i wojskowe równie czarne buty dodatkowo potęgowało efekt.
- Jak  możesz... - Warknęła tym zimnym, pełnym żalu tonem. - Dlaczego uważasz się za kogoś lepszego? - Podeszła do niego i chwyciła za sweter. Zaskoczony nie zdążył zareagować, gdy pchnęła go na ścianę i przycisnęła mocno. Teraz ona patrzyła wściekła na dominującej pozycji. Czerwień oczu przygasła zastąpiona żółtym płomieniem. Zacisnęła zęby i popatrzyła na tą znajomą, przywołującą bolesne wspomnienia twarz.
- Dlaczego mi to robisz?
- Ponieważ jestem twoim głosem rozsądku. Ty naprawdę go kochasz!
- Milcz! To nie prawda! - Nie mogła wymóc na sobie pełnego zaprzeczenia. Jak na myśl przychodził jego umięśniony tors. Kiedy wyszedł w samych szortach z mokrymi włosami z łazienki i tym przepełnionym pewnością siebie gestem odgarnął włosy. Kiedy dał jej swoja koszulę przesiąkniętą tym boskim zapachem...
- Ty... Ty naprawdę go kochasz... - Jęknął z rozżaleniem chwytając ją za ramiona. - Czuje to Riuuk... Co on ma takiego w sobie? Czemu nie mogłaś zakochać się w kimś odpowiedniejszym dla przywódczyni klanu?
Nie odzywała się tylko patrzyła jak jego twarz coraz bardziej przybliża się do jej oblicza. Znowu czuła jego gorący oddech na policzkach.
- Przestań! - W jednej chwili odepchnęła go i w samej cienkiej koszulce, luźnych spodniach i boso wyskoczyła przez okno. Pobiegła w las w towarzystwie krzyków Amona. Musiała odreagować. Bała się co może się stać. Nie wiedziała, czy chciała go zabić, czy po prostu uderzyć. Po tym całym wydarzeniu miała problem z panowaniem nad nadmiarem emocji. Powróciła do uciekania od problemu.

Biegła rozkoszując się chłodem gwieździstego wieczora. Nagie stopy dotykały mokrych, jesiennych liści skutych delikatnym przymrozkiem zapowiadającym chłodna noc i szybkie nadejście zimy. Uwielbiała zimę. Przypominała dom i dobre wspomnienia z wczesnego dzieciństwa. Bolesne, jednak szczęśliwe...
Nagle zorientowała się, że tak bardzo znajoma energia migocze w pobliżu. Zmarszczyła brwi i przywarła ciałem do zimnego, szorstkiego drzewa.

Siedział w połowie  oświetlony blaskiem księżyca. Nie mogła oderwać wzroku od pogrążonej w rozmyślaniu twarzy w połowie zakrytej srebrzyście połyskującymi włosami. Wyczuwała emanujący od niego spokój. Nagle odwrócił głowę w jej stronę i spojrzał prosto w oczy jakby wyczuwał jej obecność.
- Nie tylko ty to czujesz księżniczko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz