niedziela, 20 grudnia 2015

Od Milo do Jonah

Niektóre obrazy zostają na długo w pamięci. To był właśnie jeden z nich. Krzyki i wołania oglądających, skandujących na przemian "Milo" i "Missy". Na trybunach powiewały wyczarowane flagi wydziałów i hasła namalowane na szybko zdobytym papierze. Pod nogami piasek, w niektórych miejscach zabrudzony krwią. "Riuuk". Tylko to zdążył pomyśleć, bo nagle zobaczył twarze Brynnów. oczy mieli spuchnięte, ale uśmiechali się. "Płakali? Dlaczego?" Lecz było w nich coś jeszcze, niezłomność i pewność siebie tak silna, że ktoś, kto myślał o wygranej, widząc ich nagle by zwątpił. Na szczęście Milo nie miał z tym problemu.
Walka zaczęła się zgodnie z planem. Gdy bracia szybko zaczęli nacierać magią z każdej możliwej strony, Milo uparcie szedł do przodu, wspomagany przez tarczę Missy, która "przez przypadek" na chwilę się odsłoniła i straciła kryształ. Jonah na chwile się zamyślił i nie utrzymał dystansu, za co zapłacił dwoma kryształami, przy głośnym aplauzie publiczności. Milo chwilę się zatrzymał, aby delektować się uwielbieniem fanów, co okazało się wielkim błędem. W ułamku sekundy Liam rozpętał wielką, lodową burzę, zużywając wielkie pokłady energii. "Gdybym się teraz osłonił, to wygraną mielibyśmy w kieszeni" - pomyślał, po czym wykonał znak ręką i bariera ochronna opadła. "Przyjmij to po męsku, a ciebie pokochają." Piętnaście minut później przemoczony Milo siedział pod wspólnym kocem z Missy i rozdawał pieniądze zwycięzcom zakładów.
- Dobra, to był ostatni - oznajmił bardziej do siebie, niż do dziewczyny. - Oto twoja działka.
- Dziękuję - odpowiedziała z uśmiechem. "Hmmm, ona jest całkiem ładna, szczególnie kiedy się tak uśmiecha."
- Słuchaj, może jakoś uczcimy nasze małe zwycięstwo? - Dziewczyna jakoś ożyła. - Zapraszam do gospody na świętowanie, co ty na to?
- Z wielką chęcią - odpowiedziała bez zastanowienia. - Chociaż... Mam lepszy pomysł - wstała, a jej oczy wręcz się świeciły. - Mam znajomych, którzy mają znajomych... Wiesz jak to jest. Nie chciałbyś pójść na koncert? - "Jaki koncert?" - Tak? To super! Pa! - I już jej nie było.
"Zaraz, co?" Milo siedział bez ruchu jeszcze dobre dziesięć minut, zanim do głowy przyszła mu kolejna myśl. "To był głupi pomysł. Lepiej pójdę do gospody."

P.S. Słuchajcie! Dużo się ostatnio działo i nasz blog trochę podupadł, ale jeżeli chodzi o mnie, oświadczam, że jak reszta się odezwie to będę regularnie wrzucał posty. Czekam na odpowiedź.

sobota, 20 czerwca 2015

Od Jonah

Kiedy Liam dotarł do centrum labiryntu, Jonah oczywiście już na niego czekał. Nie zamierzając owijać w bawełnę, od razu rzucił konkretne pytanie.
 - Kim ty jesteś, człowieku!? Czuję, że mamy ze sobą coś wspólnego. Coś wiecej, niż tylko nazwisko.
 - Łoł, czemu od razu tak ostro?
 - Mam takie uczucie, że nie wiem czegoś ważnego. A dopóki się tego nie dowiem, nie będę mógł się skupić na współpracy, na której właśnie będzie polegać nasza druga walka w turnieju.
 - N-no... dobrze. W takim razie co musimy zrobić, żeby odkryć ten "straszny sekret"? - Mówiąc 'straszny sekret' zrobił dłońmi gest cudzysłowu.
 - Musimy wiedzieć wszystko, absolutnie wszystko o sobie nawzajem. - Widząc, że Liam ma zamiar protestować, dopowiedział: - Bez obaw, stworzę zasłonę dźwiękoszczelną. Nikomu nie mam zamiaru tego rozpowiadać, ja też nie chciałbym, żeby moje sekrety wyszły na jaw.
Usiedli więc po turecku , naprzeciwko siebie, przy posążku i Jonah stworzył dookoła nich migoczącą ledwo widocznym, stłumionym, pomarańczowym światłem sferę.
 - Ja zacznę. Nazywam się Jamie Jonathan Brynn, urodziłem się 15 lat temu w Briar. Nigdy nie miałem ojca, mama mówiła, że zostawił ją, kiedy dowiedział się, że jest w ciąży... - Mimo, że wszystko skracali najbardziej, jak mogli opowiadanie tego wszystkiego zajęło im sporo czasu. Zostało tylko 10 minut do kolejnych pojedynków.
 - T-to znaczy... że jesteśmy braćmi? - Jonah był niesamowicie zszokowany. Nigdy nie miał pełnej rodziny. Nie miał nawet ojca. Wychowywał się tylko z matką, a teraz dowiaduje się, że ma brata. Po tylu długich latach dowiaduje się, ze jednak nie jest aż tak bardzo samotny na tym okrutnym świecie. Zadrżał, a w jego oczach pojawiły się łzy. Widząc to, Liam przyciągnął go do siebie i przytulił mocno.
 - No już, młody... Nie mazgaj, ja też się cieszę~  Mamy mało czasu na obmyślenie planu działania, a mamy przecież do wygrania turniej!
 - M-masz rację. J-już, już biorę się w garść. - Odsunął się od niego. Cały swój krótki czas poświecili na dopracowywanie do perfekcji, technik współpracy. Prawie spóźnili się na arenę, ale jednak zdążyli w ostatniej chwili. Jonah był teraz znacznie szczęśliwszy, a także nastawiony na zwycięstwo. Nie było szans, żeby teraz przegrał.

środa, 3 czerwca 2015

Od Lily do Araty/Riuuk

-  Dobra, to co... - Urwała, gdy tylko dostrzegła, że jej nie słucha. Zdążyli już zejść z areny i ponownie usiedli na trybunach. Lilian zamierzała z początku dobrze wykorzystać czas, który dano zawodnikom na omówienie szczegółów strategii. Rodzeństwu jednak kiepsko szło. - Luke? Luke! Lucasie Jake'u Mortisie! - Pomachała mu ręką przed oczami. Chłopak zamrugał i powoli, niemal nieprzytomnie na nią spojrzał.
- Wybacz Lily, zamyśliłem się. - Powiedział usprawiedliwiająco. Mimo, że mówił do niej, oczami wciąż wracał na drugą stronę areny. Lily podążyła za jego wzrokiem i aż westchnęła z irytacji. ,,No oczywiście, mogłam się spodziewać!"
- Zauważyłam. - Wywróciła oczami i dała mu kuksańca w bok. - Może gdybyś nie wpatrywał się w te dziewczyny, które przyszły ci pokibicować w skąpym bikini i twoim imieniem wypisanym na płaskich brzuchach, to pomogłoby ci to przestać bujać w chmurach!
- Dobrze wiesz, że prosisz o niemożliwe prawda? - No cóż, musiała mu przyznać rację. Dziewczyny się postarały, a teraz kiedy na powrót jest kawalerem do wzięcia... - To prawie jak postawić przed tobą tort czekoladowy z malinami i powiedzieć, że nie możesz go zjeść!
- Dobra, załapałam. - Powiedziała i pokręciła głową, próbując pozbyć się tej strasznej wizji ze swojego umysłu. - Co więc zamierzasz zrobić?
- Jak to co? Podejść i oczarować ich nieodpartym urokiem Mortisów! - Oboje się roześmieli. Atmosfera się rozluźniła i Lily na moment zapomniała o turnieju. ,,Skoro one popsuły moje plany, to czemu by nie... Przynajmniej się zabawię!"
- Jesteś absolutnie pewien, że dadzą sobie radę? W końcu jesteś tak nieodparcie seksowny... Co jeśli zemdleją? Mogę pobawić się z wami w pielęgniarkę... - Przysunęła się do chłopaka i usiadła mu na kolanach, zarzucając ramiona na szyję. Pochyliła się do niego, zupełnie jakby chciała pocałować brata. Lucas złapał ją za głowę i przyciągnął ją do swojego policzka, od razu domyślając się o co chodzi. Takie akcje zawsze podgrzewały atmosferę. Złożyła na jego policzku długi, soczysty pocałunek. ,,To tylko siostrzany całus w policzek, ale kto wie, jak odebrały to dziewczyny siedzące tak daleko?" - Widziały? - Wyszeptała, gdy tylko się od siebie odsunęli.
- Oj tak... - Mruknął uradowany jak dziecko. - Dobra, a teraz, skoro całuję tak własną siostrę, ile z nich będzie pragnęło poznać, jak całuję swoją dziewczynę?
- Wszystkie! - Roześmiała się i pomachała im przez ramię. Uwielbiała spoglądać na te buźki leżące na glebie. A ich strategia zawsze działała na wszystkich w ten sposób. ,,No i dobrze! Może rzeczywiście powinnam poszukać sobie kogoś? Zaczynam się nudzić będąc samotną sierotką. Najwyższy czas się zabawić." - Dobra, pójdę za twoją radą i znajdę sobie faceta. Dzisiaj mamy after party po koncercie, wpadniesz?
Lucas mrugnął do niej na odchodnym. Dobrze wiedział, dlaczego go zaprosiła, ale wiedziała, że bez względu na to, ile dziewczyn dziś wyrwie, pojawi się i odda przysługę. - Dla ciebie wszystko!
- Zadrapania zniknęły. Myślę, że możesz spokojnie ruszyć na podbój. Daj z siebie wszystko przystojniaku! - ,,Jak nic będę tego żałować, ale po prostu nie umiem mu odmówić. Zresztą zgłodniałam przez to całe wspominanie o torcie!"
- Dzięki Freya! Skarbie jesteś super. Kocham cię, pamiętaj! - Po chwili namysłu dodał... - I tak skopiemy im tyłki, więc idź i wypocznij porządnie przed walką. - Przytulił siostrę, dodając jej otuchy. Dobrze wiedział, że chciała wygrać i dlatego starał się dodać jej otuchy.
- Leć zanim zmienię zdanie! To byłby koniec świata dla dziewczyn, które tylko czekają aż uraczysz je swoim towarzystwem. - Uśmiechnęła się złośliwie. - Pamiętaj, najpierw wchodzi jego ego, a dopiero później Lucas!
- Jasne mała, odszczekuj się dalej, a twoje włosy kiepsko skończą w starciu z moimi nożyczkami! - ,,Jak zwykle musi mieć ostatnie słowo!" Pogładziła swoje piękne, długie włosy  wystawiła mu język. Zacisnęła jednak kciuki. ,,Niech tym razem trafi na kogoś lepszego..."
Lilian usiadła na trybunach i znudzona oparła brodę na ramionach. Ze zdziwieniem podniosła głowę, kiedy nad sobą zobaczyła uśmiechniętą Riuuk. - Hej, trochę nam nie wyszło na śniadaniu, ale mam sprawę i myślę, że ci się spodoba. - Zainteresowana Lily nadstawiła ucha. Riuuk usiadła obok niej i wyszeptała jej cały plan na ucho. Dziewczyna słuchała coraz bardziej zdumiona, ale kiwała głową twierdząco. ,,O taaak, ten plan jak najbardziej mi odpowiada!"

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Od Araty do Lily

"Czyli mam 30 minut na obmyślenie dobrego planu..." Szybko zwinąłem się z areny i wróciłem na drzewo.
- Jakieś propozycje? - Spytałem Sorę.
- Mogę się założyć, że Lily od razu zgra się z bratem. Najłatwiej byłoby ich rozdzielić. Co ty na to?
- Nie głupie. Ile udałoby ci się utrzymać powietrzną barierę między nimi?
- Nie długo, ale w tym czasie powinieneś wygrać. Tylko, że gdy ja będę ją utrzymywać, nie będę w stanie ci pomóc.
- Użyję niemal całej mocy smoczej duszy.
- Przecież to cię strasznie wyczerpuje! - Zawrzeszczała na mnie "Niby tak, ale chcę jak najszybciej odpaść by wyrządzić kawał Lily. Hahaha! Tak, ten plan będzie idealny."
- Spokojnie, dam sobie radę. A teraz wybacz, trzeba doładować energię. - Powiedziałem i poszedłem spać. Nie trwało to długo, bo nim zdążyłem usnąć, usłyszałem głos komentatora.
- Arata Silvermoon proszony na arenę. - "Co, to już?! Ale ta walka mnie wnerwia!"
Pobiegłem na arenę. Pozostali czekali już na mnie. Gdy tylko stanąłem na miejscu, licznik zaczął odliczanie. "Muszę wierzyć, że Sora wytrzyma. 3... 2... 1... I zaczynamy zabawę!" Nim zdążyłem zareagować, arenę przedzieliła ściana powietrza, Lily leżała na ziemi "Najwyraźniej podmuch ją powalił, szybka jest ta Sora..."
- Lily może nie będziemy walczyć?! Nie chce mi się zbytnio! - Dziewczyna bez zastanowienia strzeliła we mnie błyskawicą "Ty wredoto!"
- Teraz mogę się w końcu na tobie wyżyć, więc ani myślę ci odpuścić! "Aż się prosi o lanie, ale przecież próbowałem..."
- Smocza duszo pokaż swą potęgę i uwolnij prawdziwą moc smoczej księżniczki - Obok mnie pojawiła się przepiękna smocza księżniczka. "Jedna z najsilniejszych istot magicznych, złapana dawno temu. Ale jej przyzywanie jest bolesne."


Smocza księżniczka rozpoczęła salwę ognistych pocisków, ich ilość była przeogromna. W pewniej chwili nawet myślałem, że to już koniec, ale gdy dym się przerzedził, było widać Lily: lekko poszarpaną, ale w sumie nic poza tym. "Pierwszy pocisk doleciał na pewno. Reszta chybiła, ale jak?!" Przyjrzałem się dokładniej i zauważyłem, że dziewczyna jest otoczona jakąś barierą. "Żywiołak! A co z kamieniami?"
"- Zostały dwa. - Powiedział jakiś przyjemny, niski głos.
- Jak ja nienawidzę tej telepatii. Zaraz, księżniczka?
- Tak. Dawno nie walczyłam. Kto by pomyślał, że po takiej przerwie zwykły żywiołak obroni moje pociski...?
- Już prędzej ja jestem zbyt słaby byś mogła strzelać z pełną siłą. Masz jakiś pomysł?
- Długo mnie nie utrzymasz, więc co powiesz na jeden cios? Podczas gdy ja zrobię dywersję, ty zaatakujesz.
- Dobra, niech będzie..."
Księżniczka znów zaczęła strzelać, ale tym razem robiła znacznie więcej dymu. Ja w tym czasie prześlizgnąłem się po ziemi pod samą Lily i z zaskoczenia uderzyłem...

Od Milo

"Czyli mam 30 minut by to załatwić..." - Dwa, pięć w pamięci... - Kiedyś nikt nie lubił przebywać z Milo gdy ten coś liczył, ponieważ zawsze robił to na głos, ale teraz to się zmieniło. Jeżeli ten chłopak coś liczył pod nosem, oznaczało to dobry interes. - O ja, to niemożliwe, coś nie tak! - Przeliczył jeszcze raz słupki liczb i pobladł.
- Co się stało? - Spytała Missy. - Zawołać siostrę?
- Nie, nikogo nie wołaj - szybko odpowiedział. - Nic nie mów i słuchaj - uśmiech zniknął z jego twarzy, a jego ton głosu nabrał głębi i powagi. Tylko oczy zaczęły się świecić. - Jeżeli teraz będziesz współpracować to nieźle zarobisz. Po naszej walce, zacząłem przyjmować zakłady. Oczywiście nie za darmo i biorę część z przegranej - spojrzenie dziewczyny miało chyba wyrazić coś w stylu: "Ale to nielegalne w naszej szkole, a poza tym okradasz ludzi." Milo jednak uciszył jeszcze nie otwarte usta piorunującym spojrzeniem. - To nie żary, więc się teraz skup. Walka mrocznych nie ma wyraźnego lidera w zakładach. Nie to co nasza. Ludzie są pod wrażeniem naszej współpracy i stawiają na nas. Stawiają naprawdę duże kwoty.
- Jakie? - Chyba jej obiekcje powoli zaczęły znikać. 
- Takie, że gdy przegramy, dostaniemy dwadzieścia złotych. Do podziału, polubiłem cię, więc pół na pół. - "Dostanie dziesięć i będzie zadowolona, bo nie widziała tego zeszytu. Czasem kłamanie jest dobre." - Tylko musimy przegrać.
- Chcesz poddać walkę na początku?
- Co ty! Ludzie pomyśleliby, że to oszustwo. Trzeba podejść do tego delikatniej - "Poza tym stracę ten image, który już zdobyłem na tych zawodach."
- Więc co chcesz zrobić?
- Walczymy na początku, jak gdyby nigdy nic, czyli niszczymy ich kryształy, ale nie blokujemy ciosów na nasze. Walka będzie trwała tylko chwilę, a później będzie można tłumaczyć, że przyjęliśmy zbyt ryzykowną taktykę. 
- Dobrze. Powiesz mi, kto zakłada się na takie sumy? - Jej uśmiech był oszałamiający. Gdyby nie to, że chodziło tu o jego interes, powiedziałby całą prawdę. 
- Uczniowie, wiesz taka moda. - "Nie powiem, że większość kasy dali nauczyciele, a poza tym wiem jak zdobyć zniżkę na zioła Araty. Jak dobrze, że on się o tym nie dowie!" - Jeszcze jedno, jednak nie bierz miecza.

sobota, 30 maja 2015

Od Lily

- Auć, trochę delikatniej Freya, to naprawdę szczypie jak wszyscy diabli! - Lucas spojrzał na nią karcąco, a dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami. Spróbowała jednak kolejną ranę posmarować ostrożniej, tak aby nie przysparzać mu dodatkowych cierpień. W końcu oberwał też trochę za nią.
- Nie jestem pewna, czy twoje obrażenia wyleczą się przed kolejną walką, więc rzucę na ciebie zaklęcie wspomagające leczenie. - Złapała go za brodę i spojrzała w oczy. Zaczekała, aż całkowicie skupi na niej uwagę, po czym powiedziała: - Aby zadziałało tak jak powinno, nie możesz pod żadnym pozorem się forsować, co obejmuje również chodzenie i rozdawanie autografów twoim fankom, rozumiemy się?
- Ale... Ale kiedy Sheila przestała być właśnie moją dziewczyną... W końcu jestem na powrót singlem i... - Przerwał swoje narzekania i skulił się pod jej druzgocącym spojrzeniem.
- Powiedziałam ABSOLUTNIE i POD ŻADNYM POZOREM! Rozumiemy się? - Wystawiła mały paluszek. Zawsze związywali je ze sobą gdy byli dziećmi. To były ich najważniejsze obietnice, z których musieli się wywiązywać bez względu na wszystko. Po chwili namysłu, ostatecznie pokonany, pokiwał głową i złączył z nią swój palec.
- Obiecuję, ale zrób to szybko. Przed nami trzy walki nudów... - Wywróciła oczami, ale klęknęła przy nim.
- Przeżyjesz. Swoją drogą widziałam dzisiaj Dantego. - Lucas otworzył oczy szeroko ze zdumienia. - Trochę pogadaliśmy, nic szczególnego, ale chyba nie czuję już do niego nic ponad przyjaźń... - Przyłożyła mu dłoń do policzka. - Verraverrtio.
- Ma chłopak jaja żeby zacząć z tobą normalną rozmowę po tym, jak unikałaś go przez tak długo. - Jej brat pokręcił głową, dostrzegając pojawiający się na twarzy dziewczyny uśmiech. - Oszustka.
- Nieprawda! To tylko kolega! - Spojrzała na niego oburzona. - I nawet nie próbuj mi nic sugerować, bo wiesz, że i tak nie zostanie dla mnie nikim więcej.
- Hahahaha. Jaaasne. Poważnie powinnaś zastanowić się nad znalezieniem sobie kogoś. - Jej twarz wykrzywił grymas niezadowolenia. - No dalej, to nie gryzie. Znaczy większość chłopaków nie gryzie. - Przez moment udawał zamyślonego. - Nieee, nie ugryzą cię. Chyba, że w tyłek. Jest to bardzo seksowny tyłek i sama rozumiesz, że czasem ciężko się oprzeć. - W powietrzu wyraźnie wyczuwalna była jej irytacja. - Niedługo pewnie będzie jakaś impreza lub potańcówka, a co sobotę przecież organizują festyn w Lesie Słonecznych Promieni. Zamierzasz chodzić sama i podpierać ścianę przez całą noc? Czy po prostu wolisz podrywać co tydzień kolejnego?
- Raczej spasuję i zrezygnuję z obu pomysłów. Nie potrzebuję faceta by się dobrze bawić! - Ostatnie zdanie wypowiedziała bardzo stanowczo.
- Och nie daj się namawiać. Przecież nie mówię od razu, że musisz się z nim przespać. - Uśmiechnął się zadziornie. - To MÓJ sposób na poprawę humoru.
- Nie da się zaprzeczyć. - Siłą rzeczy roześmiała się słysząc tą oczywistą oczywistość. - Naprawdę nie nudzi ci się to ciągłe zmienianie dziewczyn?
- I mówi to dziewczyna, która chodziła z trzema chłopakami na raz! To już podchodzi pod zdzirowatość Lily. Powiedziałbym nawet, że jesteś seksistowska! - Wystawił jej język.
- A co miałam niby poradzić na to, że wszyscy trzej zaprosili mnie w tym samym czasie?! - Zamyśliła się. - Niby mogłam dwóm odmówić... No dobra, ale przyznaj, że to było zabawne!
- Owszem, oglądanie jak przez cały wieczór biegasz od jednego do drugiego by każdemu zapewnić swoje towarzystwo było bezcenne!
- A ten moment, kiedy członkowie zespołu rzucili się w tłum, chłopcy mnie podnieśli i ostatecznie wylądowałam niesiona z artystami na scenie?!
- Łał, wszyscy byli zaskoczeni twoją obecnością. Szczęście, że umiesz śpiewać i wszystko wyglądało na końcu jak zaplanowane przedstawienie. No i dostaliśmy bilety vipowskie na ich kolejny koncert!
- Mama pobiła mnie za to do nieprzytomności, ale i tak uważam, że było warto... - Oboje zamilkli.
Lily spojrzała na arenę, gdzie Arata i Riuuk walczyli o wyjście z grupy. - Dobrze sobie radzą. Na kogo stawiasz?
- Wiesz Lucas? Zazwyczaj przegrywam kiedy obstawiamy, ale dzisiaj stawiam na czarnowłosą i przewodniczącego.
- Ja też, są w świetnej formie. - Przyjrzał jej się dokładniej. - A właśnie, jak twoja zemsta?
- Powoli postępuje. Nie chcę by zaczął coś podejrzewać. - Zaczęła bić brawo, gdy Arata pokonał swoją przeciwniczkę. Nie żeby Lily się tego nie spodziewała. Dziewczyny z jakiegoś powodu przeważnie przegrywały w starciu z nim...
- No cóż. Nadal nie ogarniam, dlaczego tak bardzo skaczecie sobie do gardeł...
- A ja tak. Po prostu sam fakt, że on znajduje się w pobliżu doprowadza mnie do szału! - Warknęła na niego, po czym odwróciła głowę.
- Dobra, dobra, zapomnij, że kiedykolwiek o to pytałem. - Podniósł ręce w geście kapitulacji.
Stali tak przez chwilę pogrążeni w myślach i nawet nie zauważyli, a kolejne walki dobiegły końca. Wypchnięci na arenę nie wiadomo kiedy, stanęli obok innych zwycięzców. Rozległ się głos speakera:
- Z szesnastu uczestników na arenie stoi połowa. Ta ósemka zmierzy się ze sobą w kolejnych walkach. - ,, Stoi nas tu tylko szóstka! Dobra, ale gdzie dwoje Brynn? Dziwne..." - Tym razem w parach, tak jak przeszli, walczyć ze sobą będą wydział przeciwko wydziałowi, co wygląda następująco: Lilian i Lucas Mortis przeciwko Aracie Silvermoon i Riuuk Przecierającej Szlak oraz Milo Strakeln i Missy Clover przeciwko Jamiemu i Liamowi Brynn...
- Wow, teraz będą sprawdzać nasze zdolności współpracy. Nieźle to sobie psorowie wykombinowali... - Lucas zagwizdał pełen podziwu. Lily bez trudu dostrzegła jego zadowolenie. Jeśli w grę wchodzi zgranie, to są w tym świetni.
- ... Zasady turnieju pozostają bez zmian. Macie teraz pół godziny na dogranie strategii z waszymi partnerami, powodzenia! - Ostatnie słowa speakera tłum spragniony show przyjął bez entuzjazmu, jednak zaklaskali nie mogąc doczekać się przedstawienia.

czwartek, 28 maja 2015

Od Jonah

Pozostali poradzili sobie świetnie, więc Jonah będzie musiał się nieźle popisać, żeby nie rozczarować publiczności. Co do wygranej był pewien, więc tym się raczej nie martwił. Wystarczy, że uda mu się pokonać jedną z dziewczyn i zwrócić uwagę Liama na drugą, a wygraną miałby w kieszeni.
Wszyscy czterej zawodnicy stali już na swoich miejscach na arenie, kiedy zaczęło się odliczanie. 10... 9... Chyba nie będzie tak łatwo, jak Jonah sobie wyobrażał, bo Liam patrzył właśnie na niego. 8... 7... Rozejrzał się, żeby zorientować się, którędy pobiec, żeby jak najszybciej zyskać dystans. 6... 5... Czy to odliczanie to na pewno dziesięć sekund? Jeśli tak, to strasznie się dłużą. 4... 3... Wypatrzył miejsce, na które nie patrzył żaden z jego przeciwników. Sukces, ma już jak zdobyć swój cenny dystans. 2... Skrzyżował ręce, chwytając za pistolety. Trzeba mieć broń w pogotowiu. 1... START! Jonah przebiegł wyznaczonym przez siebie wcześniej przejściem, po drodze posyłając strzał z obu pistoletów w jeden z kryształów Amber. Trafił. Nie było innej możliwości, strzały z broni palnej są zbyt szybkie, żeby ich uniknąć. Zwłaszcza, kiedy są magiczne. Znalazł się po przeciwnej stronie areny w idealnym momencie, żeby zobaczyć, jak środek zasnuwa gęsta mgła. Nie przypominała tego duszącego dymu z bomb dymnych. Ona była biała i puchata, zupełnie jak chmury. Poczuł, że powietrze dookoła zrobiło się jakieś takie suche i nagle białe obłoki zaczęły się skupiać w jednym miejscu i zamieniać w wodę. On i dziewczyny stali jak wryci i patrzyli na to niecodzienne przedstawienie. To był Liam! Skubany, pozyskiwał wodę z powietrza, zamiast tracić energię na wyczarowanie jej!
Kiedy w końcu wszyscy otrząsnęli się z szoku, zaczęła się walka. Amber, wiedząc, przez kogo utraciła kryształ na samym początku, rzuciła się w stronę Jonah. Wywijała długim biczem, próbując go dosięgnąć, ale ciągle odskakiwał do tyłu i miotał ognistymi pociskami, więc nadal był poza jej zasięgiem. Jednak po chwili okazało się, że jest przy samej ścianie areny. Dziewczyna, nie tracąc czasu, wywinęła biczem tak, że złapała nim kryształ Jamiego, który roztrzaskała o podłoże. Dwa do dwóch, znów mieli równe szanse. Nie widząc innego sposobu na zwiększenie dystansu, Jonah strzelił w dziewczynę szeroką wiązką światła, chwilowo ją oślepiając i przy okazji niszcząc drugi kryształ. Korzystając z tego, że dziewczyna była tymczasowo niezdolna do walki, odbiegł na większą odległość. Tym razem musi się pilnować, żeby nie trafić po raz kolejny na ścianę. Kiedy w końcu Amber odzyskała wzrok, popędziła za nim, napędzana przez furię. Chłopak próbował przyspieszyć, ale potknął się i dziewczyna chwyciła go biczem za nogę, przez co wywinął malowniczego orła i zarył twarzą o ziemię. Dziewczyna podbiegła do niego i rozdeptała jeden z dwóch pozostałych kryształów. Już miała uporać się z ostatnim, kiedy to jej własny kryształ został rozbity przez pędzące lodowe ostrze. To Liam, który uporał się już z Emerald postanowił pomóc koledze. Jonah i Amber spojrzeli w jego stronę. Chłopak stał po środku burzy wirujących lodowych ostrzy, niosąc na ramieniu nieprzytomną, krwawiącą z wielu ran Emerald. Najwidoczniej chciał ją zanieść do punktu medycznego. Trzeba być bardzo honorowym człowiekiem, żeby troszczyć się nawet o poległych przeciwników.
Bariera opadła, ta jak i lodowe ostrza, które roztopiły się i wsiąkły w ziemię. Tłumy na widowni oszalały. To już koniec, wygrali. Jonah wyplątał nogę z bicza Amber i wstał. Podał dziewczynie jej broń. W końcu nie są już wrogami, co mogła mu zrobić? Posłał Liamowi spojrzenie mówiące, że powinni porozmawiać i zszedł z areny, udając się w stronę ogrodów.

środa, 27 maja 2015

Od Milo

W trzeciej rundzie miał walczyć Milo. "Arata i Riukk są w wyśmienitej formie, ich walka była bardzo jednostronna, nie to co państwa Mortis." Wszedł na arenę i nagle wpadł na genialny pomysł. Nikt nie zrobił zakładów! Chwilę tak myślał i liczył zyski, ale jego radosne przemyślenia przerwało odliczanie zegara. Musiał się wyciszyć. 5... Spojrzał na przeciwników. Najprzydatniejsza w następnej rundzie jest ewidentnie Missy. 4... Jenna patrzyła w jego stronę. Wiedział, jak to wykorzystać. 3... Mrugnął w jej stronę porozumiewawczo i wskazał głową Treya. 2... Pokiwała głową w odpowiedzi, a on miał już pewność, że strzały posypią się w drugą stronę. 1.."Chyba zawiodę czyjeś zaufanie dzisiaj, ale trudno." 0... Ruszyli. Trey na sam start stracił jeden kryształ. Teraz tylko musiał przekonać gimnastyczkę do współpracy i wygrana gotowa. Spiker emocjonująco komentował walkę tamtej dwójki, więc miał chwilę na rzucenie jednej bomby dymnej w ich miejsce. Oboje znaleźli się w środku dymu.
- Robimy tak, przechodzimy oboje. Jeden z nich straci kryształy, my przestajemy walczyć i rzucamy się na niego. Teraz odwracam się do nich plecami, robię ciosy, ty ich unikasz i obserwujesz ich. Pasuje? - Chyba nawet przez dym zauważył błyśnięcie jej oczu.- Zaufaj mi.
- Zgoda - usłyszał w odpowiedzi, a zaraz po tym dym opadł.
Dla widzów pewnie wyglądało to jak bardzo wyrównany pojedynek, ale Milo musiał powstrzymywać się od śmiechu. Cały plan wyszedł idealnie. Teraz pozostawały tylko instrukcje do uników.
- Lewy bark, głowa, nogi, hak na udo, drzewiec w piszczel... - Ta zabawa trwała jeszcze chwilę, do momentu, kiedy usłyszał odpowiedź.
- Dziewczyna straciła kryształ - a po chwili. - Drugi! Trzeci, teraz! - Milo odwrócił się, przyklęknął, a dziewczyna wbiegła po jego plecach, odbiła się i przyłożyła Treyowi prosto w nos. Chłopak leżał chwilę mocno zdziwiony oraz uboższy o piękny wygląd twarzy i kryształ. Publiczność szalała. Takiego zwrotu akcji nikt się nie spodziewał. "Te zakłady to naprawdę dobry pomysł! Tylko trzeba się pospieszyć aby nikt mnie nie ubiegł."
- Missy! Zostaw nas samych, ja też chcę mu przyłożyć. W razie zaciętego oporu mi pomożesz - teraz chciał się rozgrzać przed następną walką. Gdy jego przeciwnik powoli dochodził do siebie, Milo kilkoma sprawnymi ruchami podjudził tłum. "Takiego dopingu to jeszcze nikt na tej arenie nie miał! Tak się tworzy image!" W tym czasie koło głowy przeleciał mu ognisty pocisk. Milo idealnie zdążył się obrócić, aby rękawicami zatrzymać dwa kolejne. 
-Heijastus - zaklęcie sprawiło, że zamiast jednego, teraz trzech Milo szło na Treya, a on sam nie chciał tracić energii na strzelanie w iluzje. Stał więc i czekał. To był jednak błąd. Nikt nie da rady obronić się przed trzema ciosami równocześnie. Musiał zgadywać. Wybrał cios na głowę i o dziwo zgadł. Czując napór pod mieczem, wykonał krok i Milo dostał cios łokciem w zęby, a następny pięścią w brzuch i szybkie cięcie na kryształ. Przed ostatnim uratowało go to, że się skulił z bólu brzucha. Wykorzystując zamach przeciwnika, chłopak uderzył drzewcem w lewe udo Treya. Oboje cofnęli się od siebie na dwa kroki i przyjęli postawę. Poleciała seria ognistych pocisków, w całości wyłapana przez rękawice. Trey zaszarżował i tym razem Milo idealnie sparował ten cios, odepchnął wroga i zahaczył żeleźcem o udo przeciwnika. Mocno szarpnął bronią, a lodowy sopel przebił jeden z jego kryształów. Było jednak już pozamiatane. Grot już leciał w stronę ostatniego z kryształów leżącego na ziemi Treya, ale napotkał opór. Coś w rodzaju ognistej bańki. Milo przez dłuższą chwilę mocował się z nią, aż do czwartego uderzenia, kiedy bańka wybuchła. Eksplozja zniszczyła ostatni z kryształów Treya i podpaliła włosy Milo. Na szczęście obok była Missy, która ugasiła płonień wylewając kubeł wody na jego głowę. 
- Dzięki.
- Przecież sam mówiłeś, że gdy sytuacja wymknie się z pod kontroli, mam ci pomóc - uśmiechnęła się. "Tak, to najlepszy sojusznik do drugiej rundy. Tylko z kim będziemy walczyć? Stawiam dziesięć srebrników na Amber." Jakoś zawsze fascynowała go walka biczem. "Kurs podam po zamknięciu zakładów na daną walkę, sam biorę 25% z każdego przegranego. To jest plan!" Kopuła upadła, a on jeszcze zrobił ukłon do publiczności, zszedł z areny i puścił w obieg informację o zakładach. 
- Teraz mnie słuchaj - zwrócił się do Missy. - Na następną walkę weź chociaż miecz...

Od Riuuk

- Co?! – Głos komentatora wyrwał ją z zamyślenia. ,,Jak, to już?!” Nie mogła uwierzyć, że przydzielono ją do innej grupy niż Milo. Do tego nawet nie zdążyła założyć pułapki w jego pokoju. ,,Oh… ZGROZO!!!” Szybko pobiegła do wejścia dla zawodników. ,,Jak dobrze być sprinterem.”
Nie wiedziała nawet, kiedy znalazła się na środku areny. Stała i patrzyła, jak ku niej idzie młodzieniec z siódmego roku. Wysoki, umięśniony, blondyn o zielonych oczach. W ogromnych dłoniach dzierżył dwa topory. Mimo tego wiedziała, że nie jest taki powolny za jakiego się podaje. Cwaniak tworzył mylne pozory. Zresztą tak jak i ona. Lecz jedno ich różniło… Ona nie zamierzała pokazywać wszystkich swych umiejętności w przeciwieństwie do niego i było to jedyne, czego była pewna tak jak tego, że Kot w tej chwili wspina się na drzewo, aby móc obserwować walkę.
Riuuk dawno nie walczyła na poważnie, choć i tak ta walka nie była na śmierć i życie, więc czy można ją pod taką podliczyć? Szczerze mówiąc nie chciała wygrać. Dla niej była to zwykła rozrywka i sprawdzenie siebie. Niespecjalnie pragnie dojść gdzieś wysoko. Wolała się nie znajdować w centrum uwagi. Rozległ się gong, ucinający ten potok myśli. Źrenice zmniejszyły się jak u kota, tworząc jedynie wąską szparę. Wzrok momentalnie się wyostrzył. Jedyne czego nie mogła ukryć. Odliczanie się rozpoczęło… 3… 2… 1…
Ruszył na nią. Stała w miejscu na miękkiej ziemi. Czubek ciężkiego buta zniknął pod warstwą ziemi? Piasku? A do lich z tym! Zamachnął się toporem, lecz jej już tam nie było. Zostały po niej tylko dwa ślady butów. Z oddali słychać było drugą walkę, zwieńczoną bojowymi okrzykami i zaklęciami.
- Aaaa cóż to za wspaniały i niewiarygodnie wysoki skok! – Publiczność wstrzymała oddech, kiedy dziewczyna obróciła się i z szelmowskim uśmiechem kopnęła Garrego w plecy. Blondyn zatoczył się do przodu.
- Za wolno! – Prychnęła i zaśmiała się szyderczo, lądując kilka stóp od osiłka. Jeden z kamieni rozprysnął się, nie mając najmniejszych szans w starciu z shurikenem. Wtedy ją zaskoczył… Błyskawicznie zeszła do szpagatu, chowając głowę między przedramiona. Topór z wielką siłą wbił się w ścianę areny. Nawet nie odwróciła się za siebie. Wstała, powoli patrząc mu w oczy. ,,Oko za oko, kamień za kamień”. Nagle wykonała błyskawiczny skok do tyłu i wyrwała topór ze ściany, obróciła się i rzuciła nim w właściciela. Rozległ się okrzyk zdziwionej zwrotem akcji publiczności. Zaskoczony przeciwnik ledwie odbił topór. Oczy jego zrobiły się wielkie i szkliste, kiedy uświadomił sobie, że w jego ramieniu tkwią dwa, czarne noże. Topór wypadł mu z ręki. Lewa noga ugięła pod ciężarem ciała. Tors bezwładnie opadł na ziemię. ,,A niektórym pewnie już się wydawało, że skoro oboje mamy po dwa kamienie, to pojedynek jest wyrównany. Cóż, mam jeszcze kilka asów w rękawie..."
- Cóż to się stało?! Czyżby eliksir paraliżujący? Haahahah niezwykły rozwój wydarzeń! – Wiwaty publiczności wypełniły otoczenie. Podeszła do niego, wyciągając długą nogę. Chciała rozbić za jednym zamachem dwa kryształy na raz, lecz… Ogromna dłoń zacisnęła się na jej kostce. Zielona poświata otoczyła osiłka. Czyżby magia wzmacniająca? Tego się nie spodziewała…
Zamachnął się. Błyskawicznie wyjęła z pochw na plecach dwa krótkie miecze i zablokowała cios, który pozbawił ją na chwilę czucia w rękach. Zdumiona zauważyła, że siła uderzenia przesunęła ją o pięć stóp do tyłu. Nie wiadomo kiedy, chłopak znów natarł.
- Oooo, drodzy państwo czy wy też to widzieliście?! Kolejna nieprzewidziana sytuacja!Garry nie daje jej ani chwili wytchnienia!
,,O nie, tak to się nie skończy!” Skrzyżowali bronie. Iskry sypały się kaskadami podczas szybkiej wymiany ciosów. Dziewczyna wykorzystując siłę uderzenia wyskoczyła wysoko w górę i już uśmiechnęła się triumfalnie, kiedy zupełnie niespodziewanie, uderzył ją silny, lodowaty podmuch. Był na tyle mocny, aby pchnąć ją bezlitośnie na ścianę areny. Czarne plamy zasłoniły jej pole widzenia. ,,Arata… czy miotacze uroków nie mogą tego robić z większą rozwagą?!’’ Jakby tego było mało, drugi z jej kryształów przebiła lodowa włócznia. ,,Co za tupet tak się wtrącać i mnie atakować?!"
Jej rozmyślenia pełne oburzenia szybko przerwane zostały przez Garrego. Doskoczył do niej, przygważdżając dziewczynę do ziemi. Jeden miecz dzielił ją od poderżnięcia gardła toporem. Nagle ten rozbłysnął na niebiesko. Na jej broni pojawiły się drobne pęknięcia. Cholera! Miecz rozprysł się na drobne odłamki. W ostatnim momencie zdążyła złapać topór dłonią. Krew ściekała jej po rękawie i szyi. Nagle, kiedy wszyscy myśleli, że to już koniec, uderzyła bokiem buta o nogę napastnika. Z czubka wysunęła się ostrze, które zatopiła się w twardej łydce. Odskoczył zaskoczony. W tym samym czasie wstała błyskawicznie, rzucając w niego shurikenami. Jeden rozbił drugi kryształ, a drugi, nieco inny, trafił w udo. Rozległy się wrzaski chłopaka. Cała lewa noga pokryła się okropnymi, ropnymi pryszczami. Chłopak chorobliwie zaczął drapać się po nodze, rozdrapując wszystkie po kolei. Ropa nieprzerwanym strumieniem lała się z umięśnionej nogi. Czarnowłosa wyskoczyła i wzięła duży zamach, roztrzaskując ostatni, połyskujący kryształ potężnym kopnięciem. Pojedynek zakończył się. Obejrzała się za siebie, dostrzegając Aratę stojącego samotnie na swojej stronie areny. ,,Odwdzięczę się za ten kryształ!" Pomyślała złowieszczo.

Riuuk nie zadawała sobie trudu i wyszła tak szybko, jak się pojawiła, nie czekając na reporterów i prośby o autografy oraz przepis na tak szybko działający eliksir...

sobota, 23 maja 2015

Od Araty

- Aha czyli pierwsza walczy Lily. Czyli mogę iść się przespać. - Powiedziałem, zerkając na arenę i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Nie chcesz pooglądać jej walki? - Spytała z zadziwieniem Sora.
- Nie, nie ma takiej potrzeby i tak wiem, że wygra. Jedyną osobą, z którą może przegrać jestem ja. - Niestety przy wyjściu zatrzymali mnie nauczyciele mówiąc, że chcę uciec od walki i pod żadnym pozorem mnie nie wypuszczą. "Wy myślicie, że macie choćby cień szans przeciwko mnie?! Nie rozśmieszajcie mnie, ale nie powiem im tego przecież prosto w twarz. Jakby się tu wywinąć..." - Widzicie tamto drzewo? - Wskazałem palcem na moje ulubione drzewo. - Nie mam zamiaru uciekać. Tylko się na nim zdrzemnę do czasu swojej walki. Pasuje?
- Będziemy cię obserwować! Jeden fałszywy ruch i....
- Tak, tak, wiem. - Przerwałem im, bo nie miałem ochoty wysłuchiwać wykładów i podszedłem do drzewa. Wskoczyłem na nie i rozciągnąłem się na gałęzi. Zdrzemnąłem się trochę i obudził mnie dopiero głos komentatora oznajmiający:
- Gratulujemy zwycięstwa rodzeństwu Mortis. Następna runda rozegra się pomiędzy: Aratą Slivermoon, Riuuk Przecierająca Szlaki, Garethem Moore i Shiv Darren. - Nie kojarzyłem swoich przeciwników. Zeskoczyłem i szybko pobiegłem na arenę. Gdy wszyscy już stali na miejscu, otoczyła nas wielka bariera i przemówił jeden z nauczycieli.
- Przypominam, że wszystko jest dozwolone. Gdy czas się skończy, zaczynacie. Powodzenia i niech zwyciężą najlepsi!
"Czyli co, czas się zabawić. Kogo by tu wybrać jako pierwszy cel...? Shiv będzie odpowiednia! Ten wielki miecz nie zdąży skontrować ukrytego ostrza." Ustawiłem się w pozycji do ataku i czekałem już tylko na koniec odliczania. "3... 2... 1...!" Ruszyłem z pełną prędkością, wspomagany przez magię Sory. Dziewczyna nim zdążyła zareagować, straciła już jeden kryształ.
- Pani wybaczy, ale nie mogę tu przegrać. - Powiedziałem ze swym szatańskim uśmieszkiem. Dziewczyna nie czekając, zaatakowała swoim wielgachnym mieczem. "Im większy miecz tym łatwiej go uniknąć. Dlatego właśnie preferuję sztylety." Odskoczyłem od niej na dość spory dystans i czekałem, aż mój wróg wykona ruch. Dziewczyna mimo tylu ataków wciąż nie była zmęczona. Od razu zrozumiałem, co się dzieje. "Magia wzmacniająca! Czyli na wytrzymałość nie wygram jak początkowo zakładałem. Muszę być sprytny, szybki i to zakończyć to w kilku uderzeniach..."
"- Masz jakiś pomysł? Jest chyba ciężej niż zakładałeś z początku. - Spytała telepatycznie Sora.
- Na pewno nie wzmocniła wszystkich miejsc. To zużywa za wiele energii. Nie mam szans wyprowadzić takiego ataku jak wcześniej. W każdym razie dopóki jej nie zranię i nie zdekoncentruję."
Pobiegłem w stronę przeciwniczki i zacząłem atakować pospiesznie w każde możliwe miejsce. Najskuteczniej podziałał atak w brzuch, który zachwiał lekko jej równowagę. Ale i tak byłem pod wrażeniem, że zdziałał tylko tyle. Niestety przez swoją nieuwagę straciłem jeden z kryształów. "Po prostu miała szczęście i tyle." Znów odskoczyłem i spojrzałem na lewe ramię. "Dałem się drasnąć!" Z ręki powoli zaczęła spływać krew. "Teraz albo nigdy!" Zebrałem całą swoją siłę i znów wykonałem taki sam atak jak wcześniej, tym razem jednak skoncentrowany w brzuch. Gdy byłem już przy niej, Sora uniosła mnie, dzięki czemu zbiłem następny kryształ. "Jeszcze tylko jeden." Wezwałem koło siebie "Lodowego Żmija".
Smok zaczął krążyć wokół mnie i zmienił się w miecz wraz z naramiennikiem na lewą rękę.
"Jak?! - Ton Sory mówił sam za siebie. Nie wiedziała, jak to się stało i nie spodziewała się, że tak potrafi.
- Odkryłem to ostatnio. Smok lodu jest zbudowany z samych kryształów, więc może przyjąć dowolną postać."
Smoczym mieczem blokowałem ataki Shiv, a ukrytym ostrzem raniłem ją w okolicach brzucha. Dziewczyna była już strasznie zmęczona i ledwo co trzymała miecz, podobnie było zresztą ze mną. Oboje daliśmy się sobie we znaki. Zamachnęła się, ale udało mi się ominąć cios i ocalić kryształ przed rozbiciem. "Zakończę to jednym uderzeniem" Żmij zmienił się we włócznię. Rzuciłem nią prosto we wroga. Podczas lotu włócznia znów stała się smokiem, który zjadł ostatni kryształ Shiv. "Teraz tylko czekać, aż druga para skończy. Rany, wygląda na to, że lepiej nie wchodzić im w drogę..."

piątek, 22 maja 2015

Od Lily

,,Uff, na szczęście zdążyłam!" Z wyrazem triumfu i rumieńcami na twarzy weszła na arenę. Większość uczestników była już na miejscu. Wszyscy stali w jednym rzędzie, ustawieni przodem do kadry nauczycielskiej, zajmującej honorowe miejsca w koloseum. Nastała cisza, którą zagłuszało jedynie odchrząkiwanie dyrektora. Usłyszała za sobą pojedyncze kroki. Zerknęła przez ramię na dołączającego do szeregu Jamiego, ale już po chwili skupiła się ponownie na przemawiającym dyrektorze. ,,Przynajmniej tym razem nie uciekł. Nie żeby zamierzał wiele powiedzieć."
- Witajcie drodzy uczniowie! Jak już wiecie w dniu dzisiejszym organizujemy turniej, który wiąże się z rywalizacją międzywydziałową. Wybrani ze względu na swoje umiejętności uczniowie zmierzą się w licznych walkach. A teraz rozpocznijmy. I niech wygra najlepszy! - Głos dyrektora ucichł, zastąpiony licznymi brawami, głośnymi gwizdami czy też wiwatami. ,,Niektóre z tych haseł są naprawdę chwytliwe!" Tłumy wstały, tworząc własną, nieco koślawą wersję meksykańskiej fali. Patrzyła na to z uśmiechem i pomachała siedzącym na trybunach. ,,Ciekawe, gdzie też ukryli się fotografowie... Uch, nie czas na to, skup się!"
- A teraz prosimy o wystąpienie pierwszą z czterech grup. - Głos komentatora był nieco niewyraźny, ale już po chwili niósł się echem po całym koloseum. - Będzie to grupa "najmłodszych mrocznych", w skład której wchodzą: dwie piątoklasistki, Sheila Prior i Lilian Mortis, szóstoklasista, Lucas Mortis oraz siódmoklasista Jared Black. - Po kolei wychodzili przed szereg. - Arena należy do was, zaraz przedstawimy wam zasady, a tymczasem proszę pozostałych uczestników o zajęcie przydzielonych wam miejsc na trybunach.
Trochę to trwało nim ostatni uczeń zszedł "ze sceny". Lily przyglądała się swoim przeciwnikom, oceniając ich umiejętności. Znała Jareda. Zdarzyło im się już wcześniej razem ćwiczyć, na zajęciach z wiedzy i użycia magii żywiołów, więc nie obawiała się za bardzo. Jared zakontraktował żywiołaka ognia, ale nie wytworzył z nim zbyt silnej więzi, bo traktuje go bardziej jak broń niż towarzysza. Nie znała innych jego umiejętności, ale w tym przypadku była raczej dość pewna siebie.
Gorzej z Sheilą, dziewczyną jej brata. Chodziły do tej samej klasy, ale przez większość czasu nie zwracały na siebie większej uwagi. W każdym razie Lily nie zwracała. ,,O ile dobrze pamiętam, Sheila jest jedyną dziewczyną w naszej klasie, która na zajęciach ćwiczy walkę kuszą..." No cóż, ta broń sprawiała problem, ale nie tak duży, jak magia. Bo o ile bełtu mogła uniknąć, o tyle fajnie byłoby znać zawczasu umiejętności jej przeciwnika.
Bratem się nie martwiła. W końcu to Lucas, jej nie zaatakuje, a sam sobie poradzi. ,,W sumie mogłabym być wredna i zająć się z początku Jaredem. Wtedy musiałby walczyć ze swoją dziewczyną... Ale nie zrobię mu tego."
- Dobra, czas na zasady. Jest was czworo, tylko dwoje przechodzi dalej. Walczycie wszelkimi dostępnymi środkami... - Na te słowa w rękach całej trójki jej przeciwników zmaterializowały się bronie. Chłopcy trzymali jednoręczne miecze, a Sheila naciągała kuszę. ,,A wydawało mi się, że tylko ja jestem taka pomysłowa..." - ... Właśnie tak, dozwolone są zarówno bronie jak i magia. - Usłyszeli brzęczenie i spojrzeli w górę. Na nimi pojawił się przezroczysty bąbel, coś jak sklepienie. - To jest antymagiczna kopuła, która będzie przed szkodliwymi skutkami waszej walki chronić widzów. Nie przenikają przez nią zarówno zaklęcia jak i broń, więc nie wstrzymujcie się! W razie czego na miejscu znajdują się siostry, które opatrzą was po skończonej walce. Jeżeli uda wam się przeżyć...
Widownia wstrzymała oddech na moment, a speaker zdawał się rozkoszować powstałym napięciem. Jakby nie było kopuła raczej nic dobrego na myśl nie przynosiła. Jakby odcięto ich od świata, zamknięto w klatkach, gdzie walczyć muszą o każdy rzucony ochłap z innymi.
Nad głowami ujrzeli zegar. - Odliczanie od dziesięciu w dół. Gdy dojdzie do zera, rozpoczynacie walkę. Jak pewnie zauważyliście, nad głowami zawodników pojawiły się trzy czerwone kryształy. Odpada osoba, której zbito wszystkie kamienie. Dwójka z kryształami przechodzi dalej. Czy wszystko jasne? - Pokiwali głowami. - W takim razie: Czas, start!
Zegar rozpoczął odliczanie. Już dawno tak bardzo nie dłużyły jej się kolejne sekundy. Oddychała spokojnie, a adrenalina tylko czekała, przyczajona w żyłach. Czuła, jak pulsują. Słyszała w uszach bicie własnego serca. 3... Rozluźniła się. 2... Zamknęła oczy. 1... Ruszyła!
Skacząc jak po stopniach, wznosiła się w powietrzu. Dzięki szybkiej reakcji, uniknęła pierwszego bełta, który jednak elegancko przyciął kosmyk jej włosów. Nikt nie zamierzał odpuszczać i wszyscy chcieli dać z siebie wszystko. Bez taryfy ulgowej. Od zera do stu procent.
Lily z zadowoleniem przyjęła fakt, że Sheila od razu skupiła się na niej. Przy odrobinie szczęścia Jared zadowoli się walką z Lucasem i nie będą im przeszkadzać. Uśmiechnęła się do rówieśniczki i machnęła ręką. - Incinerato!
Z jej dłoni wystrzelił ognisty pocisk, który ku jej niezadowoleniu, nie doleciał do celu, natrafiając na skuteczną tarczę. - Epihany! - Sheila postanowiła nie pozostawać dłużna i posłała w jej kierunku zaklęcie zwiotczające. Całkiem skuteczne przy leczeniu krnąbrnych pacjentów, ale niezwykle problematyczne w walce.
Lily odbiła je bez problemu, ale zanim zdążyła je skontrować, uskoczyła przed palącymi językami płomieni. Uśmiechnęła się zwycięsko i spojrzała w kierunku Jareda. Przecież nie mógł jednocześnie walczyć z jej bratem i z nią... Nie mógł prawda?

,,Do licha!" Niemal zaklęła na głos, kiedy pierwszy z jej kryształów pękł w drobny mak. To Sheila wykorzystała jej rozkojarzenie i wystrzeliła z kuszy. ,,Skup się Lily, to nie czas na bujanie w obłokach!" - Tańcz, tańcz krysztale i uformuj włócznię, która przebije moich wrogów. Przybądź na wezwanie w sferze astralnej! - Pisała formułę w powietrzu, unikając pocisków lecących do niej z rzuconego przez Sheilę zaklęcia Fanaberii Barw. Kiedy skończyła pchnęła zaklęcie, które w postaci niebieskiego pioruna, pomknęło w kierunku jej przeciwniczki.
Sheila nie była równie taktowna co ona i z wściekłością rzuciła w stronę Lily kilka niecenzuralnych słów. Ta jednak jedynie wzruszyła ramionami i zanurkowała w dół. W ostatniej chwili zrobiła zmyłkę i promień, który miał ją ogłuszyć, przemknął tuż obok. Zmaterializowała jeden ze sztyletów i zniszczyła kolejny z kryształów Sheili. ,,Dwa z głowy..." Przymierzała się właśnie do zakończenia walki, kiedy niespodziewanie zrobiło jej się ciemno przed oczami. ,,Poważnie, magia ciemności?!" A jednak.
- Uuu, to wygląda dość poważnie, czyżby zakończenie jednak miało się zmienić? - Usłyszała głos komentatora, na który wcześniej nie zwracała uwagi. - Lilian zdążyła cudem uniknąć ciosu ręką, który wykonała panna Prior! I wygląda na to, że...
Dziwna mgła zasłaniająca jej oczy zniknęła i dziewczyny zaczęły wymieniać ze sobą ciosy. ,,Prawa ręka, lewa noga, zakryć twarz... Ile to jeszcze będzie trwać?!" A jednak pojedynek między nimi był dość wyrównany. Za każde zadrapanie Lily odwdzięczała się wyrwaniem kilku kłaków z głowy nastolatki. - Może tak się poddasz?
- Chyba zwariowałaś! - Mruknęła, uchylając się przed kopniakiem w głowę. - Ale ty możesz, skoro już się zmęczyłaś. Jestem pewna, że Lucas pocieszy cię po porażce... - Odsunęła się o krok. - Verulo. - Wyszeptała, po czym znów zaatakowała Sheilę prosto w żebra. Szkoda, że pięść nie osiągnęła celu.
- Nadal nie ogarnęłaś? A miałam przewodniczącą za nieco bardziej inteligentną. - Opluła Lily, na co ta się skrzywiła i odskoczyła metr dalej. Spojrzała w tym samym kierunku co Sheila i oniemiała. Te gnojki od początku ze sobą współpracowały! Podobnie jak jego siostra chwilę temu, Lucas był oślepiony, a Jared przymierzał się mieczem do zniszczenia drugiego z jego kamieni. Chłopak uskoczył przed poważniejszymi obrażeniami, ale kryształ rozsypał się w pył.
- No cóż, chyba zasłużyłam na tą obrazę, bo miałam cię za pięknego, bezmyślnego pustaka. Taką ozdobę. A okazałaś się być po prostu ładnym, wrednym babsztylem. - Wzruszyła ramionami, prowokując ją do popełnienia błędu. - Jak już wygram przynajmniej odejdę bez wyrzutów sumienia. - Po chwili zniknęły wszystkie siniaki. Zaklęcie lecznicze rzucone chwilę wcześniej wyleczyły najbardziej powierzchowne rany i dodało jej energii. - Thuller! - Dzięki zwiększeniu odległości między nimi, mogła rzucić zaklęcie porażające.
- Teraz już tylko ładnego? Łamiesz mi serce! - Złączyła ręce na piersi, zamknęła oczy i wydała teatralne westchnienie. Dzięki temu zaklęcie Lily dotarło do celu i Sheila upadła, niezdolna do wykonania najmniejszego ruchu.
- Mały prezent panno: Już Wygrałam! - Roześmiała się złośliwie i Lily przez moment nie była pewna, o czym mowa. I lepiej byłoby dla niej, gdyby zostało tak do samego końca. Pochłonęła ją ciemność. Dziewczyna przedzierała się przez gęstniejącą mgłę, szukając drogi powrotnej. Nie wiedząc jak i kiedy, pustka zniknęła, a Lily pojawiła się na zatłoczonej ulicy Żelaznego Miasta. Padało, co nie zdarza się często. Nastolatka stała pośrodku drogi, ubrana w przepisowy, szkolny mundurek. Dookoła przechodzili ludzie z parasolkami, ale nikt nie reagował na jej próby rozpoczęcia rozmowy.

Spojrzała skołowana w niebo. Odosobnienie w tłumie. Nikt nie próbuje jej zrozumieć ani z nią porozmawiać. Smutna, pusta rzeczywistość. Szara... Jak chmury skrywające niebo. I nim się spostrzegła, znów tam była. Sama, ale jednocześnie nie sama. Była samotna, ale przy niej byli przecież rodzice. Zamknięta we własnym świecie... Po prostu nie pogodzona z realiami.
Znajdowała się w sypialni rodziców, w ich rezydencji. Leżała na podłodze, niemal znokautowana ciosem ojca wymierzonym w twarz. Zresztą nie pierwszym tego dnia. Trzymała opuchnięty policzek małą dłonią i wstrzymywała łzy. ,,Nie płacz, tata nienawidzi łez. Złoszczą go." Trzymała się tej myśli jak tratwy, chcąc uchronić się przed kolejnym uderzeniem...
Poczuła szarpnięcie, jakieś nawoływania. Powoli, jakby wybudzając się z transu, spojrzała na mijających ją ludzi. Byli niewyraźni, jakby zamazani. W końcu zrozumiała, że wszystko, co dzieje się dookoła to iluzja. - Colirlo! - Rzuciła zaklęcie, wypowiadając je wyraźnie i głośno. Wizja natychmiast się rozwiała.
Bardziej wyczuła niż zauważyła lecący w jej kierunku bełt. Wyczarowała pospiesznie wietrzną zasłonę, a ten odbił się od niej i wylądował bezużyteczny na ziemi. Lily machnęła ręką i zagryzła wargi, gdy dotknęła tylko jednego kryształu. ,,A więc to dlatego poczułam szarpnięcie."
Dziewczyna wstała z ziemi, otrzepała spodenki z brudu i szybciej niż kiedykolwiek wcześniej dotarła do Sheili. Nawet nie wiedziała, czy użyła przy tym magii wiatru.
Stanęła za dziewczyną, zdjęła wprawnym ruchem bransoletkę z nadgarstka i zacisnęła na jej szyi garotę. Działała całkowicie pod wpływem emocji. Była na przeciwniczkę wściekła i chciała, by dostała za swoje. Nie pomagał również wściekły, dopingujący ją tłum. Co prawda nikt nie mógł podejrzeć jej wizji, ale gdyby była zmaterializowana, a nie jedynie działa się w jej umyśle, kto wie, co stałoby się z jej rodzina...

- Lily, wystarczy. Jest nieprzytomna. Rozwal ostatni kryształ! - Amok w jakim się znalazła przerwał krzyk Lucasa. Jak zwykle ratował ją, gdy się zapominała. Zmaterializowała prędko sztylet, rozbiła trzeci kryształ i puściła nieprzytomną dziewczynę na posadzkę. Odsunęła się pospiesznie i odwróciła w stronę walczących. Wytężyła wzrok. ,,Do licha, Jared wciąż ma dwa kamienie!"
- Smutek i izolacja, emocje kontrolujące tłumy, kierujące losami ludzkości, posiadające moc wybierania królów, osądźcie skorumpowanych i przywróćcie równowagę... - Jej szept zniekształcony został nieco przez wiatr, dzięki czemu dalsza część inkantacji nie została usłyszana przez nikogo. - ... Ispile!
Strumień wody pomknął w kierunku Jareda zarówno ze strony Lily, jak i Lucasa, który rzucił podobne, nieco krótsze zaklęcie. Żadne z nich go nie dosięgło, bo drań stworzył wokół siebie tarczę. Dziewczyna uchyliła się przed błyskawicą, która przeleciała jej kogo ucha. Miała już dość głupiego rechotu Jareda, który się z nimi bawił. Lucas podbiegł do siostry i oboje ponownie wypuścili w jego stronę wodne pociski. I tym razem nie przyniosły skutku.
- Z Sheili nie było większego pożytku. Zastanawiam się, które z was rozwalić, a które bardziej mi się przyda w dalszym etapie... - Zlustrował Lilian wzrokiem. - Chyba jednak wezmę dziewczynę. Ładnie mi się za to odwdzięczy...
Po raz ostatni wystrzelili wodne pociski, po czym się rozdzielili. Lucas zamierzył się na starszego chłopaka mieczem, a ona w tym czasie odleciała na drugą stronę Areny. - Wystarczy ci to? - Mruknęła, nie kierując tych słów do nikogo konkretnego. - Ty, ciszo, krusząca lód w sercu. W imieniu kontrahenta rozkazuję, Rafael powierz mi wszystkie swoje duchy i działaj zgodnie z moją wolą. - Usłyszała w głowie męski śmiech, ale go zignorowała. - Pokaż mi siłę, która w tobie drzemie i zerwij tamę wstrzymującą porywistą rzekę. Revelation, uwolnienie...
Chłopcy rozdzielili się, aby w końcu na nią spojrzeć. Machnęła ręką i zmieniła ubrania na zwiewną, czarną sukienkę, która była jej ubiorem kontrahenta wody. Odetchnęła z ulgą, gdy czerwone kokardki zastąpiły granatowe frotki. Z lekkim uśmieszkiem wpatrywała się w przerażonego Jareda. Biedak w końcu zrozumiał, po co była im ta cała woda.

Jak uzdolniona baletnica Lily stuknęła w czubkiem balerinki w kałużę trzy razy, aż rozległ się dźwięk trzech dzwoneczków. Po chwili cała woda z areny zebrała się w powietrzu w jedną kulę, by następnie pomknąć ku Jaredowi jako pięć lodowych ostrzy. Zdołał ominąć trzy, czwarty zranił go w nogę, a piąty trafił w kryształ. Nie dając mu szansy na reakcję, Lucas wbił od boku miecz w ostatni kryształ, zupełnie przypadkiem rozcinając chłopakowi policzek. Szepnął mu jeszcze coś na ucho, ale przez wiwaty widzów nie dosłyszała, co mówił.
,,Wygraliśmy!" Rzuciła się bratu naszyję i zaczęła śmiać, przy aplauzie gromkich braw. Słyszała słowa speakera, ale nie zwróciła na nie uwagi. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo podrapany był jej brat. Po zejściu z areny podeszli do sióstr. Lily pożyczyła od jednej z nich maść na najgorsze obrażenia i razem ruszyli w stronę trybun, by wspólnie obejrzeć kolejną walkę... ,,Będzie się działo!"

Od Milo

"Mam godzinę. Wystarczy." Milo szybko pobiegł w stronę akademika, gdzie zabrał tylko najpotrzebniejszy ekwipunek. Strój sportowy. Później pas z pochwą na szablę oraz mnóstwem kieszonek, na różnego typu gadżety. Znalazły się tam głównie bomby dymne, ale też petardy, pyły drażniące oczy i tabletki: kofeinowe, w razie konieczności potężniejszego czarowania, piekielnie mocne przeciwbólowe oraz, jego ulubione, energetyzujące. Zawierały one mieszankę ziół bogatych w cukry i poprawiających refleks. Wsunął szablę za pas, w podeszwę buta włożył nóż. Sprawdził mechanizm. Broń wyskoczyła wprost do jego ręki. Włożył jeszcze raz i wyciągnął dwie specjalne rękawice. Na pozór wyglądały normalnie, ale pozwalały na dwie rzeczy. Po pierwsze same wyciągały szablę, ponieważ była daleko, żeby nie wadzić w walce halabardą, a po drugie, dzięki ich magicznym zdolnością, można było nimi blokować część pocisków. Zarówno strzał oraz bełtów, jak i kul ognia. Działały mniej więcej, jak magiczna tarcza, ale o znacznie mniejszym promieniu i nie pobierała energii w razie zatrzymania czegoś. Drogi skarb, ale teraz musiał je wykorzystać. Na koniec jego ukochana. Naostrzona, wypolerowana i gotowa, stała tuż przy drzwiach. "Czas pokazać, kto jest tutaj górą."
Przede wszystkim Arata i Riuuk byli głównymi celami, ale może coś więcej... "Zobaczymy. Teraz najważniejsi są pierwsi przeciwnicy." Zostało mu jeszcze pół godziny. "Czas na mały wywiad." Jennę znał z zajęć. Używała łuku, nie lubiła magii, ale jak musiała, to stosowała zaklęcia oszałamiające. "Piekielnie celna, ale nie zna moich rękawic." Jak się szybko dowiedział, Trey jest typową hybrydą. Używał magii w celach ofensywnych, ale też umiał nieźle machać mieczem. "Na szczęście krótki dystans, nie da rady podejść, ale trzeba uważać. Będzie mógł łączyć oba elementy w szybkie kombinacje." Dopiero na pięć minut przed rozpoczęciem, zupełnie przez przypadek, dowiedział się, kim jest Missy. Ktoś rozpowiedział plotę, że jakaś wariatka zdecydowała się na walkę bez broni. Tłumaczyli, że nie chce spowalniać swoich ruchów. "Już wiem! Missy to główna szkolna gimnastyczka!" Dziewczyna od zawsze chciała pomagać ludziom i przyrodzie, więc uczy się głównie zaklęć wspomagających i leczących. Używa też magii ziemi. "Doby sojusznik na następne walki, leczy, unika ciosów, a jak przywali, to z całą "Matką Ziemią". Ciekawy pomysł." Przyszedł czas na wyjście. O dziwo, tylko część z walczących miała ze sobą broń, reszta chyba zmaterializuje ją. "Ile trzeba trenować, żeby czarować tak o i wzywać broń na każde zawołanie, bez jakichkolwiek strat na zdrowiu?" Na szczęście okazało się, że nie będzie walczył jako pierwszy. "Pierwsza jest Lily. Ciekawe, czy znalazła shurikena?"

czwartek, 21 maja 2015

Od Jonah do Lily

Zaczepił pierwszą z brzegu osobę i dowiedział się od niej, że całe to zamieszanie wywołał turniej. Szesnastu wylosowanych zawodników miało się w nim zmierzyć ze sobą nawzajem, a później z najlepszymi uczniami całej akademii. Zaczepiony przez niego uczeń nie wiedział nic więcej, więc Jonah postanowił udać się w stronę centrum całego tego harmidru. Na miejsce dotarł akurat w idealnym momencie, żeby usłyszeć, jak wyczytywana jest lista zawodników. Usłyszał wśród nich imiona wszystkich osób poznanych wczoraj w parku, a także - o dziwo - swoje imię. Znajdował się w grupie z trojgiem innych uczestników. Dwójką dziewczyn, na które nieszczególnie zwrócił uwagę i chłopakiem, siódmoklasistą, który go zaintrygował. Liam Brynn. Brynn to niezbyt często spotykane nazwisko. Jamie otrzymał je po swoim ojcu. Czy to aby na pewno przypadek, że na całą akademię wylosował mu się właśnie on? Cóż, nie dowie się, dopóki go nie spotka. Zanim ruszył w stronę swojego pokoju, aby się przygotować, usłyszał jeszcze, że mają godzinę czasu wolnego do rozpoczęcia turnieju. Dla Jonah było tego aż zanadto. Poszedł więc jak zwykle okrężną drogą.
Gdy po piętnastu minutach był już na miejscu, rozpoczął staranne przygotowania. Przebrał się w wygodny, przylegający strój do walki, dokładnie wyczyścił Miotacze Magii i sprawdził, czy wszystko działa w nich sprawnie i przyczepił je do pasków. Zabrał ze sobą także kilka wzmacniających magię naboi, w tym - mimo, że były cholernie drogie - dwa lecznicze. Na tych przygotowaniach zeszło mu pół godziny. Piętnaście minut na dojście na arenę? Powinien spokojnie zdążyć przed czasem.
Nie spieszył się zbytnio, więc do swojego punktu docelowego - wejścia dla zawodników - dotarł akurat, żeby zobaczyć wiceprzewodniczącą Lily biegnącą, jakby ją sam diabeł gonił.

Od Lily

,,Mamy godzinę dla siebie przed rozpoczęciem turnieju, huh..." Lilian pogrążona w myślach omal nie wpadła na największe ciacho w całej szkole. No cóż, w rankingu był drugi, ale Lily nie mogła na pierwszym obsadzić własnego brata. Jedno musicie wiedzieć, wcale nie przypadkiem użyto w tym zdaniu jednocześnie słów "największe" i "ciacho"! Bo trzeba mu to oddać, Dante Craven jest żywym uosobieniem boga seksu. Z tymi wiecznie rozwierzchnionymi, blond włosami, intensywnie zielonymi oczami, wzrostem i posturą, nie zapominając o niedopinaniu koszuli... Po prostu wyśniony ideał.
Czasem żałowała, że z nim zerwała, ale była w nim zakochana po uszy i nie mogła dopuścić go jeszcze bliżej. Ich związek zrobił się zbyt intymny. Jak lubiła sobie tłumaczyć: nie zostawił jej wyboru...

- Cześć Lily! Słyszałem, że dostałaś się do turnieju, gratulacje. - Powiedział z uśmiechem, lustrując ją lubieżnie wzrokiem. Dawniej jej trochę przeszkadzało, ale ostatecznie uznała to za część jego magnetycznego uroku.
- Cześć Dante. Długi czas się nie widzieliśmy, co u ciebie? - Właściwie było to niedopowiedzenie roku, bo Lily najzwyczajniej w świecie unikała tego chłopaka od roku jak ognia. Odwzajemniła nieco wymuszenie jego uśmiech. - Możesz mnie już puścić, wiesz?
- Kiedy dopiero co cię złapałem! - Zawołał z teatralnym oburzeniem, ale w końcu ją puścił. Cieszyła się, że chwycił ją w ramiona zanim został staranowany, ale trzymał ją odrobinę zbyt ciasno. - U mnie dobrze. Mam trochę roboty, zresztą sama wiesz, choć odkąd na siebie wpadliśmy, czuję się dużo lepiej. - Mrugnął zawadiacko. Ruszyli razem w kierunku akademika. ,,Nie wygląda na to, by zamierzał się wcześnie odczepić."
- Cóż, dobrze dla ciebie. - Wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok. - Nie musisz przypadkiem iść? Wydawało mi się, że lubisz zbierać jak najwięcej materiału na artykuł, a turniej jest gorącym tematem. - Spróbowała podsunąć mu wymówkę na opuszczenie jej towarzystwa. Tak się składa, że Dante jest szesnastoletnim, tajemniczym redaktorem szkolnej gazetki: ,,A pewnego razu w szkole..." Pisze pod pseudonimem: Niels Newspaper . Zarówno nauczyciele jak i uczniowie uwielbiają jego pismo, ale niewielu zdaje sobie sprawę z tego, kim w rzeczywistości jest słynny Newspaper. Potrafi się chłopak kryć jak mało kto. W dodatku jako osoba popularna ma dostęp do licznych plotek i historii szeptanych jedynie w wybranych kręgach. Zdaje się, że słono płaci również za sprawdzone informacje, ale Lily nigdy tego nie potwierdziła.
- Kilka osób zbiera dla mnie w tej chwili materiał, więc o to się nie martw. Mówiłem ci, że postanowiłem zatrudnić stażystę? Na razie jest na okresie próbnym, ale nieźle sobie radzi. - Spojrzała na niego zdumiona. ,,Przecież zarzekał się, że nigdy nikogo nie poprosi o pomoc..."
- Na pewno wszystko gra? - Stanęła na chwilę i ujęła go za ręce. - Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Wiem, nie jesteśmy już razem, ale nadal jestem twoją przyjaciółką i możesz mi zaufać. - Czuła, że coś jest nie w porządku. Że czegoś jej nie mówi.
- No cóż, w takim razie powinnaś puścić moje ręce, zanim ktoś pomyśli, że jest na odwrót. - Wyszeptał jej na ucho i zachichotał. Zmiana tematu podziałała. Czerwona na twarzy Lily puściła prędko jego ręce i więcej nie wracała do tematu. Miała na to wielką ochotę, ale Dante bawił się jej uczuciami po mistrzowsku i uznała, że nie warto. - Lily, skarbie, zawsze miałaś za miękkie serce...
,,Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym by to było prawdą." Mimo wszystko roześmiała się i pokiwała głową. - Rzeczywiście. Zauważałam, że wy chłopaki uwielbiacie łamać ten typ dziewczyn, a później porzucać jak zepsute zabawki. - Skwitował to wzruszeniem ramion i nie zareagował na oczywisty przetyk. Jak zwykle był krok przed nią i doskonale wiedział, że po prostu chciała wypytać go o inne dziewczyny, które miał po niej.
- Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy i pamiętaj, że stawiam na ciebie w tym turnieju. Lucas to mój kumpel, ale... W każdy razie do następnego i powodzenia. - Pożegnał się i odszedł, zanim zdążyła cokolwiek dodać. Spojrzała na wejście do swojego pokoju i przypomniała sobie, jak wiele razy całował ją tutaj na pożegnanie. ,,No cóż, nic dziwnego, że tak uciekł." Pomyślała, otwierając drzwi.
- Dobra, teraz tylko co ja powinnam wziąć ze sobą. - Mruknęła, otwierając szafę. Zerknęła przez ramię na zegarek. Trochę się zagadali, w dodatku poszli okrężną drogą i wychodzi na to, że zostało jej pół godziny. ,,Licząc dziesięć minut na dojście i pojawienie się pięć minut przed czasem, mam kwadrans. Trzeba się spiąć."
W tym momencie dostrzegła na biurku dużą karteczkę samoprzylepną. - Pewnie napisała ją Maya: Hej Lily, dzisiaj po koncercie zespół wychodzi nad jezioro. Być może zaprosimy kilka osób z zewnątrz. Urządzimy również ognisko. Będzie świetna zabawa! Pamiętaj o stroju. - Przeczytała notatkę na głos i pokręciła głową. - Tylko oni mogli organizować coś takiego w pierwszym dniu zajęć. I znowu nieprzespana noc! - Zarumieniła się na wspomnienie nocy z Aratą. ,,No dobra, może jednak nie do końca kolejna..."
Dziewczyna przejrzała szafę i wyjęła kilka różnych stroi kąpielowych. Wybór był prosty: czarno-zielony, wiązany strój dwuczęściowy. Jej ulubiony. Założyła go na siebie, obróciła kilka razy przed lusterkiem i z aprobatą zmaterializowała strój żywiołaka wiatru. Krótkie, obcisłe, czarne spodenki i luźna, biała bluzka z czerwoną kokardką. Wraz ze strojem zmieniły się również frotki na kucykach, czego nienawidziła, ponieważ zamiast ozdób, które wybrała rano, na jej włosach znalazły się czerwone kokardki. Do tego założyła dopasowane, czarne baleriny, które nigdy jej nie spadały, ponieważ tak zostały zaczarowane. Sporo za nie zapłaciła, ale buty miała od dwóch lat i świetnie się w nich czuła.
Podeszła do szafki nocnej, otworzyła szufladę i wyjęła z niej dwie mizerykordie, pochwy na udo oraz dwie garoty, które służyły głównie do treningów i poza utratą przytomności, nic poważniejszego nie powodowały. Założyła po jednej garocie na każdą rękę. Idealnie się ukrywały, wyglądając jak nieszkodliwe, złote bransoletki. Po chwili namysłu zamknęła oczy, skupiła się i zdematerializowała sztylety. Oba! Odetchnęła z ulgą, gdy jej się to udało i otarła strużkę potu. Dematerializacja była dla niej znacznie trudniejsza od materializacji, choć podobno innym uczniom zazwyczaj problem sprawiała właśnie materializacja. Zadowolona odłożyła pochwy z powrotem do szafki. Dzisiaj była pełna energii, lata nauki transmutacji nie poszły w las, a i humor jej dopisywał.
Spojrzała na zegarek. ,,Dziesięć minut, znów się nie wyrobiłam w czasie. Cóż, to było do przewidzenia." Prędko zamknęła drzwi i biegiem ruszyła na arenę. Wolała być nawet tą minutę przed czasem. Wokół mnóstwo uczniów kotłowało się i przepychało, by zająć jak najlepsze miejsca. Przecisnęła się tam, gdzie było ich najmniej i skierowała do wejścia dla zawodników.
,,Dam z siebie wszystko!" I z tą pozytywną myślą wkroczyła na ścieżkę ku zwycięstwie...

Od Riuuk

Wstała nieprzytomna. Po raz pierwszy od dawna nie wychodziła w nocy, a obudziła się padnięta jak nigdy. Gdyby nie szybkie i głośne kroki jej nerwowej sąsiadki najpewniej zaspałaby. Wstała z łóżka, jak zwykle drapiąc się po łydce. Łóżko wyglądała jak po przejściu huraganu. Prześcieradło zrzucone, poduszka na podłodze, pościel odwrócona na drugą stronę, czyli jednym słowem… Norma. Ruszyła zaspanym krokiem w stronę szafy. Po drodze potknęła się o rozrzucone buty. Normalnie zrobiłaby przewrót albo salto, lecz była tak zaspana, że nie zdążyła zareagować i runęła jak długa. Usłyszała szyderczy syk Kota, przypominający śmiech. Obróciła się w jego stronę i łypnęła krwiożerczym spojrzeniem. Napuszył się, lecz wytrzymał spojrzenie. Wyjęła z tarczy shurikena i rzuciła, przycinając mu elegancko dwa wąsy. Zasyczał i opuścił pokój przez okno. A miała taki wspaniały sen, że wstała wypoczęta! Jedyne co się zgadzało to fakt, że pierwsze czekały ją zajęcia ze sztuk walki. Ubrała się i wyszła z pokoju, trzaskając przypadkowo drzwiami.
Otworzyła drzwi jadalni. Była zaspana i ledwo kojarzyło wątki. Ubrana jak zwykle na czarno, związała włosy wysoko na czubku głowy i owinęła niemal do samego końca cienkim paskiem. W ten sposób na jej plecach kołysał się długi, można by powiedzieć… Bicz? Płaszcz powiewał za nią, łopocząc w rytm jej szybkich kroków. Rumieńce wystąpiły na twarzy dziewczyny. Podekscytowana nowiną, od której buzowała cała szkolna siatka informacyjna, podeszła do stołu i zaczęła nakładać śniadanie. Jakaś sałatka, kiełbaska i cztery bułki z serem. Nie ukrywając należała do osób, które pochłaniają niewiarygodne ilości jedzenia.
Kiedy już zdecydowała się nie jeść na stojąco w pośpiechu, aby nie dać po sobie poznać rozsadzającego podekscytowania, usłyszała znajomy głos Lily. Dziewczyna uśmiechnęła się. Na szczęście zdążyła usiąść i to nie ona, a Lily chciała się dosiąść. Pewnie pogadałyby trochę i może wyciągnęłaby od przedstawicielki samorządu jakieś szczegóły, gdyby nie dziewczyna, która wciąż zmachana po biegu, przerwała konwersację.
Riuuk postanowiła więc dokończyć posiłek samotnie i zignorować ich „przytulane powitanie”. Przyzwyczaiła się, że nie należy do dziewczęcych paczek i stowarzyszeń. Nie lubiła również dzielić stolika z napuszonymi uczniami bogatych rodów, których zwykle rozkłada na łopatki jednym ruchem, wystawiając ich na pośmiewisko. Wystarczy zwykle jeden celny rzut shurikenem nasączonym eliksirem paraliżującym. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby na zajęciach musiała użyć swojej szybkości, więc miała dużą przewagę w turnieju, o ile plotki o nim okażą się prawdą. „Jak miło, kiedy grupka chłopców podlatuje do ciebie i dostarcza ci wszelkich informacji. Chociaż jedna zaleta posiadania adoratorów…”
Na szczęście wszystko się potwierdziło. Zajęcia zostały odwołane. Cieszyła się z chwili wolnego czasu, który otrzymali zawodnicy od nauczycieli na przygotowania. Zmieniła ubrania na wygodniejsze, niekrępujące ruchów. Uzbroiła się po zęby. Zresztą jak zwykle, nic nowego. Kot przyglądał się biurku przeobrażonemu w małą zbrojownię. Założyła rękawiczki ochronne i zaczęła opróżniać eliksiry przeróżnego rodzaju. Gotową broń wsuwała w odpowiednie pochwy i skrytki. ,, Bo grunt to dobra strategia.” Gdyby pomyliła się choć raz, mogłaby sama zostać poszkodowana przez własne trucizny. Byłoby… No cóż… Zabawnie?

Zarzuciła na plecy płaszcz zakrywający broń i ruszyła w tak dobrze znanym jej kierunku. Po drodze smarowała materiał na włosach śliska mazią robaków górskich, mających zapobiec chwytania jej za włosy. Na końcu przywiązane do nich było małe ostrze, które nie powinno odciąć palców przeciwnikowi, lecz zaciąć bardzo boleśnie. Zanurzyła się w tłumie, zmierzającym w tą samą stronę co ona. Dosłyszała dziewczyny, wymieniające wylosowanych zawodników: Lilian Mortis, Lucas Mortis, Arata Silvermoon, Riuuk Przecierająca Szlaki, Jamie Brynn, Liam Brynn, Missy Clover, Jared Black, Trey Ferrin, Amber Fells, Sheila Prior i kilka innych osób, które właściwie już na starcie spisane były na straty. Jednak to ostatnie nazwisko interesowało ją najbardziej, Milo Strakeln. On również został wylosowany. ,,Żabko, żabko, mam nadzieję, że twój śluz jest tak silny jak mówią…” Och, szykowała się niezła rozrywka. Milooo, gdzie jesteś Milooo?

wtorek, 19 maja 2015

Od Araty do Lily/Milo

- Hejooo! - Wrzasnęła Sora, wchodząc do pokoju i jak gdyby nigdy nic, budząc mnie przy okazji. Jej krzyk był tak donośny, że z zaskoczenia spadłem z krzesła.
- Ała... - Powiedziałem, wystawiając głowę zza biurka. - Czego się drzesz, daj ludziom pospać i czemu cię tak długo nie było?! Lepiej nic nie kombinuj, bo... - "W sumie co mógłbym jej zrobić?" - Wyślę cię do twojej ulubionej nauczycielki.
- Nie bój się, po prostu mam dobry humor i tyle. - Podeszła i usiadła na biurko. - A poza tym, jak negocjacje z Milo? Załatwi wszystko czego ci potrzeba?
- Tak, ale mam u niego dość spory dług. Mimo to nie przejmuję się tym. Przy najbliższej okazji i tak go wkopię. A właśnie, bież kartkę i pisz. - Sora szybko wyczarowała sobie długopis i kartkę. - Trzeba kupić: 12 liści mandragory, 3 jaja horusa, 7 ogonów bazyliszka, pióra feniksa i 40 smoczych klejnotów.
- Okej, klejnoty to jeszcze rozumiem, ale reszta to składniki silnego eliksiru, który dawno został zakazany. Po co ktoś miałby coś takiego robić?
- Pytaj nauczyciela alchemii, a teraz idź i zanieś to do pokoju Milo. - Nagle do pokoju wbiegła grupka uczniów "A ci tu czego, znów trucie mi głowy o budżet klubów?! Mam już powoli dość tej roboty, ale gdyby nie ona, nie mógłbym tyle leniuchować..." - Co jest aż tak ważnego, że przerywacie mi naradę?
- Został pan wylosowany do turnieju na zajęciach sztuk walki.
- Ma pan się stawić na arenie, pojedynek odbędzie się za jakieś 15 min... - "Zabiję tego, kto wpadł na tak idiotyczny pomysł."
- Powiedzcie, że nie mogę, bo... Podpisuję papiery. - Powiedziałem i podszedłem do okna. "Piękna pogoda, idealna na spanie..."
- Nauczyciele powiedzieli, że masz się stawić, choćby nie wiem co. Rozkaz dyrektora. - "Staruszku, masz przerąbane!"
- Dobra, niech będzie. - Wyjąłem swoje ukryte ostrze z szafki i poszedłem prosto na arenę. "Mam to gdzieś i tak po tym turnieju lecę po smoka. Wrócę w środę i będę miał wszystko z głowy."

Od Jonah do Riuuk

Tego ranka Jonah obudził się w zdecydowanie lepszym humorze, niż się spodziewał. Być może przeczuwał, że dzisiaj stanie się coś dobrego? Przeciągnął się i wyszedł z łóżka. Spojrzał za okno. Słońce wesoło świeciło, na niebie nie było widać ani jednej chmurki. Dzień zaczął się po prostu perfekcyjnie. Ubrał się w coś, w czym będzie mu wygodnie i nie będzie się za bardzo rzucał w oczy, ułożył szybko rozczochrane po śnie włosy i ruszył w stronę sali jadalnej. Według jego zegarka było jeszcze dość wcześnie, więc zdąży zjeść w spokoju, zanim w jadalni zaczną się zbierać tłumy głodnych uczniów. Nie lubił jeść w towarzystwie, nie podobało mu się, że ktoś mógłby mu się przyglądać podczas jedzenia śniadania, więc taka sytuacja była mu zdecydowanie na rękę.
Kiedy w końcu stanął w drzwiach jadalni, okazało się, że oprócz niego w sali jest tylko jeszcze kilku uczniów, między innymi Riuuk, której trudno było nie zauważyć. Chłopak pomachał do niej i nie czekając na reakcję ruszył w stronę swojego ulubionego miejsca przy stole Jasnych. Było to miejsce znajdujące się najbliżej wyjścia, więc gdyby tłumy w końcu zaczęły się zbierać, miałby łatwą szansę na szybkie ulotnienie się z sali.
Nie spiesząc się zbytnio (w końcu do pierwszych zajęć miał jeszcze masę czasu) zjadł śniadanie. Na swoje szczęście zdążył zanim zagęszczenie osób w pomieszczeniu zrobiło się większe, niż mu pasowało. Wyszedł z sali i udał się okrężną drogą na swoje pierwsze zajęcia, będące zajęciami sprawnościowymi, które miał mieć dopiero za pół godziny. Na miejsce dotarł w samą porę, żeby zobaczyć, jak nauczyciele wznoszą ogromną arenę. "No pięknie, dopiero pierwszy dzień lekcji, a ja już jestem niedoinformowany."

poniedziałek, 18 maja 2015

Od Lily do Araty/Milo

- I jak, uwierzył w to? - Zapytała, z ustami pełnymi płatków śniadaniowych. Siedziały wraz z Sorą w jadalni, a Lily pospiesznie kończyła śniadanie. ,,Mam nadzieję, że będziesz się kiedyś smażył w piekle za te wredne żarty Arata..." Nic nie mogła na to poradzić. Jej policzki nadal były zaczerwienione ze złości, a oczy ciskały gromy w każdego, kto się napatoczył. Na szczęście niewiele osób wciąż znajdowało się w sali.
- Tak, bez problemu. We mnie nie wierzysz? Jestem mistrzynią aktorstwa i przekonywania innych do swoich racji. Zresztą... Przecież go nie okłamałam, prawda? - Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo. Wymyśliły ten fortel już przy poprzednim spotkaniu, ale żadna z nich nawet nie podejrzewała, jak szybko zdołają wprowadzić go w życie. ,,Arata, sam się człowieku podstawiasz..." - W końcu chcesz żeby do ciebie przyszedł, bo planujesz zemstę.
- Sora gdybym kiedyś znalazła się po drugiej stronie, zdziel mnie w głowę i przypomnij, że z tobą nie warto zaczynać, masz zbyt wiele pomysłów na zemstę. - Mruknęła, obserwując jej pełną satysfakcji, uradowaną twarz. ,,Jak dziecko, jak dziecko..."
- Pewnie, nie ma sprawy. - Wzruszyła ramionami. - Jeśli dalej będziesz się żarła z Aratą jak do tej pory, to wiedz, że ci nie pomogę, ale tym razem zgadzam się, że zasługuje na małą nauczkę. - Lily wstała od stołu i wygładziła spódniczkę. - Poza tym pamiętaj...
- ...Jeśli nie będziemy ostrożne, to zgniecie nas jak mrówki. - Zerknęła kątem oka na kiwającą z aprobatą Sorę. ,,No cóż, skoro już się uspokoiłam, czas najwyższy na zajęcia..." - Wiem, nie przegapi żadnej okazji, by mi przypomnieć, kto tu jest mistrzem. Ale tym razem nie jestem sama!
Dziewczyny pożegnały się, ponieważ Sora nie uczestniczy w zajęciach i Lily wyszła na Plac Główny. Tego dnia to właśnie tam miały się odbyć jej pierwsze zajęcia, sztuki walki. ,,Normalnie pewnie ćwiczyłabym w mundurku, ale spódniczka nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem, więc powinnam skoczyć do szatni i się przebrać w strój..."
Adrenalina już krążyła jej w żyłach. Jakby nie było od samego rana tryskała niespożytą energią i miała ogromną ochotę się zmęczyć. Dotarła do przebieralni w rekordowym tempie i odetchnęła z ulgą widząc inne przebierające się dziewczyny. ,,Gdybym miała być jedyną, to chyba zostałabym w spódniczce..."
- Hej Lily, co u ciebie? - ,,Nie, proszę, dlaczego ona?!" Nie wiadomo kiedy, została objęta szczelnie ramionami, a ogromne balony rozpłaszczyły się na jej placach.
- Cześć Sheila. Wspaniale. Widzę, że mamy wspólnie zajęcia. - Dobrze, że już za młodu nauczyła się opanowywać sarkazm, bo w tej chwili język aż się prosił by wypowiedzieć zupełnie inne słowa. - Jak się układa między tobą a Lucasem? Nadal razem? - Zapytała, udając zainteresowaną. Może jeśli Sheila zacznie paplać, to Lily się wyłączy i w miarę możliwości w spokoju przebierze.
- Och, ależ oczywiście! Bardzo się kochamy i myślę, że nasz związek rozkwita. Wyobrażasz sobie, że już to zrobiliśmy? - Lily się nie pomyliła. Sheila rozgadała się w najlepsze. - Twój brat jest wspaniały. Taki czuły... - ,,Ymhm, ta jasne." - ... To prawda, że spaliście ze sobą? Zawsze mnie to ciekawiło, ale Lucas zawsze zaprzecza no i jesteście rodzeństwem... Ale sama rozumiesz, ciężko uwierzyć, że mając w domu takie ciacho, ty...
Lily udało się ukryć salwę śmiechu pod pretekstem napadu kaszlu. No cóż, nie był to pierwszy raz kiedy zadano jej podobne pytanie. Do licha, dawniej z bratem często udawali parę. Uwielbiała nabijać się z ludzi, którzy wpatrywali się w nich ze zdumieniem i lekką zazdrością, że nie obchodzi ich opinia innych. Teraz zdarzało im się to rzadziej, ale nadal była to jedna z ich stałych rozrywek, gdy witali do jakiejś gospody.
- Tak ci współczuję, to musi być straszne. - Jakaś blondynka wcięła się w zdanie i spojrzała na nią życzliwie. A... Ap? Avr? Amber! ,,To ta szóstoklasistka z Jasnych..."
- No właśnie, prawda?! - Krzyknęła z podekscytowaniem, podejmując temat i zachichotała. Kilka dziewczyn w szatni, które przysłuchiwały się zaciekawione tematem rozmowy, zawtórowało jej. - Wyobrażasz sobie, że czasem ciężko było mi powstrzymać się przed rzuceniem się na niego? - Wszystkie zgodnie pokiwały głową. ,,Rany, czy jest tutaj choć jedna, której nie zaliczył?!"
- Czyli nigdy z nim nie byłaś? - Zapytała podejrzliwie Sheila, nie dając się tak łatwo zbić z tropu.
- Nigdy, nigdy. Bardzo go kocham i jest moim ukochanym braciszkiem, ale wiecie co? Czekam na tego jedynego, księcia na białym koniu, który uratuje mnie z opresji. Wiecie, że złożyłam śluby czystości? Pragnę TO zachować dla swojego męża. - Westchnęła teatralnie z rozmarzonym wzrokiem. Koleżanki zaczęły ją poklepywać i zgodnie przytakiwać.
- Lily jesteś cudowna! Chciałabym wytrwać w takim postanowieniu...
- Oto właśnie nasza wiceprzewodnicząca!
- Jak przystało na rodzinę Mortis, prawdziwy z ciebie wzór do naśladowania!
- Chciałabym być taka jak ty!
Lilian wyszła z szatni, żegnana gromkimi brawami. ,,Nie mogę uwierzyć, że to kupiły. Najważniejsze, że wydostałam się z tego gniazda wron. Jak to mówią? Jak wejdziesz między wrony, to kracz jak i one? Nie ma tego złego. Taka akcja szybko się rozniesie po szkole, a pełna ubarwień największych plotkar, tylko podniesie moją reputację."
Ostatecznie w szatni było tak ciasno, że Lily zrezygnowała ze stroju sportowego. W trakcie walki zmieni po prostu swój strój za pomocą magii na jeden z podarowanych jej przez żywiołaki. Przez długi czas ich nie zakładała, ale zawsze wygodnie jej się w nich walczyło. Zresztą duchowe ubrania pomagają wzmocnić łącze pomiędzy energią maga i żywiołaka, więc nikt nie powinien mieć do niej pretensji. ,,Zapewne inni również skorzystają z tej możliwości."
- Och Lily, dobrze że jesteś. Mamy pewien pomysł na dzisiaj i chcielibyśmy cię jako przedstawicielkę Samorządu Szkolnego poprosić o zdanie w tej sprawie. Pójdziesz ze mną? - Skinęła głową i ruszyła za jednym z nauczycieli od "zajęć fizycznych". ,,Ciekawe, o co może chodzić?"
- Co powiesz na małe zawody pierwszego dnia szkoły? Jakiś turniej, nie konkurencje. - Usiadła na jednym z ustawionych dla nauczycieli krzeseł i spojrzała na tłumy uczniów zebrane na placu. ,,Jeden, dwa, trzy, pięć... Zaraz, czy tutaj są wszystkie roczniki?!" - Planowaliśmy wyłonić kilku uczniów i zestawić ich ze sobą, aby walczyli...
- Beznadzieja. - Nie dała mu nawet dokończyć, bo już wiedziała, co chce powiedzieć. W zeszłym roku mieli podobny pomysł, ale wtedy dyrektor na to nie zezwolił. - Zwolnimy z zajęć wszystkich uczniów, ale jedynie trzy najwyższe roczniki wezmą w turnieju czynny udział. Pozostali poobserwują. Nie są jeszcze gotowi i może im się stać krzywda.
- Mieliśmy to na uwadze. Sprowadziliśmy nawet siostry, aby udzieliły pomocy na miejscu w razie czego... - Przewróciła oczami na jego tłumaczenia. Z uczniami dyskutowałaby trochę inaczej, ale tym trzeba wyłożyć kawę na ławę.
- W takim razie Samorząd nie popiera organizacji tej imprezy, ponieważ zbyt długo trwałyby rozgrywki i nie udałoby nam się wyłonić zwycięzcy w dniu dzisiejszym. Trzy najstarsze roczniki albo wszyscy wracamy do swoich zadań. - Uśmiechnęła się triumfalnie, widząc ich podupadającą wolę walki. - Ponadto przeniesiemy się na arenę. Tutaj nie pomieścimy wszystkich widzów.
- Zgoda. Walki zorganizujemy pomiędzy wydziałami... Albo nie. Zaczniemy od dobrania uczniów w cztery grupy czteroosobowe. W każdej będą cztery osoby z tego samego wydziału. Dwie drużyny mrocznych i dwie jasnych. Walczą techniką dowolną, dalej przejdą po dwie osoby z każdej grupy. Sędziami będą nauczyciele. Może być na razie? - Zapytał mnie z zastanawiającym wyrazem twarzy. Jakby czegoś zapomniał, ale nie wiedział czego.
- Jeśli czegoś pan nie ujął, to pomyślimy nad tym w trakcie. Podobnie jak z dalszymi etapami. Nie bardzo rozumiem, gdzie tu walka między wydziałami, ale dobra. - Wzruszyła ramionami. - A tymczasem dołączę do tłumu uczniów. - Zeskoczyła z krzesła i machając im na pożegnanie, podbiegła do zebranych. Stanęła w rzędzie. Po chwili podszedł do nich nauczyciel i wyjaśnił wszystko. Wyczytał również listę osób wybranych do wzięcia udziału w rywalizacji. Z zadowoleniem dziewczyna przyjęła fakt, że wśród jej przeciwników w pierwszej rundzie nie znajdzie się wielu trudnych przeciwników. Nawet w najcięższym dopasowaniu wciąż ma szanse przejść dalej. ,,Lucky..." Uśmiechnęła się do siebie.
- Tak więc, niech rozpocznie się turniej! - I z tymi słowami tuż przed nimi, na wolnej polanie, wzniosły się wysokie ściany amfiteatru. Profesorowie magicznych przedmiotów nie ustając w wysiłkach, tworzyli, wykorzystując całą swoją moc. Jak zwykle widowisko to było niesamowite.


-
No cóż, Drodzy Czytelnicy. Zdajemy sobie sprawę, że nasz opis turnieju i zasad jest trochę mglisty. W dodatku nie zamierzamy ujawniać wielu informacji od razu i na konkrety będziecie musieli trochę poczekać. Aby trochę umilić wam czekanie, Nekomura przygotowała dla was pewien wykres, z którego będziecie w stanie większości rzeczy domyślić się sami. Tak więc dobrej zabawy!


Od Milo do Araty/Riuuk

"Nieźle. Teraz nie daj się sprowokować i jest profit."
- Słuchaj śpiochu, nie obchodzi mnie z czym albo z kim masz problem, ale faktem jest, że umiem się targować, więc masz jednorazową ofertę: 50% kupowanych ziółek i twoje krycie w razie jakiejkolwiek przyszłej wpadki. - "Jeszcze nigdy nikt nie przyjął mojej pierwszej oferty."
- To za dużo. Zejdź niżej.
- 40% i ochrona. Niżej nie zejdę - zobaczył minę Araty i już wiedział, jak zdobyć to co chciał. - Znaj moją łaskawość: 25%, krycie... - przewodniczącemu chyba bardzo to przypadło do gustu. "Nie, za bardzo go nie lubię." - I przysługa na kiedyś do wykorzystania.
- Niech będzie - odpowiedział po chwili myślenia. - Nie chcesz wiedzieć, co masz zrobić?
- Wszystko napisz na kartce i dostarcz mi do pokoju. Najlepiej jeszcze dziś wieczorem - odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. - Pamiętaj, że uczniowie bardzo lubią plotki, a w szczególności na temat samorządu. Nie próbuj, więc mnie kantować i następnym razem uważaj na to, co i komu mówisz - Milo chyba popsuł teraz jakiś misterny plan. Już był w drzwiach, kiedy rzucił od niechcenia. -  Pamiętaj, że za tydzień w gospodzie poker. Zapraszam!
"Naprawdę nie umie się targować, chciałem tylko przyszłą ochronę, a tu jeszcze zarobię i zdobędę na niego dwa haki. No i teraz mogę robić wszystko..."
Ruszył powoli na plac, gdzie miały się zgodnie z planem odbyć pierwsze zajęcia. Sztuki walki. Już się nie mógł doczekać. O dziwo Plac Główny był pełen uczniów. "Z obu wydziałów, trzy albo cztery roki... Coś się święci. Za dużo ich tutaj..." W tym momencie na środek wystąpiło kilku nauczycieli. Przeczucie go nie myliło. Oznajmili oni, że w tym roku pierwsze zajęcia przybiorą formę rywalizacji pomiędzy wydziałami i z każdego rocznika (poza siódmym, gdzie będą dwie) wylosowane zostaną trzy osoby. W sumie osiem na wydział, szesnaście w ogóle, ponieważ udział wezmą w nim jedynie piąto-, szósto- oraz siódmoklasiści. Pozostali uczniowie będą mogli obserwować popisy starszych kolegów.
Na start to nauczyciele dobierają przeciwników. Zawody dzielą się na kilka etapów. System jest dosyć skomplikowany, a każda walka rządzi się innymi zasadami, z których najważniejszą jest przetrwać. Ten wydział, który zdobędzie mniej punktów, dostanie karę, ale nikt nie powiedział jaką.
Nastąpiło losowanie uczniów. Milo nie zaskoczyło to, że został wylosowany. Gorzej z przewidzeniem przeciwników. Chwilę po nim pojawiło się kolejne imię - Riuuk. "Już nie żyje." Dalsze losowania nikogo nie zaskoczyły, a lista groźnych przeciwników okazała się być niedługa.
Na koniec dodano coś o bossach jako ostatniej przeszkodzie na drodze dla zwycięzców i możliwej zmianie przepisów w trakcie. ,,Gra się tutaj według z góry narzuconych reguł, więc mowa tu o nieprzewidzianych akcjach i wynikach nie do zgadnięcia. Dokładnie tak jak lubię!"
- Tak zostanie spędzony dzisiejszy dzień, a reszta zajęć dla wszystkich roczników jest odwołana. - "No to nic dodać nic ująć, nauczyciele urządzili sobie igrzyska..."

niedziela, 17 maja 2015

Od Araty do Lily/Milo

- Trzy minuty nie wystarczą. - Powiedziałem, wstając z krzesła. - Mam kilka zadań i potrzebuję twojej pomocy Milo. Do niczego cię nie zmuszam, po prostu chciałem poprosić cię o pomoc. Szczegóły podam ci zaraz, ale najpierw moja sprawa do Lily...
"No tak, poszedłem spać i nic nie wymyśliłem. Co jest we wtorek? Hmm... Zaraz zaraz, przecież zbliżają się urodziny dyrektora! To jest to!" - Jak oboje zapewne dobrze wiecie, we wtorek nasz szanowany dyrektor obchodzi swoje urodziny. Przydałoby się wyprawić jakiś apel, przyjęcie albo imprezę. I tutaj część związana z organizacja schodzi na twoją głowę Lily.
- Część, czyli wszystko. Choć dobrze, że o tym pamiętałeś, bo mi kompletnie wyleciało z głowy....
- Nie wszystko, bo przemawiać będę ja. Chcę tylko, byś załatwiła papiery i tyle. - Przerwałem jej.
- Ty i przemowa, już to widzę. - Odparła i założyła ręce za pas. W tej samej chwili zauważyłem, jak Milo zaśmiał się cicho. "W sumie... Ja i przemowa to rzecz nieprawdopodobna, ale jako, że ja będę wtedy w górach, wszystko będziesz musiała załatwić sama. Czas na zemstę!"
- Tym razem nie stchórzę. Zostaje też sprawa wczorajszej nocy... - Milo nadstawił uszu, w końcu zaciekawiony tematem. "Chyba wreszcie zaczął słuchać." - Co powiesz na to, by to powtórzyć również dzisiejszej nocy? Przecież było ci wygodnie, nie zaprzeczysz... - "No, to ją wtopi do reszty."
Lily momentalnie się zaczerwieniła jak piwonia i zdenerwowana pospiesznie wyszła z pokoju wraz ze śniadaniem i Sorą. "No, to jeden problem z głowy."
- Dobra, teraz mogę z tobą w spokoju porozmawiać. Widzisz, mam do załatwienia kilka rzeczy dla nauczyciela alchemii. Niestety słabo się targuję, więc liczyłem na twoją pomoc w tej sprawie. Z tego co słyszałem, masz wybitne umiejętności w tej dziedzinie, więc proszę, pomóż mi. - Nagle mój wywód przerwała Sora.
"- Arata, czy ty na serio to zrobiłeś?! Wkradłeś się do jej pokoju w środku nocy i z nią spałeś?!
- Nom. A co? Nie mogłem usnąć. Poszedłem do niej, trochę pogadaliśmy i jakoś tak wypadło, że usnąłem spokojnie w jej łóżku.
- W takim razie, jest dość duże prawdopodobieństwo, że będziesz mógł robić to częściej.
- Nie mów mi, że Lily zgodziła się na to?!
- Jak na razie myśli. Nie mówi jednak nie. Prawdopodobnie zgodzi się tylko dlatego, że chce się na tobie zemścić.
- Twoim zadaniem jest więc ją do tego pomysłu przekonać. Jak ci się nie uda, to wyślę cię do szpitala szkolnego! Żegnam, mam ważne kwestie do omówienia."
- Wybacz, Sora mi truła tyłek. Więc? Jaka jest twoja odpowiedź?

sobota, 16 maja 2015

Od Milo do Araty/Lily

"Śniadanie i kawa to najlepszy początek dnia." Dla Milo w zasadzie jedyny. Jego poranek był rutyną, do której nie potrzebował mózgu, dlatego też po tylu latach każdy nowy dzień zaczynał się dopiero od jedzenia. Nie podobało mu się jedno. Kątem oka zobaczył jak Lilian rozmawia z jakąś dziewczyną, a później gdzieś wychodzi. Kojarzył nastolatkę, która zdaje się była zakochana w Aracie, bo wiecznie coś dla niego załatwiała. A nie ma mowy, by męczyła się dla niego tak bardzo w innym przypadku. Nie chodziła z nim na żadne zajęcia, ale co jakiś czas widywał ją w szkole.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że podwładna Araty dalej kogoś szukała. Zapobiegawczo usiadł przy drugim końcu sali, w miejscu największego zbiorowiska uczniów. Niestety nie pomogło.
- Milo! Tutaj jesteś! Arata cię wzywa. - "Jeszcze czego."
- Arata nie jest moim ojcem żeby mnie wzywać. On co najwyżej może mnie o to poprosić. Mogę tam pójść, ale co z tego będę miał? - "Nie zaproponuje nic, co zastąpi poranną kawę."
- Uwierz mi, nie pożałujesz.-"Nie ma nic do zaoferowania. Dobrze, mogę żądać czego zechcę, ale najpierw napój bogów."
- Dopóki sam się tutaj nie wybierze, żeby mnie o to poprosić - Szczególnie mocno zaakcentował to słowo. - to będę tutaj siedział.
- A co jeśli ja ciebie poproszę? - "Nie ma sensu tego dłużej ciągnąć."
- To posiedzisz tutaj i poczekasz aż zjem, a po tym pójdziemy.
- Ale Arata nalega... - Jego mina wyraźnie pokazywała, że nie ustąpi. - Dobra, PROSZĘ, czy pójdziesz do Przewodniczącego po śniadaniu? - Usiadła.
- Oczywiście.
Posiedzieli jeszcze pół godziny. "Jedzenie w pośpiechu szkodzi zdrowiu." Wychodząc Sora zabrała jeszcze dwie porcje i powolnym krokiem ruszyli w stronę gabinetu. Po kolejnych minutach spaceru dotarli na miejsce, przed którym siedziała Lilian. Weszli we trójkę do środka, a tam zastali śpiącego Aratę. Milo nie wytrzymał i uderzył pięścią w stół, co od razu obudziło śpiocha.
- Dobra, masz trzy minuty, żeby mnie zachęcić do zostania. Czas start...

Od Lily do Araty/Milo/Riuuk

- Lily! Lily! - Lilian odwróciła się na dźwięk swojego imienia. Westchnęła i wsunęła z powrotem krzesło do stolika. ,,Liczyłam przynajmniej, że w pierwszym dniu spokojnie zjem śniadanie." Zobaczyła wpadającą przez drzwi do jadalni Sorę. Dziewczyna była zdyszana i rozglądała się gorączkowo dookoła. Pełna domysłów, o co też może chodzić, pomachała jej na powitanie.
- Wybacz Riuuk, chyba jednak nie mam czasu na poranne pogaduszki. - Rzuciła do Riuuk, która jedynie wzruszyła ramionami. Z przepraszającym uśmiechem skinęła jej głową i podbiegła do Sory. Przytuliły się na powitanie.
- Co się stało? Wszystko w porządku? Coś z Aratą? - Pytania posypały się potokiem, gdy tylko się rozdzieliły. ,,Jeżeli ktoś załatwił tego palanta przede mną, to sprowadzę jego duszę z powrotem i sama go zabiję!"
- Nie nie, wszystko gra. Po prostu przewodniczący kazał cię znaleźć. Są jakieś sprawy dotyczące Rady Uczniowskiej, które musicie pilnie przedyskutować. - ,,A więc tylko o to chodzi..." Lily spojrzała tęsknym wzrokiem na zapełnione jedzeniem stoły i zrezygnowana odwróciła głowę. ,,No cóż, jak mus to mus."
- Nie mógł poczekać, aż zjem śniadanie? Arata ma fatalne wyczucie czasu. - Spojrzała na Sorę z lekkim wyrzutem. Na szczęście szybko załapała o co jej chodzi i uśmiechnęła się przepraszająco. ,,No cóż, grunt że leń wziął się do roboty."
- Poprosił bym przyniosła mu śniadanie do gabinetu, więc przy okazji wezmę również coś dla ciebie. A teraz idź już, nie każ mu czekać. Załatwcie co macie zrobić póki jest w nastroju do pracy. - Sora niemal wypchnęła ją za drzwi, więc już bez dalszych protestów Lily przeszła przez zaczarowane drzwi. Szybko dotarła do gabinetu, ale zatrzymała się tuż przed drzwiami. ,,A może by tak kazać mu trochę poczekać...?"