wtorek, 19 maja 2015

Od Araty do Lily/Milo

- Hejooo! - Wrzasnęła Sora, wchodząc do pokoju i jak gdyby nigdy nic, budząc mnie przy okazji. Jej krzyk był tak donośny, że z zaskoczenia spadłem z krzesła.
- Ała... - Powiedziałem, wystawiając głowę zza biurka. - Czego się drzesz, daj ludziom pospać i czemu cię tak długo nie było?! Lepiej nic nie kombinuj, bo... - "W sumie co mógłbym jej zrobić?" - Wyślę cię do twojej ulubionej nauczycielki.
- Nie bój się, po prostu mam dobry humor i tyle. - Podeszła i usiadła na biurko. - A poza tym, jak negocjacje z Milo? Załatwi wszystko czego ci potrzeba?
- Tak, ale mam u niego dość spory dług. Mimo to nie przejmuję się tym. Przy najbliższej okazji i tak go wkopię. A właśnie, bież kartkę i pisz. - Sora szybko wyczarowała sobie długopis i kartkę. - Trzeba kupić: 12 liści mandragory, 3 jaja horusa, 7 ogonów bazyliszka, pióra feniksa i 40 smoczych klejnotów.
- Okej, klejnoty to jeszcze rozumiem, ale reszta to składniki silnego eliksiru, który dawno został zakazany. Po co ktoś miałby coś takiego robić?
- Pytaj nauczyciela alchemii, a teraz idź i zanieś to do pokoju Milo. - Nagle do pokoju wbiegła grupka uczniów "A ci tu czego, znów trucie mi głowy o budżet klubów?! Mam już powoli dość tej roboty, ale gdyby nie ona, nie mógłbym tyle leniuchować..." - Co jest aż tak ważnego, że przerywacie mi naradę?
- Został pan wylosowany do turnieju na zajęciach sztuk walki.
- Ma pan się stawić na arenie, pojedynek odbędzie się za jakieś 15 min... - "Zabiję tego, kto wpadł na tak idiotyczny pomysł."
- Powiedzcie, że nie mogę, bo... Podpisuję papiery. - Powiedziałem i podszedłem do okna. "Piękna pogoda, idealna na spanie..."
- Nauczyciele powiedzieli, że masz się stawić, choćby nie wiem co. Rozkaz dyrektora. - "Staruszku, masz przerąbane!"
- Dobra, niech będzie. - Wyjąłem swoje ukryte ostrze z szafki i poszedłem prosto na arenę. "Mam to gdzieś i tak po tym turnieju lecę po smoka. Wrócę w środę i będę miał wszystko z głowy."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz