poniedziałek, 4 maja 2015

Od Milo do Lily/Riuuk/Jonah

Milo wracał właśnie z karczmy, gdzie ustalał pierwszy termin spotkania z kuplami – jak zwykle na początku roku małe sumy, żeby zachęcić nowych – wypadło na czwartek o standardowej porze. Wtedy przypomniał sobie o apelu, na który musi zdążyć.  „Tylko która jest godzina?” Przyłożył ręce do horyzontu. „Dobra mam jeszcze czterdzieści minut.” Nie nosił zegarka, bo już zbyt dużo ich przegrał, więc nauczył się rozpoznawać czas na podstawie położenia słońca.  Przyspieszył kroku i postanowił, że wejdzie oknem do pokoju, aby ominąć tłumy przy teleporterze. Po dziesięciu minutach minął różany labirynt i był pewien, że bezproblemowo trafi do swojego otwartego okna. Jednak było inaczej. Zobaczył trójkę ludzi stojących pod drzewem. „Co oni tam robią? Powinni przygotowywać się do apelu.” Chciał ich minąć, ale było za późno – zauważyli go. Podszedł bliżej i rozpoznał dwie dziewczyny: tą od samorządu („Chyba na L… Lila? Nie pamiętam,”) i wariatkę, chodzącą wieczorami po dachach („Z żelaznego miasta. Moja rówieśniczka, tylko imię…”), ale trzeciego chłopaka nie potrafił skojarzyć z jakimś specjalnym faktem.

- Nie powinniście być na apelu? –Zablefował, chcąc oczyścić sobie drogę do pokoju. Sądząc po ich minach chyba mu nie wyszło. „Oni mają zegarki.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz