- Freya, Freya skarbie zbudź się… - Ktoś przemawiał do niej
łagodnym tonem, przeczesując palcami jej rozpuszczone włosy. Dziewczyna
przewróciła się na drugą stronę łóżka i otworzyła powoli zaspane oczy. Poranne
promienie słońca miękko opadały na jej twarz. Słyszała w oddali kojący szum
morza i fal rozbijających się o brzegi. Już dawno nikt nie nazywał jej Freyą…
Dlaczego jednak ten ktoś musiał ją obudzić?! Przetarła oczy i
spróbowała rozpoznać mówcę, ale ten tylko się zaśmiał gardłowo i wyszedł z
pokoju, udaremniając jej to. – Wstawaj
śpiochu, wystygną nam naleśniki! – Głos bez twarzy krzyknął jeszcze i usłyszała
jak chłopak zbiega po schodach. Cóż, lepiej być obudzoną przez chłopaka niż
jakąś dziewczynę, zawsze to jedna pozytywna rzecz na rozpoczęcie dnia.
- Już wstaję. – Mruknęła i przeciągnęła się powoli. Zeszła z
łóżka, uważnie stawiając najpierw prawą nogę. Skoro już została dzisiaj obudzona
z samego rana, to przynajmniej reszta dnia może być udana. Zeszła na dół wciąż
w koszuli nocnej i rozejrzała się po dużej kuchni. Nie rozpoznawała domu, w
którym się znalazła, ale nie rozmyślała nad tym długo, bo poczuła słodki zapach
naleśników i… Czy to dżem malinowy? Jej ulubiony!
- W końcu jesteś, usiądź przy stole i zjedz naleśniki.
Pomogą ci odzyskać energię. – Nadal nie dostrzegała chłopaka, ale wzruszyła
ramionami i wzięła się za jedzenie. Kiedy skończyła śniadanie z szerokim
uśmiechem wstała od stołu i pozmywała naczynia. Właśnie kończyła, kiedy silne
ramiona objęły ją z tyłu. Wtuliła się ochoczo w nieznajomego, który się nią
zaopiekował. – Czas się obudzić Freya. I postaraj się więcej sypiać, bo mimo,
że lubię ci pomagać i zawsze chętnie służę pomocą swojej pani, to wolałbym
żebyś bardziej o siebie dbała. – Mruknął jej do ucha i zanim zdążyła się
odwrócić, leżała już na łóżku, z powrotem w swoim pokoju. Albo w nieswoim
pokoju…
Już w chwili, gdy się ocknęła wiedziała, że była w transie,
gdzie opiekował się nią jeden z jej żywiołaków. Ci dwaj po prostu nie potrafili
opuścić okazji by wślizgnąć się do jej głowy. Jak zawsze zresztą od kiedy
zawarła z nimi pakt, pomagali jej w trudnych chwilach i za to była im wdzięczna.
Spojrzała na zegarek. No tak, tym razem odzyskanie sił zajęło jej aż półtora
godziny. Całe szczęście, że jej ciało nauczyło się odzyskiwać siły w krótkim
czasie, bo inaczej straciłaby cały dzień. Jednak zaraz, wróćmy do kwestii jej
pokoju! Co u licha?!
W pomieszczeniu znajdowały się te same meble co zwykle,
jednak nie były one wykonane z różanego drewna, a w kolorze bieli i złota. W
dodatku jej cudowna toaletka! O zgrozo… Cóż, przynajmniej pokój był
wysprzątany. Ze zdumieniem dostrzegła również swoje ubrania. W całości,
poskładane i ułożone w szafie, do której drzwi były otwarte. Spojrzała na
kartkę leżącą na łóżku, którą zgniotła przypadkiem tuż po obudzeniu.
Przeczytała liścik i pokręciła głową. „Co za palant z tego Araty! Jednak trzeba
przyznać, że dość szybko załatwił nowe meble i identyczne ubrania… Ale to nadal
nie rekompensuje tego co zrobił!”
Wstała gwałtownie z łóżka z zamiarem znalezienia go i
przywalenia chłopakowi i o mały włos nie potknęłaby się o jego ciało wyłożone
wzdłuż na podłodze. W pierwszej chwili miała ochotę go obudzić albo nawet wyrzucić
przez okno, jednak był bardzo blady. Niemożliwe, czy on…? Nieee, przecież nikt
nie byłby na tyle głupi, by stworzyć tyle rzeczy i naprawić za pomocą samej
magii. A może jednak?
Postanowiła, że na razie da mu czas by odzyskać siły. Żadna
przyjemność z kopania leżącego. Przy pomocy magii wiatru uniosła go z podłogi i
przeniosła na łóżko, z którego właśnie zeszła. Wyprostowała się i weszła do
łazienki, z którą połączony był jej pokój. Musiała ściągnąć koszulę i opatrzyć
rany, zanim wda się w nie zakażenie. „No oczywiście, o tym by tutaj posprzątać
nie pomyślał…” Jadowite słowa przyszły jej do głowy i nic nie mogła na to
poradzić. Z westchnieniem wyciągnęła przed siebie rękę. „Chyba nie mam wyboru.”
- Lekka bryza, potężna w swej władzy, nawet słaba, rzucasz
na kolana. – Jej słowa choć wymówione szeptem rozbrzmiały w pomieszczeniu co najmniej
tak głośno, jak gdyby podniosła głos. - Łagodny i niszczący, usuń wietrze
skryte mgłą pozory. W imieniu kontrahenta, panie czasów, ty któryś naszym
wybawieniem i zniszczeniem, powierz mi wszystkie swoje duchy i działaj zgodnie
z moją wolą. Tym dekretem technik zarządzam białą czystkę. Dziś me imię brzmi Asservissante
- Zniewolenie.
Potężny powiew wiatru wypełnił pomieszczenie i nagle
wszystkie rzeczy uniosły się w powietrze, po czym same z siebie zaczęły
porządkować łazienkę i odstawiać się na miejsce. Rozmazane po ścianach
kosmetyki zostały starte przez ręczniki, płyny wróciły na wannę, a perfumy
ułożyły się w równym rzędzie na półce nad umywalką, która przytwierdziła się na
powrót do ściany. Tylko lustro, które było w kawałkach nie nadawało się do naprawy,
więc z westchnieniem Lily stworzyła w ramie identyczną szybkę. Na nowe lustro
nie chciała tracić energii. Zresztą lubiła to stare. Jedyny element, który
pozostał z jej pięknych, starych mebli.
Lilian zdjęła koszulę, która zdążyła już nasiąknąć krwią. Przy
okazji trochę zdarła skórę, ponieważ ubranie się przykleiło do mokrego ciała. „To
pewnie przez ten upadek. Do diabła z tobą Arata!” Syknęła z bólu przez
zaciśnięte zęby, jednak na szczęście znalazła w kosmetyczce nieotwartą maść
leczniczą, którą kupił jej brat. Ostrożnie przemyła rany ręcznikiem, po czym
wsmarowała w nie ostrożnie maść. Lekarstwo szybko uśmierzyło ból i już po
chwili Lily znów mogła spokojnie oddychać. Owinęła się jeszcze tylko bandażami
i usiadła na podłodze z podkulonymi nogami.
Teraz, kiedy już zajęła się najważniejszym, zaczęła się
zastanawiać nad tym, w jaki sposób właściwie trafiła do swojego pokoju. Jedno,
że kiedy spała jej pokój został zamieniony w apartament księżniczki. Pamiętała jedynie
upadek, gdy goniła Aratę i to, że wpadła na Milo. Później chyba usnęła… Ciekawe,
co z nim się później stało?
„Zresztą co ja teraz zrobię?! Przecież nie wzięłam ze sobą
żadnych ubrań!” Szkoda jej było używać mocy po raz kolejny na coś tak trywialnego,
ale jeszcze gorsza wydawała się
alternatywa, w której wchodzi pół naga do pokoju, w którym Arata może się w
każdym momencie obudzić. „Trzeba było po prostu wywalić go przez okno… Okej w
takim razie pozostaje mi jedynie obudzić go i poprosić o przyniesienie mi
jakiegoś ubrania. Pfff, zdurniałam do reszty!”
- Arata, obudź się śpiochu! – Wrzasnęła na cały głos.
Usłyszała jak chłopak mruczy pod nosem. – Arata wstawaj! Musisz mi pomóc. –
Dotarło do niej jego marudzenie i nie potrafiła się przy tym nie uśmiechnąć. –
Jestem w łazience. Jako, że dzisiaj zalazłeś mi za skórę, bądź łaskaw okazać
skruchę i podaj ten różowy komplet z szafy! – Nie minęła chwila, jak przez
drzwi podał jej ubranie. Lily pospiesznie związała włosy w kucyka i się
przebrała.
- Hej. Dzięki za wszystko, ale nadal jestem na ciebie zła. –
Mruknęła, otwierając drzwi tak mocno, by niby przypadkiem uderzyć nimi w jego
ramię. – Masz jakieś plany na dzisiaj? Moglibyśmy wyskoczyć gdzieś razem. –
Dodała, wychodząc z pokoju. Nie interesowało jej w sumie, czy za nią pójdzie.
Była zraniona jego dzisiejszym zachowaniem i nadal zmęczona, więc właściwie
wszystko miała gdzieś.
- Milo? – Wyrwało jej się, kiedy przechodząc, zobaczyła
chłopaka śpiącego na kanapie w Dormitorium Mrocznych. „Ale co on tu u licha
robi?! Nie wspominając o…” No cóż, nikt nie powiedział, że nie może na nim spać
jakaś dziewczyna, ale i tak nie powinni tego robić w miejscu publicznym.
Sytuacji nie polepszał fakt, że chwilę wcześniej w jej pokoju spał Arata. Jakby
chcąc sobie zreflektować własny błąd, podeszła do chłopaka. – Milo obudź się,
jestem oburzona twoją postawą! I co to za dziewczyna!? – Zapytała podniesionym głosem, niemal potrząsając
chłopaka za ramię.
- Lily to jest… - Arata, który zjawił się nie wiadomo kiedy
i skąd, złapał ją za ramię. Odsunęła się, spoglądając na niego zaciekawiona i
czekała na wyjaśnienia. ,,Ciekawe, co tym razem narozrabiał..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz