Superstar! (Lily i Jonah)

Rozdział 1 (Jonah)
Leżał tak pod drzewem dłuższą chwilę i w końcu zrobił się senny, ale nie dane mu było zasnąć, bo już po paru sekundach ze słodkich objęć Morfeusza, wyrwał o dźwięk telefonu. Wyciągnął urządzenie z kieszeni i spojrzał na jego wyświetlacz. "Numer nieznany? Huh, ciekawe kto to może być~" Teoretycznie mógłby zignorować telefon, ale zbytnio zżerała go ciekawość, żeby to zrobić. Nacisnął magiczną zieloną słuchaweczkę i przyłożył komunikator do ucha.
 - Halo? - Po chwili po drugiej stronie odezwała się Lily. Zastanawiał się, skąd wzięła jego numer. Po chwili stwierdził jednak, że to nieistotne i powinien zacząć słuchać tego, co do niego mówi. - Przepraszam, mogłabyś powtórzyć? Zamyśliłem się.
Może i nie było miłe, żeby tak nie słuchać, kiedy ktoś coś mówił, ale Jonah nie miał zbyt podzielnej uwagi.
 -  Wywiad? Ze mną? Ale czemu? - Wysłuchał tego, co dziewczyna miała do powiedzenia. Wyjaśniła mu, że to dlatego, że niedawno dowiedział się, że ma brata, a redaktor uważa to za niesamowitą sensację i chce zrobić z tego artykuł na pierwszą stronę gazetki szkolnej. - A skąd on to wszystko wie? A poza tym, to byłoby trochę problematyczne, być na pierwszej stronie gazety. Nie miałbym spokoju, bo wszyscy by mnie zaczepiali, żeby się dowiedzieć, czy ten artykuł to prawda.
Tutaj nastąpił kolejny ciąg tłumaczeń i próśb, żeby się zgodził. W końcu Lily już obiecała Dantemu, że mu załatwi ten wywiad.
 - Że co zrobiłaś!? Takim ludziom nic się nie obiecuje, bo później nie dadzą ci spokoju! - Westchnął ciężko. - Niech już ci będzie, ale nie mam zamiaru wysłuchiwać pytań tych wszystkich osób, które będę chciały wiedzieć, czy to prawda, więc trzeba to jakoś załatwić. Gdzie mam się zjawić?
Po chwili rozłączył się i udał się do umówionego miejsca w ogrodach.


Rozdział 2 (Lily)
- Jest! Udało mi się! Chociaż... - Uśmiechnęła się triumfalnie, po czym zwątpiła na moment. ,,Muszę do tego podejść racjonalnie. Jonah nie wydawał mi się głupi. I nie wzięłabym go również za chuligana. W dodatku podczas rozmowy o niczym nie wspomniał... Wystarczy go o to zapytać. Obecność Dantego po prostu pomoże mi troszkę, tylko tyle..." - Już ja to rozgryzę. I przy okazji rozwiążę problem z Dantem i obietnicą między nami. Dwie pieczenie na jednym ogniu! - Uśmiechała się szeroko, ściskając telefon w ręce. - Teraz tylko muszę się szybko ogarnąć i znaleźć Dantego... - Skrzywiła się. - To nie będzie łatwe, nie odbiera ode mnie...
Westchnęła sfrustrowana. Piękny weekend. Miało być tak milutko! Obudzić się w południe, skoczyć na próbę zespołu przed koncertem i może zahaczyć o festyn w Lesie Słonecznych Promieni... Tymczasem ten dzień nie mógł być bardziej szalony. Czy wyczerpujący jak już o tym mowa. A dopiero się zaczął... Ugh!
Najpierw pomagała w pracowni alchemicznej na prośbę nauczyciela, gdzie chochliki testujące nowy eliksir nagle zwariowały i zaczęły przewracać wszystkie fiolki na pułkach, niszcząc co popadnie. Jakby tego było mało testowany napój był eliksirem uspokajającym! Wypróbowali go już wcześniej, więc do tej pory nie potrafiła zrozumieć, co mogło pójść nie tak. Może chochliki reagują inaczej niż pozostałe magiczne stworzenia...? Cóż, sprawa do przemyślenia w przyszłości.
Później szukała starożytnej książki, która jakimś cudem "sama" uciekła na własną rękę z klasy zajęć historii magii. (Tak w ogóle to kto pozostawia potężną, zaczarowaną księgę na regale w klasie?!) I gdy już dorwała wredotę w altanie na błoniach, dostała zadanie odnalezienia sprawcy całego zamieszania! Jakby to nie oznaczało szukania igły w stogu siana... Ostatecznie zignorowała polecenie dyrektora na czas obecny. Później znajdzie czas by się tym martwić.
Najgorsze jednak zamieszanie panowało w kuchni. Gdy dotarła na miejsce miała ochotę zapłakać! Wszyscy kucharze zasnęli, ponieważ ktoś rozpylił w pomieszczeniu proszek nasenny. Roczny zapas tego proszku! Który został skradziony ze schowka w klasie eliksirów!
Nie mając lepszego pomysłu, zgromadziła członków zespołu i wolnych pracowników kawiarenki, którzy pomogli w przygotowaniu drugiego śniadania dla wszystkich uczniów. Cóż, rozwiązanie tymczasowe, bo kucharze nie ockną się do jutra, a wciąż konieczne jest zrobienie obiadu i kolacji. Ktokolwiek to zrobił miał u niej przechlapane! ,,Żegnaj moja kochana soboto!"
Pokonana i wypruta dotarła do swojego pokoju, gdzie zaraz po rzuceniu się na łóżko, dostrzegła notkę na szafce nocnej. Nie potrafiła rozpoznać charakteru pisma, ale na końcu pozostawiony był podpis: Mam nadzieję, że podobały ci się prezenty. Piękne dziewczyny nie powinny się nudzić. Chcesz pograć w coś jeszcze? To się spotkajmy! Z pozdrowieniami, Jonah.
Chwilę zajęło jej przyjęcie do wiadomości nowiny i ułożenie planu. Rozmowa jednak poszła sprawniej niż się spodziewała. Co prawda była zirytowana, że próbował uniknąć spotkania. ,,Przecież to ty chciałeś się spotkać! Do licha z tym...!"
Narzuciła na siebie elegancką, niebieską sukienkę i białe bolerko. Wsunęła stopy w niskie, granatowe szpilki, które jak miała nadzieję, dodadzą jej pewności siebie. Przejrzała się w lustrze, związała włosy w dwa kucyki i zadowolona z efektu, wyszła ze swojego pokoju, przerzucając wcześniej przygotowaną torebkę przez ramię. Wyłowiła z niej klucz, by zamknąć drzwi i spojrzała na swoją komórkę, wybierając numer Dantego. Nim jednak zdążyła zadzwonić, podskoczyła z przerażenia.
- Hej Freya! Słyszałem, że nas umówiłaś... Huh? Co jest z tobą? - Odwróciła się, słysząc znajomy głos, a w jej oczach zamigotały niebezpieczne iskierki. Rzucając mu piorunujące spojrzenie, żachnęła się i wróciła do zamykania drzwi.
- Nie mówili ci Dante, że to niebezpieczne tak się skradać do damy? - Zapytała, a w jej głosie wyraźnie słychać było gniew. Jak mogła nie być zła? Ten facet zwyczajnie dolewa oliwy do ognia, próbując ją wkurzyć po fatalnym starcie dnia.
- Przepraszam, nie spodziewałem się po tobie tak gwałtownej reakcji. - Wzruszył ramionami. Lily włożyła klucze do kieszeni bolerka, ignorując chłopaka jak najdłużej. Oczywiście, że nie było mu przykro. Nigdy nie było. ,,A tyle razy prosiłam by się nie skradał!" - To jak, idziemy?
Podał jej ramię, a ona niechętnie przełożyła przez nie swoją rękę. - Okej, ale skąd...? - Stanęła jak wryta. Chciała zapytać, jakim cudem tak szybko się dowiedział o umówionym spotkaniu, ale w tym momencie zorientowała się, że zostawiła w pokoju torebkę z notesem. Sięgnęła przez ramię by schować do niej telefon, ale nigdzie nie mogła jej znaleźć. Musiała ją więc zostawić. ,,Miałam tam zapisane plany na resztę dnia i piosenki na próbę zespołu! Muszę wrócić i ją zabrać." - Czekaj, muszę na chwilę wrócić do swojego pokoju. Zostawiłam tam torebkę!
- Od kiedy nosisz ze sobą torebki? - Zapytał zdziwiony.
- Od zawsze Dante. Jestem dziewczyną i gdzieś muszę trzymać klamoty. - Pokręciła głową, by pozbyć się dziwnych zawrotów głowy. ,,No właśnie, od kiedy? Hmmm, może wcale nie brałam torebki? Ale skoro noszę głównie sukienki, to gdzie indziej miałabym trzymać swoje rzeczy? Dziwne..." - Od kiedy ty jesteś takim imbecylem? - Zapytała z niedowierzaniem, maskując tym samym swoje zdezorientowanie. - Nieważne, zaraz wracam.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Dobra, to jest naprawdę dziwne. Dlaczego nie mogę znaleźć mojej torebki? Na pewno ją przygotowałam! - Rozglądała się po pokoju zdumiona. Nie miała wiele czasu, więc nie mogła przewalić wszystkiego w pokoju aby ją znaleźć, ale pamiętała wyraźnie, że położyła ją na stole. Później ją chwyciła, wychodząc. A później... Zniknęła. - Okej, to jest co najmniej dziwne!
- Lily, co tak długo ci zajmuje? Nie mamy czasu. Mówię ci, że ty nie nosisz torebek. Wydawało ci się najwidoczniej. Wyglądasz na zmęczoną, więc nie ma się co dziwić, że mieszasz niektóre fakty... - Dante wszedł do jej pokoju. Lily spojrzała w jego kierunku zezłoszczona, ale rzucając ostatnie spojrzenie dookoła pokoju i nic nie znajdując, zmuszona była przyznać mu rację. No i... Nie powinni pozwolić Jonahowi czekać zbyt długo. - No chodź, wezmę twoje najpotrzebniejsze rzeczy. Ta kurtka ma głębokie kieszenie. - Pokazał jej, wkładając niemal całą rękę w jedną z nich. ,,A więc ma próżnię w kurtce! Rzeczywiście zmieści moje rzeczy. Właściwie taka kieszeń mogłaby spokojnie pomieścić wszystko co miałam w torebce! Praktyczny jak zawsze, huh...?"
- Okej, okej. Weź klucze, telefon, portfel i chusteczki. To, co najbardziej niezbędne. - Podała mu przedmioty. - Dzięki za pomoc. Naprawdę nie wiem, o co chodzi. Przygotowałam swoją ulubioną, srebro-błękitną kopertówkę...
- Nie myśl o tym teraz. Gdzie się spotykamy? - Zapytał, wyciągając ją za rękę z pokoju.
- Myślałam, że skoro wiesz o spotkaniu, to odkryłeś również miejsce... - Powiedziała, dokuczając mu pretensjonalnym tonem.
- Wiesz, że nie podsłuchuję twoich rozmów nie? Ani nie jestem jasnowidzem, skąd mam wiedzieć? - Wzruszyła ramionami. Miał rację. Musiałby podsłuchiwać jej rozmowę żeby wiedzieć, gdzie się spotykają. ,,Tak, to wszystko ma sens, ale wciąż... Nieważne."
- Lepiej się pospieszmy, zmarnowaliśmy dosyć czasu!
- My? - Zapytał aż zbyt niewinnie. Lily się zaczerwieniła.
- Dupek! Chodź, idziemy do ogrodów, a stamtąd przeniesiemy się do gospody. Rozmawiałam już z Bertą, znajdzie dla nas ustronny kąt by porozmawiać i spokojnie przeprowadzić artykuł... - Nadmuchała poliki. - Poza tym muszę z nią coś obgadać, więc zostawię was samych na jakiś czas... - ,,W końcu wpadłam na to, jak załatwić posiłki do Akademii na resztę dnia. Jonah, jeśli to rzeczywiście ty, to nawet jeśli piekło zamarznie, nie będziesz w stanie ukryć się przed moją zemstą! Wytrenowałam się pod okiem Araty, nie skończy się to dla sprawcy zwykłym szlabanem od dyrektora, już ja tego dopilnuję!"


Rozdział 3 (Jonah)
Jonah szedł w stronę miejsca spotkania, absolutnie nie wiedząc, w co został wpakowany. Może to jednak dobrze, bo w innym wypadku najprawdopodobniej w ogóle nie udałby się w tamtą stronę, tylko uciekałby gdzie pieprz rośnie. W końcu chyba tylko samobójca dobrowolnie i w pełni doinformowany udałby się w to samo miejsce, w którym znajduje się wściekła Lily. I do tego wściekła właśnie na niego.
Zostawmy jednak rozmyślania na temat tego, jak bardzo Jonah nie powinien udawać się w kierunku, w którym szedł, a skupmy się właśnie na nim. Dotarł w końcu, gdzie miał dotrzeć i usiadł na pierwszej usytuowanej w w miarę zacienionym miejscu ławce. Znalazł się tutaj stosunkowo wcześnie, więc jeszcze dłuższą chwilę tylko czekał i rozglądał się za przybywającymi.
Dobre dziesięć minut później zjawiły się wyczekiwane przez niego osoby. Już z daleka mógł zauważyć, że nie zanosi się na miłe spotkanie. Lily wyglądała na wściekłą.
No cóż, nikt nie powiedział, że życie będzie łatwe. Do wyboru miał dwie rzeczy. Mógł uciekać jak najszybciej lub udawać odważniejszego, niż jest i zostać na swoim miejscu. Postanowił jednak postawić na drugą opcję. Z własnego doświadczenia i z filmów pamiętał, że zawsze lepiej się pamięta tych, którzy zginęli w walce, niż tych, którzy uciekli.


Rozdział 4 (Lily)
Na całe szczęście dotarli na miejsce zanim upłynął umówiony z chłopakiem czas. Martwiła się strasznie po drodze i kilka raz chciała biec, ale Dante skutecznie ją powstrzymywał. - Hej Jonah! - Zawołała, starając się wyglądać jak najspokojniej. Bo prawdę mówiąc na sam jego widok miała ochotę zwyczajnie rzucić się na niego i pobić go do nieprzytomności. Ale bądźmy cywilizowani. Należy najpierw wysłuchać, co sprawca (Um, to znaczy podejrzany.) ma na swoją obronę.
- Um, hej Lily! Hej Dante! - Odpowiedział wyraźnie speszony. Lily zmarszczyła brwi widząc jego postawę. Serio, czasem ciężko uwierzyć, że tak strachliwi ludzie potrafią spowodować tyle problemów.
- Przejdę od razu do rzeczy, bo chcę to już mieć z głowy. - Podała mu kartkę, którą wyczarowała ze swojej przestrzeni. Przez chwilę wpatrywała się w nią, jakby w swoim świecie. ,,Po co miałabym mieć torebkę, skoro wystarczy zwyczajnie schować rzeczy za pomocą magii? I dlaczego wszystkie inne rzeczy zostawiłam w rzekomej torebce, a jedynie notkę zaczarowała...?"
- Lily? - Usłyszała swoje imię i rozejrzała się dookoła, mrugając oczami.
- Przepraszam, zdaje się, że na moment się wyłączyłam. Coś mówiliście? - Spojrzała na ich twarze, które wyrażały jedynie ciekawość i lekką dezorientację. Dziewczyna westchnęła i podała Jonahowi notkę, już spokojniejsza. Miała wrażenie, że cała złość ulatuje w świetle całej sprawy z torebką, która wciąż ciążyła jej na sercu.
- Co?! - Skupiła swoją uwagę na Jonahu, którego twarz znacznie pociemniała, co było najwidoczniej jego wersją poczerwienienia ze złości. - Ja tego nie napisałem! To nie moje pismo! Lily musisz mi uwierzyć, nie mam z tym nic wspólnego, przysięgam! - Chłopak wyglądał jakby przez jego ciało przebiegł prawdziwy terror.
- Prawdę mówiąc z każdą mijającą chwilą coraz mniej wierzyłam, że to możliwe. - Powiedziała, wzruszając ramionami.
- ...Mogę ci to udowodnić, napiszę coś na kartce i porównamy pismo! Ma ktoś kartkę? Zaraz coś znajdę. Albo napiszę na... Eh?! - Spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami.
- To, co powiedziałam. Jesteś zbyt słodki by narobić mi tylu problemów dla zabawy.
- Słodki... - Usłyszała jak coś mruczy, ale nie potrafiła rozróżnić słów. Zauważyła jednak, że jego twarz zaczerwieniła się jeszcze bardziej i przypominała dorodnego buraka.
- Skoro sprawa rozwiązana... Cóż, nie do końca. - Zaczął Dante, spoglądając z zaciekawieniem na notkę w jej dłoni. - Na razie chodźmy do gospody. Mamy artykuł do napisania. Cóż, właściwie to dwa. - Uśmiechnął się szeroko, ale szybko odwrócił głowę, po spotkaniu się wzrokiem z piorunującym spojrzeniem Lily.
- Ile artykułów do napisania? - Zapytała przesadnie przesłodzonym tonem.
- Jeden! Jeden na główną! - Szybko się od niej odsunął i wziął pod ramię wciąż pogrążonego w swoim świecie Jonaha. - Bracie, więc zacznijmy już teraz. Jak to było kiedy spotkałeś brata po raz pierwszy po tylu latach? Jak się z tym czułeś? - I szybko odeszli dróżką, prowadzącą do wioski z gospodą. Lily pokręciła głową, by na razie pozbyć się myśli o torebce i tajemniczej notatce.
- Nie zostawiajcie mnie samej! - Zawołała za nimi i podbiegła do chłopaków. W końcu lepiej nie zostawiać Jonaha samego na pastwę reportera...


Rozdział 5 (Jonah)
 - Dante, spokojnie, na wszystko będzie czas. Opowiem ci o wszystkim, kiedy będziemy na miejscu. Chyba nie chcesz, żeby ktoś dowiedział się o artykule zanim w ogóle zostanie napisany? - Jonah spławił delikatnie reportera. To jeszcze nie pora. Poza tym, sam nie potrafił się jeszcze uspokoić po sytuacji sprzed chwili.
Spotkanie w ogrodach było dla Jonaha momentem prawdziwego przerażenia. W końcu to niezbyt typowa sytuacja, żeby ktoś tak prosto z mostu pokazywał mu dowód na to, że ktoś się pod niego podszywa. Normalnie nie przejąłby się zbytnio, ale przez kłopoty, jakie spowodował oszust, mógł mieć ostro na pieńku z dyrektorem, albo nawet zostać wyrzuconym ze szkoły. Przez całą drogę do gospody nie mógł się skupić na niczym innym, poza tą sprawą. Nie raz jeden z jego towarzyszy musiał go ratować przed wpadnięciem na jakieś drzewo, czy słup.
Im bliżej gospody byli, tym mniej jednak przejmował się sprawą oszusta, a bardziej stresował się wywiadem, w który został wrobiony. W końcu jednak dotarli na miejsce. Berta zaprowadziła ich do stolika.
Jonah usadowił się na swoim miejscu. Spoglądał na dwójkę swoich towarzyszy.
 - Jesteście w stu procentach pewni, że to dobry pomysł? Co, jeśli artykuł się nie spodoba? Czy nie lepszym pomysłem byłoby zapytać o ten wywiad Liama? On jest popularny. Więcej ludzi by się zainteresowało. A właśnie, czy my nie potrzebujemy jego pozwolenia na pisanie o nim? Pytaliście go o zdanie? - Wyrzucił z siebie ten potok słów z prędkością katarynki. Szczerz mówiąc, podzielenie się wątpliwościami pomogło mu pozbyć się części stresu. Pozostała dwójka wpatrywała się w niego zszokowana.


Rozdział 6 (Lily)
- Hahahahaa! - Oboje wybuchnęli śmiechem w tym samym momencie. Kiedy w końcu uspokoili się na tyle by ich głosy nie rozbrzmiewały w całym przybytku, spojrzeli po sobie ze zdumieniem, po czym znowu wybuchnęli śmiechem, jeszcze głośniejszym niż poprzedni. Dziewczyna otarła łzy, które pojawiły się w jej oczach i spojrzała na Jonaha, kręcąc głową. - Oczywiście, że zapytaliśmy go głuptasie. Właściwie, to on nam cię polecił. Cóż, to ja zorganizowałam ostatecznie Dantego, ale Liam zasugerował cały wywiad. - Lily przez cały czas obserwowała mirage emocji, które zmieniały się na twarzy chłopaka jak w kalejdoskopie od zdumienia, po niedowierzanie, przez złość, a kończąc na geście kapitulacji. Przez cały ten czas na jej twarzy błąkał się ten uśmieszek, zapowiadający tworzącą się w jej umyślę intrygę. ,,Jezu ten chłopak jest po prostu za słodki dla własnego dobra! Nie mogę przestać mu dokuczać, nawet jeśli będą to tylko drobne sprawy!"
- Pfff... - Ostatecznie uniósł ręce w geście kapitulacji. - Dobra, to co chcecie wiedzieć...?
Ostatecznie spędzili na wywiadzie grubo ponad trzy godziny. Pod koniec Lily wyłożyła się na stole, zerkając co jakiś czas kątem oka na Dantego. ,,Jak on to robi, ja już po godzinie umierałam z nudów. Huff." A jednak chłopak nie ważne jak dużo czasu mijało zdawał się być równie pełny entuzjazmu jak na samym początku. Miał w sobie jakiś czar, który uspokajał ludzi dookoła i zarażał ich entuzjazmem. Nawet wstydliwy Jonah zdawał się czerpać z tego wszystkiego frajdę. Początkowo opowiadał na pytania niechętnie, ale w miarę upływu czasu ci dwoje zdawali się prześcigać jeden drugiego w tym, czyja kolej nadeszła by się wypowiedzieć. To był naprawdę widok, na który mogłaby patrzeć godzinami.
- Myślę, że mam wszystkie materiały konieczne do stworzenia świetnego wywiadu. Naprawdę bardzo doceniam twoją współpracę. Podejrzewam, że artykuł wydamy w poniedziałek, więc w niedzielę prześlę ci próbną publikację, w porządku? - Obaj wstali i uścisnęli sobie dłonie. Widać było, że Dante w jakiś sposób dotarł do Jonaha. Co prawda Lily mimo przebywania tuż obok nie wyłapała chwili, w której to się stało, ale była za to wdzięczna. W końcu traktowała Jonaha jak jednego z przyjaciół i życzyła mu wszystkiego najlepszego.
Mimo radości z dobrej atmosfery Lily udawała obrażoną, że zostawili ją z boku podczas wywiadu, więc żachnęła się i odwróciła głowę w stronę ściany. - Hmph. Ja tu was ustawiam na wywiad, a w wy zostawiacie mnie na lodzie. Oficjalnie strzelam focha. Z przytupem!
- Sorki Lily, to nie tak miało wyglądać, po prostu, to tak niechcący i... - Uśmiechnęła się lekko słysząc Jonaha, który jak się spodziewała od razu zaczął ją przepraszać. No co? Dziewczynie też się należy trochę rozpieszczania od czasu do czasu! Szybko jednak znów przybrała poważny wyraz twarzy gdy wyczuła z tyłu poruszenie Dantego. Nie zorientowała się nawet kiedy, ale po chwili siedziała już na jego kolanach, w jego silnych objęciach.
- Hej! To cios poniżej pasa! - Zawołała czerwona ze wstydu! Jak on mógł?! I to przy tylu ludziach! I przy Jonahu ze wszystkich znajomych! A co jak się speszy i już nigdy więcej z nią nie porozmawia? Ku jej zdziwieniu, a nawet przerażeniu ten jedynie się zaśmiał widząc ich zachowanie. Hej, hej, gdzie się podział ten wstydliwy chłopak, którego tak dobrze znała?! Dante co ty robisz z ludźmi... Argh?! Gdzie mnie macasz zboczeńcu?!
- A udawanie wielkiej obrażalskiej niby nie jest? - Mruknął jej do ucha, po czym przygryzł delikatnie płatek jej ucha, nie wystarczająco aby ją zranić, ale wystarczająco mocno, by podskoczyła w jego objęciach i upadła na podłogę tawerny.
Dziewczyna spojrzała na niego ze łzami w oczach, po czym cała trójka roześmiała się razem z resztą gości, przyglądających się od dłuższej chwili spektaklowi. - Dobra, dobra, mam za swoje. No to co robimy teraz skoro już skończyliście z obowiązkami?
- Jak to co... - Spojrzała na diabelski uśmieszek na twarzy Dantego i poczuła ciarki na całym ciele. - ...polujemy na oszusta! Myśleliście, że przegapię tak dobry materiał na następny artykuł? Mowy nie ma! Dostarczam swoim czytelnikom tylko najświeższe newsy...!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz