czwartek, 22 grudnia 2016

Odrodzenie Słońca cz.2 (Killian)

Patrzyła, jak pociąga solidny łyk wody z butelki i przeczesuje dłonią wilgotne włosy. Wyciągnęła rękę, sugerując, by podał jej wodę. Przyłożyła plastik do ust i łapczywie wyduldała wszystko, co w niej było. Właśnie skończyli trening. Jako partnerzy mają obowiązek wspólnych porannych ćwiczeń i sparingów. Zgniotła pustą butelkę w dłoni, na wspomnienie kolejnej porażki. Jakim cudem znowu ją położył?! Była tak blisko! Już go miała! Ale w ostatniej chwili jak zwykle wywinął się, przerzucając ją pod siebie.
Naburmuszona usiadła na szerokim parapecie przy oknie. Było bardzo wcześnie, więc poza nimi po korytarzach kręcili się tylko pojedynczy uczniowie, też zobowiązani do porannych treningów lub zajęć. Cała reszta była dopiero na śniadaniu. Zajęcia zaczynały się za czterdzieści minut, jednak domyślała się, że za jakiś czas przy ich parapecie uformuje się spora, jak na takich outsiderów, grupka ludzi. Jeff na pewno przyjdzie, by skontrolować ją i Killiana, a zaraz za nim dołączy Lily. Arata pewnie się dziś nie pojawi, obrażony, że wczoraj go zakneblowali. Chyba, że znowu będzie chciał im podokuczać. Czuła, że ten koleś działa jej partnerowi mocno na nerwy, a zwłaszcza jego dziecinne poczucie humoru. Uśmiechnęła się na myśl, że niechęć do Araty jest swego rodzaju nicią porozumienia, łączącą Killiana i Jeffa, i jak do tej pory jedyną sprawą, w której są w stanie się zjednoczyć. Pewnie Cori też wpadnie. Nie dość, że Killian jest wciąż jednym z jej niewielu znajomych w Akademii, to jeszcze mają razem lekcje w klasie obok, więc siłą rzeczy musiałaby kręcić się nieopodal. Riuuk westchnęła w duchu, patrząc, jak Killian siada na przeciwko, krzyżując nogi i opierając się na zimnej od mrozu na zewnątrz szybie. Patrzyła na ten obrazek codziennie, ale zawsze jakoś ją rozczulał. Cieszyła się, że ostatnio jest spokój między nimi. Dawno się nie kłócili. Ostatnio... chyba w trakcie pobytu w Zakonie Pustynnej Róży. Potem mięli jakieś utarczki, ale to zdarza się tak często, że nie zwracają na to uwagi. Przypomniała sobie, że po tamtej kłótni w końcu się nie przeprosili. Jakoś samo ucichło. Byli zmuszeni do przebywania w swoim towarzystwie, więc się zatarło. Odgarnęła włosy z oczu... Skoro teraz dobrze się między nimi układa, to może to jest jej szansa? Może Killian... podzieli jej uczucie? Zaczynała się denerwować na samą myśl, że miałaby mu powiedzieć, że jej się podoba. Z jednej strony trochę ją ten stan irytował, ale z drugiej miała wrażenie, że jest to jakaś namiastka normalnego życia, które utraciła. Że to sytuacja, w której pogrzebane dawno uczucia i dziewczęca niewinność, budzą się na nowo.
- Killian! - zaczęła, żeby pozbyć się natrętnych myśli.
- No? - odwrócił do niej głowę, obdarzając spojrzeniem ukochanych, szarych oczu, przysłoniętych przez pasemka dawno nie podcinanej i o wiele już za długiej grzywki.
- Jutro już na pewno cię pokonam! Dzisiaj miałeś farta!
- Serio? Jak codziennie od miesiąca?
Parsknęła.
- Nie wiem, jak to robisz. Ale na pewno w końcu cię zgniotę.
- Czekam, księżniczko.
- Przysięgam, że nie będziesz musiał czekać długo!
- Za bardzo się przejmujesz - uśmiechnął się, żartobliwie przewracając oczami. - Strasznie się spinasz.
Westchnęła. Cieszyła się, że i tak, gdy wpada w rytm walki, jej myśli przestają krążyć w okół niego. Przyzwyczajenie sprawia, że skupia się na ataku, a nie na tym, że jest tak blisko.
- Za bardzo starasz się zakończyć walkę jak najszybciej - oparł łokcie na kolanach. - Ja jestem przyzwyczajony do twojego tempa, więc twoje ruchy są dla mnie czytelne i mogę łatwo przewidzieć co zrobisz. Musisz bardziej kombinować. Zmylić mnie.
- Do tej pory zawsze działało - burknęła, bawiąc się pogniecioną butelką.
Wzruszył ramionami i po raz setny odgarnął długą grzywkę z oczu.
- Powinieneś je ściąć - rzuciła, patrząc, jak dopiero co zaczesane kosmyki wracają z powrotem na swoje miejsce.
- Mówisz?
Usłyszeli zbliżające się w ich stronę kroki. Na początku nie zwrócili na nie większej uwagi, dopiero gdy zabrzmiały bliżej, odwrócili się. Przez korytarz szedł dyrektor Wolter, niosący w rękach kilka zwojów i pergaminów. Miał na sobie bordową kamizelkę od garnituru, spodnie w tym samym kolorze i łososiową koszulę z żabotem. Białe włosy wyjątkowo upięte były nie w typowy kucyk, ale schludny, luźny kok.
- Dzień dobry - mruknęła Riuuk.
- Killian, Riuuk, dobrze was widzieć - uśmiechnął się, zatrzymując przy parapecie. - Jak trening?
- Ten debil znowu mnie pokonał - burknęła obrażona.
Zauważyła, że z jakiegoś powodu, ma ostatnio z dyrektorem dużo więcej styczności niż kiedyś. Mniej więcej od momentu, kiedy wysłał ją i Killiana na pierwszą misję. Często ich zaczepia i wzywa, tylko po to, by sprawdzić postępy, jakie robią. Może czuje się jakimś ich mentorem, bo powołał to partnerstwo?
- Widzisz, wiedziałem, kogo werbuję - wyszczerzył się jakby z dumą.
- Jakby to była twoja zasługa - parsknął Killian, uśmiechając pod nosem.
- To że żyjesz, to zdecydowanie moja zasługa - za pomocą magii schował pergaminy do kieszeni, po czym skrzyżował ręce na piersiach. - Wielu już zginęło za nieopatrzne przekroczenie bram Akademii.
Killian przewrócił oczami.
- Ale mniejsza z tym. Mam nadzieję, że nie możesz już doczekać się naszych wspólnych świąt.
- Słucham?! - poderwał się z komicznym przerażeniem w oczach, po czym odwrócił się do Riuuk. - Myślałem, że żartujesz!
- Nie - uśmiechnęła się z satysfakcją. - Uczniowie, którzy zostają w Akademii na święta, spędzają je z nauczycielami.
- Chwila, nie ma opcji, że zostaję tylko ja.
- Owszem, poza tobą jest też kilku innych uczniów. Ale wiesz, możemy sobie zrobić jakiś męski wieczór, co? Tylko we dwóch.
Riuuk miała ochotę wybuchnąć śmiechem, czując wręcz panikę chłopaka, która sięgała jej przez więź. Jego szare oczy błądziły pomiędzy nią, a dyrektorem, szukając rozpaczliwie jakiejś deski ratunku.
- Jadę z nią - powiedział nagle, wskazując na nią ruchem głowy.
- Słucham?
- Jadę z Riuuk. Partnerstwo i te sprawy.
- Zaprosiłam go - uśmiechnęła się do dyrektora. - Chce mu pokazać moją wioskę. Posiedzimy sobie trochę na spokojnie.
Wolter zaśmiał się.
- W takim razie, miłej zabawy. Cieszę się, że się dogadujecie. Chociaż - teatralnie złapał się za serce - przyznaję, że czuję się odrzucony. Boli... - jęknął na odchodnym.
Wyciągnął z kieszeni czytany uprzednio zwój i poszedł dalej, machając im od niechcenia ręką. Patrzyli, jak znika na końcu korytarza. Kiedy jego kroki ucichły, Riuuk wybuchła śmiechem.
- Żebyś widział swoją minę! - wychrypiała. - Bezcenne!
Skrzywił się.
- "Hej, Killian, może spędzimy święta we dwoje" - parodiowała głos dyrektora, łapiąc włosy w kok, by naśladować jego fryzurę. - "Może by tak męski wieczór, co?"
- Ciekawe jak ty byś zareagowała - żachnął się, przewracając oczami.
- Nie wiem - uśmiechnęła się zwycięsko - ale wygląda na to, że spędzimy święta razem, kochanieńki. Sam się zgodziłeś. A wiesz co to oznacza? - wyszczerzyła się jeszcze szerzej, składając palce w literę V . - Tym razem to ja wygrałam.
- A weź - machnął na nią ręką, na co odpowiedział mu kolejny wybuch śmiechu.

Matko.
Nie mogła uwierzyć, że naprawdę pojadą razem! Nie na jakąś misję, czy wyprawę. Zwyczajnie... spędzą we dwoje czas jak normalni ludzie. Dobra, w szkole od jakiegoś czasu prawie nie odstępują się na krok. Ale to co innego. W gruncie rzeczy, dawno nie wyszli nigdzie tak po prostu, żeby się zrelaksować. Pamiętała, jak w stolicy zabrał ją do kawiarni. Wtedy jeszcze tego nie doceniła, a teraz oddałaby wszystko, żeby ją gdzieś zaprosił. Co prawda, sytuacja przymusiła trochę Killiana, żeby się z nią zabrał, ale postara się, żeby te święta były najlepsze w jego życiu! Czuła wypieki na twarzy, za każdym razem, kiedy w jej głowie pojawiała się taka myśl. To nie przystoi zabójczyni. Klindze. Zachowywała się jak nastolatka, wybierająca się na pierwszą randkę. Ale co mogła poradzić, że tak ją to cieszyło?! Podświadomie planowała wszytko, każdy szczegół, nie mogąc wyzbyć się myśli, że może to właśnie jest jej szansa. Że może teraz pokarze się od innej strony i... on zacznie o niej myśleć w cieplejszy sposób.
Przesilenie nazywają w jej plemieniu Odrodzeniem Słońca.
Czy może być lepsza okazja, żeby coś zacząć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz