Szokujące zmiany. (Lily, Arata)

Rozdział 1 (Lily)
- Lucas jesteś pewien, że tak właśnie powiedziała? Słowo w słowo? - Zapytała brata chyba po raz enty. Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Test? Nie no poważnie. Obleją. Na całości. Nie ma szans by oszukali jej matkę. A jak już prawda wyjdzie na jaw... Wolała nie myśleć o karze jaką dostanie.
- Nie martw się, nie będzie tak źle. - Pocieszał ją, brzmiąc dość niepewnie. ,,Drań. Sam nie ma pojęcia jak to wszystko wyjdzie, więc jaki jest sens pocieszania mnie? Jakoś wyjdzie? Na pewno nie wyjdzie! I co ja mam niby teraz zrobić?!"
- Już wiem. Pojadę z wami i spróbuję jakoś odciągnąć jej uwagę od waszej dwójki. Na pewno nie uda mi się to na długo, ale jak już rozpocznie się przyjęcie w posiadłości, to reszta jakoś się ułoży. Musi. - Słuchała go uważnie. To wszystko w końcu brzmiało jak plan. Lepszy marny niż żaden. - Zgubisz ją w tłumie, albo wymkniecie się do ogrodów. Znam temperament Araty i wolałbym nie zostawiać go zbyt długo wśród gości. Ten chłopak nie przyjmie obelgi z uśmiechem, musisz na niego uważać Freya...
Pokiwała głową. Wiedziała aż za dobrze. Choć nigdy nie byli razem na przyjęciu innym jak szkolny bal, to wiedziała jak zachowywał się na co dzień. Zero szacunku dla autorytetów. Co prawda zaskoczył ją na moment dość politycznym podejściem do jej matki pod koniec rozmowy, ale nie spodziewała się wiele po przyjęciu z aroganckimi czarodziejami z wyższych sfer, którzy na każdym kroku rzucają w innych obelgami i sarkastycznymi uwagami.
Wiedziała, że Lucas czuje się winny całej tej sytuacji i tylko dlatego przyjęła jego pomoc. W normalnych okolicznościach trzymałaby go jak najdalej od świadomego podpadania mamie. Ale potrafiła go zrozumieć. Oboje czuli ogromne współczucie i żal do Araty. Gdyby nie załamała się pod presją podczas walki, to całej tej sytuacji by nie było. Gdyby Lucas z wściekłości nie powiadomił jej matki, to nic złego by się nie stało. Ale nie wymyślono jeszcze lekarstwa na to co było. Nie zdołają cofnąć czasu.
Wzięła głęboki wdech. ,,Jakoś to będzie." - Dzięki Luca, to powinno pomóc. Znajdę Aratę i jakoś to załatwię. Hmmm, spróbuj przygotować pytania. No wiesz, te które zadajesz nowo poznanym dziewczynom. ,,Złote myśli" czy jak to się nazywa. Przynieś cały zeszyt. Notatki na pewno się przydadzą. Mamy wciąż dwie godziny na przygotowania, więc jeśli znajdę go odpowiednio wcześnie, to zdołamy ogarnąć choć trochę pytań nim dostaniemy się do rezydencji.
Pomachała bratu na pożegnanie i pobiegła szukać Araty. Zaczęła od dormitorium mrocznych. Podeszła do pokoju Araty i zapukała. Gdy po trzecim uderzeniu nikt się nie odezwał, uchyliła drzwi by zajrzeć do środka. Gdy go nie dostrzegła na jej twarzy wymalowało się rozczarowanie. ,,Odnalezienie go na terenie szkoły będzie trudniejsze niż się początkowo spodziewałam..."
Usłyszała liczne szepty i odwróciła się za siebie. Grupy chłopców mijały ją naszeptując między sobą i uśmiechając się pokrzepiająco. Z początku nie bardzo rozumiała o co chodzi. Dopiero po chwili dotarło do niej, że znajduje się w męskim dormitorium, zaglądając do pokoju swojego domniemanego chłopaka. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Nie minęła godzina, gdy całą szkołę obiegła nowa plotka: Wiceprzewodnicząca wychodziła z rana z pokoju przewodniczącego. Czyżby coś było na rzeczy? Hmmm, czy osoby na stanowisku mogą ignorować regulamin szkolny?
Oczywiście nie sposób było poprawić plotki, ponieważ nie było mowy, aby powiedziała tłumom prawdę. Zwalając wszystko na natłok stresu i przeklinając w myślach całą sytuację, przełknęła dumę ten jeden raz i szukała Araty po całej szkole z podniesioną głową...

Rozdział 2 (Arata)
- Wstawaj śpiochu! - Zakrzyknęła Sora.
- Co?! Co się dzieje? - Podniosłem głowę i rozejrzałem się dookoła, wciąż nie do końca rozbudzony.
- Zaraz spóźnisz się na zajęcia, geniuszu. To się dzieje. - "No tak, odkąd udajemy z Lily parę, muszę być punktualny i spełniać wszystkie swoje obowiązki jako przewodniczący. Ile to już udajemy? Miesiąc? Może trzy tygodnie? Mimo to nadal nie mogę się przyzwyczaić do wczesnego wstawania.
- Co mamy pierwsze? - Spytałem, powoli zbierając się z łóżka.
- Czarna magia. Przyda ci się to na przyszłość, więc lepiej zacznij się zbierać. - Wstałem z łóżka, założyłem mundurek i wyszedłem z dormitorium. W tym czasie Sora zmieniła się w księgę i zawisła na mojej prawej ręce.
"- Nie sądzisz, że Lily cię unika? Niby czasami wychodzicie razem, ale po za tym w ogóle się nie widujecie. Cała szkoła myśli już, że jesteście parą i po prostu wstydzicie się przyznać...
- Myślisz, że zaczną coś podejrzewać? - Przerwałem Sorze.
- Każdy głupi zauważyłby, że coś jest nie tak.
- Spróbuję temu jakoś zaradzić." - Naszą rozmowę przerwały podekscytowane głosy dziewczyn przechodzących obok.
- Odkąd Przewodniczący chodzi z Lily stał się bardziej punktualny i odpowiedzialny.
- Coraz bliżej ideału...
- Trzeba przyznać, że pasują do siebie jak ulał. I tak słodko razem wyglądają...!
- W szczególności gdy są oboje zawstydzeni w tłumie. - Obie zachichotały i poszły dalej, wciąż o nich dyskutując.
"- To, co się teraz wyprawia, jest nie pojęte. Przydałaby mi się przerwa od tego wszystkiego... Może jakaś wyprawa w góry?
- Już to widzę. Naprawdę myślisz, że Lily ci odpuści zostawienie jej z tym samej?
- W sumie masz rację. Może gdybym zabrał ją ze sobą...?
- Głupi pomysł. Na pewno się nie zgodzi, choć z wami nigdy nie wiadomo. Czasem warto spróbować." -  W tym momencie usiadłem na pobliskiej ławce i złapałem się za głowę. Poczułem straszliwy, przenikliwy ból. Nawiedzał mnie on od czasu turnieju. Czułem jakby ktoś chciał mi coś powiedzieć. "Co to może być? Za każdym razem gdy rozmawiam z Sorą czuję, jakby ktoś próbował dołączyć do naszej rozmowy." Ból był tak silny, że zemdlałem na siedząco.
"- Uwolnij mnie jeszcze raz, bym mogła przemówić i ci pomóc." - Usłyszałem znajomy głos, jednak nie mogłem sobie przypomnieć, do kogo należy.
"- Dasz radę mnie utrzymać, to tylko test twojej duszy. A wszystko po to, by stać się silniejszym." - Nagle z transu wybudził mnie głos Lily.
- Arata, obudź się! To nie czas na drzemkę. - Miała spanikowany głos, jakby stało się coś strasznego.
- Co się stało? - Podnosiłem się z ławki i przetarłem zaspane oczy.
- Mamy mały problem.
- Jaki?
- Matka chce sprawdzić, co o sobie wiemy. Mamy być u mnie w domu za godzinę.
- No to lećmy! Chyba nie mamy innego wyjścia. - Uśmiechnąłem się do Lily i złapałem ją za rękę.


Rozdział 3 (Lily)
Właśnie wracała z błoni, a jej nerwy znajdowały się na skraju. Popytała ludzi dookoła i po godzinie bezowocnego szukania w końcu dosłyszała uczniów, którzy wspominali przewodniczącego siedzącego na ławce. Zignorowała plotki, które nastąpiły zaraz po tym. Że niby przewodniczący z ,,pewnych przyczyn" zerwał nockę i teraz przysypiał przed lekcjami na świeżym powietrzu. ,,Do licha, później mu to wszystko wyjaśnię, na razie muszę go szybko znaleźć!"
Zdawało jej się, że cała szkoła mówi tylko o nich. To było dziwne. Aż nienaturalne. ,,Nawet jeśli plotki o nas to gorący temat, to nie powinny się roznosić po szkole tak szybko. I na taką skalę by nie mówiono o niczym innym. Znam swoją popularność, ale czyżby Arata miał aż tylu fanów, by ludzie nie mieli innych rzeczy do roboty jak rozmawianie o nas? Ugh, później się przyjrzę tej sprawie!"
Dostrzegła go na Placu Głównym. Siedział na jednej z ławek na uboczu i rzeczywiście wyglądał na zaspanego, choć nim doszła do konkluzji, dostrzegła na jego twarzy grymas bólu. Zmartwiona podbiegła do chłopaka i potrząsnęła go za ramię. ,,Może ma jakiś koszmar?"
-Arata obudź się! To nie czas na drzemkę! - Mówiła głośno, choć nie na tyle by usłyszeli ją inni. Zaczęła panikować, gdy dostrzegła, że potrząsanie nie ma żadnego efektu. ,,Coś mu się stało? Wygląda na to, że coś go boli. Trochę jak reakcja zwrotna po nieudanym zaklęciu, a jednak inaczej." Nie potrafiła znaleźć przyczyny. ,,Co musiałby zrobić na Placu Głównym aby skończyć z taką reakcją obronną organizmu...? Ktoś powinien coś zauważyć!"
Po chwili otworzył oczy i spojrzał na nią zmartwiony i zdezorientowany. - Co się stało? - Miała ochotę go uderzyć. To ona miała ochotę o to zapytać! ,,Ale nie czas na to." Przypomniała sobie. Powoli podniósł się z ławki i przetarł zmęczone oczy. Wpatrywała się w niego nagląco, choć z niepokojem w oczach.
- Mamy mały problem. - ,,Mały? Duży. Wielki, ogromny problem wielkości góry lodowej!"
- Jaki? - ,,Jaki? Taki, że jesteśmy skończeni!"
- Matka chce sprawdzić, co o sobie wiemy. Mamy być u mnie w domu za godzinę. - Wytłumaczyła najspokojniej jak umiała, spoglądając na zegarek.
- No to lećmy, chyba nie mamy innego wyjścia. - Spojrzała na niego niedowierzająco. Na ten pewny siebie uśmiech. Po wcześniejszym ataku nie było śladu. ,,Może wszystko sobie wyobraziłam? Ostatnio często miewam jakieś omamy, które wiążą się z moją częściową amnezją. Cóż, skoro nie chce o tym mówić, to zostawię ten temat. Hmmm, ignorowanie rzeczy zdaje się stawać moją drugą naturą. Ciekawe czy to dobrze czy źle? Wyjdzie w praniu..."
Ujęła jego rękę. Ten gest na przestrzeni minionych dni stał się dla niej tak znajomy i naturalny jak oddychanie. Uspokajał jej skołatane nerwy i powoli się rozluźniła. Spojrzała na niego kątem oka. Podziwiała przez moment wyraźnie zarysowaną linię szczęki, wysokie kości policzkowe i usta wykrzywione w ironicznym uśmieszku. Udając rozkojarzoną, spojrzała wyżej, w jego czerwone oczy i dopiero teraz zrozumiała, że śmiał się z niej! Przez cały czas zdawał sobie sprawę z tego, że pochłania go wzrokiem! Natychmiast odwróciła głowę obrażona, ale złapał ją i zmusił by na niego patrzyła, kładąc delikatnie, choć stanowczo dłoń na jej policzku.
- Wciąż jesteśmy w szkole Lily. Nie chcesz chyba aby szpiedzy donieśli twojej mamie o kłótni między nami, prawda? - Wyszeptał jej do ucha, bawiąc się kosmykiem włosów, który uciekł z pospiesznie spiętego kucyka. Założył go za ucho dziewczyny i odsunął się powoli, napawając małym zwycięstwem. Nienawidziła tego, że nie może zaprzeczyć jego słowom.
Uśmiechnęła się promiennie, ale jej oczy zdawały się strzelać w niego piorunami. - Ależ oczywiście, że nie. Policzymy się później. - Zdążyła już zapomnieć, że to ona zawiniła w pierwszym miejscu.
Doszli do kręgu teleportacyjnego, gdzie stał już Lucas z walizkami. Zdaje się, że przygotował również ubrania dla Araty, dzięki bogu. - Długo was nie było. - Mruknął naburmuszony, ignorując Aratę. Baran nigdy się nie przyzna do błędu i ani myśli przeprosić.
- Tak, jasne. Lepiej się zbierajmy. I tak zostało nam niewiele czasu na przygotowanie się. - Spojrzała na krąg i zamknęła oczy. ,,Jak ja nienawidzę się teleportować..."


Rozdział 4 (Arata)
"Teleportacja, najgorsza rzecz na świecie. Po co ktoś to w ogóle wynalazł, nie mam pojęcia." Lucas przed wejściem rzucił mi dziwne ubranie. Spojrzałem na frak i części stroju, których nawet nie rozpoznawałem."Ty chyba nie myślisz serio, że ja to założę? Bardzo prawdopodobne, że nie będę miał wyjścia. Ehhh... " Nasza trójka weszła do portalu. W jednej chwili znaleźliśmy się w dużym ogrodzie, a przed wejściem do okazałej posiadłości, czekała na nas służba.
- Witajcie w domu! - Powiedzieli chórem, kłaniając się nisko. "Właśnie przez coś takiego nienawidzę arystokracji. Wszędzie potrzebują służby i niczego nie potrafią zrobić sami."
- Pan to zapewne Arata Silvermoon. - Jedna ze służek podeszła do mnie i ukłoniła się. Była ubrana w typowy, czarno-biały strój pokojówki. Miała średniej długości czerwone włosy i promienny uśmiech.
"Oho, zaczyna się. Teraz będzie ciekawie. Może się trochę pobawię? W sumie i tak nie będę miał nic lepszego do roboty..." Pogrążyłem się w myślach i otrząsnąłem się dopiero, gdy Lily uderzyła mnie łokciem w żebra. Zdaje się, że wchodziło jej to w nawyk.
- Aua! Wybacz, zamyśliłem się. Tak, to ja jestem Arata. Miło mi cię poznać.
- Pani domu nakazała, zaprowadzić pana do pokoju, w którym gość spędzi resztę popołudnia. Panienko Lilian, paniczu Lucasie, wybaczcie. Proszę ze mną. - Spojrzałem na Lily. Wymieniliśmy jedynie porozumiewawcze spojrzenia, po czym skierowałem swoje kroki tak, by podążały za służącą. Pokojówka zaprowadziła mnie do jednego z pokoi. "Meble w kolorystyce biało-złotej i ten przygnębiający, popielaty kolor ścian średnio do mnie pasują, ale niech będzie." W pokoju znajdowała się wielka garderoba, łoże z baldachimem, dwa fotele przy kominku, dwie komody, szafka nocna i stolik z czterema krzesłami. "Cóż, przynajmniej wyposażenie jest kompletne."
- Przyjdę po pana, gdy tylko rozpocznie się bal. Do tego czasu proszę nie opuszczać swojego pokoju. - Powiedziała, po czym ukłoniła się i wyszła. "Czyli tak chcesz sprawdzić, czy jesteśmy parą. Sprytne, nie powiem. Jeśli nic o sobie nie wiemy, zaczniemy panikować, a jeśli wiemy, będziemy spokojnie czekać. Usłyszałem pukanie do drzwi, po czym zaprosiłem czekającego do środka. - Pan wybaczy. - Dziewczyna, znów weszła do pokoju. - Zapomniałam wcześniej spytać. Czy potrzebuje pan czegoś? - "Idealna okazja."
"- Sora.
- Tak?
- Powiesz Lily wszystko co o mnie wiesz, jasne?
- Ale, jak?
- Zaraz zobaczysz..." - Zdjąłem z ręki księgę i podałem pokojówce.
- Oddaj to proszę Lily. Miałem jej to dać wcześniej, ale zapomniałem. A i chciałem wiedzieć jeszcze jedno, jak masz na imię?
- Moje imię brzmi Asuna. Przesyłka zostanie niezwłocznie dostarczona do panienki. - Zamknęła drzwi i pobiegła do Lily. "Teraz zostałem sam. No cóż, mówi się trudno. Trzeba się przygotować do balu... Tylko, że te ciuchy, które tu są, przyprawiają mnie o mdłości." Po chwili zastanowienia, postanowiłem otworzyć szafę i poszukać w niej jakichś innych ubrań. W oczy rzucił mi się długi, czarny płaszcz z kapturem. "To będzie idealne. Kiedy wcześniej przechodziliśmy, widziałem faceta w idealnie takim samym! Co prawda tamten był niebieski, ale ten też się nada." Czym prędzej założyłem go na siebie wraz z białą koszulą i czarnymi spodniami, które dostałem wcześniej i położyłem się na łóżko. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę! - Zakrzyknąłem.
- Przepraszam za najście. - W drzwiach stanął wysoki mężczyzna o szarych włosach, podobnych do moich. Ubrany był w niebieski płaszcz, białą koszulę i brązowe spodnie. "To jego widziałem wcześniej!" Nosił przy sobie szablę. Czułem od niego wielką moc. Żarzył się w nim płomień, który zdawał się być zdolny zniszczyć świat. - Ty jesteś Arata, chłopak Lily prawda?
- Zgadza  się. - Odpowiedziałem z dumnym uśmiechem.
- Jestem Kuro Tenshii, szlachcic i jeden z dowódców armii. Mam do ciebie prośbę.
- Jaką?
- Pomóż nam potwierdzić informacje na temat pani tego domu. Oskarżamy ją o zlecenie zabójstwa na własnego męża. Moja żona już poszła porozmawiać z Lily. Jeśli nam pomożecie, będę bardzo wdzięczny.
- Ale jak to możliwe? To są poważne oskarżenia.
- Wiem, ale mam dowód. Muszę się zbierać, bo idzie pokojówka. Odszukaj mnie na balu, tam ci wszystko pokażę. Do zobaczenia. - Uśmiechnął się do mnie i odszedł. Po chwili, pokojówka weszła do pokoju zgodnie z przewidywaniami mężczyzny i oznajmiła.
- Proszę pójść ze mną. - Wstałem z łóżka i poszedłem za Asuną. "Raz się żyje. Ojcze, miej mnie w swojej opiece. Teraz chyba najbardziej mi się przyda twoja pomoc."


Rozdział 5 (Lily)
Lily usiadła na łóżku w swoim pokoju i położyła głowę na podłodze, opierając nogi o ścianę. Wszystko tak bardzo się pokomplikowało, że miała ochotę popatrzeć na świat do góry nogami. Nie widziała już dłużej różnicy między dwiema perspektywami, a nawet cieszyła ją taka drobna zmienna, która zależy tylko od niej. Czuła, że w końcu ma nad czymś kontrolę.
Po chwili usłyszała pukanie do drzwi i głos służącej. - Wejdź! - Powiedziała tylko, kompletnie nie zważając na to, jak wygląda w tej pozycji. - Hej Asuna, jak życie? - Zapytała, machając do niej z uśmiechem. Były przyjaciółkami od zawsze i nie było między nimi żadnych sekretów. Asuna to osoba, która jej sercu była bliższa nawet niż własny brat.
- Szczerze mówiąc jest dużo lżej od kiedy panienka... Przepraszam, to z przyzwyczajenia. - Uśmiechnęła się i wskoczyła bezceremonialnie na łóżko, kładąc się obok niej w tej samej pozycji. - W każdym bądź razie matrona zatrudniła na nowo służbę. Zwłaszcza teraz, przed balem, kiedy mamy dużo roboty, przyszły kolejne osoby. Jest teraz w posiadłości wiele osób i rąk gotowych do pracy, więc służba nie jest pod wielką presją. No i dzięki temu mogę sobie z tobą poleniuchować, więc pokusiłabym się o stwierdzenie, że życie jest piękne.
Roześmiały się radośnie. Brakowało jej tego. Śmiania się bez tej całej sztuczności i ograniczeń. - A jak sprawy w szkole? Podobno znalazłaś sobie chłopaka... Mr, mr, mrau, to ten przystojniak na dole? Nie sądziłam, że to twój typ. Nie mówię, że jest zły, ale wolałam Dantego... W dodatku ma imię podobne do chłopaka, z którym od zawsze drzesz koty w szkole... Masz dziwne zboczenia. Eh?! Czekaj, czekaj... - Jej oczy zabłysły w nagłym zrozumieniu. - Nie powiesz mi, że się w nim bujnęłaś no nie? Ho, ho, ho, kto by się spodziewał... Gdzie ten koniec świata, który miał nadejść jak będziecie razem huh? Muszę wypuścić fajerwerki, bo mogę umrę szczęśliwa!
- Przestań gadać głupoty, to nie tak! - Żachnęła się Lily, kręcąc głową. Asuna już dawno była w swoim świecie i zdawało się, że nic do niej nie dociera. - Posłuchaj mnie przez chwilę! - Szturchnęła ją w ramię, a dziewczyna straciła równowagę.
- Ej, to nie było miłe! - Spojrzała na nią z żalem. - Wiem, że jesteś podekscytowana, ale ja nie mam chłopaka, więc mogłabyś się ograniczyć z wyrażaniem radości i...! - Urwała, widząc łzy w oczach dziewczyny.
- To wszystko jest nie tak Asuna! To nie jest pierwsza miłość jak z bajki. Wciąż czekasz na swojego księcia na białym koniu, a ja dostałam czarny charakter, który jest całkowicie nieprzewidywalny! - Łzy spływały potokiem po jej policzkach. - Słuchaj, my tylko udajemy ok? Co prawda powiedział mi raz, że mnie niby kocha, ale uwierzyłabyś w to? Kto wie, kiedy odwidzi mu się granie moimi uczuciami w karty? Wypadnie joker i game over!
- Hej, hej, no już. Nawet największy gbur nie byłby w stanie wymyślić tak okrutnej gry, ok? Przecież każdy chłopak wie, że nie igra się z uczuciami kobiet. - Podała Lily chusteczkę. - Nie becz, przestań się mazać i pokaż mu, kto tu rządzi. Chce zagrać? To ty zacznij rozdawać karty! Dyktuj warunki! Urodziłaś się w rodzinie polityków Freya, zrób użytek ze swoich atutów zamiast przejmować się jakąś fretką ok? - Przytuliła przyjaciółkę. - Idę do niego i zobaczę, jak się zachowuje. Pomyśl o tym, co ci powiedziałam!
Asuna wyszła z pokoju, a Lily podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała w lustro od toaletki. ,,Może Asuna ma rację i nie powinnam się przejmować?" Wstała powoli i podeszła do ogromnej garderoby. Przeglądała sukienki, nie mogąc się zdecydować na nic konkretnego. ,,Muszę wyglądać absolutnie oszałamiająco dzisiaj wieczorem."
Ostatecznie zdecydowała się na biało-niebieską suknię balową z rozcięciem z lewej strony, które zakończone jest niebieską różą. ,,Mam podobną spinkę, którą wepnę we fryzurę. Dziś pozostawię je rozpuszczone, ograniczając się do wyprostowania ich. Będzie idealnie." Znalazła w szufladzie pasujące, długie, białe rękawiczki bez palców i czarne pończochy. Wypatrzyła w garderobie wysokie szpilki i całość rozłożyła na łóżku, podziwiając efekt. - Idealnie. - Westchnęła z zachwytu.
- Panienko, przepraszam za najście. Przynoszę podarunek od szanownego gościa. - Usłyszała uniżony głos Asuny i miała ochotę się roześmiać.
- W porządku, możesz wejść. - Drzwi otworzyły się i weszła Asuna, niosąc książkę Araty.
- Trzymaj, mówił, że na to czekasz czy coś w tym rodzaju. Choć nie nazwałabym tego miłosnym prezentem. - Skrzywiła się lekko, podając jej książkę.
- Bo nim nie jest. Ale muszę cię prosić o wyjście Asuna. Chcę się przespać przed balem. Przepraszam, ale u mnie nie poleniuchujesz... - Powiedziała, biorąc od niej książkę i kładąc się na łóżku.
- W porządku. Sprośne historyjki co? - ,,Fuj!" Skrzywiła się, rzuciła w dziewczynę szczotką, która leżała na komodzie i wystawiła Asunie język. -  I tak twoja matka kazała mi iść do pokoju Araty. - Mrugnęła figlarnie przyjaciółka. - Nie przejmuj się, słowo honoru, że między nami do niczego nie dojdzie. Pomogę mu co najwyżej dobrać odpowiedni strój. Śpij dobrze, buziaki! - I już jej nie było. Nie zamierzała wracać, bo Lily i tak zawsze prosiła o pomoc przy szykowaniu Lucasa i nikogo innego.
- Pfff, możesz się zmienić. - Mruknęła, odkładając książkę i kładąc się na łóżku, ostrożnie by trafić na ubrania.
- Dzięki. Niezłe z was przyjaciółki. Nie sądziłam, że możesz się przy kimś tak zachowywać... Niemal dziecinnie. - Powiedziała Sora, siadając obok niej z zamyśloną miną.
- W końcu obie szorowałyśmy podłogi. Ciężko to robić w niezręcznej ciszy, więc lepiej się dobrze pośmiać i ulżyć sobie nawzajem w ciągłym stresie. - Mruknęła bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. Kto by się spodziewał, że Sora podejmie temat?
- Jak to? Przecież masz tu tyle służby! Twoi rodzice muszą być serio surowi skoro hartowali was ciężką pracą. - Lily miała ochotę się roześmiać słysząc rozumowanie Sory. ,,Nawet nie masz pojęcia."
- Dobra, po co tu jesteś? Bo rozumiem, że Arata nie wysłałby cię do mnie na babskie pogaduszki. - Powiedziała, jak się wydawało, zgrabnie zmieniając temat.
- Ta, no cóż. Jestem z nim dość długo i wiem o nim prawie wszystko, więc możesz przeprowadzić ten cały quiz ze mną. - Powiedziała niedbale, rozglądając się z ciekawością po pokoju. - Mało masz tu osobistych rzeczy. Żadnych zdjęć, obrazków, nic twojego... Jesteś jakimś niefotogenicznym beztalenciem czy jak?
- Okej, mam tutaj pytania. - Pokazała jej dziennik Lucasa, ignorując przytyk. - A jak właściwie Arata zamierza odpowiedzieć na pytania? - Zapytała, zdając sobie sprawę z dziury w planie.
- Spokojnie, z tym da sobie radę bez problemu. - Lily jeszcze przez moment przypatrywała się Sorze podejrzliwie, ale ostatecznie dała za wygraną. Czas był cenny, a nie zostało im go wiele.
Siedziały tak na łóżku przez ponad pół godziny, dyskutując różne odpowiedzi i wybierając najlepsze warianty. Wiele razy Lily wpatrywała się w Sorę oniemiała, często z szeroko otwartymi w szoku ustami. Nagle usłyszały pukanie do drzwi. Lily spojrzała na zegarek. ,,Mamy jeszcze trochę czasu, Lucas nie powinien być tak wcześnie!" Spojrzała na Sorę, która ku jej zdumieniu przybrała już formę książki. ,,Ta to jest szybka." Pomyślała, otwierając drzwi do pokoju.
- Witam Lilian. Wierzę, że jest coś, o czym musimy porozmawiać w cztery oczy. - Spojrzała na dziewczynę w progu. Wyglądała bardzo młodo i była nadzwyczajnej urody pięknością. Niestety Lily nigdy wcześniej jej nie widziała. Widząc jej nieufność, kobieta przedstawiła się. - Nazywam się Wasylisa Tenshii, choć możesz mi mówić Lisa. Podobnie jak ty jestem wysoko urodzoną szlachcianką, a mój mąż jest jednym z dowódców w naszej armii krajowej. Naprawdę nie mam złych zamiarów i myślę, że wolałabyś na ten temat porozmawiać na osobności. Chodzi o twoją matkę. - Lily rozejrzała się dookoła i nie dostrzegając nikogo innego na korytarzu, złapała kobietą za rękę i wciągnęła ją do swojego pokoju.
- Co się stało? Dlaczego armia krajowa interesuje się moją matką? - Lily szybko połączyła ze sobą kropki i otworzyła szeroko oczy ze zdumienia - Nie mów mi, że wy... Naprawdę prowadzicie śledztwo w jakiejś sprawie angażującej moją matkę?
- Nie tylko zaangażowana... Twoja matka jest główną oskarżoną... - Lisa spojrzała na stolik i otaczające go krzesła. - Usiądziemy? Czeka nas znacznie dłuższa rozmowa...

Rozdział 6 (Arata)
Dziewczyna prowadziła mnie przez liczne korytarze, aż w końcu oboje weszliśmy do jednego z dość odosobnionych pokoi. Rozejrzałem się dookoła zaciekawiony. "To raczej nie jest sala balowa." Asuna podeszła do okna, odwróciła się i uśmiechnęła zmysłowo. Całkowicie inaczej od tego, jak zachowywała się normalnie.
- Może...? No wiesz... Zamiast niej... Co powiesz na mnie? - Spojrzała na mnie uwodzicielskim wzrokiem. "No chyba nie. Boże, jak ja czegoś takiego nienawidzę. Czasami myślę, że cały świat jest przeciwko mnie." Stałem zadziwiony i nielekko zirytowany, gdy nagle dziewczyna podeszła do mnie i przycisnęła do drzwi. - To może chociaż jeden numerek? Nikt się nie dowie, obiecuję. Mamy jeszcze dość czasu na małe igraszki. Po tym wszystkim ty dalej będziesz mógł grać chłopaka Lily, zdobywać jej serce i doić z kasy. Co prawda obiecywałam jej, że cię nie tknę, ale jesteś zbyt słodki bym mogła się powstrzymać. Zresztą... Ona i tak cię nie chce. - Oblizała wargi, złapała mnie za płaszcz i rzuciła na łóżko. - To co? Zgadzasz się mój mały czarodzieju? - "Czemu nie mogę się ruszyć? Coś mi każe leżeć, ale czemu?" - Czemu nic nie mówisz? Aż tak bardzo cię oszołomiłam? - Wpatrywała się w moje oczy i jeździła palcem po klatce piersiowej, niby przypadkiem odpinając guziki koszuli. Wzrok zszedł mi na jej piersi, a potem wrócił z powrotem na twarz. - Podobają ci się? Chcesz dotknąć? - "Chyba pora to zakończyć, nie czas teraz na takie zabawy. Tylko jak tu się wywinąć?" Odwróciłem wzrok i spojrzałem na drzwi. Gdy tylko dziewczyna to zauważyła, położyła mi rękę na policzku i siłą odwróciła, bym z powrotem patrzył na nią. - Nie przejmuj się balem. Mamy jeszcze dużo czasu. Co najmniej półgodziny. W tym czasie można jeszcze dużo zrobić. - Przybliżyła twarz do mojej, a nasze usta niemal się stykały. "Czemu nie mogę się ruszyć? Być może mój umysł po prostu chce się odstresować? Ech... Wszystko przeciwko mnie, nawet własne ciało."
- Droga pani, jestem wierny tylko jednej kobiecie, nie zrobiłbym jej takiej przykrości. Choć i tak pewnie dalej myśli, że ja tylko żartuje. Może powinienem się odstresować i pobawić z tobą? - Zamieniłem nas miejscami. Teraz to ja patrzyłem na nią z góry.
- Rób ze mną co tylko chcesz. Tylko... Mam małą prośbę....
- Jaką?
- Bądź delikatny. Dobrze? - Spojrzała na mnie strachliwym wzrokiem. Jednak głęboko w jej oczach była radość i szczęście. Czekała, aż coś zrobię. "Chce mieć na mnie haka? Może chce się stąd wyrwać?" - Może zaczniesz? - Spytała cienkim głosem.
- Czego tak naprawdę chcesz? Wyrwać się stąd? Mieć na mnie haka? Mów.
- Po prostu chcę się trochę zabawić.
- Ta gadka mi nie pasuje. Mów prawdę. - Spojrzałem na nią pustym wzrokiem. "To zawsze działa na kobiety."
- Dobra, dobra, chciałam zobaczyć, czy naprawdę kochasz Lily. Średnio mnie o tym przekonałeś.
- Jesteś jej przyjaciółką, rozumiem. Wpadłaś na to sama czy ona cię nasłała? - Usiadłem na skraju łóżka po czym przetarłem oczy. Byłem wykończony mentalnie.
- Jesteśmy razem od zawsze. Spędziłyśmy ze sobą więcej czasu w ciągu roku niż ty z nią od lat, gwarantuję ci to. Uważam ją za najlepszą przyjaciółkę i chcę mieć pewność, że nie zrobisz jej krzywdy.
- Czekaj, serio? Musiałybyście być ze sobą 24 na dobę!
Odwróciła się, by na mnie nie patrzyć. - Byłyśmy. Czasem brakowało czasu byśmy we dwie wysprzątały cały dom w 24 godziny i żałowałyśmy, że doba nie trwa dłużej.
- We dwie?! A co z resztą służby? Jak mogli pozwolić by Lily wykonywała ich pracę? Nawet jeśli chciała pomóc, to zbyt wiele!
- Matka kazała jej sprzątać. Zresztą nie tylko. Ona jest okropna! Wyobraź sobie, że wykorzystywała własne dzieci do intryg politycznych. Kazanie wysprzątania całego dworu to nic w porównaniu do okropności jakie Lily przechodziła. Odkąd panicz Lucas przeniósł się do Akademii, pokój Lily stał się muzeum, a ona zmuszona była spać ze służbą...! - "Teraz na pewno pomogę Kuro. Nie ważne, jakie ma podejrzenia. Jedynie co chcę zrobić to wpakować tą babę do więzienia by nigdy więcej nie tknęła Lily. To, jak traktowała własną córkę jest zwyczajnie nie ludzkie! Założę się, że to tylko urywek całej historii, a wystarczył bym znienawidził tą kobietę do szpiku kości."
- Co by się stało, gdyby pani domu zniknęła? - Zapytałem, planując już kolejny ruch.
- Dom przeszedłby w posiadanie Lucasa. Jest na tyle dorosły, że mógłby w spokoju nim władać. - Otworzyłem drzwi i wyszedłem z pokoju. Odwróciłem się do dziewczyny z uśmiechem.
- Dzięki za szczerość, dalej sam sobie poradzę. Mam coś do zrobienia. - "Czas na zemstę, pora na pokaz szlachcica." Wszedłem na salę balową, po czym zacząłem rozglądać się za Kuro. Gdy wreszcie go ujrzałem, drogę zablokowali mi dwaj młodzi szlachcice. - Z drogi.
- Ty jesteś Arata, prawda? Mamy z tobą do pogadania. - Uśmiechnęli się odrażająco.
- Nie mam czasu na śmieszne gierki. - Jeden z nich złapał mnie za kołnierz i podniósł do góry.
- Bo widzisz, Lily miała być nasza nagrodą. Od zawsze miałem na nią ochotę, ale nagle ty się wtrąciłeś znikąd i nici z tego. Teraz dostaniesz za swoje. - Powiedział ten, który mnie trzymał.
- Hahaha! - Zacząłem śmiać się szyderczo. - Chcecie mnie powstrzymać? Mimo, że jestem od was silniejszy? Ciekawe... Takich baranów już dawno nie widziałem! Skoro chcecie walczyć, to nie ma sprawy, ale ostrzegam, nie skończy się to dla was dobrze. - Wymienili spojrzenia, stopniowo tracąc pewność siebie. Takie płotki są jedynie irytującym dodatkiem. - Bu! - Chłopak momentalnie mnie puścił i odeszli pospiesznie, nie odwracając się w moją stronę. "Przynajmniej umieją ocenić siłę przeciwnika na czas."
W kącie sali zauważyłem samotnie stojącą Lily. Była wyraźnie zmartwiona i smutna. Podbiegłem do niej, po czym uklęknąłem. Położyłem prawą rękę na sercu i powiedziałem - Przepraszam, że musiałaś tyle na mnie czekać. Obiecuję, że to się nie powtórzy. - Wstałem i nie zważając na ciekawskie spojrzenia, podałem jej dłoń. - Może zaczniemy ten bal? - Dziewczyna odtrąciła rękę i ze łzami w oczach przytuliła się do mnie. Czułem, że wstrzymuje płacz. "Jak zwykle, nie pozwoli sobie na ulgę, nawet po tym wszystkim co się stało..."
- Wiesz, co moja mama zrobiła? - Objąłem ją i położyłem dłoń na jej głowie uspokajająco.
- Wiem, wiem już wszystko. Obiecuję, że już nigdy cię do niczego nie wykorzysta. Przysięgam, że będę twoja tarczą. Jedno twoje słowo, a to wszystko się skończy Lily, musisz mi tylko zaufać...


Rozdział 7 (Lily)
 „Główną oskarżoną… To absolutnie niemożliwe! Czyżby matka mnie sprawdzała? Testowała moją lojalność? Przecież nigdy nie dałam jej ku temu powodu! Nie, to zdecydowanie zbyt drastyczne, nawet jak na nią. Ale podejrzaną w jakiej sprawie? I żeby angażować do tego organizację pokroju armii krajowej… Nie mogę dochodzić do konkluzji zbyt szybko. I pod żadnym pozorem nie mogę jej zaufać! Potrzebuję więcej szczegółów by zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Jeśli jednak ktoś na mnie doniesie... Albo co gorsza, co jeśli moja matka wejdzie w trakcie rozmowy…? Nie mogę, ta rozmowa jest zbyt istotna by obawiać się o to, „co jeśli?” Skup się Freya.”
Lily podprowadziła kobietę do stolika. Obie usiadły, a dziewczyna polała każdej z nich filiżankę herbaty, którą na szczęście wraz z kompletnym serwisem przyniosła wcześniej jedna ze służących. Lily oparła się wygodnie o oparcie krzesła i upiła łyk gorącego napoju, próbując opanować kołatające serce, które jak się zdawało, lada moment wyskoczy z jej piersi.
Lisa dostrzegła, jak wiele myśli kotłuje się w głowie nastolatki, więc również podniosła do ust filiżankę, dając jej tym samym czas na zebranie się w sobie. Kobieta rozglądała się po pokoju dziewczyny z zainteresowaniem. Ostatecznie zebrała się w sobie, jakby chciała mieć tą rozmowę za sobą jak najszybciej.
 – Rozumiem, że masz wiele pytań – zaczęła po chwili. – Wiem, że to, co właśnie powiedziałam, jest dla ciebie ogromnym szokiem i nie potrafię znaleźć słów, by prosić o twoje przebaczenie, ale to sprawa najwyższej rangi i niestety potrzebuję… My potrzebujemy waszej pomocy. – Westchnęła ciężko. Widać było, że cała sytuacja ciąży na niej od dłuższego czasu.
„Ciekawe, jaka sprawa może być na tyle trudna, by stać się brzemieniem dla tak wspaniałej kobiety.” Mimo, że nie znały się od dawna, a właściwie zaledwie od chwili, Lilian czuła, że Wasylisa to niesamowita osoba o wewnętrznej sile, jaką posiada niewielu. Co więcej, pomiędzy nimi unosi się jakaś niewidzialna nić porozumienia, która podpowiadała jej, że może tej kobiecie zaufać. To było tylko przeczucie. Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale mimowolnie opuściła gardę.
- Powiedz mi proszę coś więcej o tej sprawie, którą badacie. Czego właściwie dotyczy śledztwo? – Zapytała, wpatrując się w Lisę zrezygnowana. Musi wyciągnąć od niej jak najwięcej, zanim zdecyduje, co powinna zrobić dalej. Lepiej nie składać obietnic zbyt wcześnie.
Lisa skinęła głową, jakby spodziewając się po niej podobnej reakcji. Przez chwilę zastanawiała się nad czymś, a po chwili przytaknęła głową. „Być może używała jakiegoś talizmanu umożliwiającego telepatię?” – Nie mogę zdradzić ci wiele. Sprawa wciąż jest w toku i nawet my nie mamy wszystkich elementów układanki… Samo jednak dochodzenie dotyczy… Śmierci twojego ojca sprzed lat.
Lilian wzięła głęboki wdech. „To jest poważna sprawa. Czyż ojciec nie zginął powracając ze spotkania rady z ręki rebeliantów?” – To niemożliwe by matka była w to zamieszana. – Odpowiedziała z całą pewnością, kręcąc głową. Była z nią, gdy to się stało. Gdyby nie pomoc lekarstw mogłaby pokazać twarde dowody na potwierdzenie swoich słów,
- Obawiam się, że mamy dowód na jej bezpośredni udział w całym planie. – Odpowiedziała Lisa, kręcąc głową.
Lily siedziała tak, patrząc na nią nieufnie. Jak to możliwe aby zdobyli dowód na zajście, które nie miało miejsca? Świat tak nie działa. A jej matka, choćby weszła w rodzinę poprzez małżeństwo, wciąż była z Mortisów. Ściema i domniemania nie przejdą w żadnym sądzie. Nie gdy ktokolwiek dostrzeże nazwisko widniejące w aktach sprawy. Tak to już działa.
- Rozumiem, że ciężko ci w to uwierzyć, ale jedyne czego potrzebujemy to powodu do jej zatrzymania do czasu rozprawy, zanim skontaktuje się z kimś zdolnym usunąć wszelkie dowody, które posiadamy. Wraz z zebranym materiałem dowodowym zapewniam cię, że nie znajdzie się żadna luka, która pozwoliłaby jej uniknąć kary. – Lisa spojrzała na nią przeszywająco. – Wiem, jak to jest dorastać w rodzinie o wysokim statusie. Te wszystkie wymagania i oczekiwania… Nie wierzę by osoba o charakterze twojej matki była dla ciebie łagodna. Daję ci szansę na wyrwanie się z jej szponów. Szansę, której wiele arystokratek nie ma. Domyślam się, że nie chcesz skończyć w zaaranżowanym małżeństwie z mężczyzną, którego poznasz w dniu ślubu prawda? Może będziesz miała szczęście i trafisz na kogoś na tyle miłego, że będzie cię ignorował przez większość czasu, ale co jeśli tak nie będzie? Aroganccy tyrani w wyższych sferach są tak powszechni jak chmury na niebie…
Lisa wzięła głęboki, uspokajający wdech. Łatwo po tym wybuchu można było stwierdzić, że jej życie nie było usłane różami. „Czego tak naprawdę chcę?” Lilian przymknęła na chwilę oczy. Nie zajęło to długo, by przed jej oczami pojawiły się sceny koncertów, wygłupów z przyjaciółmi, małych przygód, które przeżyła. Chciała wolności. Życia tak, jak tylko tego zapragnie. Poznania świata na własną rękę. Robienia tego, co jej się żywnie podoba. Z drugiej jednak strony… Takie życie wiodła do tej pory. To jej korzenie. To właśnie płynie w jej krwi. Być może się zbuntuje, ale czyż jej serce nie będzie chciało po kilku latach powrócić tutaj, gdzie przynależy? Jak ciężkie by to nie było, zdawała sobie sprawę z tego, że to właśnie jest jej życie i nawet ona sama widzi prawdę jak na dłoni. Jej nazwisko brzmi Mortis…
- Nie wiem, jak wyglądało twoje życie. Być może było momentami cięższe niż moje, ale zapewniam cię, że przeżyłam niemało i również nie miałam lekko. – Odłożyła już pustą filiżankę na talerz, jednak zamilkła na moment i zaczęła obrysowywać palcem jej krawędzie. Zawsze tak robiła, gdy potrzebowała zebrać myśli przy stole. Rysując piąte koło zauważyła identyczny tik u Lisy. Uśmiechnęła się. – Nie potrzebuję wolności od tego stylu życia, jednak pomogę ci z wielu innych powodów, które znajdują się w moim sercu. – „Zrobię to dla siebie, dla Lucasa i dla przyszłości tego domu.”
- Dziękuję. – Powiedziała tylko miękko, będąc w znacznie lepszym stanie ducha niż gdy pierwszy raz się zobaczyły. – To wiele dla nas znaczy. – Być może i użyła słowa „nas”, ale wyraźnie można było wyczytać między wersami, że dziękowała z całego serca we własnym imieniu. – Masz już jakiś plan, jak dostarczyć nam powodu do jej zatrzymania? Po uroczystości goście zostaną jeszcze dwa dni w posiadłości, więc nie musisz się z tym spieszyć.
- Z tym nie będzie problemu. – Głos jej lekko zadrżał. „To nie będzie problemem. Kłopot w tym, czy dożyję momentu aresztowania…” Potrząsnęła głową, pozbywając się czarnych myśli ze swojej głowy. „Nawet jeśli coś mi się stanie, najważniejsze że przestanie sprawiać kłopoty Lucasowi i Aracie.” – Dam wam więc znać o szczegółach gdy tylko upewnię się, że jestem w stanie wykonać plan i zapewnić 100% powodzenie. Nie mogę sobie poradzić na porażkę w tak ważnej sprawie.
- Rozumiem. – Lisa potrząsnęła jej rękę. – Powinnam się już zbierać. – Wstała i ruszyła w kierunku drzwi.
- Lisa?! – Lilian zawołała po chwili. Widząc, że się zatrzymała, podeszła do niej. – Dlaczego wplątaliście w to Aratę? – To wcale nie tak, że martwiła się o niego. Po prostu nie potrafiła dostrzec jego roli w całym planie. Na pewno nie miało to nic wspólnego z jego dobrem. Nic a nic.
Przez moment Lisa przyglądała się jej niepewnie. Po chwili westchnęła. – W wypadku gdybyś nie chciała z nami współpracować, zamierzaliśmy go namówić do pomocy w przekonaniu cię… - Urwała.- W razie gdyby i to nie pomogło, albo odmówiłby nam, otrzymaliśmy rozkazy uciec się do użycia siły przeciw niemu i grozić ci, stawiając jego życie na szali. – Odwróciła wzrok. – Mam nadzieję, że rozumiesz, jak wiele może mnie kosztować powiedzenie ci tego wszystkiego teraz. Wierzę jednak, że to bardzo ważne abyśmy sobie ufały. Inaczej to niemożliwe aby cała sprawa została doprowadzona do końca bez żadnych problemów. To po prostu zbyt ważne aby brać pod uwagę zwykłego chłopaka bez nikogo o potężnym statusie kto by go wspierał… Na pewno rozumiesz do czego dążę.
Lily skinęła powoli głową, wciąż w szoku. Aby posunąć się tak daleko! Jej rodzina naprawdę stoczyła się w oczach innych aby nawet armia krajowa nie obawiała się wykonania ruchu przeciwko nim. – Pójdę już. Pamiętaj o swojej obietnicy. – Lily bezmyślnie skinęła jej głową, a gdy drzwi się zamknęły, uderzyła pięścią w ścianę. Spojrzała po chwili na zranioną rękę i pokręciła głową. To nie w jej stylu stosować przemoc w takich sytuacjach, ale naprawdę miała ochotę olać bal i po prostu zapomnieć się w treningu, uderzając nieruchomy cel nim padnie wyczerpana na ziemię. „Jak mogłam tego nie zauważyć?!”
Usłyszała pukanie do drzwi. – Li…! Ah, Lucas! – Powiedziała, otwierając drzwi. Pokręciła głową i uśmiechnęła się pospiesznie, udając że wszystko jest w najlepszym porządku. – Przepraszam, straciłam poczucie czasu i całkowicie straciłam poczucie czasu!
- Kim jest Li? Nowy chłopak? – Zapytał, unosząc brwi. Nie dając mu czasu na uniesienie ust w tym irytującym, męskim uśmieszku, szybko zaprzeczyła.
- Li to… Jedna z nowych służących baranie!
- Jak to możliwe, że o niej nie słyszałem? I hej, jak możesz nazywać mnie baranem! Barankiem już prędzej!
- Barankiem pocałuj się gdzie słońce nie dochodzi! Li to jedna z tych tymczasowych służek zatrudnionych na czas balu. Miała mi przynieść herbatę. – Powiedziała, wskazując na niemal pusty dzbanek na stole. W całym zdenerwowaniu zapomniała o filiżance Lisy, która stała ewidentnie na stole naprzeciwko jej własnej.
- Znowu bawisz się w przyjęcie dla lalek? Wiem, że zwykłaś to robić jako dziecko, ale to obciach wciąż mieć wymyślonych przyjaciół i nawet wypijać za nich herbatę. – Zaśmiał się z niej, głaszcząc ją po głowie, a ta dyskretnie wypuściła wstrzymywany oddech. „Safe! Przynajmniej na teraz.”
- Nie wiem, co matka kombinuje, ale wygląda na to, że rzeczywiście chodzi o coś więcej niż tylko zdemaskowanie ciebie i Araty. Z jakiegoś powodu kazała całej naszej rodzinie ubrać się w niebiesko-białe barwy, więc mam nadzieję, że nie przygotowałaś zawczasu jakiegoś stroju, bo i tak go nie ubierzesz. Zobaczmy… - Podszedł do łóżka, zauważywszy kreację. Zaczął przeglądać jej garderobę i po chwili zamysłu, odwrócił się w jej stronę, pokazując uniesione kciuki w górę. – Czasem się zastanawiam, czy nie potrafisz przepowiadać przyszłości…
- Nie bądź głupi. Po prostu niebieski i biały to kolory, w których najlepiej się prezentuję, więc mam ich najwięcej. Każdy o tym wie… - Otworzyła szeroko oczy ze zdumienie. – Co ona może kombinować?!
- Nie wiem. Na razie jednak musimy zatańczyć jak nam zagra. Szczególnie z Przewodniczącym na pokładzie. – Skinęła głową. – Uczesać ci włosy?
- Jeśli możesz. – Uśmiechnęła się. Niemal całą resztę czasu pozostałego do balu spędzili wypróbowując różne fryzury, po czym i tak zdecydowali na pozostawienie ich rozpuszczonych. Już gotowi do wyjście, uścisnęli sobie ręce, po czym Lucas wyszedł pierwszy, by nie wywołać nieporozumień. – Powodzenia.
Lily spojrzała po raz ostatni na stolik i po zgaszeniu światła naszła ją jeszcze jedna myśl… „Dlaczego zgłosili się po pomoc do mnie a nie do Lucasa?” Jednak szybko ocknęła się i pobiegła na salę balową. Jeśli się spóźni, matka na pewno jej nie odpuści.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Lily rozglądała się dookoła. Gdy tylko powitała innych gości, znalazła się w sytuacji, gdzie nigdzie nie czuła się na miejscu. Miała wrażenie, że za chwilę świat się skończy, a ona jest jedyną, która zdaje sobie z tego sprawę. To całe utrzymywanie tajemnicy zbierało na niej swoje brzemię.
Rozglądała się niepewnie dookoła. Chyba nigdy nie miała tak wielkiej ochoty na ujrzenie Araty jak w tej chwili. Gdy dostrzegła go przedzierającego się przez tłum, nogi ugięły się pod nią lekko z wdzięczności.
Przepraszam, że musiałaś tyle na mnie czekać. Obiecuję, że to się nie powtórzy. – Widząc go klęczącego przed nią słowa ugrzęzły jej w gardle. „Co on wyprawia?!” Była tak zdumiona, że nie rozumiała ani słowa z tego, co do niej mówił. Po chwili wstał i podał jej dłoń. Spojrzała na jego ciepły uśmiech. W tej chwili nie ważne były słowa. Odtrąciła jego rękę i przytuliła się do niego, zarzucając mu ręce na szyję, a twarz z załzawionymi oczami chowając na jego ramieniu. „Tylko chwilkę. Zaraz znów będę dzielna…”
- Wiesz, co moja mama zrobiła? – Zapytała, wtulając się w jego silne objęcia. Zaczął ją głaskać po głowie uspokajająco.
- Wiem, wiem już wszystko. Obiecuję, że już nigdy cię do niczego nie wykorzysta. Przysięgam, że będę twoja tarczą. Jedno twoje słowo, a to wszystko się skończy Lily, musisz mi tylko zaufać... – „Zaufać?”
- Arata to… - Nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy czyjaś ręka zacisnęła się żelaznym uściskiem na jej ramieniu, odrywając ją od chłopaka. Spojrzała ze złością na sprawcę, ale szybko spuściła wzrok, widząc znajomą twarz. Nieważne jak bardzo chciała być dzielna wystarczyło jedno spojrzenie tej kobiety, a cała jej odwaga ulatywała w oka mgnieniu z e zrezygnowanego ciała.
- Lepiej zacznij się uśmiechać. Dzisiaj mamy wspaniałą okazję do świętowania. – Lily usłyszała tylko szept w swojej głowie, który brzmiał jak syczenie najgroźniejszego węża. Wzdrygnęła się, ale lata praktyki nie poszły na marne. Wyprostowała się, uniosła dumnie podbródek i uśmiechnęła się tak promiennie, że nawet jej usta zdawały się odczuwać presję.
Jednak ludzie dookoła kompletnie nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo jej nogi, które z taką elegancją stawiają kolejne kroki, drżały ze strachu. Widzieli jedynie ładną buzię i aurę osoby z wyższych sfer, jaką roztaczała swoją prezencją. Zaśmiała się w duchu. Gdyby tylko widzieli ją w jakimkolwiek innym dniu w posiadłości…
Doszły do podium obok orkiestry, gdzie dołączył do nich Lucas. Chłopak wyglądał niesamowicie, nawet ona musiała przyznać, że charyzma lidera otaczająca go na co dzień był szczególnie podkreślona przez ubiór jaki miał na sobie.
- Ukhm… - Jej matka odchrząknęła. – Witam serdecznie wszystkich zebranych na dzisiejszym balu, który jest dla mnie niezwykle ważną uroczystością. Proszę wszystkich o odebranie kieliszków szampana od kelnerów roznoszących je na tacy. – Odczekała chwilkę. Lily otrzymała swój kieliszek i spojrzała na matkę kątem oka. „Co ona kombinuje?”
Ostatni raz omiatając salę spojrzeniem, kąciki jej ust uniosły się w zadowoleniu. Podniosła kieliszek, a zebrani podążyli za przykładem. – Chciałabym dzisiaj wznieść toast za moje dzieci, które napawają mnie wielką radością. – „O czym ona mówi?” – W dniu dzisiejszym zostanie wam przedstawiony następca i kolejna głowa rodziny Mortisów, ponieważ zdecydowałam się usunąć w cień i zamieszkać w naszym małym domku na wsi… - Przez salę przebiegła masa ściszonych „ochów i achów” niedowierzania. Nawet Lily zamarzła na swoim miejscu, nie wiedząc, jak się zachować. „Co takiego?!”
- Nową głową rodziny stanie się najstarszy z moich synów Christopher Adrien Mortis! – Na sali jak można się spodziewać nie tylko nie rozniosły się brawa, ale zapanowała grobowa cisza. Lily spojrzała na brata, nie rozumiejąc sytuacji. Ten jednak otworzył oczy w nagłym zrozumieniu i uśmiechnął się szeroko...
- Tutaj słoneczko, zdążyłaś się napatrzeć w tamtym kierunku. – Usłyszała niski szept, który wydawał jej się dziwnie znajomy, a zarazem obcy. Zaborczy, zupełnie jak jego uścisk. Zadrżała wdychając słodki, niemal narkotyzujący zapach ciała, które przypierało ją do siebie. Chciała się wyrwać, jednak nie miała władzy nad własnymi kończynami. Poczuła rękę na swojej twarzy, która zakryła jej oczy.


– Możecie mnie nie znać, ponieważ wychowywałem się w odosobnieniu, wraz z gronem nauczycieli i moich przodków, których dusze dawały mi swoje nauki. Ja jednak znam was wszystkich i zapewniam, że jestem więcej niż kompetentny aby przejąć powierzoną mi rolę. – Usłyszała jego śmiech, czysty jak dzwoneczki kołysane przez wiatr. Śmiech, który niósł ze sobą siłę i pewność siebie, jakiej jeszcze nie doświadczyła. – Jednak pomówimy o wszystkim jutrzejszego dnia, a dzisiejszego wieczora bawmy się na tym wspaniałym balu wyprawionym przez moją matkę. Pozwólcie, że rozpocznę pierwszym tańcem z moją ukochaną siostrą, której nie widziałem od wielu lat…
„Jak to możliwe?! Co tutaj się wyprawia?! To niemożliwe, to nieprawda!” Chciała krzyczeć, a jednak nie potrafiła wydobyć z siebie dźwięku. Chciała zapytać o wszystko Lucasa, spojrzeć na tego tajemniczego, starszego brata, a jednak była skutecznie blokowana przy każdej próbie zrobienia którejkolwiek z tych rzeczy.
Rozbrzmiała muzyka. Silna dłoń złapała jej własną, a druga uchwyciła ją w talii, uwalniając jej wzrok. Została pociągnięta na parkiet. Nie zdołała jednak spojrzeć na chłopaka, ponieważ oślepiły ją światła żyrandoli, a w następnej chwili jej głowa znajdowała się w zagłębieniu ramienia chłopaka. Tańczyli przez niemal całą piosenkę, ona jakby w transie i on, którego klatka wibrowała, ledwie powstrzymując wybuch śmiechu.
- Dlaczego? – Wydusiła cichutko, a i tak zabrało jej to całą energię jaką potrafiła z siebie wykrzesać. W dodatku sama nie była pewna, o co właściwie pyta.

- Ponieważ mój młodszy brat bliźniak miał okazję cieszyć się twoją obecnością całe życie, a teraz mam ochotę nadrobić stracony czas. – Mruknął, unosząc rękę z jej pleców i czule głaszcząc ją po głowie. – Tęskniłem Freya. Cieszę się, że Luca dotrzymał naszej umowy… Choć spodziewałem się tego. W końcu jesteś moja, a on zrobiłby dla mnie wszystko. - „Co takiego?! Lucas on… Wiedział? Lucas nie jest głową rodziny i był tego świadomy przez cały czas… Okłamał mnie. I co to za umowy o których wspomina Christoph? Huh? Dlaczego nazwałam go Christoph? I to zapewne dlatego Lisa… Ale skąd wiedziała? I dlaczego ja byłam jedyną niewtajemniczoną?!” Nagle wiele rzeczy nabrało sensu, a jednocześnie w jej głowie zrodziło się jeszcze więcej pytań. Lily czuła się zbyt oszukana i oszołomiona by zrobić cokolwiek… ,,Chciałabym w tej chwili choć jedną rzecz, która jest prawdziwa..."


Rozdział 8 (Arata)
"- Właśnie wtedy, gdy akurat zaczynałem być normalny. Argh, zawsze musi się ktoś wtrącić.
- Ty nigdy nie jesteś normalny, ty udajesz normalnego. Po za tym normalność jest przereklamowana." Prawie podskoczyłem słysząc jej dźwięczny głos. Tak bardzo skupiłem się na tym sztucznym, lecz jakże pięknym uśmiechem Lily stojącej obok ziemnej postaci, jej srogiej matki. Zachowywała się niczym lalka: elegancka, nie popełniająca błędów, posiadająca nieskazitelne maniery i dystyngowana w każdym calu. Serce rwało się w klatce piersiowej niczym torturowane małe zwierzę nie mogące znieść więcej bólu i cierpienia. "-  Zawsze jestem bezużyteczny, wtedy gdy potrzebuje jakiegokolwiek wsparcia... Ta bezsilność kiedyś mnie dobije.
- Walcz jak przystało na Silvermoon'a. Całe twoje życie to ciągła walka o przetrwanie, chyba nie chcesz się teraz poddać?
- Oczywiście, że nie, ale gdy chodzi o nią... Tracę panowanie. Staje się inny, bardziej ludzki. Robię głupie i nieprzemyślane rzeczy...
- Nie jesteś człowiekiem, tylko władcą smoków. Pamiętaj: albo zniszczysz świat albo go zbawisz, więc przestań zamartwiać się głupią, przyziemną miłością i pokaż, na co się stać!" Nagle lodowato beznamiętny głos matki Lilian rozbrzmiał w całym pomieszczeniu.
- Nową głową rodziny stanie się najstarszy z moich synów Christopher Adrien Mortis! - "Zaraz zaraz. O co do cholery tutaj chodzi? " Spojrzałem na Lily. Na jej zgrabnym ciele spoczywały dłonie jakiegoś obcego faceta. "To on jest nowym dziedzicem?" Orkiestra zaczęła grać, a chłopak wyciągnął Lily na parkiet. Mimo tego, że byłem na widoku, dziewczyna ani razu na mnie nie spojrzała. Zamglone oczy wpatrywały się w twarz wyższego partnera. Zwykle błyszczące tęczówki wydawały się puste i odległe. Powieki robiły wrażenie ciężkich i ospałych. 
"- Chyba mamy mały problem partnerze. On ewidentnie chce ją... No wiesz...
- Po moim trupie. Prędzej skonam niż ją komuś oddam.
- Wierze, ale on raczej cię nie posłucha" - Sora przybrała ludzką postać. Co prawda nie wyglądała jak potężna wojowniczka mogąca powalić smoka w mgnieniu oka, ale może i lepiej? Była ubrana w elegancką biało-fioletową suknię emanującą gwiezdnym blaskiem, niczym anioł z nieba.

- Co to ma być? - Spytałem zdziwiony. - Gdzie twoje włosy? Co z nimi zrobiłaś?
- Nie czas na pytania. Zatańczysz ze mną? - "A więc taki masz plan, idealnie mi pasuje. Co ja bym bez ciebie zrobił." Pokiwałem głową po czym chwyciłem ją za rękę. Zaczęliśmy tańczyć. Powoli podchodziliśmy coraz bliżej Lily i Christophera.
Właśnie wtedy, gdy byliśmy już całkiem blisko, chłopak płynnie pochylił jej smukłe ciało i coraz bardziej zbliżał się do cudownych ust dziewczyny. Czułem się jakbym zaraz miał wszystkich w pomieszczeniu rozszarpać. O nie!! Nie na mojej warcie! Nagle muzyka ucichła, by po chwili znów zabrzmieć. W tym krótkim momencie odtrąciłem pochylonego chłopaka i złapałem Lily. Senne oczy dalej patrzyły w jeden punkt.
- O potężny mroku ukaż tej dziewczynie prawdę, ukaż jej to, co powinna zobaczyć. To co zasłania mgła plugawego uroku!- Wyszeptałem zaklęcie i czym prędzej poprowadziłem ją na balkon tanecznym krokiem w rytmie muzyki. W całym zamieszaniu nikt nie zwrócił na nas uwagi, tak jakby nas nie było. Kontem oka spojrzałem na Sorę, która wymawiała słowa zaklęcia podchodząc do oszołomionego dziedzica. "Dzięki, tylko masz wyjść z tego cało". Oboje znajdowaliśmy się na tarasie. Lily złapała się barierki i zaczęła powoli łapać oddech rozglądając się dookoła. Po chwili wykrztusiła z siebie.
- Dziękuję. - Słowa uderzyły we mnie niczym potężna błyskawica w samotne drzewo podczas burzy. ,,To moje zaklęcia. Tamten typ używa mojej magii zauroczenia, że też wcześniej na to nie wpadłem. Przecież to oczywiste. Ta aura powinna była mi to powiedzieć głupek, głupek, idiota!!!" - Czasem się na coś przydajesz. - "Błagam Sora palnij mnie czasami w ten pusty łeb!"
- O co w tym wszystkim chodzi?
- Sama chciałabym wiedzieć. Nie potrafię ci tego wyjaśnić, wybacz.
- Kim jesteś, że śmiesz przerywać mi taniec z siostrą. Śmieciu. - Powiedział dziwny głos z wejścia na salę. Stał tam Christopher, nie był zły, bardziej patrzył na mnie z pogardą.
- Ponoć znasz nas wszystkich, więc powiedz mi kim ja jestem. - Zmienił wyraz twarzy, teraz był wściekły.
- Nie muszę znać imienia jakiegoś złodzieja co kradnie mi siostrę. - Jego oczy zaczęły być czerwone. Nadzwyczaj łatwo domyślić się jego zamiarów.
- Nawet nie próbuj, ta magia już nie podziała. Moje zaklęcie zapewnia długotrwałą ochronę , więc możesz się wypchać tymi zauroczeniami.
- O widzę, że ktoś tu jest przygotowany, ale co powiesz na to. - Uniósł prawą dłoń i pokazał moją księgę.
"- Wybacz chyba dałam się złapać... Przepraszam... 
- Jak się trzymasz, nic ci nie jest?
- Jest okej, ale raczej nie dam rady uciec." - Byłem w kropce. Nie wiedziałem, co robić. Aż nagle poczułem, jak Lily mnie obejmuje.


Rozdział 9 (Lily)
Lilian stała tam, oparta o barierkę całym ciężarem ciała, biorąc szybkie, płytkie wdechy i próbując się uspokoić. „Co to u diabła było?!” Patrzyła na ogród i podświetlone fontanny, które zdawały się znacznie jaśniejsze niż zazwyczaj. Zamknęła oczy, chroniąc je przed oślepiającym blaskiem. Bicie jej serca powoli wracało do normy, a chłodny, nocny wiaterek wytrącał ją ze słodkiego stanu iluzji.
- Dziękuję. – Wykrztusiła po chwili z trudem. Słowa wciąż zamierały jej u źródła. – Czasem się na coś przydajesz. – Rzuciła, nie okazując wdzięczności, ale jednocześnie niezmiernie szczęśliwa w duchu. Odchrząknęła kilka razy, próbując jednocześnie odzyskać kontrolę nad brzmieniem własnego głosu.
Nie musiała na niego patrzeć, by wiedzieć, że sytuacja nie wygląda najlepiej. „Jest zły. Może nawet wściekły, ale ja naprawdę nic nie wiedziałam!” Nawet nie śmiała myśleć o tym, że może być najzwyczajniej w świecie zazdrosny. - O co w tym wszystkim chodzi? – Zapytał, a ona przełknęła głośno. Ten ton zapowiadał kłopoty.
- Sama chciałabym wiedzieć. –„Nawet nie wiesz, jak bardzo.” - Nie potrafię ci tego wyjaśnić, wybacz. – Dodała ciszej, nie wiedząc, co więcej może dodać. Cała ta sytuacja była tak pokręcona, że sama nie wiedziała, co o tym myśleć.
- Kim jesteś, że śmiesz przerywać mi taniec z siostrą. Śmieciu. – Usłyszała głos Christophera, który mimo braku wcześniejszej hipnotyzującej głębi, wciąż był bardzo zmysłowy. Lily przeklęła w myślach. Denerwowała ją nawet myśl o tym, jak szybko go rozpoznała. Wciąż nie odwracała się od ogrodu. Nie potrafiła zebrać się w sobie by na niego spojrzeć. Nawet teraz, gdy miała do tego okazję, a może nawet bardziej niż wtedy.
Dopiero po chwili zorientowała się, że chłopak nie powinien być w stanie znaleźć ich tak szybko. A jednak był tutaj. Prawdopodobnie w drzwiach. Jej serce znów zaczęło bić szybciej. „Przestań, przestań, przestań…!” Zaklinała się w myślach raz za razem. Miała ochotę zapłakać rozpaczliwie. Czuła, jak coś na nią napiera. Próbuje się wedrzeć w jej umysł. Obrona, którą ustawił Arata był silna, a jednak kontynuujące wciąż od nowa ataki stawały się coraz bardziej nieznośne.
- Ponoć znasz nas wszystkich, więc powiedz mi kim ja jestem. – Początkowo pogardliwy i arogancki, jednak wystarczyła jedna uwaga aby aura Christophera wzrosła po raz kolejny, zamieniając się we wściekłość. Odczuwała wzrost opresji jako ciągły ból całego ciała. Miała wrażenie, że coś wwierca się w jej umysł, próbując go złamać.
- Nie muszę znać imienia jakiegoś złodzieja co kradnie mi siostrę. – To było dziwne. Jakim cudem wciąż potrafiła zrozumieć tak dokładnie całą ich rozmowę, wytrzymując ten ogromny ból? Fakt, że nie zemdlała wydawał się kompletnie pozbawiony logicznego wyjaśnienia. Dziewczyna szybko pobladła, a w ustach zebrała się krew, która podeszła jej do gardła.
- Nawet nie próbuj, ta magia już nie podziała. Moje zaklęcie jest długo trwałe, więc możesz się wypchać tymi zauroczeniami. – „Zauroczenia? To nie jest zauroczenie do jasnej…!” Wciąż pamiętała, jak Arata próbował tej sztuczki na niej gdy byli młodsi. Zawsze czuła delikatne mrowienie, a później miała o nim nieco lepsze zdanie, jednak była tego świadoma. I ten ból? „Ty to wciąż uważasz za zaklęcie tej samej kategorii co zauroczenia?!”
- O widzę, że ktoś tu jest przygotowany, ale co powiesz na to. – W tym momencie poczuła, że słabnie. W barierze w jej umyśle pojawiły się rysy i zaczęła pękać niczym szklana kopuła. Zbierając się w sobie zacisnęła dłonie na barierce i odwróciła się do dwóch chłopaków. Pozbawiona oparcia oplotła swoimi ramionami w pasie Aratę.
- Natychmiast przestańcie! – To, co miało być krzykiem nagany wyszło z jej ust jako cichy szept desperacji, a jednak obaj chłopcy słyszeli ją bardzo wyraźnie.
- Lily? Co jest? Hej! – Arata odwrócił się do niej i złapał ją mocno za ramiona, by się nie przewróciła. W tym samym momencie magia, która ją dręczyła zniknęła. Dziewczyna uśmiechnęła się wyczerpana z ulgą i wzięła głęboki wdech. Spojrzała na zmartwioną twarz swojego brata, a jej oczy najlepiej wyrażały wdzięczność jaką odczuwała.
- Freya skarbie przepraszam. – Mruknął, podchodząc do nich. Zignorował Aratę, który patrzył na niego z furią ewidentnie wypisaną na twarzy i położył dłoń na jej głowie, głaszcząc ją uspokajająco. – Byłem przekonany, że Lucas już cię przebudził. To wszystko stało się przez moją nieostrożność, ale podobna sytuacja już więcej się nie powtórzy.
- O czym ty w ogóle mówisz?! Czy ty widzisz w jakim Lily jest stanie?! I to wszystko przez ciebie. – Nie sądziła, że wytrzyma tak długo. Zdaje się, że poważnie zlekceważyła Aratę. Była pewna, że rzuci się na Christopha dużo wcześniej. Jednak wciąż budująca się moc, która zaczęła wypływać z niego falami zdumiała nawet ją.
- Przecież mówię, że tego nie chciałem! Kto by się spodziewał, że zostawili ją tak podatną i odkładali przebudzenie tak długo! – Oczy obydwu chłopaków spotkały się, ciskając gromy jeden w drugiego. Lily schowała twarz w ramionach Araty licząc na to, że trochę go tym uspokoi. Wciąż była skołowana, ale była przekonana, że nie może dopuścić do walki tych dwóch magów na jej balu. Ich kraina była w rzeczywistości jedną z najsłabszych pod względem magii na tym świecie i większość magów na przyjęciu nie była szczególnie potężna. Dla odmiany dwójka młodziaków przy niej byłaby potężna nawet jak na standardy tych odległych ziem. Nie wątpiła, że są w stanie roznieść ten budynek w drobny mak.
Na szczęście chłopak rzeczywiście odzyskał trochę rozumu, czując jej obecność u swojego boku. Uśmiechnęła się. Chłopcy to takie proste stworzenia. Nawet jeśli nie kochał jej naprawdę, to wciąż powinien uważać ją za przyjaciółkę, a z jego charakterem, będzie jej bronił do upadłego.
- Czy możemy to wszystko odłożyć na kiedy indziej? W środku wciąż trwa bal, a ty Christoph jesteś właściwie główną postacią. Nie możesz nagle zniknąć w trakcie! – Spojrzała na niego nagannie, jednak chłopak jedynie wzruszył ramionami.
- Założyłem iluzję na całą salę, przekształcając nieco zaklęcie uroczej książeczki. – Podniósł Sorę do góry. – Dlatego też wątpię byśmy musieli się meldować w ciągu najbliższej godziny. Znacznie bardziej jestem ciekawy aroganckiego, czarnego maga, który kręci się wokół mojej Frei. – Jego oczy znów zabłysły na czerwono, ale tym razem kontrolował się i jego wybuch nie miał na nią efektu.
- Wyjąłeś mi to z ust bracie bliźniaku, który pojawia się znikąd. – Mruknął Arata, wpatrując się w niego przeszywająco. Nawet jeśli spojrzenie nie mogło zabić, to Aracie niewiele wtedy brakowało.
- Okej, nie wiem, co tu się wyrabia, ale cokolwiek to jest, załatwmy to z dala od tłumu. – Uniosła głowę słysząc znajomy głos i rzeczywiście, w przejściu pojawił się Lucas. – Pożyczyłem zaklęcie, by je trochę poszerzyć o kolejną osobę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. – Zapytał brata, machając mu. Lily wciąż nie mogła uwierzyć w to, że jako jedyna była niewtajemniczona. Jakby wyczuwając jej pełne urazy spojrzenie, chłopak westchnął.
- Mogłeś mi powiedzieć. – Wymruczała, odsuwając się w końcu od Araty. Chłopak wyciągnął ręce by ją zatrzymać, ale ostatecznie pozwolił jej na to, wyczuwając, że to nie byłoby najmądrzejsze z jego strony w obecnej sytuacji. Usłyszała jego zgrzytanie zębami. „Zdaje się, że stąpam po cienkim lodzie. Lepiej uważać, wściekły Arata to nie są żarty. Choć odnoszę wrażenie, że ta para wcale niekoniecznie by z nim przegrała nawet w najlepszej możliwej kondycji Przewodniczącego.”
- Nie mogłem. Uwierz mi, to nie było łatwe. – Powiedział, rozkładając ręce ze zrezygnowaniem.
- Nie było łatwe? Do diabła z „nie było łatwe!” Za każdym razem, gdy wracałem do domu, musieliśmy blokować jej wspomnienia zaraz po moim wyjeździe i ty to nazywasz „niełatwym”?! – Christopher uderzył Lucasa w ramię, jednak ten pozostał niewzruszony. Zupełnie jakby był do tego przyzwyczajony. „Powroty?”
- O czym ty mówisz? – Zapytała zaciekawiona. Nienawidziła zostawać w tyle, a sam fakt, że tyle przed nią ukrywano, tylko to potęgował.
- Odwiedzałem was każdej zimy. – Rzucił Christoph nie patrząc na nią.
- I? – Drążyła dalej czując, że w tej historii kryje się coś więcej.
- I za każdym razem ten dureń nie mógł kontrolować swojej aury gdy tylko był w pobliżu ciebie, więc musieliśmy go odsyłać z powrotem, a tobie wymazywać wspomnienia o jego pobycie, które zawierały więcej bólu niż twój umysł byłby w stanie podołać. Naciskał na ciebie swoją magią co najmniej kilka razy dziennie, sprawiając ci ból podobny do tego, co doświadczyłaś zapewne chwilę temu.
Spojrzała na Christopha z szeroko otwartymi ustami. – I właśnie z tego powodu matka tak bardzo cię biła. Chciała cię znieczulić na ból… - Widząc łzy wściekłości w jej oczach prędko podniósł ręce w geście kapitulacji. – Ale przysięgam, że o tym nie wiedziałem.
- Gdybym mu powiedział, to najprawdopodobniej olałby swój trening i pospieszył do domu, niszcząc wszystko na swojej drodze. – Spojrzał na milczącego Aratę z sarkastycznym uśmieszkiem. – Zdaje się, że pod tym względem jesteście podobni…
- Ja bym jej nie zranił. – Powiedział, spoglądając na Lucasa wyzywająco. – Jesteś jej bratem, powinieneś ją chronić od krzywdy.
– Prawda, pozwalałem na to, jednak pilnowałem, by matka nigdy nie przesadziła! W końcu to wszystko było dla jej dobra! Christoph nie pojawił się przez ostatnie pięć lat, gdy była w Akademii, bo miał inne sprawy do załatwienia, więc nie mogłem potwierdzić tej teorii, ale tym razem przynajmniej nie zemdlała od nadmiaru jego aury! To wszystko nie poszło na marnę. – Spojrzała smutno na brata. Mówił z pełnym przekonaniem, jakby naprawdę w to wierzył, a jednak wyczuwała, że nie są to jego własne słowa. Być może dlatego nie miała mu tego za złe. – Zresztą… Zraniłeś ją. – Dodał stanowczo, jakby chcąc uświadomić Aratę. I tym razem pominął swoją winę w całej sprawie.
- Być może. – Powiedział, przyznając mu rację. Jednak zanim Lucas mógł zatriumfować, usłyszał dalszą część. – Jednak ja przysięgałem, że zrobię wszystko by to naprawić, bo żałuję. – Spojrzała ponownie na Aratę. Na jego wyprostowaną sylwetkę, która pokazywała jego determinację i zdecydowanie. Nagle wydawał jej się jeszcze wyższy niż zazwyczaj.
Po tych słowach na tarasie zapadła cisza, a każdy pogrążony był we własnych rozmyślaniach, rozpamiętując rzeczy, za które czują się winni. Atmosfera była niezwykle ciężka. Ostatecznie Lily przełamała się i zadała pytanie, które ciąży jej już jakiś czas. – Dlaczego tylko ja odczuwam taką presję w obliczu aury Christophera? Inni zdawali się nie odczuwać tego, a jednak ja…
- Lily, powiedz mi… Od kiedy odczuwasz aury ludzi dookoła siebie? – Zapytał Christoph, a ona stała tam jak wmurowana. „No właśnie, od kiedy?”
- Ja… Nie wiem. Nigdy wcześniej ich nie odczuwałam! – Powiedziała, zaczynając powoli panikować.
Na jego twarzy malowało się nagłe zrozumienie, gdy spojrzał na bliźniaków.  - Lily, wszystko będzie dobrze. – Powiedział Arata, podchodząc do niej bardzo powoli. Zupełnie jakby podchodził do spłoszonego zwierzęcia, które może uciec w każdej chwili. I Bóg tylko wiedział, jak bardzo chciała uciec. – Jest zapieczętowana prawda? – Zapytał, nie odwracając od niej wzroku. Skupiła się na jego oczach, z całej siły starając się pozostać w miejscu.
Bracia spojrzeli po sobie, po czym pokiwali głowami. – Od chwili narodzin.
- Wiele rzeczy staje się jasnych. – Pokręcił głową z niedowierzeniem. – Pomyśleć, że jesteś o wiele cenniejszym skarbem niż ktokolwiek mógłby przypuszczać Lily. – Dotarł do niej i położył jedną rękę na jej piersi, tuż nad sercem, a drugą z tyłu jej głowy. – Rozumiem, że nie zamierzacie ingerować? – Zapytał chcąc coś potwierdzić. Lily przełknęła. Cała ta rozmowa stawała się coraz dziwniejsza.
- Twoja troska o nią wydaje się być szczera. – Mruknął Christoph niechętnie.
- Nie lubię cię, ale ona jak się zdaje wręcz przeciwnie. – Lucas wzruszył ramionami.
- To dobrze. Pomóżcie mi w drugiej fazie. – Pokiwali zgodnie głowami. Nie chcieli tego przyznać, ale ich dwójka była do tego nie wystarczająca. Arata uśmiechnął się z zadowoleniem i ponownie spojrzał na jej twarz. Obrysował palcami jej rysy, zatrzymując się dłużej na ustach, wędrując po linii nosa i oczach, które przymknęła zrelaksowana. Panika zaczynała ustępować, a zastąpiło ją głęboko zakorzenione zaufanie, które odczuwała w stosunku do niego.
Dziewczyna poczuła na swojej twarzy blask księżyca, a w następnym momencie jej oczy otworzyły się szeroko z nagłego szoku, jakiego doznała, gdy jego usta wylądowały na jej własnych. Pocałunek był powolny i delikatny, zupełnie jak piórko, a ona czuła się niezmiernie lekko. Usłyszała głośno w uszach bicie własnego serca, które zaczynało wybijać coraz silniejszy rytm, a ją wypełniła energia, która wydawała się wcześniej zablokowana w jej ciele. Chciała poddać się temu narkotyzującemu uczuciu, jednak silny uścisk, który poczuła na ramionach, utrzymywał ją w ryzach. Poczuła, jak jej rękawiczki są zdejmowane, a następnie silne dłonie w okolicach pulsu. Poczuła, jak ciepłe usta odrywają się od jej warg i usłyszała starożytne słowa, których nie potrafiła rozróżnić. Cały proces był dla niej jak sen, którego nie pamięta się po przebudzeniu. Wspomnienia zaczęły się mieszać ze sobą. Znów znalazła się w swojej pustce. Oglądała wspomnienia, których wcześniej tam nie było. A czym więcej oglądała, tym więcej zaczynała rozumieć. Była czarnym magiem…
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Obudź się księżniczko!
- Pora wstawać słońce!
- Spróbuj obudzić się zanim minie zaklęcie, inaczej będzie to dla nas kłopotliwe!
Usłyszała różne trzy głosy. Głosy, które rozpoznawała. Otworzyła oczy.
- Jak się czujesz? – Zapytali wszyscy trzej chórem. Jak widać prędko znaleźli wspólny język. Może to cecha czarnych magów, że lgną do siebie nawzajem?
- Dobrze. Właściwie lepiej niż kiedykolwiek.
- Nie wątpię. – Mrugnął do niej Arata, a ona się zarumieniła. „Ta część na pewno była snem. To zwyczajnie nie może być prawda! Kya, a co jeśli!? Zaraz, kya? Opanuj się Lily!”
- Lily prawda jest taka, że każdy Mortis jest czarnym magiem, ty po prostu byłaś z jakiegoś powodu zablokowana od urodzenia. – Christoph spojrzał na Aratę. – Zapieczętowana. W tej chwili dzięki połączeniu naszych trzech aur byliśmy w stanie uwolnić twoją moc. Choć z początku może ci być dość ciężko panować nad tak potężną zdolnością, która przez długi czas spała w twoim ciele, to jednak trochę to zajmie nim ta moc całkowicie się przebudzi i do tego czasu powinnaś mieć jakieś ogólne pojęcie, jak sobie z nią poradzić.
Lucas pokiwał głową, po czym dodał. - Możliwe, że nie będzie to wcale tak trudne, ponieważ starszyzna podejrzewa, że powodem pieczęci były twoje dwa tytuły kontrahenta. Żywiołaki nie lubią się dzielić kontrahentem, więc fakt, że dwa mogły istnieć w twoim ciele jest dość niezwykły w tej krainie. Jeśli jednak twoja moc ciemności przyjmuje postać żywiołaka, wówczas wiele rzeczy wyjaśnia się samoistnie. Dwa pierwsze duchy żywiołów żyły ze sobą w zgodzie, ponieważ miały wspólnego wroga, którego musiały nieustannie dusić w tobie.
Christopher pokiwał głową, a po chwili namysłu zmarszczył brwi i rzucił Aracie podejrzliwe spojrzenie. – Właściwie skąd ty wiesz o pieczętowaniu? I skąd znasz metodę na usunięcie pieczęci? Nawet my nie potrafi szliśmy tego odkryć latami mimo bogatej historii i licznych książek z odległych krain, jakie pozostawili nam przodkowie…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz