Powrót. (Tigr i Clarie)

Rozdział 1 (Tigr)
- W końcu wróciliśmy. - Powiedziałem, wychodząc z portalu. Przeciągnąłem się, po czym spojrzałem na Tinę.
- Że też chciałeś tu wrócić po tym co cię spotkało! - Odparła mi i zaśmiała się.
- Powiedzmy, że robię to tylko dlatego, by uszczęśliwić rodzinę.
- Brat będzie z ciebie bardzo dumny... Ale co jeśli zabójca wróci?
- Tym razem dostanie za swoje. -  Położyłem dłoń na głowie dziewczyny. - Zemszczę się za to, co mi zrobił. Przysięgam. - Poszliśmy razem w stronę gabinetu dyrektora, by poinformować go o naszym powrocie. Co jakiś czas zatrzymywali nas inni uczniowie i pytali, jak się czuję. Było to dość przyjemne. Wiedza, że ktoś się o mnie martwił zawsze polepszała mi humor. "Życie w tej szkole nauczyło mnie jednego, można tu znaleźć prawdziwych przyjaciół..."
- Wybacz, że przerywam ci kakofonię myśli, ale pamiętaj, by nikomu nie wspominać o tym, co stało się z twoim ciałem.
- Wiem, pamiętam. Na razie ma to pozostać tylko między nami. - "Lekarze zakazali nam mówić o mechanicznych kończynach dopóki się z nimi nie oswoję. Ćwiczenia w szpitalu pozwoliły mi tylko na normalne poruszanie się, problemem cały czas pozostaje walka..."
- Dopóki się nie przyzwyczaję będziesz musiała mnie bronić w razie potrzeby.
- A przed chwilą mówiłeś, że się zemścisz. Śmieszny czasem jesteś, zaprzeczasz samemu sobie.
- Strzelać dalej mogę, bieganie to główny problem.
- W porządku. Będziesz mi osłaniał plecy, gdyby coś się działo. Miejmy jednak nadzieję, że do niczego nie dojdzie w najbliższym czasie. - Drzwi były uchylone, więc nie trudziliśmy się z pukaniem. Weszliśmy do gabinetu w bardzo dobrym nastroju, dyrektor jednak wyglądał wręcz przeciwnie. Cały był jakby bez życia, leżał na biurku i mamrotał coś pod nosem.
- Wróciliśmy panie dyrektorze. - Powiedziałem, podchodząc do niego.
- Witaj Tigr, miło cię widzieć. - Podniósł rękę i pokazał mi na drzwi, sygnalizując tym samym bym wyszedł. "Czyli w takim jest pan humorze. Wrócę, kiedy będzie pan miał odrobinę lepszy dzień."
Po wyjściu z gabinetu podleciała do mnie sowa. Miała przywiązaną do nogi wiadomość. "Spotkajmy się na dziedzińcu."
- Zdaje się, że ktoś chce się z nami przywitać... - Wymieniliśmy z Tiną porozumiewawcze spojrzenia, po czym poszliśmy na dziedziniec.

Rozdział 2 (Clarie)
Nie miałam wielkich oczekiwań na dzisiejszy dzień. Właściwie to były najniższe z najniższych, bo w Akademiii już od kilku dni nic ciekawego się nie działo. Nawet Dante gdzieś zniknął! Ugh, niby jest moim szefem, ale nie zmienia to faktu, że czasem mam ochotę mu przyłożyć za tą frywolną naturę i znikanie w najmniej odpowiednich momentach! A jaki jest odpowiedni moment? No oczywiście, że taki, w którym ja się nudzę! Agh, życie potrafi być beznadziejne.
W każdym razie nie zapowiadało się na to, że cokolwiek będzie w stanie poprawić mój humor. Nie miałam nawet ochoty dyskutować z dziewczynami w Pokoju Wspólnym. Siedziałam na kanapie, niby ich słuchając, a w rzeczywistości wyglądając z nachmurzoną miną przez okno i przeklinając Dantego na wszelkie znane mi sposoby. Niespodziewanie uchwyciłam kątem oka nagromadzenie magii w okolicy teleportera. Niemal niedostrzegalne zagięcia w przestrzeni, a następnie dwie postacie wyłaniające się z kręgu.
Bez problemu rozpoznałam te dwie sylwetki. Nie ma znaczenia, że minęło sporo czasu od naszego ostatniego spotkania. Na mojej twarzy pojawił się natychmiast szeroki uśmiech. Rzucając krótkie „na razie” do zdumionych i nic nie rozumiejących koleżanek, które wcale nie są moimi koleżankami, zbiegłam po schodach dormitorium na Plac Główny. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie mogłam dostrzec parki. Sfrustrowana wydęłam wargi i tupnęłam nogą. ,,Dopiero wrócił i nawet się nie przywitał. Tyle czasu bez słowa, a on nawet na mnie nie zaczekał! Głupek! Idiota! Baran! Ptasi móżdżek! Przynajmniej Tina mogłaby być tak miła i zostać!"
- Co jest Vi?! Wybiegłaś tak nagle z pokoju bez słowa, a teraz pieklisz się jakby ci ktoś znowu próbował ukraść kieszonkowe. - ,,Silene. No tak. Kompletnie o niej zapomniałam." Wróżka podleciała do mnie ze zranieniem wypisanym na twarzy. W końcu to nie był pierwszy raz. Nawet przestałam już obiecywać, że to się więcej nie powtórzy, bo podobne sytuacje zdarzają się nagminnie.
- Przepraszam. Po prostu... - Rozejrzałam się po raz ostatni po placu. - Miałam nadzieję, że w końcu znalazłam coś do roboty.
Silene spojrzała na mnie kątem oka, próbując zrozumieć cokolwiek z kontekstu. Po chwili jednak westchnęła, pokręciła głową i podleciała do mojego ramienia, by na nim usiąść.
- Wiesz, że kilka dni spokoju dobrze ci zrobi na serce? - Zamknęła oczy, a ja przewróciłam swoimi. ,,Znowu się zaczyna. To chyba jedyna kwestia w jakiej nigdy nie dojdziemy do porozumienia."  - Nie wspominając już o tym, że mi również. Powinnyśmy czasem zrobić sobie wakacje od ciągłego pakowania się w tarapaty. No, bo powiedz? Co złego jest w siedzeniu sobie w ciszy, piciu herbatki i rozmawianiu z tymi miłymi czarodziejkami?
- Po pierwsze, ty nawet nie wyściubiłaś nosa zza kaptura mojego płaszcza podczas naszej "rozmowy". - Pokazała jej dłoń i zagięła pierwszy palec. - Po drugie ja ich nawet nie lubię. - Drugi palec podążył za pierwszym. - Po trzecie siedziałam tam tylko dlatego, że wspomniały coś wcześniej o nowym chłopaku Sheili. Z jakiegoś powodu Dante kazał nam trzymać rękę na pulsie w tej sprawie, więc liczyłam na to, że wyciągnę od nich coś więcej. Bezskutecznie jednak, co oznacza, że zmarnowałam całe popołudnie. - Wzdrygnęła się. - Po czwarte nudzenie się jest przereklamowane, a po piąte... Czy naprawdę zamierzasz zaczynać tą rozmowę za każdym razem?
- Oczywiście. Kiedyś wygram, zobaczysz. - Odburknęła niepocieszona wróżka. Cóż, to też był pewnego rodzaju standard w naszym życiu, więc zbyłam to wzruszeniem ramionami. - Auć!
- Przepraszam! Zawsze zapominam, że przesiadujesz na moim ramieniu...
- Głowy kiedyś zapomnisz.
- Hahahaha, prawdopodobnie masz rację!
Zaśmiałam się radośnie, a po chwili oczy zaświeciły mi się w nagłym olśnieniu. Silene stężała na moim ramieniu i ostrożnie zapytała. - Co planujesz tym razem?
- Bo ja wiem. - Odpowiedziałam najniewinniejszym tonem na jaki mogłam się wysilić. Nie czekając na odpowiedź pobiegłam przed siebie, zmierzając na błonia. Przed chwilą przypomniałam sobie o stadzie sów, które ostatnimi czasy rezydują na dachu altany i o historiach, które słyszałam od ojca. Coś o zanoszeniu listów... Ponoć w dawnych czasach robiły to gołębie, które potrafiły odnaleźć odbiorcę same z siebie. Dlaczego nie spróbować więc z sowami? W moim mniemaniu te drugie są znacznie inteligentniejsze.
Szybko dotarłam na miejsce i stanęłam, wyciągając przed siebie rękę i zamykając oczy. Oddychałam rytmicznie, chcąc uspokoić oddech po szybkim biegu i wyciszyć umysł. Co prawda nie zmachałam się szczególnie po przebieżce, ale serce niemniej biło mi znacznie szybciej niż normalnie, a krew pulsowała w skroniach, co sprawiało, że znacznie ciężej było mi się skupić.
Niewiele to trwało, gdy poczułam nikłe połączenie z jedną z sów. Zadowolona, że nie zajęło mi to wiele czasu i bardziej niż z początku przekonana o powodzeniu mojego pomysłu, otworzyłam oczy i pogłaskałam miękkie skrzydła ptaka. Był dość poszarzały od pokrywającego dach altany pyłu, ale domyślałam się, że pod warstwą brudu kryją się śnieżnobiałe skrzydła. Inteligentne, złote oczy wpatrywały się we mnie, a ja uśmiechnęłam się do sowy.

- Pomóż mi proszę. - Wyszeptałam, podchodząc do altany i odstawiając sówkę na stolik. Wyjęłam z kieszeni płaszcza swój notes dziennikarski i ulubiony długopis z logiem Domu Handlowego ojca. Napisałam krótką notkę z prośbą o spotkanie, którą pozostawiłam niepodpisaną. „I tak się domyśli, że to ja. A jeśli nie, to zamierzam go porządnie zaskoczyć. W końcu sporo już minęło, może nawet mnie nie pozna?” Sówka wskoczyła mi na ramię i razem wyszłyśmy na otwartą przestrzeń. – Zanieś to proszę mojemu przyjacielowi, którego Silene pokazała ci w wizji wcześniej. – Wzniosłam ramię z sówką i przypięłam zwiniętą karteczkę i jej nóżki. – Liczę na ciebie! – Dodała, kiedy ptak wzbił się w niebo.
- Zadowolona? - Spytała uśmiechnięta Silene. Wiedziała, jak wiele to dla mnie znaczyło. - Dawno się z nimi nie widzieliśmy. Nawet ja jestem podekscytowana.
- Cóż, to jeden z niewielu ludzi z którymi rozmawiasz, więc wcale ci się nie dziwię. - Po raz ostatni spojrzałam za sówką znikającą z linii mojego widoku. - Tylko spróbuj nie zabrać dla siebie całej jego uwagi!
- To samo tyczy się ciebie! - Roześmiałyśmy się w głos i podając sobie ręce w znak niepisanej umowy, ruszyłyśmy na dziedziniec, nie mogąc się doczekać spotkania.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Zobaczyłam ich z oddali. Stali na przeciwko siebie, z Tigrem skierowanym plecami do mnie. Silene pisnęła z radości, jednak prędko ją uciszyłam, kładąc jej palec wskazujący na utach. Uważając by robić jak najmniej dźwięku podbiegłam do nich, zgrabnie omijając innych uczniów na mojej drodze. Gdy byłam już blisko, skoczyłam.
Przede mną jak spod ziemi wyrosła Tina. ,,Che, jak zwykle na warcie." Pomyślałam, ale byłam na to przygotowana. W końcu mam lata praktyki w podobnej sytuacji. Ułożyłam ręce na jej ramionach, odbiłam się i przeskoczyłam ponad dziewczyną. Ledwie łapiąc jakąkolwiek równowagę, skarciłam się za ten głupi pomysł tuż po jego wyegzekwowaniu. Na szczęście Tigr stał jakiś metr od nas, ,,Swoją drogą jak ona dostała się tutaj tak szybko! Nawet ja miałabym problem ze skopiowaniem tego ruchu. Jej umiejętności rosną i jeśli się nie pospieszę to zostanę w tyle!", i spadłam wprost na niego. Ku mojemu zdumieniu nie przewróciliśmy się na ziemię, a chłopak wytrzymał mój ciężar stosunkowo bez większych problemów. ,,Dziiiiwne! Co oni przeszli jakiś poligon w czasie gdy ich nie było czy jak?!"
- Hej Tigr! - Powiedziała niewinnie, wciąż uwieszona jego szyi.


Rozdział 3 (Tigr)
Gdy pojawiliśmy się z Tiną na Placu Głównym, zaczęliśmy się rozglądać dookoła. "Ciekawe, kto chciał się tu z nami spotkać? Kto mógłby się cieszyć najbardziej z naszego powrotu, hm..." - Masz jakiś pomysł, kto wysłał tą wiadomość? - Spytałem Tiny.
- Nie, ale lepiej pozostać czujnym. - Jej oczy zmieniły barwę na czerwony kolor.
- Racja. Możliwe, że to zabójca wysłał tą wiadomość. Miejmy się na baczności. - Szliśmy dalej w kierunku fontanny. W pewnym momencie poczułem, jak coś albo raczej ktoś, ląduje mi na plecach i rękami oplata szyję.
- Hej Tigr! - Złapałem dziewczynę i wtuliłem w siebie gdy próbowała się przekręcić twarzą do mnie.

- Cześć Vi, dobrze cię znów widzieć. - Puściłem po chwili dziewczynę. Stała przede mną lekko zarumieniona na policzkach. - Mogłeś trzymać trochę dłużej. - Oznajmiła cicho pod nosem. "Mogłem, ale wtedy ty byś była w centrum plotek i przekrętów." Uśmiechnąłem się do niej lekko i pstryknąłem w nos by się rozchmurzyła.
- Przepraszam mistrzu, zawiodłam cię. - Wyszeptała Tina, łapiąc mnie za rękaw i spuszczając głowę w dół.
- Wcale nie! - Zakrzyknęła Claire. - Niewiele brakowało a bym zatrzymał się na tobie. Na szczęście jakoś udało mi się uratować sytuację i wylądować na Tigrze. Co w sumie było moim planem.
- Czyli mamy tajemniczego nadawcę. Było po prostu nas znaleźć, a nie wysyłać sowę.
- To twoja wina, bo nawet nie przyszedłeś się przywitać. Tyle cię nie było.... - Nagle ucichła i przestała mówić.
- A gdzie Silene? - Spytałem nie widząc na jej ramieniu gadatliwej wróżki. Dziewczyna zaczęła przetrząsać ubranie. - Nie mów, że zgubiłaś ją po drodze. - Vi wybuchła śmiechem po czym wskazała na moją głowę. Nagle przed oczami przeleciała mi wróżka. "Czyli była na mojej głowie. Nie no spoko." Poczułem na twarzy krople deszczu. W jednej chwili cały Główny Plac był pusty, a ludzie rozbiegli się do budynków przez deszcz. "Deszcz latem, też sobie pogoda umyśliła." Niebo zaczęło się świecić, usłyszałem huk charakterystyczny dla pioruna. Nim zdążyłem zauważyć, wszystkie dziewczyny stały za moimi plecami. Vi cała się trzęsła i obejmowała mnie w pasie. - Ktoś się tu chyba boi burzy?
- Wcale nie. Jak ja mogłabym się czegokolwiek bać? To absurd! - Zabrzmiał kolejny trzask, tym razem bliżej, a ja poczułem jeszcze mocniejszy ucisk na brzuchu. - Możemy już się zbierać? Nie chcę zmoknąć. Mam na sobie drogie ubrania.
- A dasz rade iść sama? - Spytałem, patrząc na jej trzęsące się nogi.
- Oczywiście, że tak. - Kolejny piorun uderzył i wywołał ogromny huk. "To już zaczyna być zbyt niebezpieczne. Centrum jest coraz bliżej, czas się zbierać. Podniosłem Vi i pobiegłem w stronę budynku. Dziewczyna przez chwile siedziała cicho, gdy nagle powiedziała.
- Od kiedy masz tyle siły? I czemu twoja prawa ręka jest taka zimna. - "Bo jest z metalu, ale tego ci nie mogę jeszcze powiedzieć."
- Jeśli nie przestaniesz pytać, zakrzyknę, że wziąłem swoją loli i właśnie wracam do domu...!


Rozdział 4 (Clarie)
- Ani mi się waż! - Krzyknęłam, kompletnie zapominając o całej sprawie ze strachu przed wstydem, jaki nieubłaganie bym odczuła gdyby to zrobił. Oczywiście to wszystko przez burzę. To przez te przeklęte huki nie zdałam sobie sprawy, że plac był pusty i nikt nie zwróciłby uwagi na to, co wykrzykuje chłopak.
Biegliśmy w stronę budynku Akademika, a ja mimowolnie przeklęłam. W tej chwili nawet burza niewiele mnie obchodziła, ale fakt, że znajdujemy się z Tigrem w innych dormitoriach! Jeśli wejdziemy do Akademika, to siłą rzeczy nie będę miała żadnej wymówki by z nim zostać i porozmawiać!
Krzywiąc się na samą myśl o tym, co zamierzam zrobić, wymówiłam cichutko zaklęcie wślizgu. Zamknęłam oczy. Zadziałało natychmiastowo. Jak zapewne można się było spodziewać, Tigr potknął się, próbując złapać równowagę. W ostatnim momencie podtrzymała go Tina i nie rozłożył się na ziemi jak długi. Naturalnie to również było w moich kalkulacjach, co wcale nie umniejszało poczucia winy, jakie przygniatało mnie od środka.
Na moment przed ostatecznym impetem odepchnęłam się delikatnie od Tigra, nie chcąc robić tego zbyt oczywistym i sama upadłam na ziemię. Zebrałam wszystkie swoje siły aby nie zacząć się pieklić i zrobiłam najlepszą zranioną minę na jaką było mnie stać. Nawet teraz zastanawiam się, czy nie była to najlepsza jaką w życiu wykrzesałam z siebie.
Poczułam ostry, przeszywający ból w prawej kostce i wessałam głośno powietrze, otwierając oczy. Tak bardzo chciałam mieć choć trochę mądrzejszy plan w tamtej chwili, ale wciąż nic nie przychodziło mi do głowy. - Auć, ai, ała! - Zaczęła szlochać cichutko wiedząc, że jeśli przesadzi, to ją przejrzy bez problemu. Zbyt długo się znali by uszło jej coś takiego płazem. Cóż, może i oni stali się silniejsi, ale ona również nie próżnowała i pod przewodnictwem Dantego jej przebiegłość sięgnęła szczytów perfekcji.
- Bardzo cię boli Vi? Nie mam pojęcia, jak to się stało! Starałem się biec ostrożnie, ale droga zamokła i z tyloma kałużami dookoła... - Powiedział Tigr, podchodząc do mnie. Kompletnie nie zwracał uwagi na deszcz, a zamiast tego martwił się o to, jak się czuję. ,,Słodki!"
Przez moment zastanawiałam się, czy nie powiedziałam tego na głos, bo ton głosu na pewno by mnie wydał. Owszem, bolało mnie, ale nie jestem jakąś paniusią, która nigdy nie skaleczyła palca. Normalnie trochę bym nakrzyczała i najprawdopodobniej sama, o własnych siłach dotarła do skrzydła szpitalnego, więc udawanie delikatnej wcale nie było tak łatwe jak się może wydawać!
- Chyba skręciłam kostkę. Zdaje się, że zaczęła już puchnąć. - Powiedziałam, kręcąc głową. - Trochę piecze, ale będzie dobrze! - Dodałam optymistycznie. To akurat przyszło mi dość łatwo, bo było prawdą.
- To dobrze. Chodź, zabiorę cię do Skrzydła Szpitalnego w szkole aby cię opatrzyli. - Powiedział, podając jej rękę. - Myślisz, że dasz radę wstać? - Patrząc na jego zmartwione oblicze naprawdę miałam ochotę walić głową o ścianę. ,,Dlaczego musiałeś biec w stronę Akademika?! Huh, to wszystko twoja wina, więc weź za to odpowiedzialność!"
- Z drobną pomocą nie powinnam mieć większego problemu. Miałam gorsze rany... - W 100% prawda. Mówią, że kilogram prawdy pokryje gram kłamstwa... Słyszysz głupie sumienie? - Naprawdę przepraszam, że musisz się tyle ze mną kłopotać w pierwszy dzień po powrocie szkoły! - Dodałam już stojąc. ,,Ugh, gdyby nie lata praktyki, to chyba twarz by mi się rozpłynęła od tego uśmiechu, słowo daję, tu gdzie stoję. Ale dla niego... Cóż, mogę wytrzymać! Pokażę mu, że jestem inna niż w przeszłości. Teraz jestem wyrafinowaną, młodą damą, która potrafi kontrolować swój język... Cóż, lepiej niż zazwyczaj. Ups, jednak nic z tego. Było nie skakać mu na plecy jak chciałam zrobić dobre wrażenie. Pewnie ma mnie teraz za podlotka, a sam tak bardzo wyrósł! Może wciąż nie jest za późno jeśli dam radę kontynuować granie do końca dnia? Ugh, nienawidzę tego, dlaczego Tina zawsze musi się koło niego kręcić?! Nic do niej nie mam, a jednak kuje mnie to w kościach...!"
- Nie ma sprawy. Zawsze miło wiedzieć, że ktoś wciąż mnie potrzebuje. - Zaśmiał się, a ja zagryzłam zęby z frustracji. ,,A jednak miałam rację! Wciąż widzi mnie jako dziecko!" Mało subtelnie wygięłam plecy, eksponując niby przypadkiem klatkę piersiową. Może i dziecięce zachowanie, ale przy nim traciłam całą codzienną postawę obojętności. Po prostu zależało mi desperacko by miał o mnie dobre wrażenie i znów chciał być moim drogim przyjacielem.
Wiele razy zastanawiałam się, co porabia i dlaczego nie odpisuje na moje listy. Cóż, ktoś w jego posiadłości to robił, ale byłam pewna, że to nie on. Co więc się za tym wszystkim kryje? Moja dziennikarska dusza lgnęła do newsów, a jako jego przyjaciółka z dzieciństwa chciałam dać mu czas na poukładanie życie i zaczekać, aż sam mi to wszystko powie. Pytanie, które z powyższych wygra...
Byłam tak pogrążona w myślach, że nie zauważyłam nawet, kiedy Tina wzięła mnie na ręce. Zaraz, zaraz, Tina?! Spojrzałam na nią wielkimi oczami, momentalnie jednak wzięłam się w garść, powracając do miny biednej, zranionej duszyczki. ,,Pewnie nie ufał sobie po tym wypadku. Do licha, liczyłam na to, że jednak spędzę więcej czasu w jego ramionach! Z drugiej strony może to i lepiej? Bycie tak blisko niego źle na mnie działa. - Jesteśmy. - Usłyszałam od Tiny, która ostrożnie postawiła mnie na nogi. Swoją stroną jak ona może być tak silna w tym wieku? Mimo, że moim atutem nie była siła, to i tak wiedziałam, że z jej drobnym, nawet jeśli wyćwiczonym ciałem, była to nie lada sztuka.
Podeszłam do pielęgniarki i szybko zostałam opatrzona. Siostra cały czas mnie ostrzegała by poruszać się ostrożniej, a ja kiwałam głową nieobecna duchem. Na szczęście często bywałam w szpitalu, szkoląc swoje umiejętności leczenia, więc pielęgniarka mnie znała i od razu zabrała się do roboty, nie kłopocząc się wypełnianiem papierków. Po chwili ból zamienił się w ledwie dokuczające pieczenie, aż w końcu całkowicie zniknął. Momentalnie opuchlizna opadła, a skóra ponownie nabrała zdrowego rumieńca. Podziękowałam siostrze, spoglądając z zazdrością na eliksir leczący w jej rękach i potrząsnęłam głową, próbują się skupić.
Wyszłam z salki. - Już w porządku. Dziękuję za pomoc! - Zawołała do nich tuż po wejściu i została nagrodzona uśmiechem Tigra. Stała przez moment oniemiała, ale szybko uśmiechnęła się w odpowiedzi. - Skoro już jesteśmy w budynku, dlaczego nie przejść się do jadalni albo jeszcze lepiej kawiarenki? Zamówimy coś lekkiego i nadrobimy zaległości. Co na to powiecie? - Zapytałam nieśmiało, spoglądając w ziemię. Nawet nie zauważyłam faktu, że po raz pierwszy od dawna nie zważałam na szalejącą na zewnątrz burzę...


Rozdział 5 (Tigr)
Stałem z Tiną obok drzwi i czekaliśmy na Vi. Cały czas zastanawiałem się, jak to możliwe, że się potknąłem. "Przecież to niemożliwe bym się poślizgną na kałuży. A może to wina nowej nogi? Przecież jeszcze się do niej nie przyzwyczaiłem."
- Nie myśl o tym, każdemu się zdarza. Po za tym w twoim stanie to bardzo możliwe, że nie dasz jeszcze rady chodzić z takim ciężarem. - Jakimś sposobem ona zawsze wie o czym myślę. Czasem to pomaga, ale równie często przeszkadza. W tym wypadku cieszę się, że podniosła mnie na duchu.
- Ale mogłaś chociaż pozwolić mi ją dalej nieść. Ty też nie powinnaś się aż tak bardzo zdradzać. Nie jestem jedynym, który ma zakaz mówienia o tym i pokazywania tego.
- Zrobiłam to by móc cię chronić, więc odpuść.
- Wiem. I jestem ci za to wdzięczny, ale nie afiszuj się z tym. Nadal nie wiemy, gdzie jest zabójca i kiedy może uderzyć. - Nagle Vi wyszła z gabinetu i zakrzyknęła, przerywając naszą rozmowę.
- Już w porządku. Dziękuję za pomoc! - Uśmiechnąłem się do niej lekko, jednak nim zdążyłem coś powiedzieć, dziewczyna zaczęła dalej mówić, nawijając jak katarynka. - Skoro już jesteśmy w budynku, dlaczego nie przejść się do jadalni albo jeszcze lepiej kawiarenki? Zamówimy coś lekkiego i nadrobimy zaległości. Co na to powiecie?
- Z miłą chęcią, ale nie zapomnij, co cię czeka, jeśli zaczniesz zadawać zbyt wiele pytań! - Rzuciła mi zabójcze spojrzenie, ale ciężko było jej ukryć szeroki uśmiech.
- Jeśli zrobisz coś takiego, zabiję cię na miejscu. - Odparła, a ja z trudem powstrzymałem wybuch śmiechu. Na samą myśl o nazwaniu jej lolitą krew Claire zdawała się burzyć. ,,Warto zanotować."
- Nie zdążyłabyś wykonać ruchu. - Tina stanęła przede mną i zastawiła rękami. Tak bywa gdy nie znasz się za dobrze na żartach.
- Wiecie, że nie musicie się o mnie kłócić? - Zapytałem z westchnieniem.
- Przymknij się. - Odpowiedziały obydwie w tym samym momencie. "Dobrze wiedzieć, że choć w jednej kwestii się zgadzają. Nie wiem tylko, czy jest to dobry powód do dumy."
- Nie wiem jak wy, ale ja idę się czegoś napić. - Machnąłem ręką i poszedłem w kierunku kawiarni. Dziewczyny szybko dołączyły do mnie. Zauważyłem, że Vi lekko utyka. - Może lepiej zanieść cię do pokoju, byś wypoczęła? - Dziewczyna zaczęła patrzeć w okno, unikając mojego wzroku. Znowu.
- Nie... - Powiedziała, resztę dodając szeptem. Podejrzewałem, że zupełnie nieświadomie. - W taką pogodę wolę być z tobą. - Położyłem rękę na głowie dziewczyny i pogłaskałem ją. "Czasem mogłabyś być szczera z samą sobą." Claire miała rumieńce na policzkach i lekki uśmiech na ustach. "Od małego to najlepsza recepta na poprawienie ci humoru, w sumie mi również sprawia to radość..." Zaśmiałem się w myślach i skierowałem wzrok w stronę okna. Nagle lewe oko zaczęło mnie piec. "Mówili, że czasem może mnie to oko boleć, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo" Pomyślałem, gdy ból zaczął się nasilać.
- Nic ci nie jest? Co się dzieje? - Spytała Vi, stając przede mną.
- Powiedzmy, że jest to efekt uboczny leczenia. Nie przejmuj się, zaraz mi przejdzie. - Przykryłem oko ręką.
- Nie podoba mi się to, że masz jakieś tajemnice, o których mi nie mówisz. Rozumiem, że długo się nie widzieliśmy, ale wciąż uważam się za twoją przyjaciółkę! Powiedz mi, o co tutaj chodzi. Możesz mi zaufać. Wiesz, że potrafię dochować tajemnicy. - "Nigdy się ze mną nie patyczkujesz co? Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym ci o tym powiedzieć, ale po prostu nie mogę. Za duże ryzyko, że ty również staniesz się celem. Musisz mi wybaczyć, ale tym razem będę nieugięty Claire..."


Rozdział 6 (Clarie)
Spojrzała ze łzami złości na chłopaka, który był bardziej uparty od osła. „Przecież możesz mi zaufać…” Pomyślała, niemal opadając na kolana, kompletnie bez życia. Cieszyła się, że wrócił. I wiedziała, że nie będzie mu lekko o tym mówić. Przecież tak dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Cokolwiek to było,  co trzymało go tak długo w oddaleniu, dużo od niego zabrało. Wyżarło w nim nieskalane emocje, których ona być może nigdy nie będzie w stanie zrozumieć. Dostrzegła to w jego smutnych oczach. A jednak, nawet jeśli wiedziała, gdzieś głęboko w duszy, czuła się zraniona. Zraniona, ponieważ mimo wszystko naiwnie wierzyła, że zwyczajna przyjaciółka z dzieciństwa może dla niego znaczyć więcej niż ciężkie chwile jakie przeszedł. Że może być w stanie mu pomóc zmierzyć się z bólem i wspomnieniami.
Dziewczyna wyprostowała ramiona i wzięła głęboki wdech. „Tigr potrzebuje teraz pomocy. Moje rozterki mogą zaczekać.” Podniosła dłoń do jego lewej ręki, która zakrywała oko i położyła na niej swoją własną. Tym razem Tina nie próbowała jej powstrzymać. Spojrzała kątem oka na blondynkę. „Ona też się o niego martwi.”– Chcesz pójść do Skrzydła Szpitalnego, czy wystarczy, że gdzieś przesiedzimy atak bólu? – Zapytała go powoli ani okazując zniecierpliwienie ani zmartwienie. „Zrzucanie na niego moich własnych emocji mu teraz nie pomoże.”
- Przecież powiedziałem, że zaraz mi przejdzie. – Powtórzył lekko zirytowany. „Tym razem co go tak wkurzyło? Co jest znowu nie tak?” – Po prostu daj mi chwilę. Możesz to zrobić? – Zapytał jakby rozdrażniony. Cóż, nie mogła go winić. Ból, który był w stanie wywołać w nim taką reakcję zapewne kosmicznie musi mu dokuczać.
- Okej, nie ma sprawy. – Powiedziała, wzruszając ramionami niedbale. Przecież teraz była porządną panienką. Skończyła z dziecinadą jaką znał dawniej i czas mu to pokazać. Tak właśnie powinna się przy nim zachowywać. Trzymać go na dystans. Może zaczekać ile będzie trzeba. – Daj znać jak przejdzie. – Dodała.
Tina rzuciła jej spojrzenie spod byka, ale ta ją po prostu zignorowała. Nie żeby codziennie nie spotykała się z tymi spojrzeniami w szkole. „Wybacz, ale nie tylko wasze życie jest ciężkie. Wy przynajmniej macie siebie nawzajem…”
- Chyba nie powinnam cię ciągnąć do kawiarenki. Powinieneś wrócić do siebie i odpocząć. Podejrzewam, że mieliście długą i męczącą podróż powrotną. – Spojrzała na chłopaka, który wyglądał już znacznie lepiej, ale wciąż był blady i zmusiła się by dopowiedzieć resztę. – Pójdę przodem żeby wam nie zawadzać. – Odeszła machając do nich z uśmiechem i oddalając powolnym krokiem z podniesioną głową.
- Claire! – Usłyszała jak za nią wołał, jednak go zignorowała. Zaczął rozmawiać z Tiną. Szła dalej, aż ich głosy ucichły w oddali. Westchnęła z ulgą i wyjęła notes z długopisem. Mijała korytarze i różne zakamarki, kilka razy chodząc w kółko. Dla większości wyglądała jak rozkojarzona nastolatka z pamiętnikiem. Gdyby tylko wiedzieli…
 „Lepiej porozmawiać, gdy będzie w pełni sił. Inaczej trudniej będzie mi wyciągnąć od niego jakiekolwiek informacje. Muszę go złapać gdy będzie mniej czujny… Teraz tylko co dodać do gazetki wystarczająco mocnego aby odwrócić od nich tymczasowo uwagę. Choć nie uniknę napisania o ich powrocie. Inaczej Dante na pewno zacznie coś podejrzewać. Gosz, tylko że w tej szkole nic się ostatnio nie dzieje! Chyba że…”
Uśmiechnęła się do siebie, przymrużając lekko oczy. Tak, ona też się dużo zmieniła. Cóż, skoro wykorzysta to by pomóc przyjaciołom to nie można jej nazwać złą osobą prawda? Naskrobała na kartce kilka linijek. Rozejrzała się dookoła. W końcu była we właściwym miejscu. Wyszeptała zaklęcie i powoli poczuła skutki czaru, który wyostrzał jej zmysły do nieprawdopodobnego poziomu. Wysłała cząstkę swojej duszy dookoła, sprawdzając, czy nikt jej nie śledził. Cóż. Posiadanie potężnych umiejętności parapsychicznych ma swoje plusy. Nikt nie jest w stanie wyczuć, gdy używa tego zaklęcia, a ona może sprawdzić spory obszar dookoła siebie. „Jedna osoba. Idealnie w czas, jak zawsze huh?” Wyrwała kartkę z notatnika i zgniotła ją niepostrzeżenie, po czym przybiła piątkę przebiegającemu chłopakowi, podając mu jednocześnie zwiniętą kartkę. Skinął lekko głową i zniknął wśród krętych korytarzy Akademii. „Jutrzejsze newsy będą porażające nie sądzisz Dante? Wystarczająco by skupić uwagę wszystkich. Pozostaje tylko doprowadzić do ich wydarzenia… Eh, co to za dźwięk? Na szczęście jest zbyt daleko, ale wciąż się zbliża. Powinnam odejść czy lepiej będzie iść przed siebie jak gdyby nigdy nic? Wciąż mam sporo rzeczy do zrobienia i mało czasu, lepiej będzie pójść za ciosem niż tracić czas na ukrywanie. Zawsze mogę powiedzieć, że zabłądziłam nie?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz