Nowa moc. (Arata i Lily)

Rozdział 1 (Arata)
Mój umysł oszalał po tym pocałunku, czułem się bardzo lekko, ale zarazem byłem bardzo szczęśliwy. "Powiedzmy, że to moje marzenia zaczynają się właśnie spełniać..." Z transu wyrwał mnie głos Christopher'a
 – Właściwie skąd ty wiesz o pieczętowaniu? I skąd znasz metodę na usunięcie pieczęci? Nawet my nie potrafiliśmy tego odkryć latami mimo bogatej historii i licznych książek z odległych krain, jakie pozostawili nam przodkowie…
- Powiedzmy, że to mój mały sekret.
- To lepiej go zdradź, nam zajęło to lata nim odkryliśmy jak złamać pieczęć. A ty to po prostu wiedziałeś! Jak to możliwe?! - Jakby w geście dobrej woli Christoph odrzucił mi Sorę.
- Jestem najpotężniejszym czarnym magiem na świecie. Gdybym nawet tego nie znał, nie mógłbym nosić tego tytułu. - Zaśmiałem się głośno, łapiąc księgę w locie, po czym spojrzałem na bliźniaków. - Prawda jest taka, że ojciec mnie tego nauczył. Jeszcze zanim odszedł, podróżowałem z nim po różnych krainach. Tam łapał smoki dla swojej duszy i pozyskiwała ich wiedzę. Po tym, jak przekazał mi duszę, smoki pokazały mi to, co mojemu ojcu. Stąd też wiem, jak odpieczętować uśpioną magię. - Złapałem obydwóch bliźniaków za ramię, po czym opowiadałem dalej. - W porównaniu do mnie jesteście jak nic nie warte muszki. - ,,Cóż, nie do końca. Christoph w moim obecnym stanie jest bardzo niebezpieczny..." Zmieniłem ton głosu na bardziej poważny - Nie radzę więcej mnie wkurzać. No chyba, że chcecie mieć tu smoczy armagedon. Decyzję pozostawiam wam. - Rzucili mi zabójcze spojrzenia, a następnie odsunęli się kawałek. "Oczywiście przemilczałem kwestię, że aktualnie kontroluje tylko mniejszą cześć z posiadanych smoków, a i spośród nich tylko jeden należy do potężniejszych. Nie jest tak łatwo pozyskać ich przychylność. Każdy smok aktywuje się dopiero, gdy pocałuję dziewczynę. W sumie ciekawe, który teraz się zgodzi by mi służyć?"
- Ważne jest to, że nasza księżniczka jest cała i zdrowa. - Lily patrzyła się na nas tak, jakby widziała stado baranów. "Nie wygląda na szczególnie szczęśliwą." Podeszła do nas i wtuliła w siebie całą trójkę.
- Głupki - Powiedziała cichym i spokojnym głosem.
- Musisz się nauczyć panować nad mocą. W tej chwili to absolutnie priorytetowa sprawa. Tylko gdzie? - Spytał na głos zamyślony Lucas.
"- Może ty ją nauczysz? - Sora znów wkradła się do mojej głowy.
- Ciekawe gdzie. Nie ma nigdzie w pobliżu odpowiedniego miejsca, w którym mogłaby się uczyć bez zamartwiania się o kolosalne zniszczenia.
- A co z tym szczególnym miejscem? Tam, gdzie łapałeś smoki.
- Można spróbować, ale cały czas pozostaje jeszcze sprawa od Armii  Krajowej. Poza tym nie sądzę, by chciała tak po prostu wybrać się ze mną w odległą podróż. To nie jest kwestia kilku minut Sora, a jej świat dziś przewrócił się do góry nogami.
- Jeśli szybko nie opanuje mocy, może stać się coś złego. Nie tylko innym, ale może zagrażać samej sobie. Przecież nie chcesz by zrobiła krzywdę sobie, albo swoim najbliższym. Jeśli mają rację, to wkurzony żywiołak, który spał tyle czasu może nieumyślnie wysadzić tą krainę.
- Wiem, że masz rację, a jednak..." - Zdecydowałem. Zebrałem się w sobie, złapałem Lily za rękę  i wezwałem nowego smoka. Jego skrzydła były przezroczyste, co sprawiło, że przybrały barwę światła księżyca. Łuski miał kruczoczarne i był przeogromny. Może i nie miał potężnych umiejętności bojowych, ale jego wytrzymałość i szybkość w locie była na najwyższym poziomie.
Zanim bracia zdążyli nas zatrzymać, ułożyłem ręce na talii Lily.- Zabiorę ją tam, gdzie nikomu nie wyrządzi krzywdy. Nauczę ją też, jak korzystać z nowej magii. Macie moje słowo, że wróci cała i zdrowa, ale na razie musicie mi zaufać. Tak jak ja ufam, że zajmiecie się wszystkim i stworzycie jej prawdziwy dom, do którego będzie mogła powrócić gdy skończymy. - Skinęli mi głowami z determinacją. Widać w mniejszym lub większym stopniu zaakceptowali mnie. Po wypowiedzeniu tych słów, wskoczyłem z nią na smoka i odlecieliśmy w kierunku Smoczych Gór.



Rozdział 2 (Lily)
Nim zdążyła zareagować, znajdowała się już na smoku. Nie jakiejś iluzji, a najprawdziwszym stworzeniu. Co prawda widziała wcześniej smoki podczas zajęć w Akademii, albo wizyt w Smoczych Górach, lecz były to głównie maluchy, co najwyżej w wieku dorastania, ponieważ żadne prawdziwie potężne smoki nie integrują się z ludźmi i niewielu ma okazję tak naprawdę przebywać w obecności jednego. Był piękny, a majestatyczna siła, którą emanował potęgowała narastające w niej poczucie maleńkości. Natychmiast poczuła respekt i szacunek do tej wspaniałej istoty. Nie panikowała jednak przytłoczona jego obecnością, ponieważ czuła silne ramiona, które trzymały ją uspokajająco.
„Pamiętaj Freya. Może i uznaliśmy jego osobę, ale jeśli narazi cię na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, to nie wyjdzie z tego cało. Pamiętaj o tym, że jesteś naszym skarbem. Cokolwiek by się nie stało podczas waszej wędrówki.”
Usłyszała w swojej głowie wiadomość od Christophera i uśmiechnęła się nieśmiało. Mimo, że wróciły jej wspomnienia z czasów spędzonych razem, to większość z nich nie była przyjemna. Wyczuwając jednak głęboko zakorzenioną troskę w jego słowach, nie potrafiła nic poradzić na czerwone rumieńce, jakie wykwitły na jej policzkach. „Do czego teraz pijesz idioto?! Nie ma szans by do czegoś między nami doszło. Umm… Raczej. Prawda?” W pierwszej chwili była tak oszołomiona wszystkim co wydarzyło się w tak krótkim czasie, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co się właściwie dzieje. Teraz jednak wszystko uderzało w nią ze zdwojoną siłą. „Niedobrze… Nie, będę silna. Nie dam mu się zwieść tymi słodkimi słówkami… Chyba.”
Tak uważała, a jednak odwróciła lekko głowę i spojrzała na Aratę kątem oka udając, że wciąż podziwia smoka. Skupiła się na zarysowanym podbródku, wyrazistych rysach twarzy i ustach, które z jakiegoś powodu wstrzymywały śmiech. Powiodła wzrokiem wyżej na jego oczy i zrozumiała dlaczego się nie roześmiał. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że na niego patrzy. W dodatku wcale mu to nie przeszkadzało!
- Rozumiem, że zdążyli cię już ostrzec przede mną huh? – Odwróciła pospiesznie głowę, patrząc znów przez siebie, jednak jak bardzo nie chciałaby uciec, było to niemożliwe, ponieważ siedzieli bardzo blisko siebie. Zbyt blisko siebie. Gdy próbowała się odsunąć, jego ramiona przytrzymały ją w miejscu. Korzystając z okazji chłopak pochylił się do niej i wyszeptał jej wprost do ucha. – Nie bój się. Postaram się trzymać pragnienia na wodzy zanim całkowicie podbiję twoje serce. – Ucałował ją w odsłoniętą szyję, a dziewczyna zadrżała i bynajmniej nie z zimna. Usatysfakcjonowany jej reakcją odsunął się, nie zapominając jednak dodać. – Moja kontrola nie należy do najlepszych.
„Boże, co ja właśnie zrobiłam? Czuję się jakbym podpisała pakt z samym diabłem. Diabelsko gorącym diabłem, który roztrzaskuje moje bariery szybciej niż nadążam z budowaniem ich.” Odetchnęła i po chwili zdecydowała się na użycie jedynej broni jaka wydawała się w tej wojnie skuteczna… Opadła na jego klatkę, opierając się o chłopaka  i zamknęła oczy. – Przepraszam, ale ten wieczór to chyba za wiele wrażeń jak na jedną noc. Jakbyś nie mógł zaczekać do rana z naszą wyprawą. – Dodała z wyrzutem i nie czekając na jego odpowiedź, otworzyła swoją przestrzeń, natychmiast tracąc kontakt z rzeczywistością. Jakkolwiek bezwstydny by nie był ufała, że nie przekroczy granic moralnych ze śpiącą dziewczyną. Przeglądając na spokojnie nowo odzyskane wspomnienia, Lily czekała aż zmorzy ją prawdziwy sen.


Rozdział 3 (Tigr)
- Przynajmniej będzie trochę spokoju. - Powiedziałem sam do siebie.
- Nie bądź aż taki wredny. Gdyby nie ona, nadal byłbym w stanie uśpienia. A przy twojej prędkości odblokowywania moich braci zdążyłbym się do tego czasu zestarzeć... - Odparł mi dziwnie znajomy głos. - To ja smok, na którym teraz siedzisz. Halooo? Już ogarniasz? Mogłeś się chociaż przywitać, nie widzieliśmy się od lat. - Smok, którego Lily przebudziła był moim starym przyjacielem. Gdy byłem młodszy, to właśnie on pomagał mojemu ojcu w podróżach.
- Ignatius. Dobrze cię znów słyszeć stary druhu. Ile to już lat minęło odkąd ostatni raz rozmawialiśmy?
-  Stary powiadasz? Być może. To już chyba sześć lat, nieźle podrosłeś. I znalazłeś sobie też niezłą panienkę. - Zaśmiał się głośno - Pamiętam jeszcze jak uganiałeś się za mną z kijem. Twoje próby trafienia były tak zabawne, że nawet mnie zestrzeliły na ziemię. Ech... Ludzie tak szybko dorastają. Miło znów być w tym świecie. - "No tak. Smocza dusza to po prostu inny wymiar w którym trzymam smoki. Ciekawe, jakie tam mają życie?" - Smoczy świat to nie twój interes. - Odpowiedział, nim zdążyłem sformułować pytanie. - Bynajmniej jeszcze nie czas byś się w to mieszał.
- Po prostu jestem ciekaw, jak wam się tam żyje. Jakby na to nie patrzeć, wszyscy jesteście moim podopiecznymi. To norma, że chce wiedzieć, co z wami. - "Zapamiętać, że smoki też wiedzą, co myślę w danym momencie."
- Księżniczka trzyma każdego w ryzach, wszyscy mają się dobrze i czekamy tylko, aż uda ci się odpieczętować resztę.
- Trochę to potrwa. W szczególności, że teraz mam ją na głowie. - Powiedział, zerkając na dziewczynę w swoich objęciach.
- Powiedz Arata, darzysz ją prawdziwym uczuciem?
- Tak. Wcześniej nie byłem pewien, ale teraz nie mam już co do tego wątpliwości. Nawet nie wiesz, jak bardzo ją kocham. Teraz jest moim oczkiem w głowie.
- Jej moc odpieczętowała nie tylko mnie.
- Jako to? Jeden pocałunek, jeden smok. To wieczna zasada, której nauczył nas ojciec. To niemożliwe, by wybudziły się dwa za jednym zamachem.
- Wybudziłem się tylko ja, ale reszta mocy, którą ci przekazała sprawiła, że możesz utrzymać księżniczkę w tym świecie. - Włosy stanęły mi dęba. Nie potrafiłem wykrztusić z siebie słowa. "Przecież księżniczka to jeden z najpotężniejszych smoków jakie posiadam! To niemożliwe by móc ją utrzymać w tym świecie dłużej niż kilka minut! Nie z moją obecną mocą w każdym razie." - Utrzymasz ją w ludzkiej formie, gdy nie będzie korzystać ze swoich mocy. Ty sam nie poniesiesz wtedy żadnej straty a ona w końcu zwiedzi trochę świata. Pamiętasz ten ból głowy w szkole?
- Wtedy, gdy siedziałem na ławce? Jak mógłbym zapomnieć? Napędził mi niezłego stracha.
- Zgadza się. Księżniczka próbowała się wtedy z tobą skontaktować. Przestała gdy zauważyła, że to sprawia ci ból. Chciała ci pomóc w problemach, porozmawiać o tym, jak mógłbyś kontrolować jej duszę w tym świecie... - Smok zamilkł na chwilę. Wlatywaliśmy właśnie do jednej z górskich dolin. "Czas szybciej płynie gdy spędzasz go na rozmowie. Dobrze być znów w tym miejscu. Tu chociaż potrafię się skupić."
- Taa... Miło znów zobaczyć te góry po tylu latach. - Szturchnąłem smok nogą, po czym powiedziałem.
- Ląduj na tamtej polanie obok domku.
- Tu chcesz ją trenować?
- Jest dostatecznie daleko od cywilizacji by mogła w spokoju używać magii. Nie sądzę, by mogła dokonać aż tak wielkich zniszczeń. - Smok powoli wylądował na polanie, która była otoczona z każdej strony wysokimi górami. Zdjąłem Lily z Ignatiusa, wniosłem ją do domku i położyłem na łóżku. Teraz tylko czekać aż wypocznie...


Rozdział 4 (Lily)
Chciała zasnąć. Naprawdę próbowała. Ale tyle się wydarzyło, że zwyczajnie nie była w stanie! Siedziała na schodku, zaplatając palce u rąk. Odkryła, że od momentu przebudzenia może dowolnie kreować swoją przestrzeń, co poprzednio nie było możliwe. Przez ostatnie pół godziny, być może trochę dłużej, bo wciąż nie była świadoma upływu czasu jaki spędziła w przestrzeni, bawiła się, wypróbowując wszelkie kombinacje jakie przyszły jej na myśl. W tym momencie siedziała na schodach sceny koncertowej w Lesie Słonecznych Promieni. Przypomniała sobie o występie, który nigdy się nie odbył, ponieważ ona jako wokalistka zemdlała po swojej rundzie w turnieju. Uśmiechnęła się smutno na wspomnienie członków zespołu, którzy przyszli do szpitala by ją odwiedzić, przynosząc stos maskotek i słów pociechy. A jednak wciąż czuła się winna.
Wstała i zamknęła oczy. Miała jakieś dziwne przeczucie, że najwyższy czas się przebudzić i choć nie wiedziała dlaczego, postanowiła zaufać swojej intuicji. Gdy otworzyła oczy znalazła się ku swemu zdumieniu na wygodnym, dużym, choć nieprzesadnie ekstrawaganckim łóżku, ze spojrzeniem skierowanym w  drewniany sufit. Wciąż nie całkiem rozbudzona przetarła powieki i rozejrzała się dookoła po drewnianej chatce.


Część domu, w której się znajdowała, była najprawdopodobniej częścią sypialnianą. Obok łoża, naprzeciwko okna, mieściła się sporych rozmiarów szafa, zapewne na ubrania. Na przeciwko niej znajdował się kominek, w którym płomienie tańczyły wesoło, przeplatając się nawzajem w radosnym tańcu. Przed kominkiem po lewej znajdowała się kuchenka, a po prawej blat do przygotowywania posiłków. Zauważyła świeże mięso leżące na stole. Zapewne przygotowane i czekające tylko na podanie. Dywan i wazon na środku pokoju dodawały poczucia charakteru ciepłego domu. Zaciekawiona wstała z łóżka i podeszła do regału po swojej lewej. Przyjrzała się ogromnej ilości książek i przeleciała wzrokiem po tytułach. Znajdowały się tam podręczniki do nauki magii, historyczne, serie o magicznych stworzeniach, a nawet o roślinach i ich specjalnych właściwościach. Zagwizdała z wrażenia. ,,Niezła kolekcja..."
Odwróciła się i dostrzegła drugi pokój za okrągłym przejściem. Był to niewiele większy pokój. Jedna jego część służyła za jadalnię. Znajdował się tam stół z krzesłami i kredens skrywający obrusy, sztućce, kubki, kompletny serwis dla piątki osób, przybory kuchenne i garnki używane do gotowania. Lily pokiwała głową w geście uznania i spojrzała na większą część pokoju, która była pusta jeśli nie liczyć pianina stojącego pod ścianą, trzech okien, które jak do tej pory były jedynymi jakie zauważyła oprócz tego w sypialni, drzwi prowadzących zapewne na zewnątrz i schodów prowadzących w górę i drugich obok skierowanych w dół, które zakończone były zamkniętymi na kłódkę drzwiami.
Nie chcąc wściubiać nosa w nieswoje sprawy Lily stłumiła zżerającą ją ciekawość i odwróciła od nich wzrok. Weszła po schodach prowadzących na górę i znalazła tam dwa kolejne pokoje. Jeden wyglądał na pokój służący do prowadzenia badań z mnóstwem książek i biurkiem z pojedynczym fotelem, który znajdował się za nim.
Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nie wchodziła do środka. Zamiast tego zwróciła się w stronę drugiego pokoju, który ku jej radości okazał się... Łazienką! Cóż, nie jedną z tych luksusowych, ale znalazła w środku dużą wannę, jedną z tych, które znajdują się w łaźniach, do tego lustro, zlew, szafkę z ręcznikami i trzy długie, wiszące półki, z których jedna zdawała się być zajęta.
Zadowolona podeszła do zlewu by umyć twarz i przypadkiem spoglądając w lustro dostrzegła, że wciąż jest ubrana w sukienkę z balu.
Lily przemyła twarz, a następnie zmaterializowała jedną z niewielu par ubrań, jakie nosiła zawsze przy sobie. Przez większość czasu nie brała ze sobą nic oprócz broni, więc dziękowała w duchu, że jej torba była za mała i podczas powrotu do posiadłości musiała część ubrań zabrać w inny sposób.
Zawsze pozostają ubrania kontrahenta, ale miała przeczucie, że używanie ich mocy w tej chwili to nie najlepszy pomysł.
Zdjęła powoli sukienkę, buty i wszystkie dodatki jakie miała na sobie. Po chwili z ulgą zarzuciła na siebie krótkie, dżinsowe spodenki i różową bluzkę z rękawem jedna druga. Odetchnęła z ulgą, rozprostowując ramiona. ,,Jednak stroje okazyjne są doprawdy uciążliwe. A ja byłam w jednym stanowczo zbyt długo!"
Spojrzała w lustro i wyjęła z kieszeni spodni czerwoną frotkę z kokardką. Przez chwilę walczyła z włosami przed lustrem, aż w końcu związała je w koński ogon. Przejrzała się jeszcze raz w lustrze i uśmiechnęła szeroko do swojego odbicia. ,,W końcu wyglądam jak dziewczyna podróżująca na smokach."

Zeszła na dół, dematerializując wcześniej ściągnięte ubrania i wybiegła przez drzwi na zewnątrz. Wciąż była noc, jednak dostrzegła na linii szczytów zalążki złotego koloru. ,,Niedługo będzie świtać." Pomyślała, wpatrując się w piękną scenerię dookoła. Usłyszała za sobą chichoty i odwróciła się momentalnie zdumiona. ,,Dziewczyny? Tutaj?" Jednak to co dostrzegła wzburzyło ją do głębi.
Arata siedział na trawie w towarzystwie dwóch dziewcząt. Owszem, jedna była Sorą, ale ta druga? Stara przyjaciółka z okolic? A może ktoś więcej? ,,Dlaczego niby miałoby mnie to interesować? Przyleciałam tutaj trenować! T-R-E-N-O-W-A-Ć. Co mnie obchodzi, z kim spoufala się Przewodniczący? Właśnie, nic a nic!"
Przez moment przed oczami ujrzała wspomnienie ich pocałunku i mimowolnie jej dłoń uniosła się do usta dziewczyny. Złapała ją w porę i powściągnęła z trudem potężną aurę, która zaczęła się z niej wydobywać. ,,To będzie trudniejsze niż zakładałam. Przecież ta moc dopiero się przebudziła!"
- Kiedy zaczynamy trening?! - Zawołała, podbiegając jak gdyby nigdy nic. Z całą siłą woli jaką mogła z siebie wykrzesać zignorowała dziewczyny i spojrzała na Aratę z kamienną twarzą. ,,Najważniejsze bym nauczyła się kontrolować nim będzie za późno. Później cokolwiek robi Arata (czytaj z kimkolwiek), nie będzie miała z nią nic wspólnego. ,,Właśnie, skupię się na treningu. Muszę po prostu przez najbliższe... Ugh, wystarczy udawać, że wszystko co się dzieje nie ma ze mną nic wspólnego. Boże, ale dlaczego ta dziewczyna musi być aż tak ładna?!"


Rozdział 5 (Arata)
- Ukaż się, Pani Wszystkich Smoków. Niech twe ciało znów zstąpi na ten świat. Przybądź Smocza Księżniczko! - "Nie, to nie przejdzie. Nie mogę się tak do niej zwracać. Mówienie do kogoś księżniczka w tym świecie na początku dziennym narobiłoby nam jedynie masę problemów. Hmmm, jakie imię będzie do niej pasować...? A, już wiem!" - Przybądź! Ayano! - Przede mną rozbłysło czerwone światło, które powoli zaczęło przybierać ludzkie kształty, aż w końcu jego oczom ukazała się przepiękna dziewczyna.


Miała długie, białe włosy, a ubrana była w piękną, biało-niebieską suknię.
- Jak dobrze w końcu rozprostować kości. - Odezwała się, przeciągając. - Mistrzu. Liczę na to, że pokażesz mi świat, tak jak obiecałeś.
- A co ty myślisz, że ja zapominam o złożonych obietnicach? Oczywiście, że ci pokażę świat. Po prostu musisz jeszcze trochę poczekać.
- Wiem. Ta dziewczyna jest teraz dla ciebie najważniejsza. - Zachichotała pod nosem po czym usiadła na trawie. Przysiadłem się obok niej, ale nim zdążyłem wykrztusić choć słowo, Sora się zmaterializowała i usiadła przy nas. - Sora! - Smoczyca skoczyła na dziewczynę. - Jak dobrze cię znów widzieć! Opiekowałaś się nim jak należy?
- Przecież ci obiecałam, że nic mu się nie stanie. Ale czy ty naprawdę myślisz, że tak łatwo jest go kontrolować?
- Wiem, wiem. Teraz moja kolej na taką opiekę.
- Nie, potrzebuję niczyjej opieki. Sam sobie świetnie daję radę. - Powiedziałem, nim Ayano dokończyła myśl.
- Nie, gdy w grę wchodzą uczucia! - Zaczęły się śmiać. - Może i jesteś dobry w walce, ale nie w okazywaniu uczuć.
- To twój słaby punkt. - Dodała Sora. - Ale lepiej powiedz nam, jak wygląda sytuacja z innymi smokami. Jego życie uczuciowe może poczekać.
- No, opowiadaj. Co tam u was się dzieje? - Dodałem do wypowiedzi Sory, ignorując przetyk.
- Wszyscy czekają aż ich odpieczętujesz. Część co prawda nie chce cię uznać za mistrza i się buntują, ale powiedzmy, że na tą chwilę jest to nieistotne.
- Kto dokładnie? - Spytałem z ciekawością. Miałem już kilka pomysłów.
- Orion. Jeśli chodzi o silniejsze osobniki. - "Pierwszy smok Ojca. Orion. Gdy otrzymałem duszę powiedział, że nigdy mi nie pomoże. Z tym jednym może być ciężko."
- Nie martw się. I na niego znajdziemy sposób.
- Zawsze jesteś taką optymistką. Jak ty to robisz, to ja nie wiem.
- Wrodzony talent. - Nagle Lily przerwała naszą rozmowę i wtrąciła.
- Kiedy zaczynamy trening?! - Spojrzałem na nią i zauważyłem, że zmieniła ciuchy. Popatrzyłem na dziewczyny. Na twarzy smoczycy pojawił się złowieszczy uśmieszek.  "Błagam, tylko nie wpadnij na coś głupiego."
- Hej. - Wstała Ayano i podała jej dłoń. "Oho, zaczyna się." - Jestem Ayano, żona Araty. - "Co takiego?! To żeś kobieto teraz chyba trochę przesadziła. Niszczysz mi życie. Błagam, napraw to i powiedz, że to jeden wielki żart." Myśli zaczęły mi się mieszać i sam już nie wiedziałem, co robić.


Rozdział 6 (Lily)
Lily podała jej rękę i wymieniła uścisk z Ayano. Zadrgała jej momentalnie powieka, ale poza tym uważała, że poradziła sobie całkiem nieźle z zachowaniem kamiennej twarzy w obliczu niespodziewanej informacji jaka spadła na nią jak grom z jasnego nieba. „Żona? Co u licha?! Arata ty bydlaku!”
- Witaj Ayano, mam na imię Lily. – Przedstawiła się, siląc na uśmiech. Miała tylko nadzieję, że nie wygląda na przesadnie wymuszony. – Nie wiedziałam, że Arata przyprowadzi nas do waszego domu. Wybacz najście. – Powiedziała, całkowicie przełączając się w tryb arystokracji, który wpajano jej od dzieciństwa. Oczywiście, że założyła, że to ich dom! Niby do jakich innych konkluzji mogła dojść w tej sytuacji?
- Ależ skąd! To prawdziwa przyjemność w końcu cię poznać osobiście. – Przytuliła ją, co zaskoczyło Lily, kompletnie łapiąc ją nieprzygotowaną.
- Dziękuję, ciebie równie… - Urwała, w końcu wyłapując niespójności w całej historii. Odsunęła się pospiesznie od Ayano. – Niby jaki niewierny mąż rozmawiałby z żoną o swoich kochankach i w dodatku sprowadzał je do ich wspólnego domu?! Ba, jaka żona byłaby taka przyjacielska! – Miała ochotę zapaść się pod ziemię widząc pękającą ze śmiechu Sorę. Spojrzała na zaczerwionego Aratę i domyśliła się, że ten żart nie był jego pomysłem.
- Wolę cię wkurzoną niż z tym sztucznym wyrazem twarzy. Pokazujesz wtedy, że masz charakterek. - Usłyszała głos Ayano. Pełny zamyślenia, jakby mówiła do siebie. Lily zadrżała mimowolnie. ,,Czy ona ją właśnie ocenia? Jeszcze tego brakowało!" - Powiedzmy, że się kwalifikujesz. Ledwie.
,,Już ja ci dam ledwie ty... No właśnie, kto to u licha jest skoro nie żona Araty? Przyjaciółka? Mówi bardzo dojrzale. Ciekawe, czy jest starsza od nas..." - Przepraszam. Ostatnio wiele przeszłam i momentami sama nie wiem, co czuję w danym momencie. - Nie próbowała się usprawiedliwiać, a jednak dokładnie tak to zabrzmiało. Zagryzła wargę by dać ujścia nagromadzonemu napięciu. Nienawidziła brzmieć jak ofiara. - Zresztą nieważne, wróćmy do tematu. Jak będziemy trenować i kiedy zaczynamy? - Zapytała płaskim tonem Araty, ponownie ignorując dziewczynę.
- Do czego się spieszysz, dopiero przybyłaś, a jedyne co ci w głowie to trening? - Podchwyciła zdumiona Sora. - Spokojnie, jeszcze będziesz miała go serdecznie dosyć. Usiądź, czekamy na wschód słońca.
Przez chwilę Lily stała, niepewna co zrobić. Ostatecznie usiadła na trawie pokonana, z daleka od chłopaka. Fakt, że otoczona jest przez jego harem tylko utwierdzał ją w przekonaniu, że lepiej trzymać się od tego chłopaka z daleka. Nie czeka ją przy nim żadna miłość aż po grób, a jedynie konkurencja i kompetycja na każdym kroku. Nie na to się pisała.
Spojrzała w niebo. Czuła na sobie intensywne spojrzenie Araty. Wiedziała, że czekał. Czekał aż na niego spojrzy, być może pozwoli mu wyjaśnić, ale co tutaj jest do wyjaśniania? Pozwoliła by promienie wschodzącego słońca rozlały się łagodnie po jej twarzy. Czuła w tym momencie, jak wszystko co złe odchodzi. Przestała myśleć o czymkolwiek. Widok rzeczywiście zapierał dech w piersiach. Słońce powoli kąpało świat w swoim blasku, rozświetlając cienie pokrywające góry. Dziewczyny pobiegły w stronę wschodzącego słońca, przeganiając się nawzajem w pogoni.


Lily przymknęła oczy. Po chwili poczuła na swojej ręce jego dłoń. Odsunęła się nieznacznie, zabierając rękę. Umocniona w swoim wyborze złożyła sobie cichą obietnicę, że zahartuje swoje serce i nie pozwoli mu się omamić słodkimi słówkami.
Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego radośnie. - Masz ochotę na mały wyścig? Co prawda mają przewagę, ale raczej się nas nie spodziewają. - Wzruszyła ramionami i wstała. Przez chwilę miała wrażenie, że coś powie, jednak podążył za jej przykładem i puścił się biegiem. - Fal start! - Krzyknęła, ruszając tuż za nim. Owszem, przez chwilę było między nimi coś więcej. Nie mogła zaprzeczyć, że coś ją do niego przyciąga. A jednak wybrała wycofanie się. Nie była pewna, czy chodzi o to, że nie ma pewności siebie, czy o coś zupełnie innego. Zdawała sobie jednak sprawę z jednego. Pozostawało jej tylko mieć nadzieję, że po wszystkim, co między nimi zaszło, zdołają znów stać się przyjaciółmi...


Rozdział 7 (Arata)
Zaczęliśmy biec w stronę pobliskiego lasu. Nawet nie zauważyłam, kiedy wyprzedziliśmy dziewczyny. Obracając się ujrzałem, jak Ayano zatrzymuje Sorę. "Poczciwa dziewczyna" uśmiechnąłem się w myślach, ale nagle poczułem przeszywający ból głowy. Przysiadłem pod drzewem by chwilę odpocząć, ale ból nie przechodził. Wręcz przeciwnie, wzmagał się. Lily stanęła obok mnie i spytała.
- Co to za dziewczyna? - Nawet nie spoglądała mi w oczy, powiedziała to jakby bez uczuć. "Znów ją zraniłem. Czemu zawsze robię coś takiego w najmniej odpowiednim momencie? Kiedy wreszcie zaczęła mnie traktować inaczej..." Nienawidziłem tej sytuacji, ale musiałem odpowiedzieć by choć trochę umniejszyć swoją winę w jej oczach. Ból nie pomagał, ale nie chciałem jej o tym mówić, by nie pomyślała, że unikam tematu.
- Smocza Księżniczka. Jeden z najpotężniejszych smoków jakie posiadam. Wybacz, że jej nie powstrzymałem. Ten żart pewnie nieźle cię uraził. - Dziewczyna po chwili wahania usiadła na moich kolanach. Przez chwilę jakby zastanawiała się co zrobić, a po chwili mnie spoliczkowała. Mocno. Jakby czując się lepiej, wtuliła się we mnie. Przez moment zapomniałem o bólu, który niespodziewanie ustąpił.
- Głupek. - "Musiała nie wytrzymać naporu uczuć." Lily, która jeszcze chwilę temu była obojętna na wszystko, nagle zmieniła się w słodką, niewinną, małą dziewczynkę. Moją dziewczynkę. Wtuliłem ją do siebie i zacząłem głaskać po głowie.
- Przepraszam. Obiecuje, że następnym razem je powstrzymam. - "Nie... Pożryj ją.... Odbierz jej moc i uwolnij mnie..." Dziwny głos zaczął nawiedzać mnie w myślach. "Skrzywdź ją... Stań się tym, kim powinieneś..." Ból głowy znów się nasilał. "Co to ma być, czemu słyszę czyjś głos w moim umyśle?!" "Przypomnij sobie, kim naprawdę jesteś... Uwolnij to, co tak naprawdę dał ci ojciec!" "To co naprawdę dał mi ojciec? Nie mówisz chyba o... Tym..." "Tak, mówię o tym dzięki czemu kontrolujesz smoki. Pokaż to, co ci naprawdę daje moc zauroczenia..." "Nie mogę. Obiecałem sobie, że już nigdy więcej jej nie użyję." "W takim razie sam użyję jej za ciebie." Poczułem w gardle napływającą krew, oczy zaczęły mi łzawić, a ból zaczął powoli odbierać mi zmysły.
- Płaczesz z takiego powodu? - Spytała Lily. Przez cały czas była we mnie wtulona, więc nie zauważyła, co się ze mną dzieje. Złapałem ją i odsunąłem tak, by patrzyła mi prosto w oczy. "Jedyna osoba, jaka może zablokować przemianę, to właśnie ona."
- Lily. Powiedz mi, czy mnie kochasz. Wiem, że wymagam wiele, ale... Dłużej już nie wytrzymam. - Powoli czułem, że tracę kontrolę nad sobą. Zaczynałem pragnąć ciała Lily. Powstrzymywałem się resztą sił jakie zdołałem zgromadzić. Byłem jednak wyczerpany walką. "Błagam, odpowiedz." W myślach prosiłem o jej szybką i prawdziwą odpowiedź. Moja twarz zaczynała się zmieniać. Na poliku pojawiło się pęknięcie, a skóra na całym ciele stawała się coraz bardziej blada...




Rozdział 8 (Lily)
Wpatrywała się niego ze zdumieniem. „Dlaczego pyta o to tak nagle? Przecież to ewidentne, że nie chcę wracać do tego tematu!” A jednak widząc jego błagalne spojrzenie i słysząc ponaglanie w jego głosie domyśliła się, że chodzi tutaj o coś więcej niż zwyczajne zachcianki. „Wiele wymagasz? Nawet nie wiesz jak bardzo! Myśl Lily, myśl…!”
Cały ten czas go obserwowała. Widziała jak pobladł i naprawdę zaczęła się bać widząc pęknięcie na jego policzku. „To jakieś zaklęcie? Urok? Klątwa?” Eliminowała kolejne możliwości. Cóż, w normalnych nowelach powinna zapewne wyznać wielką miłość i rzucić się w jego ramiona. Jaki jest problem? To nie jest bajka.
„Jeśli to zaklęcie, to nigdy czegoś takiego nie widziałam. Powinno należeć do typu czarów kontrolnych, więc pozostaje szukać wśród tych kontrolujących emocje. Gdyby była to klątwa, to nie mogła zostać położona niedawno. Zbyt wiele czasu spędzaliśmy razem. W dodatku jak pozbywał się jej wcześniej…?” Przez chwilę w jej oczach pojawiły się niebezpieczne błyski. „Nie odważyłby się. Zresztą będę trzymać rękę na pulsie i zapytam gdy tylko zażegnamy kryzys.”
„Hmmm… Klątwa jest mało prawdopodobna.” Zauważyła, że chłopak zaczyna się trząść. „Szlag by to, traci kontrolę!” Położyła mu rękę na pękniętym policzku. Wtulił w nią twarz, jakby trochę mu się polepszyło. „Muszę znaleźć przyczynę znacznie szybciej! Cóż, jeżeli pyta o moją miłość to brzmi bardziej jakby rzucono na niego urok. Ale znów pozostaje kwestia gdzie? Poza tym uroki tak nie działają. Być może zaklęcie marionetki? Ale Arata jest potężnym czarnym magiem! Niby kto mógłby sprawić by tańczył jak im zagrają?! Nie wspominając o jego temperamencie…”
Lily stawała się coraz bardziej sfrustrowana, a Arata czuł się coraz gorzej. Nie mogła znaleźć prawidłowego rozwiązania nie ważne jak bardzo się nad tym głowiła! Światło świadomości zaczynało gasnąć w jego oczach. „Czy to możliwe, że ma to coś wspólnego z jego unikalną zdolnością kontrolowania smoków? Nigdy jakoś szczególnie o tym nie rozmawialiśmy. Poza tym żadne z nas nie chciało ujawniać swoich asów rywalowi. Później zwyczajnie nie mieliśmy okazji. Sprawdziłam sytuację pod każdym kątem i wciąż nie znalazłam odpowiedzi, to musi być to!”
W końcu rozwiązała zagadkę. Nie ważne jak bardzo nie chciała tego przyznać. Podejrzewała to już wcześniej, oczywiście. Ale bała się. Bała się, ponieważ jeśli ma rację, to jest to jedyna sytuacja, w której nie znajdzie innego rozwiązania.
„W takich sytuacjach ważna jest szczerość. Nie wiem, jak potężna jest jego zdolność, ale to, co widziałam do tej pory, jest wystarczająco niesamowite bym uznała jej poziom. Tym bardziej nie mogę zwyczajnie wypowiedzieć tych słów, muszę w nie wierzyć. Powiedz Arata, od kiedy nasza historia zmieniła się w baśń o królewnie i żabie, gdzie królewna zdejmuje zły urok z księcia?”
Spędziła nad tym zbyt dużo czasu. Arata stracił resztki kontroli. Ale co mogła na to poradzić? Sprawy sercowe to od zawsze ogromny problem, który ciąży jej na sercu. Nie da się tego mienić w ciągu kilku minut!
Chłopak chwycił ją za ramiona i odrzucił na ziemią obok. – Auć! – Zakrzyknęła, po czym zacisnęła zęby. „Ogarnij się Lily. On na ciebie liczy. Nie sądzisz, że straciłaś już dość czasu?” Wiedziała. A jednak wciąż nie potrafiła się zdecydować.
Arata przygwoździł ją do ziemi swoim ciałem w mgnieniu oka. „Jest zbyt szybki!” Pomyślała przestraszona. – Um, Arata…? To boli, przestań z tą grą ok? – „Raczej nie zadziała, ale co mi szkodzi spróbować, prawda?”
Nie trudził się z odpowiedzią. Była ciekawa, czy w ogóle jej słuchał. „Jakby to miało teraz znaczenie. Jak szybko czegoś nie wymyślę, to żadne z nas nie będzie w stanie więcej na siebie spojrzeć!” Rozglądała się dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni. Całkowicie zapomniała o tym, że jest potężnym magiem. O broniach, które nosi ze sobą w każdym momencie. W tej chwili była tylko małą dziewczynką, która próbowała walczyć przegraną bitwę.
Po chwili bezskutecznej szamotaniny złapała z nim na ułamek sekundy kontakt wzrokowy. Widząc te puste oczy wpatrując się w nią, była spetryfikowana. Nie mogła myśleć, a co dopiero ruszać się. Zadrżała ze strachu. „To nie są oczy Araty. One żywią się bólem i strachem.” Pomyślała, przyglądając się ich głębi.
Poczuła jego chłodne ręce na swoich udach i wypuściła wstrzymywany oddech w akcie desperacji, nie wytrzymując napięcia. Zimne dłonie zaczęły wędrować po całej długości jej nóg powolnym, niemal kojącym ruchem. „To dostajesz za noszenie krótkich spodenek.”
Z początku postać (bo definitywnie nie była ona Aratą) wydawała się być w gorączce, pragnąc jedynie zaspokojenia, ale gdy te oczy spotkały się z jej, pojawił się w nich nagły błysk zainteresowania. Na jego twarzy zagościł promienny uśmiech zadowolenia, który przyprawił ją o ciarki.
- Arata ja… - Zaczęła, ale przerwał jej, kładąc palec na ustach dziewczyny. Mrugnął do niej. Mrugnął! „Czy to znaczy, że wraca mu kontrola?!” W tym momencie jedna z jego rąk się zatrzymała. Jakby znalazła to, czego szukała. Poczuła nacisk w tym miejscu i ostry ból, który niemal przyćmił jej wizję. Uniosła głowę. Pozwolił jej na to. Jak artysta, który pragnie, by podziwiano jego dzieło. Spojrzała w dół na cienką stróżkę krwi, która powoli spływała w dół jej nogi.
Jakby mimowolnie, kompletnie nie myśląc o tym, co robi, uniosła rękę by dotknąć tej krwi. Nie była sobą, a wszystko widziała jakby przez mgłę. Jej zmysły zostały przytępione, a jedyne czego pragnęła to powoli spływająca, czerwona stróżka.
Usłyszała jego głos. Mamrotał coś pod nosem, a później uniósł jej podbródek i zmusił by na niego spojrzała, odwracając tymczasowo jej uwagę od krwi. Lily zaczęła ciężej oddychać. – Fascynujące… Ale wciąż niedojrzałe. – Pokręcił głową znów coś do siebie mamrocząc. – Zmieniłem plan. Oglądanie przyszłych wydarzeń będzie znacznie ciekawsze niż kończenie tego tutaj, nie uważasz? – Pokiwała nieobecnie głową, z całej siły starając się od zyskać kontrolę. – Tak myślałem. Choć i tak ciężko się powstrzymać…
Pochylił się i zlizał jej krew. Otworzyła szerzej oczy ze zdumienia i niezrozumiałej furii, jaką w sobie odkryła. Zdawało się, że jej źródło znajduje się w samych pokładach magii w jej ciele. Jakby  nawet jej moc się przeciwko niemu buntowała. Rana zaczęła piec, a krew wypływała coraz obficiej. Znów zaczęła się szarpać, w daremnej próbie ucieczki od natłoku bólu, ale był przygotowany. Podniósł głowę i przytrzymał ją za ramiona z intencją przeczekania. W momencie realizacji, jakby przypominając sobie o czymś, jej oczy zalśniły w nadziei.
„Dlaczego tak ciężko było mi to powiedzieć? Przecież to prawda. Nawet, jeśli nie wiem, jakim rodzajem miłości go darzę, to jest mi bardzo bliski. Jest wiele rodzajów miłości. Romantyczna, przyjacielska, rodzicielska, braterska… A każdą z nich można wyrazić w słowach: Kocham cię.”
- Arata wróć do mnie. – Wyszeptała miękko. Jego oczy zalśniły na moment nim znów przygasły. „To działa!” – Wróć, bo to ciebie kocham, a nie jego. I nie wybaczę ci jeśli ta istota mnie pocałuje rozumiesz?! – Korzystając z ucisku na swoich ramionach pochyliła głowę i pocałowała chłopaka, łapiąc go kompletnie nieprzygotowanego.
Musnęła jego usta, ale szybko, nie bawiąc się w ceregiele, pogłębiła pocałunek. Poczuła krew na jego wargach, ale ku jej zdumieniu, nie miała ona normalnego, metalicznego smaku. Pozostawiła jednak kotłujące się w jej głowie pytania na później.
Chłopak opuścił ręce z jej ramion, znów walcząc ze sobą. Przerwała pocałunek. – Kocham cię Arata. – Powiedziała jeszcze raz i korzystając z wolnych rąk, przewróciła go na plecy. Szybko się na niego wturlała i znów go pocałowała z uśmiechem na ustach. Właściwie to czuła się dość dziwnie. Jakby zażyła dawkę gazu rozśmieszającego. – Kocham cię, więc musisz do mnie wrócić. – Powiedziała, domagając się uroczo. – Najlepiej teraz i z dobrą wymówką…


Rozdział 9 (Arata)
"Gdzie ja jestem? Co to za miejsce?" Powoli podnosiłem się z ziemi i rozejrzałem po pokoju. Otaczał mnie mrok. Mrok, który dobrze znałem. Ciemność zaczęła powoli niknąć, a przed moim oczami ukazał się Ignatius. "A więc znów tu trafiłem."
- Witaj. Czyli jednak mu się udało? - Spytał zmartwiony.
- Najwyraźniej tak. - Spuściłem głowę na dół i zacząłem płakać. - Kolejny raz pozwoliłem mu wyjść i to jeszcze w najgorszym momencie. - Smok przemienił się w człowieka, położył rękę na mej głowie i powiedział

- To nie twoja wina. To my zawiniliśmy. Nie udało nam się go utrzymać. Wybacz.
- Nie, straciłem zbyt dużo mocy w ostatnim czasie, to przez to. Wciąż nie wróciłem do formy. Moje wygłupy teraz zbierają żniwo.
- Gdyby rzeczywiście to była wina wyczerpania, to zmieniłbyś się już dawno. - Podniosłem głowę i spojrzałem na smoczy świat. Kraina, w której moje smoki żyły spokojnie, bez obowiązków i bez zmartwień. Jedynie co musieli robić, to trzymać GO w ryzach i pomagać mi, gdy o to poproszę. - W krytycznym momencie każdy robił, co tylko mógł. Nie liczyło się wtedy, czy cię zaakceptowali czy nie. Nawet Orion użył swej mocy.
- Myślałem, że mnie nienawidzi?
- Może, ale raczej nie chce, by świat spłoną czarnym ogniem. Teraz to i tak nie ważne, wydostał się i nic z tym nie zrobimy. - Poczułem w ustach smak słodkiej krwi, która wcale nie smakowała jak krew powinna. "To nie może być... On coś robi Lily!"
- Jest źle. Bardzo źle. - Nie dałem smokowi dojść do słowa i kontynuowałem. - Pamiętasz tamtą dziewczynę? Ona jest jakimś potężnym, czarnym magiem. Wciąż nie wiem wszystkiego, ale jeśli on się do niej dorwie...
- To będzie koniec wszystkiego - Przerwał mi. - Skoro tak się sprawy mają, to jest tylko jeden sposób. Wiesz, o czym mówię.
- "Jeśli kiedykolwiek zajdzie taka potrzeba, chwila, gdy nic innego nie pomoże i wszystko zawiedzie, wówczas zniszcz smoczą duszę w sobie, a wtedy ON też zniknie." Słowa ojca. Duszę można zniszczyć na dwa sposoby: poprzez śmierć właściciela lub...
- Zniszczenie tej krainy. - "Arata wróć do mnie." Nagle usłyszałem głos w głowie. Ona mnie wzywa, próbuje mnie uratować. Powoli odzyskiwałem nadzieję. Zaczynałem wierzyć, że Lily przebije się przez mrok i mnie uwolni.
- Wróć, bo to ciebie kocham, a nie jego. I nie wybaczę ci jeśli ta istota mnie pocałuje rozumiesz?! - Tym razem jej głos rozbrzmiał na całą krainę. Przed nami pojawił się Orion. "Czego on tu chce? Przecież powiedział, że nigdy mi nie będzie służyć..."


- Jej szczere uczucia do mnie dotarły. Nie mówię, że cię akceptuję całym sercem, ale od teraz możesz na mnie polegać. - Wskoczyłem czym prędzej na smoka i poleciałem ku niebu. Nie miałem ani chwili do stracenia. "To sztuczny świat, więc nie ma tu nieba. Przebije się siłą, choćby nie wiem co!" Wymiar się zatrząsnął, ale nim zdążyłem to odczuć, byłem już w swoim ciele.  Dziewczyna leżała wtulona we mnie. Powoli podnosiła się, cały czas trzymając moje ręce. Spoglądała mi w oczy, z których powoli zaczęły lecieć łzy.
- Nie strasz mnie tak nigdy więcej głupku! - Powiedziała cienkim głosem. Położyła głowę na mojej klatce i zaczęła płakać jak małe dziecko. Zacząłem powoli zbierać siły by coś powiedzieć, a w międzyczasie głaskałem ją po głowie i wtulałem w siebie.
- Przepraszam, musiałaś się pewnie nieźle martwić. Jestem głupi. Tyle dla mnie zrobiłaś, mimo że wyrządziłem ci tyle krzywd.
- Wcale nie! Gdyby nie ty, mój świat byłby szary. Ratujesz mnie przed wszystkim. To ja tu jestem ta głupia. Że też nigdy wcześniej tego nie zauważałam! Ale z tym już koniec. Wreszcie mogę być ze sobą szczera. Kocham cię Arata.
- Ja ciebie też Lilian. Przysięgam, że już nigdy nie wypuszczę tego demona na wolność.
- Demona?
- Zwykły człowiek nie dałby rady utrzymać smoczej duszy, dlatego mam w sobie demona. Zapamiętaj to, co ci teraz powiem. Wielka moc zawsze ma swoją cenę.
- Nie mów teraz o tym. Po prostu leż, zamknij oczy i oddychaj spokojnie. Później mi odpowiesz na wszystkie pytania. - Uśmiechnąłem się i przytaknąłem jej. "Tak, teraz czas byś się o wszystkim dowiedziała..."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz