O jak słodko.
Kot wyszczerzył się
i zaraz zakrył usta dłonią, żeby nikt nie dostrzegł jego
uśmiechu.
To naprawdę
„urocze”. Jej mina, gdy mówiła o swojej rodzinie i to jak
ostentacyjnie wyszła… Normalnie kocha takich ludzi. Niby gruba,
twarda skorupa, ale pod nią jest tylko rozlazły glut. Z takimi jest
najłatwiej.
Z obrazu parzyły na
niego roześmiane i ufne oczy małej Riuuk. Przyjrzał się
portretowi uważniej i po raz kolejny cudem zdławił śmiech. O
rany, jaka idealna rodzinka. Aż się rzygać chce.
- Szczerze mówiąc
liczyłem na coś więcej, księżniczko. - szepnął odwracając się
i kierując w stronę zakrętu, za którym zniknęła Riuuk.
Korytarze były w
tym domu długie i zdobne, pokryte ornamentami w kształcie smoków.
Na ziemi leżały stare, wydeptane już wykładziny w kolorze
dumnego, szafirowego błękitu. Na wysokich ścianach wisiały obrazy
i portrety przedstawiające członków starego rodu. Światła było
tu niewiele. Pojedyncze, ogromne okna, zasłonięte były na noc
ciężkimi zasłonami w tym samym kolorze co dywany, a wiszące
daleko od siebie żyrandole ze złota, pamiętały chyba czasy
pierwszego seniora rodu, i rzucały tylko niepewne, blade światło.
Kot jednak nie
zwracał na to uwagi. Szedł powoli, powłócząc nogami, i z
przymkniętymi oczami. Przeciągnął się. Czuł krążącą wokół
niego magie. Było jej tu dużo więcej niż w Akademii.
Wypuścił powietrze
z płuc i rozluźnił mięśnie.
Nie pamiętał,
kiedy ostatnio czuł się tak dobrze. Nie wierzył, że wytrzymał
bez tego tyle lat. Magia muskała co chwilę jego skórę, wnikała w
jego ciało i rozgrzewała od środka. Ogarniała go całego, od stóp
do głowy, powodując przyjemny dreszcz na ciele. Uśmiechnął się.
Tym razem spokojnie i z dystansem. Nie śmiał się do siebie, ani
nie wyśmiewał kogoś innego. Uśmiechał się do magii. Swojej
jedynej, ukochanej przyjaciółki, z którą znowu mógł być.
- A tobie co? -
usłyszał nagle znajomy, ochrypły głos.
Gdy otworzył oczy,
zobaczył przed sobą Kota, pchlarza Riuuk. Kucnął i podrapał go
za uchem.
- Hejka, malutki.
- Daruj sobie! - Kot
wysunął się szybko spod jego ręki.
Spojrzał na niego
czerwonymi od gniewu oczami.
- Słuchaj, „Drugi”
- zmierzył go spojrzeniem. - Może Riuuk nie zapytała cię o to
jeszcze, ale ja chcę wiedzieć już teraz. Kim, do cholery, jesteś?!
- Jaki ty ostry… -
Kot usiadł na ziemi i oparł głowę na rękach. - Przecież
właściwie sam mnie tu zaprosiłeś, a teraz zachowujesz się jak
ostatni cham.
„Drugi”
przekręcił na bok głowę i zrobił smutną minę.
- Ranisz mnie! -
jęknął teatralnie, a jego rozmówca prychnął zniecierpliwiony.
- Ty… Ta
przemiana… - kot jąkał się i mrużył oczy, jakby próbując
sobie coś przypomnieć. - Co to miało… Jak…?
Zwierzak spojrzał
nagle na Drugiego oczami wyrażającymi desperacje. Zaraz spuścił
łepek, ale jego rozmówca zdążył zauważyć jego dziwny niepokój.
„A temu co
odwala…?” pomyślał. Popatrzył na kota. „Czekaj… czekaj,
czekaj, czekaj! O cholera! Czy to możliwe, żeby ta mała,
wkurzająca ameba...”
- Słuchaj… -
zaczął i powoli wyciągnął rękę w jego stronę.
- O, tu jesteście –
w korytarzu stanęła nagle Riuuk.
Dziewczyna przebrała
się. Zamiast ciężkiego, skórzanego ubrania, miała na sobie
niebieską koszulkę z krótkim rękawkiem, chyba męską, bo była
na nią sporo za duża, i obcisłe, czarne leginsy. Jej stopy były
bose, a włosy luźno spięła na karku. Odgarnęła z oczy niesforną
grzywkę.
- Chodź, Drugi… -
przerwała na chwile i zaczerwieniła się. - Nie, to jednak złe
imię. Trzeba będzie wymyślić coś innego.
Nie czekając na
reakcję, minęła ich i skierowała się w stronę długiego
korytarza. Jej towarzysz pobiegł za nią, ignorując Drugiego, i
jednym susem wskoczył jej w ramiona, chowając łebek w jej szyi.
„Szujaaaa” pomyślał pozostawiony na środku korytarza chłopak.
Po chwili podniósł się z ziemi i ziewając, dogonił ich.
- O czym sobie
rozmawialiście? - spytała dziewczyna, głaszcząc pupila.
- O niczym
specjalnym – chłopak uśmiechnął się do niej.
- Słuchaj…
Przepraszam cię za starą Shire. Pewnie strasznie ci się
naprzykszała – spojrzała na niego kątem oka.
- Nie ma problemu –
zakrył twarz dłonią, udając, że chce zakryć rumieniec. - W
sumie lubię, jak się mnie drapie za uchem.
- Serio? Nawet w tej
formie?
- Dziwne, nie? -
zaśmiał się.
Dziewczyna
wyciągnęła rękę i pogłaskała go delikatnie po głowie. Na jej
twarzy pojawił się delikatny rumieniec, ale nie przerwała.
- Śmieszne uczucie
– teraz to ona się zaśmiała.
Drugi mimowolnie
poruszył ogonem i przeciągnął się, jak typowy kot, który jest
głaskany. W tym aspekcie nie kłamał. Naprawdę lubił takie
rzeczy. Wszystko przez Białą, która potrafiła spędzić godziny
tarmosząc jego futerko.
Widząc jego
reakcje, Riuuk zaśmiała się jeszcze głośniej.
- A po brzuchu też
lubisz? - zapytała i rzuciła się w jego stronę, by połaskotać
go pod bluzą.
- Hej…!
Po chwili leżał na
plecach, a dziewczyna, siedząc na jego brzuchu, drapała go.
- Przestań! -
jęknął pomiędzy wybuchami śmiechu. Dziewczyna jednak za dobrze
się bawiła, by go posłuchać.
- Skończyliście
już? - spytał w końcu Kot, który stał obok i z dezaprobatą
przyglądał się sytuacji.
- Maruda! - zaśmiała
się Riuuk, a Drugi wyciągnął do niego język.
Kot spojrzał tylko
na nich i sam poszedł dalej korytarzem.
- Oj no nie obrażaj
się! - dziewczyna zerwała się i pobiegła za nim.
Chłopak również
powoli podniósł się i, tym razem zachowując dystans, poszedł za
nimi.
Po chwili wszedł do
niewielkiego salonu. Riuuk siedziała w fotelu przy kominku z Kotem
za kolanach. Wskazała mu drugi. Usiadł na nim i pochylił się do
przodu, by oprzeć łokcie na kolanach.
- No więc słucham.
- zaczęła dziewczyna.
- Hmm?
- Kim jesteś, co po
miała być za przemiana, czemu się ujawniłeś i czego chcesz –
to nie były pytania.
- Całą drogę
siedziałaś cicho, a teraz tak po prostu zaczynasz mnie wypytywać?
- kot zaciekawiony przekręcił głowę.
- Musiałam coś
przemyśleć… - przerwała i spoważniała nagle. - I wolałam mieć
cię na swoim terenie. Poza tym, jesteś nam chyba winny trochę
informacji.
- Nie wiem.
- Co?
- Nie wiem kim
jestem – skłamał. - Takie przemiany mam od dziecka, nikt nie
potrafi wyjaśnić o co chodzi. Ujawniłem się, bo to nie jest
zależne ode mnie, zamieniam się bez własnej woli… I nie chcę
niczego specjalnego. Poszedłem z tobą, bo nudziło mi się w
Akademii.
Patrzył na nią. Co
za góra kłamstw. Ale ona się nie zorientuje, nie może. Ma za małą
wiedzę o istotach takich jak on.
- Jasne… -
dziewczyna odwróciła wzrok i skupiła się na głaskaniu Kota.
Milczeli przez
chwilę.
- Więc co robimy? -
zapytał w końcu chłopak.
- Walczymy -
powiedziała nagle zdecydowana. - ze smokiem.
Spojrzała na nowego
towarzysza.
Ten ledwo
powstrzymał się przed jęknięciem. Liczył na to, że uda się mu
wydostać z tego świata, nie zwracając uwagi Riuuk. Ale jeśli
rzeczywiście był tu smok, to nie otworzy portalu bez walki. Te
stworzenia bardzo nerwowo reagują na używanie magii na ich terenie.
Popatrzył na
dziewczynę.
Mogła sobie być
silna. Ale ze smokiem za cholerę sama sobie nie poradzi. On bez magii
też nie. Więc albo musiał jej swoją magie pokazać, albo
pozwolić, żeby smok ją zabił, potem samemu zarżnąć jego i
wziąć się za otwieranie portalu.
Przechylił się do
tyłu i wyciągnął w fotelu. Pozwolił sobie na ciężkie
westchnienie. Dziewczyna zinterpretowała jako zdenerwowanie
informacjami, jakie mu przekazała i spuściła wzrok.
- Jeśli nie chcesz…
- zaczęła.
Ale Drugi nie
słuchał jej.
W jego głowie
krążyła tylko jedna myśl.
. „Jasna
cholera...”.
(Jedyna rzecz, która mnie interesuje, to kiedy konkretnie zgubiłaś mózg, idiotko...)