środa, 30 marca 2016

Podróż ku przeznaczeniu cz.1 (Riuuk)

Zbiegła na dół po stromych schodach w towarzystwie nowego towarzysza odgarniając niesforne włosy związane w kucyka z tyłu głowy jednak pojedyncze pasma musiały utrudniać życie. Zmarszczyła nos i kichnęła zamaszyście.
- Na zdrowie.
- O dziękuję – uśmiechnęła się  przyjaźnie i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Nagle stanęła jak wryta w ziemię i zmarszczyła brwi. Była tak przejęta podróżą, że nie zauważyła jednej kluczowej rzeczy. Wokół niej nic, ani nikogo nie było . Spojrzała podejrzliwie na Drugiego. Patrzyła głęboko w różnobarwne oczy zwierzaka… A może nie zwierzaka? Jakikolwiek inny uczeń pomyślałby, że ktoś robi mu głupie żarty albo przesłyszał się. No cóż na wskutek gorącego letniego słońca mózg przysparza nam różnych dziwnych rzeczy, jednak ona nie była „innymi” uczniami. Doświadczenie w tym zakresie miała naprawdę duże. Oczy fioletowego pupila zszarzały i zapadły się jakby w głąb czaszki.
- Ahhh… Łobuziaku. Udam, że nic nie słyszałam. I tak znam twój mały sekret – mrugnęła porozumiewawczo w jego stronę stawiając go na ziemi i zdejmując spory plecak podróżny. Z ramion zsunęły się szelki w towarzystwie szelestów i głuchych stukań troków. Dziewczyna rozpięła górną kieszeń w kulistym kształcie z kilkoma większymi otworami . Zdjęła górna część. Okazało się, że w środku jest wyściełana miękką poduszką z brązowej skóry.
- No, wskakuj! Zwykle to miejsce Kota lecz w tym momencie ty potrzebujesz go bardziej, a przecież nie będę niosła cię na rękach cały dzień. – Poklepała dłonią w zachęcająco wyglądającą poduszkę i wysunęła coś z brzegu. Okazało się, że był to mały, niebieski daszek. Kolor był niezwykle podobny do barwy jej oczu. – Czarny za bardzo grzeje, a biały jest kolorem rezygnacji i śmierci oraz, w moich stronach , hańby. – Fioletowy niechętnie lecz w końcu wskoczył na nowe miejsce. Usztywniła daszek i zarzuciła bagaż na plecy.
- Kot waży więcej – zaśmiała się i ruszyła przed siebie prosto, droga prowadzącą do złudnej Przełęczy Dusz.
Słońce lizało bladą skórę, która nie chciała ulec  jego wdziękom pozostając alabastrowo białą. Nie mogła się opalić. Bez względu na jakiekolwiek działania, jednak lubiła to. Czuła się w jakiś sposób wyjątkowa dzięki temu małemu odstępstwu. Szła szybkim, miarowym krokiem czując coraz silniejszy wpływ słońca na turystyczną czapkę z daszkiem.  Mijała wysokie drzewa, a czarne, ciężkie buty deptały wysoką trawę. Jej nowy towarzysz leżał z podniesioną głową. Tyle czasu podróżowała z Kotem, że potrafiła rozróżnić rozkład ciężaru przy poszczególnych pozycjach. Prościej… zbyt dobrze znała kocią anatomię, aby się pomylić.
- Jak zdążyłeś się przekonać  Kot jest naprawdę wygodny i wymagający. – Mruknęła pod nosem rozdeptując mały kamień. Drzewa przerzedzały się coraz bardziej, aż całkowicie zniknęły. Ich oczom ukazał się niezwykle urzekający krajobraz. Popatrzyła w górę osłaniając oczy dłonią.  Dwa ogromne posągi niczym wtopione w góry z obydwu stron sprawiały wrażenie strażników przejścia. Na jednej z wyciągniętych dłoni siedział czarny smok czujnie obserwujący okolicę. Było jeszcze zbyt wcześnie więc trakt był praktycznie pusty. Uczniowie Akademii słynęli z trzech podstawowych rzeczy: lenistwa, braku umiaru w przyjemnościach i przede wszystkim ze spania do późna.



- Zaraz będzie nasz transport. – Ogromny, wręcz niespotykany u niej uśmiech zagościł na jasnej twarzy. – Zereff! – Krzyknęła radośnie w stronę smoka i siedzącej na nim malutkiej postaci.              

( Mój Fioletowy Towarzyszu? )
      

Nowa moc cz. 8 (Lily)

Wpatrywała się niego ze zdumieniem. „Dlaczego pyta o to tak nagle? Przecież to ewidentne, że nie chcę wracać do tego tematu!” A jednak widząc jego błagalne spojrzenie i słysząc ponaglanie w jego głosie domyśliła się, że chodzi tutaj o coś więcej niż zwyczajne zachcianki. „Wiele wymagasz? Nawet nie wiesz jak bardzo! Myśl Lily, myśl…!”
Cały ten czas go obserwowała. Widziała jak pobladł i naprawdę zaczęła się bać widząc pęknięcie na jego policzku. „To jakieś zaklęcie? Urok? Klątwa?” Eliminowała kolejne możliwości. Cóż, w normalnych nowelach powinna zapewne wyznać wielką miłość i rzucić się w jego ramiona. Jaki jest problem? To nie jest bajka.
„Jeśli to zaklęcie, to nigdy czegoś takiego nie widziałam. Powinno należeć do typu czarów kontrolnych, więc pozostaje szukać wśród tych kontrolujących emocje. Gdyby była to klątwa, to nie mogła zostać położona niedawno. Zbyt wiele czasu spędzaliśmy razem. W dodatku jak pozbywał się jej wcześniej…?” Przez chwilę w jej oczach pojawiły się niebezpieczne błyski. „Nie odważyłby się. Zresztą będę trzymać rękę na pulsie i zapytam gdy tylko zażegnamy kryzys.”
„Hmmm… Klątwa jest mało prawdopodobna.” Zauważyła, że chłopak zaczyna się trząść. „Szlag by to, traci kontrolę!” Położyła mu rękę na pękniętym policzku. Wtulił w nią twarz, jakby trochę mu się polepszyło. „Muszę znaleźć przyczynę znacznie szybciej! Cóż, jeżeli pyta o moją miłość to brzmi bardziej jakby rzucono na niego urok. Ale znów pozostaje kwestia gdzie? Poza tym uroki tak nie działają. Być może zaklęcie marionetki? Ale Arata jest potężnym czarnym magiem! Niby kto mógłby sprawić by tańczył jak im zagrają?! Nie wspominając o jego temperamencie…”
Lily stawała się coraz bardziej sfrustrowana, a Arata czuł się coraz gorzej. Nie mogła znaleźć prawidłowego rozwiązania nie ważne jak bardzo się nad tym głowiła! Światło świadomości zaczynało gasnąć w jego oczach. „Czy to możliwe, że ma to coś wspólnego z jego unikalną zdolnością kontrolowania smoków? Nigdy jakoś szczególnie o tym nie rozmawialiśmy. Poza tym żadne z nas nie chciało ujawniać swoich asów rywalowi. Później zwyczajnie nie mieliśmy okazji. Sprawdziłam sytuację pod każdym kątem i wciąż nie znalazłam odpowiedzi, to musi być to!”
W końcu rozwiązała zagadkę. Nie ważne jak bardzo nie chciała tego przyznać. Podejrzewała to już wcześniej, oczywiście. Ale bała się. Bała się, ponieważ jeśli ma rację, to jest to jedyna sytuacja, w której nie znajdzie innego rozwiązania.
„W takich sytuacjach ważna jest szczerość. Nie wiem, jak potężna jest jego zdolność, ale to, co widziałam do tej pory, jest wystarczająco niesamowite bym uznała jej poziom. Tym bardziej nie mogę zwyczajnie wypowiedzieć tych słów, muszę w nie wierzyć. Powiedz Arata, od kiedy nasza historia zmieniła się w baśń o królewnie i żabie, gdzie królewna zdejmuje zły urok z księcia?”
Spędziła nad tym zbyt dużo czasu. Arata stracił resztki kontroli. Ale co mogła na to poradzić? Sprawy sercowe to od zawsze ogromny problem, który ciąży jej na sercu. Nie da się tego mienić w ciągu kilku minut!
Chłopak chwycił ją za ramiona i odrzucił na ziemią obok. – Auć! – Zakrzyknęła, po czym zacisnęła zęby. „Ogarnij się Lily. On na ciebie liczy. Nie sądzisz, że straciłaś już dość czasu?” Wiedziała. A jednak wciąż nie potrafiła się zdecydować.
Arata przygwoździł ją do ziemi swoim ciałem w mgnieniu oka. „Jest zbyt szybki!” Pomyślała przestraszona. – Um, Arata…? To boli, przestań z tą grą ok? – „Raczej nie zadziała, ale co mi szkodzi spróbować, prawda?”
Nie trudził się z odpowiedzią. Była ciekawa, czy w ogóle jej słuchał. „Jakby to miało teraz znaczenie. Jak szybko czegoś nie wymyślę, to żadne z nas nie będzie w stanie więcej na siebie spojrzeć!” Rozglądała się dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni. Całkowicie zapomniała o tym, że jest potężnym magiem. O broniach, które nosi ze sobą w każdym momencie. W tej chwili była tylko małą dziewczynką, która próbowała walczyć przegraną bitwę.
Po chwili bezskutecznej szamotaniny złapała z nim na ułamek sekundy kontakt wzrokowy. Widząc te puste oczy wpatrując się w nią, była spetryfikowana. Nie mogła myśleć, a co dopiero ruszać się. Zadrżała ze strachu. „To nie są oczy Araty. One żywią się bólem i strachem.” Pomyślała, przyglądając się ich głębi.
Poczuła jego chłodne ręce na swoich udach i wypuściła wstrzymywany oddech w akcie desperacji, nie wytrzymując napięcia. Zimne dłonie zaczęły wędrować po całej długości jej nóg powolnym, niemal kojącym ruchem. „To dostajesz za noszenie krótkich spodenek.”
Z początku postać (bo definitywnie nie była ona Aratą) wydawała się być w gorączce, pragnąc jedynie zaspokojenia, ale gdy te oczy spotkały się z jej, pojawił się w nich nagły błysk zainteresowania. Na jego twarzy zagościł promienny uśmiech zadowolenia, który przyprawił ją o ciarki.
- Arata ja… - Zaczęła, ale przerwał jej, kładąc palec na ustach dziewczyny. Mrugnął do niej. Mrugnął! „Czy to znaczy, że wraca mu kontrola?!” W tym momencie jedna z jego rąk się zatrzymała. Jakby znalazła to, czego szukała. Poczuła nacisk w tym miejscu i ostry ból, który niemal przyćmił jej wizję. Uniosła głowę. Pozwolił jej na to. Jak artysta, który pragnie, by podziwiano jego dzieło. Spojrzała w dół na cienką stróżkę krwi, która powoli spływała w dół jej nogi.
Jakby mimowolnie, kompletnie nie myśląc o tym, co robi, uniosła rękę by dotknąć tej krwi. Nie była sobą, a wszystko widziała jakby przez mgłę. Jej zmysły zostały przytępione, a jedyne czego pragnęła to powoli spływająca, czerwona stróżka.
Usłyszała jego głos. Mamrotał coś pod nosem, a później uniósł jej podbródek i zmusił by na niego spojrzała, odwracając tymczasowo jej uwagę od krwi. Lily zaczęła ciężej oddychać. – Fascynujące… Ale wciąż niedojrzałe. – Pokręcił głową znów coś do siebie mamrocząc. – Zmieniłem plan. Oglądanie przyszłych wydarzeń będzie znacznie ciekawsze niż kończenie tego tutaj, nie uważasz? – Pokiwała nieobecnie głową, z całej siły starając się od zyskać kontrolę. – Tak myślałem. Choć i tak ciężko się powstrzymać…
Pochylił się i zlizał jej krew. Otworzyła szerzej oczy ze zdumienia i niezrozumiałej furii, jaką w sobie odkryła. Zdawało się, że jej źródło znajduje się w samych pokładach magii w jej ciele. Jakby  nawet jej moc się przeciwko niemu buntowała. Rana zaczęła piec, a krew wypływała coraz obficiej. Znów zaczęła się szarpać, w daremnej próbie ucieczki od natłoku bólu, ale był przygotowany. Podniósł głowę i przytrzymał ją za ramiona z intencją przeczekania. W momencie realizacji, jakby przypominając sobie o czymś, jej oczy zalśniły w nadziei.
„Dlaczego tak ciężko było mi to powiedzieć? Przecież to prawda. Nawet, jeśli nie wiem, jakim rodzajem miłości go darzę, to jest mi bardzo bliski. Jest wiele rodzajów miłości. Romantyczna, przyjacielska, rodzicielska, braterska… A każdą z nich można wyrazić w słowach: Kocham cię.”
- Arata wróć do mnie. – Wyszeptała miękko. Jego oczy zalśniły na moment nim znów przygasły. „To działa!” – Wróć, bo to ciebie kocham, a nie jego. I nie wybaczę ci jeśli ta istota mnie pocałuje rozumiesz?! – Korzystając z ucisku na swoich ramionach pochyliła głowę i pocałowała chłopaka, łapiąc go kompletnie nieprzygotowanego.
Musnęła jego usta, ale szybko, nie bawiąc się w ceregiele, pogłębiła pocałunek. Poczuła krew na jego wargach, ale ku jej zdumieniu, nie miała ona normalnego, metalicznego smaku. Pozostawiła jednak kotłujące się w jej głowie pytania na później.
Chłopak opuścił ręce z jej ramion, znów walcząc ze sobą. Przerwała pocałunek. – Kocham cię Arata. – Powiedziała jeszcze raz i korzystając z wolnych rąk, przewróciła go na plecy. Szybko się na niego wturlała i znów go pocałowała z uśmiechem na ustach. Właściwie to czuła się dość dziwnie. Jakby zażyła dawkę gazu rozśmieszającego. – Kocham cię, więc musisz do mnie wrócić. – Powiedziała, domagając się uroczo. – Najlepiej teraz i z dobrą wymówką…

<Arata?>

Powrót cz. 6 (Claire)

Spojrzała ze łzami złości na chłopaka, który był bardziej uparty od osła. „Przecież możesz mi zaufać…” Pomyślała, niemal opadając na kolana, kompletnie bez życia. Cieszyła się, że wrócił. I wiedziała, że nie będzie mu lekko o tym mówić. Przecież tak dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Cokolwiek to było,  co trzymało go tak długo w oddaleniu, dużo od niego zabrało. Wyżarło w nim nieskalane emocje, których ona być może nigdy nie będzie w stanie zrozumieć. Dostrzegła to w jego smutnych oczach. A jednak, nawet jeśli wiedziała, gdzieś głęboko w duszy, czuła się zraniona. Zraniona, ponieważ mimo wszystko naiwnie wierzyła, że zwyczajna przyjaciółka z dzieciństwa może dla niego znaczyć więcej niż ciężkie chwile jakie przeszedł. Że może być w stanie mu pomóc zmierzyć się z bólem i wspomnieniami.
Dziewczyna wyprostowała ramiona i wzięła głęboki wdech. „Tigr potrzebuje teraz pomocy. Moje rozterki mogą zaczekać.” Podniosła dłoń do jego lewej ręki, która zakrywała oko i położyła na niej swoją własną. Tym razem Tina nie próbowała jej powstrzymać. Spojrzała kątem oka na blondynkę. „Ona też się o niego martwi.”– Chcesz pójść do Skrzydła Szpitalnego, czy wystarczy, że gdzieś przesiedzimy atak bólu? – Zapytała go powoli ani okazując zniecierpliwienie ani zmartwienie. „Zrzucanie na niego moich własnych emocji mu teraz nie pomoże.”
- Przecież powiedziałem, że zaraz mi przejdzie. – Powtórzył lekko zirytowany. „Tym razem co go tak wkurzyło? Co jest znowu nie tak?” – Po prostu daj mi chwilę. Możesz to zrobić? – Zapytał jakby rozdrażniony. Cóż, nie mogła go winić. Ból, który był w stanie wywołać w nim taką reakcję zapewne kosmicznie musi mu dokuczać.
- Okej, nie ma sprawy. – Powiedziała, wzruszając ramionami niedbale. Przecież teraz była porządną panienką. Skończyła z dziecinadą jaką znał dawniej i czas mu to pokazać. Tak właśnie powinna się przy nim zachowywać. Trzymać go na dystans. Może zaczekać ile będzie trzeba. – Daj znać jak przejdzie. – Dodała.
Tina rzuciła jej spojrzenie spod byka, ale ta ją po prostu zignorowała. Nie żeby codziennie nie spotykała się z tymi spojrzeniami w szkole. „Wybacz, ale nie tylko wasze życie jest ciężkie. Wy przynajmniej macie siebie nawzajem…”
- Chyba nie powinnam cię ciągnąć do kawiarenki. Powinieneś wrócić do siebie i odpocząć. Podejrzewam, że mieliście długą i męczącą podróż powrotną. – Spojrzała na chłopaka, który wyglądał już znacznie lepiej, ale wciąż był blady i zmusiła się by dopowiedzieć resztę. – Pójdę przodem żeby wam nie zawadzać. – Odeszła machając do nich z uśmiechem i oddalając powolnym krokiem z podniesioną głową.
- Claire! – Usłyszała jak za nią wołał, jednak go zignorowała. Zaczął rozmawiać z Tiną. Szła dalej, aż ich głosy ucichły w oddali. Westchnęła z ulgą i wyjęła notes z długopisem. Mijała korytarze i różne zakamarki, kilka razy chodząc w kółko. Dla większości wyglądała jak rozkojarzona nastolatka z pamiętnikiem. Gdyby tylko wiedzieli…
 „Lepiej porozmawiać, gdy będzie w pełni sił. Inaczej trudniej będzie mi wyciągnąć od niego jakiekolwiek informacje. Muszę go złapać gdy będzie mniej czujny… Teraz tylko co dodać do gazetki wystarczająco mocnego aby odwrócić od nich tymczasowo uwagę. Choć nie uniknę napisania o ich powrocie. Inaczej Dante na pewno zacznie coś podejrzewać. Gosz, tylko że w tej szkole nic się ostatnio nie dzieje! Chyba że…”
Uśmiechnęła się do siebie, przymrużając lekko oczy. Tak, ona też się dużo zmieniła. Cóż, skoro wykorzysta to by pomóc przyjaciołom to nie można jej nazwać złą osobą prawda? Naskrobała na kartce kilka linijek. Rozejrzała się dookoła. W końcu była we właściwym miejscu. Wyszeptała zaklęcie i powoli poczuła skutki czaru, który wyostrzał jej zmysły do nieprawdopodobnego poziomu. Wysłała cząstkę swojej duszy dookoła, sprawdzając, czy nikt jej nie śledził. Cóż. Posiadanie potężnych umiejętności parapsychicznych ma swoje plusy. Nikt nie jest w stanie wyczuć, gdy używa tego zaklęcia, a ona może sprawdzić spory obszar dookoła siebie. „Jedna osoba. Idealnie w czas, jak zawsze huh?” Wyrwała kartkę z notatnika i zgniotła ją niepostrzeżenie, po czym przybiła piątkę przebiegającemu chłopakowi, podając mu jednocześnie zwiniętą kartkę. Skinął lekko głową i zniknął wśród krętych korytarzy Akademii. „Jutrzejsze newsy będą porażające nie sądzisz Dante? Wystarczająco by skupić uwagę wszystkich. Pozostaje tylko doprowadzić do ich wydarzenia… Eh, co to za dźwięk? Na szczęście jest zbyt daleko, ale wciąż się zbliża. Powinnam odejść czy lepiej będzie iść przed siebie jak gdyby nigdy nic? Wciąż mam sporo rzeczy do zrobienia i mało czasu, lepiej będzie pójść za ciosem niż tracić czas na ukrywanie. Zawsze mogę powiedzieć, że zabłądziłam nie?”


<<Tigr?>>

Kot z Cheshire i nieszczęsny sztylet nocnej tancerki cz.3 (Kot z Cheshire)

    Mógł zrobić w tym momencie wiele różnych rzeczy. Mógł myśleć o wielu różnych rzeczach. Jednak całą swoją życiową energię postanowił poświęcić na zastanowienie się nad jedną tylko sprawą: czy gdzieś na świecie organizują zawody na największego idiotę. Bo jeśli tak to powinien zgłosić swoją kandydaturę. W świetle ostatnich wydarzeń wygląda na to, że nikt nie miałby z nim najmniejszych szans. Bo jak głupim trzeba być, żeby jednego dnia władować się radośnie w sam środek rozsypanych na ziemi gwoździ, pozwolić, żeby Magia rozpieprzyła ci ciało od środka, i na sam koniec dać się podziurawić jakiejś ninja-psychopatce, która nie ma do roboty nic ciekawszego od uskuteczniania jakiś krzywych wygibasów w samym środku nocy.
     Był na siebie strasznie wkurzony. Do tej pory był pewny, że ma cały mózg. Mało tego, uważał się za dość sprytnego. Jednak wygląda na to, że przebywanie w tak bezpiecznym środowisku stępiło jego zmysły i czuł, że powoli zmienia się w zwykłego dachowca. "Alicja byłaby z siebie dumna, gdyby mnie teraz widziała" pomyślał. Alicja... Przed oczami stanęła mu rudowłosa piękność, ściskająca w ręku miecz. Miecz, który sam jej ofiarował, miecz, który wcześniej należał do jego ukochanej królowej, Białej. Uwielbiał ją w tym bojowym wydaniu, kiedy jej płomienne włosy wysuwały się pojedynczymi pasami ze skórzanego rzemyka, którym je spinała, i kiedy w jej zielonych oczach błyszczała ta nieposkromiona pewność siebie i odwaga. Kiedyś widział w nich też sprawiedliwość, jednak ta jedna rzecz jej z czasem, delikatnie mówiąc, przeszła. Rozmyślając nad jej blado-mleczną cerą, usnutą na twarzy uroczymi piegami, doszedł do wniosku, że może zabicie jej za pomocą magii ognia będzie ciekawsze, niż miażdżąca magia północy, którą preferował do tej pory. Westchnął. Decyzja była naprawdę trudna. W końcu Alicja miała, jak każdy człowiek, tylko jedno życie, więc musiał coś wybrać... Fakt, że nawet w tym aspekcie istnienie "wybrańca" stanowiło dla niego kolejny problem, sprawił, że wkurzała go jeszcze bardziej.
    Dopiero po tych przemyśleniach (do których koniec końców doszedł tylko do tego, że jest tak głupi, że nawet w konkursie na największego idiotę zająłby drugie miejsce) znalazł chwilę, by dokładniej przyjrzeć się pokojowi, w którym się znajdował. Nic specjalnego, duże łóżko, okno ze zdobnymi zasłonami, przez które przebijały się już promienie wschodzącego słońca, jakieś toporne biurko w rogu, zaraz obok równie duża, drewniana komoda i dwa staromodne, eleganckie fotele z jasnymi, lekko już wysłużonymi obiciami – typowy pokój w dominatorium Akademii. W pokoju nie było nikogo, a on sam leżał na miękkiej poduszce na łóżku,. Wygląda na to, że spędził tu całą noc. Pamiętał tylko jak ta cała Riuuk postrzeliła go w Ogrodach, a potem odurzyła tymi okropnymi środkami, do których często uciekali się ludzie w tym świecie. Nie pamiętał, żeby w Krainie Czarów ktoś bawił się w takie podchody – zabijasz, albo nie, proste i przejrzyste. Rzeczywiście, istniała magia zdolna tylko pozbawiać przytomności, były również zioła o podobnych właściwościach do substancji, których użyła na nim ta pseudozabójczyni, jednak jedyne z czym się one Kotu kojarzyły, to ogry i trolle, które na większe okazje lubiły zjadać swoje ofiary żywcem, ale nie przystało, by te wyrywały się i wydzierały wniebogłosy.
    Mimo wszystko pogratulował sobie w myślach, że zachował zimną krew i nie próbował użyć magii, gdy dziewczyna zbliżyła się, by go odurzyć. Dzięki temu jego tajemnica nie wyszła na jaw i wciąż jest dla mieszkańców Akademii zwykłym futrzakiem. Przynajmniej na razie, bo bardzo niepokoił go fakt, że przebywa teraz w pokoju jednej z silniejszych uczennic, której na dodatek, w przeciwieństwie do większości uczących się tu smarkaczy, zdarzało się myśleć. I która miała kota... Kot zdawał sobie sprawę, że w obecności innych przedstawicieli swojego gatunku jest najmniej bezpieczny, z łatwością mogą oni dostrzec różnice, które czynią go zmiennokształtym.
    Spróbował przewrócić się na drugi bok, by sprawdzić, czy środki osłabły na tyle, żeby mógł się bez trudu poruszać i zauważył, że nie czuje już bólu, ani tam gdzie przebiły go noże tej chorej psychopatki, ani w miejscu ran na łapach. Musiała użyć jakiejś magii leczniczej... o nie, cholera, nie! Jego ciało, tak podatne na magię, pozbawione jego kontroli mogło zrobić dosłownie wszystko! Niech to wszystko szlag! W myślach przeklinał swoją spektakularną głupotę i pecha, jaki spotkał go tej nocy... jeśli jednak wciąż tu jest, pozostawiony sam sobie, to jest cień nadziei, że może nie odwalił nic dziwnego... Może jakimś cudem, skoro mózg się inteligencją nie popisał, to chociaż ciało nie poczuło się w obowiązku robić mu w takiej chwili na złość!!!
    Nagle drzwi się otworzyły, a do pokoju weszła czarnowłosa dziewczyna. Była ubrana w wysokie buty, wąskie skórzane spodnie, a także przylegającą do ciała bawełnianą, sportową koszulkę. Na ramiona zarzuciła lekki płaszcz w ciemnym odcieniu, a przy pasie przywieszone były wąskie noże i mniejsze saszetki podróżne. Jak na skrytobójcę przystało, również w płaszczu ukryta była broń. Dziewczyna w jednej ręce ściskała niewielką torbę, zapakowaną najpotrzebniejszymi rzeczami, w drugiej natomiast znajdował się jej ukochany miecz, który delikatnie i z gracją ułożyła teraz na biurku. Za nią do pokoju wśliznął się czarny kot. Zwierzak natychmiast skierował się w stronę łóżka. Przybysz zbliżył się do leżącego na poduszce Kota, a odcień jego oczu ze spokojnego błękitu przyjął kolor jaskrawej żółci i wbijał ciekawskie spojrzenie w ofiarę swojej przyjaciółki.
     -Wygląda na to, że nasz dachowiec się obudził – rzucił do Riuuk.
    -Tak szybko? - dziewczyna zdziwiła się i podeszła do łóżka. - Na zwykłe istoty środki powinny działać znacznie dłużej.
    -Na zwykłe tak. - Powiedział jej towarzysz, a jego źrenice zwęziły się.
Kot poczuł jak dreszcz przerażenia przebiega mu po plecach.
    -Miauuu...- stęknął cicho. "Udawaj debila" powtarzał sobie w myślach. "Sądząc po wczorajszym, nie musisz się nawet specjalnie starać."
   -Co masz na myśli, Kocie? - Spytała Riuuk, gładząc białą dłonią fioletowe futerko swojej nieszczęsnej ofiary. Spojrzała na Kota przepraszająco, jakby miało mu to wynagrodzić te wszystkie zawały serca, do których prawie doprowadziła go w ciągu ostatnich kilku godzin.
   -Nic szczególnego. - Brzmiała odpowiedź. - Przynajmniej nie na razie. Teraz jednak powinniśmy wyruszać. Bierz po co przyszłaś, bo czeka nas długa droga do Smoczych Gór, a już zaczęło świtać.
    Jej towarzysz ześliznął się z łóżka i powoli skierował w stronę drzwi.
    Smocze Góry... Kot czytał kiedyś o tym miejscu, gdy próbował dowiedzieć się czegoś o tym świecie. To jedno z najobfitszych w magię miejsc, które tu występują. Z trudem powstrzymał zakradający mu się na pysk uśmiech. Wyruszenie tam samemu, zwłaszcza w kociej postaci, której wolał w tym świecie nie opuszczać, było bardzo ryzykowne - zwłaszcza, gdy zostało ci tylko jedno życie. Ale jeśli zabierze się z tą dwójką, jest szansa, że dotrze tam w jednym kawałku. W Smoczych Górach może być wystarczająco dużo Magii, by otworzyć portal do Krainy Czarów, wreszcie mógłby wrócić do domu... Miał w głębokim poważaniu, że Alicja go wygnała. I tak, gdy ją zabije, nie będzie mogła się skarżyć. Tylko jak teraz inteligentnie (o ile dla jego mózgu inteligencja nie była ostatnio pojęciem zbyt abstrakcyjnym) się do nich doczepić... "Eh... zostaje tylko mój pseudo-urok osobisty...". Z wytrzeszczonymi na "słodkiego kociaka" oczami i powstrzymując się, by z odrazy do tego przedstawienia nie wykitować, wdrapał się na kolana Riuuk i miauknął rozkosznie.
    -Co jest, Drugi?
    -Drugi?! - Zapytał znajdujący się już prawie przy drzwiach kot. - Nadałaś mu imię?!
    -Co ja poradzę? Ty to Kot, on to kot... Jakoś muszę się w tym połapać. Ale czego on chce?
   -Chyba jest ci wdzięczny. - Jej przyjaciel spojrzał na "Drugiego" – Mimo że go skrzywdziłaś, nie zostawiłaś go samego. Widocznie to docenia i chce się odwdzięczyć.
    -Odwdzięczyć? Skąd wiesz?
    -Prawdopodobnie stąd, że też jestem kotem – spojrzał na nią sarkastycznie – chce iść z nami.
    -Co?! Nie ma mowy?! - Riuuk wstała z łóżka, wciąż ściskając w rękach fioletowego futrzaka. - Przecież to zwykły kot!
    -Nie. To cenny towarzysz. - Po tych słowach kot wyszedł z pokoju.
    -Słucham...? - Mruknęła Riuuk do siebie, spoglądając na zwierze trzymane w ramionach. Nie śmiała jednak wątpić w to, co usłyszała od długoletniego przyjaciela. Bez słowa przywiesiła do pasa swój miecz i wyciągnęła z szafki kilka fiolek, których zapomniała wcześniej i wrzuciła je do plecaka, po czym zawiesiła go na ramieniu. Ostatni raz obrzuciła spojrzeniem Drugiego i wciąż niosąc go na rękach zbiegła po schodach, by dogonić przyjaciela.
    Nie zauważyła szyderczego uśmiechu, który mimo woli wkradł się na pyszczek jej nowego towarzysza.

<Riuuk?>

niedziela, 27 marca 2016

Drodzy czytelnicy!

Wesołych Świąt wszystkim! Dużo szczęścia, magicznych chwil i niezapomnianych przeżyć w towarzystwie naszego bloga! Niech nasza twórczość pomaga wam rozwijać wyobraźnię i swoją własną twórczość!

sobota, 26 marca 2016

Nowa moc cz. 7 (Arata)

Zaczęliśmy biec w stronę pobliskiego lasu. Nawet nie zauważyłam, kiedy wyprzedziliśmy dziewczyny. Obracając się ujrzałem, jak Ayano zatrzymuje Sorę. "Poczciwa dziewczyna" uśmiechnąłem się w myślach, ale nagle poczułem przeszywający ból głowy. Przysiadłem pod drzewem by chwilę odpocząć, ale ból nie przechodził. Wręcz przeciwnie, wzmagał się. Lily stanęła obok mnie i spytała.
- Co to za dziewczyna? - Nawet nie spoglądała mi w oczy, powiedziała to jakby bez uczuć. "Znów ją zraniłem. Czemu zawsze robię coś takiego w najmniej odpowiednim momencie? Kiedy wreszcie zaczęła mnie traktować inaczej..." Nienawidziłem tej sytuacji, ale musiałem odpowiedzieć by choć trochę umniejszyć swoją winę w jej oczach. Ból nie pomagał, ale nie chciałem jej o tym mówić, by nie pomyślała, że unikam tematu.
- Smocza Księżniczka. Jeden z najpotężniejszych smoków jakie posiadam. Wybacz, że jej nie powstrzymałem. Ten żart pewnie nieźle cię uraził. - Dziewczyna po chwili wahania usiadła na moich kolanach. Przez chwilę jakby zastanawiała się co zrobić, a po chwili mnie spoliczkowała. Mocno. Jakby czując się lepiej, wtuliła się we mnie. Przez moment zapomniałem o bólu, który niespodziewanie ustąpił.
- Głupek. - "Musiała nie wytrzymać naporu uczuć." Lily, która jeszcze chwilę temu była obojętna na wszystko, nagle zmieniła się w słodką, niewinną, małą dziewczynkę. Moją dziewczynkę. Wtuliłem ją do siebie i zacząłem głaskać po głowie.
- Przepraszam. Obiecuje, że następnym razem je powstrzymam. - "Nie... Pożryj ją.... Odbierz jej moc i uwolnij mnie..." Dziwny głos zaczął nawiedzać mnie w myślach. "Skrzywdź ją... Stań się tym, kim powinieneś..." Ból głowy znów się nasilał. "Co to ma być, czemu słyszę czyjś głos w moim umyśle?!" "Przypomnij sobie, kim naprawdę jesteś... Uwolnij to, co tak naprawdę dał ci ojciec!" "To co naprawdę dał mi ojciec? Nie mówisz chyba o... Tym..." "Tak, mówię o tym dzięki czemu kontrolujesz smoki. Pokaż to, co ci naprawdę daje moc zauroczenia..." "Nie mogę. Obiecałem sobie, że już nigdy więcej jej nie użyję." "W takim razie sam użyję jej za ciebie." Poczułem w gardle napływającą krew, oczy zaczęły mi łzawić, a ból zaczął powoli odbierać mi zmysły.
- Płaczesz z takiego powodu? - Spytała Lily. Przez cały czas była we mnie wtulona, więc nie zauważyła, co się ze mną dzieje. Złapałem ją i odsunąłem tak, by patrzyła mi prosto w oczy. "Jedyna osoba, jaka może zablokować przemianę, to właśnie ona."
- Lily. Powiedz mi, czy mnie kochasz. Wiem, że wymagam wiele, ale... Dłużej już nie wytrzymam. - Powoli czułem, że tracę kontrolę nad sobą. Zaczynałem pragnąć ciała Lily. Powstrzymywałem się resztą sił jakie zdołałem zgromadzić. Byłem jednak wyczerpany walką. "Błagam, odpowiedz." W myślach prosiłem o jej szybką i prawdziwą odpowiedź. Moja twarz zaczynała się zmieniać. Na poliku pojawiło się pęknięcie, a skóra na całym ciele stawała się coraz bardziej blada...



<Lily?>

Nowa moc cz. 6 (Lily)

Lily podała jej rękę i wymieniła uścisk z Ayano. Zadrgała jej momentalnie powieka, ale poza tym uważała, że poradziła sobie całkiem nieźle z zachowaniem kamiennej twarzy w obliczu niespodziewanej informacji jaka spadła na nią jak grom z jasnego nieba. „Żona? Co u licha?! Arata ty bydlaku!”
- Witaj Ayano, mam na imię Lily. – Przedstawiła się, siląc na uśmiech. Miała tylko nadzieję, że nie wygląda na przesadnie wymuszony. – Nie wiedziałam, że Arata przyprowadzi nas do waszego domu. Wybacz najście. – Powiedziała, całkowicie przełączając się w tryb arystokracji, który wpajano jej od dzieciństwa. Oczywiście, że założyła, że to ich dom! Niby do jakich innych konkluzji mogła dojść w tej sytuacji?
- Ależ skąd! To prawdziwa przyjemność w końcu cię poznać osobiście. – Przytuliła ją, co zaskoczyło Lily, kompletnie łapiąc ją nieprzygotowaną.
- Dziękuję, ciebie równie… - Urwała, w końcu wyłapując niespójności w całej historii. Odsunęła się pospiesznie od Ayano. – Niby jaki niewierny mąż rozmawiałby z żoną o swoich kochankach i w dodatku sprowadzał je do ich wspólnego domu?! Ba, jaka żona byłaby taka przyjacielska! – Miała ochotę zapaść się pod ziemię widząc pękającą ze śmiechu Sorę. Spojrzała na zaczerwionego Aratę i domyśliła się, że ten żart nie był jego pomysłem.
- Wolę cię wkurzoną niż z tym sztucznym wyrazem twarzy. Pokazujesz wtedy, że masz charakterek. - Usłyszała głos Ayano. Pełny zamyślenia, jakby mówiła do siebie. Lily zadrżała mimowolnie. ,,Czy ona ją właśnie ocenia? Jeszcze tego brakowało!" - Powiedzmy, że się kwalifikujesz. Ledwie.
,,Już ja ci dam ledwie ty... No właśnie, kto to u licha jest skoro nie żona Araty? Przyjaciółka? Mówi bardzo dojrzale. Ciekawe, czy jest starsza od nas..." - Przepraszam. Ostatnio wiele przeszłam i momentami sama nie wiem, co czuję w danym momencie. - Nie próbowała się usprawiedliwiać, a jednak dokładnie tak to zabrzmiało. Zagryzła wargę by dać ujścia nagromadzonemu napięciu. Nienawidziła brzmieć jak ofiara. - Zresztą nieważne, wróćmy do tematu. Jak będziemy trenować i kiedy zaczynamy? - Zapytała płaskim tonem Araty, ponownie ignorując dziewczynę.
- Do czego się spieszysz, dopiero przybyłaś, a jedyne co ci w głowie to trening? - Podchwyciła zdumiona Sora. - Spokojnie, jeszcze będziesz miała go serdecznie dosyć. Usiądź, czekamy na wschód słońca.
Przez chwilę Lily stała, niepewna co zrobić. Ostatecznie usiadła na trawie pokonana, z daleka od chłopaka. Fakt, że otoczona jest przez jego harem tylko utwierdzał ją w przekonaniu, że lepiej trzymać się od tego chłopaka z daleka. Nie czeka ją przy nim żadna miłość aż po grób, a jedynie konkurencja i kompetycja na każdym kroku. Nie na to się pisała.
Spojrzała w niebo. Czuła na sobie intensywne spojrzenie Araty. Wiedziała, że czekał. Czekał aż na niego spojrzy, być może pozwoli mu wyjaśnić, ale co tutaj jest do wyjaśniania? Pozwoliła by promienie wschodzącego słońca rozlały się łagodnie po jej twarzy. Czuła w tym momencie, jak wszystko co złe odchodzi. Przestała myśleć o czymkolwiek. Widok rzeczywiście zapierał dech w piersiach. Słońce powoli kąpało świat w swoim blasku, rozświetlając cienie pokrywające góry. Dziewczyny pobiegły w stronę wschodzącego słońca, przeganiając się nawzajem w pogoni.


Lily przymknęła oczy. Po chwili poczuła na swojej ręce jego dłoń. Odsunęła się nieznacznie, zabierając rękę. Umocniona w swoim wyborze złożyła sobie cichą obietnicę, że zahartuje swoje serce i nie pozwoli mu się omamić słodkimi słówkami.
Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego radośnie. - Masz ochotę na mały wyścig? Co prawda mają przewagę, ale raczej się nas nie spodziewają. - Wzruszyła ramionami i wstała. Przez chwilę miała wrażenie, że coś powie, jednak podążył za jej przykładem i puścił się biegiem. - Fal start! - Krzyknęła, ruszając tuż za nim. Owszem, przez chwilę było między nimi coś więcej. Nie mogła zaprzeczyć, że coś ją do niego przyciąga. A jednak wybrała wycofanie się. Nie była pewna, czy chodzi o to, że nie ma pewności siebie, czy o coś zupełnie innego. Zdawała sobie jednak sprawę z jednego. Pozostawało jej tylko mieć nadzieję, że po wszystkim, co między nimi zaszło, zdołają znów stać się przyjaciółmi...

<Arata?>

Nowa moc cz. 5 (Arata)

- Ukaż się, Pani Wszystkich Smoków. Niech twe ciało znów zstąpi na ten świat. Przybądź Smocza Księżniczko! - "Nie, to nie przejdzie. Nie mogę się tak do niej zwracać. Mówienie do kogoś księżniczka w tym świecie na początku dziennym narobiłoby nam jedynie masę problemów. Hmmm, jakie imię będzie do niej pasować...? A, już wiem!" - Przybądź! Ayano! - Przede mną rozbłysło czerwone światło, które powoli zaczęło przybierać ludzkie kształty, aż w końcu jego oczom ukazała się przepiękna dziewczyna.


Miała długie, białe włosy, a ubrana była w piękną, biało-niebieską suknię.
- Jak dobrze w końcu rozprostować kości. - Odezwała się, przeciągając. - Mistrzu. Liczę na to, że pokażesz mi świat, tak jak obiecałeś.
- A co ty myślisz, że ja zapominam o złożonych obietnicach? Oczywiście, że ci pokażę świat. Po prostu musisz jeszcze trochę poczekać.
- Wiem. Ta dziewczyna jest teraz dla ciebie najważniejsza. - Zachichotała pod nosem po czym usiadła na trawie. Przysiadłem się obok niej, ale nim zdążyłem wykrztusić choć słowo, Sora się zmaterializowała i usiadła przy nas. - Sora! - Smoczyca skoczyła na dziewczynę. - Jak dobrze cię znów widzieć! Opiekowałaś się nim jak należy?
- Przecież ci obiecałam, że nic mu się nie stanie. Ale czy ty naprawdę myślisz, że tak łatwo jest go kontrolować?
- Wiem, wiem. Teraz moja kolej na taką opiekę.
- Nie, potrzebuję niczyjej opieki. Sam sobie świetnie daję radę. - Powiedziałem, nim Ayano dokończyła myśl.
- Nie, gdy w grę wchodzą uczucia! - Zaczęły się śmiać. - Może i jesteś dobry w walce, ale nie w okazywaniu uczuć.
- To twój słaby punkt. - Dodała Sora. - Ale lepiej powiedz nam, jak wygląda sytuacja z innymi smokami. Jego życie uczuciowe może poczekać.
- No, opowiadaj. Co tam u was się dzieje? - Dodałem do wypowiedzi Sory, ignorując przetyk.
- Wszyscy czekają aż ich odpieczętujesz. Część co prawda nie chce cię uznać za mistrza i się buntują, ale powiedzmy, że na tą chwilę jest to nieistotne.
- Kto dokładnie? - Spytałem z ciekawością. Miałem już kilka pomysłów.
- Orion. Jeśli chodzi o silniejsze osobniki. - "Pierwszy smok Ojca. Orion. Gdy otrzymałem duszę powiedział, że nigdy mi nie pomoże. Z tym jednym może być ciężko."
- Nie martw się. I na niego znajdziemy sposób.
- Zawsze jesteś taką optymistką. Jak ty to robisz, to ja nie wiem.
- Wrodzony talent. - Nagle Lily przerwała naszą rozmowę i wtrąciła.
- Kiedy zaczynamy trening?! - Spojrzałem na nią i zauważyłem, że zmieniła ciuchy. Popatrzyłem na dziewczyny. Na twarzy smoczycy pojawił się złowieszczy uśmieszek.  "Błagam, tylko nie wpadnij na coś głupiego."
- Hej. - Wstała Ayano i podała jej dłoń. "Oho, zaczyna się." - Jestem Ayano, żona Araty. - "Co takiego?! To żeś kobieto teraz chyba trochę przesadziła. Niszczysz mi życie. Błagam, napraw to i powiedz, że to jeden wielki żart." Myśli zaczęły mi się mieszać i sam już nie wiedziałem, co robić.

<Lily?>

Powrót cz. 5 (Tigr)

Stałem z Tiną obok drzwi i czekaliśmy na Vi. Cały czas zastanawiałem się, jak to możliwe, że się potknąłem. "Przecież to niemożliwe bym się poślizgną na kałuży. A może to wina nowej nogi? Przecież jeszcze się do niej nie przyzwyczaiłem."
- Nie myśl o tym, każdemu się zdarza. Po za tym w twoim stanie to bardzo możliwe, że nie dasz jeszcze rady chodzić z takim ciężarem. - Jakimś sposobem ona zawsze wie o czym myślę. Czasem to pomaga, ale równie często przeszkadza. W tym wypadku cieszę się, że podniosła mnie na duchu.
- Ale mogłaś chociaż pozwolić mi ją dalej nieść. Ty też nie powinnaś się aż tak bardzo zdradzać. Nie jestem jedynym, który ma zakaz mówienia o tym i pokazywania tego.
- Zrobiłam to by móc cię chronić, więc odpuść.
- Wiem. I jestem ci za to wdzięczny, ale nie afiszuj się z tym. Nadal nie wiemy, gdzie jest zabójca i kiedy może uderzyć. - Nagle Vi wyszła z gabinetu i zakrzyknęła, przerywając naszą rozmowę.
- Już w porządku. Dziękuję za pomoc! - Uśmiechnąłem się do niej lekko, jednak nim zdążyłem coś powiedzieć, dziewczyna zaczęła dalej mówić, nawijając jak katarynka. - Skoro już jesteśmy w budynku, dlaczego nie przejść się do jadalni albo jeszcze lepiej kawiarenki? Zamówimy coś lekkiego i nadrobimy zaległości. Co na to powiecie?
- Z miłą chęcią, ale nie zapomnij, co cię czeka, jeśli zaczniesz zadawać zbyt wiele pytań! - Rzuciła mi zabójcze spojrzenie, ale ciężko było jej ukryć szeroki uśmiech.
- Jeśli zrobisz coś takiego, zabiję cię na miejscu. - Odparła, a ja z trudem powstrzymałem wybuch śmiechu. Na samą myśl o nazwaniu jej lolitą krew Claire zdawała się burzyć. ,,Warto zanotować."
- Nie zdążyłabyś wykonać ruchu. - Tina stanęła przede mną i zastawiła rękami. Tak bywa gdy nie znasz się za dobrze na żartach.
- Wiecie, że nie musicie się o mnie kłócić? - Zapytałem z westchnieniem.
- Przymknij się. - Odpowiedziały obydwie w tym samym momencie. "Dobrze wiedzieć, że choć w jednej kwestii się zgadzają. Nie wiem tylko, czy jest to dobry powód do dumy."
- Nie wiem jak wy, ale ja idę się czegoś napić. - Machnąłem ręką i poszedłem w kierunku kawiarni. Dziewczyny szybko dołączyły do mnie. Zauważyłem, że Vi lekko utyka. - Może lepiej zanieść cię do pokoju, byś wypoczęła? - Dziewczyna zaczęła patrzeć w okno, unikając mojego wzroku. Znowu.
- Nie... - Powiedziała, resztę dodając szeptem. Podejrzewałem, że zupełnie nieświadomie. - W taką pogodę wolę być z tobą. - Położyłem rękę na głowie dziewczyny i pogłaskałem ją. "Czasem mogłabyś być szczera z samą sobą." Claire miała rumieńce na policzkach i lekki uśmiech na ustach. "Od małego to najlepsza recepta na poprawienie ci humoru, w sumie mi również sprawia to radość..." Zaśmiałem się w myślach i skierowałem wzrok w stronę okna. Nagle lewe oko zaczęło mnie piec. "Mówili, że czasem może mnie to oko boleć, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo" Pomyślałem, gdy ból zaczął się nasilać.
- Nic ci nie jest? Co się dzieje? - Spytała Vi, stając przede mną.
- Powiedzmy, że jest to efekt uboczny leczenia. Nie przejmuj się, zaraz mi przejdzie. - Przykryłem oko ręką.
- Nie podoba mi się to, że masz jakieś tajemnice, o których mi nie mówisz. Rozumiem, że długo się nie widzieliśmy, ale wciąż uważam się za twoją przyjaciółkę! Powiedz mi, o co tutaj chodzi. Możesz mi zaufać. Wiesz, że potrafię dochować tajemnicy. - "Nigdy się ze mną nie patyczkujesz co? Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym ci o tym powiedzieć, ale po prostu nie mogę. Za duże ryzyko, że ty również staniesz się celem. Musisz mi wybaczyć, ale tym razem będę nieugięty Claire..."

<<Claire?>>

piątek, 25 marca 2016

Nowa moc cz. 4 (Lily)

Chciała zasnąć. Naprawdę próbowała. Ale tyle się wydarzyło, że zwyczajnie nie była w stanie! Siedziała na schodku, zaplatając palce u rąk. Odkryła, że od momentu przebudzenia może dowolnie kreować swoją przestrzeń, co poprzednio nie było możliwe. Przez ostatnie pół godziny, być może trochę dłużej, bo wciąż nie była świadoma upływu czasu jaki spędziła w przestrzeni, bawiła się, wypróbowując wszelkie kombinacje jakie przyszły jej na myśl. W tym momencie siedziała na schodach sceny koncertowej w Lesie Słonecznych Promieni. Przypomniała sobie o występie, który nigdy się nie odbył, ponieważ ona jako wokalistka zemdlała po swojej rundzie w turnieju. Uśmiechnęła się smutno na wspomnienie członków zespołu, którzy przyszli do szpitala by ją odwiedzić, przynosząc stos maskotek i słów pociechy. A jednak wciąż czuła się winna.
Wstała i zamknęła oczy. Miała jakieś dziwne przeczucie, że najwyższy czas się przebudzić i choć nie wiedziała dlaczego, postanowiła zaufać swojej intuicji. Gdy otworzyła oczy znalazła się ku swemu zdumieniu na wygodnym, dużym, choć nieprzesadnie ekstrawaganckim łóżku, ze spojrzeniem skierowanym w  drewniany sufit. Wciąż nie całkiem rozbudzona przetarła powieki i rozejrzała się dookoła po drewnianej chatce.


Część domu, w której się znajdowała, była najprawdopodobniej częścią sypialnianą. Obok łoża, naprzeciwko okna, mieściła się sporych rozmiarów szafa, zapewne na ubrania. Na przeciwko niej znajdował się kominek, w którym płomienie tańczyły wesoło, przeplatając się nawzajem w radosnym tańcu. Przed kominkiem po lewej znajdowała się kuchenka, a po prawej blat do przygotowywania posiłków. Zauważyła świeże mięso leżące na stole. Zapewne przygotowane i czekające tylko na podanie. Dywan i wazon na środku pokoju dodawały poczucia charakteru ciepłego domu. Zaciekawiona wstała z łóżka i podeszła do regału po swojej lewej. Przyjrzała się ogromnej ilości książek i przeleciała wzrokiem po tytułach. Znajdowały się tam podręczniki do nauki magii, historyczne, serie o magicznych stworzeniach, a nawet o roślinach i ich specjalnych właściwościach. Zagwizdała z wrażenia. ,,Niezła kolekcja..."
Odwróciła się i dostrzegła drugi pokój za okrągłym przejściem. Był to niewiele większy pokój. Jedna jego część służyła za jadalnię. Znajdował się tam stół z krzesłami i kredens skrywający obrusy, sztućce, kubki, kompletny serwis dla piątki osób, przybory kuchenne i garnki używane do gotowania. Lily pokiwała głową w geście uznania i spojrzała na większą część pokoju, która była pusta jeśli nie liczyć pianina stojącego pod ścianą, trzech okien, które jak do tej pory były jedynymi jakie zauważyła oprócz tego w sypialni, drzwi prowadzących zapewne na zewnątrz i schodów prowadzących w górę i drugich obok skierowanych w dół, które zakończone były zamkniętymi na kłódkę drzwiami.
Nie chcąc wściubiać nosa w nieswoje sprawy Lily stłumiła zżerającą ją ciekawość i odwróciła od nich wzrok. Weszła po schodach prowadzących na górę i znalazła tam dwa kolejne pokoje. Jeden wyglądał na pokój służący do prowadzenia badań z mnóstwem książek i biurkiem z pojedynczym fotelem, który znajdował się za nim.
Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nie wchodziła do środka. Zamiast tego zwróciła się w stronę drugiego pokoju, który ku jej radości okazał się... Łazienką! Cóż, nie jedną z tych luksusowych, ale znalazła w środku dużą wannę, jedną z tych, które znajdują się w łaźniach, do tego lustro, zlew, szafkę z ręcznikami i trzy długie, wiszące półki, z których jedna zdawała się być zajęta.
Zadowolona podeszła do zlewu by umyć twarz i przypadkiem spoglądając w lustro dostrzegła, że wciąż jest ubrana w sukienkę z balu.
Lily przemyła twarz, a następnie zmaterializowała jedną z niewielu par ubrań, jakie nosiła zawsze przy sobie. Przez większość czasu nie brała ze sobą nic oprócz broni, więc dziękowała w duchu, że jej torba była za mała i podczas powrotu do posiadłości musiała część ubrań zabrać w inny sposób.
Zawsze pozostają ubrania kontrahenta, ale miała przeczucie, że używanie ich mocy w tej chwili to nie najlepszy pomysł.
Zdjęła powoli sukienkę, buty i wszystkie dodatki jakie miała na sobie. Po chwili z ulgą zarzuciła na siebie krótkie, dżinsowe spodenki i różową bluzkę z rękawem jedna druga. Odetchnęła z ulgą, rozprostowując ramiona. ,,Jednak stroje okazyjne są doprawdy uciążliwe. A ja byłam w jednym stanowczo zbyt długo!"
Spojrzała w lustro i wyjęła z kieszeni spodni czerwoną frotkę z kokardką. Przez chwilę walczyła z włosami przed lustrem, aż w końcu związała je w koński ogon. Przejrzała się jeszcze raz w lustrze i uśmiechnęła szeroko do swojego odbicia. ,,W końcu wyglądam jak dziewczyna podróżująca na smokach."

Zeszła na dół, dematerializując wcześniej ściągnięte ubrania i wybiegła przez drzwi na zewnątrz. Wciąż była noc, jednak dostrzegła na linii szczytów zalążki złotego koloru. ,,Niedługo będzie świtać." Pomyślała, wpatrując się w piękną scenerię dookoła. Usłyszała za sobą chichoty i odwróciła się momentalnie zdumiona. ,,Dziewczyny? Tutaj?" Jednak to co dostrzegła wzburzyło ją do głębi.
Arata siedział na trawie w towarzystwie dwóch dziewcząt. Owszem, jedna była Sorą, ale ta druga? Stara przyjaciółka z okolic? A może ktoś więcej? ,,Dlaczego niby miałoby mnie to interesować? Przyleciałam tutaj trenować! T-R-E-N-O-W-A-Ć. Co mnie obchodzi, z kim spoufala się Przewodniczący? Właśnie, nic a nic!"
Przez moment przed oczami ujrzała wspomnienie ich pocałunku i mimowolnie jej dłoń uniosła się do usta dziewczyny. Złapała ją w porę i powściągnęła z trudem potężną aurę, która zaczęła się z niej wydobywać. ,,To będzie trudniejsze niż zakładałam. Przecież ta moc dopiero się przebudziła!"
- Kiedy zaczynamy trening?! - Zawołała, podbiegając jak gdyby nigdy nic. Z całą siłą woli jaką mogła z siebie wykrzesać zignorowała dziewczyny i spojrzała na Aratę z kamienną twarzą. ,,Najważniejsze bym nauczyła się kontrolować nim będzie za późno. Później cokolwiek robi Arata (czytaj z kimkolwiek), nie będzie miała z nią nic wspólnego. ,,Właśnie, skupię się na treningu. Muszę po prostu przez najbliższe... Ugh, wystarczy udawać, że wszystko co się dzieje nie ma ze mną nic wspólnego. Boże, ale dlaczego ta dziewczyna musi być aż tak ładna?!"
<Arata?>

Nowa moc cz. 3 (Arata)

- Przynajmniej będzie trochę spokoju. - Powiedziałem sam do siebie.
- Nie bądź aż taki wredny. Gdyby nie ona, nadal byłbym w stanie uśpienia. A przy twojej prędkości odblokowywania moich braci zdążyłbym się do tego czasu zestarzeć... - Odparł mi dziwnie znajomy głos. - To ja smok, na którym teraz siedzisz. Halooo? Już ogarniasz? Mogłeś się chociaż przywitać, nie widzieliśmy się od lat. - Smok, którego Lily przebudziła był moim starym przyjacielem. Gdy byłem młodszy, to właśnie on pomagał mojemu ojcu w podróżach.
- Ignatius. Dobrze cię znów słyszeć stary druhu. Ile to już lat minęło odkąd ostatni raz rozmawialiśmy?
-  Stary powiadasz? Być może. To już chyba sześć lat, nieźle podrosłeś. I znalazłeś sobie też niezłą panienkę. - Zaśmiał się głośno - Pamiętam jeszcze jak uganiałeś się za mną z kijem. Twoje próby trafienia były tak zabawne, że nawet mnie zestrzeliły na ziemię. Ech... Ludzie tak szybko dorastają. Miło znów być w tym świecie. - "No tak. Smocza dusza to po prostu inny wymiar w którym trzymam smoki. Ciekawe, jakie tam mają życie?" - Smoczy świat to nie twój interes. - Odpowiedział, nim zdążyłem sformułować pytanie. - Bynajmniej jeszcze nie czas byś się w to mieszał.
- Po prostu jestem ciekaw, jak wam się tam żyje. Jakby na to nie patrzeć, wszyscy jesteście moim podopiecznymi. To norma, że chce wiedzieć, co z wami. - "Zapamiętać, że smoki też wiedzą, co myślę w danym momencie."
- Księżniczka trzyma każdego w ryzach, wszyscy mają się dobrze i czekamy tylko, aż uda ci się odpieczętować resztę.
- Trochę to potrwa. W szczególności, że teraz mam ją na głowie. - Powiedział, zerkając na dziewczynę w swoich objęciach.
- Powiedz Arata, darzysz ją prawdziwym uczuciem?
- Tak. Wcześniej nie byłem pewien, ale teraz nie mam już co do tego wątpliwości. Nawet nie wiesz, jak bardzo ją kocham. Teraz jest moim oczkiem w głowie.
- Jej moc odpieczętowała nie tylko mnie.
- Jako to? Jeden pocałunek, jeden smok. To wieczna zasada, której nauczył nas ojciec. To niemożliwe, by wybudziły się dwa za jednym zamachem.
- Wybudziłem się tylko ja, ale reszta mocy, którą ci przekazała sprawiła, że możesz utrzymać księżniczkę w tym świecie. - Włosy stanęły mi dęba. Nie potrafiłem wykrztusić z siebie słowa. "Przecież księżniczka to jeden z najpotężniejszych smoków jakie posiadam! To niemożliwe by móc ją utrzymać w tym świecie dłużej niż kilka minut! Nie z moją obecną mocą w każdym razie." - Utrzymasz ją w ludzkiej formie, gdy nie będzie korzystać ze swoich mocy. Ty sam nie poniesiesz wtedy żadnej straty a ona w końcu zwiedzi trochę świata. Pamiętasz ten ból głowy w szkole?
- Wtedy, gdy siedziałem na ławce? Jak mógłbym zapomnieć? Napędził mi niezłego stracha.
- Zgadza się. Księżniczka próbowała się wtedy z tobą skontaktować. Przestała gdy zauważyła, że to sprawia ci ból. Chciała ci pomóc w problemach, porozmawiać o tym, jak mógłbyś kontrolować jej duszę w tym świecie... - Smok zamilkł na chwilę. Wlatywaliśmy właśnie do jednej z górskich dolin. "Czas szybciej płynie gdy spędzasz go na rozmowie. Dobrze być znów w tym miejscu. Tu chociaż potrafię się skupić."
- Taa... Miło znów zobaczyć te góry po tylu latach. - Szturchnąłem smok nogą, po czym powiedziałem.
- Ląduj na tamtej polanie obok domku.
- Tu chcesz ją trenować?
- Jest dostatecznie daleko od cywilizacji by mogła w spokoju używać magii. Nie sądzę, by mogła dokonać aż tak wielkich zniszczeń. - Smok powoli wylądował na polanie, która była otoczona z każdej strony wysokimi górami. Zdjąłem Lily z Ignatiusa, wniosłem ją do domku i położyłem na łóżku. Teraz tylko czekać aż wypocznie...

<Lily?>

Powrót cz. 4 (Claire)

- Ani mi się waż! - Krzyknęłam, kompletnie zapominając o całej sprawie ze strachu przed wstydem, jaki nieubłaganie bym odczuła gdyby to zrobił. Oczywiście to wszystko przez burzę. To przez te przeklęte huki nie zdałam sobie sprawy, że plac był pusty i nikt nie zwróciłby uwagi na to, co wykrzykuje chłopak.
Biegliśmy w stronę budynku Akademika, a ja mimowolnie przeklęłam. W tej chwili nawet burza niewiele mnie obchodziła, ale fakt, że znajdujemy się z Tigrem w innych dormitoriach! Jeśli wejdziemy do Akademika, to siłą rzeczy nie będę miała żadnej wymówki by z nim zostać i porozmawiać!
Krzywiąc się na samą myśl o tym, co zamierzam zrobić, wymówiłam cichutko zaklęcie wślizgu. Zamknęłam oczy. Zadziałało natychmiastowo. Jak zapewne można się było spodziewać, Tigr potknął się, próbując złapać równowagę. W ostatnim momencie podtrzymała go Tina i nie rozłożył się na ziemi jak długi. Naturalnie to również było w moich kalkulacjach, co wcale nie umniejszało poczucia winy, jakie przygniatało mnie od środka.
Na moment przed ostatecznym impetem odepchnęłam się delikatnie od Tigra, nie chcąc robić tego zbyt oczywistym i sama upadłam na ziemię. Zebrałam wszystkie swoje siły aby nie zacząć się pieklić i zrobiłam najlepszą zranioną minę na jaką było mnie stać. Nawet teraz zastanawiam się, czy nie była to najlepsza jaką w życiu wykrzesałam z siebie.
Poczułam ostry, przeszywający ból w prawej kostce i wessałam głośno powietrze, otwierając oczy. Tak bardzo chciałam mieć choć trochę mądrzejszy plan w tamtej chwili, ale wciąż nic nie przychodziło mi do głowy. - Auć, ai, ała! - Zaczęła szlochać cichutko wiedząc, że jeśli przesadzi, to ją przejrzy bez problemu. Zbyt długo się znali by uszło jej coś takiego płazem. Cóż, może i oni stali się silniejsi, ale ona również nie próżnowała i pod przewodnictwem Dantego jej przebiegłość sięgnęła szczytów perfekcji.
- Bardzo cię boli Vi? Nie mam pojęcia, jak to się stało! Starałem się biec ostrożnie, ale droga zamokła i z tyloma kałużami dookoła... - Powiedział Tigr, podchodząc do mnie. Kompletnie nie zwracał uwagi na deszcz, a zamiast tego martwił się o to, jak się czuję. ,,Słodki!"
Przez moment zastanawiałam się, czy nie powiedziałam tego na głos, bo ton głosu na pewno by mnie wydał. Owszem, bolało mnie, ale nie jestem jakąś paniusią, która nigdy nie skaleczyła palca. Normalnie trochę bym nakrzyczała i najprawdopodobniej sama, o własnych siłach dotarła do skrzydła szpitalnego, więc udawanie delikatnej wcale nie było tak łatwe jak się może wydawać!
- Chyba skręciłam kostkę. Zdaje się, że zaczęła już puchnąć. - Powiedziałam, kręcąc głową. - Trochę piecze, ale będzie dobrze! - Dodałam optymistycznie. To akurat przyszło mi dość łatwo, bo było prawdą.
- To dobrze. Chodź, zabiorę cię do Skrzydła Szpitalnego w szkole aby cię opatrzyli. - Powiedział, podając jej rękę. - Myślisz, że dasz radę wstać? - Patrząc na jego zmartwione oblicze naprawdę miałam ochotę walić głową o ścianę. ,,Dlaczego musiałeś biec w stronę Akademika?! Huh, to wszystko twoja wina, więc weź za to odpowiedzialność!"
- Z drobną pomocą nie powinnam mieć większego problemu. Miałam gorsze rany... - W 100% prawda. Mówią, że kilogram prawdy pokryje gram kłamstwa... Słyszysz głupie sumienie? - Naprawdę przepraszam, że musisz się tyle ze mną kłopotać w pierwszy dzień po powrocie szkoły! - Dodałam już stojąc. ,,Ugh, gdyby nie lata praktyki, to chyba twarz by mi się rozpłynęła od tego uśmiechu, słowo daję, tu gdzie stoję. Ale dla niego... Cóż, mogę wytrzymać! Pokażę mu, że jestem inna niż w przeszłości. Teraz jestem wyrafinowaną, młodą damą, która potrafi kontrolować swój język... Cóż, lepiej niż zazwyczaj. Ups, jednak nic z tego. Było nie skakać mu na plecy jak chciałam zrobić dobre wrażenie. Pewnie ma mnie teraz za podlotka, a sam tak bardzo wyrósł! Może wciąż nie jest za późno jeśli dam radę kontynuować granie do końca dnia? Ugh, nienawidzę tego, dlaczego Tina zawsze musi się koło niego kręcić?! Nic do niej nie mam, a jednak kuje mnie to w kościach...!"
- Nie ma sprawy. Zawsze miło wiedzieć, że ktoś wciąż mnie potrzebuje. - Zaśmiał się, a ja zagryzłam zęby z frustracji. ,,A jednak miałam rację! Wciąż widzi mnie jako dziecko!" Mało subtelnie wygięłam plecy, eksponując niby przypadkiem klatkę piersiową. Może i dziecięce zachowanie, ale przy nim traciłam całą codzienną postawę obojętności. Po prostu zależało mi desperacko by miał o mnie dobre wrażenie i znów chciał być moim drogim przyjacielem.
Wiele razy zastanawiałam się, co porabia i dlaczego nie odpisuje na moje listy. Cóż, ktoś w jego posiadłości to robił, ale byłam pewna, że to nie on. Co więc się za tym wszystkim kryje? Moja dziennikarska dusza lgnęła do newsów, a jako jego przyjaciółka z dzieciństwa chciałam dać mu czas na poukładanie życie i zaczekać, aż sam mi to wszystko powie. Pytanie, które z powyższych wygra...
Byłam tak pogrążona w myślach, że nie zauważyłam nawet, kiedy Tina wzięła mnie na ręce. Zaraz, zaraz, Tina?! Spojrzałam na nią wielkimi oczami, momentalnie jednak wzięłam się w garść, powracając do miny biednej, zranionej duszyczki. ,,Pewnie nie ufał sobie po tym wypadku. Do licha, liczyłam na to, że jednak spędzę więcej czasu w jego ramionach! Z drugiej strony może to i lepiej? Bycie tak blisko niego źle na mnie działa. - Jesteśmy. - Usłyszałam od Tiny, która ostrożnie postawiła mnie na nogi. Swoją stroną jak ona może być tak silna w tym wieku? Mimo, że moim atutem nie była siła, to i tak wiedziałam, że z jej drobnym, nawet jeśli wyćwiczonym ciałem, była to nie lada sztuka.
Podeszłam do pielęgniarki i szybko zostałam opatrzona. Siostra cały czas mnie ostrzegała by poruszać się ostrożniej, a ja kiwałam głową nieobecna duchem. Na szczęście często bywałam w szpitalu, szkoląc swoje umiejętności leczenia, więc pielęgniarka mnie znała i od razu zabrała się do roboty, nie kłopocząc się wypełnianiem papierków. Po chwili ból zamienił się w ledwie dokuczające pieczenie, aż w końcu całkowicie zniknął. Momentalnie opuchlizna opadła, a skóra ponownie nabrała zdrowego rumieńca. Podziękowałam siostrze, spoglądając z zazdrością na eliksir leczący w jej rękach i potrząsnęłam głową, próbują się skupić.
Wyszłam z salki. - Już w porządku. Dziękuję za pomoc! - Zawołała do nich tuż po wejściu i została nagrodzona uśmiechem Tigra. Stała przez moment oniemiała, ale szybko uśmiechnęła się w odpowiedzi. - Skoro już jesteśmy w budynku, dlaczego nie przejść się do jadalni albo jeszcze lepiej kawiarenki? Zamówimy coś lekkiego i nadrobimy zaległości. Co na to powiecie? - Zapytałam nieśmiało, spoglądając w ziemię. Nawet nie zauważyłam faktu, że po raz pierwszy od dawna nie zważałam na szalejącą na zewnątrz burzę...
<<Tigr?>>

Powrót cz. 3 (Tigr)

Gdy pojawiliśmy się z Tiną na Placu Głównym, zaczęliśmy się rozglądać dookoła. "Ciekawe, kto chciał się tu z nami spotkać? Kto mógłby się cieszyć najbardziej z naszego powrotu, hm..." - Masz jakiś pomysł, kto wysłał tą wiadomość? - Spytałem Tiny.
- Nie, ale lepiej pozostać czujnym. - Jej oczy zmieniły barwę na czerwony kolor.
- Racja. Możliwe, że to zabójca wysłał tą wiadomość. Miejmy się na baczności. - Szliśmy dalej w kierunku fontanny. W pewnym momencie poczułem, jak coś albo raczej ktoś, ląduje mi na plecach i rękami oplata szyję.
- Hej Tigr! - Złapałem dziewczynę i wtuliłem w siebie gdy próbowała się przekręcić twarzą do mnie.

- Cześć Vi, dobrze cię znów widzieć. - Puściłem po chwili dziewczynę. Stała przede mną lekko zarumieniona na policzkach. - Mogłeś trzymać trochę dłużej. - Oznajmiła cicho pod nosem. "Mogłem, ale wtedy ty byś była w centrum plotek i przekrętów." Uśmiechnąłem się do niej lekko i pstryknąłem w nos by się rozchmurzyła.
- Przepraszam mistrzu, zawiodłam cię. - Wyszeptała Tina, łapiąc mnie za rękaw i spuszczając głowę w dół.
- Wcale nie! - Zakrzyknęła Claire. - Niewiele brakowało a bym zatrzymał się na tobie. Na szczęście jakoś udało mi się uratować sytuację i wylądować na Tigrze. Co w sumie było moim planem.
- Czyli mamy tajemniczego nadawcę. Było po prostu nas znaleźć, a nie wysyłać sowę.
- To twoja wina, bo nawet nie przyszedłeś się przywitać. Tyle cię nie było.... - Nagle ucichła i przestała mówić.
- A gdzie Silene? - Spytałem nie widząc na jej ramieniu gadatliwej wróżki. Dziewczyna zaczęła przetrząsać ubranie. - Nie mów, że zgubiłaś ją po drodze. - Vi wybuchła śmiechem po czym wskazała na moją głowę. Nagle przed oczami przeleciała mi wróżka. "Czyli była na mojej głowie. Nie no spoko." Poczułem na twarzy krople deszczu. W jednej chwili cały Główny Plac był pusty, a ludzie rozbiegli się do budynków przez deszcz. "Deszcz latem, też sobie pogoda umyśliła." Niebo zaczęło się świecić, usłyszałem huk charakterystyczny dla pioruna. Nim zdążyłem zauważyć, wszystkie dziewczyny stały za moimi plecami. Vi cała się trzęsła i obejmowała mnie w pasie. - Ktoś się tu chyba boi burzy?
- Wcale nie. Jak ja mogłabym się czegokolwiek bać? To absurd! - Zabrzmiał kolejny trzask, tym razem bliżej, a ja poczułem jeszcze mocniejszy ucisk na brzuchu. - Możemy już się zbierać? Nie chcę zmoknąć. Mam na sobie drogie ubrania.
- A dasz rade iść sama? - Spytałem, patrząc na jej trzęsące się nogi.
- Oczywiście, że tak. - Kolejny piorun uderzył i wywołał ogromny huk. "To już zaczyna być zbyt niebezpieczne. Centrum jest coraz bliżej, czas się zbierać. Podniosłem Vi i pobiegłem w stronę budynku. Dziewczyna przez chwile siedziała cicho, gdy nagle powiedziała.
- Od kiedy masz tyle siły? I czemu twoja prawa ręka jest taka zimna. - "Bo jest z metalu, ale tego ci nie mogę jeszcze powiedzieć."
- Jeśli nie przestaniesz pytać, zakrzyknę, że wziąłem swoją loli i właśnie wracam do domu...!

<<Claire?>>

Nowa moc cz. 2 (Lily)

Nim zdążyła zareagować, znajdowała się już na smoku. Nie jakiejś iluzji, a najprawdziwszym stworzeniu. Co prawda widziała wcześniej smoki podczas zajęć w Akademii, albo wizyt w Smoczych Górach, lecz były to głównie maluchy, co najwyżej w wieku dorastania, ponieważ żadne prawdziwie potężne smoki nie integrują się z ludźmi i niewielu ma okazję tak naprawdę przebywać w obecności jednego. Był piękny, a majestatyczna siła, którą emanował potęgowała narastające w niej poczucie maleńkości. Natychmiast poczuła respekt i szacunek do tej wspaniałej istoty. Nie panikowała jednak przytłoczona jego obecnością, ponieważ czuła silne ramiona, które trzymały ją uspokajająco.
„Pamiętaj Freya. Może i uznaliśmy jego osobę, ale jeśli narazi cię na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, to nie wyjdzie z tego cało. Pamiętaj o tym, że jesteś naszym skarbem. Cokolwiek by się nie stało podczas waszej wędrówki.”
Usłyszała w swojej głowie wiadomość od Christophera i uśmiechnęła się nieśmiało. Mimo, że wróciły jej wspomnienia z czasów spędzonych razem, to większość z nich nie była przyjemna. Wyczuwając jednak głęboko zakorzenioną troskę w jego słowach, nie potrafiła nic poradzić na czerwone rumieńce, jakie wykwitły na jej policzkach. „Do czego teraz pijesz idioto?! Nie ma szans by do czegoś między nami doszło. Umm… Raczej. Prawda?” W pierwszej chwili była tak oszołomiona wszystkim co wydarzyło się w tak krótkim czasie, że nie zdawała sobie sprawy z tego, co się właściwie dzieje. Teraz jednak wszystko uderzało w nią ze zdwojoną siłą. „Niedobrze… Nie, będę silna. Nie dam mu się zwieść tymi słodkimi słówkami… Chyba.”
Tak uważała, a jednak odwróciła lekko głowę i spojrzała na Aratę kątem oka udając, że wciąż podziwia smoka. Skupiła się na zarysowanym podbródku, wyrazistych rysach twarzy i ustach, które z jakiegoś powodu wstrzymywały śmiech. Powiodła wzrokiem wyżej na jego oczy i zrozumiała dlaczego się nie roześmiał. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że na niego patrzy. W dodatku wcale mu to nie przeszkadzało!
- Rozumiem, że zdążyli cię już ostrzec przede mną huh? – Odwróciła pospiesznie głowę, patrząc znów przez siebie, jednak jak bardzo nie chciałaby uciec, było to niemożliwe, ponieważ siedzieli bardzo blisko siebie. Zbyt blisko siebie. Gdy próbowała się odsunąć, jego ramiona przytrzymały ją w miejscu. Korzystając z okazji chłopak pochylił się do niej i wyszeptał jej wprost do ucha. – Nie bój się. Postaram się trzymać pragnienia na wodzy zanim całkowicie podbiję twoje serce. – Ucałował ją w odsłoniętą szyję, a dziewczyna zadrżała i bynajmniej nie z zimna. Usatysfakcjonowany jej reakcją odsunął się, nie zapominając jednak dodać. – Moja kontrola nie należy do najlepszych.
„Boże, co ja właśnie zrobiłam? Czuję się jakbym podpisała pakt z samym diabłem. Diabelsko gorącym diabłem, który roztrzaskuje moje bariery szybciej niż nadążam z budowaniem ich.” Odetchnęła i po chwili zdecydowała się na użycie jedynej broni jaka wydawała się w tej wojnie skuteczna… Opadła na jego klatkę, opierając się o chłopaka  i zamknęła oczy. – Przepraszam, ale ten wieczór to chyba za wiele wrażeń jak na jedną noc. Jakbyś nie mógł zaczekać do rana z naszą wyprawą. – Dodała z wyrzutem i nie czekając na jego odpowiedź, otworzyła swoją przestrzeń, natychmiast tracąc kontakt z rzeczywistością. Jakkolwiek bezwstydny by nie był ufała, że nie przekroczy granic moralnych ze śpiącą dziewczyną. Przeglądając na spokojnie nowo odzyskane wspomnienia, Lily czekała aż zmorzy ją prawdziwy sen.

<Arata?>

Powrót cz. 2 (Claire)

Nie miałam wielkich oczekiwań na dzisiejszy dzień. Właściwie to były najniższe z najniższych, bo w Akademiii już od kilku dni nic ciekawego się nie działo. Nawet Dante gdzieś zniknął! Ugh, niby jest moim szefem, ale nie zmienia to faktu, że czasem mam ochotę mu przyłożyć za tą frywolną naturę i znikanie w najmniej odpowiednich momentach! A jaki jest odpowiedni moment? No oczywiście, że taki, w którym ja się nudzę! Agh, życie potrafi być beznadziejne.
W każdym razie nie zapowiadało się na to, że cokolwiek będzie w stanie poprawić mój humor. Nie miałam nawet ochoty dyskutować z dziewczynami w Pokoju Wspólnym. Siedziałam na kanapie, niby ich słuchając, a w rzeczywistości wyglądając z nachmurzoną miną przez okno i przeklinając Dantego na wszelkie znane mi sposoby. Niespodziewanie uchwyciłam kątem oka nagromadzenie magii w okolicy teleportera. Niemal niedostrzegalne zagięcia w przestrzeni, a następnie dwie postacie wyłaniające się z kręgu.
Bez problemu rozpoznałam te dwie sylwetki. Nie ma znaczenia, że minęło sporo czasu od naszego ostatniego spotkania. Na mojej twarzy pojawił się natychmiast szeroki uśmiech. Rzucając krótkie „na razie” do zdumionych i nic nie rozumiejących koleżanek, które wcale nie są moimi koleżankami, zbiegłam po schodach dormitorium na Plac Główny. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie mogłam dostrzec parki. Sfrustrowana wydęłam wargi i tupnęłam nogą. ,,Dopiero wrócił i nawet się nie przywitał. Tyle czasu bez słowa, a on nawet na mnie nie zaczekał! Głupek! Idiota! Baran! Ptasi móżdżek! Przynajmniej Tina mogłaby być tak miła i zostać!"
- Co jest Vi?! Wybiegłaś tak nagle z pokoju bez słowa, a teraz pieklisz się jakby ci ktoś znowu próbował ukraść kieszonkowe. - ,,Silene. No tak. Kompletnie o niej zapomniałam." Wróżka podleciała do mnie ze zranieniem wypisanym na twarzy. W końcu to nie był pierwszy raz. Nawet przestałam już obiecywać, że to się więcej nie powtórzy, bo podobne sytuacje zdarzają się nagminnie.
- Przepraszam. Po prostu... - Rozejrzałam się po raz ostatni po placu. - Miałam nadzieję, że w końcu znalazłam coś do roboty.
Silene spojrzała na mnie kątem oka, próbując zrozumieć cokolwiek z kontekstu. Po chwili jednak westchnęła, pokręciła głową i podleciała do mojego ramienia, by na nim usiąść.
- Wiesz, że kilka dni spokoju dobrze ci zrobi na serce? - Zamknęła oczy, a ja przewróciłam swoimi. ,,Znowu się zaczyna. To chyba jedyna kwestia w jakiej nigdy nie dojdziemy do porozumienia."  - Nie wspominając już o tym, że mi również. Powinnyśmy czasem zrobić sobie wakacje od ciągłego pakowania się w tarapaty. No, bo powiedz? Co złego jest w siedzeniu sobie w ciszy, piciu herbatki i rozmawianiu z tymi miłymi czarodziejkami?
- Po pierwsze, ty nawet nie wyściubiłaś nosa zza kaptura mojego płaszcza podczas naszej "rozmowy". - Pokazała jej dłoń i zagięła pierwszy palec. - Po drugie ja ich nawet nie lubię. - Drugi palec podążył za pierwszym. - Po trzecie siedziałam tam tylko dlatego, że wspomniały coś wcześniej o nowym chłopaku Sheili. Z jakiegoś powodu Dante kazał nam trzymać rękę na pulsie w tej sprawie, więc liczyłam na to, że wyciągnę od nich coś więcej. Bezskutecznie jednak, co oznacza, że zmarnowałam całe popołudnie. - Wzdrygnęła się. - Po czwarte nudzenie się jest przereklamowane, a po piąte... Czy naprawdę zamierzasz zaczynać tą rozmowę za każdym razem?
- Oczywiście. Kiedyś wygram, zobaczysz. - Odburknęła niepocieszona wróżka. Cóż, to też był pewnego rodzaju standard w naszym życiu, więc zbyłam to wzruszeniem ramionami. - Auć!
- Przepraszam! Zawsze zapominam, że przesiadujesz na moim ramieniu...
- Głowy kiedyś zapomnisz.
- Hahahaha, prawdopodobnie masz rację!
Zaśmiałam się radośnie, a po chwili oczy zaświeciły mi się w nagłym olśnieniu. Silene stężała na moim ramieniu i ostrożnie zapytała. - Co planujesz tym razem?
- Bo ja wiem. - Odpowiedziałam najniewinniejszym tonem na jaki mogłam się wysilić. Nie czekając na odpowiedź pobiegłam przed siebie, zmierzając na błonia. Przed chwilą przypomniałam sobie o stadzie sów, które ostatnimi czasy rezydują na dachu altany i o historiach, które słyszałam od ojca. Coś o zanoszeniu listów... Ponoć w dawnych czasach robiły to gołębie, które potrafiły odnaleźć odbiorcę same z siebie. Dlaczego nie spróbować więc z sowami? W moim mniemaniu te drugie są znacznie inteligentniejsze.
Szybko dotarłam na miejsce i stanęłam, wyciągając przed siebie rękę i zamykając oczy. Oddychałam rytmicznie, chcąc uspokoić oddech po szybkim biegu i wyciszyć umysł. Co prawda nie zmachałam się szczególnie po przebieżce, ale serce niemniej biło mi znacznie szybciej niż normalnie, a krew pulsowała w skroniach, co sprawiało, że znacznie ciężej było mi się skupić.
Niewiele to trwało, gdy poczułam nikłe połączenie z jedną z sów. Zadowolona, że nie zajęło mi to wiele czasu i bardziej niż z początku przekonana o powodzeniu mojego pomysłu, otworzyłam oczy i pogłaskałam miękkie skrzydła ptaka. Był dość poszarzały od pokrywającego dach altany pyłu, ale domyślałam się, że pod warstwą brudu kryją się śnieżnobiałe skrzydła. Inteligentne, złote oczy wpatrywały się we mnie, a ja uśmiechnęłam się do sowy.

- Pomóż mi proszę. - Wyszeptałam, podchodząc do altany i odstawiając sówkę na stolik. Wyjęłam z kieszeni płaszcza swój notes dziennikarski i ulubiony długopis z logiem Domu Handlowego ojca. Napisałam krótką notkę z prośbą o spotkanie, którą pozostawiłam niepodpisaną. „I tak się domyśli, że to ja. A jeśli nie, to zamierzam go porządnie zaskoczyć. W końcu sporo już minęło, może nawet mnie nie pozna?” Sówka wskoczyła mi na ramię i razem wyszłyśmy na otwartą przestrzeń. – Zanieś to proszę mojemu przyjacielowi, którego Silene pokazała ci w wizji wcześniej. – Wzniosłam ramię z sówką i przypięłam zwiniętą karteczkę i jej nóżki. – Liczę na ciebie! – Dodała, kiedy ptak wzbił się w niebo.
- Zadowolona? - Spytała uśmiechnięta Silene. Wiedziała, jak wiele to dla mnie znaczyło. - Dawno się z nimi nie widzieliśmy. Nawet ja jestem podekscytowana.
- Cóż, to jeden z niewielu ludzi z którymi rozmawiasz, więc wcale ci się nie dziwię. - Po raz ostatni spojrzałam za sówką znikającą z linii mojego widoku. - Tylko spróbuj nie zabrać dla siebie całej jego uwagi!
- To samo tyczy się ciebie! - Roześmiałyśmy się w głos i podając sobie ręce w znak niepisanej umowy, ruszyłyśmy na dziedziniec, nie mogąc się doczekać spotkania.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Zobaczyłam ich z oddali. Stali na przeciwko siebie, z Tigrem skierowanym plecami do mnie. Silene pisnęła z radości, jednak prędko ją uciszyłam, kładąc jej palec wskazujący na utach. Uważając by robić jak najmniej dźwięku podbiegłam do nich, zgrabnie omijając innych uczniów na mojej drodze. Gdy byłam już blisko, skoczyłam.
Przede mną jak spod ziemi wyrosła Tina. ,,Che, jak zwykle na warcie." Pomyślałam, ale byłam na to przygotowana. W końcu mam lata praktyki w podobnej sytuacji. Ułożyłam ręce na jej ramionach, odbiłam się i przeskoczyłam ponad dziewczyną. Ledwie łapiąc jakąkolwiek równowagę, skarciłam się za ten głupi pomysł tuż po jego wyegzekwowaniu. Na szczęście Tigr stał jakiś metr od nas, ,,Swoją drogą jak ona dostała się tutaj tak szybko! Nawet ja miałabym problem ze skopiowaniem tego ruchu. Jej umiejętności rosną i jeśli się nie pospieszę to zostanę w tyle!", i spadłam wprost na niego. Ku mojemu zdumieniu nie przewróciliśmy się na ziemię, a chłopak wytrzymał mój ciężar stosunkowo bez większych problemów. ,,Dziiiiwne! Co oni przeszli jakiś poligon w czasie gdy ich nie było czy jak?!"
- Hej Tigr! - Powiedziała niewinnie, wciąż uwieszona jego szyi.
<Tigr?>

Nowa moc cz. 1 (Arata)

Mój umysł oszalał po tym pocałunku, czułem się bardzo lekko, ale zarazem byłem bardzo szczęśliwy. "Powiedzmy, że to moje marzenia zaczynają się właśnie spełniać..." Z transu wyrwał mnie głos Christopher'a
 – Właściwie skąd ty wiesz o pieczętowaniu? I skąd znasz metodę na usunięcie pieczęci? Nawet my nie potrafiliśmy tego odkryć latami mimo bogatej historii i licznych książek z odległych krain, jakie pozostawili nam przodkowie…
- Powiedzmy, że to mój mały sekret.
- To lepiej go zdradź, nam zajęło to lata nim odkryliśmy jak złamać pieczęć. A ty to po prostu wiedziałeś! Jak to możliwe?! - Jakby w geście dobrej woli Christoph odrzucił mi Sorę.
- Jestem najpotężniejszym czarnym magiem na świecie. Gdybym nawet tego nie znał, nie mógłbym nosić tego tytułu. - Zaśmiałem się głośno, łapiąc księgę w locie, po czym spojrzałem na bliźniaków. - Prawda jest taka, że ojciec mnie tego nauczył. Jeszcze zanim odszedł, podróżowałem z nim po różnych krainach. Tam łapał smoki dla swojej duszy i pozyskiwała ich wiedzę. Po tym, jak przekazał mi duszę, smoki pokazały mi to, co mojemu ojcu. Stąd też wiem, jak odpieczętować uśpioną magię. - Złapałem obydwóch bliźniaków za ramię, po czym opowiadałem dalej. - W porównaniu do mnie jesteście jak nic nie warte muszki. - ,,Cóż, nie do końca. Christoph w moim obecnym stanie jest bardzo niebezpieczny..." Zmieniłem ton głosu na bardziej poważny - Nie radzę więcej mnie wkurzać. No chyba, że chcecie mieć tu smoczy armagedon. Decyzję pozostawiam wam. - Rzucili mi zabójcze spojrzenia, a następnie odsunęli się kawałek. "Oczywiście przemilczałem kwestię, że aktualnie kontroluje tylko mniejszą cześć z posiadanych smoków, a i spośród nich tylko jeden należy do potężniejszych. Nie jest tak łatwo pozyskać ich przychylność. Każdy smok aktywuje się dopiero, gdy pocałuję dziewczynę. W sumie ciekawe, który teraz się zgodzi by mi służyć?"
- Ważne jest to, że nasza księżniczka jest cała i zdrowa. - Lily patrzyła się na nas tak, jakby widziała stado baranów. "Nie wygląda na szczególnie szczęśliwą." Podeszła do nas i wtuliła w siebie całą trójkę.
- Głupki - Powiedziała cichym i spokojnym głosem.
- Musisz się nauczyć panować nad mocą. W tej chwili to absolutnie priorytetowa sprawa. Tylko gdzie? - Spytał na głos zamyślony Lucas.
"- Może ty ją nauczysz? - Sora znów wkradła się do mojej głowy.
- Ciekawe gdzie. Nie ma nigdzie w pobliżu odpowiedniego miejsca, w którym mogłaby się uczyć bez zamartwiania się o kolosalne zniszczenia.
- A co z tym szczególnym miejscem? Tam, gdzie łapałeś smoki.
- Można spróbować, ale cały czas pozostaje jeszcze sprawa od Armii  Krajowej. Poza tym nie sądzę, by chciała tak po prostu wybrać się ze mną w odległą podróż. To nie jest kwestia kilku minut Sora, a jej świat dziś przewrócił się do góry nogami.
- Jeśli szybko nie opanuje mocy, może stać się coś złego. Nie tylko innym, ale może zagrażać samej sobie. Przecież nie chcesz by zrobiła krzywdę sobie, albo swoim najbliższym. Jeśli mają rację, to wkurzony żywiołak, który spał tyle czasu może nieumyślnie wysadzić tą krainę.
- Wiem, że masz rację, a jednak..." - Zdecydowałem. Zebrałem się w sobie, złapałem Lily za rękę  i wezwałem nowego smoka. Jego skrzydła były przezroczyste, co sprawiło, że przybrały barwę światła księżyca. Łuski miał kruczoczarne i był przeogromny. Może i nie miał potężnych umiejętności bojowych, ale jego wytrzymałość i szybkość w locie była na najwyższym poziomie.
Zanim bracia zdążyli nas zatrzymać, ułożyłem ręce na talii Lily.- Zabiorę ją tam, gdzie nikomu nie wyrządzi krzywdy. Nauczę ją też, jak korzystać z nowej magii. Macie moje słowo, że wróci cała i zdrowa, ale na razie musicie mi zaufać. Tak jak ja ufam, że zajmiecie się wszystkim i stworzycie jej prawdziwy dom, do którego będzie mogła powrócić gdy skończymy. - Skinęli mi głowami z determinacją. Widać w mniejszym lub większym stopniu zaakceptowali mnie. Po wypowiedzeniu tych słów, wskoczyłem z nią na smoka i odlecieliśmy w kierunku Smoczych Gór.


<Lily?>

Powitajmy nową, tajemniczą czarodziejkę Claire!

Zdjęcie postaci/Profilowe:

Imię: Claire Estelle
Nazwisko: Valentine
Pseudonim: Przyjaciele często wołają na nią Vi.
Wiek: 16 lat
Stanowisko/Profesja: Uczennica
Wydział: Gołębicy

Aparycja: Claire ma średniej długości, jasnobrązowe włosy, które opadają falami lekko poza ramiona dziewczyny. Lubi upinać je w przeróżne fryzury, zawsze jednak pozostawiając na twarzy kilka niesfornych pasem, które za nic nie dają się oswoić. Nierzadko pozostawia grzywkę opadającą swobodnie na czoło, choć przeważnie zaczesuje ją na prawą stronę. Poniżej znajdują się jej piękne, duże oczy w żywym odcieniu zieleni, przesłonione wachlarzem ciemnych rzęs. Gdy używa zaklęć z jakiegoś powodu zmieniają barwę na przyćmiony kolor wahający się pomiędzy różem a fioletem. Claire nie jest ani wysoka ani szczególnie niska. Ot urocze 162 cm. Raczej drobnej budowy, szczupła osóbka, która może się pochwalić bardzo kobiecą figurą i pełnym biustem. Należy do grona piękności i lubi o tym wszystkim przypominać. Wielu żałuje, że ma w tym przypadku rację. Jest dość silna, choć jej mocną stroną jest nadzwyczajna zwinność i ponadprzeciętna szybkość. Nastolatka ma wyglądającą zdrowo, choć dość jasną cerę. Niełatwo jej spalić się w słońcu na raka, ale opalenizny raczej również nie nabywa. Ubiera się przeważnie w sukienki lub spódniczki (zawsze jednak wybiera takie z zabudowanym dołem). Jest zagorzałą przeciwniczką noszenia przez dziewczyny spodni. Uwielbia dobierać do stroju drobne dodatki: spinki, frotki, biżuterię…

Charakter: Vi jest bardzo wesołą i towarzyską osóbką. Potrafi być niezwykle gadatliwa i uwielbia ploteczki, ale prawdziwe sekrety trzyma w tajemnicy jak nikt inny. Na pozór naiwna, jednak ciężko się do niej zbliżyć i zdobyć jej zaufanie. Problematyczna, uwielbia gdy coś się dzieje. Zawsze robi to, na co ma ochotę i nie przejmuje się regułami gry. Bywa przebiegła, a w swojej pracy potrafi zachować dyskrecję. Odważna i konsekwentna, ma nerwy ze stali i ciężko ją złamać. Uśmiechem i optymizmem przysłania wszelkie zmartwienia, a niekiedy i zdrowy rozsądek, namawiając ludzi na różne głupoty. Posiada zadziwiającą siłę perswazji, a jej emocje to istny kalejdoskop i nigdy nie wiesz, na co trafisz. Wielu mężczyzn określa ją jako słodką, inni jako nieodparcie pociągającą. Ma swoje sztuczki na osiągnięcie celu i nie wstydzi się korzystać ze swoich atutów. Ci, którzy jej nie znają, mogą wpaść w niezłe tarapaty! Ah i pamiętajcie. Gdy w grę wchodzą pieniądze, wychodzą z niej prawdziwe demony…

Historia: Claire wychowywała się w kochającej rodzinie kupieckiej. Rodzice nosili ją na rękach i na wszystko jej pozwalali, a jednak nie stała się przesadnie arogancka. Gdy urodziła się jej dwa lata młodsza siostra, była już niewidoma. Dziewczynki jednak bardzo dobrze się ze sobą dogadują mimo dzielących ich różnic i mają świetny kontakt. Claire od zawsze miała do czynienia z transakcjami. Od innych członków Domu Aukcyjnego „Hermes” nauczyła się już w młodym wieku wyceniania i identyfikowania przedmiotów. Ponad dwa lata spędziła podróżując z najemnikami z gildii i odkrywając liczne skarby starych cywilizacji. Ta energiczna nastolatka dzięki dość wysokim uzdolnieniom w dziedzinie magii została przyjęta do Akademii Czarno- i Jasno- księstwa pod patronatem Polimagiki w Zaffiranie. Od tamtej pory zyskała wielu przyjaciół od serca, jeszcze więcej wrogów, a wrzucona w sieć intryg akademickich rozwija swoje skrzydła jako dziennikarka w szkolnej gazecie. Chętnie wraca do domu, do rodziny, ale nie jest typem domownika. Zdecydowanie nie może się doczekać ukończenia szkoły i wyruszenia na nowe wyprawy.

Umiejętności: Jest dość dobra w magii ziemi, a szczególnie w jej odłamie związanym z roślinnością. Uwielbia zajęcia z leczenia i ma do tego smykałkę, a używając magii skupia się na zaklęciach wspomagających. W rzeczywistości jednak specjalizuje się w tworzeniu wzorów inskrypcji, które wzmacniają atrybuty broni, a nawet nadają im dodatkowe zaklęcia specjalne, które aktywują się poprzez przelanie części swojej magicznej mocy we wzór na broni. Poza tym posługuje się mistrzowsko łukiem i małymi nożami do rzucania, które zawsze nosi gdzieś przy sobie, ukryte przed światem. W walce polega na swojej zwinności i szybkości by uzyskać przewagę nad przeciwnikiem.

Rodzina: Ma młodszą, 14-letnią siostrę - Marię, która jest niewidoma. Jej mama – Eloise, jest czarodziejką, a ojciec – Arnold, szalonym wynalazcą i zarazem rekinem biznesu. Maria i Arnold są zwykłymi ludźmi bez umiejętności magicznych. Cała rodzina żyje w stolicy, a ojciec dziewczyny stoi na czele ogromnego Domu Aukcyjnego ,,Hermes" i znany jest z posiadania przysług u wielu potężnych ludzi. W rzeczywistości jednak codziennymi sprawami w ich interesie zajmuje się mama Claire. Rodzina jest niebotycznie zamożna, ale nie posiadają tytułu szlacheckiego. Są jednak powszechnie szanowani w krainie.

Orientacja: Hetero;
Partner: Brak;
Galeria:


Inne:
- Podczas jednej z przygód uratowała małą wróżkę Silene, która od tamtej pory zawsze za nią podąża;
- Jest bardzo dobra w identyfikowaniu i wycenianiu antyków oraz broni;
- Jest jedną z reporterów pracujących dla Dantego w jego gazecie;
- Szczyci się dobrą ręką do kwiatów i zwierząt;
- Kocha podróże w nieznane i przygody;
- Interesuje się historią architektury;
- Ma uczulenie na truskawki;
- Uwielbia słuchać muzyki;
- Lubi i bardzo dużo czyta;
- Panicznie boi się burzy;

,,F. L. Y. - First Love Yourself"