sobota, 5 marca 2016

Superstar cz. 2 (Lily)

- Jest! Udało mi się! Chociaż... - Uśmiechnęła się triumfalnie, po czym zwątpiła na moment. ,,Muszę do tego podejść racjonalnie. Jonah nie wydawał mi się głupi. I nie wzięłabym go również za chuligana. W dodatku podczas rozmowy o niczym nie wspomniał... Wystarczy go o to zapytać. Obecność Dantego po prostu pomoże mi troszkę, tylko tyle..." - Już ja to rozgryzę. I przy okazji rozwiążę problem z Dantem i obietnicą między nami. Dwie pieczenie na jednym ogniu! - Uśmiechała się szeroko, ściskając telefon w ręce. - Teraz tylko muszę się szybko ogarnąć i znaleźć Dantego... - Skrzywiła się. - To nie będzie łatwe, nie odbiera ode mnie...
Westchnęła sfrustrowana. Piękny weekend. Miało być tak milutko! Obudzić się w południe, skoczyć na próbę zespołu przed koncertem i może zahaczyć o festyn w Lesie Słonecznych Promieni... Tymczasem ten dzień nie mógł być bardziej szalony. Czy wyczerpujący jak już o tym mowa. A dopiero się zaczął... Ugh!
Najpierw pomagała w pracowni alchemicznej na prośbę nauczyciela, gdzie chochliki testujące nowy eliksir nagle zwariowały i zaczęły przewracać wszystkie fiolki na pułkach, niszcząc co popadnie. Jakby tego było mało testowany napój był eliksirem uspokajającym! Wypróbowali go już wcześniej, więc do tej pory nie potrafiła zrozumieć, co mogło pójść nie tak. Może chochliki reagują inaczej niż pozostałe magiczne stworzenia...? Cóż, sprawa do przemyślenia w przyszłości.
Później szukała starożytnej książki, która jakimś cudem "sama" uciekła na własną rękę z klasy zajęć historii magii. (Tak w ogóle to kto pozostawia potężną, zaczarowaną księgę na regale w klasie?!) I gdy już dorwała wredotę w altanie na błoniach, dostała zadanie odnalezienia sprawcy całego zamieszania! Jakby to nie oznaczało szukania igły w stogu siana... Ostatecznie zignorowała polecenie dyrektora na czas obecny. Później znajdzie czas by się tym martwić.
Najgorsze jednak zamieszanie panowało w kuchni. Gdy dotarła na miejsce miała ochotę zapłakać! Wszyscy kucharze zasnęli, ponieważ ktoś rozpylił w pomieszczeniu proszek nasenny. Roczny zapas tego proszku! Który został skradziony ze schowka w klasie eliksirów!
Nie mając lepszego pomysłu, zgromadziła członków zespołu i wolnych pracowników kawiarenki, którzy pomogli w przygotowaniu drugiego śniadania dla wszystkich uczniów. Cóż, rozwiązanie tymczasowe, bo kucharze nie ockną się do jutra, a wciąż konieczne jest zrobienie obiadu i kolacji. Ktokolwiek to zrobił miał u niej przechlapane! ,,Żegnaj moja kochana soboto!"
Pokonana i wypruta dotarła do swojego pokoju, gdzie zaraz po rzuceniu się na łóżko, dostrzegła notkę na szafce nocnej. Nie potrafiła rozpoznać charakteru pisma, ale na końcu pozostawiony był podpis: Mam nadzieję, że podobały ci się prezenty. Piękne dziewczyny nie powinny się nudzić. Chcesz pograć w coś jeszcze? To się spotkajmy! Z pozdrowieniami, Jonah.
Chwilę zajęło jej przyjęcie do wiadomości nowiny i ułożenie planu. Rozmowa jednak poszła sprawniej niż się spodziewała. Co prawda była zirytowana, że próbował uniknąć spotkania. ,,Przecież to ty chciałeś się spotkać! Do licha z tym...!"
Narzuciła na siebie elegancką, niebieską sukienkę i białe bolerko. Wsunęła stopy w niskie, granatowe szpilki, które jak miała nadzieję, dodadzą jej pewności siebie. Przejrzała się w lustrze, związała włosy w dwa kucyki i zadowolona z efektu, wyszła ze swojego pokoju, przerzucając wcześniej przygotowaną torebkę przez ramię. Wyłowiła z niej klucz, by zamknąć drzwi i spojrzała na swoją komórkę, wybierając numer Dantego. Nim jednak zdążyła zadzwonić, podskoczyła z przerażenia.
- Hej Freya! Słyszałem, że nas umówiłaś... Huh? Co jest z tobą? - Odwróciła się, słysząc znajomy głos, a w jej oczach zamigotały niebezpieczne iskierki. Rzucając mu piorunujące spojrzenie, żachnęła się i wróciła do zamykania drzwi.
- Nie mówili ci Dante, że to niebezpieczne tak się skradać do damy? - Zapytała, a w jej głosie wyraźnie słychać było gniew. Jak mogła nie być zła? Ten facet zwyczajnie dolewa oliwy do ognia, próbując ją wkurzyć po fatalnym starcie dnia.
- Przepraszam, nie spodziewałem się po tobie tak gwałtownej reakcji. - Wzruszył ramionami. Lily włożyła klucze do kieszeni bolerka, ignorując chłopaka jak najdłużej. Oczywiście, że nie było mu przykro. Nigdy nie było. ,,A tyle razy prosiłam by się nie skradał!" - To jak, idziemy?
Podał jej ramię, a ona niechętnie przełożyła przez nie swoją rękę. - Okej, ale skąd...? - Stanęła jak wryta. Chciała zapytać, jakim cudem tak szybko się dowiedział o umówionym spotkaniu, ale w tym momencie zorientowała się, że zostawiła w pokoju torebkę z notesem. Sięgnęła przez ramię by schować do niej telefon, ale nigdzie nie mogła jej znaleźć. Musiała ją więc zostawić. ,,Miałam tam zapisane plany na resztę dnia i piosenki na próbę zespołu! Muszę wrócić i ją zabrać." - Czekaj, muszę na chwilę wrócić do swojego pokoju. Zostawiłam tam torebkę!
- Od kiedy nosisz ze sobą torebki? - Zapytał zdziwiony.
- Od zawsze Dante. Jestem dziewczyną i gdzieś muszę trzymać klamoty. - Pokręciła głową, by pozbyć się dziwnych zawrotów głowy. ,,No właśnie, od kiedy? Hmmm, może wcale nie brałam torebki? Ale skoro noszę głównie sukienki, to gdzie indziej miałabym trzymać swoje rzeczy? Dziwne..." - Od kiedy ty jesteś takim imbecylem? - Zapytała z niedowierzaniem, maskując tym samym swoje zdezorientowanie. - Nieważne, zaraz wracam.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Dobra, to jest naprawdę dziwne. Dlaczego nie mogę znaleźć mojej torebki? Na pewno ją przygotowałam! - Rozglądała się po pokoju zdumiona. Nie miała wiele czasu, więc nie mogła przewalić wszystkiego w pokoju aby ją znaleźć, ale pamiętała wyraźnie, że położyła ją na stole. Później ją chwyciła, wychodząc. A później... Zniknęła. - Okej, to jest co najmniej dziwne!
- Lily, co tak długo ci zajmuje? Nie mamy czasu. Mówię ci, że ty nie nosisz torebek. Wydawało ci się najwidoczniej. Wyglądasz na zmęczoną, więc nie ma się co dziwić, że mieszasz niektóre fakty... - Dante wszedł do jej pokoju. Lily spojrzała w jego kierunku zezłoszczona, ale rzucając ostatnie spojrzenie dookoła pokoju i nic nie znajdując, zmuszona była przyznać mu rację. No i... Nie powinni pozwolić Jonahowi czekać zbyt długo. - No chodź, wezmę twoje najpotrzebniejsze rzeczy. Ta kurtka ma głębokie kieszenie. - Pokazał jej, wkładając niemal całą rękę w jedną z nich. ,,A więc ma próżnię w kurtce! Rzeczywiście zmieści moje rzeczy. Właściwie taka kieszeń mogłaby spokojnie pomieścić wszystko co miałam w torebce! Praktyczny jak zawsze, huh...?"
- Okej, okej. Weź klucze, telefon, portfel i chusteczki. To, co najbardziej niezbędne. - Podała mu przedmioty. - Dzięki za pomoc. Naprawdę nie wiem, o co chodzi. Przygotowałam swoją ulubioną, srebro-błękitną kopertówkę...
- Nie myśl o tym teraz. Gdzie się spotykamy? - Zapytał, wyciągając ją za rękę z pokoju.
- Myślałam, że skoro wiesz o spotkaniu, to odkryłeś również miejsce... - Powiedziała, dokuczając mu pretensjonalnym tonem.
- Wiesz, że nie podsłuchuję twoich rozmów nie? Ani nie jestem jasnowidzem, skąd mam wiedzieć? - Wzruszyła ramionami. Miał rację. Musiałby podsłuchiwać jej rozmowę żeby wiedzieć, gdzie się spotykają. ,,Tak, to wszystko ma sens, ale wciąż... Nieważne."
- Lepiej się pospieszmy, zmarnowaliśmy dosyć czasu!
- My? - Zapytał aż zbyt niewinnie. Lily się zaczerwieniła.
- Dupek! Chodź, idziemy do ogrodów, a stamtąd przeniesiemy się do gospody. Rozmawiałam już z Bertą, znajdzie dla nas ustronny kąt by porozmawiać i spokojnie przeprowadzić artykuł... - Nadmuchała poliki. - Poza tym muszę z nią coś obgadać, więc zostawię was samych na jakiś czas... - ,,W końcu wpadłam na to, jak załatwić posiłki do Akademii na resztę dnia. Jonah, jeśli to rzeczywiście ty, to nawet jeśli piekło zamarznie, nie będziesz w stanie ukryć się przed moją zemstą! Wytrenowałam się pod okiem Araty, nie skończy się to dla sprawcy zwykłym szlabanem od dyrektora, już ja tego dopilnuję!"
[Jonah?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz