piątek, 25 marca 2016

Powrót cz. 2 (Claire)

Nie miałam wielkich oczekiwań na dzisiejszy dzień. Właściwie to były najniższe z najniższych, bo w Akademiii już od kilku dni nic ciekawego się nie działo. Nawet Dante gdzieś zniknął! Ugh, niby jest moim szefem, ale nie zmienia to faktu, że czasem mam ochotę mu przyłożyć za tą frywolną naturę i znikanie w najmniej odpowiednich momentach! A jaki jest odpowiedni moment? No oczywiście, że taki, w którym ja się nudzę! Agh, życie potrafi być beznadziejne.
W każdym razie nie zapowiadało się na to, że cokolwiek będzie w stanie poprawić mój humor. Nie miałam nawet ochoty dyskutować z dziewczynami w Pokoju Wspólnym. Siedziałam na kanapie, niby ich słuchając, a w rzeczywistości wyglądając z nachmurzoną miną przez okno i przeklinając Dantego na wszelkie znane mi sposoby. Niespodziewanie uchwyciłam kątem oka nagromadzenie magii w okolicy teleportera. Niemal niedostrzegalne zagięcia w przestrzeni, a następnie dwie postacie wyłaniające się z kręgu.
Bez problemu rozpoznałam te dwie sylwetki. Nie ma znaczenia, że minęło sporo czasu od naszego ostatniego spotkania. Na mojej twarzy pojawił się natychmiast szeroki uśmiech. Rzucając krótkie „na razie” do zdumionych i nic nie rozumiejących koleżanek, które wcale nie są moimi koleżankami, zbiegłam po schodach dormitorium na Plac Główny. Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie mogłam dostrzec parki. Sfrustrowana wydęłam wargi i tupnęłam nogą. ,,Dopiero wrócił i nawet się nie przywitał. Tyle czasu bez słowa, a on nawet na mnie nie zaczekał! Głupek! Idiota! Baran! Ptasi móżdżek! Przynajmniej Tina mogłaby być tak miła i zostać!"
- Co jest Vi?! Wybiegłaś tak nagle z pokoju bez słowa, a teraz pieklisz się jakby ci ktoś znowu próbował ukraść kieszonkowe. - ,,Silene. No tak. Kompletnie o niej zapomniałam." Wróżka podleciała do mnie ze zranieniem wypisanym na twarzy. W końcu to nie był pierwszy raz. Nawet przestałam już obiecywać, że to się więcej nie powtórzy, bo podobne sytuacje zdarzają się nagminnie.
- Przepraszam. Po prostu... - Rozejrzałam się po raz ostatni po placu. - Miałam nadzieję, że w końcu znalazłam coś do roboty.
Silene spojrzała na mnie kątem oka, próbując zrozumieć cokolwiek z kontekstu. Po chwili jednak westchnęła, pokręciła głową i podleciała do mojego ramienia, by na nim usiąść.
- Wiesz, że kilka dni spokoju dobrze ci zrobi na serce? - Zamknęła oczy, a ja przewróciłam swoimi. ,,Znowu się zaczyna. To chyba jedyna kwestia w jakiej nigdy nie dojdziemy do porozumienia."  - Nie wspominając już o tym, że mi również. Powinnyśmy czasem zrobić sobie wakacje od ciągłego pakowania się w tarapaty. No, bo powiedz? Co złego jest w siedzeniu sobie w ciszy, piciu herbatki i rozmawianiu z tymi miłymi czarodziejkami?
- Po pierwsze, ty nawet nie wyściubiłaś nosa zza kaptura mojego płaszcza podczas naszej "rozmowy". - Pokazała jej dłoń i zagięła pierwszy palec. - Po drugie ja ich nawet nie lubię. - Drugi palec podążył za pierwszym. - Po trzecie siedziałam tam tylko dlatego, że wspomniały coś wcześniej o nowym chłopaku Sheili. Z jakiegoś powodu Dante kazał nam trzymać rękę na pulsie w tej sprawie, więc liczyłam na to, że wyciągnę od nich coś więcej. Bezskutecznie jednak, co oznacza, że zmarnowałam całe popołudnie. - Wzdrygnęła się. - Po czwarte nudzenie się jest przereklamowane, a po piąte... Czy naprawdę zamierzasz zaczynać tą rozmowę za każdym razem?
- Oczywiście. Kiedyś wygram, zobaczysz. - Odburknęła niepocieszona wróżka. Cóż, to też był pewnego rodzaju standard w naszym życiu, więc zbyłam to wzruszeniem ramionami. - Auć!
- Przepraszam! Zawsze zapominam, że przesiadujesz na moim ramieniu...
- Głowy kiedyś zapomnisz.
- Hahahaha, prawdopodobnie masz rację!
Zaśmiałam się radośnie, a po chwili oczy zaświeciły mi się w nagłym olśnieniu. Silene stężała na moim ramieniu i ostrożnie zapytała. - Co planujesz tym razem?
- Bo ja wiem. - Odpowiedziałam najniewinniejszym tonem na jaki mogłam się wysilić. Nie czekając na odpowiedź pobiegłam przed siebie, zmierzając na błonia. Przed chwilą przypomniałam sobie o stadzie sów, które ostatnimi czasy rezydują na dachu altany i o historiach, które słyszałam od ojca. Coś o zanoszeniu listów... Ponoć w dawnych czasach robiły to gołębie, które potrafiły odnaleźć odbiorcę same z siebie. Dlaczego nie spróbować więc z sowami? W moim mniemaniu te drugie są znacznie inteligentniejsze.
Szybko dotarłam na miejsce i stanęłam, wyciągając przed siebie rękę i zamykając oczy. Oddychałam rytmicznie, chcąc uspokoić oddech po szybkim biegu i wyciszyć umysł. Co prawda nie zmachałam się szczególnie po przebieżce, ale serce niemniej biło mi znacznie szybciej niż normalnie, a krew pulsowała w skroniach, co sprawiało, że znacznie ciężej było mi się skupić.
Niewiele to trwało, gdy poczułam nikłe połączenie z jedną z sów. Zadowolona, że nie zajęło mi to wiele czasu i bardziej niż z początku przekonana o powodzeniu mojego pomysłu, otworzyłam oczy i pogłaskałam miękkie skrzydła ptaka. Był dość poszarzały od pokrywającego dach altany pyłu, ale domyślałam się, że pod warstwą brudu kryją się śnieżnobiałe skrzydła. Inteligentne, złote oczy wpatrywały się we mnie, a ja uśmiechnęłam się do sowy.

- Pomóż mi proszę. - Wyszeptałam, podchodząc do altany i odstawiając sówkę na stolik. Wyjęłam z kieszeni płaszcza swój notes dziennikarski i ulubiony długopis z logiem Domu Handlowego ojca. Napisałam krótką notkę z prośbą o spotkanie, którą pozostawiłam niepodpisaną. „I tak się domyśli, że to ja. A jeśli nie, to zamierzam go porządnie zaskoczyć. W końcu sporo już minęło, może nawet mnie nie pozna?” Sówka wskoczyła mi na ramię i razem wyszłyśmy na otwartą przestrzeń. – Zanieś to proszę mojemu przyjacielowi, którego Silene pokazała ci w wizji wcześniej. – Wzniosłam ramię z sówką i przypięłam zwiniętą karteczkę i jej nóżki. – Liczę na ciebie! – Dodała, kiedy ptak wzbił się w niebo.
- Zadowolona? - Spytała uśmiechnięta Silene. Wiedziała, jak wiele to dla mnie znaczyło. - Dawno się z nimi nie widzieliśmy. Nawet ja jestem podekscytowana.
- Cóż, to jeden z niewielu ludzi z którymi rozmawiasz, więc wcale ci się nie dziwię. - Po raz ostatni spojrzałam za sówką znikającą z linii mojego widoku. - Tylko spróbuj nie zabrać dla siebie całej jego uwagi!
- To samo tyczy się ciebie! - Roześmiałyśmy się w głos i podając sobie ręce w znak niepisanej umowy, ruszyłyśmy na dziedziniec, nie mogąc się doczekać spotkania.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Zobaczyłam ich z oddali. Stali na przeciwko siebie, z Tigrem skierowanym plecami do mnie. Silene pisnęła z radości, jednak prędko ją uciszyłam, kładąc jej palec wskazujący na utach. Uważając by robić jak najmniej dźwięku podbiegłam do nich, zgrabnie omijając innych uczniów na mojej drodze. Gdy byłam już blisko, skoczyłam.
Przede mną jak spod ziemi wyrosła Tina. ,,Che, jak zwykle na warcie." Pomyślałam, ale byłam na to przygotowana. W końcu mam lata praktyki w podobnej sytuacji. Ułożyłam ręce na jej ramionach, odbiłam się i przeskoczyłam ponad dziewczyną. Ledwie łapiąc jakąkolwiek równowagę, skarciłam się za ten głupi pomysł tuż po jego wyegzekwowaniu. Na szczęście Tigr stał jakiś metr od nas, ,,Swoją drogą jak ona dostała się tutaj tak szybko! Nawet ja miałabym problem ze skopiowaniem tego ruchu. Jej umiejętności rosną i jeśli się nie pospieszę to zostanę w tyle!", i spadłam wprost na niego. Ku mojemu zdumieniu nie przewróciliśmy się na ziemię, a chłopak wytrzymał mój ciężar stosunkowo bez większych problemów. ,,Dziiiiwne! Co oni przeszli jakiś poligon w czasie gdy ich nie było czy jak?!"
- Hej Tigr! - Powiedziała niewinnie, wciąż uwieszona jego szyi.
<Tigr?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz