środa, 30 marca 2016

Podróż ku przeznaczeniu cz.1 (Riuuk)

Zbiegła na dół po stromych schodach w towarzystwie nowego towarzysza odgarniając niesforne włosy związane w kucyka z tyłu głowy jednak pojedyncze pasma musiały utrudniać życie. Zmarszczyła nos i kichnęła zamaszyście.
- Na zdrowie.
- O dziękuję – uśmiechnęła się  przyjaźnie i ruszyła szybkim krokiem przed siebie. Nagle stanęła jak wryta w ziemię i zmarszczyła brwi. Była tak przejęta podróżą, że nie zauważyła jednej kluczowej rzeczy. Wokół niej nic, ani nikogo nie było . Spojrzała podejrzliwie na Drugiego. Patrzyła głęboko w różnobarwne oczy zwierzaka… A może nie zwierzaka? Jakikolwiek inny uczeń pomyślałby, że ktoś robi mu głupie żarty albo przesłyszał się. No cóż na wskutek gorącego letniego słońca mózg przysparza nam różnych dziwnych rzeczy, jednak ona nie była „innymi” uczniami. Doświadczenie w tym zakresie miała naprawdę duże. Oczy fioletowego pupila zszarzały i zapadły się jakby w głąb czaszki.
- Ahhh… Łobuziaku. Udam, że nic nie słyszałam. I tak znam twój mały sekret – mrugnęła porozumiewawczo w jego stronę stawiając go na ziemi i zdejmując spory plecak podróżny. Z ramion zsunęły się szelki w towarzystwie szelestów i głuchych stukań troków. Dziewczyna rozpięła górną kieszeń w kulistym kształcie z kilkoma większymi otworami . Zdjęła górna część. Okazało się, że w środku jest wyściełana miękką poduszką z brązowej skóry.
- No, wskakuj! Zwykle to miejsce Kota lecz w tym momencie ty potrzebujesz go bardziej, a przecież nie będę niosła cię na rękach cały dzień. – Poklepała dłonią w zachęcająco wyglądającą poduszkę i wysunęła coś z brzegu. Okazało się, że był to mały, niebieski daszek. Kolor był niezwykle podobny do barwy jej oczu. – Czarny za bardzo grzeje, a biały jest kolorem rezygnacji i śmierci oraz, w moich stronach , hańby. – Fioletowy niechętnie lecz w końcu wskoczył na nowe miejsce. Usztywniła daszek i zarzuciła bagaż na plecy.
- Kot waży więcej – zaśmiała się i ruszyła przed siebie prosto, droga prowadzącą do złudnej Przełęczy Dusz.
Słońce lizało bladą skórę, która nie chciała ulec  jego wdziękom pozostając alabastrowo białą. Nie mogła się opalić. Bez względu na jakiekolwiek działania, jednak lubiła to. Czuła się w jakiś sposób wyjątkowa dzięki temu małemu odstępstwu. Szła szybkim, miarowym krokiem czując coraz silniejszy wpływ słońca na turystyczną czapkę z daszkiem.  Mijała wysokie drzewa, a czarne, ciężkie buty deptały wysoką trawę. Jej nowy towarzysz leżał z podniesioną głową. Tyle czasu podróżowała z Kotem, że potrafiła rozróżnić rozkład ciężaru przy poszczególnych pozycjach. Prościej… zbyt dobrze znała kocią anatomię, aby się pomylić.
- Jak zdążyłeś się przekonać  Kot jest naprawdę wygodny i wymagający. – Mruknęła pod nosem rozdeptując mały kamień. Drzewa przerzedzały się coraz bardziej, aż całkowicie zniknęły. Ich oczom ukazał się niezwykle urzekający krajobraz. Popatrzyła w górę osłaniając oczy dłonią.  Dwa ogromne posągi niczym wtopione w góry z obydwu stron sprawiały wrażenie strażników przejścia. Na jednej z wyciągniętych dłoni siedział czarny smok czujnie obserwujący okolicę. Było jeszcze zbyt wcześnie więc trakt był praktycznie pusty. Uczniowie Akademii słynęli z trzech podstawowych rzeczy: lenistwa, braku umiaru w przyjemnościach i przede wszystkim ze spania do późna.



- Zaraz będzie nasz transport. – Ogromny, wręcz niespotykany u niej uśmiech zagościł na jasnej twarzy. – Zereff! – Krzyknęła radośnie w stronę smoka i siedzącej na nim malutkiej postaci.              

( Mój Fioletowy Towarzyszu? )
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz