„Kolory, dźwięki, zapachy, wszystko miesza się w jedno, kiedy człowiek korzysta z teleportera.”
– Lilian bolała głowa. Och, żeby tylko był to taki tępy ból jak przy chorobie.
Z tym by sobie dała radę, jedno zaklęcie i po sprawie. Ale nienawidziła
zawrotów głowy, które zawsze wywoływała u niej teleportacja. Taki nieustanny
szum i jazgot. Czasem nawet wzrok się jej rozmazywał. Właściwie, zwykłe
przemieszczanie się nie było takie złe, ale musiała zabrać ze sobą cały bagaż,
a to już stanowiło spory problem. Zdecydowanie bardziej wolała latać.
Dziewczyna wyszła na Plac Główny, a za nią frunęły kufry,
walizki i kosmetyczka, które ze sobą zabrała. Na miejscu spacerowało już
kilkoro adeptów. Jak widać nie tylko ona wolała przybyć zanim zlecą się tłumy i
człowiek nie będzie w stanie nawet usłyszeć własnych myśli. Nie wspominając o
tym, że potrzebowała czasu by wszystko wypakować, a niedługo po oficjalnej
godzinie przybycia jest apel, więc nie wiadomo, czy dane byłoby jej chociaż
zostawić bagaż w pokoju.
Machała z uśmiechem
witającym ją uczniom i chichoczącym w grupkach uczennicą. Szła wyprostowana i
pewna siebie. No cóż, stanowisko w Samorządzie Szkolnym stawiało człowieka na
piedestale, choć czasem Lilian wolałaby uniknąć niepotrzebnej uwagi.
- Hej Lily! Wybacz, że nie poczekałem przy teleporterze, ale
coś wymagało mojej niepodzielnej uwagi… - Doszła właśnie do bramy Akademika. Tak
jak się umówili: w razie czego spotkają się przed budynkiem. Spojrzała na
swojego brata, który obejmował jakąś dziewczynę. Momentalnie ją rozpoznała.
Ładna, cycata i pusta. Czyli dokładnie w jego typie. Podsumowując: nikt, kim
Lilian powinna się zainteresować na dłużej. Skoro leci na jej brata, Lily może
to w przyszłości jakoś wykorzystać, ale w sumie nie widziała w takich osobach
pożytku. Chyba ma na imię Sheila.
- Och wiceprzewodnicząca, wspaniale że jesteś! Właśnie
opowiadałam Lucasowi, że chodzimy do jednej klasy i się przyjaźnimy. – Sheila uwiesiła
się na szyi Luke jak rzep i spojrzała na Lilian błagalnym wzrokiem, byle tylko potwierdziła
jej kłamstwo.
- Witaj Sheila w nowym roku szkolnym, dobrze cię widzieć. –
Uśmiechnęła się do niej i skinęła bratu głową. Z nim widziała się przecież rano,
więc słowa powitania nie były potrzebne. – Wybaczcie, ale nie dotrzymam wam
teraz towarzystwa, muszę się rozpakować, a później dopilnować kilku spraw
związanych z apelem…
- Jasne, wiedziałem że tak będzie. W ciągłym biegu. Idź,
zobaczymy się później. – I już ich nie było. Lilian pokręciła głową, ale nie mogła
powstrzymać wyrazu współczucia, które odmalowało się na jej twarzy. „Biedna
dziewczyna. Zresztą nie ona pierwsza.” O flirtach jej brata krążyły już nawet
legendy. Podobno raz zabawiał się ze swoją dziewczyną w gabinecie dyrektora,
kiedy załatwiali jakieś formalności związane z działalnością Samorządu
Szkolnego. Oczywiście nie była to prawda, ale dziewczyny lecą na niegrzecznych
chłopców jak pszczoły do miodu… A Luke ani myślał zaprzeczać tym plotkom.
Weszła do Akademika i skierowała się do swojego pokoju w
skrzydle mrocznych. Z zadowoleniem rzuciła się na łóżko. Głowa bezwładnie
opadła na miękką poduszkę, a plecy przyjemnie grzały promienie słońca,
wpadające przez okno. Taaak, teraz to już w ogóle nie chciało jej się iść na
dzisiejszy apel. Na szczęście przewodniczący obiecał się wszystkim zająć i
wbrew temu co powiedziała bratu, do południa miała wolne.
Leżała przez chwilę pogrążona w myślach, po czym niechętnie
wstała i zaczęła rozpakowywać swój bagaż. A nie było tego mało. Włożyła ubrania
do szafy, kosmetyczkę na toaletkę, którą już dawno wstawiła do pokoju, a puste
kufry schowała pod łóżko. Właściwie mogła do tego użyć magii, ale uważała
rozpakowywanie się za najlepszą część powrotu do Akademii i chciała zrobić to
własnymi rękami.
W pewnym momencie z jednego z wieszaków spadła jej letnia
sukienka. Po chwili zastanowienia dziewczyna postanowiła się przebrać. Sukienka
była biała z czarnym paskiem wiązanym w talii, sięgająca do kolan i bez
ramiączek. Leżała na Lilian idealnie.
Otworzyła jeszcze okno by przewietrzyć pokój i zamknęła za
sobą drzwi. Przeciągnęła się leniwie, po czym spacerkiem ruszyła na szkolne
błonia. „A nóż kogoś znajomego spotkam…”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz