sobota, 2 maja 2015

Od Lily

„Kolory, dźwięki, zapachy, wszystko miesza się w  jedno, kiedy człowiek korzysta z teleportera.” – Lilian bolała głowa. Och, żeby tylko był to taki tępy ból jak przy chorobie. Z tym by sobie dała radę, jedno zaklęcie i po sprawie. Ale nienawidziła zawrotów głowy, które zawsze wywoływała u niej teleportacja. Taki nieustanny szum i jazgot. Czasem nawet wzrok się jej rozmazywał. Właściwie, zwykłe przemieszczanie się nie było takie złe, ale musiała zabrać ze sobą cały bagaż, a to już stanowiło spory problem. Zdecydowanie bardziej wolała latać.
Dziewczyna wyszła na Plac Główny, a za nią frunęły kufry, walizki i kosmetyczka, które ze sobą zabrała. Na miejscu spacerowało już kilkoro adeptów. Jak widać nie tylko ona wolała przybyć zanim zlecą się tłumy i człowiek nie będzie w stanie nawet usłyszeć własnych myśli. Nie wspominając o tym, że potrzebowała czasu by wszystko wypakować, a niedługo po oficjalnej godzinie przybycia jest apel, więc nie wiadomo, czy dane byłoby jej chociaż zostawić bagaż w pokoju.
 Machała z uśmiechem witającym ją uczniom i chichoczącym w grupkach uczennicą. Szła wyprostowana i pewna siebie. No cóż, stanowisko w Samorządzie Szkolnym stawiało człowieka na piedestale, choć czasem Lilian wolałaby uniknąć niepotrzebnej uwagi.
- Hej Lily! Wybacz, że nie poczekałem przy teleporterze, ale coś wymagało mojej niepodzielnej uwagi… - Doszła właśnie do bramy Akademika. Tak jak się umówili: w razie czego spotkają się przed budynkiem. Spojrzała na swojego brata, który obejmował jakąś dziewczynę. Momentalnie ją rozpoznała. Ładna, cycata i pusta. Czyli dokładnie w jego typie. Podsumowując: nikt, kim Lilian powinna się zainteresować na dłużej. Skoro leci na jej brata, Lily może to w przyszłości jakoś wykorzystać, ale w sumie nie widziała w takich osobach pożytku. Chyba ma na imię Sheila.
- Och wiceprzewodnicząca, wspaniale że jesteś! Właśnie opowiadałam Lucasowi, że chodzimy do jednej klasy i się przyjaźnimy. – Sheila uwiesiła się na szyi Luke jak rzep i spojrzała na Lilian błagalnym wzrokiem, byle tylko potwierdziła jej kłamstwo.
- Witaj Sheila w nowym roku szkolnym, dobrze cię widzieć. – Uśmiechnęła się do niej i skinęła bratu głową. Z nim widziała się przecież rano, więc słowa powitania nie były potrzebne. – Wybaczcie, ale nie dotrzymam wam teraz towarzystwa, muszę się rozpakować, a później dopilnować kilku spraw związanych z apelem…
- Jasne, wiedziałem że tak będzie. W ciągłym biegu. Idź, zobaczymy się później. – I już ich nie było. Lilian pokręciła głową, ale nie mogła powstrzymać wyrazu współczucia, które odmalowało się na jej twarzy. „Biedna dziewczyna. Zresztą nie ona pierwsza.” O flirtach jej brata krążyły już nawet legendy. Podobno raz zabawiał się ze swoją dziewczyną w gabinecie dyrektora, kiedy załatwiali jakieś formalności związane z działalnością Samorządu Szkolnego. Oczywiście nie była to prawda, ale dziewczyny lecą na niegrzecznych chłopców jak pszczoły do miodu… A Luke ani myślał zaprzeczać tym plotkom.
Weszła do Akademika i skierowała się do swojego pokoju w skrzydle mrocznych. Z zadowoleniem rzuciła się na łóżko. Głowa bezwładnie opadła na miękką poduszkę, a plecy przyjemnie grzały promienie słońca, wpadające przez okno. Taaak, teraz to już w ogóle nie chciało jej się iść na dzisiejszy apel. Na szczęście przewodniczący obiecał się wszystkim zająć i wbrew temu co powiedziała bratu, do południa miała wolne.
Leżała przez chwilę pogrążona w myślach, po czym niechętnie wstała i zaczęła rozpakowywać swój bagaż. A nie było tego mało. Włożyła ubrania do szafy, kosmetyczkę na toaletkę, którą już dawno wstawiła do pokoju, a puste kufry schowała pod łóżko. Właściwie mogła do tego użyć magii, ale uważała rozpakowywanie się za najlepszą część powrotu do Akademii i chciała zrobić to własnymi rękami.
W pewnym momencie z jednego z wieszaków spadła jej letnia sukienka. Po chwili zastanowienia dziewczyna postanowiła się przebrać. Sukienka była biała z czarnym paskiem wiązanym w talii, sięgająca do kolan i bez ramiączek. Leżała na Lilian idealnie.


Otworzyła jeszcze okno by przewietrzyć pokój i zamknęła za sobą drzwi. Przeciągnęła się leniwie, po czym spacerkiem ruszyła na szkolne błonia. „A nóż kogoś znajomego spotkam…”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz