poniedziałek, 11 maja 2015

Od Lily do Milo/Araty

Lilian upiła łyk herbaty, by dać chłopakowi czas na ochłonięcie, po czym wzięła do ręki swoje karty. Taaak cóż, też byłaby na jego miejscu w szoku. W normalnych warunkach zapewne Milo nie dałby się tak łatwo oszukać, o ile w ogóle, ale z jej strony nie spodziewał się takiego małego kantowania. Gdyby talia kart była nowa, dziewczyna bez problemu poradziłaby sobie z nim, bo znała położenie najważniejszych kart, a wojnę wbrew temu co utrzymywała, znała od dziecka, ale jako że tak nie było, założyła że będzie oszukiwał i sama postanowiła go w tym uprzedzić.
- Przełóż. - No cóż, powiedział żeby przełożyć, ale nie zwrócił jej uwagi, kiedy zamiast tego przetasowała karty. Na szczęście miał ją za kompletnego żółtodzioba. Wykorzystała tasowanie półtaliowe, które przy odrobinie umiejętności, zmieniło pozycję wszystkich kart na odwrotną do podanej na początku. Dla niepoznaki udała kilka razy, że jakaś karta jej wypadła, ale lądowała ona z powrotem na właściwym miejscu. Niemal zrobiło jej się go szkoda, gdy patrzył na nią z uśmiechem, z jakim chwali się początkujących. Całkowicie opuścił gardę. Nie była pewna, na czym polega jego sztuczka, ale założyła, że to co zrobiła wystarczy, by pokrzyżować jego plany. Po chwili wahania przetasowała ponownie i dyskretnie zamieniła dolną kartę z górną. ,,Nie ma sensu zmieniać kolejności. Lepiej będzie go zmieszać,by zaczął rozdawać ode mnie." Co prawda Lilian nie wiedziała, dlaczego chłopak tak bardzo chce jej zadać pytanie, ale im bardziej on chciał poznać odpowiedź, tym bardziej była zdeterminowana by jej nie podać.
Grali dobre półgodziny, a Lilian zgarniała niemal wszystkie karty już od samego początku. W sumie można powiedzieć, że rozłożyła go na łopatki. Z lekkim zdumieniem dostrzegła, że nie odczuwa tak wielkiej satysfakcji jak przy wygranej z bratem. ,,Pewnie dlatego, że oszukiwałam. Ale on też, więc co za różnica?"
Milo wpatrywał się w stół z osłupieniem. ,,Widać już od dłuższego czasu z nikim nie przegrał." Lily dopiła herbatę, chcąc by w spokoju doszedł do siebie. Kiedy w końcu uniósł ręce w geście poddania, uśmiechnęła się z satysfakcją. - Wiesz Milo, was zawodowców dość łatwo oszukać. Następnym razem spróbuj jednak zdać się na szczęście. - Udała, że się zastanawia. - Naprawdę nie wiem, o co mogłabym cię zapytać...
- O co chcesz, wygrałaś... Uczciwie. - Ostatnie słowo ledwie przeszło mu przez gardło, a dziewczyna miała ochotę się roześmiać. Nie patrzył na nią, co wzięła za dobry znak. ,,Nieprędko przegra po raz kolejny. Teraz zapewne kalkuluje w głowie, jak w ogóle udało mi się go pokonać."
- No dobrze, moje pytanie brzmi... - Zrobiła pauzę dla lepszego efektu teatralnego, po czym wstała z krzesła i podeszła do niego bliżej. Nachyliła się i wyszeptała mu do ucha. - Pozwól, że zachowam to pytanie na przyszłość. Coś mi się zdaje, że akurat na ciebie Milo warto mieć jakiś haczyk...
Z uśmiechem odsunęła się na kilka kroków w stronę drzwi. - Muszę lecieć. Dobrze się bawiłam, ale i tak zostałam u ciebie zbyt długo. - Przystanęła na chwilę. - Zapomniałabym... Wycieczka do Żelaznego Miasta jest w poniedziałek i przewodniczący zgodził się, byś został opiekunem pierwszaków. A teraz ciao! - Zatrzasnęła za sobą drzwi, nie dają mu dojść do słowa. Z szerokim uśmiechem wracała do swojego pokoju, z radością odmachując pozdrawiającym ją uczniom.
,,Jak widać część z nich już wróciła z lasu. O właśnie!" Mijani uczniowie przypomnieli jej o małej sakiewce, którą otrzymała od dziewczynki. Usiadła na łóżku, już w swoim pokoju i otworzyła woreczek. Kiedy odwróciła go do góry dnem, ze środka wypadł drobny, piękny, srebrny naszyjnik, wykonany na wzór gotyckich biżuterii, z niebieskim kryształkiem w kształcie łezki u dołu. Mimo starań Lily nie potrafiła rozpoznać kamienia, a przecież znała się na tym dość dobrze. Miała ich niezłą kolekcję. Podarunek był chłodny w dotyku, ale kamień zdawał się pulsować własną mocą, która reagowała z jej własną. Ostrożnie by go nie uszkodzić, Lily schowała go z powrotem. ,,Popytam o niego w sobotę w Mieście Wróżek, a jeśli tam się niczego nie dowiem, to spróbuję szczęścia w Żelaznym Mieście."
Włożyła sakiewkę do szafki nocnej i zaczarowała zamek. Tak na wszelki wypadek. Z westchnieniem spojrzała na zegar. ,,Pfff, dochodzi jedenasta, a ja jeszcze nie ustaliłam sobie planu lekcji." Wstała z ociąganiem i podeszła do biurka. Usiadła na krześle i wyjęła plan lekcji, na którym zaczęła wykreślać po kolei zajęcia, które ją w tym roku nie interesowały.
- Alchemia wypada, eliksiry, zielarstwo, OnMS... - ,,Na większość z nich mam alergię." - ...astronomia i wróżbiarstwo, runy i starożytne języki, historia... Też wykreślam z listy. - Stukała bezmyślnie w plan lekcji. ,,Teraz zrobi się trudniej." - Taktyki wojenne... I tak nie łapię tego przedmiotu. Skreślam. Zajęcia Savoir-vivre'u miałam od urodzenia. - Spojrzała na listę. Pfff, wciąż za dużo. - Posługiwanie się bronią... Co prawda nie opanowałam wszystkiego w poprzednich latach, ale i tak z większości tych broni nigdy nie skorzystam.
Wstała i zaczęła chodzić po pokoju. By zyskać trochę czasu do namysłu zaczęła nawet przymierzać ubrania, decydując w czym pojawi się jutro na zajęciach. Pokonana przez poruszające się nieubłaganie wskazówki zegara wróciła do biurka.
- Dobra, muszę się skupić. - Jednak kiedy ponownie spojrzała w kartkę, wszystko się wyjaśniło. Ostatnim przedmiotem, z którego zrezygnowała były zajęcia praktyczne, na które nigdy nie uczęszczała. - Dobra, w takim razie zostaje mi osiem przedmiotów: zajęcia czarnej i szarej magii, zajęcia z wiedzy i użycia magii żywiołów, uzdrawianie, transmutacja, sztuki walki, zajęcia sprawnościowe oraz wizażu, które zawsze lubiłam. Zadowolona z siebie odłożyła kartkę z planem.
Lily wzięła szybki prysznic, bo nie miała sił na kąpiel. Wtarła jedynie po raz kolejny maść w rany na plecach. ,,Do jutra powinny zostać jedynie drobne blizny, ta maść działa cuda." Przebrała się w swoją ulubioną, dziecinną, różową piżamkę z czapeczką z białym pomponikiem, rozczesała włosy, które rozpuściła dla wygody i położyła się do łóżka. Wyciągnęła z kufra ukochanego, brązowego misia, którego od lat ukrywa przed Aratą i przykryła się kołdrą. ,,Proszę, niech mi się przyśni coś dobrego, zasłużyłam!" Pomyślała, zanim kołysanie wiatru, który wpadał do pokoju przez otwarte okno nie ukołysało jej do snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz