Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że podwładna Araty dalej kogoś szukała. Zapobiegawczo usiadł przy drugim końcu sali, w miejscu największego zbiorowiska uczniów. Niestety nie pomogło.
- Milo! Tutaj jesteś! Arata cię wzywa. - "Jeszcze czego."
- Arata nie jest moim ojcem żeby mnie wzywać. On co najwyżej może mnie o to poprosić. Mogę tam pójść, ale co z tego będę miał? - "Nie zaproponuje nic, co zastąpi poranną kawę."
- Uwierz mi, nie pożałujesz.-"Nie ma nic do zaoferowania. Dobrze, mogę żądać czego zechcę, ale najpierw napój bogów."
- Dopóki sam się tutaj nie wybierze, żeby mnie o to poprosić - Szczególnie mocno zaakcentował to słowo. - to będę tutaj siedział.
- A co jeśli ja ciebie poproszę? - "Nie ma sensu tego dłużej ciągnąć."
- To posiedzisz tutaj i poczekasz aż zjem, a po tym pójdziemy.
- Ale Arata nalega... - Jego mina wyraźnie pokazywała, że nie ustąpi. - Dobra, PROSZĘ, czy pójdziesz do Przewodniczącego po śniadaniu? - Usiadła.
- Oczywiście.
Posiedzieli jeszcze pół godziny. "Jedzenie w pośpiechu szkodzi zdrowiu." Wychodząc Sora zabrała jeszcze dwie porcje i powolnym krokiem ruszyli w stronę gabinetu. Po kolejnych minutach spaceru dotarli na miejsce, przed którym siedziała Lilian. Weszli we trójkę do środka, a tam zastali śpiącego Aratę. Milo nie wytrzymał i uderzył pięścią w stół, co od razu obudziło śpiocha.
- Dobra, masz trzy minuty, żeby mnie zachęcić do zostania. Czas start...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz