Lilian wdychała świeże powietrze, niosące ze sobą słodki
zapach kwiatów. Szczególnie intensywnie pachniały róże herbaciane z pobliskiego
labiryntu różanego. Ogrody w Akademii jak zwykle pełne były wielobarwnych
roślin i soczysto zielonych krzewów. Motyle latały dookoła, przysiadając na
wypatrzonych kwiatach. Słońce górowało wysoko nad ziemią, a leciutki wiaterek rozwiewał
kucyki dziewczyny. Właściwie stwierdzenie, że: „Ogrody wyglądają dzisiaj jak z
bajki…” wydawało się tutaj strzałem w dziesiątkę.
Lilian nuciła pod nosem jakąś wesołą melodię i przechadzała
się wydeptaną ścieżką, aż znalazła rzadziej uczęszczane szlaki. Szła przed
siebie, wiedząc dokładnie, dokąd zmierza. Drzewa, na których ledwie zakwitły
pąki. Ten widok zawsze wywoływał uśmiech na jej twarzy. Tak było i tym razem.
To miejsce było jej sekretną oazą, gdzie zawsze udawała się pomyśleć. Tym razem
miała pomysł na nową piosenkę dla zespołu i uznała, że właśnie w tym miejscu odnajdzie
inspirację.
Gdy doszła do celu, ze zdumieniem ujrzała dwoje ludzi pod
jednym z drzew. Właściwie już z oddali słyszała donośny śmiech, który brzmiał raczej
histerycznie. Zastanawiała się przez moment, czy nie podbiec i nie pomóc osobie w tarapatach, ale uznała,
że nie jest potrzebna, skoro nikt nie woła o pomoc. W sumie można też
powiedzieć, że była zbyt zaskoczona faktem, że ktokolwiek odnalazł to miejsce i
nie myślała zbyt jasno. Tak, to również mogło być powodem, dla którego nie
zaczęła biec, a dalej szła przyjętym rytmem.
Dziewczyna i chłopak. Trochę śmiesznie wyglądali z oddali.
Jeśli bowiem można było się różnić od siebie w każdym aspekcie, to ta dwójka
stanowiła tego najlepszy przykład. Biała dziewczyna z czarnymi włosami i
ciemnoskóry chłopak ze śnieżnobiałymi włosami. To jakby podać do stołu ciasto
bezowe posypane gorzką czekoladą i murzynka z wiórkami kokosowymi. Hmmm, aż
zgłodniała…
Sytuacja wyglądała trochę niezręcznie, a chłopak wydawał się
zakłopotany, choć nikogo nie było w pobliżu, a jej nie powinni jeszcze
zauważyć. Mimo, że nie wiedziała, co się dzieje, postanowiła do nich zagadać. W
razie czego zawsze może powiedzieć, że po prostu przechodziła i nie chciała im
przeszkadzać. Chociaż trochę głupio byłoby psuć parze nastrój. Albo po prostu
warknąć, że to jej miejsce. Choć ta druga opcja nie pasowała do jej szkolnego
image, to w tej sytuacji przynajmniej nie zawstydziłaby ich, a jedynie
rozgniewała. Nie, po prostu pomyśli o tym, jeśli już będzie musiała się
tłumaczyć.
Doszła do nich akurat w momencie, gdy czarnowłosa dziewczyna
schodziła z chłopaka. „Może to wcale nie jest miłosna schadzka?” Zresztą skądś
kojarzyła dziewczynę i dałaby sobie głowę uciąć, że to nie ten typ człowieka.
Ale wcześniej założyłaby się, że nie jest skłonna do tak głośnego śmiechu, więc
tym razem przegrałaby sporo kasy. Nie znała jej za dobrze. Zawsze na czarno,
nawet w najgorętsze dni. W tłumie widoczna jak czarna owca na polu. Nie
potrafiła przypomnieć sobie jej imienia, a ta garstka informacji to jedyne, co
zauważyła kiedyś przy okazji. Jak widać ludzie są inni, niż się z początku
wydaje. Zresztą była na to najlepszym przykładem…
Chłopaka natomiast znała. Stały temat plotek, jak również
jeden z tematów często poruszanych na zebraniach Samorządu Szkolnego. Jamie
Brynn, jej rówieśnik na piątym roku w Akademii, choć na przeciwnym wydziale.
Ciężko było nie zapamiętać. Dość się wyróżnia na tle innych osób, choć nie
sprawia żadnych problemów. W sumie żadnemu z nich nigdy nie została
przedstawiona, więc najwyższa pora nadrobić zaległości. Może nawet jej nie znają?
To by dopiero było zabawne! To byłby już drugi zakład przegrany w ciągu jednego
dnia, bo wydawało jej się, że znają ją wszyscy…
- Hej, wszystko w porządku? – Zapytała z życzliwym uśmiechem,
stojąc naprzeciwko nich. Natychmiast poderwali głowy. Uśmiechnęła się szerzej,
widząc ich zakłopotanie. Choć dziewczyna przyglądała jej się bardziej z
ciekawością, to i na jej twarzy mignął cień rumieńca. A może tylko jej się
zdawało? – Mam na imię Lily, wydział Kruka, piąty rok…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz