wtorek, 23 lutego 2016

Szokujące zmiany cz. 5 (Lily)

Lily usiadła na łóżku w swoim pokoju i położyła głowę na podłodze, opierając nogi o ścianę. Wszystko tak bardzo się pokomplikowało, że miała ochotę popatrzeć na świat do góry nogami. Nie widziała już dłużej różnicy między dwiema perspektywami, a nawet cieszyła ją taka drobna zmienna, która zależy tylko od niej. Czuła, że w końcu ma nad czymś kontrolę.
Po chwili usłyszała pukanie do drzwi i głos służącej. - Wejdź! - Powiedziała tylko, kompletnie nie zważając na to, jak wygląda w tej pozycji. - Hej Asuna, jak życie? - Zapytała, machając do niej z uśmiechem. Były przyjaciółkami od zawsze i nie było między nimi żadnych sekretów. Asuna to osoba, która jej sercu była bliższa nawet niż własny brat.
- Szczerze mówiąc jest dużo lżej od kiedy panienka... Przepraszam, to z przyzwyczajenia. - Uśmiechnęła się i wskoczyła bezceremonialnie na łóżko, kładąc się obok niej w tej samej pozycji. - W każdym bądź razie matrona zatrudniła na nowo służbę. Zwłaszcza teraz, przed balem, kiedy mamy dużo roboty, przyszły kolejne osoby. Jest teraz w posiadłości wiele osób i rąk gotowych do pracy, więc służba nie jest pod wielką presją. No i dzięki temu mogę sobie z tobą poleniuchować, więc pokusiłabym się o stwierdzenie, że życie jest piękne.
Roześmiały się radośnie. Brakowało jej tego. Śmiania się bez tej całej sztuczności i ograniczeń. - A jak sprawy w szkole? Podobno znalazłaś sobie chłopaka... Mr, mr, mrau, to ten przystojniak na dole? Nie sądziłam, że to twój typ. Nie mówię, że jest zły, ale wolałam Dantego... W dodatku ma imię podobne do chłopaka, z którym od zawsze drzesz koty w szkole... Masz dziwne zboczenia. Eh?! Czekaj, czekaj... - Jej oczy zabłysły w nagłym zrozumieniu. - Nie powiesz mi, że się w nim bujnęłaś no nie? Ho, ho, ho, kto by się spodziewał... Gdzie ten koniec świata, który miał nadejść jak będziecie razem huh? Muszę wypuścić fajerwerki, bo mogę umrę szczęśliwa!
- Przestań gadać głupoty, to nie tak! - Żachnęła się Lily, kręcąc głową. Asuna już dawno była w swoim świecie i zdawało się, że nic do niej nie dociera. - Posłuchaj mnie przez chwilę! - Szturchnęła ją w ramię, a dziewczyna straciła równowagę.
- Ej, to nie było miłe! - Spojrzała na nią z żalem. - Wiem, że jesteś podekscytowana, ale ja nie mam chłopaka, więc mogłabyś się ograniczyć z wyrażaniem radości i...! - Urwała, widząc łzy w oczach dziewczyny.
- To wszystko jest nie tak Asuna! To nie jest pierwsza miłość jak z bajki. Wciąż czekasz na swojego księcia na białym koniu, a ja dostałam czarny charakter, który jest całkowicie nieprzewidywalny! - Łzy spływały potokiem po jej policzkach. - Słuchaj, my tylko udajemy ok? Co prawda powiedział mi raz, że mnie niby kocha, ale uwierzyłabyś w to? Kto wie, kiedy odwidzi mu się granie moimi uczuciami w karty? Wypadnie joker i game over!
- Hej, hej, no już. Nawet największy gbur nie byłby w stanie wymyślić tak okrutnej gry, ok? Przecież każdy chłopak wie, że nie igra się z uczuciami kobiet. - Podała Lily chusteczkę. - Nie becz, przestań się mazać i pokaż mu, kto tu rządzi. Chce zagrać? To ty zacznij rozdawać karty! Dyktuj warunki! Urodziłaś się w rodzinie polityków Freya, zrób użytek ze swoich atutów zamiast przejmować się jakąś fretką ok? - Przytuliła przyjaciółkę. - Idę do niego i zobaczę, jak się zachowuje. Pomyśl o tym, co ci powiedziałam!
Asuna wyszła z pokoju, a Lily podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała w lustro od toaletki. ,,Może Asuna ma rację i nie powinnam się przejmować?" Wstała powoli i podeszła do ogromnej garderoby. Przeglądała sukienki, nie mogąc się zdecydować na nic konkretnego. ,,Muszę wyglądać absolutnie oszałamiająco dzisiaj wieczorem."
Ostatecznie zdecydowała się na biało-niebieską suknię balową z rozcięciem z lewej strony, które zakończone jest niebieską różą. ,,Mam podobną spinkę, którą wepnę we fryzurę. Dziś pozostawię je rozpuszczone, ograniczając się do wyprostowania ich. Będzie idealnie." Znalazła w szufladzie pasujące, długie, białe rękawiczki bez palców i czarne pończochy. Wypatrzyła w garderobie wysokie szpilki i całość rozłożyła na łóżku, podziwiając efekt. - Idealnie. - Westchnęła z zachwytu.
- Panienko, przepraszam za najście. Przynoszę podarunek od szanownego gościa. - Usłyszała uniżony głos Asuny i miała ochotę się roześmiać.
- W porządku, możesz wejść. - Drzwi otworzyły się i weszła Asuna, niosąc książkę Araty.
- Trzymaj, mówił, że na to czekasz czy coś w tym rodzaju. Choć nie nazwałabym tego miłosnym prezentem. - Skrzywiła się lekko, podając jej książkę.
- Bo nim nie jest. Ale muszę cię prosić o wyjście Asuna. Chcę się przespać przed balem. Przepraszam, ale u mnie nie poleniuchujesz... - Powiedziała, biorąc od niej książkę i kładąc się na łóżku.
- W porządku. Sprośne historyjki co? - ,,Fuj!" Skrzywiła się, rzuciła w dziewczynę szczotką, która leżała na komodzie i wystawiła Asunie język. -  I tak twoja matka kazała mi iść do pokoju Araty. - Mrugnęła figlarnie przyjaciółka. - Nie przejmuj się, słowo honoru, że między nami do niczego nie dojdzie. Pomogę mu co najwyżej dobrać odpowiedni strój. Śpij dobrze, buziaki! - I już jej nie było. Nie zamierzała wracać, bo Lily i tak zawsze prosiła o pomoc przy szykowaniu Lucasa i nikogo innego.
- Pfff, możesz się zmienić. - Mruknęła, odkładając książkę i kładąc się na łóżku, ostrożnie by trafić na ubrania.
- Dzięki. Niezłe z was przyjaciółki. Nie sądziłam, że możesz się przy kimś tak zachowywać... Niemal dziecinnie. - Powiedziała Sora, siadając obok niej z zamyśloną miną.
- W końcu obie szorowałyśmy podłogi. Ciężko to robić w niezręcznej ciszy, więc lepiej się dobrze pośmiać i ulżyć sobie nawzajem w ciągłym stresie. - Mruknęła bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. Kto by się spodziewał, że Sora podejmie temat?
- Jak to? Przecież masz tu tyle służby! Twoi rodzice muszą być serio surowi skoro hartowali was ciężką pracą. - Lily miała ochotę się roześmiać słysząc rozumowanie Sory. ,,Nawet nie masz pojęcia."
- Dobra, po co tu jesteś? Bo rozumiem, że Arata nie wysłałby cię do mnie na babskie pogaduszki. - Powiedziała, jak się wydawało, zgrabnie zmieniając temat.
- Ta, no cóż. Jestem z nim dość długo i wiem o nim prawie wszystko, więc możesz przeprowadzić ten cały quiz ze mną. - Powiedziała niedbale, rozglądając się z ciekawością po pokoju. - Mało masz tu osobistych rzeczy. Żadnych zdjęć, obrazków, nic twojego... Jesteś jakimś niefotogenicznym beztalenciem czy jak?
- Okej, mam tutaj pytania. - Pokazała jej dziennik Lucasa, ignorując przytyk. - A jak właściwie Arata zamierza odpowiedzieć na pytania? - Zapytała, zdając sobie sprawę z dziury w planie.
- Spokojnie, z tym da sobie radę bez problemu. - Lily jeszcze przez moment przypatrywała się Sorze podejrzliwie, ale ostatecznie dała za wygraną. Czas był cenny, a nie zostało im go wiele.
Siedziały tak na łóżku przez ponad pół godziny, dyskutując różne odpowiedzi i wybierając najlepsze warianty. Wiele razy Lily wpatrywała się w Sorę oniemiała, często z szeroko otwartymi w szoku ustami. Nagle usłyszały pukanie do drzwi. Lily spojrzała na zegarek. ,,Mamy jeszcze trochę czasu, Lucas nie powinien być tak wcześnie!" Spojrzała na Sorę, która ku jej zdumieniu przybrała już formę książki. ,,Ta to jest szybka." Pomyślała, otwierając drzwi do pokoju.
- Witam Lilian. Wierzę, że jest coś, o czym musimy porozmawiać w cztery oczy. - Spojrzała na dziewczynę w progu. Wyglądała bardzo młodo i była nadzwyczajnej urody pięknością. Niestety Lily nigdy wcześniej jej nie widziała. Widząc jej nieufność, kobieta przedstawiła się. - Nazywam się Wasylisa Tenshii, choć możesz mi mówić Lisa. Podobnie jak ty jestem wysoko urodzoną szlachcianką, a mój mąż jest jednym z dowódców w naszej armii krajowej. Naprawdę nie mam złych zamiarów i myślę, że wolałabyś na ten temat porozmawiać na osobności. Chodzi o twoją matkę. - Lily rozejrzała się dookoła i nie dostrzegając nikogo innego na korytarzu, złapała kobietą za rękę i wciągnęła ją do swojego pokoju.
- Co się stało? Dlaczego armia krajowa interesuje się moją matką? - Lily szybko połączyła ze sobą kropki i otworzyła szeroko oczy ze zdumienia - Nie mów mi, że wy... Naprawdę prowadzicie śledztwo w jakiejś sprawie angażującej moją matkę?
- Nie tylko zaangażowana... Twoja matka jest główną oskarżoną... - Lisa spojrzała na stolik i otaczające go krzesła. - Usiądziemy? Czeka nas znacznie dłuższa rozmowa...
<Arata?>-

niedziela, 21 lutego 2016

Szokujące zmiany cz. 4 (Arata)

"Teleportacja, najgorsza rzecz na świecie. Po co ktoś to w ogóle wynalazł, nie mam pojęcia." Lucas przed wejściem rzucił mi dziwne ubranie. Spojrzałem na frak i części stroju, których nawet nie rozpoznawałem."Ty chyba nie myślisz serio, że ja to założę? Bardzo prawdopodobne, że nie będę miał wyjścia. Ehhh... " Nasza trójka weszła do portalu. W jednej chwili znaleźliśmy się w dużym ogrodzie, a przed wejściem do okazałej posiadłości, czekała na nas służba.
- Witajcie w domu! - Powiedzieli chórem, kłaniając się nisko. "Właśnie przez coś takiego nienawidzę arystokracji. Wszędzie potrzebują służby i niczego nie potrafią zrobić sami."
- Pan to zapewne Arata Silvermoon. - Jedna ze służek podeszła do mnie i ukłoniła się. Była ubrana w typowy, czarno-biały strój pokojówki. Miała średniej długości czerwone włosy i promienny uśmiech.
"Oho, zaczyna się. Teraz będzie ciekawie. Może się trochę pobawię? W sumie i tak nie będę miał nic lepszego do roboty..." Pogrążyłem się w myślach i otrząsnąłem się dopiero, gdy Lily uderzyła mnie łokciem w żebra. Zdaje się, że wchodziło jej to w nawyk.
- Aua! Wybacz, zamyśliłem się. Tak, to ja jestem Arata. Miło mi cię poznać.
- Pani domu nakazała, zaprowadzić pana do pokoju, w którym gość spędzi resztę popołudnia. Panienko Lilian, paniczu Lucasie, wybaczcie. Proszę ze mną. - Spojrzałem na Lily. Wymieniliśmy jedynie porozumiewawcze spojrzenia, po czym skierowałem swoje kroki tak, by podążały za służącą. Pokojówka zaprowadziła mnie do jednego z pokoi. "Meble w kolorystyce biało-złotej i ten przygnębiający, popielaty kolor ścian średnio do mnie pasują, ale niech będzie." W pokoju znajdowała się wielka garderoba, łoże z baldachimem, dwa fotele przy kominku, dwie komody, szafka nocna i stolik z czterema krzesłami. "Cóż, przynajmniej wyposażenie jest kompletne."
- Przyjdę po pana, gdy tylko rozpocznie się bal. Do tego czasu proszę nie opuszczać swojego pokoju. - Powiedziała, po czym ukłoniła się i wyszła. "Czyli tak chcesz sprawdzić, czy jesteśmy parą. Sprytne, nie powiem. Jeśli nic o sobie nie wiemy, zaczniemy panikować, a jeśli wiemy, będziemy spokojnie czekać. Usłyszałem pukanie do drzwi, po czym zaprosiłem czekającego do środka. - Pan wybaczy. - Dziewczyna, znów weszła do pokoju. - Zapomniałam wcześniej spytać. Czy potrzebuje pan czegoś? - "Idealna okazja."
"- Sora.
- Tak?
- Powiesz Lily wszystko co o mnie wiesz, jasne?
- Ale, jak?
- Zaraz zobaczysz..." - Zdjąłem z ręki księgę i podałem pokojówce.
- Oddaj to proszę Lily. Miałem jej to dać wcześniej, ale zapomniałem. A i chciałem wiedzieć jeszcze jedno, jak masz na imię?
- Moje imię brzmi Asuna. Przesyłka zostanie niezwłocznie dostarczona do panienki. - Zamknęła drzwi i pobiegła do Lily. "Teraz zostałem sam. No cóż, mówi się trudno. Trzeba się przygotować do balu... Tylko, że te ciuchy, które tu są, przyprawiają mnie o mdłości." Po chwili zastanowienia, postanowiłem otworzyć szafę i poszukać w niej jakichś innych ubrań. W oczy rzucił mi się długi, czarny płaszcz z kapturem. "To będzie idealne. Kiedy wcześniej przechodziliśmy, widziałem faceta w idealnie takim samym! Co prawda tamten był niebieski, ale ten też się nada." Czym prędzej założyłem go na siebie wraz z białą koszulą i czarnymi spodniami, które dostałem wcześniej i położyłem się na łóżko. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę! - Zakrzyknąłem.
- Przepraszam za najście. - W drzwiach stanął wysoki mężczyzna o szarych włosach, podobnych do moich. Ubrany był w niebieski płaszcz, białą koszulę i brązowe spodnie. "To jego widziałem wcześniej!" Nosił przy sobie szablę. Czułem od niego wielką moc. Żarzył się w nim płomień, który zdawał się być zdolny zniszczyć świat. - Ty jesteś Arata, chłopak Lily prawda?
- Zgadza  się. - Odpowiedziałem z dumnym uśmiechem.
- Jestem Kuro Tenshii, szlachcic i jeden z dowódców armii. Mam do ciebie prośbę.
- Jaką?
- Pomóż nam potwierdzić informacje na temat pani tego domu. Oskarżamy ją o zlecenie zabójstwa na własnego męża. Moja żona już poszła porozmawiać z Lily. Jeśli nam pomożecie, będę bardzo wdzięczny.
- Ale jak to możliwe? To są poważne oskarżenia.
- Wiem, ale mam dowód. Muszę się zbierać, bo idzie pokojówka. Odszukaj mnie na balu, tam ci wszystko pokażę. Do zobaczenia. - Uśmiechnął się do mnie i odszedł. Po chwili, pokojówka weszła do pokoju zgodnie z przewidywaniami mężczyzny i oznajmiła.
- Proszę pójść ze mną. - Wstałem z łóżka i poszedłem za Asuną. "Raz się żyje. Ojcze, miej mnie w swojej opiece. Teraz chyba najbardziej mi się przyda twoja pomoc."
(Lily?)

sobota, 20 lutego 2016

Szokujące zmiany cz. 3 (Lily)

Właśnie wracała z błoni, a jej nerwy znajdowały się na skraju. Popytała ludzi dookoła i po godzinie bezowocnego szukania w końcu dosłyszała uczniów, którzy wspominali przewodniczącego siedzącego na ławce. Zignorowała plotki, które nastąpiły zaraz po tym. Że niby przewodniczący z ,,pewnych przyczyn" zerwał nockę i teraz przysypiał przed lekcjami na świeżym powietrzu. ,,Do licha, później mu to wszystko wyjaśnię, na razie muszę go szybko znaleźć!"
Zdawało jej się, że cała szkoła mówi tylko o nich. To było dziwne. Aż nienaturalne. ,,Nawet jeśli plotki o nas to gorący temat, to nie powinny się roznosić po szkole tak szybko. I na taką skalę by nie mówiono o niczym innym. Znam swoją popularność, ale czyżby Arata miał aż tylu fanów, by ludzie nie mieli innych rzeczy do roboty jak rozmawianie o nas? Ugh, później się przyjrzę tej sprawie!"
Dostrzegła go na Placu Głównym. Siedział na jednej z ławek na uboczu i rzeczywiście wyglądał na zaspanego, choć nim doszła do konkluzji, dostrzegła na jego twarzy grymas bólu. Zmartwiona podbiegła do chłopaka i potrząsnęła go za ramię. ,,Może ma jakiś koszmar?"
-Arata obudź się! To nie czas na drzemkę! - Mówiła głośno, choć nie na tyle by usłyszeli ją inni. Zaczęła panikować, gdy dostrzegła, że potrząsanie nie ma żadnego efektu. ,,Coś mu się stało? Wygląda na to, że coś go boli. Trochę jak reakcja zwrotna po nieudanym zaklęciu, a jednak inaczej." Nie potrafiła znaleźć przyczyny. ,,Co musiałby zrobić na Placu Głównym aby skończyć z taką reakcją obronną organizmu...? Ktoś powinien coś zauważyć!"
Po chwili otworzył oczy i spojrzał na nią zmartwiony i zdezorientowany. - Co się stało? - Miała ochotę go uderzyć. To ona miała ochotę o to zapytać! ,,Ale nie czas na to." Przypomniała sobie. Powoli podniósł się z ławki i przetarł zmęczone oczy. Wpatrywała się w niego nagląco, choć z niepokojem w oczach.
- Mamy mały problem. - ,,Mały? Duży. Wielki, ogromny problem wielkości góry lodowej!"
- Jaki? - ,,Jaki? Taki, że jesteśmy skończeni!"
- Matka chce sprawdzić, co o sobie wiemy. Mamy być u mnie w domu za godzinę. - Wytłumaczyła najspokojniej jak umiała, spoglądając na zegarek.
- No to lećmy, chyba nie mamy innego wyjścia. - Spojrzała na niego niedowierzająco. Na ten pewny siebie uśmiech. Po wcześniejszym ataku nie było śladu. ,,Może wszystko sobie wyobraziłam? Ostatnio często miewam jakieś omamy, które wiążą się z moją częściową amnezją. Cóż, skoro nie chce o tym mówić, to zostawię ten temat. Hmmm, ignorowanie rzeczy zdaje się stawać moją drugą naturą. Ciekawe czy to dobrze czy źle? Wyjdzie w praniu..."
Ujęła jego rękę. Ten gest na przestrzeni minionych dni stał się dla niej tak znajomy i naturalny jak oddychanie. Uspokajał jej skołatane nerwy i powoli się rozluźniła. Spojrzała na niego kątem oka. Podziwiała przez moment wyraźnie zarysowaną linię szczęki, wysokie kości policzkowe i usta wykrzywione w ironicznym uśmieszku. Udając rozkojarzoną, spojrzała wyżej, w jego czerwone oczy i dopiero teraz zrozumiała, że śmiał się z niej! Przez cały czas zdawał sobie sprawę z tego, że pochłania go wzrokiem! Natychmiast odwróciła głowę obrażona, ale złapał ją i zmusił by na niego patrzyła, kładąc delikatnie, choć stanowczo dłoń na jej policzku.
- Wciąż jesteśmy w szkole Lily. Nie chcesz chyba aby szpiedzy donieśli twojej mamie o kłótni między nami, prawda? - Wyszeptał jej do ucha, bawiąc się kosmykiem włosów, który uciekł z pospiesznie spiętego kucyka. Założył go za ucho dziewczyny i odsunął się powoli, napawając małym zwycięstwem. Nienawidziła tego, że nie może zaprzeczyć jego słowom.
Uśmiechnęła się promiennie, ale jej oczy zdawały się strzelać w niego piorunami. - Ależ oczywiście, że nie. Policzymy się później. - Zdążyła już zapomnieć, że to ona zawiniła w pierwszym miejscu.
Doszli do kręgu teleportacyjnego, gdzie stał już Lucas z walizkami. Zdaje się, że przygotował również ubrania dla Araty, dzięki bogu. - Długo was nie było. - Mruknął naburmuszony, ignorując Aratę. Baran nigdy się nie przyzna do błędu i ani myśli przeprosić.
- Tak, jasne. Lepiej się zbierajmy. I tak zostało nam niewiele czasu na przygotowanie się. - Spojrzała na krąg i zamknęła oczy. ,,Jak ja nienawidzę się teleportować..."
<Arata?>

Szokujące zmiany cz. 2 (Arata)

- Wstawaj śpiochu! - Zakrzyknęła Sora.
- Co?! Co się dzieje? - Podniosłem głowę i rozejrzałem się dookoła, wciąż nie do końca rozbudzony.
- Zaraz spóźnisz się na zajęcia, geniuszu. To się dzieje. - "No tak, odkąd udajemy z Lily parę, muszę być punktualny i spełniać wszystkie swoje obowiązki jako przewodniczący. Ile to już udajemy? Miesiąc? Może trzy tygodnie? Mimo to nadal nie mogę się przyzwyczaić do wczesnego wstawania.
- Co mamy pierwsze? - Spytałem, powoli zbierając się z łóżka.
- Czarna magia. Przyda ci się to na przyszłość, więc lepiej zacznij się zbierać. - Wstałem z łóżka, założyłem mundurek i wyszedłem z dormitorium. W tym czasie Sora zmieniła się w księgę i zawisła na mojej prawej ręce.
"- Nie sądzisz, że Lily cię unika? Niby czasami wychodzicie razem, ale po za tym w ogóle się nie widujecie. Cała szkoła myśli już, że jesteście parą i po prostu wstydzicie się przyznać...
- Myślisz, że zaczną coś podejrzewać? - Przerwałem Sorze.
- Każdy głupi zauważyłby, że coś jest nie tak.
- Spróbuję temu jakoś zaradzić." - Naszą rozmowę przerwały podekscytowane głosy dziewczyn przechodzących obok.
- Odkąd Przewodniczący chodzi z Lily stał się bardziej punktualny i odpowiedzialny.
- Coraz bliżej ideału...
- Trzeba przyznać, że pasują do siebie jak ulał. I tak słodko razem wyglądają...!
- W szczególności gdy są oboje zawstydzeni w tłumie. - Obie zachichotały i poszły dalej, wciąż o nich dyskutując.
"- To, co się teraz wyprawia, jest nie pojęte. Przydałaby mi się przerwa od tego wszystkiego... Może jakaś wyprawa w góry?
- Już to widzę. Naprawdę myślisz, że Lily ci odpuści zostawienie jej z tym samej?
- W sumie masz rację. Może gdybym zabrał ją ze sobą...?
- Głupi pomysł. Na pewno się nie zgodzi, choć z wami nigdy nie wiadomo. Czasem warto spróbować." -  W tym momencie usiadłem na pobliskiej ławce i złapałem się za głowę. Poczułem straszliwy, przenikliwy ból. Nawiedzał mnie on od czasu turnieju. Czułem jakby ktoś chciał mi coś powiedzieć. "Co to może być? Za każdym razem gdy rozmawiam z Sorą czuję, jakby ktoś próbował dołączyć do naszej rozmowy." Ból był tak silny, że zemdlałem na siedząco.
"- Uwolnij mnie jeszcze raz, bym mogła przemówić i ci pomóc." - Usłyszałem znajomy głos, jednak nie mogłem sobie przypomnieć, do kogo należy.
"- Dasz radę mnie utrzymać, to tylko test twojej duszy. A wszystko po to, by stać się silniejszym." - Nagle z transu wybudził mnie głos Lily.
- Arata, obudź się! To nie czas na drzemkę. - Miała spanikowany głos, jakby stało się coś strasznego.
- Co się stało? - Podnosiłem się z ławki i przetarłem zaspane oczy.
- Mamy mały problem.
- Jaki?
- Matka chce sprawdzić, co o sobie wiemy. Mamy być u mnie w domu za godzinę.
- No to lećmy! Chyba nie mamy innego wyjścia. - Uśmiechnąłem się do Lily i złapałem ją za rękę.
<Lily?>

piątek, 19 lutego 2016

Szokujące zmiany cz. 1 (Lily)

- Lucas jesteś pewien, że tak właśnie powiedziała? Słowo w słowo? - Zapytała brata chyba po raz enty. Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Test? Nie no poważnie. Obleją. Na całości. Nie ma szans by oszukali jej matkę. A jak już prawda wyjdzie na jaw... Wolała nie myśleć o karze jaką dostanie.
- Nie martw się, nie będzie tak źle. - Pocieszał ją, brzmiąc dość niepewnie. ,,Drań. Sam nie ma pojęcia jak to wszystko wyjdzie, więc jaki jest sens pocieszania mnie? Jakoś wyjdzie? Na pewno nie wyjdzie! I co ja mam niby teraz zrobić?!"
- Już wiem. Pojadę z wami i spróbuję jakoś odciągnąć jej uwagę od waszej dwójki. Na pewno nie uda mi się to na długo, ale jak już rozpocznie się przyjęcie w posiadłości, to reszta jakoś się ułoży. Musi. - Słuchała go uważnie. To wszystko w końcu brzmiało jak plan. Lepszy marny niż żaden. - Zgubisz ją w tłumie, albo wymkniecie się do ogrodów. Znam temperament Araty i wolałbym nie zostawiać go zbyt długo wśród gości. Ten chłopak nie przyjmie obelgi z uśmiechem, musisz na niego uważać Freya...
Pokiwała głową. Wiedziała aż za dobrze. Choć nigdy nie byli razem na przyjęciu innym jak szkolny bal, to wiedziała jak zachowywał się na co dzień. Zero szacunku dla autorytetów. Co prawda zaskoczył ją na moment dość politycznym podejściem do jej matki pod koniec rozmowy, ale nie spodziewała się wiele po przyjęciu z aroganckimi czarodziejami z wyższych sfer, którzy na każdym kroku rzucają w innych obelgami i sarkastycznymi uwagami.
Wiedziała, że Lucas czuje się winny całej tej sytuacji i tylko dlatego przyjęła jego pomoc. W normalnych okolicznościach trzymałaby go jak najdalej od świadomego podpadania mamie. Ale potrafiła go zrozumieć. Oboje czuli ogromne współczucie i żal do Araty. Gdyby nie załamała się pod presją podczas walki, to całej tej sytuacji by nie było. Gdyby Lucas z wściekłości nie powiadomił jej matki, to nic złego by się nie stało. Ale nie wymyślono jeszcze lekarstwa na to co było. Nie zdołają cofnąć czasu.
Wzięła głęboki wdech. ,,Jakoś to będzie." - Dzięki Luca, to powinno pomóc. Znajdę Aratę i jakoś to załatwię. Hmmm, spróbuj przygotować pytania. No wiesz, te które zadajesz nowo poznanym dziewczynom. ,,Złote myśli" czy jak to się nazywa. Przynieś cały zeszyt. Notatki na pewno się przydadzą. Mamy wciąż dwie godziny na przygotowania, więc jeśli znajdę go odpowiednio wcześnie, to zdołamy ogarnąć choć trochę pytań nim dostaniemy się do rezydencji.
Pomachała bratu na pożegnanie i pobiegła szukać Araty. Zaczęła od dormitorium mrocznych. Podeszła do pokoju Araty i zapukała. Gdy po trzecim uderzeniu nikt się nie odezwał, uchyliła drzwi by zajrzeć do środka. Gdy go nie dostrzegła na jej twarzy wymalowało się rozczarowanie. ,,Odnalezienie go na terenie szkoły będzie trudniejsze niż się początkowo spodziewałam..."
Usłyszała liczne szepty i odwróciła się za siebie. Grupy chłopców mijały ją naszeptując między sobą i uśmiechając się pokrzepiająco. Z początku nie bardzo rozumiała o co chodzi. Dopiero po chwili dotarło do niej, że znajduje się w męskim dormitorium, zaglądając do pokoju swojego domniemanego chłopaka. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Nie minęła godzina, gdy całą szkołę obiegła nowa plotka: Wiceprzewodnicząca wychodziła z rana z pokoju przewodniczącego. Czyżby coś było na rzeczy? Hmmm, czy osoby na stanowisku mogą ignorować regulamin szkolny?
Oczywiście nie sposób było poprawić plotki, ponieważ nie było mowy, aby powiedziała tłumom prawdę. Zwalając wszystko na natłok stresu i przeklinając w myślach całą sytuację, przełknęła dumę ten jeden raz i szukała Araty po całej szkole z podniesioną głową...
<Arata?>

Ogłoszenie

Tym postem kończymy pewien cykl w życiu bloga. Postanowiliśmy bowiem, że od dnia dzisiejszego nasze posty nie będą już dłużej historią chronologiczną, a serią opowiadań i przygód, które będziemy pisać między sobą. Liczymy na to, że dzięki temu będziemy mieli więcej zabawy z prowadzeniem bloga i da nam to możliwość wykorzystywania większej ilości pomysłów, które rodzą się w naszych głowach. Nie zdziwcie się więc, gdy jedna osoba będzie pisać z dwiema w tym samym czasie, a jej postać będzie jednocześnie w dwóch różnych miejscach...

                                                                          Z poważaniem, Administracja bloga Ostatnie Zaklęcie.

Od Lily do Araty

„Niby dlaczego coś takiego miałoby mną tak bardzo wstrząsnąć? Blokowanie wspomnień? Amnezja? Niby wszystko się zgadza, a jednak mam wrażenie, że czegoś w tej całej sprawie brakuje… Cóż, jeżeli rzeczywiście zrobiłam to świadomie, to powinnam przestać się tym zadręczać. Najwidoczniej jest coś, o czym nie mogę wiedzieć dla własnego dobra i tyle. Na razie pozostawię ten rozdział zamknięty. Muszę sobie zaufać.”
Lily otarła dłonią łzy i pokiwała głową niepewnie. Domyślała się, że matka tak tego nie zostawi, ale szpiedzy to chyba jedno z łagodniejszych zakończeń na jakie mogła liczyć. Spojrzała na Aratę. „Nie będzie tak źle. Przynajmniej jest lepszy od ropuchy z bajki „Księżniczka i żaba.” Aż tak bym się nie poświęciła, nawet jeśli to moja wina, że został wciągnięty w tą niezręczną sytuację.”
- Jestem potwornie zmęczona, za dużo emocji na raz. Myślisz, że znajdziesz trochę czasu by przejść się ze mną po błoniach szkolnych? Usiąść pod jakimś drzewem, może schować się w altance, dopóki tłumy znajdują się na arenie? To powinno nam również zapewnić trochę spokoju ducha po niezwykle szalonym tygodniu… - Zapytała niepewnie, unikając jego wzroku. Odsunęła się nawet od niego niezauważalnie, podnosząc głowę z jego ramienia. Na policzkach dziewczyny wykwitły rumieńce, które próbowała zwalczyć za wszelką cenę. „To totalnie brzmiało jak zaproszenie na romantyczną schadzkę. Boże, błagam, przynieście ktoś młotek i zabijcie mnie nim powiem coś więcej!”
- W porządku. I tak nie mam nic lepszego do roboty. – Wzruszył ramionami. „Właściwie mamy. Powinniśmy iść na turniej i dopingować mojego brata. Uczestniczyć w ceremonii wręczania nagród i wszystko inne… ” Spojrzała na niego i pokręciła głową z uśmiechem. „To przecież Arata. Nawet jeśli powiedział tak przy mojej mamie, nie ma co spodziewać się, że nagle zacznie wykonywać swoje obowiązki jak należy…” W tej chwili była jednak zbyt wyczerpana by przejmować się czymkolwiek, a na samą myśl o tłumie ludzi robiło jej się słabo. Zachwiała się lekko podczas wstawania, ale na szczęście chłopak podtrzymał ją za ramiona, by nie upadła.
- Dzięki. – Powiedziała, gdy już miała pewność, że potrafi stać bez jego pomocy. Chciała już znaleźć się na błoniach. W ciszy i z dala od tłumu ciekawskich. Liczyła na to, że oswoi się trochę z jego obecnością i być może zapewni szpiegom trochę informacji do zdania relacji mamie.
Ich plany przerwały głośne okrzyki i wiwaty dochodzące z areny. Turniej właśnie dobiegł końca, ze zwycięstwem po stronie mrocznych. – Najwidoczniej nie będzie nam dzisiaj dane odpocząć. – Powiedziała, starając się ukryć ulgę w głosie. Odsunęła się od chłopaka na krok i pomachała mu ręką. – Muszę lecieć i pogratulować Lucasowi! Zobaczymy się kiedy indziej! – Nie potrafiła nawet zmusić się by ustalić konkretniejszą datę. Wiedziała, że muszą udawać, a jednak nie potrafiła oswoić się z tą myślą.

Przez następne kilka dni cały wydział kruka świętował hucznie zwycięstwo. Lekcje zostały odwołane, bo uczniowie i tak nie potrafiliby się skupić na zajęciach. W tym czasie Lily starała się unikać Araty jak najczęściej, wychodząc z nim gdzieś okazyjnie i trzymając ręce, gdy byli w tłumie. Stopniowo coraz bardziej oswajała się z nową sytuacją, choć wciąż czerwieniła się słysząc ludzi plotkujących na ich temat…

czwartek, 18 lutego 2016

Od Jonah.

W końcu było po wszystkim. Mimo całej determinacji włożonej w próbę zwycięstwa, jednak im się nie udało. Ostatnim, co miał okazję zobaczyć Jonah, zanim zemdlał, było niesamowicie błękitne niebo nad areną.
Gdy w końcu mrok przed oczami ustąpił, okazało się, że znajduje się w skrzydle medycznym. Jego czaszkę rozsadzał ból, ale nie zdawał się zbytnio zwracać na to uwagę. Po chwili wraz z resztą zmysłów powróciły także wspomnienia z dzisiejszego dnia. Niestety, przegrali. Rozejrzał się dookoła. Nikogo tutaj nie było. Może medycy mieli ważniejsze rzeczy do roboty, niż pilnowanie pacjenta, który i tak jest nieprzytomny.
Podniósł się z łóżka i nie zwracając uwagi na ból głowy wyszedł na świeże powietrze. Chciał być teraz zupełnie sam, więc skierował się w stronę labiryntów. Na pewno nikt nie pomyślał, żeby o tej porze udać się w tamtą stronę.
Udał się w stronę drzewa, pod którym lubił przesiadywać, po drodze zdejmując bandaże z głowy i prawej dłoni, którą najprawdopodobniej poparzył sobie zbyt nagrzanym pistoletem. Nie lubił opatrunków, czuł się w nich jakby jego wolność została ograniczona. Wyrzucił bandaże do jakiegoś kosza na śmieci i udał się do labiryntu.
Gdy w końcu znalazł się na miejscu, usiadł, opierając się o drzewo, zamknął oczy i wsłuchał się w śpiew ptaków. "O tak, od razu lepiej~" pomyślał.

środa, 17 lutego 2016

Od Araty do Lily

Lily ewidentnie chciała wejść sama do gabinetu, ale nim zdążyła zamknąć drzwi byłem już przy niej. Widziałem wyraźnie, że chciała bym wyszedł, ale zignorowałem to i uśmiechnąłem się do niej. "Nigdy cię już nie zostawię, nawet na to nie licz. W końcu coś ci obiecałem. Koniec z tchórzostwem i ciągłym uciekaniem. Pora, by ojciec był ze mnie dumny. Kto by pomyślał, że tak często będę go wspominać. Wredny staruch teraz pewnie skacze ze szczęścia..."
- Witaj mamo co sprowadza cię do Akademii? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Lily. "Czyli to rzeczywiście jej matka. Cóż, nie da się zaprzeczyć, że dba o nią skoro chciała mnie aresztować bez żadnych dowodów. Lepiej zrobię na niej dobre wrażenie!"
- Panie dyrektorze proszę wyjść, mam do pomówienia z córką. Ten chłopak też niech wyjdzie. - Powiedziała przesadnie miłym głosem jakby nigdy nic. - W końcu to sprawa rodzinna. - Czułem, że ona jest wściekła.
"- Jest jakaś dziwna. Niby uprzejma, ale mam wrażenie, że to nie jest dobra osoba. - Przekazała mi w myślach Sora.
- Wiem, też to czuję.
- Myślisz, że zamierza urządzić Lily piekło?
- Nie wiem, za wcześnie by to stwierdzać. Ale szczerze mówiąc na to właśnie wygląda." - Dyrektor podszedł do mnie i chwycił mnie za ramię. Spojrzał na mnie groźnym wzrokiem i oczami wskazał wyjście, ciągnąc mnie za sobą. "Nie no, pan się boi jakiejś jędzy?!" - Poczułem jak ręka Lily oplata moją i mocno ją ściska, jakby próbując sobie dodać odwagi. "Co!? Nawet ty się boisz?! Kim ona niby jest, że każdy się jej boi? Chyba pora popisać się odwagą. Hihihihi" Zignorowałem dyrektora i Lily, która już dawno puściła moją dłoń i próbowała mnie wypchnąć z gabinetu.
- Pani szuka niejakiego Araty, Prawda?
- Zgadza się, wiesz gdzie może się ukrywać? Choć moje straże zapewne już go dorwały.
- Pani straże są bardziej nieudolne niż pani sama.
- Co żeś powiedział szczylu!?
- To, co pani słyszała. Chyba, że mam do czynienia z głuchym, w takim razie przepraszam, mam powtórzyć? - Lily uderzyła mnie łokciem w żebra. ,,Mam to rozumieć jako "Przestań bo oberwiesz"? I tak już mam u niej przechlapane. Serio, chciałem być miły, ale ona jest fałszywa aż nie do zniesienia!" - Nie sądziła pani chyba, że po prostu dam się złapać, prawda? Bo czemu niby zostałem oskarżony o napaść na własną dziewczynę? To chyba nie pojęte, prawda?
- Moja Lily nigdy by się nie spotykała z kimś takim jak ty.  - Wpatrywała się we mnie jadowicie. Spojrzałem na Lily i uśmiechnąłem się.
- Niech sama zdecyduje, co uważa. - Dziewczyna spojrzała na mnie cała zaczerwieniona, najprawdopodobniej krzyczała w duszy na mnie, ale widziałem na jej twarzy uśmiech. Skryła za nim niepewność i strach w oczach. Wyglądała na zdeterminowaną. ,,Zuch dziewczyna!"
- Mamo, to wszystko prawda. Rozumiem, że jesteś zła, więc porozmawiamy o tym w domu gdy wrócę, dobrze? Obiecuję wszystko ci opowiedzieć, więc nie ma sensu abyś dłużej zajmowała się sprawą Araty.
- A więc jest tak, jak sama pani widzi na załączonym obrazku. Nie mógłbym skrzywdzić mojego największego skarbu. Ona jest dla mnie wszystkim i traktuję ten związek poważnie. - Spojrzałem na nią z wyższością i szeroko się uśmiechnąłem. ,,Wygrałem!" - Zdaje się, że cała ta sprawa się rozwiązała, nieprawdaż?
- Jesteś strasznie zaborczy i upierdliwy jak na dzieciaka. Musisz pochodzić z jakiejś szlacheckiej rodziny, skoro nie boisz się mówić mi takich rzeczy wprost. Nikt nie śmie się odzywać do mnie w ten sposób. - ,,Zadufana w sobie małpa. Ale wciąż jej matka." Miałem ochotę powiedzieć znacznie więcej, ale powstrzymała mnie drżąca sylwetka Lily. ,,To serio jest jej matka? W życiu nie bałem się nikogo tak bardzo jak ona własnej rodziny!"
- Jestem Arata Silvermoon, pan Smoczej Duszy oraz przewodniczący rady uczniowskiej. Nie powiem by nasze spotkanie było dla mnie przyjemnym przeżyciem, ale zgaduję, że pierwsze koty za płoty przy spotkaniu przyszłej teściowej to podstawa nieprawdaż? - Mrugnąłem do niej zawadiacko. ,,To już ostatni raz, obiecuję!" - Wybaczy pani teraz, ale mamy kilka niecierpiących zwłoki zadań do załatwienia z wiceprzewodniczącą. Musimy przypilnować turnieju i wszelkich formalności... - Urwałem, otwierając drzwi i wyszedłem razem z Lily. Szliśmy przez moment w milczeniu.
- Arata, ja naprawdę nic nie pamiętam, a ta cała rozmowa była dla mnie jak błądzenie we mgle. Powiedziałam co powiedziałam aby cię z tego wyciągnąć, tak jak obiecałam. Grałam zgodnie z tym co zacząłeś, bo nawet nie wiedziałam, co sama mogłabym powiedzieć. Mam tylko nadzieję, że nie wziąłeś tego, że cię kocham na poważnie.
- Wiem, ale i tak zagrałaś idealnie. Mimo braku pamięci. Prawie sam ci uwierzyłem. - Oboje szliśmy w stronę pokoju rady uczniowskiej. Nagle dostrzegłem, że idę sam. Odwróciłem się i zobaczyłem na twarzy Lily wymalowany strach. Strach, którego nigdy wcześniej nie widziałem. ,,Ej, jesteście rodziną nie? Z kim ja u licha zadarłem?!"
- Opowiesz mi, co się wydarzyło podczas naszej walki? - Spytała drżącym głosem. Unikała patrzenia na mnie.
- O turnieju chyba już wiesz?
- Trochę, spotkałam Dantego. - ,,No tak, zawsze się przy niej kręci..."
- Walczyliśmy przeciwko sobie, ja i Riuuk przeciwko tobie i Lucasowi. Nie znam dokładnych szczegółów, ale podejrzewam, że zaplanowałaś coś z Riuuk. Gdy tylko zabił gong, Sora przedzieliła arenę barierą, bym mógł walczyć z tobą sam na sam. Walka była zaciekła, ale ostatecznie ja wygrałem, a ty upadłaś na ziemie. - Spojrzałem na dziewczynę. Złapała się za głowę i nie mogła dalej iść. - Jeśli nie chcesz, nie będę o tym mówił. Wygląda na to, że sprawia ci to ból. Może podświadomie nie jesteś gotowa by sobie przypomnieć? Nie powinnaś naciskać.
- Nie, kontynuuj. Skoro boli to znaczy, że część sobie przypominam. Mam jakieś przebłyski, choć niewiele z nich rozumiem. Przyzwałeś wtedy jakiegoś ducha prawda? Zostawił na mnie ogromne wrażenie, więc łatwo było go sobie przypomnieć.
- Zgadza się. - Usiedliśmy na pobliskiej ławce, Lily oparła się o mnie i powiedziała:
- Możesz kontynuować.
- Upadając, zrobiłaś coś, przez co powstała zasłona dymna, i w tym samym momencie zemdlałaś.
- To było... Coś od Riuuk. Chyba. Nie pamiętam.
- Ja podczas całego zamieszania oberwałem między żebra. Rozbito mi też ostatni kryształ. W akcie zemsty mój smok rozbił kryształy twojego brata. Nas uznano za niezdolnych do walki i w sumie tyle wiem.
- Dante wspominał, że był remis. A... Co się działo, gdy byłam w śpiączce?
- Nie wiem, Sora mi tylko wspomniała, że płaczesz lub coś mamroczesz. Moim zdaniem sama zablokowałaś te wspomnienia, bo nie mogłaś się z nimi pogodzić.
- Ale czemu?
- Chciałaś mnie pokonać. Zawsze walczysz by mnie pokonać. Ale tym razem nie potrafiłaś. Nie wiem, może zbyt dużo stresu, emocji... To, że chciałaś być lepsza. wzięło nad tobą górę, więc gdy przegrałaś, twoje ciało samo zareagowało obronnie. Oczywiście to tylko teoria. - W oczach Lily pojawiły się łzy. Mimo to uśmiechnęła się do mnie słabo. "Przypomniała sobie wszystko?"
"- Wiem, że to zły moment ale...
- Ty zawsze wybierasz najgorsze momenty. - Przerwałem Sorze nim zdążyła coś powiedzieć.
- Nie moja wina, że zebrało ci się na ckliwą gadkę. W każdym razie wygląda na to, że od teraz będziecie śledzeni dzień i noc. Tamto babsko nie wierzy, że jesteście parą i postanowiło wysłać za wami szpiegów. Mam nadzieję, że chodzi tylko o potwierdzenie waszej historii, bo ona jest cała czerwona i najprawdopodobniej w furii..."
- Lily wiem, że to ci nie na rękę, ale... Niestety wygląda na to, że musimy udawać przez jakiś czas parę. Twoja mama, wysłała za nami szpiegów. Mam nadzieje, że nie znienawidzisz mnie za to, że cię w to wplątałem, ale musimy grać akt do samego końca.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Od Lily do Araty

Wpadli do gabinetu dyrektora w wielkim pośpiechu. „Dziwne, co takiego się wydarzyło, że dyrektor opuścił trybuny i wrócił do siebie? Przecież powinien nagradzać zwycięzców!” W sumie w głowie miała niemały mętlik i mnóstwo pytań, na które chciała poznać odpowiedzi. „Dlaczego Arata wygląda na tak zdenerwowanego? Rzadko kiedy coś wyprowadza go z równowagi, ale dzisiaj wydaje się kompletnie inny niż na co dzień…”
- Czekaj. Stój. – Szarpnęła ręką i zmusiła go do zatrzymania się. „W końcu!” – Czemu tak pędzimy? Wyjaśnij mi przynajmniej, co się dzieje! Nie zamierzam tam wejść i ze zdumieniem stwierdzić, że nie wiem, co ja tam robię… No więc? – Zaczęła tupać nogą, domagając się odpowiedzi.
- No chodź, nie mamy czasu na zgrywanie upartej. – Przewrócił oczami, ale nie ruszył się z miejsca. Pokręcił głową i ostatecznie zrezygnowany wzruszył ramionami. – Mi tam nie spieszno poznać przyszłą teściową, ale ty możesz chcieć się z nią spotkać zanim rozniesie cały budynek…
Lily otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Nie zastanawiając się dłużej wzięła go za rękę i tym razem już bez żadnego oporu od żadnej ze stron, wspólnie dopadli się drzwi gabinetu dyrektora. Lily spojrzała na siebie, później na Aratę. „Ni najlepiej, nie najgorzej, jakoś będzie.”
Zapukała w drzwi. – Wejść. – Serce zabiło jej mocniej gdy usłyszała znajomy głos. I nie był to głos dyrektora.

Weszła niepewnie z lekko pochyloną głową na znak szacunku. Zamierzała zamknąć za sobą drzwi, ale ku jej zaskoczeniu i przerażeniu, Arata wszedł razem z nią. Próbowała mu przekazać wzrokiem by wyszedł. Że go tam nie chce. Ale zdawał się ją kompletnie ignorować. Uśmiechnął się jedynie lekko i mrugnął w jej kierunku. Z jakiegoś powodu wcale nie poczuła się lepiej…

Od Araty do Lily

Budziłem się powoli, niemal ospale. Ale nie było to budzenie jak ze snu. Moje powieki były ciężkie, a ciało mnie nie słuchało. ,,Co się stało? Huh? Lucas, strażnicy, narkotyk, Sora... Co z Lily?!" Otworzyłem oczy szeroko i gwałtownie się podniosłem. Dopiero teraz dostrzegłem dziewczynę. ,,Nic jej nie jest, to dobrze." Wyglądała na trochę roztrzęsioną no i... Przytulała się do mnie? ,,Haaa? Jak to się stało? Naszprycowali mnie czymś? Dranie! Teraz nawet nie pamiętam jak to się stało!" Coś do mnie mówiła łamliwym głosem. Nie zajęło mi jednak długo ogarnięcie całej sytuacji.
- Nie zostawię cię samej z tymi problemami. Nie teraz, gdy w końcu wyznałem ci prawdę. Poza tym... Teraz to wszystko i tak zaszło za daleko. Nie możesz mnie w to wciągnąć, bo ja już jestem tego częścią, ok? - ,,Poza tym, wciąż muszę przywalić twojemu bratu. Rozumiem troskę, ale trochę przesadził! I żeby tylko trochę, gosz moja głowa... Głupie dragi." Jakby tego było mało, poczułem przeszywający ból w okolicy żeber - Auć! - Grałem twardego, ale to wzięło mnie całkowicie z zaskoczenia. - Chyba po turnieju jeszcze nie wydobrzałem. - Mruknąłem niezadowolony pod nosem. -Ten shuriken musiał się mocno wbić, skoro nadal mnie boli.
- Wybacz, to wszystko moja wina! Zaraz cię uleczę. Może nie całkiem, ale choć trochę pomogę. Tylko leż spokojnie i zaufaj mi, to nie będzie bolało! - Odsunęła się i położyła ręce na mojej piersi. Przez chwilę żałowałem utraty jej ciała przy swoim boku, ale już po chwili poczułem przyjemny chłód w miejscu bólu i odetchnąłem z ulgą. - Niewiele rozumiem z tej całej sytuacji, ale widzę wyraźnie, że nie zrobiłeś nic złego. To nie sprawiedliwe by tak cię traktowano! Tak mi przykro! Właściwie nie wiem, czym ja tu się próbuję usprawiedliwiać. - Pokręciła głową, mrucząc w przerwach krótkie zaklęcia. - Zawsze jesteś ode mnie lepszy i ja... Zdaje się, że nie mogłam tego znieść. Zaczynam kojarzyć pewne fakty, choć większość rzeczy wciąż jest dla mnie niezrozumiała. Chciałam... Po prostu pokazać ci, że należy brać mnie na poważnie. Chyba chodziło o to, że jestem dla ciebie godnym przeciwnikiem. Śmiało, nazwij mnie idiotką, całkowicie się z tym zgadzam. To takie dziecinne z mojej strony! - "Co?! Czyli właśnie to od zawsze czuła."
- Lily posłuchaj okej? To ja chciałem ci pokazać, że jestem od ciebie lepszy. Jakby na to nie patrzeć, to zawsze jesteś punktualna i dobrze się uczysz. Wszyscy cię lubią! Chciałem ci zaimponować. Lily, mogłaś mi wcześniej nie uwierzyć, ale ja cię naprawdę kocham. - Dziewczyna zarumieniła się i znów mnie przytuliła, ściskając mnie mocniej niż poprzednio. Nie było to złe uczucie. Nawet mi się podobało, ale brak powietrza to już inna sprawa. - Ej, udusisz mnie jeśli nie przestaniesz ściskać tak mocno! Jestem chorym pacjentem oddanym pod twoją opiekę, więc zajmij się mną jak należy dobra?!
- Wybacz. To nie było specjalnie. Ja po prostu... - Westchnąłem. ,,Ile jeszcze będziesz przepraszać?" W tym momencie mój wzrok przypadkiem zawędrował na drugą stronę placu.
- Jeśli nadal martwisz się o swoją reputację, to lepiej natychmiast mnie puść. - Wskazałem głową na trzy dziewczyny przechodzące naprzeciw nas. Szeptały coś do siebie i śmiały się. "Oj, to nie będzie ciekawe, jak wieść o nas rozniesie się po całej szkole..."
- Niech ludzie myślą sobie co im się żywnie podoba. Nie zamierzam cię puszczać. Nie dlatego, że coś do ciebie czuję, nie myśl sobie. Jest zimno po prostu chłodno, bo zbyt lekko się ubrałam, a już kiedyś mówiłam ci, że nadajesz się na mój prywatny grzejnik. - Wyobraziłem sobie jej uśmiech na schowanej w moich ramionach twarzy. ,,Taaa, jasne."
- Czyli nadal masz poczucie humor skoro jesteś w stanie się ze mną droczyć. To dobrze. - "Ulżyło mi."
"- Nie chcę wam przerywać tej ckliwej scenki, ale jakaś wredna baba jest w gabinecie dyrektora. Wygląda strasznie poważnie i zdaje się, że chce z wami porozmawiać. Wygląda jeszcze straszniej niż gdyby normalnie była zdenerwowana. Nawet ja mam ciarki.
- Jakby mnie kiedykolwiek interesowało, gdy inni czegoś ode mnie chcą. Wszystko inne może na razie zaczekać. W tej chwili najważniejsze jest dla mnie bycie blisko niej.
- Dyrektor, ewidentnie się jej boi. Niby próbuje ją uspokoić, ale sama mu współczuję rozmawiania z tą kobietą. Czekaj, ma na piersi jakiś symbol... Nieee, to emblemat! Rozpoznaję go. Wygląda dokładnie jak ten noszony czasem przez Lily! Em, bo widzisz wygląda na to, że jej matka zleciła to całe aresztowanie dzisiaj, a nie Lucas... Choć też brał w tym udział. Myślisz, że to może być ona? Mama Lily?
- Co?!"
Lily... Drobne pytanko. Czy dyrektor mógłby z jakiegoś powodu bać się twojej mamy...?
- Możliwe. Właściwie nie zdziwiłoby mnie to. Ma wysokie stanowisko i finansuje w dużej części naszą szkołę. Raczej nie chciałby jej podpaść.
Tego się obawiałem. Nie wygląda to dobrze. - Chyba musimy iść do dyra. Teraz. - Złapałem Lily za rękę i pobiegliśmy do gabinetu dyrektora, nie zwracając na jej próby oporu.

Od Lily do Araty

Siedziała przez moment odrętwiała, ale im więcej o tym myślała, tym mniej widziała sensu w całej historii. Rozejrzała się dookoła. Żadnych uczniów. Ani jednej osoby na placu. Nawet w trakcie lekcji jest to widok rzadko spotykany. Usłyszała okrzyki zachwytu i wiwaty. „Skąd one mogą dochodzić?”
Ruszyła za dźwiękiem i już po chwili dostrzegła arenę. Zaciekawiona podeszła do tablicy informacyjnej. Zdziwiona wpatrywała się w swoje nazwisko. – To przecież…! – Odwróciła się i wpadła na kogoś, przewracając po drodze ich oboje. Próbowała podnieść się z nieznajomego, ale zdaje się, że skaleczyła sobie kolano. – Um, przepraszam najmocniej… Zaraz, ha?! Dante? Co ty tutaj robisz o tej porze? – Zapytała, zerkając na „swoją niedoszłą ofiarę”.
- Ugh… Przepraszam za skradanie, Lily. Po prostu zobaczyłem cię z najwyższego poziomu trybun i… No więc walka była dość wyrównana… W każdym bądź razie, chciałem się tylko przywitać. Nie spodziewałem się tylko, że odwrócisz się tak nagle, zupełnie bez powodu. – Uśmiechnął się, przeczesując nerwowo włosy palcami. Był całkiem… Uroczy? Zresztą zawsze był uroczy.
- W porządku, to twoja wina. – Przyznała mu rację, kiwając głową z poważnym i srogim wyrazem twarzy. – W ramach przeprosin możesz mi powiedzieć, o co chodzi z tą arenę? I dlaczego nikogo nie ma na Placu Głównym? Dopiero wyszłam z akademika, bo zaspałam na zajęcia – „Ani myślę wspominać mu o Aracie.” - i nie bardzo orientuję się w sytuacji… Był jakiś event, o którym nie wiem?
- Dobry żart Lily. Ale może najpierw wstańmy zanim ludzie zobaczą nas w tej „niekomfortowej” pozycji? Domyślam się, że wolisz uniknąć skandalu… - Nie musiał jej tego mówić dwa razy. Czmychnęła czym prędzej, przewracając się na plecy przy okazji. Chłopak zaśmiał się, wstał i jak przystało na dżentelmena, podał jej dłoń. Przyjęła ją, choć odsunęła się na bezpieczną odległość gdy tylko stanęła znów na nogach.
- Okej, a teraz przestań grać ze mną w kulki i powiedz, o co chodzi z tym turniejem. I dlaczego u licha zostałam zgłoszona, a nikt po mnie nie przyszedł? – Zapytała tonem domagającym się odpowiedzi na pytanie.
- Oj no nie żartuj Lily! – Spojrzał na jej poważny wyraz twarzy i bezsilnie westchnął głęboko. – Okej, zagram z tobą w tą grę. Właśnie na arenie rozgrywa się finał turnieju urządzonego w naszej szkole. Byłaś jedną z zawodniczek. W ćwierćfinałach walczyłaś z bratem przeciwko Aracie i Riuuk. Nie do końca wiadomo co się stało, walka była szalona na maksa, dużo wysoko levelowych zaklęć mierzyło się ze sobą. Dodaj do tego zawrotne tempo i wiemy jedynie, że na koniec walki nie było nikogo z ocalałym kryształem. Ciebie i Aratę odznaczono jako niezdolnych do walki, stąd to dziwne sparowanie finałów…
- Czekaj, czemu dziwne? – Weszła mu w słowo zaintrygowana. Mgliście przypomniała sobie Aratę, który wspominał coś o wspomnieniach… Zabawne. Wiele rzeczy zaczynało nabierać sensu. Być może uderzyła się w głowę podczas turnieju i straciła pamięć? W sumie pasowało do obrazka. No i straże przed jej pokojem…?
- No bo wiesz, w sumie wiele osób dotowało na walkę między rodzeństwami! – Kontynuował rozentuzjazmowanym tonem jak na dziennikarza przystało. Zdawał się nie zwracać uwagi na to, że mu przerwała. – Wyobraź sobie, że Jonah Brynn, ten cichy koleś z gołębicy, ma na tym samym wydziale starszego brata, o którego istnieniu nawet nie wiedział! Ogarniasz? Mijać się z rodzeństwem na wspólnym korytarzu kilka lat i nawet o tym nie wiedzieć? Dlatego teraz cała szkoła o tym huczy. Zwłaszcza dziewczyny. To przecież historia wprost z dobrego wyciskacza łez! Zamierzam też napisać na ten temat artykuł. Może nawet dostanę coś na wyłączność. – Zaczynał gubić wątek, ale pozwoliłam mu na to, słysząc ten rozmarzony głos. Dobre historie zawsze go pasjonowały. To jedna z rzeczy, które w nim lubiłam. – No więc ten drugi jest dość sławny, Liam Brynn, słyszałaś może o nim? No więc liczyliśmy na jakąś heroiczną walkę, pokaz miłości braterskiej… I siostrzanej oczywiście. – Dodał szybko, nie chcąc tworzyć nieporozumień. – Ale nic z tego nie wyszło, bo wypadłaś z gry przedwcześnie. Serio szkoda. Ale tyle cię ominęło! Może następnym razem…?
Pokiwała głową pogrążona w myślach. – Znam troszkę Jonaha, mogę cię przedstawić. O rezultaty jednak musisz sam zadbać. – Potrząsnął jej rękami, nie mogąc pohamować radości. – Ale nic nie obiecuję! – Ostrzegła go z góry, by później się na niej nie wyżywał.
- Wiem, wiem, jesteś moim aniołem. – Kiwał głową energicznie, ale wiedziała, że myślami już jest w trakcie pisania artykułu.
- I lepiej o tym pamiętaj następnym razem! – Zaczęli się śmiać na oczywisty przytyk w jej wypowiedzi. Brakowało jej tego. Tego śmiania się bez umiaru.
- Hej, coś cię trapi? Nie wyglądasz za dobrze. Hmmm… -Wyglądało na to, że zaczął coś podejrzewać. Odpowiadało jej, że wziął ją amnezję za żart i postanowiła to utrzymać.
- Nie, wszystko w porzą… - Urwała widząc nadbiegającą Sorę. „Eh? Co ona tu robi?”
- Lily, musisz ze mną pilnie iść. – Powiedziała, łapiąc ją za rękę. -  To ważne. – Dodała widząc, że się opiera.
- Wybacz, wygląda na to, że to coś nagłego. Zgadamy się w sprawie artykułu, obiecuję! – Krzyknęła do Dantego i ostatecznie pobiegła z Sorą.
- Zapamiętane i zanotowane! Lepiej nie próbuj się wycofać! – Odkrzyknął z uśmiechem, po czym dodał. - Dowiem się, co jest nie tak kwiatuszku. Wiesz dobrze, że możesz na mnie polegać, więc dlaczego wciąż mnie odpychasz od siebie? I tak będziesz moja, więc na razie pozwolę ci odejść. – Dodał do siebie, wpatrując się w niknącą na horyzoncie sylwetkę. W jego oczach zabłysło przez moment coś mrocznego, coś czego Lilian nigdy nie pozwolił dostrzec. – Złapię cię wtedy, gdy będziesz w największym dole i wtedy już mi nie uciekniesz. Przyjdziesz do mnie, a czy złamana czy nie, zależy już tylko od ciebie.
Ale Lily nie słyszała całej reszty. Zdążyła już zapomnieć o całym zajściu. W jej oczach były tylko zdenerwowanie i niepewność. – Sora o co chodzi?! Co się stało? Nie mam czasu na kolejne głupie gierki Araty rozumiesz? Zaczynam mieć was serdecznie dość, jesteście bardziej upierdliwi niż zwykle. Sora niespodziewanie zatrzymała się i Lily o mały włos na nią nie wpadła. – Hej, nie zatrzymuj się tak bez ostrzeżenia, mogłam na ciebie wpaść!
- Szczerze mówiąc Lily momentami naprawdę ciężko z tobą wytrzymać. Bywasz taka głupia, że zastanawiam się, co Arata w tobie widzi. Nie interesuje mnie, co o nas myślisz, ale teraz Arata jest w kłopocie przez ciebie, więc ty go z niego wyciągniesz. – Odetchnęła by się uspokoić i uśmiechnęła się smutno. – On jeszcze nigdy nie poświęcał nikomu tyle uwagi co tobie. Był naprawdę załamany kiedy obwiniał się o twoją śpiączkę, a później amnezję, więc odpuść mu przez chwilę i zastanów się, co takiego ty dla niego zrobiłaś. Może i nie ma najlepszego charakteru, jest trochę dziecinny i ucieka przed swoimi uczuciami, ale jest także odważny, zdeterminowany i wrażliwy! Spróbuj czasem spojrzeć pod jego maskę i zrozumieć go tak naprawdę! Proszę…
Ostatnie słowa Sory wypowiedziała szeptem, tak błagalnym tonem, że krajało się serce. Jakby zbiła jakąś szybę, barierę, którą Lily wokół siebie zbudowała, dziewczyna poczuła ogromne wyrzuty sumienia. „Czy Sora ma rację? Czy naprawdę zachowałam się wobec niego niesprawiedliwie? Co się wydarzyło w tym czasie, kiedy byłam w śpiączce?” – Powiedz mi, co się stało. – Powiedziała w końcu wzdychając ciężko. Niełatwo jej było przyznać się do błędu, ale chyba rzeczywiście była coś Aracie winna. Nawet jeśli rano sobie z niej żartował, to wciąż miała ochotę uśmiechać się jak głupia na samo wspomnienie.
- Twoi strażnicy pod komendą Lucasa złapali go i aresztowali za rzekome szkody jakie ci wyrządził. Obarczają go winą za cały wypadek podczas turnieju i twoją śpiączkę… Słuchaj rozumiem, że Arata czasem przesadzał i przekraczał granice, ale naprawdę mu przykro, nie spodziewał się, że doprowadzi cię do takiego stanu, więc… Pomóż mu, dobrze?
- Ale ja naprawdę nie pamiętam co się stało! Musiałam się uderzyć w całej tej chaotycznej walce i stracić pamięć, więc jak niby mam mu pomóc?! – Zapytała sfrustrowana, kręcąc głową. Nie zauważyła nawet, kiedy dotarły na miejsce. Strażnicy właśnie wnosili nieprzytomnego chłopaka do teleportera. „Ci idioci! Przecież wszyscy wiedzą, że teleportowanie nieprzytomnych wiąże się z olbrzymim ryzykiem, Boże dlaczego on się nie budzi?! ” – Stać! Zatrzymajcie się natychmiast!
Strażnicy usłyszeli jej krzyk i odwrócili się w jej stronę. Kiedy ją dostrzegli byli więcej niż zdumieni. Niestety nie byli to ci sami strażnicy co ci z rana, bo sprawa byłaby znacznie prostsza. W dodatku, mimo oczywistego emblematu, nie rozpoznawała ich z głównej rezydencji. – Czego tu szukacie? Wracajcie do swoich spraw bachory, to nie piaskownica, a sprawa jest poważna, przestańcie ingerować w nasza robotę!
Warknęli na nią, przekrzykując się jeden z drugim. „Ach tak? Ja wam zaraz pokażę autorytet…” Pomyślała i momentalnie jej strój zmienił się w jej osobisty, charakterystyczny strój kontrahenta wody. – Jak śmiecie mierne płotki sprzeciwiać się pani domu, któremu służycie?! W imieniu kontrahenta z domu Mortis, Lilian Freyi Mortis żądam abyście oddali tego człowieka w moje ręce, gdyż tylko ja mam prawo go sądzić. – Spojrzała z satysfakcją na trzęsących się mężczyzn, dostrzegając realizację w ich oczach. Byli skończeni jeśli jej nie udobruchają. I wiedzieli o tym.
- Już panienko. Przepraszamy panienko. Panienka rozumie, wykonywaliśmy tylko polecenia z góry. Pani matka… - Próbowali się bronić. Wiedziała, że tak będzie, ale wargi jej zadrżały lekko na wspomnienie matki. „Co ona miała z tym wspólnego?! Błagam Lucas, nie powiedziałeś jej, nie zrobiłeś tego prawda? Proszę powiedz, ze to kłamstwo, proszę…”
Położyli Aratę na najbliższej ławeczce i kłaniając się jej głęboko, oddalili się oddelegowani przez nią. Opadła wyczerpana na ławeczkę, a jej strój zmienił się z powrotem. Ciężko dyszała, bo wciąż jeszcze nie wyzdrowiała na tyle by używać swoich mocy w ten sposób. „To byli słudzy mojej matki. Ona wie. Lucas, coś ty narobił…? Nie, nie czas teraz na to!”
- Arata, Arata odezwij się. – Spojrzała na jego regularny oddech. Wszystko w porządku, a jednak z jakiegoś powodu się nie budzi. „Czyżby go czymś naszprycowali? Znając jego temperament i metody mojej mamy to wielce prawdopodobne…”

Użyła na nim zaklęcia detoksyfikacyjnego i już po chwili z ulgą stwierdziła, że się wybudza. Niewiele myśląc złapała go za szyję i przytuliła się do niego z ulgą. – Idiota, przestań mnie tak straszyć. W dodatku dałeś się pojmać tym dwóm fretkom? Nie rozśmieszaj mnie! Nawet nie masz pojęcia jak groźna była sytuacja jeszcze przed chwilą… - Urwała wciąż wtulona w niego. – Przepraszam, ale wychodzi na to, że to, co nadejdzie nie będzie dla ciebie łatwe. Spróbuję wszystko załatwić, więc niczym się nie przejmuj ok? Zaufaj mi, zrobię wszystko żeby nic ci się nie stało…

Od Araty do Lily


Leżałem na drzewie i rozmyślałem nad Lily, gdy nagle myśli przerwała mi Sora.
"- Nie uwierzyła ci. Chyba.
- Można było się tego spodziewać w końcu zawsze ją okłamywałem.
- Niby racja, co teraz zrobisz??
- To co przystało na Silvermoona.
- Czyli?
- Spróbuje ją przekonać, że to prawda, ale z jakim skutkiem to nie wiem" - Rozmowę przerwał na męski głos.
- Ty jesteś Arata Silvermoon?  - Zakrzyknął do mnie. "To jest chyba Lucas. Brat Lily, ale co on może ode mnie chcieć. Może ma jakieś wiadomości" - Zeskoczyłem z drzewa i stanąłem przed nim.
- Zgadza się jestem Arata. Smoczy Pan, jeden z najwybitniejszych magów tej szkoły. 
"- Skromnością to ty nie grzeszysz
- Wiem"
- Jesteś aresztowany za zbrodnie wykonane na mojej siostrze. Straże, brać go!  - Dwóch magów bitewnych wyskoczyło zza krzaków i złapało mnie.
- O co dokładnie mnie oskarżacie? - Spojrzałem na chłopaka morderczym spojrzeniem. Poczułem jego strach, bał się mnie, ale jednocześnie chciał zemsty.
- To ty sprawiłeś, że Lily była w śpiączce. Lekarze stwierdzili też, że może mieć amnezję, to pewnie też twoja sprawka. - Mamrotał coś dalej, ale przestałem go słuchać skupiłem się teraz tylko na rozmowie z Sora
"- Leć do Lily. powiedz jej prawdę. To co czuje i to co się stało. Liczę na ciebie.
- Zrobię co w mojej mocy obiecuję. Tylko nie daj się zabić.
- To masz jak w banku." - Gdy strażnicy mnie odprowadzali, w głowie miałem uśmiech Lily.

Towarzyszył mi on do samego końca, dopóki mnie nie uśpili. Czułem tylko jak moje ciało jest wleczone po ziemi, ale po chwili czułem ciepło..... Znałem je, wiedziałem czyje ono jest
"Czyli jednak przyszłaś. Zapamiętać, na Sorę zawsze można liczyć"

Od Lily

Została sama. Stała tak osłupiała, odtwarzając sobie całe ich spotkanie w pamięci. Już po chwili jednak poddała się w próbach zrozumienia sytuacji. „Umm… Tak. Jaaasne.” Pomyślała krótko i zaczęła się powoli ubierać. Była na tyle przytomna, że zauważyła koszulę w której spała. To nie była piżama, w której położyła się zeszłej nocy. „Dziwne…”
Narzuciła na siebie białą sukienkę przepasaną czarną kokardką. Znalazła też w pudełku na frotki dwie śliczne, czerwone, ozdobione różyczkami. Po chwili wahania odłożyła je. Czuła, że potrzebuje dziś jakiejś zmiany. Rozczesała uważnie włosy, nie przejmując się mijającym czasem. Już dawno odpuściła sobie dzisiejsze lekcje. Miała większe zmartwienia na głowie. Spojrzała w lustro i zadowolona z efektu wpięła we włosy fioletową spinkę z wielkim kwiatem.


Ostatecznie wyszła ze swojego pokoju i przystanęła, zerkając z ciekawością na czatujących przed wejściem strażników. Dostrzegła emblemat swojej rodziny. Obaj otworzyli szeroko oczy ze zdumienia. – Wszystko w porządku panienko? Jak się panienka czuje? Nie powinna panienka wstawać z łóżka. Będziemy pilnować wejścia do panienki pokoju, więc proszę odpoczywać.
Wyglądali na bardzo wyprowadzonych z równowagi. Nie bardzo rozumiała, co tu robią, ale wzruszyła w myślach ramionami. „Mam ważniejsze sprawy do załatwienia.” – Wychodzę. Możecie zejść ze służby. Nie ma potrzeby abyście się martwili. Czuję się świetnie. – Odwróciła się do nich plecami i skierowała do wyjście z Akademika.
- A co z chłopcem? Musimy go wyprowadzić z panienki pokoju! – Spojrzała na nich zdziwiona. „Skąd wiedzieli, że Arata u mnie był? Zresztą nieważne, spieszę się.” Nie wyglądała na osobę w pośpiechu, ale nie chciała również marnować z nimi czasu.
- Wychodzę. Przewodniczący wyszedł wcześniej inną drogę. Jesteście na dzisiaj oddelegowani ze służby. Dziękuję za opiekę. – Mówiła stanowczo, ale złagodziła słowa promiennym uśmiechem. Nie zastanawiali się nad „inną drogą”. Nie wyglądali również jakby mieli jej ton za złe. Wręcz przeciwnie. Jeszcze długo można było słyszeć radosne komentarze dochodzące z damskiego skrzydła.
- Hmm, to było dość ciekawe doświadczenie. Dlaczego ktoś postawił straże przed moim pokojem? Ugh, jest tyle rzeczy, których nie rozumiem. – Pokręciła głową. – I jeszcze Arata, co go napadło? Ale zdaje się, że z moją pamięcią rzeczywiście coś jest nie tak. Może powinnam go poszukać i zapytać, o co w tym wszystkim chodzi?

Odwróciła się na pięcie i już miała skierować się do jego ulubionej kryjówki, kiedy nagle, zupełnie znikąd pojawił się palący ból głowy. Usiadła na fontannie na Placu Głównym i próbowała poskromić ból zaklęciami, jednak nic nie zdawało się skutkować. Odwróciła się w stronę szpitala. Ku jej zdumieniu wszystko minęło jak ręką odjąć. „Co u licha…?”

Od Riuuk do Jonah

Ostatnie ostrze znalazło się na swoim miejscu. Zapięła ostatni pasek zabezpieczający wewnątrz płaszcza i zarzuciła go na plecy. Jeszcze raz sprawdziła zabezpieczenie trujących eliksirów i shurikenów z paraliżującym eliksirem. "Przygotowana jak na wojnę... A może to jest pewnego rodzaju moja mała wojna".
Wyszła z akademika pospiesznym krokiem przez południowe wyjście. Kiedy znalazła się przed wielkim, zdobionym wejściem, dostrzegła Lucasa nerwowo skubiącego paznokcie.
- Zaraz nastąpi chwila prawdy - stwierdziła tonem człowieka mówiącego o pogodzie, kiedy wchodzili na arenę. Nagrzany porannym słońcem piasek przesypywał się między szwami wysokich butów. Naprzeciwko nich stali Jonah z Liamem. Biedny chłopak. W jego oczach błyszczała iskierka strachu kiedy dostrzegł ostrza błyszczące niczym wypolerowane srebro przypięte do pleców dziewczyny.
-Do czego to doszło? Trzech chłopców na jedną "bezbronną" dziewczynkę. - Zaśmiała się. - Życzę wam powodzenia - mrugnęła i obróciła się w stronę Luca. Kot musiał wysyłać mu telepatyczną wiadomość odnośnie planu, który obmyślili przy świetle księżyca. Chłopak stał wpatrzony w pustkę. Myślał nad czymś, bardzo intensywnie grzebiąc przy tym butem głęboko w piasku.
Wybiła dwunasta. Gong rozbrzmiał na arenie.
- Proszę państwa, oto finałowa walka właśnie się rozpoczęła! Patrzcie na ten wspaniały skok! - publiczność umilkła. Każdy z widzów próbował dostrzec jak najwięcej. Wiwaty i dopingi kierowane do Luca również zamilkły. W górze powiewały tylko kolorowe transparenty i niebieskie pompony.
Wyskoczyła w górę atakując Jonaha i rzucając mu pod nogi ostrza. Jedno po drugim lądowało przed jego nogami każąc mu się cofać."Tańcz". Strach owładnął jego ciałem i chłopak przewrócił się na ziemię przerażony."A więc to prawda, że boi się ostrzy". Jeden kryształ prysł. Nagle błyskawicznym ruchem wyciągnął z kabury pistolet, który skumulował ogromną ilość energii przeciwko niej. Na chwilę oślepła pod wpływem potężnego uderzenia. Szybko wstała i zmieniła się w smugę czerni biegnącą w jego kierunku. Nagle zmieniła gwałtownie cel i uderzyła w Liama z pełna prędkością. Słyszała pęknięcia kilku żeber chłopaka.Zaczęła wymieniać z nim szybkie i mocne ciosy. Kopnęła go pod kolano, wyskoczyła wysoko i usiadła na barkach mocno zaciskając uda na jego szyi i dusząc go. Ten jednak uderzył ją rękojeścią w plecy i wyswobodził się. Uśmiechnął się i rozpętał lodową burzę.
 Osłoniła się, lecz odłamki lodu przecinały jej ubrania, skórę i doprowadzały do szału. Na szczęście nagle bombardowanie ustało. Lucas pomógł jej i wytworzył ochronną tarczę z gorącej wody wokół jej ciała. Przedostała się do centrum burzy i uderzyła Liama rękojeścią w potylice. Dość lekko, ponieważ nie chciała go zabić.
 Jonah widząc to, chciał mu pomóc i zszokowany stracił na chwilę kontakt wzrokowy z Lucasem. Wykorzystując to, jego przeciwnik zamknął go w wodnym więzieniu i pchnął nim o ścianę z ogromną siłą. Woda rozprysnęła się dookoła. Pistolet upadł na środek areny. Riuuk podniosła Liama za koszulę i uderzyła o ścianę. Następnie rzuciła w niego żółtą fiolką. Rozległ się potężny huk ogłuszający publiczność i pozostałych członków pojedynku.
- Cóż za wartka akcja!!! - Publiczność zaczęła gwizdać i wiwatować.
Żółty dym opadł. Wtedy wszyscy aż wstali ze swoich miejsc.
- Proszę państwa to jeszcze nie koniec!!!
Jonah krzyknął i zaczął atakować Lucasa gradem strzałów świetlistej energii. Nie zdążył się nawet osłonić, a już pozbył się dwóch kryształów. Upadł wydając serię stęknięć. Próbował wstać lecz został chwilowo sparaliżowany. Wtedy z pozostałości muru ochronnego spod niebieskiej tarczy wyłonił się Liam i razem z bratem zaatakowali obezwładnionego chłopaka. Lodowy harpun i ognisty pocisk pędziły w jego stronę.
Niebo w jednej chwili zrobiło się czarne i zaczęły z niego spadać krople deszczu. Ciemna aura spłynęła na pole walki. Nie wiadomo kiedy i nie wiadomo skąd pojawiła się przed nim zasłaniając od potężnych zaklęć. Obydwa strzały trafiły ją, lecz zamiast powalić otuliły swoim blaskiem i zaczęły znikać. Pochłaniała tę potężną energię.
- Energio, daj mi siłę. Pozwól się okiełznać i pomóż pokonać moich wrogów! - Czarny krąg pojawił się przed nią i zabłysnął. Ogień, lód i czarna energia zaczęły przeplatać się w śmiertelnym tańcu by w końcu wystrzelić w stronę braci Brynnów. Stworzyli oni wspólna barierę ochronną jednak to nic nie dało. Cała scena pogrążyła się w blasku. Obydwoje upadli, a ich kryształy zostały rozbite. Riuuk obróciła się do wyczerpanego Lucasa, od którego pobrała znacząca pokłady energii, uśmiechnęła się i osunęła. Brat Lilian jednak zdążył ją złapać ku wiwacie obserwatorów i dezaprobacie dziewczyn z jego fanklubu. Usłyszała jeszcze dwa ostatnie słowa:
"Dobra robota".


Od Araty do Lily


- Lily.... Ummm... Co jest z tobą? Ty nic nie pamiętasz?
- A co mam niby pamiętać? Powiedziałam ci już: Wynoś się stąd! - krzyknęła i zerwała się gwałtownie z łózka. - Ał, czemu mnie tak wszystko boli?
- Nie pamiętasz naszej walki, Turnieju i tego że byłaś w śpiączce?
- Co ty za bzdury gadasz? - "Nic nie pamięta. Dostała amnezji? Jest to dość prawdopodobne. Chyba, że... Nie, nie zrobiłaby tego. Niewiele osób to potrafi. Ale z drugiej strony... Z jakiegoś powodu wszystko z nią w porządku, więc możliwe, że byłby to najlepszy sposób. Zablokowała część wspomnień. Ale po co miałaby to robić? To nie tak, że mogło być z nią aż tak źle, nie? Mimo wszystko i tak zamierzam jej dzisiaj powiedzieć prawdę."
- Możesz już stąd iść?
- Pójdę jak zrobię to, po co tu przyszedłem. - Podszedłem do dziewczyny i objąłem Lily w biodrach. Zignorowałem ręce, które próbowały mnie odepchnąć i spojrzałem jej prosto w oczy.
- Co ty robisz, głupi? - Dziewczyna cała się zarumieniła i spuściła głowę w dół.
- Posłuchaj mnie uważnie, bo jest coś, co muszę ci dzisiaj powiedzieć. Te wszystkie kawały robiłem tylko dlatego, że nie wiedziałem, jak wyznać ci prawdę. Lily... Bo widzisz... Ja cię podziwiam. Uwielbiam też jest dobrym słowem by to opisać. Bez ciebie nie potrafiłbym żyć. Tak po prostu. Jesteś jedyną osobą, która trzyma mnie jeszcze przy życiu. Lily... Ja cię kocham. - Powiedziałem i pocałowałem ją. - Dlatego proszę, przypomnij sobie co się stało. Nie próbuj ignorować mojej winy i tego, co ci zrobiłem. Jeśli masz mnie pokochać w zamian, to musisz wiedzieć o wszystkim.
- Arata...
- Nie waż się myśleć, że żartuje. Nigdy jeszcze nie byłem tak poważny. Ja po prostu nie potrafię bez ciebie żyć. Proszę, zrozum to. - Przerwałem jej zanim zdążyła coś powiedzieć. Ciężko było mi do niej przemawiać po tym, jak bardzo ją skrzywdziłem. Miałem być dzisiaj twardy, ale przy niej po prostu nie potrafiłem. Jeszcze nie teraz. - A teraz wybacz, ale moja natura po prostu tak mi każe.
- Tylko spróbuj mi teraz uciec!
- Żegnam! - Wyskoczyłem przez okno tak szybko, jak tylko mogłem "Nie mam na tyle odwagi by posłuchać jej odpowiedzi. W końcu jestem tchórzem, który potrafi jedynie uciekać od problemów."
"- To nieprawda, powiedziałeś jej przecież co czujesz. Może nie było to jakieś mega romantyczne, ale przynajmniej prawda wyszła na jaw. Teraz tylko musisz czekać na jej reakcję.
- Przewidujesz coś?
- Albo zacznie cię gonić, albo stwierdzi, że kłamiesz. Ewentualnie uwierzy i cię znajdzie by to wyjaśnić. Oczywiście to są tylko przypuszczenia...
- Fajnie. Tyle to sam mogłem się domyślić." - Pobiegłem prosto na swoje ulubione drzewo, po czym zacząłem rozmyślać o tym, co zrobi Lily.

niedziela, 14 lutego 2016

Od Lily do Araty

Czuła jego dotyk. Jego obecność. Zawsze wiedziała, gdy był blisko niej. A więc przyszedł. Znowu. Widać nie będzie tak źle. Gdyby jej nienawidził, to nie siedziałby teraz przy niej. Czy to możliwe, że nie zniszczyła wszystkiego? Że jej wybaczył? Być może…
Wszystko ucichło. Wizje się skończyły. Znów była tylko wszechogarniająca ciemność. Dopiero teraz dostrzegła, jak tu cicho. Pusto.
Czy naprawdę wiodła złe życie? Codziennie się uśmiechała. Nawet jeśli czasem nieszczerze, co z tego? Mogła oglądać jak zmieniają się pory roku, codziennie uczyć się nowych rzeczy i poznawać interesujących ludzi. To nie było złe życie. Zawsze może udawać, że wszystko jest w porządku. Że nic jej nie rani. Znów kłócić się z Aratą, planować zemstę z Riuuk, a może nawet bliżej poznać skromnego Jonaha? Ma jeszcze tyle do odkrycia, do zobaczenia, do zwiedzenia i do poznania! Ma całe życie przed sobą…
A jednak wahała się. Nic się nie zmieniło. Jej życie będzie takie samo jak wcześniej. Tak samo bolesne i wyniszczające. Znów będzie druga. Znów będzie bita. Znów będzie poniżana. Znów będzie udawać i skrywać łzy. Tyle drugich szans i tyle drugich razów. Właśnie, nic się nie zmieni, więc po co wracać? Żeby znów doprowadzić się do samozniszczenia? By znów się okaleczać?
Pamiętała. Wszystkie złe wspomnienia były jak nowo otwarte rany. Jakby znów je przeżywała. Wciąż i wciąż od nowa. Było ich tak wiele. Zbyt wiele. Radziła sobie z nimi latami, stopniowo się odczulając i ignorując ból. Zamykając się na nie, od razu zapominając o tym, co się stało chwilę wcześniej. A teraz wszystkie na nią spadły jak lawina, grzebiąc zdrowy rozsądek. Wiedziała, że jeśli wyjdzie na powierzchnię w tym stanie, to sobie nie poradzi. To zaszło za głęboko. Za daleko. Widziała rzeczy, o których chciała zapomnieć. POTRZEBOWAŁA zapomnieć. Więc co powinna zrobić?
Usłyszała go. Słowa, które przenikały ją, dając jej siłę by nie zasypiać. By się nie poddawać. Nie wszystkie rozróżniała, ale wyczuwała emocje jakie w nie włożył. Słyszała te desperackie ,,Wróć do mnie.” Nigdy nie słyszała go mówiącego takim tonem. To nie w jego stylu. To było takie słabe, że miała ochotę go wyśmiać, a jednocześnie czuła ciepło na sercu.
Czy potrafiłaby sobie ze wszystkim poradzić gdyby był przy niej? Już raz jej pomógł zapomnieć. Pytanie jest… Czy potrafiła mu zaufać na tyle, by uchwycić się danej jej nadziei…?
Wspomniała po raz ostatni uśmiechniętego chłopca. Nawet jeśli rzeczywiście mógł jej pomóc, to nie mogła go tym obarczać. Obiecała sobie więcej nie wplątać go w swoje problemy i tak zamierzała postąpić. Jest jedna droga by się obudzić i ze wszystkim sobie poradzić. Znów zapomnieć…
Pogrzebie w sobie wszelkie uczucia, które do niego żywi. Poradzi sobie. Już raz to zrobiła. Zakopie głęboko wspomnienia z ostatnich kilku dni. Zapieczętuje znów wszystko, co sprawiało jej ból. Jakby nic nigdy się nie stało. Będzie bezpieczna. Oboje będą. A ona zrobi wszystko, by nigdy nie odkrył, jak bardzo go ceni. „Jest moim skarbem. Pielęgnowanym w tajemnicy. Nikt nigdy się o nim nie dowie.”
Ułożyła lewą rękę na sercu i zamknęła oczy. ,,Tak będzie najlepiej." Kiedy je otworzyła, leżała już na łóżku w swoim pokoju. Zamrugała zaskoczona, lekko zdezorientowana, próbując poskładać myśli. Nie rozumiała przez moment, co się wokół niej dzieje. Arata siedział obok niej, trzymając jej rękę i mamrocząc coś pod nosem. Zarumieniła się jak piwonia na wspomnienie nocy, którą spędzili razem. Został z nią? To ci niespotykane, ale nie powinna sobie robić żadnych nadziei. Przegoni go zanim ktoś wejdzie do pokoju i ich nakryje. „Proszę, proszę, żeby tylko nikt się nie zorientował.” Powtarzała w myślach jak modlitwę i gwałtownie usunęła rękę, którą trzymał.

- Arata natychmiast wyłaź z mojego pokoju. Baranie, pomyślałeś o tym, co będzie, jeśli ktoś nas nakryje?! To byłby koszmarny cios dla mojej reputacji. No już, czmychaj przez okno czy jak tam tu wszedłeś. Nie jesteśmy przyjaciółmi, tylko rywalami, więc nie próbuj się ze mną więcej spoufalać w ten sposób, ok? Przyznaję, że przydałeś się jako grzejnik, ale ani myślę ci pozwolić na to po raz kolejny. Nie myśl sobie też, że tak łatwo odpuszczę ci chochlika. Kiedyś cię dorwę i nazwiesz mnie swoim mistrzem. No już, co ty tutaj jeszcze robisz, siedząc sobie w najlepsze z tą głupią miną? Ogłuchłeś czy jak? Może mam coś na twarzy…? – Spojrzała na zegarek. – Uaaaa! Znowu jestem spóźniona! Durniu mogłeś mnie chociaż obudzić jak już postanowiłeś zostać tu na noc, nie uważasz? Nie wiem co tam za zaklęcie mruczałeś przed chwilą, ale na pewno nie była to godzina. Do licha, spóźnię się na zajęcia. Boże jakie to żenujące spać tak głęboko i zapomnieć o lekcjach… No co ty tu jeszcze robisz?! Wynocha, muszę się ubrać i ani myślę robić tego w twojej obecności, R-O-Z-U-M-I-E-S-Z? Won!

Od Araty do Lily

Obudziłem się, wystawiłem głowę zza kołdry i spojrzałem przez okno. Był ranek. Słońce dopiero zaczynało wschodzić. "Czyli trochę sobie pospałem, huh?"
- Nie trochę, a praktycznie cały dzień. Jak się czujesz? - Spytała Sora, która siedziała na parapecie.
- Lepiej niż wcześniej. A co z Lily?
- Jest w śpiączce, płacze przez sen, mamrocze coś. Niby wszystko jest dobrze i powinna się już obudzić, ale tak jakby... Jakby sama tego nie chciała. - "Czyli to nie był zły sen, tylko prawda. To na pewno przeze mnie Lily jest teraz w takim stanie. To moja wina. Naśmiewałem się z niej i zawsze robiłem jej głupie kawały, zamiast wprost powiedzieć to, co czuję. Bawiłem się nią, a teraz muszę za to zapłacić..." - Mój potok myśli przerwała Sora.
- Wiesz czemu za tobą podążam zamiast szukać kogoś potężniejszego? - Usiadła obok mnie na łóżku.
- Nie.
- Bo tylko ty zawsze walczysz o swoje i nigdy nie poddajesz się mimo przeciwności losu. Przeciwnik może być od ciebie sto razy silniejszy, ale ty i tak staniesz do walki.
- Jak to się niby ma do obecnej sytuacji?
- Co się stało, to już się nie odstanie. Ale nigdy nie jest za późno, by naprawić swoje błędy. Król potrzebuje królowej. Kochasz ją przecież od zawsze.
- Ale ona mnie nienawidzi! - Przerwałem Sorze. Nie mogłem już słuchać jej gadania. "Lily mnie nienawidzi. Taka jest prawda i nic tego nie zmieni. Tym bardziej teraz, po tym wszystkim co się stało..."
- Miłość często można pomylić z nienawiścią. Co jeśli ona też cię kocha? Co jeśli czeka na ciebie? Idź do niej i powiedz jej prawdę. Powiedz to, co naprawdę czujesz. - "Nawet jeśli Sora nie ma racji, to powinienem tam pójść. Nie.. Ja muszę tam iść, muszę powiedzieć prawdę. Nigdy nie jest za późno by wszystko naprawić." - Wstałem z łóżka, założyłem swoje ciuchy i wyszedłem z pokoju. W tym samym momencie przypomniały mi się słowa ojca
"Idź i zrób to, co uważasz za słuszne. Pokaż wszystkim co czujesz i jaki naprawdę jesteś. Pokaż światu moc Smoczej Duszy. Pokaż im, kim dokładnie jest Arata Silvermoon!"
"Kto by pomyślał, że ten staruszek kiedyś będzie miał rację...?" - Przed pokojem pielęgniarki stało dwóch strażników.
- Przykro mi. Wstęp tylko dla personelu lub rodziny. - Powiedział jeden z nich, gdy próbowałem wejść do pokoju.
- Kto wydał takie polecenia?
- Pan Lucas Mortis. Jeśli chcesz przejść, musisz z nim rozmawiać.
- Panowie chyba nie wiedzą kim jestem. Nazywam się Arata Silvermoon i jestem przewodniczącym samorządu uczniowskiego. Musicie więc zrozumieć, że do moich obowiązków należy sprawdzenie stanu mojej wiceprzewodniczącej. W końcu wszystkie występy, apele i bankiety potrzebują zostać zorganizowane, a Lilian w normalnych okolicznościach byłaby dużą pomocą. Muszę wiedzieć, czy będzie w stanie wyzdrowieć na tyle, by wypełnić swoje obowiązki. - Odpuścili i otworzyli mi drzwi. ,,Co za bzdura, jakbym kiedykolwiek się tym przejmował. Zresztą nieważne, kupili to."
Lily spała normalnie na łóżku, ale w głębi serca czułem jak cierpi. Usiadłem koło niej, złapałem za rękę i powiedziałem do niej łagodnym tonem. - Proszę obudź się. Bez ciebie nie mam sensu dalej żyć. Przepraszam, że robiłem ci takie kawały, za to ile musiałaś przeze mnie wycierpieć. Robiłem to wszystko, bo nie wiedziałem, jak powiedzieć ci prawdę. Lily, ja cię kocham. Więc proszę, nie zostawiaj mnie samego. Błagam.

sobota, 13 lutego 2016

Od Jonah.

Walka była naprawdę trudna. Jednak z determinacją do wygranej udało im się zwyciężyć. Jonah już prawie został pokonany, na szczęście Liam użył całej swojej energii, aby wytworzyć lodową burzę. Niestety, miało to także negatywne skutki. Chłopak będzie musiał długo odpoczywać, żeby znów być zdolnym do walki.
Białowłosy nie został w punkcie medycznym zbyt długo, ponieważ obrażenia, jakie otrzymał podczas pojedynku były łatwe do opatrzenia. Od razu kiedy tylko stamtąd wyszedł, skierował się na trybuny. Chciał obejrzeć pozostałe walki, a przy tym poznać silne i słabe strony swoich kolejnych przeciwników.
Kiedy zasiadł na jednym z krzeseł i zajął się obserwacją, okazało się jednak, że nie będzie to takie łatwe. Wszystko działo się o wiele zbyt szybko, żeby choćby ogarnąć to wzrokiem, a co dopiero zrozumieć, więc podliczał tylko kryształy osób walczących na arenie. Wszyscy radzili sobie znakomicie, ledwo można było dostrzec przewagę którejkolwiek ze stron.
Nagle arena została zakryta przez zasłonę dymną, więc nie widział kluczowego momentu pojedynku. Kiedy w końcu zaczęła ona opadać, zobaczył, że nikt z walczących nie ma już kryształu. Jednak z tego, że Arata i Lily nie byli zdolni do walki wywnioskował, że w następnej rundzie zmierzą się z Riuuk i Lucasem.
Już po chwili pędził w stronę punktu medycznego, żeby przekazać wyniki bratu. Musi w końcu wiedzieć, z kim będą się mierzyć.

Od Lily do Araty

Ujrzała przed sobą ciemność. Chciała otworzyć oczy, ale nie potrafiła. Zupełnie jakby coś ciągnęło jej podświadomość w dół. Jakby nie pozwalało jej się obudzić. Wiedziała, że śpi, ale jednocześnie była jakaś nieobecna? Półprzytomna? Cóż, chyba można tak powiedzieć. Zdawała sobie sprawę z obecności otaczających ją ludzi. Słyszała szept Riuuk, choć nie potrafiła zrozumieć słów. Czuła dodającą otuchy, ciepłą dłoń na swej zimnej… „To pewnie Lucas.” Pomyślała, słysząc przeganiających go medyków. Uśmiechnęła się w swoim śnie. Ten idiota, zawsze wiedział, kiedy go najbardziej potrzebowała.
Dryfowała w tej ciemności. Ale nie szukała szalupy. Przestała walczyć. Właściwie nie chciała się budzić. Czuła się bezpieczna tam, gdzie była. Po co wracać tam, gdzie nikt jej nie docenia? Hmmm, nie docenia? Źle. Tam, gdzie ona jest do niczego. 
Lucas poradzi sobie bez niej. Zawsze sobie radził. Arata w końcu zacznie wypełniać swoje obowiązki… W tej szkole nie było nikogo, kogo obeszłaby jej nieobecność. Kilkoro przyjaciół, których zyskała gdzieś po drodze? Ilu z nich znała? Ilu potrafiła podać ulubiony kolor? Hmmm, może nawet jej matka będzie szczęśliwsza? Przez chwilę Lily obawiała się o medyków odnajdujących jej rany. Magia powinna je już dawno wyleczyć, ale co jeśli nie? Lucas pewnie się tym zajął. A zresztą dlaczego to takie ważne? Nie miała już dłużej powodu by je chować, ani by wracać. Właśnie wtedy zdała sobie sprawę, że w istocie nikt jej nie potrzebuje. Może zawsze znajdowała sobie nowe zajęcia by o tym nie myśleć? To takie… Smutne.
Ciemność jest dobra, chroni ją.
Lily oglądała urywki swojego życia. Dobre i złe wspomnienia nawiedzały ją jedno po drugim. O niektórych dobrych zdążyła zapomnieć. Niektóre złe udało jej się zablokować i teraz na nowo je przeżywała. Czasem się uśmiechała. Innym razem kuliła się ze strachu, lub krzyczała o pomoc, choć nikt jej nie słyszał. Nigdy nikt jej nie słyszał. Próbowała uciec, wyrwać się, ale iluzje nie kończyły się na zawołanie. Przeżywała koszmar za koszmarem. Czy ona naprawdę to przetrwała? Pogubiła się. Czy tak czuły się osoby w śpiączce? Czy też nie szukały drogi powrotnej? Jakoś nie widziała w tym sensu. Bo po co być? Po co istniała?
Przypomniała sobie wszystkie komentarze. Nie jesteś dość dobra. Nie uczysz się dość szybko. Jesteś zbyt rozpieszczona. To wszystko twoja wina… A to tylko niektóre z nich. W sumie te jej tak bardzo nie raniły. Wystarczyło znów dawać z siebie więcej. Wymagać od siebie więcej. Pamiętała pierwszy raz, gdy matka ją uderzyła. Miała wtedy może siedem lat?

Matka Rosie zasiada w Radzie. Potrzebowaliśmy jej głosu, aby nowe zasady weszły w życie, a ty nie potrafiłaś nawet przekonać smarkuli by jej matka nas poparła. Mówiłam ci, że ma cię polubić! Jak tępa może być osoba w twoim wieku? Bo w moich oczach bijesz wszelkie rekordy. Jesteś beznadziejna. Niedobrze mi się robi kiedy pomyślę o tym, że jesteś moim dzieckiem… A może nie jesteś? Moja córka nie przyniosłaby mi takiego rozczarowania. Wyrzutek, jak śmiesz pokazywać się w moim domu!

Matka uderzała nieprzerwanie i gdzie popadnie. Śmiała się, jakby bicie córki przynosiło jej ulgę. Być może wtedy postanowiła się na nich wyładowywać? A więc cierpienie Lucasa to też jej wina. To było do przewidzenia.
Matka zdawała się nie zauważać siniaków, jakie „cudowna Rosie” zapewniła jej po całym dniu „zabawy”. Ale mała Lily dzielnie się trzymała. Znosiła całe to upokorzenie od rana. Nie płakała. Dawała stąpać dziewczynce po swojej dumie i kościach, bo tak bardzo zależało na zadowoleniu rodziców.
Uśmiechnęła się smutno. To nie był ostatni raz, kiedy jej starania na nic się nie zdały.
Wspomnienia nadchodziły falami. Coraz gorsze, a chwile ulgi były coraz bardziej ulotne. Zgubiła już rachubę wypłakanych łez, nawet nie miała już siły płakać. Tyle bólu. Właściwie co ją trzymało przez te lata? Dlaczego wcześniej nie usnęła? Mogła to tak łatwo zakończyć. Tak wiele lat agonii i cierpienia...

Nie potrafiła krzyczeć. Jej umysł już dawno stał się odrętwiały. Przestała rozróżniać kolejnych gości. Ignorowała Rafaela, gdy próbował do niej sięgnąć. Skrzyczała Michaela, gdy podjął inicjatywę, by podzielić jej ból. Oni i tak wiedzieli. Od dawna z nią byli i przeżywali wszystko razem. Po prostu stracili nadzieję na to, że znajdą sposób by jej pomóc. Więc zamilkli. Jak zawsze.
Czy płakała naprawdę? Czy inni słyszeli jej krzyki? A może znów nie była w stanie nic wykrzyczeć? Może nawet szept nie wyszedł z zaciśniętych ust? A czy to miało znaczenie? I tak do nich nie wróci... A przynajmniej tak myślała.
Bo właśnie wtedy go zobaczyła. Na początku był jakiś zamazany. Nie mogła też rozróżnić słów, które wypowiadał. ,,To nie Lucas, więc kim jest ten mały chłopiec?" Nie pamiętała go. Więc skąd mógł się tam wziąć?
Jak mogła go zapomnieć? Jest taki ciepły i radosny. Nic jej to nie mówiło. A jednak, z jakiegoś powodu, zakopała to wspomnienie tak głęboko w pamięci, że nawet teraz ciężko jej było je wydobyć. Krótki przebłysk, ułamek sekundy, którego uchwyciła się kurczowo.
,,No tak, był moim najwspanialszym skarbem. Gdyby ktoś się dowiedział, to by mi go odebrali. Jak wszystko co kiedykolwiek dawało mi radość. Mówili, że na nic nie zasługiwałam... Ale ja go potrzebowałam. Nie mogli się o nim dowiedzieć. O tym, że potrafi mnie uszczęśliwić. Ani o tym, jak bardzo go cenię. On mnie nigdy o nic nie pytał, ale był tam dla mnie. Z tym szerokim uśmiechem i otwartymi ramionami. Był wtedy, gdy inni nie mogli. Bo nikomu innemu nie pozwalałam się dotknąć..."
Nigdy mu nie powiedziała. Nie zdradziła prawdy o tym, co przeżywa. Czy uciekłby gdyby znał prawdę?

Ahhh, teraz już pamięta. Była już na skraju wyczerpania. Chciała powiedzieć sobie dość, kiedy zaczęła pierwszy rok nauki w Akademii. Jako jedyny próbował poznać ją bliżej. Nie przyjmował jej maski ,,panny idealnej". Pozwalał jej płakać bez przyczyny. Pamiętała uśmiech tego chłopca... Ale dlaczego jest on taki znajomy? Jego wyciągniętą dłoń, którą chwytała z ufnością, bez namysłu i szczery uśmiech. Zdawał się ją znajdować zawsze, gdy tylko staczała się na dno. Dokuczał jej i odciągał od nieprzyjemnych wspomnień. 
Nienawidziła go, ale czy to prawda? Czy może go kochała? Nie była pewna. Czy można kochać człowieka, którego nienawidziła przez pół życia? Był jej ostoją, bezpieczną przystanią, latarnią prowadzącą do portu. A ona za wszystko go obwiniała. Zapomniała nawet o tym, jak bardzo była mu za wszystko wdzięczna. Czy ktokolwiek wybaczyłby takiej kretynce? Komuś, kto ma oczy, a nie widzi prawdy przed sobą?
Może już od dawna jej nienawidzi? Tak pewnie byłoby lepiej. Gdyby po prostu udawała, że nic się nie zmieniło. I tak właśnie postąpi. Bo on nie zasługuje by go wykorzystywała. By znów wciągała go w swoje gierki. Czuła, że znów po policzkach spływają jej łzy. Pamiętała to, co kiedyś powiedział. ,,Nie waż mi się nigdy więcej wstrzymywać łez, bo nienawidzę tego. Czasem dobrze jest sobie trochę popłakać..." I jeszcze nigdy nie pragnęła tego tak mocno jak teraz.
- Arata… Ja... Przepraszam…  Tak mi przykro... - Spojrzała na iluzję. Na tego urwisa przed nią. W końcu rozpoznała ten uśmiech. Po raz pierwszy od dawna nie czuła nienawiści. Nie było tam frustracji ani zazdrości. Nie obwiniała go za nic. Była zła, ale nie na niego. Zła na siebie. Za to, że tego nie zauważyła wcześniej. I za to, że zmusili ją by o nim zapomniała... Zapomniała o swoim największym skarbie...

Od Riuuk

- Co do jasnej cholery?! - Wrzasnęła wściekła - co on sobie wyobraża?! - Wszyscy odsunęli się ze strachu od tablicy informacyjnej przed areną. Riuuk warknęła jeszcze kilka niezrozumiałych słów i odwróciła się gwałtownie. Tłum ciekawskich i wszelkiego rodzaju gapiów odskoczył. Nikt nie miał najmniejszej ochoty wchodzić jej w drogę. Skierowała się w stronę akademika. Musiała jak najszybciej zacząć się przygotowywać do finałowej rundy. ,,Jako jedyna nie chciałam przejść dalej, jako jedyna kompletnie miałam to w dupie! Jako jedyna wręcz specjalnie dałam się pokonać! Tyle nędznych ścierw walczyło o to do ostatniego tchu i akurat ja musiałam się tam dostać. Arata!!! Dopadnę cię ty podstępny pomiocie!"
Po drodze odwiedziła jeszcze Lilian. Biedna dziewczyna, nie wyjdzie z tego zbyt szybko. Zostawiła jej mały prezent i popędziła do swojego pokoju. Zdążyła się do niej zbliżyć. Szkoda, naprawdę szkoda.

Rzuciła torbę na łóżko i rozpoczęła przygotowania. Wszystkie szafki pootwierane, wszelakiej maści ostrza rozrzucone na stole, różne przyrządy poukładane na biurku. Nagle, na jednej z półek, z której pościągała kolorowe fiolki, miejsce zajął Kot. Zamiałczał znacząco i położył się na zakurzonym drewnie. Szybko podniósł się z dezaprobatą i zeskoczył na łóżko. Wytarł się w narzutę i usiadł na rzuconej tam książce. 
- Mogłabyś tam czasami sprzątnąć - warknął - moje wspaniałe futro zostało skalane tym okropnym kurzem. - Machał nerwowo ogonem bijąc nim w twardą okładkę książki. 
- Siedź cicho albo wyjdź. - Warknęła - dobrze wiesz, czemu jestem zła. 
- Skoro zaszłaś już tak daleko, czyż nie szkodą byłoby zmarnować taką szansę? Nie pozwolę ci się teraz wycofać, widocznie jest ci to przeznaczone.
- Kocie, wierzysz w coś takiego jak przeznaczenie? - Odwróciła się i przysunęła do niego.
- Niezbadane są kręte ścieżki ludzkich losów. Jednak pamiętaj, że nic nie dzieje się przypadkiem. Nie ma takiego czegoś jak przypadek. Wszystko jest z góry zaplanowane - uśmiechnął się i obrócił w stronę otwartego okna. - Jak myślisz? Czy trafiłaś tutaj przypadkiem? Czy ja jestem tu z tobą przypadkiem? - Jego oczy błysnęły - czy kobieta w niebieskich włosach i ciemnobrązowym płaszczu siedziała przypadkiem w miejscu, z którego mogła cię obserwować z najlepszej perspektywy? - Jej wzrok pogrążał się w jego oczach. Miała wrażenie, że zaraz w nich zatonie. Nagle ją ujrzała. W cieniu stanowiska komentatorskiego, prawie niezauważalna, siedziała kobieta. Jedyne co ją wyróżniało to długie, niebieskie, wręcz chabrowe włosy. Posłała w stronę dziewczyny uśmiech. Okropny uśmiech, pełen nienawiści. Dreszcz przebiegł jej po plecach. Kiedy w końcu się otrząsnęła, już jej nie było. Zniknęła, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Wróciła więc do poprzednich czynności. Męczyły ją pewne pytania, na które nie znała i prawdopodobnie nie pozna odpowiedzi. Dlaczego? Bowiem od tajemniczej kobiety biła obca, potężna aura, wręcz wyczuwalna w powietrzu. Czuła ją, mimo dzielących je odległości. Dlaczego nikt nie reagował? Nikt inny tego nie czuł? Zimno, lód, nieopisany chłód... Znowu ogarnęły ją dreszcze. Postanowiła zatracić się w przygotowaniach i zapomnieć o wszystkim. Choć na krótką chwilę. 

Od Araty do Lily

"To koniec." - Pomyślałem i odesłałem księżniczkę z powrotem do serca, ledwo stojąc na nogach. Lily upadła na kolana, a z jej oczu zaczęły lecieć łzy.
"Wybacz Lily, nie chciałem walczyć, ale przegrać też nie mogłem." - Dziewczyna osunęła się cała na ziemię i w tym samym momencie cała arena pokryła się ciemnym dymem.
"- To nie zaklęcie. Uważaj na siebie - powiedziała Sora.
- Co?! To co to mogło być?
- Eliksir, może wywołać zasłonę dymną. Ale po co magowi eliksir? Skąd ona to wzięła...?" - Usłyszałem świst ostrzy przecinających powietrze.
- Padnij! - Przewróciłem Sorę i razem upadliśmy na ziemię. Poczułem, jak coś wbija mi się między żebra. Jednocześnie coś zniszczyło mój ostatni kryształ. "Gwiazda, kto by się spodziewał. Dlatego wyglądała na taką pewną siebie. Czyli od samego początku było trzech na jednego. Chyba pora schować dumę i ponieść klęskę z godnością.
- To nie w twoim stylu.
- Wiem, ale dużej już się nie utrzymam. Chyba jeszcze nie mam na tyle mocy by swobodnie kontrolować księżniczkę.
- Zakończmy to chociaż, w wielkim stylu.
- Czyli tak jak zwykle."
Mgła opadła, kompletnie osunąłem się na arenę, spoglądając w stronę Riuuk. - "Kiedyś ci za to odpłacę, ale teraz czas na moje zakończenie..." W stronę Lucasa poszybowały lodowe kolce, które zniszczył jego kryształy. "Remis, ale zdaje się, że tylko tamta dwójka będzie w stanie walczyć w następnych rundach. Wątpię byśmy z Lily mogli dalej walczyć." Tak wyczerpany w końcu zemdlałem. Obudziłem się dopiero w swoim pokoju, leżąc obolały na łóżku.
- Co się stało? Ał! - Poczułem przeszywający ból między żebrami, gdy próbowałem wstać.
- Leż - powiedziała Sora - Nie wydobrzałeś jeszcze. Jakby na to nie patrzeć, straciłeś większość swojej energii w tej walce. To było dość nieodpowiedzialne z twojej strony. - Upomniała.
- Ta, wiem. A co z Lily?
- Z nią jest trochę gorzej. Ran fizycznych nie ma żadnych, medycy się tym zajęli, ale....
- Co ale?
- Psychika jej trochę wysiadła. Lekko mówiąc. - "Co? Lily ma problemy z głową? Ale przecież to nie możliwe. Ona, osoba lepsza ode mnie we wszystkim? Przecież coś bym zauważył przez tyle lat razem... Ale czemu, jak to mogło się stać? Przecież wszystko jest idealne w jej życiu. Zaraz... Może z jednym wyjątkiem... A co jeśli to moja wina? Zawsze sobie z niej żartuję, może to to? Ale na serio?
- Możliwe, ale jeśli to wywołałeś, to musisz to także naprawić.
- Wiem. Musi być źle skoro nawet ty tak mówisz... Właśnie, co z innymi?
- Wszystko w porządku. Ustalono, że to oni będą toczyć następne rundy. Dokładnie tak, jak przewidziałeś. - Gdy usłyszałem już wszystko, schowałem się pod kołdrę. "Co jeśli ona mnie znienawidzi. Nie chcę tego. W końcu jest dla mnie kimś ważnym..." Nie mogłem poukładać myśli w głowie, ale po kilku dłużących się niemiłosiernie godzinach, w końcu udało mi się usnąć...

Informacja od adminów

W związku z naszym powrotem chciałabym napisać:
hehehehszki wracamy z wielkim hukiem i błyskiem metalowych ostrzy. Jeszcze więcej trucizn, intryg i wszelkiego rodzaju odkryć z mojej strony. Kot również ma jeszcze wiele tajemnic... Kto wie co może się wydarzyć i co kryje ten mały drań...?


                                                                                                  ~ Riuuk i Kot
                                                                    
A więc wracamy. Po długiej przerwie pełni weny i energii, chcąc poznać więcej przygód naszych drogich postaci. Nie zdradzę wam kto z kim i co o czym, ale mamy mnóstwo pomysłów na dalszy rozwój historii i liczymy na to, że będziecie z nami. Dzięki wszystkim, którzy nas wspierali i dziękuję autorom, którzy postanowili raz jeszcze pisać na blogu, jesteście wielcy!
A więc bez dłuższego gadania z mojej strony: Odkryjmy jeszcze więcej sekretów tego magicznego świata fantasy :)

                                                                                                  ~Lily z Lucą ♥

                                                                          ***
Ze strony intro to tyle, mamy jeszcze tylko do przekazania istotną informację. Po turnieju zmieniamy koncepcję czasową bloga. Jak zapewne zauważyliście, autorzy piszą posty w tych samych ramach czasowych, przez co zamknęliśmy sobie pewne drogi. Dlatego też po zakończonym turnieju nie będziemy się trzymać żadnych ram czasowych. Będziemy jedynie opisywać nasze przygody, czasem pisząc z kilkoma osobami na raz, gdzie nasza postać jest w kilka różnych miejscach. Mamy nadzieję, że wam się spodoba ten nowy pomysł. Trzymajcie kciuki!
                                                                                                ~Zespół bloga Ostatnie Zaklęcie