Siedziała przez moment odrętwiała, ale im więcej o tym
myślała, tym mniej widziała sensu w całej historii. Rozejrzała się dookoła.
Żadnych uczniów. Ani jednej osoby na placu. Nawet w trakcie lekcji jest to
widok rzadko spotykany. Usłyszała okrzyki zachwytu i wiwaty. „Skąd one mogą dochodzić?”
Ruszyła za dźwiękiem i już po chwili dostrzegła arenę.
Zaciekawiona podeszła do tablicy informacyjnej. Zdziwiona wpatrywała się w
swoje nazwisko. – To przecież…! – Odwróciła się i wpadła na kogoś, przewracając
po drodze ich oboje. Próbowała podnieść się z nieznajomego, ale zdaje się, że
skaleczyła sobie kolano. – Um, przepraszam najmocniej… Zaraz, ha?! Dante? Co ty
tutaj robisz o tej porze? – Zapytała, zerkając na „swoją niedoszłą ofiarę”.
- Ugh… Przepraszam za skradanie, Lily. Po prostu zobaczyłem
cię z najwyższego poziomu trybun i… No więc walka była dość wyrównana… W każdym
bądź razie, chciałem się tylko przywitać. Nie spodziewałem się tylko, że
odwrócisz się tak nagle, zupełnie bez powodu. – Uśmiechnął się, przeczesując
nerwowo włosy palcami. Był całkiem… Uroczy? Zresztą zawsze był uroczy.
- W porządku, to twoja wina. – Przyznała mu rację, kiwając
głową z poważnym i srogim wyrazem twarzy. – W ramach przeprosin możesz mi
powiedzieć, o co chodzi z tą arenę? I dlaczego nikogo nie ma na Placu Głównym? Dopiero
wyszłam z akademika, bo zaspałam na zajęcia – „Ani myślę wspominać mu o Aracie.”
- i nie bardzo orientuję się w sytuacji… Był jakiś event, o którym nie wiem?
- Dobry żart Lily. Ale może najpierw wstańmy zanim ludzie
zobaczą nas w tej „niekomfortowej” pozycji? Domyślam się, że wolisz uniknąć
skandalu… - Nie musiał jej tego mówić dwa razy. Czmychnęła czym prędzej,
przewracając się na plecy przy okazji. Chłopak zaśmiał się, wstał i jak
przystało na dżentelmena, podał jej dłoń. Przyjęła ją, choć odsunęła się na
bezpieczną odległość gdy tylko stanęła znów na nogach.
- Okej, a teraz przestań grać ze mną w kulki i powiedz, o co
chodzi z tym turniejem. I dlaczego u licha zostałam zgłoszona, a nikt po mnie
nie przyszedł? – Zapytała tonem domagającym się odpowiedzi na pytanie.
- Oj no nie żartuj Lily! – Spojrzał na jej poważny wyraz
twarzy i bezsilnie westchnął głęboko. – Okej, zagram z tobą w tą grę. Właśnie
na arenie rozgrywa się finał turnieju urządzonego w naszej szkole. Byłaś jedną
z zawodniczek. W ćwierćfinałach walczyłaś z bratem przeciwko Aracie i Riuuk.
Nie do końca wiadomo co się stało, walka była szalona na maksa, dużo wysoko
levelowych zaklęć mierzyło się ze sobą. Dodaj do tego zawrotne tempo i wiemy
jedynie, że na koniec walki nie było nikogo z ocalałym kryształem. Ciebie i
Aratę odznaczono jako niezdolnych do walki, stąd to dziwne sparowanie finałów…
- Czekaj, czemu dziwne? – Weszła mu w słowo zaintrygowana.
Mgliście przypomniała sobie Aratę, który wspominał coś o wspomnieniach…
Zabawne. Wiele rzeczy zaczynało nabierać sensu. Być może uderzyła się w głowę
podczas turnieju i straciła pamięć? W sumie pasowało do obrazka. No i straże
przed jej pokojem…?
- No bo wiesz, w sumie wiele osób dotowało na walkę między
rodzeństwami! – Kontynuował rozentuzjazmowanym tonem jak na dziennikarza
przystało. Zdawał się nie zwracać uwagi na to, że mu przerwała. – Wyobraź sobie,
że Jonah Brynn, ten cichy koleś z gołębicy, ma na tym samym wydziale starszego
brata, o którego istnieniu nawet nie wiedział! Ogarniasz? Mijać się z
rodzeństwem na wspólnym korytarzu kilka lat i nawet o tym nie wiedzieć? Dlatego
teraz cała szkoła o tym huczy. Zwłaszcza dziewczyny. To przecież historia
wprost z dobrego wyciskacza łez! Zamierzam też napisać na ten temat artykuł. Może
nawet dostanę coś na wyłączność. – Zaczynał gubić wątek, ale pozwoliłam mu na
to, słysząc ten rozmarzony głos. Dobre historie zawsze go pasjonowały. To jedna
z rzeczy, które w nim lubiłam. – No więc ten drugi jest dość sławny, Liam Brynn,
słyszałaś może o nim? No więc liczyliśmy na jakąś heroiczną walkę, pokaz
miłości braterskiej… I siostrzanej oczywiście. – Dodał szybko, nie chcąc
tworzyć nieporozumień. – Ale nic z tego nie wyszło, bo wypadłaś z gry
przedwcześnie. Serio szkoda. Ale tyle cię ominęło! Może następnym razem…?
Pokiwała głową pogrążona w myślach. – Znam troszkę Jonaha,
mogę cię przedstawić. O rezultaty jednak musisz sam zadbać. – Potrząsnął jej rękami,
nie mogąc pohamować radości. – Ale nic nie obiecuję! – Ostrzegła go z góry, by
później się na niej nie wyżywał.
- Wiem, wiem, jesteś moim aniołem. – Kiwał głową
energicznie, ale wiedziała, że myślami już jest w trakcie pisania artykułu.
- I lepiej o tym pamiętaj następnym razem! – Zaczęli się
śmiać na oczywisty przytyk w jej wypowiedzi. Brakowało jej tego. Tego śmiania
się bez umiaru.
- Hej, coś cię trapi? Nie wyglądasz za dobrze. Hmmm…
-Wyglądało na to, że zaczął coś podejrzewać. Odpowiadało jej, że wziął ją
amnezję za żart i postanowiła to utrzymać.
- Nie, wszystko w porzą… - Urwała widząc nadbiegającą Sorę. „Eh?
Co ona tu robi?”
- Lily, musisz ze mną pilnie iść. – Powiedziała, łapiąc ją
za rękę. - To ważne. – Dodała widząc, że
się opiera.
- Wybacz, wygląda na to, że to coś nagłego. Zgadamy się w
sprawie artykułu, obiecuję! – Krzyknęła do Dantego i ostatecznie pobiegła z
Sorą.
- Zapamiętane i zanotowane! Lepiej nie próbuj się wycofać! –
Odkrzyknął z uśmiechem, po czym dodał. - Dowiem się, co jest nie tak kwiatuszku.
Wiesz dobrze, że możesz na mnie polegać, więc dlaczego wciąż mnie odpychasz od
siebie? I tak będziesz moja, więc na razie pozwolę ci odejść. – Dodał do siebie,
wpatrując się w niknącą na horyzoncie sylwetkę. W jego oczach zabłysło przez
moment coś mrocznego, coś czego Lilian nigdy nie pozwolił dostrzec. – Złapię cię
wtedy, gdy będziesz w największym dole i wtedy już mi nie uciekniesz. Przyjdziesz
do mnie, a czy złamana czy nie, zależy już tylko od ciebie.
Ale Lily nie słyszała całej reszty. Zdążyła już zapomnieć o
całym zajściu. W jej oczach były tylko zdenerwowanie i niepewność. – Sora o co
chodzi?! Co się stało? Nie mam czasu na kolejne głupie gierki Araty rozumiesz?
Zaczynam mieć was serdecznie dość, jesteście bardziej upierdliwi niż zwykle. Sora
niespodziewanie zatrzymała się i Lily o mały włos na nią nie wpadła. – Hej, nie
zatrzymuj się tak bez ostrzeżenia, mogłam na ciebie wpaść!
- Szczerze mówiąc Lily momentami naprawdę ciężko z tobą
wytrzymać. Bywasz taka głupia, że zastanawiam się, co Arata w tobie widzi. Nie
interesuje mnie, co o nas myślisz, ale teraz Arata jest w kłopocie przez
ciebie, więc ty go z niego wyciągniesz. – Odetchnęła by się uspokoić i
uśmiechnęła się smutno. – On jeszcze nigdy nie poświęcał nikomu tyle uwagi co
tobie. Był naprawdę załamany kiedy obwiniał się o twoją śpiączkę, a później
amnezję, więc odpuść mu przez chwilę i zastanów się, co takiego ty dla niego
zrobiłaś. Może i nie ma najlepszego charakteru, jest trochę dziecinny i ucieka
przed swoimi uczuciami, ale jest także odważny, zdeterminowany i wrażliwy!
Spróbuj czasem spojrzeć pod jego maskę i zrozumieć go tak naprawdę! Proszę…
Ostatnie słowa Sory wypowiedziała szeptem, tak błagalnym
tonem, że krajało się serce. Jakby zbiła jakąś szybę, barierę, którą Lily wokół
siebie zbudowała, dziewczyna poczuła ogromne wyrzuty sumienia. „Czy Sora ma
rację? Czy naprawdę zachowałam się wobec niego niesprawiedliwie? Co się
wydarzyło w tym czasie, kiedy byłam w śpiączce?” – Powiedz mi, co się stało. –
Powiedziała w końcu wzdychając ciężko. Niełatwo jej było przyznać się do błędu,
ale chyba rzeczywiście była coś Aracie winna. Nawet jeśli rano sobie z niej
żartował, to wciąż miała ochotę uśmiechać się jak głupia na samo wspomnienie.
- Twoi strażnicy pod komendą Lucasa złapali go i aresztowali
za rzekome szkody jakie ci wyrządził. Obarczają go winą za cały wypadek podczas
turnieju i twoją śpiączkę… Słuchaj rozumiem, że Arata czasem przesadzał i
przekraczał granice, ale naprawdę mu przykro, nie spodziewał się, że doprowadzi
cię do takiego stanu, więc… Pomóż mu, dobrze?
- Ale ja naprawdę nie pamiętam co się stało! Musiałam się
uderzyć w całej tej chaotycznej walce i stracić pamięć, więc jak niby mam mu
pomóc?! – Zapytała sfrustrowana, kręcąc głową. Nie zauważyła nawet, kiedy
dotarły na miejsce. Strażnicy właśnie wnosili nieprzytomnego chłopaka do
teleportera. „Ci idioci! Przecież wszyscy wiedzą, że teleportowanie
nieprzytomnych wiąże się z olbrzymim ryzykiem, Boże dlaczego on się nie budzi?!
” – Stać! Zatrzymajcie się natychmiast!
Strażnicy usłyszeli jej krzyk i odwrócili się w jej stronę.
Kiedy ją dostrzegli byli więcej niż zdumieni. Niestety nie byli to ci sami
strażnicy co ci z rana, bo sprawa byłaby znacznie prostsza. W dodatku, mimo
oczywistego emblematu, nie rozpoznawała ich z głównej rezydencji. – Czego tu
szukacie? Wracajcie do swoich spraw bachory, to nie piaskownica, a sprawa jest
poważna, przestańcie ingerować w nasza robotę!
Warknęli na nią, przekrzykując się jeden z drugim. „Ach tak?
Ja wam zaraz pokażę autorytet…” Pomyślała i momentalnie jej strój zmienił się w
jej osobisty, charakterystyczny strój kontrahenta wody. – Jak śmiecie mierne
płotki sprzeciwiać się pani domu, któremu służycie?! W imieniu kontrahenta z
domu Mortis, Lilian Freyi Mortis żądam abyście oddali tego człowieka w moje
ręce, gdyż tylko ja mam prawo go sądzić. – Spojrzała z satysfakcją na
trzęsących się mężczyzn, dostrzegając realizację w ich oczach. Byli skończeni
jeśli jej nie udobruchają. I wiedzieli o tym.
- Już panienko. Przepraszamy panienko. Panienka rozumie,
wykonywaliśmy tylko polecenia z góry. Pani matka… - Próbowali się bronić.
Wiedziała, że tak będzie, ale wargi jej zadrżały lekko na wspomnienie matki. „Co
ona miała z tym wspólnego?! Błagam Lucas, nie powiedziałeś jej, nie zrobiłeś
tego prawda? Proszę powiedz, ze to kłamstwo, proszę…”
Położyli Aratę na najbliższej ławeczce i kłaniając się jej
głęboko, oddalili się oddelegowani przez nią. Opadła wyczerpana na ławeczkę, a
jej strój zmienił się z powrotem. Ciężko dyszała, bo wciąż jeszcze nie
wyzdrowiała na tyle by używać swoich mocy w ten sposób. „To byli słudzy mojej
matki. Ona wie. Lucas, coś ty narobił…? Nie, nie czas teraz na to!”
- Arata, Arata odezwij się. – Spojrzała na jego regularny
oddech. Wszystko w porządku, a jednak z jakiegoś powodu się nie budzi. „Czyżby
go czymś naszprycowali? Znając jego temperament i metody mojej mamy to wielce
prawdopodobne…”
Użyła na nim zaklęcia detoksyfikacyjnego i już po chwili z
ulgą stwierdziła, że się wybudza. Niewiele myśląc złapała go za szyję i
przytuliła się do niego z ulgą. – Idiota, przestań mnie tak straszyć. W dodatku
dałeś się pojmać tym dwóm fretkom? Nie rozśmieszaj mnie! Nawet nie masz pojęcia
jak groźna była sytuacja jeszcze przed chwilą… - Urwała wciąż wtulona w niego. –
Przepraszam, ale wychodzi na to, że to, co nadejdzie nie będzie dla ciebie
łatwe. Spróbuję wszystko załatwić, więc niczym się nie przejmuj ok? Zaufaj mi,
zrobię wszystko żeby nic ci się nie stało…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz