poniedziałek, 15 lutego 2016

Od Araty do Lily

Budziłem się powoli, niemal ospale. Ale nie było to budzenie jak ze snu. Moje powieki były ciężkie, a ciało mnie nie słuchało. ,,Co się stało? Huh? Lucas, strażnicy, narkotyk, Sora... Co z Lily?!" Otworzyłem oczy szeroko i gwałtownie się podniosłem. Dopiero teraz dostrzegłem dziewczynę. ,,Nic jej nie jest, to dobrze." Wyglądała na trochę roztrzęsioną no i... Przytulała się do mnie? ,,Haaa? Jak to się stało? Naszprycowali mnie czymś? Dranie! Teraz nawet nie pamiętam jak to się stało!" Coś do mnie mówiła łamliwym głosem. Nie zajęło mi jednak długo ogarnięcie całej sytuacji.
- Nie zostawię cię samej z tymi problemami. Nie teraz, gdy w końcu wyznałem ci prawdę. Poza tym... Teraz to wszystko i tak zaszło za daleko. Nie możesz mnie w to wciągnąć, bo ja już jestem tego częścią, ok? - ,,Poza tym, wciąż muszę przywalić twojemu bratu. Rozumiem troskę, ale trochę przesadził! I żeby tylko trochę, gosz moja głowa... Głupie dragi." Jakby tego było mało, poczułem przeszywający ból w okolicy żeber - Auć! - Grałem twardego, ale to wzięło mnie całkowicie z zaskoczenia. - Chyba po turnieju jeszcze nie wydobrzałem. - Mruknąłem niezadowolony pod nosem. -Ten shuriken musiał się mocno wbić, skoro nadal mnie boli.
- Wybacz, to wszystko moja wina! Zaraz cię uleczę. Może nie całkiem, ale choć trochę pomogę. Tylko leż spokojnie i zaufaj mi, to nie będzie bolało! - Odsunęła się i położyła ręce na mojej piersi. Przez chwilę żałowałem utraty jej ciała przy swoim boku, ale już po chwili poczułem przyjemny chłód w miejscu bólu i odetchnąłem z ulgą. - Niewiele rozumiem z tej całej sytuacji, ale widzę wyraźnie, że nie zrobiłeś nic złego. To nie sprawiedliwe by tak cię traktowano! Tak mi przykro! Właściwie nie wiem, czym ja tu się próbuję usprawiedliwiać. - Pokręciła głową, mrucząc w przerwach krótkie zaklęcia. - Zawsze jesteś ode mnie lepszy i ja... Zdaje się, że nie mogłam tego znieść. Zaczynam kojarzyć pewne fakty, choć większość rzeczy wciąż jest dla mnie niezrozumiała. Chciałam... Po prostu pokazać ci, że należy brać mnie na poważnie. Chyba chodziło o to, że jestem dla ciebie godnym przeciwnikiem. Śmiało, nazwij mnie idiotką, całkowicie się z tym zgadzam. To takie dziecinne z mojej strony! - "Co?! Czyli właśnie to od zawsze czuła."
- Lily posłuchaj okej? To ja chciałem ci pokazać, że jestem od ciebie lepszy. Jakby na to nie patrzeć, to zawsze jesteś punktualna i dobrze się uczysz. Wszyscy cię lubią! Chciałem ci zaimponować. Lily, mogłaś mi wcześniej nie uwierzyć, ale ja cię naprawdę kocham. - Dziewczyna zarumieniła się i znów mnie przytuliła, ściskając mnie mocniej niż poprzednio. Nie było to złe uczucie. Nawet mi się podobało, ale brak powietrza to już inna sprawa. - Ej, udusisz mnie jeśli nie przestaniesz ściskać tak mocno! Jestem chorym pacjentem oddanym pod twoją opiekę, więc zajmij się mną jak należy dobra?!
- Wybacz. To nie było specjalnie. Ja po prostu... - Westchnąłem. ,,Ile jeszcze będziesz przepraszać?" W tym momencie mój wzrok przypadkiem zawędrował na drugą stronę placu.
- Jeśli nadal martwisz się o swoją reputację, to lepiej natychmiast mnie puść. - Wskazałem głową na trzy dziewczyny przechodzące naprzeciw nas. Szeptały coś do siebie i śmiały się. "Oj, to nie będzie ciekawe, jak wieść o nas rozniesie się po całej szkole..."
- Niech ludzie myślą sobie co im się żywnie podoba. Nie zamierzam cię puszczać. Nie dlatego, że coś do ciebie czuję, nie myśl sobie. Jest zimno po prostu chłodno, bo zbyt lekko się ubrałam, a już kiedyś mówiłam ci, że nadajesz się na mój prywatny grzejnik. - Wyobraziłem sobie jej uśmiech na schowanej w moich ramionach twarzy. ,,Taaa, jasne."
- Czyli nadal masz poczucie humor skoro jesteś w stanie się ze mną droczyć. To dobrze. - "Ulżyło mi."
"- Nie chcę wam przerywać tej ckliwej scenki, ale jakaś wredna baba jest w gabinecie dyrektora. Wygląda strasznie poważnie i zdaje się, że chce z wami porozmawiać. Wygląda jeszcze straszniej niż gdyby normalnie była zdenerwowana. Nawet ja mam ciarki.
- Jakby mnie kiedykolwiek interesowało, gdy inni czegoś ode mnie chcą. Wszystko inne może na razie zaczekać. W tej chwili najważniejsze jest dla mnie bycie blisko niej.
- Dyrektor, ewidentnie się jej boi. Niby próbuje ją uspokoić, ale sama mu współczuję rozmawiania z tą kobietą. Czekaj, ma na piersi jakiś symbol... Nieee, to emblemat! Rozpoznaję go. Wygląda dokładnie jak ten noszony czasem przez Lily! Em, bo widzisz wygląda na to, że jej matka zleciła to całe aresztowanie dzisiaj, a nie Lucas... Choć też brał w tym udział. Myślisz, że to może być ona? Mama Lily?
- Co?!"
Lily... Drobne pytanko. Czy dyrektor mógłby z jakiegoś powodu bać się twojej mamy...?
- Możliwe. Właściwie nie zdziwiłoby mnie to. Ma wysokie stanowisko i finansuje w dużej części naszą szkołę. Raczej nie chciałby jej podpaść.
Tego się obawiałem. Nie wygląda to dobrze. - Chyba musimy iść do dyra. Teraz. - Złapałem Lily za rękę i pobiegliśmy do gabinetu dyrektora, nie zwracając na jej próby oporu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz