Lily weszła na scenę. Zostawiła swój kapelusz na trybunach.
W walce tylko by ją rozpraszał. Choć trzeba przyznać, że bardzo jej pasował… No
może nie do tej sukienki. Spojrzała na trybuny. Czuła energię przepełniającą
widownię. Dodawali jej sił. To właśnie tutaj, na tej wielkiej scenie, przed
tyloma ludźmi udowodni, że jest od niego lepsza. Nigdy wcześniej nie czuła się
tak pewnie stając przeciwko Aracie. Skubany zawsze miał drogę ucieczki, więc
nawet jeśli na moment udało jej się zdobyć nad nim przewagę, nigdy nie trwało
to długo. Co prawda nie przegrywała, ale też nigdy nie zwyciężyła. Stawiała, że
ich umiejętności były na równi, jeśli poszliby oboje na całość. Tym razem była pewna
siebie jak nigdy wcześniej. Trzy na jednego, co mogło pójść nie tak?
Spojrzała na niego. Włosy w nieładzie, bezdech po szybkim
sprincie, ale mimo wszystko ten irytujący uśmieszek jak zawsze widniał na jego
twarzy. Dokładnie wiedział, jak wyprowadzić ją z równowagi. A może robił to
zupełnie nieświadomie? Niemożliwe. Nie uwierzy w to! Kto mu kazał zawsze być od
niej lepszym? Lepsze wyniki w nauce, sporcie, większa popularność wśród uczniów…
Zazdrosna? No jasne, że tak! To ona odwalała całą robotę, a i tak wciąż była
jedynie wiceprzewodniczącą. Wice. Tą drugą. Dlaczego zawsze kończyła na drugim
miejscu? Musiał uderzać tam, gdzie zaboli? Miała tego serdecznie dość! Może
gdyby nie on, gdyby tylko sięgała najwyższych szczytów, może wtedy jej sytuacja
w domu wyglądałaby zupełnie inaczej? A może on naprawdę nie widział tego w ten
sposób? Może nawet się nad tym nie zastanawiał? Zdążył na walkę w ostatniej
chwili. Che, nawet nie traktuje jej poważnie. „Czy naprawdę moje umiejętności
są niewarte twojej uwagi? W twoich oczach nie jestem nawet godnym przeciwnikiem?
Więc udowodnię ci jak bardzo się mylisz. Wszystkie moje problemy znikną jeśli
tylko zdołam dzisiaj zwyciężyć. Nie odpuszczę ci. Nie wybaczę. Dziś to
zakończę.”
Zdeterminowana odliczała czas do rozpoczęcia pojedynku. Da z
siebie wszystko. Dziś pójdzie na całość. Jeśli trzeba będzie, to wydobędzie z
siebie 110%. 3… 2… 1… Serce zabiło jej w piersi, ale zanim zdążyła choćby dobyć
swojej broni, potężny podmuch zwalił ją z nóg. Piasek ze sceny podniósł się i
musiała zasłonić oczy przed ziarenkami, które nadchodziły w jej stronę. Poczuła
rozcięcie na policzku. Nie zdążyła nawet zareagować, a on już przelał jej krew.
Czyżby się myliła? Czyżby też chciał dać z siebie wszystko przeciwko niej? Nie,
to nieprawda. Nie da się omamić. Pewnie myślał, że ten atak ją unieszkodliwi,
że nie poradzi sobie z tym. „Cóż, rozczaruję cię, coś takiego na mnie nie
zadziała!” Sprawdziła jeszcze, czy flakon Riuuk jest cały. Na szczęście upadła
na bok. Inaczej plan mógłby zawieść.
- Lily może nie będziemy walczyć?! Nie chce mi się zbytnio! -
Krzyknął, wzruszając ramionami.
Chyba sobie kpi! Tyle czasu przygotowywała się na ten mecz,
a on nawet nie zamierza się postarać?! Nie potrzebowała ani chwili do namysłu. „Jeśli
on nie bierze mnie na poważnie, to zmuszę go do tego by zaczął!” W jej dłoni
zamigotało jasnoniebieskie światło, które bez zastanowienia skierowała w Aratę.
„Już ja ci pokażę, że nie należy mnie lekceważyć…”
- Teraz mogę się w końcu na tobie wyżyć, więc ani myślę ci
odpuścić! – Przełknęła krzyk frustracji, który ugrzązł jej w gardle. Dlaczego
nie może się z nią liczyć? Dlaczego tak strasznie jej nienawidzi? Od zawsze.
Odkąd sięgała pamięcią wciąż jej dogryzał. Udawał przyjaźń, dawał jej takie
ulotne chwile, gdy czuła się przy nim bezpiecznie, a później zabierał to od
niej, jakby wyśmiewając jej naiwność. Za każdym razem gdy obdarzała go
zaufaniem on kolejny raz ją lekceważył. Chciała go zapytać, dlaczego? Ale bała
się uzyskać odpowiedzi.
- Smocza duszo pokaż swą potęgę i uwolnij prawdziwą moc
smoczej księżniczki - Obok Araty pojawił się potężny duch. W oczach Lily
wyglądała jak bogini zniszczenia. „Smocza… Księżniczka…? Jest taka piękna… Nic
dziwnego.” Przez moment stała tak oczarowana duchem, gdy dostrzegła grymas na
twarzy Araty. „No tak, takie przyzywanie przychodzi z ceną. Powinnam to
wykorzystać. Tak, to moja szansa!”
Obserwowała księżniczkę uważnie, wypatrując nadchodzących
ataków. Niespodziewanie, niczym deszcz spadła na nią masa ognistych pocisków.
Było ich tak wiele, że nie potrafiła się zorientować w swoim otoczeniu. Przez
moment nie potrafiła nadejść z żadnym rozwiązaniem swoich problemów. „Do licha,
to się nie może tak skończyć, nasza walka jest całkowicie jednostronna! Czy
naprawdę jedyne wyjście to obrona?”
Pył ponownie podniósł się na arenie. Nie można było odróżnić
postaci. Lily stała, chwiejąc się na nogach. Była poobijana, ale to nic
poważnego. Odetchnęła z ulgą. W ostatnim momencie Rafael przejął inicjatywę i
zainicjował lodową tarczę dookoła niej. Ten atak naprawdę dał jej ciarki.
Otworzyła oczy szeroko, by po chwili zmrużyć je z furią. Ten atak był naprawdę
niebezpieczny! Żarty się skończyły. – Dziękuję Rafael. – Szepnęła łagodnie. „Dla
ciebie zawsze ma chérie.”
Zasłona opadła i Lily ujrzała Aratę. Przez moment wyglądał
na zaskoczonego, ale po chwili zmrużył oczy i próbował zrozumieć, jak udało jej
się przetrwać atak. Bariera otaczająca dziewczynę zaczęła znikać, ale widziała
ten błysk w jego oczach, gdy zrozumiał, co się stało.
Jej furia nie trwała długo. Widząc jego niedowierzanie
uśmiechnęła się, zadowolona ze swojego „małego zwycięstwa”. Teraz była spokojna
i poukładana. Zamknęła się na wszystkie niepotrzebne emocje i skupiła się
całkowicie na walce. Rozejrzała się. Zostały jej dwa kryształy. „Okej, z tym wciąż możemy zaszaleć.”
Arata wyglądał na rozkojarzonego. Może wymyślał nową
strategię? A może komunikował się ze swoim duchem? Hmmm, nieważne. Lily
postanowiła wykorzystać tę szansę. Zmaterializowała swój sztylet i odetchnęła
głęboko by się uspokoić. Teraz albo nigdy.
Księżniczka znów zaczęła strzelać pociskami. Lily unikała
ich zgrabnie, ale w myślach kalkulowała całą walkę. Coś było nie tak. Arata
wciąż nie włączył się do walki. W dodatku pociski były znacznie mniej zaciekłe
i często mijały cel. Był wyczerpany? Cóż, to działałoby na jej korzyść, ale nie
mogła oprzeć się myśli, że stać go na więcej, jakby wciąż się wstrzymywał…
W tym momencie to do niej dotarło. Dywersja. O to chodziło.
Piasek znów wzniósł się na tyle wysoko, że nie widziała chłopaka. Nie
wiedziała, co takiego planuje. Nie obchodziło jej to. Zakończy to wszystko w
jednym ruchu.
Zatrzymała się. Dookoła niej po raz kolejny rozprzestrzeniła
się lodowa bariera. Kontrolowana przez nią miała więcej mocy, więc nie bała się
o randomowo trafiające w nią pociski. Uniosła dłonie i zaczęła inkantację. Być
może Araty była krótsza. Być może się spóźniła i zaklęcie uderzy w nią zanim
ukończy swoją część, ale nie obchodziło jej to. Wyrzuciła sztylet w jego
kierunku. Może to go na moment spowolni. Mizerykordia przeszła przez barierę, jak
gdyby w ogóle jej tam nie było i przeleciała przez arenę wspomagana magią
naprowadzającą. Lily usłyszała jedynie dźwięk pękającego szkła i wiedziała, że
przebiła jeden z jego kryształów. Cóż, ciężko się bronić podczas rzucania
zaklęcia. Na tyle była świadoma, ale niespodziewana się, że chłopak nie
zneutralizuje jej miecza. Czyżby nie dbał o jeden kryształ? Może jednak udało
jej się wziąć go z zaskoczenia? Może. Szkoda, że nie miała czasu na coś więcej.
Cóż, ten atak wystarczy. Musi.
- Ty, ciszo, krusząca lód w sercu. W imieniu kontrahenta
rozkazuję, Rafael powierz mi wszystkie swoje duchy i działaj zgodnie z moją
wolą. – Otworzyła oczy. Dym zaczął opadać. Ujrzała swój cel. - Pokaż mi siłę,
która w tobie drzemie i zerwij tamę wstrzymującą porywistą rzekę. Revelation… Uwolnienie!
W ten atak włożyła wszystko co miała. Cała jej magiczna moc,
wszystko co jej zostało, oddała to Rafaelowi, by niósł jej wolę. W tym momencie zaklęcie Araty również się zakończyło. Dwa czary uderzyły w siebie, a fala
oślepiającego światła uderzyła ją po oczach. Wyczerpana upadła na kolana. Jej
kryształy skruszyły się jeden po drugim. Nie dbała o nie. To koniec. Spojrzała
na Aratę. Udało mu się osłonić ostatni z kryształów. To tyle, przegrała. Miała
ochotę śmiać się z własnej bezsilności. Nawet gdyby nie wykorzystała całej
swojej magicznej mocy, to i tak była zbyt wyczerpana psychicznie by cokolwiek
zrobić. „Chciałam cię pokonać sama. Jak widać nie potrafię. Jestem żałosna.
Matka miała rację. Zasługuję na wszystko co mi zrobiła. Jestem druga, wiecznie
przegrana. Wybacz Arata, wygrałeś uczciwie, ale mimo tego nie mogę pozwolić ci wygrać…”
Osunęła się na ziemię nieprzytomna, a na jej twarzy oprócz
płynących łez zrezygnowania zagościł smutny uśmiech. Puff i tak właśnie przyszedł czas na plan B.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz