niedziela, 10 maja 2015

Od Araty do Lily/Milo

Zamówiłem herbatę malinową i ciasto śmietankowe z galaretką truskawkową na wierzchu. Widziałem, jak Lily niecierpliwie czekała na moją decyzje. Szczerze, to sam nie wiedziałem, co o nim sądzić. "W sumie mógłby mnie wyręczyć, sam nie mogę jechać na wycieczkę, bo mam coś do załatwienia. Hmmm... A nóż, widelec, może będzie dobrze!" - Niech będzie tym opiekunem, zastąpi mnie przy okazji.
- Nie mów tylko, że nie chce ci się jechać. Przecież to już lekka przesada z twojej strony.
- Mam wtedy coś do załatwienia i prawdopodobnie nie będzie mnie do wtorku wieczora albo środy rano. Wszystko zależy od tego, czy uda mi się kogoś znaleźć. Więc można powiedzieć, że będziesz miała spokój przez dwa dni.
- Co takiego ważnego masz do załatwienia? - Spytała ze zdziwieniem na twarzy. "Jakbym ci powiedział, to byś mnie zabiła i dostał bym wykład o tym, jakie to niebezpieczne..." Kelnerka przyniosła nam zamówienia i dzięki temu mogłem trochę zbiec z tematu.
- Dobre ciasto, prawda? - Niestety, mój plan spalił na panewce. Widać było, że nie odpuści, póki się nie dowie, gdzie jadę. Wszystko zdradzała jej mina. "W sumie, jest nawet słodka. Może gdyby nie próbowała mnie zabić... Zaraz, o czym ja myślę?! Przecież to Lily! Osoba, która mnie nienawidzi i zawsze próbuje zabić..."
- Mów, gdzie jedziesz i nie szukaj wymówek. - Powiedziała, przerywając mi myśli.
- Po prostu mam coś do załatwienia daleko stąd. Nie dotyczy to ciebie czy choćby moich żartów, więc nie masz czym się martwić. - "Ratuj mnie ktoś, prędzej czy później wyciągnie to ze mnie. Prawdopodobnie siłą, ale mniejsza o to. Proszę Boże, jeśli choć trochę mnie lubisz, pomóż mi!" Wołania o pomoc pomogły. Nagle przez drzwi wbiegła wściekła Sora. "Dziękuje ci Panie za ratunek." Stop! Czemu ona jest taka zła!?
- Arata zginiesz marnie. Jak mogłeś mnie tak zostawić?! Co by było gdyby to on obudził się pierwszy?! - Rzuciła się prosto na mnie ze swym ogromnym mieczem. Dobrze, że nie może zranić swojego mistrza dopóki są połączeni. Jej ostrze zatrzymało się idealnie przed moją szyją.
- Gdzie z tym mieczem, zapomniałaś o pakcie? Nie możesz mnie zranić. A zresztą, co się wściekasz, wyglądaliście tak słodko, że aż szkoda było mi was budzić. - Uśmiechnąłem się szeroko. - Panie wybaczą, ale czas na mnie. Mam coś jeszcze do załatwienia. Żegnam. - Powiedziałem, ukłoniłem się i wyskoczyłem czym prędzej przez okno. "To, że jej miecz nie może mnie zranić nie znaczy, że nie może minie poturbować magią." Wstałem z krzaków, ale chyba bym wolał zostać pociachany przez Sore niż spotkać "GO"
- Witam przewodniczącego. Co u ciebie? - "Z deszczu pod rynnę" Przed mną stał dyrektor we własnej osobie. Miałem tak wielką ochotę mu przywalić za wystawienie mnie przy rozpoczęciu roku szkolnego, ale się powstrzymałem.
- Dobrze, a co u pana?
- A, nic ciekawego. Z tego co słyszałem, wybierasz się do Smoczych Gór. Czy to prawda? - "Jak pan się tego dowiedział?! Przecież poza mną wie o tym tylko Sora. Zabije ją jak tylko wróci!"
- Tak, to prawda. Czemu pan pyta? Ma pan dla mnie jakieś zadanie?
- Zdobądź mi łuskę Burzowego smoka, a dostaniesz co zechcesz.
- Zgoda! - Odpowiedziałem bez namysłu. Coś takiego zawsze się przyda, a akurat miałem zamiar zdobyć tego konkretnego smoka. Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań grzecznościowych i rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę. Ja wróciłem do swojego pokoju i poszedłem się przespać. "Cóż za epicki dzień, ciekawie się zapowiada ten rok szkolny..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz