piątek, 22 maja 2015

Od Lily

,,Uff, na szczęście zdążyłam!" Z wyrazem triumfu i rumieńcami na twarzy weszła na arenę. Większość uczestników była już na miejscu. Wszyscy stali w jednym rzędzie, ustawieni przodem do kadry nauczycielskiej, zajmującej honorowe miejsca w koloseum. Nastała cisza, którą zagłuszało jedynie odchrząkiwanie dyrektora. Usłyszała za sobą pojedyncze kroki. Zerknęła przez ramię na dołączającego do szeregu Jamiego, ale już po chwili skupiła się ponownie na przemawiającym dyrektorze. ,,Przynajmniej tym razem nie uciekł. Nie żeby zamierzał wiele powiedzieć."
- Witajcie drodzy uczniowie! Jak już wiecie w dniu dzisiejszym organizujemy turniej, który wiąże się z rywalizacją międzywydziałową. Wybrani ze względu na swoje umiejętności uczniowie zmierzą się w licznych walkach. A teraz rozpocznijmy. I niech wygra najlepszy! - Głos dyrektora ucichł, zastąpiony licznymi brawami, głośnymi gwizdami czy też wiwatami. ,,Niektóre z tych haseł są naprawdę chwytliwe!" Tłumy wstały, tworząc własną, nieco koślawą wersję meksykańskiej fali. Patrzyła na to z uśmiechem i pomachała siedzącym na trybunach. ,,Ciekawe, gdzie też ukryli się fotografowie... Uch, nie czas na to, skup się!"
- A teraz prosimy o wystąpienie pierwszą z czterech grup. - Głos komentatora był nieco niewyraźny, ale już po chwili niósł się echem po całym koloseum. - Będzie to grupa "najmłodszych mrocznych", w skład której wchodzą: dwie piątoklasistki, Sheila Prior i Lilian Mortis, szóstoklasista, Lucas Mortis oraz siódmoklasista Jared Black. - Po kolei wychodzili przed szereg. - Arena należy do was, zaraz przedstawimy wam zasady, a tymczasem proszę pozostałych uczestników o zajęcie przydzielonych wam miejsc na trybunach.
Trochę to trwało nim ostatni uczeń zszedł "ze sceny". Lily przyglądała się swoim przeciwnikom, oceniając ich umiejętności. Znała Jareda. Zdarzyło im się już wcześniej razem ćwiczyć, na zajęciach z wiedzy i użycia magii żywiołów, więc nie obawiała się za bardzo. Jared zakontraktował żywiołaka ognia, ale nie wytworzył z nim zbyt silnej więzi, bo traktuje go bardziej jak broń niż towarzysza. Nie znała innych jego umiejętności, ale w tym przypadku była raczej dość pewna siebie.
Gorzej z Sheilą, dziewczyną jej brata. Chodziły do tej samej klasy, ale przez większość czasu nie zwracały na siebie większej uwagi. W każdym razie Lily nie zwracała. ,,O ile dobrze pamiętam, Sheila jest jedyną dziewczyną w naszej klasie, która na zajęciach ćwiczy walkę kuszą..." No cóż, ta broń sprawiała problem, ale nie tak duży, jak magia. Bo o ile bełtu mogła uniknąć, o tyle fajnie byłoby znać zawczasu umiejętności jej przeciwnika.
Bratem się nie martwiła. W końcu to Lucas, jej nie zaatakuje, a sam sobie poradzi. ,,W sumie mogłabym być wredna i zająć się z początku Jaredem. Wtedy musiałby walczyć ze swoją dziewczyną... Ale nie zrobię mu tego."
- Dobra, czas na zasady. Jest was czworo, tylko dwoje przechodzi dalej. Walczycie wszelkimi dostępnymi środkami... - Na te słowa w rękach całej trójki jej przeciwników zmaterializowały się bronie. Chłopcy trzymali jednoręczne miecze, a Sheila naciągała kuszę. ,,A wydawało mi się, że tylko ja jestem taka pomysłowa..." - ... Właśnie tak, dozwolone są zarówno bronie jak i magia. - Usłyszeli brzęczenie i spojrzeli w górę. Na nimi pojawił się przezroczysty bąbel, coś jak sklepienie. - To jest antymagiczna kopuła, która będzie przed szkodliwymi skutkami waszej walki chronić widzów. Nie przenikają przez nią zarówno zaklęcia jak i broń, więc nie wstrzymujcie się! W razie czego na miejscu znajdują się siostry, które opatrzą was po skończonej walce. Jeżeli uda wam się przeżyć...
Widownia wstrzymała oddech na moment, a speaker zdawał się rozkoszować powstałym napięciem. Jakby nie było kopuła raczej nic dobrego na myśl nie przynosiła. Jakby odcięto ich od świata, zamknięto w klatkach, gdzie walczyć muszą o każdy rzucony ochłap z innymi.
Nad głowami ujrzeli zegar. - Odliczanie od dziesięciu w dół. Gdy dojdzie do zera, rozpoczynacie walkę. Jak pewnie zauważyliście, nad głowami zawodników pojawiły się trzy czerwone kryształy. Odpada osoba, której zbito wszystkie kamienie. Dwójka z kryształami przechodzi dalej. Czy wszystko jasne? - Pokiwali głowami. - W takim razie: Czas, start!
Zegar rozpoczął odliczanie. Już dawno tak bardzo nie dłużyły jej się kolejne sekundy. Oddychała spokojnie, a adrenalina tylko czekała, przyczajona w żyłach. Czuła, jak pulsują. Słyszała w uszach bicie własnego serca. 3... Rozluźniła się. 2... Zamknęła oczy. 1... Ruszyła!
Skacząc jak po stopniach, wznosiła się w powietrzu. Dzięki szybkiej reakcji, uniknęła pierwszego bełta, który jednak elegancko przyciął kosmyk jej włosów. Nikt nie zamierzał odpuszczać i wszyscy chcieli dać z siebie wszystko. Bez taryfy ulgowej. Od zera do stu procent.
Lily z zadowoleniem przyjęła fakt, że Sheila od razu skupiła się na niej. Przy odrobinie szczęścia Jared zadowoli się walką z Lucasem i nie będą im przeszkadzać. Uśmiechnęła się do rówieśniczki i machnęła ręką. - Incinerato!
Z jej dłoni wystrzelił ognisty pocisk, który ku jej niezadowoleniu, nie doleciał do celu, natrafiając na skuteczną tarczę. - Epihany! - Sheila postanowiła nie pozostawać dłużna i posłała w jej kierunku zaklęcie zwiotczające. Całkiem skuteczne przy leczeniu krnąbrnych pacjentów, ale niezwykle problematyczne w walce.
Lily odbiła je bez problemu, ale zanim zdążyła je skontrować, uskoczyła przed palącymi językami płomieni. Uśmiechnęła się zwycięsko i spojrzała w kierunku Jareda. Przecież nie mógł jednocześnie walczyć z jej bratem i z nią... Nie mógł prawda?

,,Do licha!" Niemal zaklęła na głos, kiedy pierwszy z jej kryształów pękł w drobny mak. To Sheila wykorzystała jej rozkojarzenie i wystrzeliła z kuszy. ,,Skup się Lily, to nie czas na bujanie w obłokach!" - Tańcz, tańcz krysztale i uformuj włócznię, która przebije moich wrogów. Przybądź na wezwanie w sferze astralnej! - Pisała formułę w powietrzu, unikając pocisków lecących do niej z rzuconego przez Sheilę zaklęcia Fanaberii Barw. Kiedy skończyła pchnęła zaklęcie, które w postaci niebieskiego pioruna, pomknęło w kierunku jej przeciwniczki.
Sheila nie była równie taktowna co ona i z wściekłością rzuciła w stronę Lily kilka niecenzuralnych słów. Ta jednak jedynie wzruszyła ramionami i zanurkowała w dół. W ostatniej chwili zrobiła zmyłkę i promień, który miał ją ogłuszyć, przemknął tuż obok. Zmaterializowała jeden ze sztyletów i zniszczyła kolejny z kryształów Sheili. ,,Dwa z głowy..." Przymierzała się właśnie do zakończenia walki, kiedy niespodziewanie zrobiło jej się ciemno przed oczami. ,,Poważnie, magia ciemności?!" A jednak.
- Uuu, to wygląda dość poważnie, czyżby zakończenie jednak miało się zmienić? - Usłyszała głos komentatora, na który wcześniej nie zwracała uwagi. - Lilian zdążyła cudem uniknąć ciosu ręką, który wykonała panna Prior! I wygląda na to, że...
Dziwna mgła zasłaniająca jej oczy zniknęła i dziewczyny zaczęły wymieniać ze sobą ciosy. ,,Prawa ręka, lewa noga, zakryć twarz... Ile to jeszcze będzie trwać?!" A jednak pojedynek między nimi był dość wyrównany. Za każde zadrapanie Lily odwdzięczała się wyrwaniem kilku kłaków z głowy nastolatki. - Może tak się poddasz?
- Chyba zwariowałaś! - Mruknęła, uchylając się przed kopniakiem w głowę. - Ale ty możesz, skoro już się zmęczyłaś. Jestem pewna, że Lucas pocieszy cię po porażce... - Odsunęła się o krok. - Verulo. - Wyszeptała, po czym znów zaatakowała Sheilę prosto w żebra. Szkoda, że pięść nie osiągnęła celu.
- Nadal nie ogarnęłaś? A miałam przewodniczącą za nieco bardziej inteligentną. - Opluła Lily, na co ta się skrzywiła i odskoczyła metr dalej. Spojrzała w tym samym kierunku co Sheila i oniemiała. Te gnojki od początku ze sobą współpracowały! Podobnie jak jego siostra chwilę temu, Lucas był oślepiony, a Jared przymierzał się mieczem do zniszczenia drugiego z jego kamieni. Chłopak uskoczył przed poważniejszymi obrażeniami, ale kryształ rozsypał się w pył.
- No cóż, chyba zasłużyłam na tą obrazę, bo miałam cię za pięknego, bezmyślnego pustaka. Taką ozdobę. A okazałaś się być po prostu ładnym, wrednym babsztylem. - Wzruszyła ramionami, prowokując ją do popełnienia błędu. - Jak już wygram przynajmniej odejdę bez wyrzutów sumienia. - Po chwili zniknęły wszystkie siniaki. Zaklęcie lecznicze rzucone chwilę wcześniej wyleczyły najbardziej powierzchowne rany i dodało jej energii. - Thuller! - Dzięki zwiększeniu odległości między nimi, mogła rzucić zaklęcie porażające.
- Teraz już tylko ładnego? Łamiesz mi serce! - Złączyła ręce na piersi, zamknęła oczy i wydała teatralne westchnienie. Dzięki temu zaklęcie Lily dotarło do celu i Sheila upadła, niezdolna do wykonania najmniejszego ruchu.
- Mały prezent panno: Już Wygrałam! - Roześmiała się złośliwie i Lily przez moment nie była pewna, o czym mowa. I lepiej byłoby dla niej, gdyby zostało tak do samego końca. Pochłonęła ją ciemność. Dziewczyna przedzierała się przez gęstniejącą mgłę, szukając drogi powrotnej. Nie wiedząc jak i kiedy, pustka zniknęła, a Lily pojawiła się na zatłoczonej ulicy Żelaznego Miasta. Padało, co nie zdarza się często. Nastolatka stała pośrodku drogi, ubrana w przepisowy, szkolny mundurek. Dookoła przechodzili ludzie z parasolkami, ale nikt nie reagował na jej próby rozpoczęcia rozmowy.

Spojrzała skołowana w niebo. Odosobnienie w tłumie. Nikt nie próbuje jej zrozumieć ani z nią porozmawiać. Smutna, pusta rzeczywistość. Szara... Jak chmury skrywające niebo. I nim się spostrzegła, znów tam była. Sama, ale jednocześnie nie sama. Była samotna, ale przy niej byli przecież rodzice. Zamknięta we własnym świecie... Po prostu nie pogodzona z realiami.
Znajdowała się w sypialni rodziców, w ich rezydencji. Leżała na podłodze, niemal znokautowana ciosem ojca wymierzonym w twarz. Zresztą nie pierwszym tego dnia. Trzymała opuchnięty policzek małą dłonią i wstrzymywała łzy. ,,Nie płacz, tata nienawidzi łez. Złoszczą go." Trzymała się tej myśli jak tratwy, chcąc uchronić się przed kolejnym uderzeniem...
Poczuła szarpnięcie, jakieś nawoływania. Powoli, jakby wybudzając się z transu, spojrzała na mijających ją ludzi. Byli niewyraźni, jakby zamazani. W końcu zrozumiała, że wszystko, co dzieje się dookoła to iluzja. - Colirlo! - Rzuciła zaklęcie, wypowiadając je wyraźnie i głośno. Wizja natychmiast się rozwiała.
Bardziej wyczuła niż zauważyła lecący w jej kierunku bełt. Wyczarowała pospiesznie wietrzną zasłonę, a ten odbił się od niej i wylądował bezużyteczny na ziemi. Lily machnęła ręką i zagryzła wargi, gdy dotknęła tylko jednego kryształu. ,,A więc to dlatego poczułam szarpnięcie."
Dziewczyna wstała z ziemi, otrzepała spodenki z brudu i szybciej niż kiedykolwiek wcześniej dotarła do Sheili. Nawet nie wiedziała, czy użyła przy tym magii wiatru.
Stanęła za dziewczyną, zdjęła wprawnym ruchem bransoletkę z nadgarstka i zacisnęła na jej szyi garotę. Działała całkowicie pod wpływem emocji. Była na przeciwniczkę wściekła i chciała, by dostała za swoje. Nie pomagał również wściekły, dopingujący ją tłum. Co prawda nikt nie mógł podejrzeć jej wizji, ale gdyby była zmaterializowana, a nie jedynie działa się w jej umyśle, kto wie, co stałoby się z jej rodzina...

- Lily, wystarczy. Jest nieprzytomna. Rozwal ostatni kryształ! - Amok w jakim się znalazła przerwał krzyk Lucasa. Jak zwykle ratował ją, gdy się zapominała. Zmaterializowała prędko sztylet, rozbiła trzeci kryształ i puściła nieprzytomną dziewczynę na posadzkę. Odsunęła się pospiesznie i odwróciła w stronę walczących. Wytężyła wzrok. ,,Do licha, Jared wciąż ma dwa kamienie!"
- Smutek i izolacja, emocje kontrolujące tłumy, kierujące losami ludzkości, posiadające moc wybierania królów, osądźcie skorumpowanych i przywróćcie równowagę... - Jej szept zniekształcony został nieco przez wiatr, dzięki czemu dalsza część inkantacji nie została usłyszana przez nikogo. - ... Ispile!
Strumień wody pomknął w kierunku Jareda zarówno ze strony Lily, jak i Lucasa, który rzucił podobne, nieco krótsze zaklęcie. Żadne z nich go nie dosięgło, bo drań stworzył wokół siebie tarczę. Dziewczyna uchyliła się przed błyskawicą, która przeleciała jej kogo ucha. Miała już dość głupiego rechotu Jareda, który się z nimi bawił. Lucas podbiegł do siostry i oboje ponownie wypuścili w jego stronę wodne pociski. I tym razem nie przyniosły skutku.
- Z Sheili nie było większego pożytku. Zastanawiam się, które z was rozwalić, a które bardziej mi się przyda w dalszym etapie... - Zlustrował Lilian wzrokiem. - Chyba jednak wezmę dziewczynę. Ładnie mi się za to odwdzięczy...
Po raz ostatni wystrzelili wodne pociski, po czym się rozdzielili. Lucas zamierzył się na starszego chłopaka mieczem, a ona w tym czasie odleciała na drugą stronę Areny. - Wystarczy ci to? - Mruknęła, nie kierując tych słów do nikogo konkretnego. - Ty, ciszo, krusząca lód w sercu. W imieniu kontrahenta rozkazuję, Rafael powierz mi wszystkie swoje duchy i działaj zgodnie z moją wolą. - Usłyszała w głowie męski śmiech, ale go zignorowała. - Pokaż mi siłę, która w tobie drzemie i zerwij tamę wstrzymującą porywistą rzekę. Revelation, uwolnienie...
Chłopcy rozdzielili się, aby w końcu na nią spojrzeć. Machnęła ręką i zmieniła ubrania na zwiewną, czarną sukienkę, która była jej ubiorem kontrahenta wody. Odetchnęła z ulgą, gdy czerwone kokardki zastąpiły granatowe frotki. Z lekkim uśmieszkiem wpatrywała się w przerażonego Jareda. Biedak w końcu zrozumiał, po co była im ta cała woda.

Jak uzdolniona baletnica Lily stuknęła w czubkiem balerinki w kałużę trzy razy, aż rozległ się dźwięk trzech dzwoneczków. Po chwili cała woda z areny zebrała się w powietrzu w jedną kulę, by następnie pomknąć ku Jaredowi jako pięć lodowych ostrzy. Zdołał ominąć trzy, czwarty zranił go w nogę, a piąty trafił w kryształ. Nie dając mu szansy na reakcję, Lucas wbił od boku miecz w ostatni kryształ, zupełnie przypadkiem rozcinając chłopakowi policzek. Szepnął mu jeszcze coś na ucho, ale przez wiwaty widzów nie dosłyszała, co mówił.
,,Wygraliśmy!" Rzuciła się bratu naszyję i zaczęła śmiać, przy aplauzie gromkich braw. Słyszała słowa speakera, ale nie zwróciła na nie uwagi. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo podrapany był jej brat. Po zejściu z areny podeszli do sióstr. Lily pożyczyła od jednej z nich maść na najgorsze obrażenia i razem ruszyli w stronę trybun, by wspólnie obejrzeć kolejną walkę... ,,Będzie się działo!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz