piątek, 8 maja 2015

Od Lily do Arata/Milo

Lilian była kompletnie wyczerpana. Z samego rana musiała zająć się wszystkimi ustaleniami ze służbą przed swoim wyjazdem do Akademii, więc obudziła się jeszcze przed świtem. Spać też nie położyła się wcześnie, bo o ile rano trzecią można byłoby nazwać wczesną porą, o tyle dla kogoś, kto na nogach był cały dzień, była to najwyższa pora by się położyć. Mało tego, że się nie wyspała. W chwili, gdy już znalazła chwilę na odpoczynek, musiała męczyć się z grupką ludzi, z którymi nie miała kompletnie nic wspólnego. Nawet jej ukochane miejsce przestało być azylem! Następnie koordynowała przygotowania apelu. Ale nieee, oczywiście jej praca nie mogła skończyć się tylko na tym. Musiała jeszcze uśmiechać się i wygłosić mowę podczas apelu. „Zabiję go. Poćwiartuję na plasterki.”
- Dziękuję. – Wymamrotała jedynie słowa podziękowania kelnerce, która zabrała od niej pusty kubek i wyszła z kawiarenki. Najchętniej powłóczyłaby nogami do swojego pokoju, ale nie mogła sobie na to pozwolić przy natłoku uczniów. Szła więc wyprostowana szybkim krokiem, nie chcąc by ktoś ją zatrzymał. „Łóżko, łóżko, moje kochane łóżeczko…”
- Um, przepraszam… - Poczuła, że ktoś szarpie ją za marynarkę. Zacisnęła zęby z bólu, kiedy materiał otarł się o jej koszulę, a ta o poranione plecy. No bo przecież nie mogła zacząć nowego roku szkolnego bez kilku ran na plecach. Już jej matka o to zadbała. „No pięknie, dlaczego zawsze mnie musi spotkać coś takiego w najgorszym możliwym momencie?!”
- Słucham? Coś się stało? – Zapytała uprzejmie, przystając. Odwróciła się i zobaczyła przed sobą dziewczynkę, której wcześniej pomogła, wskazując drogę do jadalni. – Potrzebujesz czegoś?
- Ummm… - Wbijała wzrok w ziemię i mamrotała coś pod nosem. Niestety tak niewyraźnie, że Lily nie potrafiła ich zrozumieć nawet wtedy, gdy pochyliła się nad nią.
- Przykro mi, ale musisz to powiedzieć trochę wyraźniej, żebym wszystko zrozumiała, dobrze? – Zapytała, kucając przy niej i gestem wskazując, by zrobiła to samo. Właściwie szkoda jej było osób, które nie potrafiły się nawet wysłowić i nie umiała nigdy powstrzymać współczucia. Jej brat też przez długi czas nie chciał nic mówić i zawsze w takich chwilach przypominała jej się sytuacja, kiedy po raz pierwszy przeczytał jej bajkę na dobranoc. – Powtórz, teraz nikt inny nie będzie cię słyszał, zgoda? Niech to będzie nasz sekret. – Uśmiechnęła się łagodnie i położyła czule rękę na głowie dziewczynki.
- Dziękuję ci za pomoc wcześniej. Bez ciebie nie dałabym rady. – „Dziwne, ma naprawdę ładny głos, więc dlaczego…” - Mama powiedziała, że pierwszej osobie, która mi pomoże, powinnam to podarować. – Wyjęła z kieszonki przy sukience małą sakiewkę. Wcisnęła ją Lily w rękę i uciekła, zanim ta zdążyła zareagować. „Okej, to już drugi raz dzisiaj, kiedy ktoś wręcza mi prezent i ucieka. Zmieniły się jakoś normy kiedy mnie nie było? Bo to jakby świat nagle stanął na głowie…”
Schowała podarunek obok shurikena i z westchnieniem, na szczęście bez kolejnych przygód, dotarła do swojego pokoju. Przystanęła na chwilę przed drzwiami, słysząc dochodzący zza nich hałas. Pełna wątpliwości otworzyła je i ze zgrozą spojrzała na zdewastowany pokój. Wszędzie walały się podarte ubrania i książki, jej kosmetyki pokrywały połowę ścian w pokoju, na których wypisano nimi chyba wszystkie możliwe przezwiska. Okno do pokoju wciąż było otwarte i Lilian patrzyła jak kolejne strzępki jej ciuchów lądują na ziemi, wyniesione przez wiatr.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła, ale stała w miejscu jak skamieniała. „To miejsce wygląda jak pobojowisko i w dodatku…” Jej ukochana toaletka został zniszczona. Lustro rozbite, a mebel… No cóż, pewnie nigdy nie znajdzie wszystkich części. W końcu opadła na kolana i pewnie by się rozpłakała, gdyby nie mały, latający, jasnoniebieski chochlik, który zapewne był sprawcą całego bałaganu. 

To denerwujące stworzenie naśmiewało się z niej. NAŚMIEWAŁO! A przed jej nosem wypuściło małą, zwiniętą karteczkę. Zanim zdążyła go złapać, ten wyleciał przez okno. W sumie zaczęłaby go gonić, gdyby nie słowa wypisane na karteczce: „Pozdrowienia od Araty.”
- Ten mały… Zabiję, zamorduję, poćwiartuję, a wcześniej potraktuję wielogodzinnymi torturami! – Była wściekła. W sumie wściekła to mało powiedziane. To jedno wrabiać ledwo żywą dziewczynę w przemówienia i sprawy organizacyjne, do tego przywykła, ale niszczyć jej rzeczy w pierwszym dniu szkoły?! Nawet żarty mają swoje granice.
Wybiegła jak burza ze swojego pokoju. Innego dnia przejęłaby się plotkami, jakie mogą się rozejść, gdy wiceprzewodnicząca wybiega z pokoju, trzaskając drzwiami, ale w tym momencie miała ważniejsze rzeczy na głowie. Podobnie zresztą jak plotkarze. Na szczęście.
Znalezienie go nie zajęło jej dużo czasu. Czysta furia była wypisana na jej twarzy, a krew buzowała w żyłach jak bąbelki w szampanie. „No oczywiście, drań świetnie bawi się, odpoczywając na ulubionym drzewie. Urządzę mu piekło na ziemi. Przygotuję taką scenę, że nawet ten palant się z tego nie wypląta!”
Z zadowoleniem dostrzegła, że Arata usnął. Z całej siły zaczęła kopać w drzewo, które aż zatrzęsło się u podstawy od siły uderzenia. – Arata zabiję cię! – Wrzasnęła do niego, gdy zaczął się tępo rozglądać dookoła. Dostrzegając ją zeskoczył z drzewa i zaczął uciekać w stronę szkoły. „No ładnie, a teraz bawisz się w berka. Nie potrafisz nawet odpowiedzialności przyjąć na klatę jak mężczyzna?!”
Biegła za nim, gdy nagle stanął przed bramą szkolną. – Stój Lily, czemu chcesz mnie zabić? Co się stało?
„Co się stało?! Chyba sobie żartujesz!” – Jeszcze się pytasz?! – Wrzasnęła na niego tak głośno, że kilka z przechodzących osób odwróciło się w ich stronę. – Zachodzę do pokoju, a tam chochlik z napisem: „Pozdrowienia od Araty”.  – „No i ciekawe, jakie masz na to wytłumaczenie…”
- Aha, to w takim razie… Żegnam! – I uciekł. Tak po prostu. Nawet się nie tłumaczył. Drań jeszcze miał czelność zwiać. ZNOWU.
Biegła za nim, wnerwiona do granic możliwości. Była już blisko, kiedy zupełnie niespodziewanie leżała na podłodze, przygnieciona jakimś uczniem. – Auć… - Mruknęła, masując sobie skronie, kiedy ten pospiesznie z niej zszedł. Jakby tego było mało, plecy paliły ją żywym ogniem. „Ciekawe, co z maścią leczniczą, którą zostawiłam w kosmetyczce. Może jej chochlik nie wykorzystał do dekorowania jej pokoju? I gdzie ten głupi przewodniczący?! No ładnie, jak zwykle udało mu się zwiać.” Stanowczo miała dość wrażeń na dzisiaj. Udało jej się jednak oprzytomnieć i z wymuszonym uśmiechem spojrzała na ucznia, który na nią wpadł.

 – Hmm, wszystko w porządku? – Spojrzała na niego. - Milo? – Zapytała, rozpoznając chłopaka przed sobą. Był zarumieniony i w sumie wyglądał na złego. – Mogę wiedzieć, dlaczego na mnie wpadłeś? – Zapytała półżartem, ale ciekawa była jego odpowiedzi. Zanim jednak miał szansę się odezwać, przypomniała sobie o shurikenie, który jej podarował wcześniej. – Byłabym zapomniała. Oddaję. Nie używam takiej broni, chyba coś ci się pomyliło. – Wcisnęła mu gwiazdkę w dłoń i położyła się na podłodze. Zaraz wstanie. „Tylko… Chwileczkę.” Pomyślała i zamknęła oczy, ciesząc się chłodem bijącym od posadzki. Boże. I jeszcze cały ten bajzel w pokoju do posprzątania…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz