Lilian była kompletnie wyczerpana. Z samego rana musiała
zająć się wszystkimi ustaleniami ze służbą przed swoim wyjazdem do Akademii,
więc obudziła się jeszcze przed świtem. Spać też nie położyła się wcześnie, bo
o ile rano trzecią można byłoby nazwać wczesną porą, o tyle dla kogoś, kto na
nogach był cały dzień, była to najwyższa pora by się położyć. Mało tego, że się
nie wyspała. W chwili, gdy już znalazła chwilę na odpoczynek, musiała męczyć
się z grupką ludzi, z którymi nie miała kompletnie nic wspólnego. Nawet jej
ukochane miejsce przestało być azylem! Następnie koordynowała przygotowania
apelu. Ale nieee, oczywiście jej praca nie mogła skończyć się tylko na tym.
Musiała jeszcze uśmiechać się i wygłosić mowę podczas apelu. „Zabiję go.
Poćwiartuję na plasterki.”
- Dziękuję. – Wymamrotała jedynie słowa podziękowania
kelnerce, która zabrała od niej pusty kubek i wyszła z kawiarenki. Najchętniej
powłóczyłaby nogami do swojego pokoju, ale nie mogła sobie na to pozwolić przy
natłoku uczniów. Szła więc wyprostowana szybkim krokiem, nie chcąc by ktoś ją
zatrzymał. „Łóżko, łóżko, moje kochane łóżeczko…”
- Um, przepraszam… - Poczuła, że ktoś szarpie ją za
marynarkę. Zacisnęła zęby z bólu, kiedy materiał otarł się o jej koszulę, a ta
o poranione plecy. No bo przecież nie mogła zacząć nowego roku szkolnego bez
kilku ran na plecach. Już jej matka o to zadbała. „No pięknie, dlaczego zawsze
mnie musi spotkać coś takiego w najgorszym możliwym momencie?!”
- Słucham? Coś się stało? – Zapytała uprzejmie, przystając.
Odwróciła się i zobaczyła przed sobą dziewczynkę, której wcześniej pomogła,
wskazując drogę do jadalni. – Potrzebujesz czegoś?
- Ummm… - Wbijała wzrok w ziemię i mamrotała coś pod nosem.
Niestety tak niewyraźnie, że Lily nie potrafiła ich zrozumieć nawet wtedy, gdy
pochyliła się nad nią.
- Przykro mi, ale musisz to powiedzieć trochę wyraźniej,
żebym wszystko zrozumiała, dobrze? – Zapytała, kucając przy niej i gestem
wskazując, by zrobiła to samo. Właściwie szkoda jej było osób, które nie potrafiły
się nawet wysłowić i nie umiała nigdy powstrzymać współczucia. Jej brat też
przez długi czas nie chciał nic mówić i zawsze w takich chwilach przypominała
jej się sytuacja, kiedy po raz pierwszy przeczytał jej bajkę na dobranoc. –
Powtórz, teraz nikt inny nie będzie cię słyszał, zgoda? Niech to będzie nasz
sekret. – Uśmiechnęła się łagodnie i położyła czule rękę na głowie dziewczynki.
- Dziękuję ci za pomoc wcześniej. Bez ciebie nie dałabym
rady. – „Dziwne, ma naprawdę ładny głos, więc dlaczego…” - Mama powiedziała, że
pierwszej osobie, która mi pomoże, powinnam to podarować. – Wyjęła z kieszonki
przy sukience małą sakiewkę. Wcisnęła ją Lily w rękę i uciekła, zanim ta
zdążyła zareagować. „Okej, to już drugi raz dzisiaj, kiedy ktoś wręcza mi
prezent i ucieka. Zmieniły się jakoś normy kiedy mnie nie było? Bo to jakby
świat nagle stanął na głowie…”
Schowała podarunek obok shurikena i z westchnieniem, na
szczęście bez kolejnych przygód, dotarła do swojego pokoju. Przystanęła na
chwilę przed drzwiami, słysząc dochodzący zza nich hałas. Pełna wątpliwości
otworzyła je i ze zgrozą spojrzała na zdewastowany pokój. Wszędzie walały się
podarte ubrania i książki, jej kosmetyki pokrywały połowę ścian w pokoju, na
których wypisano nimi chyba wszystkie możliwe przezwiska. Okno do pokoju wciąż
było otwarte i Lilian patrzyła jak kolejne strzępki jej ciuchów lądują na
ziemi, wyniesione przez wiatr.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła, ale stała w miejscu jak
skamieniała. „To miejsce wygląda jak pobojowisko i w dodatku…” Jej ukochana
toaletka został zniszczona. Lustro rozbite, a mebel… No cóż, pewnie nigdy nie
znajdzie wszystkich części. W końcu opadła na kolana i pewnie by się
rozpłakała, gdyby nie mały, latający, jasnoniebieski chochlik, który zapewne
był sprawcą całego bałaganu.
To denerwujące stworzenie naśmiewało się z niej.
NAŚMIEWAŁO! A przed jej nosem wypuściło małą, zwiniętą karteczkę. Zanim zdążyła
go złapać, ten wyleciał przez okno. W sumie zaczęłaby go gonić, gdyby nie słowa
wypisane na karteczce: „Pozdrowienia od Araty.”
- Ten mały… Zabiję, zamorduję, poćwiartuję, a wcześniej
potraktuję wielogodzinnymi torturami! – Była wściekła. W sumie wściekła to mało
powiedziane. To jedno wrabiać ledwo żywą dziewczynę w przemówienia i sprawy
organizacyjne, do tego przywykła, ale niszczyć jej rzeczy w pierwszym dniu
szkoły?! Nawet żarty mają swoje granice.
Wybiegła jak burza ze swojego pokoju. Innego dnia przejęłaby
się plotkami, jakie mogą się rozejść, gdy wiceprzewodnicząca wybiega z pokoju,
trzaskając drzwiami, ale w tym momencie miała ważniejsze rzeczy na głowie.
Podobnie zresztą jak plotkarze. Na szczęście.
Znalezienie go nie zajęło jej dużo czasu. Czysta furia była
wypisana na jej twarzy, a krew buzowała w żyłach jak bąbelki w szampanie. „No
oczywiście, drań świetnie bawi się, odpoczywając na ulubionym drzewie. Urządzę
mu piekło na ziemi. Przygotuję taką scenę, że nawet ten palant się z tego nie
wypląta!”
Z zadowoleniem dostrzegła, że Arata usnął. Z całej siły
zaczęła kopać w drzewo, które aż zatrzęsło się u podstawy od siły uderzenia. –
Arata zabiję cię! – Wrzasnęła do niego, gdy zaczął się tępo rozglądać dookoła.
Dostrzegając ją zeskoczył z drzewa i zaczął uciekać w stronę szkoły. „No
ładnie, a teraz bawisz się w berka. Nie potrafisz nawet odpowiedzialności
przyjąć na klatę jak mężczyzna?!”
Biegła za nim, gdy nagle stanął przed bramą szkolną. – Stój Lily,
czemu chcesz mnie zabić? Co się stało?
„Co się stało?! Chyba sobie żartujesz!” – Jeszcze się
pytasz?! – Wrzasnęła na niego tak głośno, że kilka z przechodzących osób
odwróciło się w ich stronę. – Zachodzę do pokoju, a tam chochlik z napisem: „Pozdrowienia
od Araty”. – „No i ciekawe, jakie masz
na to wytłumaczenie…”
- Aha, to w takim razie… Żegnam! – I uciekł. Tak po prostu.
Nawet się nie tłumaczył. Drań jeszcze miał czelność zwiać. ZNOWU.
Biegła za nim, wnerwiona do granic możliwości. Była już
blisko, kiedy zupełnie niespodziewanie leżała na podłodze, przygnieciona jakimś
uczniem. – Auć… - Mruknęła, masując sobie skronie, kiedy ten pospiesznie z niej
zszedł. Jakby tego było mało, plecy paliły ją żywym ogniem. „Ciekawe, co z
maścią leczniczą, którą zostawiłam w kosmetyczce. Może jej chochlik nie wykorzystał do dekorowania jej pokoju? I
gdzie ten głupi przewodniczący?! No ładnie, jak zwykle udało mu się zwiać.”
Stanowczo miała dość wrażeń na dzisiaj. Udało jej się jednak oprzytomnieć i z
wymuszonym uśmiechem spojrzała na ucznia, który na nią wpadł.
– Hmm, wszystko w
porządku? – Spojrzała na niego. - Milo? – Zapytała, rozpoznając chłopaka przed
sobą. Był zarumieniony i w sumie wyglądał na złego. – Mogę wiedzieć, dlaczego
na mnie wpadłeś? – Zapytała półżartem, ale ciekawa była jego odpowiedzi. Zanim
jednak miał szansę się odezwać, przypomniała sobie o shurikenie, który jej
podarował wcześniej. – Byłabym zapomniała. Oddaję. Nie używam takiej broni,
chyba coś ci się pomyliło. – Wcisnęła mu gwiazdkę w dłoń i położyła się na
podłodze. Zaraz wstanie. „Tylko… Chwileczkę.” Pomyślała i zamknęła oczy,
ciesząc się chłodem bijącym od posadzki. Boże. I jeszcze cały ten bajzel w
pokoju do posprzątania…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz