czwartek, 21 maja 2015

Od Lily

,,Mamy godzinę dla siebie przed rozpoczęciem turnieju, huh..." Lilian pogrążona w myślach omal nie wpadła na największe ciacho w całej szkole. No cóż, w rankingu był drugi, ale Lily nie mogła na pierwszym obsadzić własnego brata. Jedno musicie wiedzieć, wcale nie przypadkiem użyto w tym zdaniu jednocześnie słów "największe" i "ciacho"! Bo trzeba mu to oddać, Dante Craven jest żywym uosobieniem boga seksu. Z tymi wiecznie rozwierzchnionymi, blond włosami, intensywnie zielonymi oczami, wzrostem i posturą, nie zapominając o niedopinaniu koszuli... Po prostu wyśniony ideał.
Czasem żałowała, że z nim zerwała, ale była w nim zakochana po uszy i nie mogła dopuścić go jeszcze bliżej. Ich związek zrobił się zbyt intymny. Jak lubiła sobie tłumaczyć: nie zostawił jej wyboru...

- Cześć Lily! Słyszałem, że dostałaś się do turnieju, gratulacje. - Powiedział z uśmiechem, lustrując ją lubieżnie wzrokiem. Dawniej jej trochę przeszkadzało, ale ostatecznie uznała to za część jego magnetycznego uroku.
- Cześć Dante. Długi czas się nie widzieliśmy, co u ciebie? - Właściwie było to niedopowiedzenie roku, bo Lily najzwyczajniej w świecie unikała tego chłopaka od roku jak ognia. Odwzajemniła nieco wymuszenie jego uśmiech. - Możesz mnie już puścić, wiesz?
- Kiedy dopiero co cię złapałem! - Zawołał z teatralnym oburzeniem, ale w końcu ją puścił. Cieszyła się, że chwycił ją w ramiona zanim został staranowany, ale trzymał ją odrobinę zbyt ciasno. - U mnie dobrze. Mam trochę roboty, zresztą sama wiesz, choć odkąd na siebie wpadliśmy, czuję się dużo lepiej. - Mrugnął zawadiacko. Ruszyli razem w kierunku akademika. ,,Nie wygląda na to, by zamierzał się wcześnie odczepić."
- Cóż, dobrze dla ciebie. - Wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok. - Nie musisz przypadkiem iść? Wydawało mi się, że lubisz zbierać jak najwięcej materiału na artykuł, a turniej jest gorącym tematem. - Spróbowała podsunąć mu wymówkę na opuszczenie jej towarzystwa. Tak się składa, że Dante jest szesnastoletnim, tajemniczym redaktorem szkolnej gazetki: ,,A pewnego razu w szkole..." Pisze pod pseudonimem: Niels Newspaper . Zarówno nauczyciele jak i uczniowie uwielbiają jego pismo, ale niewielu zdaje sobie sprawę z tego, kim w rzeczywistości jest słynny Newspaper. Potrafi się chłopak kryć jak mało kto. W dodatku jako osoba popularna ma dostęp do licznych plotek i historii szeptanych jedynie w wybranych kręgach. Zdaje się, że słono płaci również za sprawdzone informacje, ale Lily nigdy tego nie potwierdziła.
- Kilka osób zbiera dla mnie w tej chwili materiał, więc o to się nie martw. Mówiłem ci, że postanowiłem zatrudnić stażystę? Na razie jest na okresie próbnym, ale nieźle sobie radzi. - Spojrzała na niego zdumiona. ,,Przecież zarzekał się, że nigdy nikogo nie poprosi o pomoc..."
- Na pewno wszystko gra? - Stanęła na chwilę i ujęła go za ręce. - Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Wiem, nie jesteśmy już razem, ale nadal jestem twoją przyjaciółką i możesz mi zaufać. - Czuła, że coś jest nie w porządku. Że czegoś jej nie mówi.
- No cóż, w takim razie powinnaś puścić moje ręce, zanim ktoś pomyśli, że jest na odwrót. - Wyszeptał jej na ucho i zachichotał. Zmiana tematu podziałała. Czerwona na twarzy Lily puściła prędko jego ręce i więcej nie wracała do tematu. Miała na to wielką ochotę, ale Dante bawił się jej uczuciami po mistrzowsku i uznała, że nie warto. - Lily, skarbie, zawsze miałaś za miękkie serce...
,,Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym by to było prawdą." Mimo wszystko roześmiała się i pokiwała głową. - Rzeczywiście. Zauważałam, że wy chłopaki uwielbiacie łamać ten typ dziewczyn, a później porzucać jak zepsute zabawki. - Skwitował to wzruszeniem ramion i nie zareagował na oczywisty przetyk. Jak zwykle był krok przed nią i doskonale wiedział, że po prostu chciała wypytać go o inne dziewczyny, które miał po niej.
- Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy i pamiętaj, że stawiam na ciebie w tym turnieju. Lucas to mój kumpel, ale... W każdy razie do następnego i powodzenia. - Pożegnał się i odszedł, zanim zdążyła cokolwiek dodać. Spojrzała na wejście do swojego pokoju i przypomniała sobie, jak wiele razy całował ją tutaj na pożegnanie. ,,No cóż, nic dziwnego, że tak uciekł." Pomyślała, otwierając drzwi.
- Dobra, teraz tylko co ja powinnam wziąć ze sobą. - Mruknęła, otwierając szafę. Zerknęła przez ramię na zegarek. Trochę się zagadali, w dodatku poszli okrężną drogą i wychodzi na to, że zostało jej pół godziny. ,,Licząc dziesięć minut na dojście i pojawienie się pięć minut przed czasem, mam kwadrans. Trzeba się spiąć."
W tym momencie dostrzegła na biurku dużą karteczkę samoprzylepną. - Pewnie napisała ją Maya: Hej Lily, dzisiaj po koncercie zespół wychodzi nad jezioro. Być może zaprosimy kilka osób z zewnątrz. Urządzimy również ognisko. Będzie świetna zabawa! Pamiętaj o stroju. - Przeczytała notatkę na głos i pokręciła głową. - Tylko oni mogli organizować coś takiego w pierwszym dniu zajęć. I znowu nieprzespana noc! - Zarumieniła się na wspomnienie nocy z Aratą. ,,No dobra, może jednak nie do końca kolejna..."
Dziewczyna przejrzała szafę i wyjęła kilka różnych stroi kąpielowych. Wybór był prosty: czarno-zielony, wiązany strój dwuczęściowy. Jej ulubiony. Założyła go na siebie, obróciła kilka razy przed lusterkiem i z aprobatą zmaterializowała strój żywiołaka wiatru. Krótkie, obcisłe, czarne spodenki i luźna, biała bluzka z czerwoną kokardką. Wraz ze strojem zmieniły się również frotki na kucykach, czego nienawidziła, ponieważ zamiast ozdób, które wybrała rano, na jej włosach znalazły się czerwone kokardki. Do tego założyła dopasowane, czarne baleriny, które nigdy jej nie spadały, ponieważ tak zostały zaczarowane. Sporo za nie zapłaciła, ale buty miała od dwóch lat i świetnie się w nich czuła.
Podeszła do szafki nocnej, otworzyła szufladę i wyjęła z niej dwie mizerykordie, pochwy na udo oraz dwie garoty, które służyły głównie do treningów i poza utratą przytomności, nic poważniejszego nie powodowały. Założyła po jednej garocie na każdą rękę. Idealnie się ukrywały, wyglądając jak nieszkodliwe, złote bransoletki. Po chwili namysłu zamknęła oczy, skupiła się i zdematerializowała sztylety. Oba! Odetchnęła z ulgą, gdy jej się to udało i otarła strużkę potu. Dematerializacja była dla niej znacznie trudniejsza od materializacji, choć podobno innym uczniom zazwyczaj problem sprawiała właśnie materializacja. Zadowolona odłożyła pochwy z powrotem do szafki. Dzisiaj była pełna energii, lata nauki transmutacji nie poszły w las, a i humor jej dopisywał.
Spojrzała na zegarek. ,,Dziesięć minut, znów się nie wyrobiłam w czasie. Cóż, to było do przewidzenia." Prędko zamknęła drzwi i biegiem ruszyła na arenę. Wolała być nawet tą minutę przed czasem. Wokół mnóstwo uczniów kotłowało się i przepychało, by zająć jak najlepsze miejsca. Przecisnęła się tam, gdzie było ich najmniej i skierowała do wejścia dla zawodników.
,,Dam z siebie wszystko!" I z tą pozytywną myślą wkroczyła na ścieżkę ku zwycięstwie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz