,,I w końcu piątek…” Lilian siedziała na parapecie w swoim
pokoju. Wciąż nieprzebrana, w piżamie, z rozwierzchnionymi włosami. W ręce
trzymała pióro, a na kolanach dziewczyny leżał pamiętnik. Nadal nie zamknęła
okna, a biało-złote firanki falowały na wietrze. Wystawiła twarz do słońca i
odruchowo poprawiła wpadające jej do oczu kosmyki włosów, które porwał ze sobą
lekki wiaterek. ,,Pogoda jak zwykle jest piękna. I dobrze, może nawet namówię
nauczyciela, by zajęcia sztuk walki przeprowadził na zewnątrz?”
Kiedy obudziła się o świcie, Araty już nie było. Miejsce
obok niej wciąż było ciepłe, ale nie potrafiła określić, o której wyszedł. Nie
mogła powiedzieć, że była rozczarowana. Wiedziała, że z rana wszystko wróci do
normy. Po prostu liczyła na to… Właściwie na co liczyła? „Lepiej skupię się na
tym, jak odegrać się za numer z chochlikiem. Może zorganizuję jakiś event, na
którym przewodniczący będzie musiał znowu przemawiać? Uczniowie się ucieszą, ja
się przygotuję… A Arata będzie zmuszony coś powiedzieć, już ja o to zadbam…”
Zapisała pomysł na marginesie pamiętnika. Głowę miała pełną
przeróżnych psikusów, ale nie była pewna, co zadziała najlepiej, a chciała
przede wszystkim postawić go pod ścianą, bez możliwości ucieczki. „Zdaje się,
że mamy ze sobą zajęcia sprawnościowe, Arata by tego nie odpuścił… Nie, lepszy
byłby sparing na sztukach walki. W sumie
niemal zawsze kończymy remisem, ale przynajmniej mogłabym się wyżyć i poczuć
choć częściową ulgę.” Ten plan również zapisała w pamiętniku. Właściwie nic nie
stało na przeszkodzie by nie zrealizowała obu, ale sparing na pewno będzie
wcześniej niż impreza, na którą najpierw musi uzyskać pozwolenie.
Westchnęła i zeszła z okna. Dochodziła ósma, pora śniadania
w Głównej Sali Jadalnej. Nie planowała szybkiego powrotu do akademika. Potrzebne
podręczniki znajdują się w klasach, podobnie bronie, a strój sportowy już
wczoraj zaniosła do szatni. Odświeżyła się w łazience, ułożyła włosy w dwa
kucyki i podeszła do szafy. Na szczęście już wieczorem ustaliła, co dzisiaj
ubierze, więc nie musiała robić wszystkiego na ostatnią chwilę.
Zdjęła z wieszaka cały komplet. Dzisiaj postanowiła założyć białą,
krótką, zwiewną sukienkę i czarne bolerko z krótkim rękawkiem. Całości
dopełniał niebieski krawat i czarne podkolanówki. Założyła jeszcze wygodne, ale
eleganckie, czarne buty za kostkę i już była gotowa.
Zamknęła za sobą drzwi, by nie obudzić przypadkiem śpiących
do ostatniego budzika i wyszła na korytarz. Nie zdziwił jej brak uczniów po
drodze do WSJ. W końcu wczoraj wszyscy nieźle pobalowali, chcąc uczcić powrót
do szkoły. Siłą woli, lub raczej burczącego brzucha, powstrzymała się od
pójścia do ogrodów i na Placu Głównym skręciła w stronę szkoły. Przy pomocą
magicznych zdolności szkolnych drzwi przeniosła się od razu do WSJ. Ze
zdumieniem dostrzegła siedzącą przy stoliku mrocznych Riuuk. Podeszła do niej
trochę niepewnie. W końcu skoro były na razie tylko we dwie, to wypadałoby się
przywitać, prawda?
- Dzień dobry Riuuk, wcześnie wstałaś dzisiaj. Spędziłaś
wczoraj ciekawy wieczór, czy od razu poszłaś spać? – Zapytała, w sumie bardziej
z ciekawości niż z grzeczności. – O, mogę się dosiąść? – Zapytała, wskazując wolne miejsce obok dziewczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz