„Oj no, ejże, nie ma co się złościć! To normalne, że
dziewczyna, która nigdzie nie pasuje, wypatruje wszystkich osób, które mogłyby
jej uprzykrzyć życie.” Tak właśnie powinna powiedzieć. Albo i nie, bo to by z
kolei wkurzyło czarnowłosą. Zresztą przecież Lilian też wolała wiedzieć z kim
ma do czynienia i obserwowała ludzi. Ciężko uwierzyć, że chłopcy nie wiedzieli
nic o nich. Ale jednak, w jednym Riuuk zalazła Lilian za skórę i choćby dlatego
nie bardzo jej się uśmiechało łagodzić ostre słowa chłopców.
„Za lenistwo jeszcze nie karzą, więc zamierzam korzystać
dopóty, dopóki jest to dozwolone.” Pomyślała Lilian. Powstrzymała się jednak w
ostatniej chwili od dodania tego komentarza, choć kąciki jej uśmiechniętych ust
lekko zadrgały z gniewu. Nienawidziła tego typu komentarzy. No bo w końcu jak
ona śmie twierdzić, że Lily wymiguje się od obowiązków pełnionych w Samorządzie?!
Ona po prostu uważała, że Arata lepiej pasuje na przewodniczącego szkoły, a
obowiązkami dzielą się po równo. Co prawda mieli czasem spiny, ale ogólnie go lubiła. Zdecydowanie natomiast nie polubi tej dziewczyny. Takie
indywidualności tylko przysparzają problemów, a do niczego się nie przydają.
Zawsze można byłoby coś na nią zwalić, ale wątpiła by Riuuk była zdolna do
wzięcia na siebie winy za cokolwiek, nawet dla osoby, którą uważa za swoją
przyjaciółkę.
Lilian uderzała monotonnie lizakiem o wysuniętą, dolną wargę
i pogrążyła się w rozmyślaniach. „Jedno trzeba jej oddać, ma dobry gust, gdy w
grę wchodzą słodycze, ale tym mnie nie kupiła.” Za to Milo wydał się
interesującą osobą, a Jonah bardzo różni się od jej wyobrażenia o nim, co
również zastanawiało dziewczynę.
Po tej wymianie słodkości i uśmiechów między dziewczynami, w
towarzystwie nastała niezręczna cisza. Lily była tak zamyślona, że zauważyła
owy nastrój dopiero, gdy lizak całkowicie się rozpuścił. Nikt nic nie mówił,
nie wyglądało również na to, by ktokolwiek zamierzał się ruszyć. Postanowiła
zareagować jako pierwsza. – W porządku. Musicie mi wybaczyć, ale mam do
załatwienia kilka istotnych spraw organizacyjnych przed apelem. Dziękuję za
lizaka Riuuk Przecierająca Szlaki. Do zobaczenia. – Pomachała im z uśmiechem i
odeszła tą samą drogą, którą przyszła.
„Została godzina huh… Kto by pomyślał, że czas tak szybko zleci w
ich towarzystwie.” Gdy Lilian była pewna, że zniknęła im z pola widzenia,
zainkantowała zaklęcie i uniosła się nad ziemię. Uwielbiała latać, ale nie
przepadała za chwaleniem się swoimi umiejętnościami przed innymi, więc robiła
to tylko w „swoim” miejscu. Jak widać to już dłużej nie będzie jej miejsce, bo
za dużo osób o nim wie, ale przy odrobinie szczęścia, może wciąż szybować po
różanym labiryncie. Tutaj zapach kwiatów był nawet intensywniejszy niż ten w
ogrodach, ale tym razem nie zwróciła na niego większej uwagi…
Czy kiedykolwiek biegliście tak szybko, że myśleliście, że
serce wyskoczy wam z piersi? Latanie porównywać można do stanu upojenia. Nie
czuła się jednak otępiała, a bardziej jakby całe jej ciało odżyło. Wszystkie
troski uleciały gdzieś daleko, a jej umysł był wreszcie wolny. Nie musiała
myśleć o niczym, niczym się przejmować czy czymkolwiek martwić… Po prostu była.
Zupełnie, jakby na całym świecie
istniała tylko ona i świst wiatru w uszach, który miesza się w szalonym tańcu z
łomotem jej przyspieszonego tętna.
Wyłączyła myślenie. Jej ciało wiedziało co robić, a ona
ufała całkowicie swojej magii. Mknęła między znajomymi zakrętami. Rozmazane
żywopłoty wokół niej, opór wiatru, który dla niej nie miał znaczenia, czy blask
słońca rażący po oczach… Pędziła przed siebie i gdyby tylko mogła, to w tym
stanie już by została.
Ale nie mogła. Z każdą chwilą była bliżej końca, którego
wcale nie chciała ujrzeć. Zwolniła swój lot. Czuła, że za chwilę upadnie. Stopy
uderzyły w ziemię, a jej serce podskoczyło do gardła. Wszystko działo się jakby
w zwolnionym tempie, kiedy żywiołak wiatru pomagał jej utrzymać równowagę. Dla
kogoś, kto się jej przyglądał, wylądowała z gracją, ale w rzeczywistości była
to najgorsza część latania. Właśnie dlatego wiele osób w ogóle rezygnowało z
nauki.
Wyszła z labiryntu i wmieszała się w tłum uczniów, którzy na
szczęście dzisiaj byli zbyt zajęci własnymi sprawami i jej nie zaczepiali. Szła
dość szybko i po niedługim czasie dotarła do jadalni, gdzie jak zwykle odbyć
miał się pierwszy apel. Pomachała już na wejściu Aracie, który omawiał
ostatnie przygotowania z dyrektorem i wzięła się do pracy. „Dość na dzisiaj
tego lenistwa. Choć zjadłabym jeszcze jednego lizaka…”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz