sobota, 9 maja 2015

Od Jonah do Riuuk

Apel był taki sam, jak co roku. Jak zwykle przewodniczący, wlatujący na tym samym co zawsze smoku, wygłaszający kilka słów, które mają być przemową i w całą resztę wrabiający wiceprzewodniczącą Lily. Jako, że znał tę formułkę na pamięć, nawet nie udawał, że słucha. Nie. Za to obserwował, jak Riuuk bawi się swoim strasznym ostrzem. Nie mógł oderwać wzroku. Siedział z tyłu, przy samym brzegu, co umożliwiło mu jak najszybsze ulotnienie się z sali, kiedy tylko apel się skończył. Poszedł do swojego pokoju, żeby przygotować się do festynu w Lesie Słonecznych Promieni. Postanowił, że tam się właśnie wybierze, żeby się odstresować po całym tym pierwszym dniu.
Przygotowania nie trwały długo. Wystarczyło, że przebrał się w strój, w którym nie będzie się za bardzo wyróżniać z tłumu i zabrał torbę na ramię, do której schował pieniądze. Być może znajdzie się coś, co będzie chciał kupić, a w takim wypadku przyda się coś, w czym będzie mógł to przetransportować. Jeszcze tylko przyczepił do paska magiczne pistolety i był gotowy do drogi. Wyszedł z pokoju i skierował się w stronę Teleportów.
Już miał wejść do teleportu, który przetransportowałby go do Lasu Słonecznych Promieni, kiedy usłyszał swoie imię. Rozejrzał się dookoła i okazało się, że to Riuuk. "I tyle z odpoczywania od stresu."
 - Tak, dokładnie tam się wybieram. Dzisiejszy dzień był strasznie męczący. - Nie wypadało udawać, że nie słyszał, więc odpowiedział. Spojrzał na zwierzę siedzące jak papuga na ramieniu dziewczyny. - Ładny kot, jak ma na imię? 
Postanowił w taki sposób podtrzymać rozmowę, żeby nie zaległa między nimi ta krępująca cisza, która powstaje zawsze, kiedy rozmowa się nie klei. Nie lubił takich sytuacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz