Mógł zrobić w tym momencie wiele różnych rzeczy. Mógł
myśleć o wielu różnych rzeczach. Jednak całą swoją życiową
energię postanowił poświęcić na zastanowienie się nad jedną
tylko sprawą: czy gdzieś na świecie organizują zawody na
największego idiotę. Bo jeśli tak to powinien zgłosić swoją
kandydaturę. W świetle ostatnich wydarzeń wygląda na to, że nikt
nie miałby z nim najmniejszych szans. Bo jak głupim trzeba być,
żeby jednego dnia władować się radośnie w sam środek
rozsypanych na ziemi gwoździ, pozwolić, żeby Magia rozpieprzyła
ci ciało od środka, i na sam koniec dać się podziurawić jakiejś
ninja-psychopatce, która nie ma do roboty nic ciekawszego od
uskuteczniania jakiś krzywych wygibasów w samym środku nocy.
Był na siebie strasznie wkurzony. Do tej pory był pewny, że ma cały mózg. Mało tego, uważał się za dość sprytnego. Jednak wygląda na to, że przebywanie w tak bezpiecznym środowisku stępiło jego zmysły i czuł, że powoli zmienia się w zwykłego dachowca. "Alicja byłaby z siebie dumna, gdyby mnie teraz widziała" pomyślał. Alicja... Przed oczami stanęła mu rudowłosa piękność, ściskająca w ręku miecz. Miecz, który sam jej ofiarował, miecz, który wcześniej należał do jego ukochanej królowej, Białej. Uwielbiał ją w tym bojowym wydaniu, kiedy jej płomienne włosy wysuwały się pojedynczymi pasami ze skórzanego rzemyka, którym je spinała, i kiedy w jej zielonych oczach błyszczała ta nieposkromiona pewność siebie i odwaga. Kiedyś widział w nich też sprawiedliwość, jednak ta jedna rzecz jej z czasem, delikatnie mówiąc, przeszła. Rozmyślając nad jej blado-mleczną cerą, usnutą na twarzy uroczymi piegami, doszedł do wniosku, że może zabicie jej za pomocą magii ognia będzie ciekawsze, niż miażdżąca magia północy, którą preferował do tej pory. Westchnął. Decyzja była naprawdę trudna. W końcu Alicja miała, jak każdy człowiek, tylko jedno życie, więc musiał coś wybrać... Fakt, że nawet w tym aspekcie istnienie "wybrańca" stanowiło dla niego kolejny problem, sprawił, że wkurzała go jeszcze bardziej.
Był na siebie strasznie wkurzony. Do tej pory był pewny, że ma cały mózg. Mało tego, uważał się za dość sprytnego. Jednak wygląda na to, że przebywanie w tak bezpiecznym środowisku stępiło jego zmysły i czuł, że powoli zmienia się w zwykłego dachowca. "Alicja byłaby z siebie dumna, gdyby mnie teraz widziała" pomyślał. Alicja... Przed oczami stanęła mu rudowłosa piękność, ściskająca w ręku miecz. Miecz, który sam jej ofiarował, miecz, który wcześniej należał do jego ukochanej królowej, Białej. Uwielbiał ją w tym bojowym wydaniu, kiedy jej płomienne włosy wysuwały się pojedynczymi pasami ze skórzanego rzemyka, którym je spinała, i kiedy w jej zielonych oczach błyszczała ta nieposkromiona pewność siebie i odwaga. Kiedyś widział w nich też sprawiedliwość, jednak ta jedna rzecz jej z czasem, delikatnie mówiąc, przeszła. Rozmyślając nad jej blado-mleczną cerą, usnutą na twarzy uroczymi piegami, doszedł do wniosku, że może zabicie jej za pomocą magii ognia będzie ciekawsze, niż miażdżąca magia północy, którą preferował do tej pory. Westchnął. Decyzja była naprawdę trudna. W końcu Alicja miała, jak każdy człowiek, tylko jedno życie, więc musiał coś wybrać... Fakt, że nawet w tym aspekcie istnienie "wybrańca" stanowiło dla niego kolejny problem, sprawił, że wkurzała go jeszcze bardziej.
Dopiero po tych przemyśleniach (do których koniec końców
doszedł tylko do tego, że jest tak głupi, że nawet w konkursie na
największego idiotę zająłby drugie miejsce) znalazł chwilę, by
dokładniej przyjrzeć się pokojowi, w którym się znajdował. Nic
specjalnego, duże łóżko, okno ze zdobnymi zasłonami, przez
które przebijały się już promienie wschodzącego słońca,
jakieś toporne biurko w rogu, zaraz obok równie duża, drewniana
komoda i dwa staromodne, eleganckie fotele z jasnymi, lekko już
wysłużonymi obiciami – typowy pokój w dominatorium Akademii. W
pokoju nie było nikogo, a on sam leżał na miękkiej poduszce na
łóżku,. Wygląda na to, że spędził tu całą noc. Pamiętał
tylko jak ta cała Riuuk postrzeliła go w Ogrodach, a potem odurzyła
tymi okropnymi środkami, do których często uciekali się ludzie w
tym świecie. Nie pamiętał, żeby w Krainie Czarów ktoś bawił
się w takie podchody – zabijasz, albo nie, proste i przejrzyste.
Rzeczywiście, istniała magia zdolna tylko pozbawiać przytomności,
były również zioła o podobnych właściwościach do substancji,
których użyła na nim ta pseudozabójczyni, jednak jedyne z czym
się one Kotu kojarzyły, to ogry i trolle, które na większe okazje
lubiły zjadać swoje ofiary żywcem, ale nie przystało, by te
wyrywały się i wydzierały wniebogłosy.
Mimo wszystko pogratulował sobie w myślach, że zachował zimną krew i nie próbował użyć magii, gdy dziewczyna zbliżyła się, by go odurzyć. Dzięki temu jego tajemnica nie wyszła na jaw i wciąż jest dla mieszkańców Akademii zwykłym futrzakiem. Przynajmniej na razie, bo bardzo niepokoił go fakt, że przebywa teraz w pokoju jednej z silniejszych uczennic, której na dodatek, w przeciwieństwie do większości uczących się tu smarkaczy, zdarzało się myśleć. I która miała kota... Kot zdawał sobie sprawę, że w obecności innych przedstawicieli swojego gatunku jest najmniej bezpieczny, z łatwością mogą oni dostrzec różnice, które czynią go zmiennokształtym.
Mimo wszystko pogratulował sobie w myślach, że zachował zimną krew i nie próbował użyć magii, gdy dziewczyna zbliżyła się, by go odurzyć. Dzięki temu jego tajemnica nie wyszła na jaw i wciąż jest dla mieszkańców Akademii zwykłym futrzakiem. Przynajmniej na razie, bo bardzo niepokoił go fakt, że przebywa teraz w pokoju jednej z silniejszych uczennic, której na dodatek, w przeciwieństwie do większości uczących się tu smarkaczy, zdarzało się myśleć. I która miała kota... Kot zdawał sobie sprawę, że w obecności innych przedstawicieli swojego gatunku jest najmniej bezpieczny, z łatwością mogą oni dostrzec różnice, które czynią go zmiennokształtym.
Spróbował przewrócić się na drugi bok, by sprawdzić, czy
środki osłabły na tyle, żeby mógł się bez trudu poruszać i
zauważył, że nie czuje już bólu, ani tam gdzie przebiły go noże
tej chorej psychopatki, ani w miejscu ran na łapach. Musiała użyć
jakiejś magii leczniczej... o nie, cholera, nie! Jego ciało, tak
podatne na magię, pozbawione jego kontroli mogło zrobić dosłownie
wszystko! Niech to wszystko szlag! W myślach przeklinał swoją
spektakularną głupotę i pecha, jaki spotkał go tej nocy... jeśli
jednak wciąż tu jest, pozostawiony sam sobie, to jest cień
nadziei, że może nie odwalił nic dziwnego... Może jakimś cudem,
skoro mózg się inteligencją nie popisał, to chociaż ciało nie
poczuło się w obowiązku robić mu w takiej chwili na złość!!!
Nagle drzwi się otworzyły, a do pokoju weszła czarnowłosa dziewczyna. Była ubrana w wysokie buty, wąskie skórzane
spodnie, a także przylegającą do ciała bawełnianą, sportową
koszulkę. Na ramiona zarzuciła lekki płaszcz w ciemnym odcieniu,
a przy pasie przywieszone były wąskie noże i mniejsze saszetki
podróżne. Jak na skrytobójcę przystało, również w płaszczu
ukryta była broń. Dziewczyna w jednej ręce ściskała niewielką
torbę, zapakowaną najpotrzebniejszymi rzeczami, w drugiej natomiast
znajdował się jej ukochany miecz, który delikatnie i z gracją
ułożyła teraz na biurku. Za nią do pokoju wśliznął się czarny
kot. Zwierzak natychmiast skierował się w stronę łóżka. Przybysz
zbliżył się do leżącego na poduszce Kota, a odcień jego oczu ze
spokojnego błękitu przyjął kolor jaskrawej żółci i wbijał
ciekawskie spojrzenie w ofiarę swojej przyjaciółki.
-Wygląda na to, że nasz dachowiec się obudził – rzucił do
Riuuk.
-Tak szybko? - dziewczyna zdziwiła się i podeszła do łóżka. -
Na zwykłe istoty środki powinny działać znacznie dłużej.
-Na zwykłe tak. - Powiedział jej towarzysz, a jego źrenice
zwęziły się.
Kot poczuł jak dreszcz przerażenia przebiega mu po plecach.
-Miauuu...- stęknął cicho. "Udawaj debila" powtarzał
sobie w myślach. "Sądząc po wczorajszym, nie musisz się
nawet specjalnie starać."
-Co masz na myśli, Kocie? - Spytała Riuuk, gładząc białą dłonią
fioletowe futerko swojej nieszczęsnej ofiary. Spojrzała na Kota
przepraszająco, jakby miało mu to wynagrodzić te wszystkie zawały
serca, do których prawie doprowadziła go w ciągu ostatnich kilku
godzin.
-Nic szczególnego. - Brzmiała odpowiedź. - Przynajmniej nie na
razie. Teraz jednak powinniśmy wyruszać. Bierz po co przyszłaś,
bo czeka nas długa droga do Smoczych Gór, a już zaczęło świtać.
Jej towarzysz ześliznął się z łóżka i powoli skierował w
stronę drzwi.
Smocze Góry... Kot czytał kiedyś o tym miejscu, gdy próbował
dowiedzieć się czegoś o tym świecie. To jedno z najobfitszych w
magię miejsc, które tu występują. Z trudem powstrzymał
zakradający mu się na pysk uśmiech. Wyruszenie tam samemu,
zwłaszcza w kociej postaci, której wolał w tym świecie nie
opuszczać, było bardzo ryzykowne - zwłaszcza, gdy zostało ci
tylko jedno życie. Ale jeśli zabierze się z tą dwójką, jest szansa, że dotrze tam w jednym kawałku. W Smoczych Górach może być
wystarczająco dużo Magii, by otworzyć portal do Krainy Czarów,
wreszcie mógłby wrócić do domu... Miał w głębokim poważaniu, że
Alicja go wygnała. I tak, gdy ją zabije, nie będzie mogła się
skarżyć. Tylko jak teraz inteligentnie (o ile dla jego mózgu
inteligencja nie była ostatnio pojęciem zbyt abstrakcyjnym) się do
nich doczepić... "Eh... zostaje tylko mój pseudo-urok
osobisty...". Z wytrzeszczonymi na "słodkiego kociaka"
oczami i powstrzymując się, by z odrazy do tego przedstawienia nie
wykitować, wdrapał się na kolana Riuuk i miauknął rozkosznie.
-Co jest, Drugi?
-Drugi?! - Zapytał znajdujący się już prawie przy drzwiach kot.
- Nadałaś mu imię?!
-Co ja poradzę? Ty to Kot, on to kot... Jakoś muszę się w tym
połapać. Ale czego on chce?
-Chyba jest ci wdzięczny. - Jej przyjaciel spojrzał na "Drugiego"
– Mimo że go skrzywdziłaś, nie zostawiłaś go samego.
Widocznie to docenia i chce się odwdzięczyć.
-Odwdzięczyć? Skąd wiesz?
-Prawdopodobnie stąd, że też jestem kotem – spojrzał na nią
sarkastycznie – chce iść z nami.
-Co?! Nie ma mowy?! - Riuuk wstała z łóżka, wciąż ściskając
w rękach fioletowego futrzaka. - Przecież to zwykły kot!
-Nie. To cenny towarzysz. - Po tych słowach kot wyszedł z pokoju.
-Słucham...? - Mruknęła Riuuk do siebie, spoglądając na zwierze
trzymane w ramionach. Nie śmiała jednak wątpić w to, co
usłyszała od długoletniego przyjaciela. Bez słowa przywiesiła
do pasa swój miecz i wyciągnęła z szafki kilka fiolek, których
zapomniała wcześniej i wrzuciła je do plecaka, po czym zawiesiła
go na ramieniu. Ostatni raz obrzuciła spojrzeniem Drugiego i wciąż
niosąc go na rękach zbiegła po schodach, by dogonić
przyjaciela.
Nie zauważyła szyderczego uśmiechu, który mimo woli wkradł
się na pyszczek jej nowego towarzysza.
<Riuuk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz