czwartek, 24 marca 2016

Szokujące zmiany cz. 7 (Lily)

 „Główną oskarżoną… To absolutnie niemożliwe! Czyżby matka mnie sprawdzała? Testowała moją lojalność? Przecież nigdy nie dałam jej ku temu powodu! Nie, to zdecydowanie zbyt drastyczne, nawet jak na nią. Ale podejrzaną w jakiej sprawie? I żeby angażować do tego organizację pokroju armii krajowej… Nie mogę dochodzić do konkluzji zbyt szybko. I pod żadnym pozorem nie mogę jej zaufać! Potrzebuję więcej szczegółów by zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Jeśli jednak ktoś na mnie doniesie... Albo co gorsza, co jeśli moja matka wejdzie w trakcie rozmowy…? Nie mogę, ta rozmowa jest zbyt istotna by obawiać się o to, „co jeśli?” Skup się Freya.”
Lily podprowadziła kobietę do stolika. Obie usiadły, a dziewczyna polała każdej z nich filiżankę herbaty, którą na szczęście wraz z kompletnym serwisem przyniosła wcześniej jedna ze służących. Lily oparła się wygodnie o oparcie krzesła i upiła łyk gorącego napoju, próbując opanować kołatające serce, które jak się zdawało, lada moment wyskoczy z jej piersi.
Lisa dostrzegła, jak wiele myśli kotłuje się w głowie nastolatki, więc również podniosła do ust filiżankę, dając jej tym samym czas na zebranie się w sobie. Kobieta rozglądała się po pokoju dziewczyny z zainteresowaniem. Ostatecznie zebrała się w sobie, jakby chciała mieć tą rozmowę za sobą jak najszybciej.
 – Rozumiem, że masz wiele pytań – zaczęła po chwili. – Wiem, że to, co właśnie powiedziałam, jest dla ciebie ogromnym szokiem i nie potrafię znaleźć słów, by prosić o twoje przebaczenie, ale to sprawa najwyższej rangi i niestety potrzebuję… My potrzebujemy waszej pomocy. – Westchnęła ciężko. Widać było, że cała sytuacja ciąży na niej od dłuższego czasu.
„Ciekawe, jaka sprawa może być na tyle trudna, by stać się brzemieniem dla tak wspaniałej kobiety.” Mimo, że nie znały się od dawna, a właściwie zaledwie od chwili, Lilian czuła, że Wasylisa to niesamowita osoba o wewnętrznej sile, jaką posiada niewielu. Co więcej, pomiędzy nimi unosi się jakaś niewidzialna nić porozumienia, która podpowiadała jej, że może tej kobiecie zaufać. To było tylko przeczucie. Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale mimowolnie opuściła gardę.
- Powiedz mi proszę coś więcej o tej sprawie, którą badacie. Czego właściwie dotyczy śledztwo? – Zapytała, wpatrując się w Lisę zrezygnowana. Musi wyciągnąć od niej jak najwięcej, zanim zdecyduje, co powinna zrobić dalej. Lepiej nie składać obietnic zbyt wcześnie.
Lisa skinęła głową, jakby spodziewając się po niej podobnej reakcji. Przez chwilę zastanawiała się nad czymś, a po chwili przytaknęła głową. „Być może używała jakiegoś talizmanu umożliwiającego telepatię?” – Nie mogę zdradzić ci wiele. Sprawa wciąż jest w toku i nawet my nie mamy wszystkich elementów układanki… Samo jednak dochodzenie dotyczy… Śmierci twojego ojca sprzed lat.
Lilian wzięła głęboki wdech. „To jest poważna sprawa. Czyż ojciec nie zginął powracając ze spotkania rady z ręki rebeliantów?” – To niemożliwe by matka była w to zamieszana. – Odpowiedziała z całą pewnością, kręcąc głową. Była z nią, gdy to się stało. Gdyby nie pomoc lekarstw mogłaby pokazać twarde dowody na potwierdzenie swoich słów,
- Obawiam się, że mamy dowód na jej bezpośredni udział w całym planie. – Odpowiedziała Lisa, kręcąc głową.
Lily siedziała tak, patrząc na nią nieufnie. Jak to możliwe aby zdobyli dowód na zajście, które nie miało miejsca? Świat tak nie działa. A jej matka, choćby weszła w rodzinę poprzez małżeństwo, wciąż była z Mortisów. Ściema i domniemania nie przejdą w żadnym sądzie. Nie gdy ktokolwiek dostrzeże nazwisko widniejące w aktach sprawy. Tak to już działa.
- Rozumiem, że ciężko ci w to uwierzyć, ale jedyne czego potrzebujemy to powodu do jej zatrzymania do czasu rozprawy, zanim skontaktuje się z kimś zdolnym usunąć wszelkie dowody, które posiadamy. Wraz z zebranym materiałem dowodowym zapewniam cię, że nie znajdzie się żadna luka, która pozwoliłaby jej uniknąć kary. – Lisa spojrzała na nią przeszywająco. – Wiem, jak to jest dorastać w rodzinie o wysokim statusie. Te wszystkie wymagania i oczekiwania… Nie wierzę by osoba o charakterze twojej matki była dla ciebie łagodna. Daję ci szansę na wyrwanie się z jej szponów. Szansę, której wiele arystokratek nie ma. Domyślam się, że nie chcesz skończyć w zaaranżowanym małżeństwie z mężczyzną, którego poznasz w dniu ślubu prawda? Może będziesz miała szczęście i trafisz na kogoś na tyle miłego, że będzie cię ignorował przez większość czasu, ale co jeśli tak nie będzie? Aroganccy tyrani w wyższych sferach są tak powszechni jak chmury na niebie…
Lisa wzięła głęboki, uspokajający wdech. Łatwo po tym wybuchu można było stwierdzić, że jej życie nie było usłane różami. „Czego tak naprawdę chcę?” Lilian przymknęła na chwilę oczy. Nie zajęło to długo, by przed jej oczami pojawiły się sceny koncertów, wygłupów z przyjaciółmi, małych przygód, które przeżyła. Chciała wolności. Życia tak, jak tylko tego zapragnie. Poznania świata na własną rękę. Robienia tego, co jej się żywnie podoba. Z drugiej jednak strony… Takie życie wiodła do tej pory. To jej korzenie. To właśnie płynie w jej krwi. Być może się zbuntuje, ale czyż jej serce nie będzie chciało po kilku latach powrócić tutaj, gdzie przynależy? Jak ciężkie by to nie było, zdawała sobie sprawę z tego, że to właśnie jest jej życie i nawet ona sama widzi prawdę jak na dłoni. Jej nazwisko brzmi Mortis…
- Nie wiem, jak wyglądało twoje życie. Być może było momentami cięższe niż moje, ale zapewniam cię, że przeżyłam niemało i również nie miałam lekko. – Odłożyła już pustą filiżankę na talerz, jednak zamilkła na moment i zaczęła obrysowywać palcem jej krawędzie. Zawsze tak robiła, gdy potrzebowała zebrać myśli przy stole. Rysując piąte koło zauważyła identyczny tik u Lisy. Uśmiechnęła się. – Nie potrzebuję wolności od tego stylu życia, jednak pomogę ci z wielu innych powodów, które znajdują się w moim sercu. – „Zrobię to dla siebie, dla Lucasa i dla przyszłości tego domu.”
- Dziękuję. – Powiedziała tylko miękko, będąc w znacznie lepszym stanie ducha niż gdy pierwszy raz się zobaczyły. – To wiele dla nas znaczy. – Być może i użyła słowa „nas”, ale wyraźnie można było wyczytać między wersami, że dziękowała z całego serca we własnym imieniu. – Masz już jakiś plan, jak dostarczyć nam powodu do jej zatrzymania? Po uroczystości goście zostaną jeszcze dwa dni w posiadłości, więc nie musisz się z tym spieszyć.
- Z tym nie będzie problemu. – Głos jej lekko zadrżał. „To nie będzie problemem. Kłopot w tym, czy dożyję momentu aresztowania…” Potrząsnęła głową, pozbywając się czarnych myśli ze swojej głowy. „Nawet jeśli coś mi się stanie, najważniejsze że przestanie sprawiać kłopoty Lucasowi i Aracie.” – Dam wam więc znać o szczegółach gdy tylko upewnię się, że jestem w stanie wykonać plan i zapewnić 100% powodzenie. Nie mogę sobie poradzić na porażkę w tak ważnej sprawie.
- Rozumiem. – Lisa potrząsnęła jej rękę. – Powinnam się już zbierać. – Wstała i ruszyła w kierunku drzwi.
- Lisa?! – Lilian zawołała po chwili. Widząc, że się zatrzymała, podeszła do niej. – Dlaczego wplątaliście w to Aratę? – To wcale nie tak, że martwiła się o niego. Po prostu nie potrafiła dostrzec jego roli w całym planie. Na pewno nie miało to nic wspólnego z jego dobrem. Nic a nic.
Przez moment Lisa przyglądała się jej niepewnie. Po chwili westchnęła. – W wypadku gdybyś nie chciała z nami współpracować, zamierzaliśmy go namówić do pomocy w przekonaniu cię… - Urwała.- W razie gdyby i to nie pomogło, albo odmówiłby nam, otrzymaliśmy rozkazy uciec się do użycia siły przeciw niemu i grozić ci, stawiając jego życie na szali. – Odwróciła wzrok. – Mam nadzieję, że rozumiesz, jak wiele może mnie kosztować powiedzenie ci tego wszystkiego teraz. Wierzę jednak, że to bardzo ważne abyśmy sobie ufały. Inaczej to niemożliwe aby cała sprawa została doprowadzona do końca bez żadnych problemów. To po prostu zbyt ważne aby brać pod uwagę zwykłego chłopaka bez nikogo o potężnym statusie kto by go wspierał… Na pewno rozumiesz do czego dążę.
Lily skinęła powoli głową, wciąż w szoku. Aby posunąć się tak daleko! Jej rodzina naprawdę stoczyła się w oczach innych aby nawet armia krajowa nie obawiała się wykonania ruchu przeciwko nim. – Pójdę już. Pamiętaj o swojej obietnicy. – Lily bezmyślnie skinęła jej głową, a gdy drzwi się zamknęły, uderzyła pięścią w ścianę. Spojrzała po chwili na zranioną rękę i pokręciła głową. To nie w jej stylu stosować przemoc w takich sytuacjach, ale naprawdę miała ochotę olać bal i po prostu zapomnieć się w treningu, uderzając nieruchomy cel nim padnie wyczerpana na ziemię. „Jak mogłam tego nie zauważyć?!”
Usłyszała pukanie do drzwi. – Li…! Ah, Lucas! – Powiedziała, otwierając drzwi. Pokręciła głową i uśmiechnęła się pospiesznie, udając że wszystko jest w najlepszym porządku. – Przepraszam, straciłam poczucie czasu i całkowicie straciłam poczucie czasu!
- Kim jest Li? Nowy chłopak? – Zapytał, unosząc brwi. Nie dając mu czasu na uniesienie ust w tym irytującym, męskim uśmieszku, szybko zaprzeczyła.
- Li to… Jedna z nowych służących baranie!
- Jak to możliwe, że o niej nie słyszałem? I hej, jak możesz nazywać mnie baranem! Barankiem już prędzej!
- Barankiem pocałuj się gdzie słońce nie dochodzi! Li to jedna z tych tymczasowych służek zatrudnionych na czas balu. Miała mi przynieść herbatę. – Powiedziała, wskazując na niemal pusty dzbanek na stole. W całym zdenerwowaniu zapomniała o filiżance Lisy, która stała ewidentnie na stole naprzeciwko jej własnej.
- Znowu bawisz się w przyjęcie dla lalek? Wiem, że zwykłaś to robić jako dziecko, ale to obciach wciąż mieć wymyślonych przyjaciół i nawet wypijać za nich herbatę. – Zaśmiał się z niej, głaszcząc ją po głowie, a ta dyskretnie wypuściła wstrzymywany oddech. „Safe! Przynajmniej na teraz.”
- Nie wiem, co matka kombinuje, ale wygląda na to, że rzeczywiście chodzi o coś więcej niż tylko zdemaskowanie ciebie i Araty. Z jakiegoś powodu kazała całej naszej rodzinie ubrać się w niebiesko-białe barwy, więc mam nadzieję, że nie przygotowałaś zawczasu jakiegoś stroju, bo i tak go nie ubierzesz. Zobaczmy… - Podszedł do łóżka, zauważywszy kreację. Zaczął przeglądać jej garderobę i po chwili zamysłu, odwrócił się w jej stronę, pokazując uniesione kciuki w górę. – Czasem się zastanawiam, czy nie potrafisz przepowiadać przyszłości…
- Nie bądź głupi. Po prostu niebieski i biały to kolory, w których najlepiej się prezentuję, więc mam ich najwięcej. Każdy o tym wie… - Otworzyła szeroko oczy ze zdumienie. – Co ona może kombinować?!
- Nie wiem. Na razie jednak musimy zatańczyć jak nam zagra. Szczególnie z Przewodniczącym na pokładzie. – Skinęła głową. – Uczesać ci włosy?
- Jeśli możesz. – Uśmiechnęła się. Niemal całą resztę czasu pozostałego do balu spędzili wypróbowując różne fryzury, po czym i tak zdecydowali na pozostawienie ich rozpuszczonych. Już gotowi do wyjście, uścisnęli sobie ręce, po czym Lucas wyszedł pierwszy, by nie wywołać nieporozumień. – Powodzenia.
Lily spojrzała po raz ostatni na stolik i po zgaszeniu światła naszła ją jeszcze jedna myśl… „Dlaczego zgłosili się po pomoc do mnie a nie do Lucasa?” Jednak szybko ocknęła się i pobiegła na salę balową. Jeśli się spóźni, matka na pewno jej nie odpuści.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Lily rozglądała się dookoła. Gdy tylko powitała innych gości, znalazła się w sytuacji, gdzie nigdzie nie czuła się na miejscu. Miała wrażenie, że za chwilę świat się skończy, a ona jest jedyną, która zdaje sobie z tego sprawę. To całe utrzymywanie tajemnicy zbierało na niej swoje brzemię.
Rozglądała się niepewnie dookoła. Chyba nigdy nie miała tak wielkiej ochoty na ujrzenie Araty jak w tej chwili. Gdy dostrzegła go przedzierającego się przez tłum, nogi ugięły się pod nią lekko z wdzięczności.
Przepraszam, że musiałaś tyle na mnie czekać. Obiecuję, że to się nie powtórzy. – Widząc go klęczącego przed nią słowa ugrzęzły jej w gardle. „Co on wyprawia?!” Była tak zdumiona, że nie rozumiała ani słowa z tego, co do niej mówił. Po chwili wstał i podał jej dłoń. Spojrzała na jego ciepły uśmiech. W tej chwili nie ważne były słowa. Odtrąciła jego rękę i przytuliła się do niego, zarzucając mu ręce na szyję, a twarz z załzawionymi oczami chowając na jego ramieniu. „Tylko chwilkę. Zaraz znów będę dzielna…”
- Wiesz, co moja mama zrobiła? – Zapytała, wtulając się w jego silne objęcia. Zaczął ją głaskać po głowie uspokajająco.
- Wiem, wiem już wszystko. Obiecuję, że już nigdy cię do niczego nie wykorzysta. Przysięgam, że będę twoja tarczą. Jedno twoje słowo, a to wszystko się skończy Lily, musisz mi tylko zaufać... – „Zaufać?”
- Arata to… - Nie zdążyła odpowiedzieć, kiedy czyjaś ręka zacisnęła się żelaznym uściskiem na jej ramieniu, odrywając ją od chłopaka. Spojrzała ze złością na sprawcę, ale szybko spuściła wzrok, widząc znajomą twarz. Nieważne jak bardzo chciała być dzielna wystarczyło jedno spojrzenie tej kobiety, a cała jej odwaga ulatywała w oka mgnieniu z e zrezygnowanego ciała.
- Lepiej zacznij się uśmiechać. Dzisiaj mamy wspaniałą okazję do świętowania. – Lily usłyszała tylko szept w swojej głowie, który brzmiał jak syczenie najgroźniejszego węża. Wzdrygnęła się, ale lata praktyki nie poszły na marne. Wyprostowała się, uniosła dumnie podbródek i uśmiechnęła się tak promiennie, że nawet jej usta zdawały się odczuwać presję.
Jednak ludzie dookoła kompletnie nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo jej nogi, które z taką elegancją stawiają kolejne kroki, drżały ze strachu. Widzieli jedynie ładną buzię i aurę osoby z wyższych sfer, jaką roztaczała swoją prezencją. Zaśmiała się w duchu. Gdyby tylko widzieli ją w jakimkolwiek innym dniu w posiadłości…
Doszły do podium obok orkiestry, gdzie dołączył do nich Lucas. Chłopak wyglądał niesamowicie, nawet ona musiała przyznać, że charyzma lidera otaczająca go na co dzień był szczególnie podkreślona przez ubiór jaki miał na sobie.
- Ukhm… - Jej matka odchrząknęła. – Witam serdecznie wszystkich zebranych na dzisiejszym balu, który jest dla mnie niezwykle ważną uroczystością. Proszę wszystkich o odebranie kieliszków szampana od kelnerów roznoszących je na tacy. – Odczekała chwilkę. Lily otrzymała swój kieliszek i spojrzała na matkę kątem oka. „Co ona kombinuje?”
Ostatni raz omiatając salę spojrzeniem, kąciki jej ust uniosły się w zadowoleniu. Podniosła kieliszek, a zebrani podążyli za przykładem. – Chciałabym dzisiaj wznieść toast za moje dzieci, które napawają mnie wielką radością. – „O czym ona mówi?” – W dniu dzisiejszym zostanie wam przedstawiony następca i kolejna głowa rodziny Mortisów, ponieważ zdecydowałam się usunąć w cień i zamieszkać w naszym małym domku na wsi… - Przez salę przebiegła masa ściszonych „ochów i achów” niedowierzania. Nawet Lily zamarzła na swoim miejscu, nie wiedząc, jak się zachować. „Co takiego?!”
- Nową głową rodziny stanie się najstarszy z moich synów Christopher Adrien Mortis! – Na sali jak można się spodziewać nie tylko nie rozniosły się brawa, ale zapanowała grobowa cisza. Lily spojrzała na brata, nie rozumiejąc sytuacji. Ten jednak otworzył oczy w nagłym zrozumieniu i uśmiechnął się szeroko...
- Tutaj słoneczko, zdążyłaś się napatrzeć w tamtym kierunku. – Usłyszała niski szept, który wydawał jej się dziwnie znajomy, a zarazem obcy. Zaborczy, zupełnie jak jego uścisk. Zadrżała wdychając słodki, niemal narkotyzujący zapach ciała, które przypierało ją do siebie. Chciała się wyrwać, jednak nie miała władzy nad własnymi kończynami. Poczuła rękę na swojej twarzy, która zakryła jej oczy.


– Możecie mnie nie znać, ponieważ wychowywałem się w odosobnieniu, wraz z gronem nauczycieli i moich przodków, których dusze dawały mi swoje nauki. Ja jednak znam was wszystkich i zapewniam, że jestem więcej niż kompetentny aby przejąć powierzoną mi rolę. – Usłyszała jego śmiech, czysty jak dzwoneczki kołysane przez wiatr. Śmiech, który niósł ze sobą siłę i pewność siebie, jakiej jeszcze nie doświadczyła. – Jednak pomówimy o wszystkim jutrzejszego dnia, a dzisiejszego wieczora bawmy się na tym wspaniałym balu wyprawionym przez moją matkę. Pozwólcie, że rozpocznę pierwszym tańcem z moją ukochaną siostrą, której nie widziałem od wielu lat…
„Jak to możliwe?! Co tutaj się wyprawia?! To niemożliwe, to nieprawda!” Chciała krzyczeć, a jednak nie potrafiła wydobyć z siebie dźwięku. Chciała zapytać o wszystko Lucasa, spojrzeć na tego tajemniczego, starszego brata, a jednak była skutecznie blokowana przy każdej próbie zrobienia którejkolwiek z tych rzeczy.
Rozbrzmiała muzyka. Silna dłoń złapała jej własną, a druga uchwyciła ją w talii, uwalniając jej wzrok. Została pociągnięta na parkiet. Nie zdołała jednak spojrzeć na chłopaka, ponieważ oślepiły ją światła żyrandoli, a w następnej chwili jej głowa znajdowała się w zagłębieniu ramienia chłopaka. Tańczyli przez niemal całą piosenkę, ona jakby w transie i on, którego klatka wibrowała, ledwie powstrzymując wybuch śmiechu.
- Dlaczego? – Wydusiła cichutko, a i tak zabrało jej to całą energię jaką potrafiła z siebie wykrzesać. W dodatku sama nie była pewna, o co właściwie pyta.

- Ponieważ mój młodszy brat bliźniak miał okazję cieszyć się twoją obecnością całe życie, a teraz mam ochotę nadrobić stracony czas. – Mruknął, unosząc rękę z jej pleców i czule głaszcząc ją po głowie. – Tęskniłem Freya. Cieszę się, że Luca dotrzymał naszej umowy… Choć spodziewałem się tego. W końcu jesteś moja, a on zrobiłby dla mnie wszystko. - „Co takiego?! Lucas on… Wiedział? Lucas nie jest głową rodziny i był tego świadomy przez cały czas… Okłamał mnie. I co to za umowy o których wspomina Christoph? Huh? Dlaczego nazwałam go Christoph? I to zapewne dlatego Lisa… Ale skąd wiedziała? I dlaczego ja byłam jedyną niewtajemniczoną?!” Nagle wiele rzeczy nabrało sensu, a jednocześnie w jej głowie zrodziło się jeszcze więcej pytań. Lily czuła się zbyt oszukana i oszołomiona by zrobić cokolwiek… ,,Chciałabym w tej chwili choć jedną rzecz, która jest prawdziwa..."
<Arata?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz