niedziela, 4 grudnia 2016

Wyprawa pełna przygód cz. 3 (Lily)

„A pal licho i niech go piorun trzaśnie! Pacan, idiota, głąb!” – Nienawidzę cię! – Rzuciła do chłopaka i wciąż jeszcze mokra, pobiegła do wyjścia. Co prawda mogła wysuszyć ubrania sama, ale wiedziała, jak kiepsko wygląda w tym stanie i postanowiła użyć tego na swoją korzyść. „Skoro on postanowił uciec się do brudnych zagrywek, to ja też nie będę się wstrzymywać…”
Biegnąc, kopnęła z całej siły w przeklęty taboret, który odleciał nie wiadomo gdzie, tłukąc po drodze kilka starych wazonów, ustawionych w rogu. Niewzruszona, biegła dalej. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zapomniała o leżącym na podłodze wiaderku, o które potknęła się z rozpędu i upadła, kalecząc oba kolana. Niemniej dziewczyna wstała nie bacząc na bolące otarcia i biegła dalej. W końcu usłyszała, jak zdezorientowany chłopak rzuca się za nią w pościg. – Virval. – Wyszeptała zaklęcie i momentalnie poczuła, jak jej ciało staje się niesamowicie lekkie za sprawą magii, a jej prędkość się niemal potroiła.
- Lily, czekaj! To był tylko głupi żart! Czekaj, porozmawiajmy…! – Słyszała oddalające się krzyki chłopaka, ale zignorowała je wszystkie. Okej, wiedziała, że związki nie są łatwe. Cóż, te z porządnymi chłopakami może i nie są takie trudne, ale gdy twoim partnerem jest ktoś pokroju Araty… Cóż, stają się tysiąc razy trudniejsze. Dobra więc, była przygotowana na to, że będzie to wymagało od niej dużo tolerancji i cierpliwości. Postanowiła nawet, że okazjonalne pocałunki, które są tak bardzo pomocne w uwalnianiu jego smoków, nie zaszkodzą jej. Ale kto by pomyślał, że ten baran nazwie ją łatwą?! Nie żeby nigdy nie słyszała obelg kierowanych pod swoim adresem, ale żeby własny chłopak powiedział to do niej w sytuacji kiedy sam przyparł ją swoim ciałem do sofy? Oj nie, tego jednego nie puści mu płazem…
- Um… Lily?! – Usłyszała czyjś głos, wołający jej imię. Zatrzymała się gwałtownie i odwróciła, wypatrując tej osoby. Już miała wrócić do biegu, bo nie mogła nikogo znaleźć, gdy ponownie usłyszała wołanie. – Tutaj, pod drzewem!
- Ahhh! – Lily spojrzała na dziewczynę, którą poturbowała wcześniej w drodze do tego palanta Araty. – Hej! – Zawołała, machając jej ręką, po czym odwróciła się by dalej biec.
- Lily! – Ponownie usłyszała wołanie i zdziwiona spojrzała na Vi… Na… Po… „Zaraz, zaraz, jak miała na imię ta dziewczyna?” Niemniej Lily podeszła do niej i rozglądając dookoła, powoli usiadła obok.
- Hej, co jest? – Zapytała, zastanawiając się, o co też mogło dziewczynie chodzić. W końcu nie znały się zbyt długo. Albo i wcale. – Przepraszam za wcześniej. Przez długi czas nie było mnie w Akademii, a ty byłaś właściwie pierwszą, normalną osobą na jaką się natknęłam i zrobiłam się ekscesywnie gadatliwa w twoim towarzystwie. – Wyciągnęła rękę do dziewczyny. – Jestem Lilian Mortis, choć wszyscy wołają na mnie Lily, wiceprzewodnicząca samorządu uczniowskiego, więc w razie gdybyś miała jakiekolwiek pytania, nie krępuj się do mnie podejść.
- Corinne Hunter, choć wszyscy wołają po prostu Cori, nowa uczennica wydziału Kruka. – Uścisnęły ręce w geście powitania i uśmiechnęły się do siebie. – Właściwie to mam kilka pytań. Przede wszystkim: Czy wiesz, gdzie teraz jesteśmy? I jak się stąd dostać do Akademika. Bo jakkolwiek bym nie patrzyła na tą mapę, to nic mi te linie nie mówią…
- Znam to. Nie przejmuj się, wbrew pozorom nie ma dużo do zapamiętywania w naszej szkole. Jeśli masz teraz trochę czasu, to mogę cię oprowadzić… – Lilian wzruszyła ramionami.
- Naprawdę? Dzięki wielkie, to byłoby na pewno dużą pomocą dla mnie. Ale jesteś pewna, że masz na to czas? Wcześniej wyglądało to tak, jakbyś bardzo się gdzieś spieszyła… Po prostu nie chcę ci się narzucać. – Cori spojrzała na nią z powątpiewaniem.
- Ah, tamto? – Dziewczyna machnęła ręką. – Nie przejmuj się, to już załatwione. – Wstała i podała jej rękę, którą Cori przyjęła. – Co powiesz na to, że odwdzięczysz mi się, po prostu słuchając tego, co mam do powiedzenia?
- Jasne? – Powiedziała pytająco niż twierdząco. Lily roześmiała się pogodnie. – Ale nie chciałabyś najpierw wysuszyć ubrań? Bo wiesz, nie żeby coś, ale wyglądasz…
Lily spojrzała po sobie i pokręciła głową, mamrocząc kilka przekleństw w stronę Araty. – Incinerato. – Mruknęła, a jej ubranie momentalnie stało się suche. – Dzięki, kompletnie o tym zapomniałam. – Widząc niedowierzającą minę dziewczyny mogła tylko pokręcić głową. – To… Naprawdę długa historia.
- Aha. Nie ma sprawy. – Powiedziała, a ja Lily odetchnęła z ulgą.

- No więc teraz jesteśmy między błoniami, czyli szkolnym ogrodem, a placem głównym, skąd właściwie różnymi drogami kierujesz się do wszystkich lokacji w szkole. Jest tutaj również mapa szkoły i tablica informacyjna. – Zaczęła Lily oprowadzanie z wielką pasją. Od dawna nie miała okazji oprowadzać nikogo po szkole. Rzadko ich szkoła dostaje kogoś, kto zaczyna od wyższego roku, a nawet jeśli, to oprowadzają ich inni członkowie samorządu do tego wyznaczeni. – Idąc tą ścieżką do końca dojdziesz do Wieży Astronomicznej. Prawdę mówiąc od dawna nie prowadzi się tam zajęć, pomieszczenie służy głównie jako graciarnia, a jedyną przydatną rzeczą jest w niej ogromny zegar, który wybija godziny. Prywatnie jednak mogę ci powiedzieć, że pary lubią zakradać się tam w wolnym czasie wieczorami i obserwować gwiazdy,  przynajmniej tak wszyscy twierdzą. Niemniej widok nieba jest tam zdecydowanie najlepszy na całym kampusie…
<Arata? Cori?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz