„A pal licho i niech go
piorun trzaśnie! Pacan, idiota, głąb!” – Nienawidzę cię! – Rzuciła do chłopaka
i wciąż jeszcze mokra, pobiegła do wyjścia. Co prawda mogła wysuszyć ubrania
sama, ale wiedziała, jak kiepsko wygląda w tym stanie i postanowiła użyć tego
na swoją korzyść. „Skoro on postanowił uciec się do brudnych zagrywek, to ja
też nie będę się wstrzymywać…”
Biegnąc, kopnęła z całej
siły w przeklęty taboret, który odleciał nie wiadomo gdzie, tłukąc po drodze
kilka starych wazonów, ustawionych w rogu. Niewzruszona, biegła dalej. Wszystko
byłoby w porządku, gdyby nie zapomniała o leżącym na podłodze wiaderku, o które
potknęła się z rozpędu i upadła, kalecząc oba kolana. Niemniej dziewczyna
wstała nie bacząc na bolące otarcia i biegła dalej. W końcu usłyszała, jak
zdezorientowany chłopak rzuca się za nią w pościg. – Virval. – Wyszeptała zaklęcie
i momentalnie poczuła, jak jej ciało staje się niesamowicie lekkie za sprawą
magii, a jej prędkość się niemal potroiła.
- Lily, czekaj! To był
tylko głupi żart! Czekaj, porozmawiajmy…! – Słyszała oddalające się krzyki
chłopaka, ale zignorowała je wszystkie. Okej, wiedziała, że związki nie są
łatwe. Cóż, te z porządnymi chłopakami może i nie są takie trudne, ale gdy
twoim partnerem jest ktoś pokroju Araty… Cóż, stają się tysiąc razy
trudniejsze. Dobra więc, była przygotowana na to, że będzie to wymagało od niej
dużo tolerancji i cierpliwości. Postanowiła nawet, że okazjonalne pocałunki,
które są tak bardzo pomocne w uwalnianiu jego smoków, nie zaszkodzą jej. Ale
kto by pomyślał, że ten baran nazwie ją łatwą?! Nie żeby nigdy nie słyszała
obelg kierowanych pod swoim adresem, ale żeby własny chłopak powiedział to do
niej w sytuacji kiedy sam przyparł ją swoim ciałem do sofy? Oj nie, tego
jednego nie puści mu płazem…
- Um… Lily?! – Usłyszała czyjś
głos, wołający jej imię. Zatrzymała się gwałtownie i odwróciła, wypatrując tej
osoby. Już miała wrócić do biegu, bo nie mogła nikogo znaleźć, gdy ponownie
usłyszała wołanie. – Tutaj, pod drzewem!
- Ahhh! – Lily spojrzała
na dziewczynę, którą poturbowała wcześniej w drodze do tego palanta Araty. –
Hej! – Zawołała, machając jej ręką, po czym odwróciła się by dalej biec.
- Lily! – Ponownie usłyszała
wołanie i zdziwiona spojrzała na Vi… Na… Po… „Zaraz, zaraz, jak miała na imię
ta dziewczyna?” Niemniej Lily podeszła do niej i rozglądając dookoła, powoli
usiadła obok.
- Hej, co jest? –
Zapytała, zastanawiając się, o co też mogło dziewczynie chodzić. W końcu nie
znały się zbyt długo. Albo i wcale. – Przepraszam za wcześniej. Przez długi
czas nie było mnie w Akademii, a ty byłaś właściwie pierwszą, normalną osobą na
jaką się natknęłam i zrobiłam się ekscesywnie gadatliwa w twoim towarzystwie. –
Wyciągnęła rękę do dziewczyny. – Jestem Lilian Mortis, choć wszyscy wołają na
mnie Lily, wiceprzewodnicząca samorządu uczniowskiego, więc w razie gdybyś
miała jakiekolwiek pytania, nie krępuj się do mnie podejść.
- Corinne Hunter, choć
wszyscy wołają po prostu Cori, nowa uczennica wydziału Kruka. – Uścisnęły ręce
w geście powitania i uśmiechnęły się do siebie. – Właściwie to mam kilka pytań.
Przede wszystkim: Czy wiesz, gdzie teraz jesteśmy? I jak się stąd dostać do
Akademika. Bo jakkolwiek bym nie patrzyła na tą mapę, to nic mi te linie nie
mówią…
- Znam to. Nie przejmuj
się, wbrew pozorom nie ma dużo do zapamiętywania w naszej szkole. Jeśli masz
teraz trochę czasu, to mogę cię oprowadzić… – Lilian wzruszyła ramionami.
- Naprawdę? Dzięki
wielkie, to byłoby na pewno dużą pomocą dla mnie. Ale jesteś pewna, że masz na
to czas? Wcześniej wyglądało to tak, jakbyś bardzo się gdzieś spieszyła… Po
prostu nie chcę ci się narzucać. – Cori spojrzała na nią z powątpiewaniem.
- Ah, tamto? – Dziewczyna
machnęła ręką. – Nie przejmuj się, to już załatwione. – Wstała i podała jej
rękę, którą Cori przyjęła. – Co powiesz na to, że odwdzięczysz mi się, po
prostu słuchając tego, co mam do powiedzenia?
- Jasne? – Powiedziała pytająco
niż twierdząco. Lily roześmiała się pogodnie. – Ale nie chciałabyś najpierw
wysuszyć ubrań? Bo wiesz, nie żeby coś, ale wyglądasz…
Lily spojrzała po sobie i
pokręciła głową, mamrocząc kilka przekleństw w stronę Araty. – Incinerato. –
Mruknęła, a jej ubranie momentalnie stało się suche. – Dzięki, kompletnie o tym
zapomniałam. – Widząc niedowierzającą minę dziewczyny mogła tylko pokręcić
głową. – To… Naprawdę długa historia.
- Aha. Nie ma sprawy. –
Powiedziała, a ja Lily odetchnęła z ulgą.
- No więc teraz jesteśmy
między błoniami, czyli szkolnym ogrodem, a placem głównym, skąd właściwie
różnymi drogami kierujesz się do wszystkich lokacji w szkole. Jest tutaj również
mapa szkoły i tablica informacyjna. – Zaczęła Lily oprowadzanie z wielką pasją.
Od dawna nie miała okazji oprowadzać nikogo po szkole. Rzadko ich szkoła
dostaje kogoś, kto zaczyna od wyższego roku, a nawet jeśli, to oprowadzają ich
inni członkowie samorządu do tego wyznaczeni. – Idąc tą ścieżką do końca
dojdziesz do Wieży Astronomicznej. Prawdę mówiąc od dawna nie prowadzi się tam
zajęć, pomieszczenie służy głównie jako graciarnia, a jedyną przydatną rzeczą
jest w niej ogromny zegar, który wybija godziny. Prywatnie jednak mogę ci
powiedzieć, że pary lubią zakradać się tam w wolnym czasie wieczorami i
obserwować gwiazdy, przynajmniej tak
wszyscy twierdzą. Niemniej widok nieba jest tam zdecydowanie najlepszy na całym
kampusie…
<Arata? Cori?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz