czwartek, 22 grudnia 2016

Odrodzenie Słońca. cz.1 (Riuuk)

- Więc co porabiacie na święta!? - zakrzyknęła żywo Lilian zasiadając do stołu w ich ulubionym zakątku spotkań - trzynastej loży w bibliotece pośród zapachu starych pergaminów i towarzystwu skórzanych grzbietów ksiąg tworzących swego rodzaju labirynt. Riuuk uwielbiała tu przebywać. To nastrojowe, ciche miejsce o przytulnej atmosferze wręcz domowej, może lekko tajemniczej?
Nowo przybyła ubrana w jasnoniebieską bluzkę i białą spódnicę znacznie wyróżniała się na tle zabójczego towarzystwa, bowiem przy stole siedział Amon, na wygodnej, dwuosobowej kanapie koloru mocnej kawy przepychali się Killian i Riuuk. Nie można było ich odróżnić, kiedy ubrane w czerń ciała przeplatały się w złośliwym i komicznym tańcu, dogryzając sobie nawzajem. Amon, znany reszcie jako Jeff, przyglądał się im uważnie. Kiedy podeszła, natychmiast przywitał się z nią, czekając na obiecane ciasto. Arata, przywiązany do fotela i zakneblowany, rozpromienił się widząc ją, jednak jego cicha nadzieja natychmiast zgasła, gdy dziewczyna zaśmiała się i usiadła obok Lokstara, machając mu komicznie dłonią jakby nigdy nic. Wokół krzesła obitego ciemną skórą połyskiwały fioletowe symbole niepozwalające mu użyć magii. Combo idealne! Jonah kręcił się wokół regałów, a pod nogami plątał mu się fioletowy ulubieniec szkoły, który ostatnio wyjątkowo upodobał sobie ciemnoskórego chłopaka. Cori biegała, dręcząc ich w pogoni za futrzanym ulubieńcem ku uciesze Jeffa, który co jakiś czas zerkał na niego, z komicznie wykrzywioną twarzą.
- Killian! Ogarnij się, cwelu! - wpakowała mu łokieć w brzuch i pokazała język robiąc sobie trochę więcej miejsca.
- To zabieraj mi się z tym! - uśmiechnął się arogancko i zrzucił jej nogi z szerokiej kanapy koloru gorzkiej czekolady. Złapała dłonią drewniany stół i zawinęła spadające nogi na jego zgiętym kolanie, uśmiechając się złośliwie.
Śmiech Lilian rozniósł się perlistymi nutami po pomieszczeniu. Uwielbiała tę luźną i zabawną atmosferę! I jeszcze ten Arata! Jakim cudem oni go tak urządzili? Jeff przysunął się do niej, z trudem odrywając wzrok od zawodników na kanapie i popatrzył na nią z błyskiem w wściekle zielonych oczach. 
- Jak miło, że wreszcie pojawił się ktoś tak wartościowy i godny rozmowy jak ty - skwitował, a jej dłoń odziana w szeroki rękaw bluzki mimowolnie powędrowała bliżej dłoni chłopaka. Przygryzła usta.
- Jak miło. Pochlebiasz mi Jeff - zaczerwieniła się lekko na policzkach, a skonsternowany Arata gwałtownie poruszył się na krześle. 
- Ej, Arata, uwierz, że nikomu nie będzie się chciało ciebie podnosić! - zakrzyknęła Cori, figlarnie szturchając go biodrem. - Sztywniak! - Krzyknęła kiedy nie zareagował. 
- Ja prawdopodobnie wyruszam w rodzinne strony do Stolicy - nareszcie usłyszała pierwszą odpowiedź od Jeffa. Zauważyła, że Riuuk zerknęła na niego przez milisekundę z dziwną... pogardą? Jonah podszedł do stołu i położył na nim dwa pokaźne tomiszcza. 
- Jadę do domu - odpowiedział cicho i popatrzył na nich.  - I nareszcie zobaczę się z mamą! 
- Ja również! - Odezwała się Cori, zaskakując ją z tyłu. Podskoczyła i prawie wpadła w ramiona Jeffa. Na szczęście w porę się zorientowała, w którą stronę kieruje się jej ciało.
- A wy Riuuk, Killian? - Wszyscy popatrzyli na rywalizujących partnerów, którzy wreszcie zrządzili rozejm i usiedli obok siebie. Dziewczyna oparła się o poręcz kanapy i założyła nogę na nogę, a jasnowłosy złodziej usiadł zakładając ramiona za oparcie mebla i rozkładając nogi niechlujnie, od niechcenia, a kolana oparł o stół. 
- W moich stronach nie obchodzi się świąt, tylko przesilenie zimowe - mruknęła Riuuk.
- Ja pewnie zostanę - chłopak wzruszył ramionami. - Do tej pory święta obchodziłem w więzieniach. Średnia przyjemność. Czasem, jak akurat nie siedziałem, to spędzaliśmy je z moim gangiem... ale z tego akurat niewiele pamiętam - wyszczerzył się.
- Ahhh - westchnęła Riuuk. - Będziemy musieli odwiedzić plemię.
- Będziemy? - Spytali chórkiem słuchacze.
- Killian, jedziesz ze mną - rzekła takim tonem, jakby byłaby to oczywista rzecz.
Zakrztusił się samym powietrzem.
- CO?!
- No wiesz, do mojej wioski.
- Nie - uniósł po swojemu brwi.
- Tak - odparła.
- Ha. Ha. Już lecę, księżniczko - mruknął i już chciał wstać, jednak przyblokowała go ręką.
- Jakby kiedykolwiek interesowało mnie twoje zdanie - drwiący wzrok zalał jego postać. - Nie masz nic do gadania.
Patrzyli jak tocząca się mini wojna na kąśliwe uwagi i zadziorne spojrzenia rozwijają się w najlepsze i powstrzymywali od śmiechu wypełniającego płuca. Wyglądali tak komicznie!
- Po pierwsze, dzięki za szacunek do mojego zdania. Po drugie, nigdzie z tobą nie jadę - mruknął i wstał kierując się ku wyjściu. Ona również wstała, a włosy majestatycznie rozpłynęły się po ramionach, niczym fala tsunami, zasłaniając całą sylwetkę prawie do kolan.
- Skarbie - mruknęła -  nie wierzę, że wolisz zostać sam na sam z dyrektorem i rozmawiać o twoim wręcz haniebnym całokształcie - brwi podskoczyły do góry, a oczy popatrzyły z wyczekiwaniem. Już czuła słodki smak zwycięstwa.
- Szczerze to nie mam pojęcia, które z was jest gorsze - zgarbił się i powiedział tym swoim ironicznym, denerwującym tonem. - No nie wiem, nie wiem...
Zniknął za regałem, jak zwykle bez słowa. Ona pożegnała się krótko i również ruszyła do swego pokoju. Usłyszała jeszcze stłumione przez regały chichoty Lilian i Cori oraz ledwo słyszalne jęki Araty. Nie powie, że nie sprawiało jej przyjemności oglądanie wielkiego i napuszonego przewodniczącego - który tak naprawdę gówno robi - w takim położeniu. To jeden z lepszych pomysłów Killiana. Miała wrażenie, że Amon zaczyna go tolerować na tyle, by bez zbędnych komentarzy puszczał ją na kolejne "wycieczki" razem z nim. Bardzo cieszyła się z tego powodu, jednak dalej męczyła ją myśl, dlaczego stał się taki, a nie inny. Dlaczego musiał zawieść ją na pełnej linii i każdym wymiarze? Przez to... Gdyby nie Killian i jego partnerstwo... czułaby się niczym porzucony pies, który po raz kolejny przywiązał się do właściciela, który jednak zdecydował się przywrócić mu dawny los bezpańskiego włóczęgi. Tak samo niekoniecznie cieszyła się z powrotu do wioski. Tak naprawdę jedynym, co ją z nią łączyło, był rodowód. Nawet nie znała dobrze ludności, nie licząc tego, co pamięta z wczesnego dzieciństwa i co już na pewno jest nieaktualne, poza tym za mgłą.

Cicho weszła do pokoju i spojrzała na zapakowane torby leżące w rogu. Gdyby nie to, że dyrektor przesyłał im telepatycznie informacje i wiedzę do opanowania, nie daliby rady powrócić tak szybko do codziennego rytmu. Zamknęła za sobą drzwi i westchnęła z ulgą. Zsunęła z ramion bluzę i sięgnęła do wiązania na plecach. Pociągnęła za sznurek, a skórzana koszulka zsunęła się z torsu. Następnie rozpięła paski i zrzuciła broń, która wylądowała na podłodze z ciężkim uderzeniem. Rozwiązała spodnie i zsunęła je, stając przed pusta ścianą i wymówiła jedno z najprostszych zaklęć - magię lustra. Stała w bieliźnie i przyglądała się uważnie wysportowanemu ciału,  pokrytemu bliznami i zgrubieniami. Tym razem jednak interesował ją inny aspekt ciała. Spojrzała w dół, na prostokątną bliznę zdobiącą prawe udo od zewnętrznej strony i podłużne, poziome linie od wewnętrznej strony. Mimowolnie skrzywiła się, odgradzając wysoką tamą falę okropnych wspomnień, nadciągającą gwałtownie i z impetem.
Nagle dojrzała mała postać przyczajoną na parapecie. Żółte ślepia wpatrywały się w nią z zaciekawieniem, bezwstydnie taksując wzrokiem rozebraną dziewczynę. Pyszczek poruszył się, a czarna jak noc sylwetka przeszła przez szkło, stanęła, usiadła na parapecie i zaczęła lizać ośnieżoną łapę.
- Przepraszam za wtargnięcie moja droga - wymruczał telepatycznie, a jej ciało przeszedł dreszcz. Mimowolnie zakryła się wiszącym na haczyku przy szafie szlafrokiem z czarnej satyny i rzuciła mu zabójcze spojrzenie.
- Od kiedy się mnie wstydzisz, co? - W tonie tych słów kryła się lekka gorycz. - Widział...
- Od kiedy jesteś człowiekiem. Zadufanym w sobie dupkiem! - Wrogie nastawienie byłej przyjaciółki nie zdziwiło go, jednak mimo przygotowania ugodziło. - Wyjdź stąd!  - Warknęła i machnęła ręką, owijając się mocniej szlafrokiem. Nie miała najmniejszej ochoty na towarzystwo kogoś takiego.
- Chciałem...
- Co ty do cholery ciężkiej sobie myślisz? - Nie dała my nawet skomentować żartobliwie jej niecodziennego powiedzenia by rozładować sytuację. - Wypieprzaj stąd!  - Ze zdziwieniem zauważył, że w prawej, zgrabnej dłoni połyskiwał ukochany Néngyuán.
- Coś taka nerwowa?  - Mruknął niechętnie. - Myślałem, że wolisz mnie w tej jakże neutralnej formie - wywrócił oczami widząc, że Riuuk niecierpliwi się coraz bardziej i zaczyna podrzucać broń. Wiedział z doświadczenia, że to nie wróżyło nic dobrego. Odkąd zbliżył się do Lilian miał wrażenie, że jeszcze bardziej pogrążył swoją sytuację i własną personę w jej opinii, a w burzowych oczach coraz częściej widział błysk zwiastujący nadciągający grzmot. Energia w zgrabnym ciele spiętym, niby do skoku, pulsowała tak nerwowo i szybko, jakby dziewczyna miała zamiar lada chwila rzucić mu się do gardła.
- Słuchaj kiełku - zaczął niczym stara wersja jego osobowości, którą musiał odrzucić na jakiś czas - nie zamierzam ci się tłumaczyć z niczego, ponieważ mistrz nie ma takiej powinności.
- Nie chce twych tłumaczeń - warknęła głośno, nie kryjąc konsternacji płynącej najwyraźniej ze zderzenia dwóch światów - starego przyjaciela, a nowego wroga w jednej osobie, zmiennej niczym jesienna pogoda i nieprzewidywalnej, jak głupiec z nadmiarem władzy.
- Chcę abyś wiedziała, że niedługo wszystko się wyjaśni - morska głębina lustrowała uważnie małą postać, do której z ulga powrócił. Jak za dawnych czasów...
- Aha - ucięła bez cienia entuzjazmu. Spodziewał się, że tego. Zimnego wyrachowania i perfekcyjnej kontroli pozytywnych reakcji. - Możesz już iść.
- Przy swoim "partnerze" też byś się tak zawstydzała? - Podkreślił dobitnie słowo "partner" i czekał.
- A ty kiedy zamierzasz powiedzieć swojej Lilian, że jesteś starym prykiem i fałszywym dupkiem z innego świata?
- Nie mojej...
- Może nie według ciebie - ścisnęła mocniej klingę i uniosła głowę, opierając się barkiem o szafę. - Widziałam jak się na ciebie patrzy. Zamiast pomagać mi przekonać Clarie, do tego, by uspokoiła się, zamiast knuć kolejną zemstę, latałeś za nią, jak Cori za Cheshem! A jej pilnować, jak jakaś cholerna niańka lub przyzwoitka. Co za ironia!
Trwali w ciszy. Niezręcznej i niewygodnej ciszy. W końcu Riuuk usiadła na łóżko i poklepała dłonią miejsce obok siebie. Kot usiadł z aprobatą.
- Więc co chcesz mi powiedzieć? - Zagadnęła na pozór przyjacielsko, jakby nigdy nic.
- Chciałem ci przypomnieć, że niedługo...
- Przesilenie? - Pokiwał głową twierdząco. Czarne uszka zafalowały, a aksamitne futerko połyskiwało w świetle świecy. - Wiem... I nie jestem pewna, czy powinnam być z tego powodu szczęśliwa, czy może zdołowana. - zauważyła jak jego łepek przechylił się na lewą stronę sugerując pytanie. - Z roku na rok uświadamiam sobie, że czuję się coraz mniej przynależna do czegokolwiek i do gdziekolwiek - sięgnęła po butelkę soku i wyjęła zębami korek, następnie chwyciła go w dłoń i pociągnęła ogromny łyk orzeźwiającego napoju.
- Ty i Killian... Ty... Kochasz go? Tak naprawdę? - Szare ślepia wpatrywały się w zastygłą twarz.
- Ja... Tak. Kocham go - stwierdziła zapatrzona w butelkę z ciemnego szkła, jakby chciała dopatrzeć się jakiejś wady.
- Ehhh... wiedz, że jesteś dla mnie bardzo ważna... jesteś jedyną osobą trzymającą mnie w tym świecie - wyznanie było tak nieprzewidziane, że natychmiast obróciła ku niemu głowę i rzekła śmiertelnie poważnym głosem z wypraną z wszelkich emocji twarzą.
- Już wiesz, czemu tak cię znienawidziłam, ale zrozumiem i poczekam. Staram się rozumieć cały czas... Ale...
- Spokojnie, wiem.

Leżała na łóżku, patrząc, jak czarna sylwetka niknie w nocnym chłodzie, przekraczając granicę szklanej zapory przed mrozem, i myślała. Myślała tak intensywnie, jakby od tego zależało jej życie, by stanąć przed samą metą gonitwy i zapaść w niespokojny, od tak dawna odganiany sen. Nawet ona nie mogła całkowicie pozbawić się tej bezsensownej czynności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz