Lily spojrzała na
chłopaka zaskoczona, jednak szybko otrząsnęła się z chwilowego otępienia.
,,Zdaje się, że trafił nam się w tym roku w wydziale kruka prawdziwy casanova.”
– Naprawdę bardzo mi przykro, ale może innym razem? Jestem ostatnimi czasy
bardzo zajęta i nie mam na nic czasu. – Pokręciła głową z żalem. Nie chcąc
jednak urazić chłopaka, pospiesznie dodała niezobowiązująco. – Ale mam nadzieję, że następnym razem
zaproszenie nadal będzie aktualne, bo po skończeniu wszystkich obowiązków
zdecydowanie przydałaby mi się chwila relaksu…
- W takim razie może
złożymy wizytę do miasta wróżek? Wciąż muszę kupić ci prezent urodzinowy, a
jestem pewien, że atmosfera tam pomoże ci wypocząć i zapomnieć o pracy. – Arata
objął ją ramionami w czułym uścisku i wyszeptał kuszącą propozycję. Cóż, byłaby
kusząca. Gdyby nie fakt, że głównym prekursorem nadmiaru roboty jaki na nią
spadł był właśnie Arata, bo któżby inny. Zwinnie, nauczona doświadczeniem,
wysunęła się z jego objęć i zdzieliła go pięścią w twarz. Nie na tyle mocno by
zranić, a jednak wystarczająco, by go zabolało.
- A ty wciąż masz
czelność zabierać mój cenny czas wolny? Byłabym wdzięczna gdyby wielki pan
przewodniczący samorządu szkolnego Arata Silvermoon ruszył swoje cztery litery
i przestał być wielkim obibokiem, a zamiast tego wziął się w końcu do roboty! –
Zezłoszczona do reszty odwróciła się do chłopaka plecami i zabrała z rąk nowo
poznanego chłopaka swoje książki. Posłała mu przepraszające spojrzenie, po czym
wymaszerowała z korytarza w akompaniamencie śmiechu zgromadzonych uczniów. Cóż,
takie sceny dawniej należały do codzienności, a ona była doprawdy naiwna jeśli
oczekiwała, że coś się zmieni po tym, jak zostali z Aratą parą.
Kiedy już odmaszerowała
na tyle daleko, by nie słyszeć szeptów tłumu i wystarczająco w głąb szkoły, aby
nikt jej nie widział, oparła się o najbliższą ścianę plecami i zsunęła się po
niej, opadając na podłogę. Książki upadły dookoła dziewczyny w nieładzie.
Zamknęła oczy na moment i zaczęła masować dłonią pulsujące czoło. Już od jakiegoś
czasu kiepsko się czuła. Początkowo uznała to za zwykłą fatygę i próbowała
stosować zwykłe zaklęcia leczące, jednak ich efekty okazały się mocno
ograniczone, a ból powracał po krótkiej chwili.
Kilka minut później,
które ciągnęły się jak godziny, poczuła się odrobinę lepiej. Poskładała książki
i ociągając się niemiłosiernie, wstała, wciąż jeszcze chwiejąc się na nogach.
Odruchowo poprawiła fryzurę i wróciła do
głównego holu. – Hej, Lilian! – Odwróciła się, słysząc swoje imię.
- Lucas! Masz książki, o
które cię prosiłam? – Zapytała z uśmiechem.
- No jasne. Choć wciąż
nie rozumiem, po co ci takie tytuły jak: ,,Runoznactwo i pieczęcie”, „Anioły,
demony i inne istoty”, czy „Przyzywanie i ofiara” – Wyraźnie zadrżał przy
ostatnim słowie. – Wiesz, że jeśli wpadłaś w jakieś tarapaty, to możesz mi o
tym powiedzieć nie? Zrobię wszystko żeby ci pomóc.
- Wiem Luca, dzięki, ale
naprawdę wszystko gra. – Wzruszyła ramionami. – Potrzebuję ich jedynie w ramach
ostatniego projektu z profesor Rowell. Poprosiła mnie o pomoc z prywatnymi
badaniami, a ja, wiedząc że mamy odpowiednie książki w domu, po prostu nie
mogłam jej odmówić. – Skłamała bez mrugnięcia okiem.
- Profesor Rowell co?
Rzeczywiście ma równie dziwaczne hobby co osobowość. Naprawdę powinnaś
przebywać jak najmniej w obecności dziwaków. Słyszałem, że to źle robi na cerę.
Nie żeby twoja mogła się jeszcze pogorszyć… Auć! – Po prostu nie mogła się
powstrzymać przed uderzeniem go książką w ramię. Całkiem przypadkiem tą
najgrubszą ze wszystkich, jakie trzymała w ręce. – Za co to?!
- Ale co? – Zapytała
niewinnie, uderzając w niego po raz kolejny. – Że niby to? Aaaah, sam
rozumiesz. Po prostu ta książka jest tak ciężka, że mam problem z utrzymaniem
równowagi…
- Tak, jasne. – Mruknął
naburmuszony, łapiąc wskazówkę. – No, w każdym razie powiedz jej, żeby się
pospieszyła z oddaniem ich, bo Chris mnie zabije jak ogarnie, że zniknęły…
- To powiedz, że ja je
pożyczyłam. – Odparła, machając wolną ręką.
- Jasne. Mówimy tu o
Chrisie. Nieważne co zrobisz i tak będę jedynym by za to oberwać. – Przewrócił
oczami zirytowany.
- Fakt. Choć odpowiedź na
pytanie, dlaczego tak jest, pozostaje dla mnie równie nieznana jak dla ciebie…
- Och błagam, on po
prostu na ciebie leci. – Lucas szturchnął ją w ramię, za co ponownie oberwał
książką, która tym razem zleciała mu na stopę. Hej, to nie tak, że zrobiła to
specjalnie! Tym razem jest czysta. To jego wina, że nie mogła złapać równowagi.
- Na co się gapisz? –
Zapytała, mrużąc oczy.
- Na nic! – Odparł, przez
zaciśnięte zęby. Naprawdę mu współczuła. Ta książka do lekkich nie należy.
Schylił się, podniósł tom i z wymuszonym uśmiechem, zwrócił go na stosik w jej
prawej ręce. – W każdym razie tu masz książki, ja lecę, mam randkę! – Wyjął
książki z osobnego wymiaru i dołożył je na już i tak wystarczająco ciężki
stosik i czym prędzej uciekł przez drzwi na plac. – Narka!
- Ty…! – Miała ochotę
wykrzyczeć za nim tonę obelg, jednak nie miała czasu na wyklinanie, próbując
złapać równowagę. Czegokolwiek jednak nie próbowała, ostatecznie straciła
równowagę, przygnieciona ciężarem. Książki upadły na ziemię, a ona sama
zamknęła oczy, wyczekując podobnego losu. Ku jej zaskoczeniu poczuła jednak,
jak podtrzymują ją w talii silne ramiona. Odtworzyła oczy, ze zdumieniem
patrząc na osobę, która ją złapała. –Umm…? – Wydukała.
- Witam ponownie Lilian.
Widać nasze losy są mocno splecione zważywszy na to, że spotykamy się w
podobnej sytuacji po raz drugi tego samego dnia. No chyba, że wpadanie
nieznajomym w ramiona jest twoim hobby? – Wiedziała, że chłopak się z nią
drażni, a jednak na jej policzkach wykwitł szkarłatny rumieniec.
Wyplątała się z jego
objęć. – Dziękuję ci bardzo za pomoc. – Wstała i zaczęła się tłumaczyć ze
spuszczoną głową. - To po prostu mój głupi brat… Zresztą nieważne, zapomnij, że
cokolwiek mówiłam. – Schyliła się by pozbierać książki.
- Pomogę ci. – Rzucił
lekkim tonem, kucając. – Nie ma takiej po… - Lily podniosła głowę, co okazało
się być błędem, bo teraz ich twarze niemal się stykały. Jej oczy rozszerzyły
się, a następnie dziewczyna odskoczyła, zbyt zaskoczona rozwojem sytuacji by
sklecić sensowną wypowiedź. Chłopak tymczasem niewzruszony skończył zbierać
książki, podniósł się i podał jej rękę. Wciąż w transie dziewczyna chwyciła
wyciągniętą dłoń i wstała z jego pomocą.
- Nalegam. Więc? Dokąd
spieszyłaś z tą stertą książek? – Wskazał na piętrzące się na lewym ramieniu
książki. – Pomogę ci je zanieść.
- Um, właściwie to… -
„Potrzebuję spokojnego miejsca by je przeczytać, ale nadal nie pomyślałam,
gdzie nikt nie będzie mi przeszkadzał, ponieważ nie może się wydać, że czytam
książki zakwalifikowane przez radę do zbioru: niebezpiecznych…” - … - Spojrzała na chłopaka ze strachem w oczach,
a następnie pospiesznie na książki w jego rękach. „Przeczytał tytuły? Na pewno
przeczytał! Może nie zna ich i nie wie, co to za literatura? Tak, to na pewno
to, inaczej nie byłby tak spokojny! Niemniej…” – No więc, nie lubię, kiedy obcy
dotykają moich rzeczy, więc… - „Ugh, boże, co to w ogóle za kłamstwo?! Nie
lubię kiedy ktoś dotyka moich rzeczy? Jeszcze tego mi brakowało by po szkole
rozniosła się pogłoska, że jestem pedantką…!”
- Nie ma problemu.
Przecież wiesz już, jak się nazywam! Jeśli jednak wciąż nie uważasz tego za
wystarczająco blisko, możemy to szybko zmienić. – Mrugnął do niej, a dziewczynie
momentalnie drgnęła powieka. „Człowieku ogarnij do czego dążę! Ugh, co za
frustrujący człowiek…!” – Możesz mi mówić Jeff, jak wszyscy znajomi. A ja będę
mówił do ciebie Lily. Widzisz? Od razu jesteśmy ze sobą bliżej! – „Dupa nie
bliżej!”
- Rozumiem, ale te
książki są dla mnie ważne, dlatego też wolałabym sama je nieść…
- Hmmm, z tym może być
mały problem zważywszy na to, że nie jesteś w stanie ich unieść. Ale obiecuję,
że będę z nimi super ostrożny, więc po prostu powiedz mi, gdzie je zanieść, a
po drodze możemy porozmawiać i lepiej się poznać. – Uśmiechnął się do niej
zawadiacko, a pod dziewczyną ugięły się nogi. „Chryste, gdzie jeszcze rodzą się
ludzie tak prości, że nie potrafią czytać między wierszami?!”
- Em, tak, no więc,
dzięki jeszcze raz za pomoc. Myślę, że ogród będzie dobrym wyborem. Pogoda na
zewnątrz jest piękna, więc będzie nam się dobrze rozmawiało… - „Normalnie
poszłabym na wieżę astronomiczną, gdzie jest najmniejszy ruch w ciągu dnia, ale
nie ma mowy bym poszła tam na randezvous z kompletnie nieznanym facetem. Z drugiej
strony rozmowa w ogrodzie może powstrzymać go od przeglądania moich książek.
Potrzebuje profesjonalnej opinii i pomocy w moich poszukiwaniach, a tylko tego
mi brakuje by mnie zaraportowano nim dobrze zaczęłam.” – A więc Jeff, of kiedy
jesteś uczniem naszej szkoły…?
<Amon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz