sobota, 19 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.7 (Riuuk)

Okropne mdłości i oślepiające słońce stanowiły zabójcze połączenie. Pochyliła się zasłaniając dłonią oczy i oparła o kolumnę teleportera. Upalne powietrze omiotło ciało wdzierając się pod bluzkę i spodnie. Poczuła jak przyzwyczajone do zimnego powietrza płuca parzyło rozgrzane powietrze.
- Będę rzygać. - Mruknęła zasłaniając dłonią usta. Nie wytrzymała i zwymiotowała w krzaki za kolumną. Killian trzymał się dzielnie, jednak było widać, że również dopadły go mocne przewroty żołądka. Dyrektor westchnął i wymamrotał zaklęcie po czym zdjął ciężki płaszcz i wymamrotał kolejną formułkę, a okrycie zniknęło w małej, lecz bezdennej sakiewce u pasa.
- Już zapomniałem jak tu gorąco. - Otarł pot z czoła i popatrzył na uczniów badawczym wzrokiem. Stali zgarbieni i ponurzy zerkając na siebie co jakiś czas.
- Dzięki za zaklęcie - mruknęła dziewczyna i pochyliła się do przodu i zaczęła wiązać włosy, które końcówkami dotykały piaszczystego deptaka. Zwinęła je szybka w mały spory, luźny warkocz i założyła kapelusz przypięty do plecaka. - Muszę się go nauczyć. - Mruknęła zza dużego ronda jasnego, słomianego kapelusza całkowicie nie w stylu jej ubioru. Zabawnie kontrastował z brązowymi spodniami ( najjaśniejszymi jakie miała ) i skórzaną, równie brązową, obcisłą bluzkę wiązaną na plecach z długimi rękawami. Wyglądała... ponętnie? 
- Wcale tu nie jest gorąco jak w kotle. Tak o bez powodu wyletniliśmy się w czasie pierwszych mrozów. - Sarkazm i ironia zawisły w powietrzu w towarzystwie charakterystycznego uśmieszku. 
- Ostatni raz byłem tu... bodajże w trakcie trwania wielkich rewolucji gospodarczych... - Podrapał się po głowie i ruszył do przodu ku największemu budynkowi majestatycznego miasta. Majaczył w najwyższym punkcie i samym centrum miasta. Majestatycznego miejsca o wysokiej budowie utrzymanego w piaszczysto - czerwonych kolorach robiło wrażenie. 
Uczniowie jednak nie ruszyli za nim, tylko stali niczym wrośnięci w ziemię i patrzyli na siebie zdezorientowani. Czyż owa rewolucja nie odbyła się przypadkiem... czterdzieści lat temu? Po chwili konsternacji westchnęli i ruszyli szybkim krokiem za mentorem wkraczając na ogromny i majestatyczny most nad ogromną rzeką. Ile razy nie odwiedzałaby tego miejsca największy most w Świecie Odkrytym robił na niej wrażenie. Ogromne rzeźby i wysokość, na której się znajdowali powodowały, że czuła się taka... mała. Tak, to odpowiednie słowo. Przełknęła ślinę, kiedy zadarła wysoko głowę by przyjrzeć się ogromnym na pozór smoczym głowom i poczuła ukłucie tęsknoty za chowańcem. Brakowało jej Zerefa i radości zimowych przelotów nad górami. Z zamyślenia wyrwał ją głos Killiana. 
- Co taka zamyślona, księżniczko? - Zapytał szturchając ją ramieniem i uśmiechając się szelmowsko. Czuła jego zrelaksowanie i zaciekawienie. Nie odpowiedziała uśmiechając się lekko i odwracając wzrok ku panoramie miasta i przyspieszyła kroku podążając za niknącym w luźnym tłumie dyrektorem. Wyraźnie odcinał się na tle wysokich i jaskrawo ubranych mieszkańców o ciemnej karnacji i ciemnobrązowych włosach oraz zielonych oczach z drapieżnymi, złotymi plamkami. Wyciągała długie nogi wybijając tylko sobie znany rytm ciężkimi butami ściskając w dłoni rękojeść ukochanego miecza, który w odpowiedzi świecił jasnym blaskiem ledwo widocznym w oślepiających promieniach prażącego słońca. Chłopak próbował odwrócić jej uwagę, lecz ta zamyślona gnała do przodu rozmyślając o tak szybko zbliżającym się święcie Zimowego Przesilenia. Beznamiętnie obserwowała wysokie budynki wokół niej pokryte czerwonymi dachówkami. Szli główną ulicą prowadzącą prosto do ogromnego budynku przechodząc między wozami i tłumami ludzi. 

Dotarli do bram ogromnej budowli ze strzelistymi wieżami i niebiesko-białą kopułą tak charakterystyczną na tle miasta. Cały gmach otaczał strzelisty i nietypowy mur chroniący przed piaskowymi zamieciami i niepożądanymi gośćmi. Nawet najlepsi nie byli w stanie pokonać go bez odpowiedniego osprzętu. Żadne zaklęcia nie działały na terenie Pustynnej Róży. Podobało jej się to. Przynajmniej wszyscy byli różni. Wtedy przez myśl przemknęła jej umiejętność, którą nabyła w zakonie. No może jednak nie wszyscy...
Była tu już kiedyś z misją zabicia jednego dość znaczącego magnata, jednak nie odwiedziła samego gmachu. Jedynie miała przyjemność być ściganą przez tutejszych zabójców. Szanowała ich i wiedziała, że są jednymi z najlepszych. Jednak ona była lepsza... i przede wszystkim szybsza!
Poczuła zaciekawienie ze strony chłopaka, który przyglądał jej się odkąd stanęli. Dyrektor rozmawiał ze stróżem, który najwyraźniej okazał się jego starym przyjacielem, a ona nie mogła się skupić na niczym teraźniejszym. Odpływała łodzią wspomnień napędzana nostalgią. 

Magiczna bariera ustąpiła razem z wielkimi wrotami ukazując dziedziniec. Killian patrzył zaciekawiony w przeciwieństwie do niej. Jej myśli zaprzątała jedna nie dająca spokoju myśl. Czy Boromir dalej uczy w Akademii? Czy syn magnata będzie w stanie ją rozpoznać? Przełknęła ślinę przekraczając linię dziedzińca stawiając but na wybrukowanej alejce i machinalnie poprawiła kapelusz by ukryć większość twarzy za szerokim rondem kapelusza. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz