środa, 23 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.11 (Riuuk)

Popatrzył po nich zdezorientowany.
- Obiecaj mi! - Krzyknął patrząc z żalem prosto w oczy.
- Niestety nie mogę. - Mruknęła. - Nie składam obietnic, które mogę złamać. - Popatrzyła na niego przepraszająco.
Trwali w niewygodnej ciszy napiętej niczym struna lutni. Nawet siedzący na krześle mężczyzna nie zamierzał kontynuować tematu.
Nagle szarpnięciem ręki Morgan uwolnił dłoń spod płaszcza i zerknął na zegarek z nieskrywaną dezaprobatą.
- Czas ruszać moi drodzy! Zostało nam 10 minut. - Wszystkim spadł nieopisany ciężar z serca i ruszyli do drzwi bez zbędnych komentarzy. Riuuk wychodząc jako ostatnia sięgnęła po czarny płaszcz z kapturem. Na jego piersi znajdował się wyszyty emblemat gildii najemników. Uśmiechnęła się na samą myśl historii z nim związanych zarzucając go na plecy i zapinając klamrę w kształcie miesza pod szyją. To były dobre czasy...
Mknęli opustoszałymi korytarzami przed siebie. Po kamiennych labiryntach echem odbijały się stukoty obcasów typowych dla szlachty butów dyrektora i ciężcie tąpnięcia butów chłopaka. Pędzili po wąskich schodach by wreszcie dotrzeć do głównego holu pełnego ludzi. Od uczniaków po potężnych magów i wynalazców. Można było dostrzec wysokich przedstawicieli z innych gildii oprócz kupców. Rozmawiali w małych grupkach i znajdowali starych przyjaciół witając się z nimi i nie kryjąc radości wspominając dawne czasy.
- Morganie! Morganie to ty?! - Rozległo się wołanie w ich stronę od pędzącego ku nim  niskiego starca z długą, siwą brodą i równie długimi włosami wystającymi we wszystkich kierunkach spod gogli znajdujących się na głowie. Mężczyzna odziany był w niebieski płaszcz, co oznaczało przynależność do Gildii Wynalazców. W sumie mężczyzna wyglądał jak typowy, wiecznie rozkojarzony i roztrzepany wynalazca według ogólnie przyjętego kanonu.
- Drogi Edwardzie! - Mężczyźni uściskali się przyjacielsko. - Kupę lat! Ile to już! - Dostrzegła, że na szyi przybysza połyskuje łańcuch, którego zawieszka była skryta pod koszulą, jednak ona wiedziała, że skrywa wisior gildyjny świadczący o randze mężczyzny.
- No, naprawdę sporo! - Podrapał się po głowie jeszcze bardziej mierzwiąc włosy odstawające na wszystkie strony świata. - Domyślam się, że znowu przywiozłeś jakieś ciekawe nowinki techniczne. - Uśmiechnął się ironicznie i poprawił kaptur peleryny.
- Mniejsza z tym. Powiem ci, że i tak nie pobije to tego, z czym ty przybyłeś tym razem. Wprost nie mogę uwierzyć! Wiesz ilu moich poległo przy szukaniu tego artefaktu!
Rozległ się dzwon świadczący o tym, że należy zacząć zajmować miejsca.
- Riuuk, Killian widzicie tego mężczyznę w czerwonej pelerynie? - Pochylił się do nich i wskazał chłopaka stojącego z drugiej strony sali. - On poprowadzi was na miejsca dla uczestników i pamiętajcie o tym co mówiłem! - Kiwnął palcem jakby karcił małe dzieci. - Jakby co będziemy w ciągłym kontakcie telepatycznym.  -Mrugnął do Riuuk, która poczuła się nieswojo. - Ja będę siedział po drugiej stronie, zapewne na przeciwko was. Popatrz na mnie i mrugnij trzy razy, a połączę się z wami.
Nie wiadomo kiedy zniknął w małym tłumie udającym się do stającego po przeciwnej stronie dziewczyny w czerwonym płaszczu. Czyżby miejsca dla vipów? Sądząc po gromadce osób podążających za przewodniczką w czerwonej pelerynie zapewne tak.

Killian też nie zamierzał się kryć, bowiem na nadgarstku tuż pod tatuażem z Nall - więzienia z bardzo ostrym rygorem - znajdowała się skórzana bransoleta z wypalonym znakiem Gildii Złodziei. Odruchowo jej ręka pomknęła do wewnętrznej, ukrytej kieszeni płaszcza na sercu, bowiem tam znajdował się jej naszyjnik. Przełknęła ślinę i podążyła za Edwardem. Wąskim korytarzem przemknęli do pomieszczenia połączonego ze sceną i wąskimi schodami prowadzącymi, jak się okazało na boczne trybuny tuż przy scenie. Według przekazanego im grafiku tak ja mówił dyrektor występowali na samym końcu więc mieli czas na spokojne obserwowanie ciągu wydarzeń.
Usiedli na końcu przedniej ławy, skąd mieli naprawdę dobry widok. Killian oparł się o kolumnę zwracając głowę w stronę sceny z mównicą i ogromnym stołem na środku do prezentowania wynalazków i eksperymentów. Sala była ogromna, a sklepienie nikło pod zasłoną z magicznych światełek, dzięki którym mimo ciemnych szyb, było przyjemnie jasno jak za dnia w Lesie Słonecznych Promieni. Usiadła obok niego i opuściła głowę ciężką od natłoku myśli i pełną różnych formuł, jakich mogłaby użyć. Popatrzyła na ściskany w dłoni artefakt, który miał być ważną częścią przedstawienia. "Kiedy wyrzucisz go w górę wypowiem zaklęcie uaktywniające." - Powiedział jej przed rozstaniem... Oby tylko nie zaspał...
Na początku nudziła się oglądając kompletnie nieinteresujące ją dziedziny nauki, jednak wykład z alchemii wciągnął ja całkowicie w przeciwieństwie do chłopaka, który usnął oparty o kolumnę.
- A więc jak widzicie możemy zastąpić korzeń morgi wyciągiem z konwalii niskopiennej i wyjdzie nam ten sam efekt wzmocniony o... - Nagle jej uwagę zwróciło ciche pochrapywanie, a siedzący obok niej mężczyzna popatrzył na Killiana, po chwili kierując wzrok w jej stronę.
- Mogłabyś...
- Taa... przepraszam pana. - Mruknęła i odpięła od paska wyjątkowo mała fiolkę - jedna z naprawdę wielu spośród pełnego wyposażenie. Do wyboru, do koloru. Z kieszeni spodni wyciągnęła białą szmatkę i przycisnęła do niej buteleczkę przewracając szybko. Błyskawicznie przypięła ją z powrotem, a chustkę przyłożyła do nosa chłopaka. Ten natychmiast się obudził z kaszlem i oniemiały ze zdziwienia.
- Co to za gówno? Chcesz mnie zabić kobieto?! - Szepnął do niej z wrogością i żalem patrząc wyłupiastymi oczami.
- Sole trzeźwiące śpiący książę. - Nie ukrywała rozbawienia. - Żeby nie przyszły tu zaraz po ciebie jakieś krasnoludki. - Zasłoniła twarz dłonią tłumiąc śmiech. - Niedługo wychodzimy, nie chce byś nie kontaktował trwając w słodkiej nieświadomości. - Uniosła brwi i patrzyła jak drapie się po nosie. Wstała i chwyciła go za ramię.

- Weź. Nie przesadzaj. - Burknął nie kryjąc dezaprobaty. Nie mogła go po prostu szturchnąć? No cóż... Przynajmniej katar mu przeszedł... Ciągnęła go za ramię w kierunku schodów. Naprawdę nie mógł pojąć czym się tak przejmuje. Nie mogła mieć tego tak głęboko w dupie jak on? - Wzdychnął głośno i wyrwał się jej. Wyglądała naprawdę... Zabójczo? Uśmiechnął się na samą myśl jak dwuznacznie to zabrzmiało. Nie zdziwiło go, że należała do gildii najemników, bo kto by się domyślił? Taka zabójczyni jak ona? - Sarkazm sprawił, że zrobił dziwaczną minę. Jej peleryna powiewała razem z włosami gdy schodziła ze schodów, a włosy razem z nią przez co cały czas musiał odgarniać je z twarzy.
- Weź te swoje kudły. - Mruknął kichając już któryś raz z rzędu. Odwróciła się gwałtownie na środku pomieszczenia. Była ubrana tak jak lubił, w obcisłe, skórzane spodnie, przylegającą bluzkę wiązaną na plecach, dającą swobodę ruchu i długie, również wiązane buty, lekkie i ciche w odróżnieniu od glanów, które tak kochała. Rozpuszczone włosy tańczyły wokół niej niczym całun razem z peleryną. Tak. Czarny to zdecydowanie jej kolor. Była taka drapieżna nawet bez broni emanowała czymś... Czymś tajemniczym i złowieszczym. Sprawiała wrażenie groźniej nawet jak siedziała w szarych spodniach i różowym swetrze pod kołdrą spowita w gorączce wpatrując się w niego tym zabójczym wzrokiem... Z tego dziwnego toru myślenia wyrwał go prowadzący zapowiadający swym donośnym basem ich wejście. Riuuk popatrzyła na niego znacząco i odwróciła się.
- Zobaczymy teraz jaki jesteś mądry i jak bardzo masz wyrąbane. Jak coś to ja mówię.
- Spokojnie księżniczko. - Popatrzył na nią krzywo. - Nie zamierzam brać większego udziału niż muszę w tym gównie. - Patrzył jak oddala się ku scenie i westchnął niechętnie podążając za nią.

Weszli na scenę, a wrzawa momentalnie ucichła. Riuuk mknęła niczym eteryczny twór, zmora śmierci z naciągniętym kapturem kryjącym twarz i złowieszczym uśmiechem na ustach. Nie było jej słychać nawet na skrzypiących deskach, kiedy wchodziła na podest mównicy. On stanął obok niczym strażnik lub obiekt dodatkowo potęgujący efekt w czarnych spodniach i czarnej koszuli w swych hermesowych butach. Jakoś czuł się pewniej mając je na nogach. Uśmiechnął się pod nosem. Gdy publiczność wstrzymała oddech w napięciu czekając na rozwój akcji. Dziewczyna z kamienna twarzą owita aurą tajemniczości spoglądała na zgromadzonych. Niespiesznie uniosła ręce spowite w czerń i bladymi, niemal trupimi dłońmi zdjęła kaptur odsłaniając niewzruszone oblicze. Blade jakby nigdy nie ujrzało słońca, a czy błyszczały groźnie i lekko szalenie. Prawy kącik ust uniósł się jakby w pogardliwym uśmiechu, a każdy po kim przemknął jej wzrok peszył się. Co jak co, ale musiał przyznać, że dziewczyna umiała robić wrażenie. Nie znał jej wcześniej od tej strony.
- Witam wszystkich zgromadzonych! - Zagrzmiała pewnym siebie głosem wprawnego mówcy. - Jakimże zaszczytem jest móc gościć nam na tej sławnej scenie podczas tak prestiżowego wydarzenia. - Przeciągnęła leniwie ręką po zgromadzonych w fioletowych, srebrnych, czarnych i niebieskich płaszczach, a wśród widowni rozległ się cichy szmer peleryn, kiedy ich ciała przebiegały dreszcze, jednak nikt nie mógł oderwać od niej wzroku.
-  Nazywam się Riuuk Przecierająca Szlaki, jestem uczennicą Akademii i tak jak mój obecny tu partner, Killian Flynn, należę do wydziału Kruka, związanego z czarną magią. Jak już zapewne słyszeliście... - Zaczęła opierając dłonie na mównicy z niewysłowionym wdziękiem. - Mi i mojemu partnerowi udało się zdobyć mityczny artefakt owiewany w legendy i przybrany wieloma historiami. Kamień filozofów od miesiąca znajduje się w Akademii pod pieczą naszego wspaniałego dyrektora. - Spojrzenia co odważniejszych skierowały się na Morgana uśmiechającego się dystyngowanie. - Wyruszyliśmy dwa miesiące temu w tą niebezpieczna podróż z niepewną mapą od dyrektora Morgana Woltera pod jednym warunkiem. Nie mogliśmy używać żadnej magii. Nasz los zależał od tej, jak się później okazało błahej zasady - popatrzyła na niego zabójczo, a jeszcze większy uśmiech zagościł na jej twarzy. - Ruszyliśmy ku stolicy, by odnaleźć wspomnianego starca posiadającego dalszy fragment mapy. Człek ten bardzo miły pod pretekstem projektu szkolnego i naszej pasji do historii udostępnił nam ten stary dokument, który mój znamienity partner skopiował i złamał nałożony szyfr. - Popatrzyła na niego, stał dumny z szelmowskim uśmieszkiem na twarzy i bawił się nożem. Odwróciła wzrok i spauzowała  widząc pytanie u jednego z widzów. Kiwnęła dłonią udzielając mu głosu.
- Jaki rodzaj szyfru był zastosowany? - Usłyszała piskliwy głos starca powodujący szmery wokół. Riuuk popatrzyła na Killiana, który westchnął i odpowiedział na pytanie.
- Szyfr Króla Złodziei. - Jeszcze większe szmer rozniósł się niczym szarańcza po uprawnym polu.
- Kontynuując. - Mruknęła donośnie. Ponowna cisza zagościła w sali. - Mapa wskazała nam małą mieścinę znaną jako Grull. Killian wyruszył pod osłona nocy i łamiąc szyfry znalazł skrytkę w ruinie poza miasteczkiem. Kiedy myśleliśmy, że jesteśmy u celu niestety okazało się, że znaleźliśmy kolejna mapę. - Znowu pytanie i szmery. Skinęła tylko głową nie kryjąc dezaprobaty.
- Szyfr magiczny z elementami fizycznego uwiązania żądającego poświęcenia. - Mruknął wywracając oczami uprzedzając pytanie.
- Mijając postoje w karczmach i zajazdach z powodu potrzeby odpoczynku i braku pogody - westchnęła i widząc rozkojarzenie widowni z błyskawiczną szybkością wbiła nóż w mównicę powodując natychmiastową ciszę. - Dotarliśmy do małego miasteczka portowego by przedostać się do Lao w nerwowych nastrojach zdając sobie sprawę, że ten łajdak Król Złodziei wodzi nas za nos wysiedliśmy do Xin wyskakując w nocy ze statku i płynąc do brzegu. Chcieliśmy mieć to już za sobą. Tam nareszcie znaleźliśmy tajemne ruiny owite legendą i kolejnym szyfrem dostaliśmy się do magicznej jaskini i kamienia chronionego przez potężnego strażnika. Była to kobieta połączona więzią z kamieniem i zatracając się w nim zamieniał się w coś na kształt kryształowego pół smoka. - Kiedy opisywała ją dokładniej zauważył, że dyrektor patrzy w napięciu z wyraźną aprobatą jakby nie spodziewając się tego po niej. On czasami uzupełniał jej opis walki i kamienia. Zbyła pytania mówiąc, że uprzednie wydarzenia nie były nadzwyczajne, chyba, że ktoś chciałby posłuchać taniej opowieści przygodowej. Uśmiechnął się w duchu czując emanujące od niej zmęczenie na zmianę przeplatające się z dumą i pewnością siebie. Było to dla niego dziwnie przyjemne uczucie, gdy zorientował się jak podobnie reagują na ciągłe pytania. Zacisnął łom mocniej w dłoni widząc jak siedzący nieco z tyłu młodzi assasyni wpatrują się w jego partnerkę zawodową niczym w przepyszny tort z wisienką. Wywrócił podświadomie oczami, a dolna szczęka wysunęła się nieco do przodu. Dostrzegł również jak zielone peleryny miotają się gorączkowo spisując mistrzowsko sprzedawane informacje zezując to na mówiącą, to na kartkę. Nagle światło pytania zapaliło się nad kobietą w takim samym płaszczu jak jej osobisty, a ogniście czerwone włosy wyróżniały się pośród tłumu. Zielone oczy lustrowały ją uważnie. Przełknęła ślinę, a on wyczuł jej nagłe wahanie. Zdziwił się maskując to po mistrzowsku tak samo jak ona.
- Proszę. - Wskazała ją dłonią jakby nigdy nic.
- Miałam nieprzyjemność być w ostatnim czasie na ekspedycji w okolicach Lao i odkryłam iż doszło tam do masowej wręcz eksterminacji, mordu członków Zakonu Bogini Śmierci. Czy wiadomo wam cokolwiek o tej jakże dziwnej sprawie? - Zapytała bez zbędnych ogródek wywołując znaczne poruszenie. Jej głos twardy i szorstki bez problemów przebijał się przez zgiełk.
- Mordzie? - Perfekcyjnie ukryła poruszenie. - Nic mi o tym nie wiadomo. A czemu pytasz droga towarzyszko? - Kobieta zmarszczyła brwi, jednak zaraz uśmiechnęła się zadziornie.
- Bowiem ty jako sławetna Klinga w duecie z równie sławetnym Hermesem opiewanym w pieśni i legendy - przeczesała włosy drapieżnym ruchem. Miał wrażenie, że obydwie o czymś wiedzą. Czuł się skonsternowany, ponieważ naprawdę rzadko zdarzała mu się sytuacja. o której kompletnie nie miał pojęcia. - Nie wiadomo do czego jesteście zdolni. A przyznaj dziewczyno - podniosła głos wykorzystując ciszę. - Jako jedna z nielicznych ukończyłaś tą szkołę, a wszyscy wiemy co to oznacza. - Zauważył jak dyrektor patrzy z wyczekiwaniem szykując się do wkroczenia, jednak Riuuk zaśmiała się. Śmiała się złowieszczo i zupełnie niepodobnie do zwykłego perlistego śmiechu jaki lubił.
- Ja? Wymordować moich dawnych kompanów cierpienia? - Głos zimny jak lód zmroził otoczenie. - W jakim celu i z jakich pobudek, moja droga, miałabym to robić?
- Wszyscy wiemy, że mogli podążać...
- Za kim? Dwójką obłąkanych nastolatków w strojach podróżnych jadących donikąd? - Zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Wszyscy wiemy, że ścigają cię za zdradę. - Podsumowała kobieta.
- Myślisz, że przejmują się takimi jak ja? Wyprowadzę cie z błędu. Oni nie mają na to czasu, chyba, że spotkaliby mnie po drodze. Z resztą czy bez broni miałabym z nimi jakiekolwiek szanse? - Wzruszyła ramionami i popatrzyła ku sklepieniu. - Może jestem Klingą, lecz nie jestem wszechmogąca. - Sala rozbrzmiała, a białowłosy mężczyzna patrzył na nią z aprobatą. Wybrnęła! Udało się. Poczuł jak kamień spadaj jej z serca. Dobrze się dziewczyna przygotowała...
- Czy z Hermesem... łączy was coś więcej niż tylko partnerstwo zawodowe? - Zdziwiło ich  to pytanie.
- Nie! To tylko przymusowe partnerstwo zawodowe narzucone z góry. - Odpowiedziała bez mrugnięcia okiem, jednak on wyczuł... wahanie? Nie, chyba mu się wydawało...
- Dobrze, mniejsza z tym - gdzieś z tyłu podniósł się mężczyzna bez płaszcza, a więc prawdopodobnie jakiś najemnik, wolny strzelec. - Nie sądzę, żeby to był temat tej konferencji.
- Proszę poczekać na swoją kolej - powiedziała Riuuk spokojnym tonem, ale krzywiąc się przy tym nerwowo.
- Mam pytanie - powiedział i kontynuował nie czekając na oddanie mu głosu. - Chcemy więcej szczegółów. Jak wyglądało ściąganie szyfrów? Wielu śmiałków poległo, by zdobyć informacje, których później nie udało im się rozszyfrować. Jednak wam się to udało.
- To... - dziewczyna zająknęła się, rzucając Killianowi nerwowe spojrzenie. - To akurat zasługa mojego partnera, więc...
Widziała, jak twarz mu tężeje, wiedząc co go teraz czeka. Po chwili konsternacji, którą od niego wyczuła, nie pozwalając jej skończyć, machnął ręką zganiając ją z mównicy. Gdy zeszła, ze znudzoną miną, zajął jej miejsce. Oparł ręce na brzegach skośnego blatu i pochylając się lekko do przodu, potoczył po zgromadzonych lekko pogardliwym spojrzeniem.
- Dobra - zaczął, wysuwając szczękę do przodu i marszcząc brwi. - Nasłuchaliście się już uprzejmości i patetycznych gadek, więc pozwólcie, że sobie odpuszczę i będę dokładnie tym prostakiem, za którego mnie macie. Skupić się, bo nie zamierzam się powtarzać, a pytania na koniec, nie chcę i nie będę przerywać, jasne?
Po sali przeszedł szmer oburzenia. Za kogo on się uważał?! Riuuk natomiast zajmując jego miejsce koło mównicy, spojrzała na niego kątem oka. Wiedziała, że teraz stoi tam Hermes. Ten rzeczowy, ostry ton słyszała już wcześniej, kiedy narzucał jej swoje zasady lub tłumaczył, jaki mają plan. To był ton przywódcy, któremu nie można się sprzeciwiać. Ale nie takiego przywódcy, jak mistrzowie w Zakonie, czy wszyscy obecni tu, niewątpliwie wielcy wojownicy, magowie i wynalazcy. To był przywódca złodziei. Ich bóg.
- Sprawa wygląda tak - zaczął, marszcząc po swojemu brwi, żeby zebrać myśli. - Mówimy tu o jednym z największych skarbów Króla Złodziei. Nie można go tak po prostu wziąć. To nie jest beczka złota zakopana przez piratów. Nie da się po prostu podreptać po mapie i wykopać. Jest tylko jeden sposób, żeby zdobyć coś należącego do złodzieja. Trzeba to ukraść.
Na sali zapanowało ciche wzburzenie. Oni, śmietanka z Gildii, uosobienie honoru, dostali właśnie napomnienie... do kradzieży.
- Taka jest prawda - kontynuował, zgodnie z obietnicą ignorując zrywających się do zadania pytań słuchaczy. - Jeśli nie przyjmiecie tego do wiadomości, nigdy nie zdobędziecie nic, co ukrył Król Złodziei. Połowa z was, słuchając tego, co powiedziała Riuuk, pomyślała pewnie, że jesteśmy cholernymi, zdradliwymi żmijami. I macie rację. Oszukiwaliśmy na każdym kroku. A gdybyśmy tego nie robili, to nie byłoby tu teraz ani nas, ani Kamienia w skarbach Akademii. Do czego zmierzam, oczywistym jest, że żeby ukraść cokolwiek, a jak mówiłem, innej drogi w grze z Królem Złodziei nie ma, trzeba zwyczajnie samemu stać się złodziejem. Trzeba MYŚLEĆ jak złodziej - podniósł palec wskazujący do boku głowy.
- Z tym chyba nie miałeś problemu - rozległ się oskarżycielski głos z głębi sali i zawtórowało mu kilka szmerów.
- Większość z was ściąga takie podatki, że też dalibyście spokojnie radę - odparł niedbale i ignorując oburzenie na sali, nieprzerwanie kontynuował swój monolog. - Druga sprawa jest taka, że Król Złodziei to podstępny gnojek. Nie zostawił map ani szyfrów, bo był idiotą i zapomniałby, gdzie schował łup. On chce, żebyśmy je znajdowali. Nie, poprawka, chce, żebyśmy próbowali je znajdować. Chce udowodnić, że jest wciąż najlepszy. Że nawet mając świadomość istnienia całego tego bogactwa, mając gotowe mapy, przetłumaczone szyfry, gówno możemy zrobić. Dla niego to gra. Bawi się z nami wszystkimi. Jak chcecie go podejść to nie wystarczy wam ten kawałek papieru z krzyżykiem. O Królu Złodziei trzeba wiedzieć wszystko, jak staje się z nim to jego własnej gry. Trzeba znaleźć jego szyfry, trzeba czytać bezsensowne bazgroły w jego celach, kryjówkach i komnatach, w których ukrywał łup. Na ścianie przy wejściu do ruin gdzie był Kamień, mogła być zaszyfrowana aluzja do hasła do magicznej skrytki w której będzie jeden z pięćdziesięciu kawałków mapy prowadzącej do mapy, na której jest zaszyfrowane miejsce ukrycia Świętego Graal'a. Ten koleś tak działa. Dopóki tego nie zrozumiecie, nigdy nie dostaniecie w swoje ręce niczego, na czym mu zależało.
- Czy mógłbyś przybliżyć nam Szyfr Króla Złodziei? - ludzie nie czekali już na prawo głosu, po prostu podnosili się i zadawali pytania.
- Słucham? - mimo wcześniejszej obietnicy, pytanie wydało mu się tak absurdalne, że nie mógł nie zareagować.
- Pokazać kilka podstawowych znaków, skoro, jak mówisz to tak istotne.
- Chyba cię pogrzało - parsknął. -  To największa tajemnica złodziei, którą odkrywa się latami - obrócił się z powrotem do widowni. - To jest właśnie to o czym mówiłem. Bez tego szyfru, nigdy nic nie zrobicie. A nikt kto go zna, nie jest takim debilem, żeby go uczyć, nawet za największe pieniądze. Wiecie dlaczego? Po pierwsze, nie mają żadnej wartości w porównaniu ze skarbami, które można dzięki niemu odnaleźć. A po drugie, ten szyfr to nasz wydarty poświęceniem skarb. Musielibyście go, nie zgadniecie, ukraść - przerwał, oblizując wargi. - A więc musielibyście się go nauczyć sami. Jak? Tego nie zamierzam wam mówić. Ale jako, że sam jestem gnojem, jak Król Złodziei, to odpowiedź podałem wam wcześniej. Powodzenia.
Riuuk uśmiechnęła się pod nosem. Była dumna, że z nią się tak nie bawił, tylko szczerze powiedział jej, że szyfru można nauczyć się w celach, w których siedział Król. Na dodatek miała ochotę ryknąć śmiechem, widząc ich zdezorientowanie, kiedy próbowali domyślić się, o co mu chodzi. Akcentował to od samego początku. "Stać się złodziejem". Jeśli to zrobisz, zamkną cię i może nauczysz się szyfru. Proste.
- To teraz, kiedy udowodniłem, jak gówniane są wasze szanse na zdobycie któregokolwiek z Wielkich Skarbów Króla Złodziei, przejdźmy do części technicznej, która wam się nigdy w związku z poprzednim nie przyda - rozprostował ręce, jak zauważyła, dość dużo gestykuluje, gdy mówi. - Jak wspominała Riuuk, mapę miał jeden z profesorów w stolicy. Oczywiście chronił ją na tyle dobrze, że o zwykłej kradzieży nie było mowy. Zwłaszcza, bez mojego sprzętu. Trzeba było kombinować, więc, jak zostało już powiedziane, w dużym skrócie, pod pretekstem szkolnego projektu, udało nam się go przekonać, by pokazał mapę. I tu zaczyna się gra. Widzicie mapę, widzicie szyfr i musicie go ogarnąć. Nie mogliśmy jej zabrać. Wszystko musi zostać w głowie. Co ważne, szyfr nie jest dokładnymi słowami. To metafory, które również, znając zapiski Króla, trzeba przetłumaczyć. Nie mogłem liczyć na to, że będę to zwyczajnie pamiętać. Ale przepisanie tego z powrotem na szyfr Króla, byłoby skrajnym debilizmem. Więc przerobiłem to ma swoje, żebym tylko ja mógł to zrozumieć, ale to chyba oczywiste. Rozdzieliliśmy informacje na dwie kartki, każde wzięło po jednej, żeby ewentualni napastnicy nie zdobyli zbyt łatwo wszystkiego, co mamy. Mapa zaprowadziła nas do Gruul. Tam zgodnie z jej treścią, trafiłem do starej dzwonnicy. Król Złodziei uwielbiał typowe magiczne skrytki w ścianach z kodem. Tu było to samo. Wymacałem kamień... i trzeba znać hasło. Szansa jest tylko jedna, nie trafisz, to cholera wszytko weźmie. Teraz, jak wspominałem, należy wykminić, co może być tym kodem. Król go gdzieś ukrył, to jest pewne. Inaczej nie byłoby zabawy. Jak już to udało się złamać, dalej było z górki, Riuuk o tym mówiła. Kolejny etap był przy samych ruinach. Tam była kumulacja magii wiążącej, poza kodem, konieczne było znamię kwi, żeby strażnik wiedział, kto otworzył bramy i kogo powinien zabić najpierw. A więc robimy to samo co wcześniej. Polegamy na mózgu - zakończył, salutując cynicznie i ignorując wrzawę, zszedł z mównicy, pozwalając by znowu zastąpiła go dziewczyna.


W końcu pojawiło się tak długo oczekujące pytanie. Padające z ust młodo wyglądającego mężczyzny w fioletowej pelerynie.
- Czy moglibyście przedstawić nam za dowód, że kamień jest w rękach Akademii. - Gwar rozniósł się po sali, a Riuuk popatrzyła na dyrektora, który mrugnął porozumiewawczo. Dziewczyna momentalnie podskoczyła do góry wskakując na mównicę i wyrzuciła do góry mały kamyczek niebieskiej barwy, który rozbłysł i zawisł w przestrzeni. Wargi Morgana poruszały się delikatnie w rytm słów zaklęcia. Nagle na kamiennej ścianie pojawił się obraz kamiennej komnaty, a na samym jej środku kamień. Ogniście błyszczący, hipnotyzujący kamień, a oni zniknęli ze sceny zastąpieni przez Morgana i jego opracowania naukowe. Obydwoje odetchnęli głęboko niczym konie po odpięciu od ciężkiego wozu.
- Niezłe przedstawienie. - Podsumował chłopak ze szczerym uznaniem, gdy schodzili po schodach, jednak dziewczyna nie odpowiedziała. Uniósł brwi i szturchnął ją.
- Ej Księżniczko, mówi się! - Podniósł ton, a ona zaskoczona odskoczyła od niego zahaczając o stopień i lecąc na niego. Zdezorientowany i równie zaskoczony potoczył się razem z nią po chodach w dół przeklinając w głos. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz