niedziela, 20 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.8 (Killian)

Wyczuwał od niej dziwne zdenerwowanie i niepewność. Gdyby nie więź, która ich łączyła, pewnie by tego nie zauważył, gdyż jak na zabójczynię przystało, tuszowała to całkiem dobrze. Zachowywała się naturalnie, a jej gesty i władcze spojrzenie były tak samo pewne jak zwykle. Jednak jej dziwny stan kluł go nieprzyjemnie, powodując w brzuchu wkurzające, towarzyszące nerwom uczucie. Spojrzał na nią kątem oka. Chowała twarz za szerokim rondem słomkowego kapelusza. Uśmiechał się pod nosem, za każdym razem, gdy na niego patrzył. Kompletnie mu do niej nie pasował. Wyglądała przez niego zbyt... niewinnie? W każdym innym przypadku, to pewnie byłoby dobrze. Ale ona... ona nie była "niewinna". Z pewnym zdziwieniem zauważył, że o wiele bardziej podoba mu się w bojowym wydaniu. Wysokich, ciężkich butach, obcisłych, czarnych spodniach ze skóry i obwieszona tym całym ustrojstwem assassinów. Wzruszył ramionami, jakby w odpowiedzi na swoje własne myśli. Co mu do tego?
Omiótł wzrokiem ogromny dziedziniec, gdy stanęli w cieniu, gdzie dyrektor kazał im poczekać, aż wszystko pozałatwia. Poruszanie się tu na własną rękę było średnio bezpieczne, bo każdy mógł uznać cię za intruza. A w tej szkole z intruzami robi się tylko jedno. Przyjrzał się strzelistym, grubym ścianom ze skruszałego i wyblakłego od słońca kamienia. Wszędzie pełno było wąskich kolumienek, wysokich, ostro zakończonych okien z czarnymi, obsydianowymi szybami, pod którymi rozciągały się przerażające freski, przedstawiające najróżniejsze rodzaje egzekucji, śmierci i tortur. Wymyślne rzeźby i statuy ukazujące kostuchę bez twarzy, odzianą w płachty dziurawego materiału, porozstawiane były po całym placu, na monumentalnych podestach wbudowanych w ściany, a także na brzegach dachu, niczym nieustępliwi sędziowie, obserwujący z góry grzeszny lud i czekający na dogodny moment, by wymierzyć mu bolesną, ostateczną karę. Nigdzie nie było choćby śladu zielonej roślinności, tylko po wschodniej ścianie piął się zeschły, pozbawiony liści bluszcz, potęgując morderczą atmosferę, zamiast dodawać miejscu nieco życia.
Oparł się na chłodnej od cienia ścianie budynku, czując jak wierzchnia warstwa kamienia kruszeje pod jego dotykiem. Było strasznie gorąco. Odczuwali wyjątkowo mocno, bo jeszcze przed chwilą stali opatuleni w kurtki, po kostki w śniegu. Odgarnął ręką grzywkę do tyłu, bo czoło pociło się pod nią jeszcze bardziej. Po chwili jednak kosmyki włosów wróciły na swoje miejsce, łaskocząc go w nos. Poczuł na sobie wzrok Riuuk, gdy zdjął zarzuconą na przylegającą do ciała koszulkę bez rękawów koszulę. Kiedy spojrzał na nią, natychmiast odwróciła oczy.
- Stało się coś? - zapytał podejrzliwe, przewiązując koszulę w pasie.
- Nie - odburknęła szubko, nim zdążył dokończyć zdanie.
- Dobraaa - przeciągnął, przyglądając się jej cały czas i znowu odgarniając włosy z czoła.
Zauważył, że jest czerwona na twarzy. Aż tak jej gorąco?
Speszona jego wzrokiem schowała się jeszcze bardziej za rondem kapelusza i odwróciła głowę. Starała się za nim schować, mając nadzieje, że nie zauważy jej rumieńca. To całe czerwienienie się doprowadzało ją do szału. No ale jak miała zareagować? Jak on ściągał koszulę? Na dodatek koszulki, które zwykle nosił były przyduże i luźne, ale ta była obcisła i opinała jego mięśnie, całkowicie odsłaniając wytatuowane ramiona... Westchnęła. Że też nawet teraz, kiedy jest otoczona przez zabójców, z których wielu pewnie z chęcią by się jej pozbyło, jej myśli zbaczają na takie tory. Plus był taki, że trafili tu w trakcie lekcji, a trzymani rygorystycznymi zasadami uczniowie, mieli zakaz opuszczania w tym czasie klas. Kompletnie opustoszały dziedziniec miał jeszcze bardziej przerażający charakter.
Przyjrzała się pochłaniającym światło, czarnym oknom, jakby próbując dojrzeć co jest za nimi. Miała ogromną nadzieje, że Bormira już tu nie ma. Albo, że jej chociaż nie pozna. Nie miała ochoty na przepychanki, kłótnie lub nie daj Boże jakąś walkę. Chciała zrobić co do nich należało i wracać do Akademii. Wciąż była zmęczona po ostatniej misji i chciałaby trochę odpocząć. Może kiedy pogodziła się z Killianem... spędziliby razem więcej czasu? Tak zwyczajnie. Mogliby siedzieć razem w jadalni. Albo uczyć się razem w bibliotece. Albo tak jak wcześniej w lesie...
- Szukasz kogoś? - zapytał, próbując zgadnąć, w co się tak wpatrywała.
Spojrzała na niego kątem oka. Próbuje zagadać odkąd trafili do miasta. Zawsze był tak rozmowny? Nie... Podejrzewała, że wyczuwał jej zdenerwowanie i pewnie nie było to przyjemne uczucie. Nie wiedziała, czy powinna odpowiedzieć. Robiła to ostatnio właściwie odruchowo, chyba do tego przywykła. Ale może nie powinna? Właśnie to podpowiadał jej głęboko wpojony instynkt zabójcy. Jednak... za każdym razem, gdy postanawiała, że się nie odezwie, zaczynała bać się, że pomyśli, że go olewa. Że potem sam nie będzie chciał z nią gadać, jak po powrocie z wyprawy po Kamień.
Obróciła głowę, napotykając spojrzenie ślicznych, szarych oczu, otoczonych długimi i jasnymi jak włosy rzęsami. Nie rozmawiali by? Tego by nie zniosła.
- Dlaczego tak myślisz? - zapytała, podnosząc rondo kapelusza, by lepiej go widzieć.
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Tak sobie pomyślałem, że możesz mieć jakiś znajomych, czy coś.
- Raczej wrogów - odparła, krzyżując ręce na piersi. - Ty też nie masz zapewne zbyt wielu przyjaciół w swojej branży.
Zaśmiał się pod nosem, na potwierdzenie jej zdania.
- Ale tak, szukam - powiedziała, przyciszając nieco głos. -  Powiedzmy, że... może być tu koleś, który chciałby mnie zabić.
- To jakaś nowość? - przerwał jej, ironicznie podnosząc brwi.
- Nie mam ochoty bawić się teraz w takie rzeczy - rzuciła mu mordercze spojrzenie. - Jesteśmy tu przecież w innym celu.
- A co mu takiego zrobiłaś, księżniczko, że mógłby mieć tak sprecyzowane plany wobec ciebie?
Westchnęła, zauważając, że ewidentnie go to wszystko bawi.
- Zabiłam mu ojca - powiedziała ogólnikowo, nie chcąc wdawać w szczegóły misji. - Nie wiem, czy mnie wtedy zapamiętał. I może chodzić teraz do tej szkoły... Nie jest pierwszą lepszą pierdołą, a nienawiść dodaje siły. Byłby ciężkim przeciwnikiem - potarła się po osłoniętych rękawami bluzki ramionach. - Z resztą, nie mamy na to czasu.
Chwile nie odzywał się patrząc na nią z góry.
- Pocieszyć cię? - zapytał, szczerząc się po swojemu.
Uniosła jakby od niechcenia brwi, ale wyczuł cień ciekawości, który się w niej pojawił.
- Widzisz tamtą wnękę? - wskazał ruchem głowy na znajdującą się u szczytu przeciwległej ścinany ogromną, otoczoną rzeźbionymi czaszkami i kosami, wyrę w murze.
Bez przekonania skinęła głową. Do czego zmierza?
- Kiedyś mieli tu statuę swego największego bóstwa. Odlaną z rzadkiego, czarnego złota i srebra boginię śmierci, wielkości dorosłego kolesia. Strzeżona  najlepszymi mechanizmami niemagicznymi, często nielegalnymi poza murami tej szkoły, jeszcze nieopatentowanymi albo tak oryginalnymi, że można je było znaleźć tylko tutaj.
- I?
- Mówiłem ci, że zdarzało mi się już tutaj bywać?
Pokręciła głową. Zmienia temat?! O co mu chodzi...?
- Widzisz, tak jakoś od pierwszej mojej wizyty, tej rzeźby nie ma - uśmiechnął się ironicznie.
Zaśmiała się pod nosem.
- Podsumowując - kontynuował, opierając się bokiem na skruszałej ścianie, by lepiej ją widzieć - chce mnie dojechać prawdopodobnie każdy koleś w tej szkole.
- Średnie pocieszenie - uśmiechnęła się do niego, ewidentnie rozbawiona i poczuł jakby jej zdenerwowanie nieco spadło. - Zwłaszcza zważywszy na to, że jesteśmy tutaj razem. Jak ty to i ja.
Wreszcie podniosła na niego oczy. Od tak dawna unikała parzenia mu w twarz, w obawie przed kolejnymi, bordowymi rumieńcami na policzkach. Jak zwykle miał lekko zmarszczone czoło, a pomiędzy równymi, jasnymi brwiami tworzyła się mała bruzda. Zaskakująco białe zęby odsłonięte były w typowym, cynicznym uśmiechu, a szare oczy z błękitnymi plamkami błyszczały pogardliwą wręcz pewnością siebie, której tak na początku nienawidziła. Grzywka w kolorze najjaśniejszego blondu, jaki znała, opadała na twarz, dużo dłuższa niż ją zapamiętała i końcówkami łaskotały w nos. Ładnie, równo wyrzeźbiony podbródek uniesiony był wysoko, wręcz dumnie. Uśmiechnęła się nieświadomie. Jaki on jest kochany.
Nagle usłyszeli niosącą się echem parę kroków. Odwrócili się i zauważyli idących w ich stronę mężczyzn. Jednym był ocierający pot z czoła aksamitną chusteczką dyrektor, a drugim wysoki, odziany w długą togę człowiek o chudej, skrzywionej w niezadowolonym grymasie twarzy. Obrzucił ich wężowym spojrzeniem czerwonych jak krew oczu o wąskich źrenicach, gdy tylko podeszli bliżej. Mimo to z jego twarzy nie można było wywnioskować, do jakich wniosków doszedł.
- To mistrz Wężowy Jad - przedstawił go dyrektor, karcąc chłopaka spojrzeniem, gdy nie ukłonił się tradycyjnie, jak stojąca obok dziewczyna.
Mistrz skinął im dostojnie głową. "Wężowy jad". W tym zakonie mistrzowie porzucali swoje prawdziwe imiona, by odciąć się od przeszłości i zacząć nowe życie, wraz z prowadzących im nowym mianem.
- Mistrzu, oto moi uczniowie. Riuuk Przecierająca Szlaki - ten ponownie spojrzał na nią, kiwając głową, a usta uformowały się w krzywy uśmiech - i...
- Killian Flynn - przerwał mu ostrym, lekko piskliwym, acz dostojnym głosem. - Hermes. Niestety pamiętam.
- Co za zaszczyt - chłopak parsknął pogardliwie, uśmiechając pod nosem, gdy ten obrzucił go niechętnym spojrzeniem, po czym znowu popatrzył na dziewczynę.
- Jednakże Riuuk - uśmiechnął się w okropny, nieforemny sposób. - Adeptka Górskiego Zakonu Bogini Śmierci. Klinga... Cieszę się, mogąc gościć tak znamienitego zabójcę w naszych progach.
- Opuściłam Zakon - sprostowała oschle.
- Wiem. To była mądra decyzja. Ci puści prostacy - Riuuk zaśmiała się w myślach na to określenie - nie byliby w stanie wykorzystać pełni twojego potencjału. Nie żeby Akademia, z całym szacunkiem Morganie, była choć trochę lepszym miejscem, do kształtowania i wykorzystywania twoich umiejętności.
Jeśli dyrektora to dotknęło, to nie dał tego po sobie poznać.
- Przysięgam, mistrzu, że Akademia jest najlepszym miejscem, do jakiego mogłam trafić - patrzyła z niewinnym uśmiechem, jak rysy jego twarzy tężeją. - Taka była zresztą ostatnia wola mojego mistrza i mentora - dodała.
- Może - mruknął nie spuszczając z niej wzroku. - Jednak to, że przyjmują złodziei nie świadczy najlepiej, prawda? - zaakcentował zgryźliwie, odwracając się do dyrektora.
- I pewnie dlatego to właśnie Akademia zdobyła Kamień - odparła sucho, sama dziwiąc się nieplanowanej nucie agresji w głosie.
- Być może - powiedział oficjalnie, odwracając od niej wzrok, jakby chcąc pokazać, że rozczarowała go i nie jest już godna, by obdarzał ją swoją uwagą. - Zaprowadzę was teraz do waszego pokoju. Znajduje się on na piętrze gościnnym, w skrzydle internackim. Proszę za mną.
Po tych słowach odwrócił się, znikając w ciemnym korytarzu, prowadzącym do głównych drzwi szkoły. Dyrektor w sekundzie dogonił go, zrównując z nim kroku, a Killian i Riuuk podążyli za nimi.
Chłopak szturchnął ją. Podniosła głowę, napotykając rozbawione spojrzenie. Sądząc po uczuciu jakie od niego płynęło, był z niej... dumny?
- Brawo, księżniczko. Zagotował się staruszek - wyszczerzył się, a ona zawtórowała mu, próbując ukryć, jak bardzo ucieszył ją ten komentarz.
- Powiedzmy, że... - popatrzyła na niego, zagryzając w uśmiechu dolną wargę - uczę się od najlepszych.
Po tych słowach odpowiedziała na szturchnięcie lekkim ciosem w ramię, mając nadzieje, że nie wyczuje dziwnej euforii, która się w niej narodziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz