czwartek, 10 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.3 (Riuuk)

Biegła przed siebie jak najszybciej potrafiła. Nogi same prowadziły przed siebie niczym kierowane niewidzialnym torem. Nie obchodziły ją konsekwencje, ani niepełny powrót do zdrowia. Jak on mógł się tak zachować?
- Nienawidzę cię. - Wyszeptała w towarzystwie następnej samotnej łzy, która zaraz zniknęła i wystrzeliła w przestrzeń, którą zostawiała za sobą. Jeff już kilka razy próbował ją zatrzymać, lecz była zbyt szybka. każde kolejne wystrzelone zaklęcie nie znajdowało celu uciekającego z szybkością błyskawicy i mieszającego się z podmuchami wiatru. Zimno smagało twarz.
W jednej chwili setki myśli przemknęło przez głowę. Zastanawiała się dlaczego to zrobił. Uważała go za mędrca i poważnego towarzysz, a okazał się zwykłym... Okazał się taki jak wszyscy. Dlaczego biegła? Dlaczego łzy spływały po policzkach zostawiając za sobą lekki, przymarznięty ślad po swej krótkiej roli w tym chorym i przykrym przedstawieniu, którego ona musiała grać główną rolę pokrzywdzonej istoty. Już dawno nie czuła tak wielkiego rozczarowania. Po tym wszystkim co przeżyła podczas swego... marnego? Bezcelowego? Podczas swej biernej na tle emocjonalnym egzystencji wypranej ze wszystkiego co można uznać za dobre i szczęśliwe nie mogła poradzić sobie z emocjami. To jedyna rzecz, przed którą uciekała. Tak chciałaby, żeby znów ja przytulił tak jak tej pamiętnej nocy w obskurnej gospodzie. Ile oddałaby za powrót do tej upragnionej chwili...

Zatrzymała się wzbijając do góry lekki puch pierwszego śniegu i ścisnęła mocniej rękawy kurtki. Stopy... nie czuła stóp. Były czerwone i skostniałe. Straciła poczucie czasu, co źle skutkowało nawet dla ludzi gór. Opadła na kolana w towarzystwie chrzęstów zamarzniętych roślin i skrzypu puchu lekko unoszącego się go góry. Opadał powoli niczym w zwolnionym tempie. Czarne włosy zesztywniały i okrywały plecy plącząc się na śniegu. Każdy kosmyk odznaczał się wyraźnie na wręcz emanującym światłem puchu. Jak była mała babcia mówiła jej, że śnieg to magiczny puch pochłaniający światło dnia, by następnie oświetlić nocną drogę im, ludziom którzy potrafili korzystać z jego magii. Smoczym, żelaznym, blado skórnym plemionom kochającym mróz zimy. Uśmiechnęła się, a jasny puch opadał na włosy tworząc lodową koronę, a spodnie przemakały przepuszczając zimno.
Bała się odwrócić. Bała się, że tak jak wtedy ujrzy tylko zwodzące, przyciągające światło...


Kompletnie się odcięła. Po raz pierwszy odkąd wrócili nie czuł kompletnie nic. Nie wiedział, czy bardziej go to zadowalało, czy irytowało. Co tam się właściwie stało? Z drugiej strony co go to obchodzi. Nic! - Podświadomie wysunął szczękę do przodu. Było mu gorąco mimo braku kurtki. Postanowił iść w jedno z ulubionych miejsc w drugiej, znanej mało komu części ogrodu. Po drodze wstąpił do akademika i wziął drugą - tym razem czarną - kurtkę, którą zwykle zakładał podczas włamów - i ruszył przed siebie.
Co ten skurwiel sobie wyobrażał? Irytujący uśmieszek wpęzł na pociągłą twarz, kiedy pomyślał, że nie pożałował siły zadając cios. Z chęcią zrobiłby to jeszcze raz!
Gdy wyszedł z budynku dostrzegł iż z nieba zaczął sypać się pierwszy śnieg. Wzruszył ramionami i bezprecedensowo ruszył w wybrane miejsce. Gdzieś po drodze przemknął mu fioletowy kot. Nie widział go już od dłuższego czasu więc mimowolnie zawiesił swój szarawo-niebieski wzrok na stworzeniu przemykającemu w kierunku starych ruin. Zdziwiony zauważył, że ma wyszczerbione jedno ucho jakby zostało przecięte ostrzem. Równo, lecz nad wymiar skutecznie w przerażającej i pociągającej prostocie działania. Wzruszył ramionami odprowadzając go do krzaków, w których zniknął i zmarszczył brwi. Nawet ten mały koleżka nie chciał na niego patrzeć. Poprawił włosy zwiane silnym podmuchem na twarz. Zdenerwował się robiąc to chyba po raz setny i związał w końcu włosy rzemieniem wyjętym z kieszeni. W każdej kurtce i każdych spodniach zawsze ma schowany rzemień. Nigdy nie wiadomo do czego może się przydać!
Nagle prawie przewrócił się, gdy fala żalu wielka i niespodziewana niczym tsunami w Bilgewater wypełniła tył jego głowy i wręcz sparaliżowała ciało na kilka sekund. Dłoń powędrowała ku głowie, a skrzywiony grymas ogarnął oblicze rozświetlone światłem księżyca. Czuł jak słabnie. Zimno ogarniało ciało Riuuk. Nogi nie były w stanie unieść ciała. Minęły już prawie dwie godziny odkąd się widzieli! Nie czekając długo ruszył w docelowe miejsce z nowym, narzuconym celem. Naprawdę już sam wolał się trochę poużerać z ta idiotką niż zostawić ją na pastwę temu bubkowi.

- Odejdź! - Syknęła nawet nie odwracając głowy w stronę cienia wychylającego się spomiędzy drzew. Postać nie zwolniła tylko brnęła pewnie przez rośliny pokryte świeżym puchem. - Zostaw mnie w spokoju! - Wyglądała wyjątkowo bezbronnie siedząc bez ruchu w przemoczonych spodniach, nagich stopach i ciemnobrązowej kurtce. Jego kurtce.
- Chcesz tutaj zamarznąć księżniczko? A może czekasz na swojego dupka? - Prychnął robiąc krok i wychodząc z cienia. Blask księżyca najpierw ogarnął twarz, szyję i muskularne ramiona. Uśmiechnął się widząc jak dziewczyna pokryta puszystym śniegiem z prawie całkowicie zasypanymi stopami niemal wtapiała się w krajobraz. Ciemne włosy pokryte białymi płatkami wydawały podkreślać swą czernią ich blask. Znajdowała się na samym środku polany, a obsydianowe oczy wpatrywały się w prześwitujące między chmurami gwiazdy.
- Wszystko mi jedno. - Zacisnęła dłonie na śniegu wywołując cichy skrzyp. Nie miała ochoty na ponownie zobaczenie Amona. Odechciało jej się wszystkiego. No może prawie... Odwróciła głowę i popatrzyła na Killiana tak delikatnie i wolno, że puch nawet nie drgnął.
- Aha, no dobra. W takim razie nie przeszkadzam. - Powiedział żywym i ochoczym tonem odwracając się na pięcie.
- Czekaj! - Uśmiechnął się zwycięsko, gdy stopa zatrzymała się w pół kroku na dźwięk głosu. Nie żeby się nie spodziewał. Już była jego. Wygrana oczywiście!
- Czyżbyś zmieniła zdanie skarbie?
- Ehh... Masz mnie. - Uśmiechnęła się lekko. - Nie czekam na tego skurwiela. Nie chce go widzieć. To już nie mój dupek. - Westchnęła i spróbowała się podnieść. Odmrożone i sine nogi wydawały się przymarznięte do podłoża. - I nie mów do mnie "skarbie" !!!
- Czyżbyś potrzebowała pomocy? - Szelmowski uśmieszek wpęzł na twarz w towarzystwie teatralnego zdziwienia.
- Nie gadaj tylko pomóż mi idioto. - Pokazała mu język i wyciągnęła dłonie. - W końcu jesteś moim partnerem, prawda?
- Niestety pani "ucieczka od problemów" - Poczłapał do niej i pomógł wstać.
- Nie bądź wredny! Nie czuję stóp. - Poddała się zrezygnowana i z westchnięciem naparła na niego całym ciężarem.
- No to zajebiście! - Wywrócił oczami i kazał jej złapać się za szyję. Bez jakichkolwiek zbędnych komentarzy poddała się jego silnym ramionom. Nawet przez ubranie czuł jaka jest zmarznięta. Ciało było sztywne, poruszała się topornie nawet na zwykłe ludzkie standardy.
- No to ruszajmy moja irytująca partnerko. - Widział jak rumieniec wpęzł na jej twarz, kiedy znalazła się tak blisko niego. - Jesteś lżejsza niż zapamiętałem!
-Ohhh zamknij się Killian! - Mimo irytacji mimowolnie uśmiechnęła się i przytuliła chłonąc jego ciepło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz