środa, 9 listopada 2016

Ku chwale grzeszników! cz.2 (Killian)

   Wychyliła się zza drzewa, zaciskając na zimnej korze skostniałe palce. Siedział na omszałym kamieniu, opierając głowę na rękach i patrzył w jej stronę.
   - Cześć - mruknęła, nie ruszając się ze swojego miejsca.
   Zaśmiał się cynicznie.
  - No proszę, co za odmiana - mrukną z przekąsem, teatralnym gestem łapiąc się za serce. - Czym zasłużyłem sobie na ten zaszczyt, wasza wysokość?
   - O co ci znowu chodzi? - parsknęła. Najpierw kłótnia z Amonem, a teraz ten. Uwzięli się na nią?!
   - Chcesz ze mną gadać.  Niesamowite - przeciągnął pogardliwie.
   - Dlaczego miałabym nie chcieć? - oparła się na drzewie, krzyżując ręce na piersiach.
   - Nie wiem - rozłożył ręce, uśmiechając się drwiąco. - Może z tego samego powodu, co przez cały ostatni tydzień?
   Westchnęła. No tak. Olewała go, odkąd wrócili z misji. Udawała, że nie widzi, jakby się nie znali. Ale nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie mogła pogodzić się z dziwnym uczuciem, jakie się w niej pojawiło. To wszystko, co wydarzyło się podczas podróży, teraz ja przerosło. No i co miałaby mu powiedzieć? Że się w nim zakochała? Tak strasznie bała się, że wyczuje to przez więź, która ich łączy. Prościej było... uciec. Jak zwykle.
   Spuściła wzrok. Co miała niby powiedzieć?
   - Nie mam teraz na to siły, wiesz? - parsknęła.
   - Niestety wiem. Od godziny jesteś tak wściekła, że łeb mi od tego pęka.
   - Przepraszam - mruknęła ironiczne, podchodząc bliżej i siadając obok niego.
   Patrzył na nią przez chwilę, po czym zdjął skórzaną kurtkę i rzucił jej nią w twarz.
   - To z kim się pożarłaś? - zapytał, gdy ona owijała się o wiele za dużym nakryciem.
   Rzuciła mu ukradkiem spojrzenie. Odruchowo otworzyła usta, by odpowiedzieć. Przyzwyczaiła się do tego. Dlaczego? Wcześniej przed nikim się tak nie otwierała. Chyba nie powinna...
   - Z Jeff'em - odparła po chwili. To było silniejsze on niej.
   - To ten twój chłopak? - zapytał, wyciągając przed siebie długie nogi.
   - Nie jest moim chłopakiem - przewróciła oczami. - Stary znajomy.
   - Friendzone? - zaśmiał się.
   Parsknęła.
   - O co poszło?
   Spuściła wzrok i zaczęła nerwowo miętosić brzeg kurtki. Wciąż była nagrzana od jego ciała.
   - Wkurzył się... jak się dowiedział, że mamy być stałymi partnerami - mruknęła zgodnie z prawdą, unikając jego wzroku. - Nie za bardzo za tobą przepada. No i z jakiegoś powodu ubzdurał sobie, że doszło między nami do... "czegoś" - zaśmiała się nerwowo. - Debil.
   - Przewrażliwiony jakiś, czy co?
   - Dokładnie - mruknęła bez przekonania, bawiąc cię zamkiem.
   - A ty co o tym myślisz?
   - Hm?
   - Że od teraz jesteśmy na siebie skazani - patrzył na nią z góry.
Przenikliwe spojrzenie obłędnych szarych oczu, wbijało się w jej twarz, jakby próbując przewiercić na wylot. Robiła wszystko, by wytrzymać ten wzrok i się przy tym nie zarumienić. Jego mordka wyglądała tak nieziemsko w świetle księżyca. Kosmyki włosów wydawały się je odbijać, a twarz bladła przez nie nieco, co podkreślało zarys szczęki i równy nos. Barwa oczu idealnie zgrywała się z białawym światłem. Na dodatek, nos i policzki zaróżowiły mu się delikatnie od zimna... uwielbiała, kiedy tak się działo.
   - Cieszę się - powiedziała, odgarniając włosy za ucho, żeby zająć czymś ręce. - Wkurzasz mnie cholernie, ale w gruncie rzeczy czasem się przydajesz.
   Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Poczuła nagły błysk zdziwienia.
   - Wiesz, generalnie wolałabym pracować sama - dodała szybko speszona. - Ale ze wszystkich idiotów w tej szkole, jesteś chyba najlepszym, co mogło mi się trafić.
   - Oj no nie przesadzaj, bo się zarumienię - parsknął śmiechem, wreszcie odwracając wzrok.
   Siedzieli chwilę bez słowa, wpatrując się w niebo, przyprószone puszystymi obłoczkami, płynącymi wolno z północy.
   - Czyli... Cała wasza kłótnia sprowadziła się do tego, że nie powinnaś mieć nic wspólnego z takim gnojem jak ja?
   Wzruszyła ramionami.
   - W sumie tak.
   Bo co mu miała powiedzieć? Że Amon wypominał jej to uczucie, do którego sama nie potrafiła się przyznać? Że traktował go jak robaka, bo urodził się w zwykłej mieszczańskiej rodzinie? Że był gotowy go zabić na samą myśl, że mógłby jej dotknąć? Że "nie przepada za tobą" jest przeuroczym eufemizmem od "cholernie cię nienawidzi"?
   - Sorki, że masz przeze mnie takie jazdy.
   - Jeff nic nie wie - parsknęła. - Nie powinien się odzywać.
   - Wie wystarczająco dużo.
   - Co?
   - Taka jest prawda, Riuuk. Jestem złodziejem i... jestem gnojem. To że ludzie tak reagują, to kompletnie zdrowa rzecz. Pewnie się o ciebie martwi.
   Uśmiechnęła się pod nosem. "Aż za bardzo".
   - A ty co robisz o tej porze w lesie? - zapytała po chwili, bo miała już dość myślenia o Amonie.
   - Łeb mi tak przez ciebie napieprzał, że musiałem się przejść. Zresztą, w Akademii jest za dużo ludzi, że jak chwile nie posiedzę w spokoju z daleka od nich, to mnie cholera bierze.
Kłamał. Nie potrzebowała więzi, żeby to wiedzieć. Ludzie, którzy chcą się oderwać nie mają takiej miny, jak on, kiedy na początku go wypatrzyła. Myślał. Tylko o czym?
Wyczuł jakby jej wahanie, bo zerwał się, kaszląc cicho.
   - Późnawo już. Wracamy - powiedział i nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę zabudować Akademii.
   Wstała i opatulając się szczelniej kurtką, ruszyła za nim. Szybko dorównała kroku, czując pod bosymi stopami oszronioną ziemię. Dziwnie się czuła, mogąc iść z nim tak jak kiedyś. Już prawie nie pamiętała, jak to jest. Bo w końcu, przez ostatnie tygodnie podróży, oboje ledwo się ruszali.
Nagle zobaczyła postać biegnącą w ich stronę. Przeklęła pod nosem, od razu poznając tę sylwetkę. Amon.  On również zobaczył ich z daleka i w błyskawicznym tempie znalazł się kilka metrów od nich. Zatrzymał się nagle, a z początku zatroskany wyraz twarzy, zastąpił grymas pogardy i wyższości, kiedy zobaczył, z kim idzie.
   - Co on tu robi? - zapytał, wbijając w niego nienawistne spojrzenie.
  Killian spojrzał najpierw na niego, potem na nią i wzruszył ramionami. Riuuk czuła bijące od niego znudzenie i niecierpliwość. Mimo to, wysunął szczękę w typowy dla siebie sposób i uśmiechnął się z lekkim cynizmem, mierząc Amona wzrokiem.
   Tamten zjeżył się i otrząsnął, jakby ktoś oblał go lodowatą wodą. 
   - I co, do cholery, ty robisz z nim w lesie w środku nocy? - warknął, łapiąc ją za nadgarstek, kompletnie teraz ignorując obecność Killiana. 
  Próbował pociągnął ją w swoją stronę, ale napięła mięśnie, nie pozwalając ruszyć się z miejsca. Wojowniczo zagryzła dolną wargę i spojrzała na niego spode łba. Miała tylko nadzieje, że nie zrobi jej takiej awantury jak w pokoju. Nie chciała, żeby Killian to słyszał.
    - Przestań - warknęła, próbując wyswobodzić rękę z uścisku. - Puszczaj!
    - Wracamy...!
   - Zostaw ją, stary - Killian w jednej sekundzie znalazł się pomiędzy nimi i miażdżył go spojrzeniem. - Wróci, jak będzie miała ochotę.
   - Ty się w to nie mieszaj - oczy Amona zabłysły czerwienią wściekłości, a ręka mocniej zacisnęła na jej nadgarstku. - Zejdź mi z oczu.
    - Bo co? - uśmiechnął się wyzywająco.
   Riuuk poczuła, jak chłopak puszcza jej rękę, która już sekundę później zaciskała się na kołnierzu kraciastej koszuli Killiana. Ten zagwizdał, uśmiechając się szerzej i unosząc brwi. Dziewczyna poczuła na plecach dreszcz. No przecież nie mogą się teraz zacząć tłuc...
    - Zostaw ją w spokoju - warknął Jeff drapieżnie, pociągając za tkaninę, żeby zbliżył do niego twarz. - Jeszcze raz chociaż ją tkniesz, a przysięgam, że osobiście wypruję ci flaki. Nie zbliżaj się nawet na metr, albo pożałujesz.
    - Jeff - Riuuk podeszła bliżej - przestań. 
    Ignorował ją, kontynuując swój wywód.
    - Żeby jakiś złodziej, kryminalista śmiał w ogóle położyć na niej swoje brudne łapy! Odezwać się! Te obrzydliwe plotki, które o was krążą sprawiają, że mam ochotę rzygać. Jakiś zwykły wymoczek z ohydnych, mieszczańskich...
    - Hej... - cyniczny uśmiech, który do tej pory błądził mu po twarzy, zniknął nagle, a jego miejsce zajęły obnażone drapieżnie białe zęby.
    Ręce lekceważąco schowane wcześniej w kieszeniach, zacisnęły się na miękkniej tkanininie swetra. W płonących czerwienią oczach Amona, pojawiła się żółtawa nutka zdziwienia.
- Masz jakiś problem z moim pochodzeniem? - szęka wysunęła się bardziej do przodu.
Amon parsknął, szarpiąc się i próbując wybadać grunt. Czuła powoli rosnącą w Killianie iskierkę złości. Zagryzła policzki. Coś się zaraz wydarzy.
- Ona jest przywódczynią klanu. Elitą. Zwykły uliczny przedstwiciel pospólstwa... - nie zdążył skończyć.
Pojedynczy, zdecydowany cios spadł na niego nagle i niespowiedzanie. Głowa odskoczyła na bok od siły uderzenia. Riuuk zastygła w bezruchu, kiedy Killian cofną pięść i puścił sweter wciąż otumanionego przeciwnika. Amon zatoczył się, prawie upadajać. Skrzywiła się.
Killian spojrzał na nią, z powrotem chowając ręce do kieszeni. Od złości, którą w nim wyczuwała, jej krew zaczęła płynąć jakby szybciej. Amon potrząsnął głową i wściekły potarł dłonią policzek.
- Ty cholerny... - wycharczał, zaciskając dłonie w pięści.
- Do nazywania mnie pierdolonym złodziejem masz święte prawo - przerwał mu, unosząc głowę. - Ale żaden pieprzony "arystokrata" nie będzie rzygał na mnie, tylko dlatego, że mój ojciec nie był jakąś zasraną możnowładczą świnią. Rozumiemy się?
- Jak śmiesz...
- A z Riuuk będę spędzał tyle czasu, ile będzie się jej podobało. I gówno ci do tego.
- Przysięgam, że cię...
- Nie jesteś nikim, kogo zdaniem musiałbym się przejmować - parsknął, odwracając wzrok. - Pasujesz tutaj. Kolejna tresowana małpa z bogatej rodziny.
Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i poszedł w stronę akademika. Mijając Riuuk zatrzymał się i spojrzał na nią wnikliwie.
- Też tak myślisz?
Od razu pokęciła głową. Kąciki jego ust uniosły się lekko. Wiedział, że nie. Czuł. Machnął do niej ręką i znikną w ciemności.
- Nie przerywaj mi! - wrzasnął za nim Amon, zbyt zdezorientowany sytuacją, by go zatrzymać.
Riuuk wbiła pełne złości i wyrzutu spojrzenie w jego czerwoną od wściekłości twarz.
- Nienawidzę cię - wyszeptała i wystrzeliła przed siebie.
Otuliła się w biegu ciepłą kurtką i ignorując jego wołania, otarła z policzka samotną łzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz