czwartek, 25 sierpnia 2016

Skryte uczucia cz. 2 (Lily)

- Co on miał na myśli, kiedy kazał mi zajrzeć w głąb siebie? - Lily lekko pochyliła głowę na bok, pogrążona głęboko w myślach. Leżała na podłodze, licząc na jakąś iskierkę inspiracji. Od jakiegoś czasu odtwarzała wciąż od nowa radę Araty, ale ilekroć wydawało jej się, że nadeszła chwila natchnienia, jej podekscytowanie gasło równie szybko jak knot zdmuchniętej świeczki.
Dziewczyna zamknęła oczy i westchnęła po raz enty zrezygnowana. W tej chwili stary przesąd o uciekającym szczęściu ilekroć osoba wzdycha, wydawał jej się bardziej prawdziwy niż kiedykolwiek wcześniej. Niemal czuła jak z jej ciała uchodzą nie tylko chęć do życia, ale również cała energia, jaką zdołała z sobie wykrzesać po nieprzespanej nocy. Znowu męczyły ją dziwne koszmary senne, które nie pozwalają jej usnąć.
„Dlaczego nagle stara się być taki tajemniczy? Jakby nie mógł mi zwyczajnie powiedzieć wprost, o co mu chodzi, zamiast bawić się ze mną w zgadywanki! Głupi Arata! W głąb siebie... W głąb siebie... Z ciebie jest głąb do licha!” Dziewczyna zaczęła tupać nogami ze złości, aż w końcu wykończona własnym tantrum, ułożyła się na plecach i spojrzała w sufit, ponownie starając się skupić na postawionym przed nią zadaniu. Ale niby jak ma wejrzeć w siebie?!
- Może spróbuj medytacji? - Ayano napomknęła niby od niechcenia. Lily otworzyła oczy ze zdumienia. Ayano od jakiegoś czasu obserwowała sfrustrowaną czarodziejkę, ale jak do tej pory zdawała się cieszyć jej nieszczęściem i nie wyglądało na to, by miała jej pomóc. Cóż, nie żeby się nie lubiły, ale walka o uczucia jednego chłopaka na pewno nie pomaga w budowaniu przyjaźni, a pomaganie rywalce nie leży w naturze żadnej z nich.
,,Cóż, życie w haremie ma swoje plusy.” Uśmiechnęła się pod nosem. - Dzięki. - ,,Tak jakbyś nie mogła pomóc mi już na samym początku!”
- Wtedy nie byłoby zabawnie. - Wysłała Lily całusa. - Poza tym teraz wiesz, że wisisz mi jednego, bo sama w życiu byś na to nie wpadła. - Ayano mrugnęła do niej z chytrym uśmieszkiem, który zawsze wywoływał u Lily dreszcze.
,,Tak jakby kiedykolwiek chodziło w tych przysługach o coś innego jak czas sam na sam z Aratą.” Powoli zaczynało ją już to wszystko irytować.
Dziewczyna potrząsnęła głową, by pozbyć się wszystkich niepotrzebnych myśli i usiadła ze skrzyżowanymi nogami. Odetchnęła głęboko kilka razy i powoli otworzyła się na stan medytacji. Z jakiegoś powodu nigdy wcześniej nie próbowała medytacji, jednak udało jej się przy pierwszej próbie. Zrobiła to bardzo naturalnie, jakby ćwiczyła to już setki razy w przeszłości. To co zobaczyła jednak wewnątrz siebie stanowiło dla niej niemały szok.
Każdy czarodziej ma w sobie swego rodzaju rdzeń, dzięki któremu uzyskuje możliwość łączenia się z energią umożliwiającą rzucanie zaklęć. Energia ta ma różne nazwy: mana, qi, chi, energia duchowa, moc magiczna... Zbyt wiele by wymienić je wszystkie. Jednak jest to jedna i ta sama energia. Jej źródła mogą się różnić. Pochodzi z żywiołów, ciał niebieskich, krwi, wiary... Istnieje niezliczona ilość ścieżek by uzyskać energię.
Natomiast rdzenie... Są zarówno policzalne jak i niepoliczalne. Ponieważ istnieje tyle rdzeni, ile istot posiadających rdzenie. Dla każdego jego własny rdzeń jest unikalny, choć nie jest to coś, co pozostaje ustalone. Czasem u osób połączonych duszami rdzenie przechodzą przemianę, biorąc cechy obu partnerów. Podobnie członkowie wielopokoleniowych rodzin mogą posiadać bardzo podobne rdzenie ze względu na czystość ich krwi. Tak samo dzieje się z tymi, którzy użyli tych samych artefaktów, czy specjalnych roślin by podnieść jakość bądź ilość energii w swoim ciele.
Dlaczego jednak Lily była tak zszokowana? Ponieważ wewnątrz jej własnego rdzenia znajdowało się siedem kolorowych kul energii, z których trzy lśniły bardzo jasno, a pozostałe były przydymione, jakby uśpione. W dodatku dziewczyna dokładnie odczuwała, czym są owe kule energii. Szczególnie niebieska i biała. „Michael i Rafael? A ten czarny...” Gdy tylko o tym pomyślała, jego imię natychmiast pojawiło się w jej umyśle, zupełnie, jakby zawsze tam było... ,,Raguel, żywiołak ciemności..."
Wydawać by się mogło, że kula ta powinna ją odpychać. Powinna odczuwać niechęć i strach przed tym światłem, a jednak, wbrew wszystkim oczekiwaniom, czuła przyciąganie silniejsze niż kiedykolwiek oraz równie wielką radość światła, które w końcu zostało dostrzeżone. Nie była to miłość do siostry czy przyjaciółki jakie wysyłali jej zawsze Rafael i Michael. Nie. Ta miłość była pełna pasji i pożądania. Zaborczość, która przyciągała ją w równym stopniu jak przerażała. Intensywna, prymitywna, bestialska. Uwodził ją i kusił, a ona chętnie poddawała się jego kontroli.
,,Freya, po prostu odpuść. Poprowadzę cię dalej, więc możesz mi zaufać. Musisz jedynie oddać się bez reszty mojemu prowadzeniu i na pewno tego nie pożałujesz. Już nigdy nie będziesz musiała cierpieć, zadbam o to, by świat, który cię niszczył przestał istnieć. Zniszczę wszystko na drodze do twojego szczęścia. Wszystko wokół zniknie, a wtedy zostaniemy tylko we dwoje, ty i ja. Bo nie potrzebujesz niczego innego, ja stanę się twoim wszystkim, a wtedy na pewno cię nie opuszczę..."
Zadrżała jak w transie, nagle nie wiedząc, dlaczego się opiera. W końcu dotarło do niej, czym była czarna przestrzeń, do której zawsze uciekała w najtrudniejszych chwilach. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, ale czarne światło, choć mocno zduszone wpływem innych żywiołaków, zawsze było przy niej, zawsze się opiekując, czuwając i tylko czekając na właściwy moment. W tym momencie po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, czy to naprawdę żywiołaki. Dawniej zbyłaby to machnięciem ręki, ale im bardziej się w to zagłębiała, tym bardziej jej żywiołaki odchodziły od tego, co czytała o nich w książkach...
Od pewnego czasu narastało w niej pragnienie bycia tylko tą jedyną. A tutaj, na wyciągnięcie ręki, znajdowała się osoba, która pragnęła jej z taką żarliwością. Kiedy jednak już miała się poddać temu uczuciu, w jej umyśle pojawiła się inna obecność. Nieco słabsza od czarnego światła, nie tak przytłaczająca, ale jednocześnie o wiele bardziej znajoma. Wołała ją z głębi tego stanu. Poczuła jak powoli unosi się, wycofuje ze stanu medytacji. Ujrzała jeszcze, jak wszystkie kolory błysnęły intensywnym światłem, atakując czarną kulę energii. Chciała coś powiedzieć, poprosić by przestały, ale wiedziała, że to dla jej własnego dobra. Gdzieś w głębi zdawała sobie sprawę z tego, że dała się omamić, a  jednak to wszystko wydawało się zbyt prawdziwe, by było jedynie słodkim snem czy gorzkim zaklęciem.
- Raguel... - Wyszeptała z bólem, po czym otworzyła gwałtownie oczy.
Zamknęła je natychmiast z powrotem, gdy tylko uderzyła ją pierwsza fala światła dziennego. Jej rdzeń był tak zdominowany przez ciemność, że intensywne słońce wpadające przez okna domu wprost na nią było nie do zniesienia.
- Cóż, zdaję sobie sprawę, że pewnie masz na to jakieś wytłumaczenie, ale nie licz na to, że obejdziesz się bez kary wymawiając przez sen imię innego mężczyzny, kiedy ja cię całuję na dzień dobry. - Zadrżała wyczuwając w głosie złość, zazdrość i subtelną figlarność, którą bez wątpienia wyczytałaby również jako błysk w jego oczach.
,,Może jeśli będę udawać nieprzytomną, to mi odpuści na tyle, bym wymyśliła dobrą wymówkę?" Pomyślała pokonana. - Nawet o tym nie myśl Lily! - Zignorowała go, przewracają się na drugi bok, byle z dala od niego.
- Cóż, ostrzegałem cię już kiedyś, że niegrzeczne dziewczynki spotykają przykre konsekwencje, zapomniałaś już? - Zapytał pozornie agresywnym tonem. Bardziej jednak obawiała się tej żartobliwej strony, która bez wątpienia nabierała rozpędu. ,,Chciałeś chyba powiedzieć, że dziewczyny, które nie słuchają CIEBIE, spotykają przykre konsekwencje. Jakbym wciąż tego nie wiedziała po tylu latach! A jednak zastanawiam się, czy teraz, kiedy jesteśmy oficjalnie parą nie lepiej postawić wszystko na jedną kartę i liczyć na to, że kara nie będzie tak straszna, jak prawda, której absolutnie nie mogę ci powiedzieć. No, bo jak wyznać osobie, na której ci zależy, że chwilę temu kompletnie się o nim zapomniało? Mało tego, najchętniej w tamtym momencie wyeliminowałabym cię jako pierwszą osobę na mojej drodze. Ten żywiołak dobrze znał moją słabość. Nie lubię się dzielić tym, co uważam za moje..."
- Aaaa! Co ty wyprawiasz! - Wrzasnęła, gdy jej ciało zostało nagle podniesione z podłogi. Prędko otworzyła oczy i zarzuciła chłopakowi ramiona na szyję.
- Och, czyli jednak jesteś obudzona? - Zapytał przeciągle, wpatrując się w nią z leniwym uśmieszkiem na twarzy, jednak jego oczy się nie śmiały. - To oznacza, że nie tylko śnisz o innym mężczyźnie, ale wzdychasz do niego również na jawie. I okłamujesz mnie. Spójrz, znalazłem już trzy wykroczenia, za które muszę cię ukarać. Naprawdę chcesz mnie zapracować, prawda?
,,Skąd on niby wziął trzy wykroczenia?!" Krzyczała w swojej głowie na granicy rozpaczy. - Przepraszam, zaraz ci wszystko wyjaśnię...!
- Oczywiście, że mi wszystko wyjaśnisz. - Oznajmił, nawet na nią nie patrząc, co sprawiło, że najbardziej na świecie pragnęła schować się do jakiejś wielkiej dziury i już z niej nie wychodzić. A przecież nic złego nie zrobiła! - Nie zmienia to jednak faktu, że zasługujesz na karę, prawda?
,,Gdzie ja niby do jasnej anielski zawiniłam! Nic z tego o co mnie oskarżasz nie ma sensu. Może z wyjątkiem trzeciego... Do licha, dlaczego ja!?"
Jakby odpowiadając na niezadane pytanie dosłyszała zadowolony głosik, bez którego obyłaby się równie dobrze, a nawet o wiele lepiej. - Bo tylko ty śmiesz go doprowadzić do tego stanu! - Powiedziała Ayano radośnie, nie chcąc przegapić idealnej okazji by ją dobić.
Zrezygnowana Lilian zamknęła oczy wiedząc, że błaganie i tak nic nie da. Arata już dawno nie był tak wyprowadzony z równowagi. A ona nawet nie potrafiła powiedzieć czym go tak zdenerwowała! Niemniej przypominając sobie przyciąganie do ciemnej energii czuła, że po części na to zasłużyła, a nawet w pełni, więc po prostu postanowiła pozostać cicho w tej sprawie.
Nagle poczuła, jak wysuwa się z jego objęć i upada. Przestraszyła się i otworzyła oczy. Powietrze uciekło jej z płuc. Usłyszała tylko plusk, a chwilę później jej ciało znajdowało się już pod wodą. Ten drań wrzucił ją do basenu z lodowatą wodą. Basenu, który jak na ironię sama kazał wykopać!
- Nie myśl sobie, ze z tobą skończyłem. - Tak brzmiały pierwsze słowa, które usłyszała, gdy w końcu udało jej się opanować szok i wydostać na powierzchnię. Zadrżała na całym ciele i bynajmniej nie z zimna...
                                                                        <Arata?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz