poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Niemagiczni cz.2 (Riuuk)

Zamach w prawo, obrót w lewo - ciężki wydech - unik, przejście na lewą nogę i cios z góry - ciężki wdech - salto do tyłu, wyskok i cios w prawej - poruszała się niczym w tańcu, magicznym tańcu śmierci wśród pogrążonych w blasku księżyca poświacie drzew.
- Co ja ci zrobiłam? - Wrzasnęła, a śpiące ptaki i nietoperze z pobliskich ruin w samym środku ogrodu oszołomione wzbiły się z piskiem wysoko w górę. Drewniany, wystrugany kostur, którego technikę doskonaliła ponownie uderzył w wiszący na drzewie manekin. Była zdenerwowana, zażenowana i ... bezsilna.
Nienawidziła być bezsilna! To najgorszy rodzaj uczucia zaraz po zdradzie.
Drewniany kij ponownie uderzył tym razem po odbiciu od jednego z grubych pni do tyłu z wysokiego, obrotowego zamachu. Zawisła w powietrzu kiedy koniec kija zatrzymał się zatrzaśnięty w silnej i dużej dłoni. Dłoni, której nie znała, lecz musiała poznać.
- Nie wiedziałem, że taka niepozorna dziewczyna może mieć w sobie tyle ognia. - Puścił kij i mrugnął do niej z durnowatym uśmieszkiem na ustach. Kilian, ten tłumok co kibluje tyle w czwartej klasie! Akurat z nim musiała wylądować. Z jednym ze swoich głównych konkurentów do tytułu najlepszego assasina w szkole. Nie żeby go nie lubiła, ponieważ przez kilka lat zamieniła z nim paręnaście zdań, jednak nie miała ochoty na nowe znajomości. Szczególnie po przygodzie z Chesh'em. Dziwnym trafem odrobinę jej go przypominał.
Wbiła kostur głęboko w ziemię zaostrzonym końcem. Czego w nim najbardziej nie lubiła? W sumie niczego. Ogólnie miała bardzo mało informacji na jego temat. To troszku irytujące.
- To, że jestem dziewczyną nie znaczy, że jestem słabsza, wolniejsza czy mniej przebiegła od ciebie. - Warknęła. Ostatnio bywała w bardzo złym humorze. Zwłaszcza jak ktoś przerywał jej trening. Z resztą raz w miesiącu każda kobieta jest niczym pogoda... Zmienna i nieprzewidywalna.
- Powiedz jeszcze, że jesteś zatwardziałą feministką, która sama otwiera sobie słoiki. - Wywrócił oczami i szybkim ruchem wyrwał kostur z ziemi chichocząc. Zimnej, jesiennej ziemi szykującej się na przyjście mroźniej zimy.
- Więc od dzisiaj jesteś moim p a r t n e r e m - odwróciła się do niego i wywracając oczami pokazała palcami przysłowiowy cudzysłów. - Nienawidzę tego łysego obiboka ( tak ma na myśli naszego kochanego pana dyrektora)! - Zmarszczyła brwi. - A co do feminizmu... po prostu lubię być samowystarczalna, ale to nie oznacza, że od razu feministka! - Fuknęła i obróciła się do niego, wyciągnęła rękę. - Oddaj śmieszku!
- Po co trenujesz walkę tym kawałkiem drewna? - Podrzucił kostur i złapał z tyłu drugą ręką. - Poza tym skąd jesteś. Na co dzień nie widuje się tak wysokich kobiet, które nie muszą patrzeć na mnie podnosząc głowę. - Uśmiechnął się szelmowsko.
- Pochodzę ze Smoczych Gór. - Odwróciła głowę ku księżycowi. - Nagle przypomniały jej się słowa dyrektora. " Jako obydwoje najbardziej niezdolni w sztuce magicznej uczniowie..." Złapała się pod boki i błyskawicznie podjęła próbę wyrwania broni nowemu znajomemu. Napotkała opór.
- Słuchaj, ty jesteś słaba z magii, ja też...
- No co ty? - Wypaliła przeciągając kij lekko w swoją stronę.
- Wypadałoby się lepiej poznać nie sądzisz? - Zagadnął przeciągając broń w swoją stronę.
Nagle dziewczyna wyrzuciła pod nogi żółtą fiolkę. Zanim zdołał odskoczyć fiolka wybuchła pogrążając całą polanę w żółtym, drażniącym dymie. Kaszlnął i przetarł oczy klnąc pod nosem. Ku jego zdziwieniu broń pozostała w jego dłoni, jednak dziewczyna zniknęła.
- Ej, idioto! Jak chcesz to odpowiem ci na każde twoje pytanie tylko najpierw musisz mnie złapać i pokonać! Udowodnić, że nie pogrążysz mnie w tej samobójczej misji! - Uśmiechnęła się krzywo i wstała machając mu z gałęzi pobliskiego drzewa, pierwszego w drodze do labiryntu.
- Nie możesz używać broni, oprócz tej, którą ci pozostawiłam. - Zdjęła z sąsiedniej gałęzi powieszony wcześniej płaszcz, narzuciła na głowę głęboki kaptur i zniknęła w cieniu labiryntu.



< Kilianie! Zabawę czas zacząć! >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz