poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Klarowne, a jednak mętne cz. 2 (Kot z Cheshire)

    Kot stanął jak wryty. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
    - Słucham?
    Amon obrócił się do niego.
    - O czym ty pieprzysz?! Nie ma opcji, żebyśmy byli rodziną!
   - Tak to właśnie wygląda – zaczął mężczyzna. - Wiem, że pewnie ciężko ci w to uwierzyć, ale jesteś członkiem wielkiego rodu... 
    - W dupie mam wasze rody! - przerwał mu. - Zresztą to się kupy nie trzyma! Jakim cudem mamy być braćmi, skoro ja jestem podobno z bocznej gałęzi, a ty z głównej... To bez sensu!
    - Mamy tego samego ojca, lecz różne matki. Twoja nie była jego żoną, tylko... znajomą. Innymi słowy jesteś bękartem.
    Kot parsknął i odwrócił wzrok. Riuuk przyjrzała mu się. Jego zwierzęca natura dokładnie zdradzała wszystkie emocje, której się w nim teraz kłębiły. Położył uszy, skóra na nosie marszczyła mu się, a ogon strzelał na boki niczym bicz. Źrenice zwężały mu się nienaturalnie.
    - Hej... - zaczęła ignorując ból. - To chyba dobrze spotkać kogoś z rodziny, nie? Czym się tak denerwujesz?
    Kolejne parsknięcie. Kot podniósł na nich spojrzenie.
    - Żartujesz sobie? Matka sprzedała mnie na targu za psie pieniądze, a on mi wyskakuje z rodziną?
    - Co...?
    Riuuk spojrzała na Amona. Teraz to on spuścił wzrok.
    - Przykro mi – westchnął. - My...
    - Wiesz co? To nie ma znaczenia. Jedyną osobą, która miała z moją rodziną cokolwiek wspólnego był Boyle – wysyczał patrząc na Amona spode łba. - Koniec rozmowy.
    Przeszedł koło nich ignorując spojrzenie mężczyzny.

  
   Kot leżał na dachu posiadłości Riuuk. Zimne nocne powietrze sprawiało, że każdemu jego oddechowi towarzyszył dymek pary. Na bezchmurnym niebie błyszczały srebrzyste gwiazdy i księżyc w pełni. Okolica pogrążona była we śnie, w żadnym oknie nie paliło się światło. Panowała niezmącona niczym cisza.
    Pozwolił, by zalała go fala myśli. A wraz z nią powróciło wspomnienie otwarcia portalu. I ogromny żal. Tak naprawdę od początku nie miał zbyt wielkich nadziei. Nie mogło pójść tak gładko. Jednak do tej pory było mu o wiele prościej ignorować tą myśl. Cztery lata życia w Akademii pod zwierzęcą postacią i ograniczanie użycia magii do koniecznego minimum, sprawiły, że przestał żyć starym życiem. Ale teraz kiedy znowu zaczął używać mocy... Kiedy czuje, jak przez niego przepływa, pieści jego skórę, czyniąc go niezwyciężonym... Nawet teraz czuł na karku jej oddech. Cały czas przy nim była. Kochał to uczucie. I to właśnie ono stanowiło o tym, kim był. Kotem z Cheshire.
    Przez to wszystko tęsknota za Krainą Czarów ogarnęła go jeszcze bardziej. Tylko tam mógł być prawdziwym sobą. I to właśnie tam czekała na niego najczystsza magia na świecie. Znowu słyszał jak go woła. Czuł, że go szuka, tak jak on jej. Nie bez powodu nazywano go Oblubieńcem Magii. Ona go naprawdę kochała. A teraz został jej odebrany.
    Musiał wrócić.
    Nie tylko dlatego, że kochał swoją Krainę.
    Ale również dlatego, że magia gotowa jest roznieść ją w pył, jeśli go nie znajdzie.

    Dachówki zaskrzypiały.
    Kot podniósł się i zobaczył, że na dach wspina się Amon. Mężczyzna zwinnym ruchem podciągnął się, a potem wspierając na rękach ciało, przerzucił nogi na górę. Wyprostował się i otrzepał ręce.
Powoli skierował się w stronę kota i bez słowa usiadł obok.
    - Słuchaj... - zaczął w końcu. - Wiem, że to pewnie dla ciebie niekomfortowa sytuacja. Tak nagle do wiedzieć się o swojej rodzinie i w ogóle. My naprawdę nie...
    - Spoko.
    - Co?
    Kot ziewnął.
   - Wcześniej przegiąłem – mruknął przeciągając się. - Po prostu byłem wkurzony tym portalem. I zmęczony po walce... Nie myślałem wtedy logicznie.
    - Czyli że...
    - Nie rób sobie nadziei – parsknął. - Mam gdzieś ciebie i ten twój ród. Nie jestem jego częścią. I nie jestem twoim bratem. Nigdy nie miałem rodziny i nie obchodzi mnie, kto się za nią uważa.
    Amon milczał przez chwilę.
    - A ten Boyle? Kim on był?
  - Kupił mnie. Nie chciał dzieciaka, tylko kota. Kochał wszystko, co związane z magią. A ona kochała mnie, więc...
    Wzruszył ramionami. 
    Siedzieli chwilę nic nie mówiąc.
    - A jak ma się mój ród? W sensie, kiedy jeszcze byłeś w Krainie.
    Kot wciągnął powoli powietrze.
    - Wiesz... - przerwał drapiąc się w szyję. - Po tym jak zdradziłeś i zostałeś wygnany stracili honor i szacunek. Nikt nie chciał wżeniać się w rodzinę, rodziło się coraz mniej potomków. A tych, którzy się rodzili, magia nie obdarzała swoim błogosławieństwem... I, no wiesz, życie w Krainie Czarów bez umiejętności korzystania z magii nie jest możliwe.
    Amon westchnął głęboko i spuścił głowę.
    - Mój ród... już nie istnieje, tak?
    Kot skinął głową. Mężczyzna schował twarz w dłoniach.
    - O, tu jesteście.
    Obrócili się. Na brzegu dachu stała Riuuk.
    - Hej! - Amon poderwał się. - Co ty tu robisz? Powinnaś odpoczywać!
   Dziewczyna podeszła i usiadła pomiędzy nimi. Oparła głowę na ramieniu zatroskanego przyjaciela, który od razu objął ją ręką.
    - Dobrze się czuję – szepnęła wtulając twarz w jego koszulę. - A nie chciałam czegoś przegapić. Dogadaliście się już?
    - Można tak... - Amon popatrzył na Kota – powiedzieć...
    - Świetnie – obróciła głowę. - Więc... "Chesh". Ciebie również magia wyrzuciła z Krainy za zdradę?
     Kot skrzywił się.
    - Oczywiście, że nie – parsknął. - Miedzy mną, a twoim przydupasem jest różnica. On był z magią związany kontraktem krwi. I tyle. Kiedy złamał jego założenia, to go wypieprzyła. Magii w Krainie nie wolno się sprzeciwiać. A mnie wywalili... Bo sprzeciwiłem się władcy. Tymczasowemu, ale jednak. Co za tym idzie... Kiedy Amon będzie chciał wrócić do Krainy, magia go nie wpuści. Ale ja...
     Przerwał i spojrzał na nich.
    - Jeśli znajdę w tym świecie miejsce wystarczająco obfite w moc, by otworzyć portal, będę mógł wrócić do Krainy Czarów – wysyczał przez zęby.
    A na jego ustach zagościł drapieżny uśmiech.


    - Matko, tak dawno cię nie widziałem! Już myślałem że od nas uciekłeś!
    Na twarzy dyrektora pojawił się ogromny rumieniec, gdy tarmosił fioletowe futerko. Kot miauknął.
     Wczorajszego wieczora wrócili do Akademii. Od tamtej pory nie widział ani Riuuk, ani Amona. I bardzo dobrze. Miał dość ich towarzystwa.
     Wysunął się spod dłoni dyrektora i zniknął między krzewami.
     Czuł ogromny niedosyt. Wyczuwał magię i chciałby się z nią zjednoczyć, ale nie mógł. Nie, jeśli wciąż chciał utrzymać swoją prawdziwą postać w tajemnicy.
    Parsknął.
    Najwyższy czas wziąć się za siebie.
    Kiedy otworzył portal, czuł bliskość Krainy Czarów. Tak niewiele brakowało...
    Musi znaleźć sposób, by tam wrócić.


THE END

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz