Kot stanął jak wryty. Nie mógł
uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
- Słucham?
Amon obrócił się do niego.
- O czym ty pieprzysz?! Nie ma
opcji, żebyśmy byli rodziną!
- Tak to właśnie wygląda –
zaczął mężczyzna. - Wiem, że pewnie ciężko ci w to uwierzyć,
ale jesteś członkiem wielkiego rodu...
- W dupie mam wasze rody! - przerwał
mu. - Zresztą to się kupy nie trzyma! Jakim cudem mamy być
braćmi, skoro ja jestem podobno z bocznej gałęzi, a ty z
głównej... To bez sensu!
- Mamy tego samego ojca, lecz różne
matki. Twoja nie była jego żoną, tylko... znajomą. Innymi słowy
jesteś bękartem.
Kot parsknął i odwrócił wzrok.
Riuuk przyjrzała mu się. Jego zwierzęca natura dokładnie
zdradzała wszystkie emocje, której się w nim teraz kłębiły.
Położył uszy, skóra na nosie marszczyła mu się, a ogon strzelał
na boki niczym bicz. Źrenice zwężały mu się nienaturalnie.
- Hej... - zaczęła ignorując ból.
- To chyba dobrze spotkać kogoś z rodziny, nie? Czym się tak
denerwujesz?
Kolejne parsknięcie. Kot podniósł
na nich spojrzenie.
- Żartujesz sobie? Matka sprzedała
mnie na targu za psie pieniądze, a on mi wyskakuje z rodziną?
- Co...?
Riuuk spojrzała na Amona. Teraz to on
spuścił wzrok.
- Przykro mi – westchnął. -
My...
- Wiesz co? To nie ma znaczenia.
Jedyną osobą, która miała z moją rodziną cokolwiek wspólnego
był Boyle – wysyczał patrząc na Amona spode łba. - Koniec
rozmowy.
Przeszedł koło nich ignorując
spojrzenie mężczyzny.
Kot leżał na dachu posiadłości
Riuuk. Zimne nocne powietrze sprawiało, że każdemu jego oddechowi
towarzyszył dymek pary. Na bezchmurnym niebie błyszczały
srebrzyste gwiazdy i księżyc w pełni. Okolica pogrążona była we
śnie, w żadnym oknie nie paliło się światło. Panowała
niezmącona niczym cisza.
Pozwolił, by zalała go fala myśli. A
wraz z nią powróciło wspomnienie otwarcia portalu. I ogromny żal.
Tak naprawdę od początku nie miał zbyt wielkich nadziei. Nie mogło
pójść tak gładko. Jednak do tej pory było mu o wiele prościej
ignorować tą myśl. Cztery lata życia w Akademii pod zwierzęcą
postacią i ograniczanie użycia magii do koniecznego minimum,
sprawiły, że przestał żyć starym życiem. Ale teraz kiedy znowu
zaczął używać mocy... Kiedy czuje, jak przez niego przepływa,
pieści jego skórę, czyniąc go niezwyciężonym... Nawet teraz
czuł na karku jej oddech. Cały czas przy nim była. Kochał to
uczucie. I to właśnie ono stanowiło o tym, kim był. Kotem z
Cheshire.
Przez to wszystko tęsknota za Krainą
Czarów ogarnęła go jeszcze bardziej. Tylko tam mógł być
prawdziwym sobą. I to właśnie tam czekała na niego najczystsza
magia na świecie. Znowu słyszał jak go woła. Czuł, że go szuka,
tak jak on jej. Nie bez powodu nazywano go Oblubieńcem Magii. Ona go
naprawdę kochała. A teraz został jej odebrany.
Musiał wrócić.
Nie tylko dlatego, że kochał swoją
Krainę.
Ale również dlatego, że magia gotowa
jest roznieść ją w pył, jeśli go nie znajdzie.
Dachówki zaskrzypiały.
Kot podniósł się i zobaczył, że na
dach wspina się Amon. Mężczyzna zwinnym ruchem podciągnął się,
a potem wspierając na rękach ciało, przerzucił nogi na górę.
Wyprostował się i otrzepał ręce.
Powoli skierował się w stronę kota i
bez słowa usiadł obok.
- Słuchaj... - zaczął w końcu. -
Wiem, że to pewnie dla ciebie niekomfortowa sytuacja. Tak nagle do
wiedzieć się o swojej rodzinie i w ogóle. My naprawdę nie...
- Spoko.
- Co?
Kot ziewnął.
- Wcześniej przegiąłem –
mruknął przeciągając się. - Po prostu byłem wkurzony tym
portalem. I zmęczony po walce... Nie myślałem wtedy logicznie.
- Czyli że...
- Nie rób sobie nadziei –
parsknął. - Mam gdzieś ciebie i ten twój ród. Nie jestem jego
częścią. I nie jestem twoim bratem. Nigdy nie miałem rodziny i
nie obchodzi mnie, kto się za nią uważa.
Amon milczał przez chwilę.
- A ten Boyle? Kim on był?
- Kupił mnie. Nie chciał
dzieciaka, tylko kota. Kochał wszystko, co związane z magią. A
ona kochała mnie, więc...
Wzruszył ramionami.
Siedzieli chwilę nic nie mówiąc.
- A jak ma się mój ród? W sensie,
kiedy jeszcze byłeś w Krainie.
Kot wciągnął powoli powietrze.
- Wiesz... - przerwał drapiąc się
w szyję. - Po tym jak zdradziłeś i zostałeś wygnany stracili
honor i szacunek. Nikt nie chciał wżeniać się w rodzinę,
rodziło się coraz mniej potomków. A tych, którzy się rodzili,
magia nie obdarzała swoim błogosławieństwem... I, no wiesz,
życie w Krainie Czarów bez umiejętności korzystania z magii nie
jest możliwe.
Amon westchnął głęboko i spuścił
głowę.
- Mój ród... już nie istnieje,
tak?
Kot skinął głową. Mężczyzna schował twarz w dłoniach.
Kot skinął głową. Mężczyzna schował twarz w dłoniach.
- O, tu jesteście.
Obrócili się. Na brzegu dachu stała
Riuuk.
- Hej! - Amon poderwał się. - Co
ty tu robisz? Powinnaś odpoczywać!
Dziewczyna podeszła i usiadła
pomiędzy nimi. Oparła głowę na ramieniu zatroskanego
przyjaciela, który od razu objął ją ręką.
- Dobrze się czuję – szepnęła
wtulając twarz w jego koszulę. - A nie chciałam czegoś
przegapić. Dogadaliście się już?
- Można tak... - Amon popatrzył na
Kota – powiedzieć...
- Świetnie – obróciła głowę. -
Więc... "Chesh". Ciebie również magia wyrzuciła z
Krainy za zdradę?
Kot skrzywił się.
- Oczywiście, że nie – parsknął.
- Miedzy mną, a twoim przydupasem jest różnica. On był z magią
związany kontraktem krwi. I tyle. Kiedy złamał jego założenia,
to go wypieprzyła. Magii w Krainie nie wolno się sprzeciwiać. A
mnie wywalili... Bo sprzeciwiłem się władcy. Tymczasowemu, ale
jednak. Co za tym idzie... Kiedy Amon będzie chciał wrócić do
Krainy, magia go nie wpuści. Ale ja...
Przerwał i spojrzał na nich.
- Jeśli znajdę w tym świecie
miejsce wystarczająco obfite w moc, by otworzyć portal, będę
mógł wrócić do Krainy Czarów – wysyczał przez zęby.
A na jego ustach zagościł drapieżny
uśmiech.
- Matko, tak dawno cię nie
widziałem! Już myślałem że od nas uciekłeś!
Na twarzy dyrektora pojawił się
ogromny rumieniec, gdy tarmosił fioletowe futerko. Kot miauknął.
Wczorajszego wieczora wrócili do
Akademii. Od tamtej pory nie widział ani Riuuk, ani Amona. I bardzo
dobrze. Miał dość ich towarzystwa.
Wysunął się spod dłoni dyrektora i
zniknął między krzewami.
Czuł ogromny niedosyt. Wyczuwał magię
i chciałby się z nią zjednoczyć, ale nie mógł. Nie, jeśli
wciąż chciał utrzymać swoją prawdziwą postać w tajemnicy.
Parsknął.
Najwyższy czas wziąć się za siebie.
Kiedy otworzył portal, czuł bliskość
Krainy Czarów. Tak niewiele brakowało...
Musi znaleźć sposób, by tam wrócić.
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz