sobota, 27 sierpnia 2016

Klarowne, jednak mętne cz.1 (Riuuk)

Wracali do tymczasowego miejsca zamieszkania w milczeniu. Amon prowadził niosąc Riuuk na brana. Drugi wlókł się kilka metrów za nimi. Czekała na to, aż będą gotowi na wyjawienie jej tajemnicy. Czekała cierpliwie, a bandaż zrobiony z podartej koszuli Amona nasiąkał coraz bardziej krwią. Nagle czarnowłosy towarzysz odchrząknął i przystanął. 
- Obydwoje wywodzimy się z krainy czarów. Chesh nie pamięta mnie zbyt dobrze, ponieważ był jeszcze dzieckiem. To było milenia temu licząc na wasz przelicznik czasowy. Ja, Amon zwany Wybawcą wywodzę się z wielkiego, magicznego rodu zmiennokształtnych. Jako najwyższy dowódca podlegający przodkom Królowej  Kier miałem za zadanie obronę całej krainy i wszystkich jej mieszkańców.  Kiedyś tylko król mógł rządzić. Jedna z jego zon pragnąc władzy uknuła intrygę i otruła króla. Nie mieli potomków więc to ona zasiadła na tronie. Brat króla zginął na jednej z wypraw badawczych więc nikt nie mógł sie jej przeciwstawić. Ja, jako głos ludu sprzeciwiłem się jej. Jednak nie mogłem nic zdziałać.
- Więc co się stało? Czemu jej nie powstrzymałeś? - Niedowierzanie zmieszało się z grymasem złości i zacisnęła pięści.
- Moja droga, to nie takie proste jak może się wydawać. Jako przedstawiciel najpotężniejszego rodu i wierny sługa byłem związany z rodem królewskim przysięga wierności i posłuszeństwa. Kiedy się sprzeciwiłem skazano mnie na wieczna banicję, a sama, czysta pani magia wygnała mnie do waszego świata. Jedyne co po mnie pozostało to legendy, w które już nikt nie wierzy i opowiada się je jako bajki na dobranoc małym dzieciom oraz mój młodszy brat...
- Co?! Chyba jaj sobie robisz! - Wykrzyczała  mu niemal do ucha. Cudem powstrzymał się by jej nie zrzucić. - Ale on zabił królową. Jak to możliwe?
- Tak, to mój dużo młodszy brat. Miał dużo prościej. Jako potomek z bocznej linii nie był związany z kimkolwiek i czymkolwiek. Można powiedzieć, że to takie małe zabezpieczenie, które chociaż częściowo się sprawdziło... - Wzdychnął głęboko.
- I co teraz zrobisz? Czemu jesteś tu ze mną? - Pytania same wydobywały się z ust, wręcz bezwiednie. Odruchowo. Oparła podbródek o dłonie na głowie Amona.
- Twój mistrz uratował mnie kiedy tu trafiłem. Bezradny bez magii, potężnego oręża i w delikatnym ciałku małego zwierzęcia. Pech chciał, że wylądowałem niedaleko twojej wioski w smoczym legowisku.. W samym środku żłobka dla smoczątek - skrzywił się na to wspomnienie. - Mało brakowało,a prawdopodobnie skończył bym jako smocza karma. On mnie uratował.
Przed samą śmiercią złożyłem twojemu mistrzowi przyrzeczenie. " Spełnię jedno twoje życzenie mój drogi przyjacielu". - Podrapał się po brodzie.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem i lekkim zawstydzeniem. Była taka głupia i niedomyślna!
- " Chroń do końca swoich dni ostatnia cząstkę pierwszego rodu Smoczych Mówców ".
- Czy on był... - zawahała się i nerwowo poprawiła kosmyk włosów.
- Zaginionym  "Człowiekiem posiadającym władzę nad smokami".  Założycielem twego rodu. 
- Ale, jak zwykły człowiek mógł przeżyć prawie 500 lat! To niemożliwe! - Patrzyła z niedowierzaniem niczym małe dziecko po usłyszeniu starej legendy.
- Moja droga, żyjesz w świecie magii, posiadającym wiele światów, zaklęć i magicznych stworzeń. Tutaj nic nie jest niemożliwe!
Ku ich uciesze na horyzoncie zamajaczyła smuga ciężkiego, szarego dymu. Już tak blisko, a jednak tak daleko!

< Drugi, mój kompanie! >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz